Nanda Devi

W tym dziale rozmawiamy o górach z całego świata oraz przedstawiamy nasze relacje i zdjęcia z wycieczek zagranicznych. Również tu możesz zapytać o przygotowania, problemy i trudności przy organizowaniu wypraw zagranicznych.

Moderatorzy: adamek, PiotrekP, Moderatorzy

Oscar

Nanda Devi

Post autor: Oscar » 25 listopada 2008, 14:41

Na początek może coś z Wikipedii

http://pl.wikipedia.org/wiki/Nanda_Devi
Oscar

Post autor: Oscar » 25 listopada 2008, 14:47

Himalajski szczyt, Nanda Devi East 7434 m n.p.m. powszechnie kojarzy się jako pierwszy himalajski wierzchołek zdobyty w 1939 roku przez Polaków i to po raz pierwszy. W momencie jego zdobycia był to wówczas szósty szczyt w hierarchii dotychczas zdobytych. Natomiast raczej mało osób wie o tym, że wokół tej wyprawy utworzyła się legenda trochę na podobieństwo "klątwy faraona", a w ogóle była to wyprawa ze wszech miar nietypowa.

Pierwsza nietypowość to to, że gdy jej uczestnicy udawali się w Himalaje to w kraju już dość mocno "pachniało" wojną. To, że ona się w ogóle odbyła zawdzięczać należy chyba dość powszechnej ówczesnej wierze Polaków w słabość Niemiec Hitlera oraz w wiarygodność zobowiązań sojuszniczych Francji i Wielkiej Brytanii. Nie chciano jej odkładać bo była traktowana jako przygotowawcza do planowanej polskiej wyprawy na K2.

Druga nietypowość to, że wszyscy jej uczestnicy - 42-letni Adam Karpiński, kierownik wyprawy, 34-letni Jakub Bujak, 32-letni Stefan Bernadzikiewicz oraz najmłodszy, 29-letni Janusz Klarner byli z zawodu inżynierami mechanikami.

Dyskutowano też nad jej składem bo Janusz Klarner rok wcześniej dopiero odbył kilka zaledwie wspinaczek tatrzańskich i powszechnie uważany był za tatrzańskiego nowicjusza.

Zrazu wyprawie sprzyja szczęście i 2 lipca 1939 roku Jakub Bujak i Janusz Klarner stają na wschodnim wierzchołku i ustanawiają polski rekord wysokości. Być może dwóch pozostałych pozazdrościło im sukcesu bowiem ruszają na zdobycie innego wierzchołka masywu Nanda Devi - Tirsuli (7074 m n.p.m.). Niestety obydwoje giną w lawinie w dniu 18 lub 19 lipca - to pierwsze ofiary "Klątwy Nandy". Żyjący uczestnicy wyprawy nie wracają razem do kraju. Jakub Bujak zdąży jeszcze powrócić przed 1 września, zostaje zmobilizowany i przez Francję trafia do Anglii gdzie wpierw jest mechanikiem w lotniczej jednostce wojskowej, a później jako ceniony specjalista od budowy samolotów trafia do brytyjskiego przemysłu lotniczego. W czasie pobytu w Anglii nie zapomina o górach, jednak tutejsze górki nie dają zbyt wielu okazji do bardziej ambitnych dokonań. W pierwszych dniach lipca 1945 r. wyrusza na kolejną wycieczkę w góry Kornwalii i ginie po nim wszelki ślad. Nigdy nie znaleziono ciała i władze w końcu przyjęły wersję, że utopił się podczas kąpieli morskiej (te góry były położone przy brzegu morza). Inni mówią, że Jakub Bujak, który pojechał na wycieczkę dosłownie prawie w przeddzień powrotu do kraju, gdzie pozostała żona, Maria Łomnicka-Bujakowa, również taterniczka, po prostu wiedział zbyt wiele o tajemnicach brytyjskiego przemysłu lotniczego. To trzecia ofiara "Klątwy Nandy".

Jakub Klarner dotarł do kraju okrężną drogą, przez Rumunię, walczył w AK i uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie wrócił do Warszawy i jeździł po kraju z odczytami o wyprawie na Nanda Devi. 17 września 1949 roku wyszedł z swego mieszkania w Warszawie i wszelki ślad po nim zaginął. Krótko po upływie 10 lat od zdobycia szczytu żaden z jej uczestników już nie żył. Czwarta ofiara klątwy góry?

Żona Bujaka zmarła w Zakopanem w 1985 roku, miała wówczas 84 lata, zajmowała się tkactwem artystycznym, miała wiele wystaw w kraju i zagranicą, wykładała też w Zespole Szkół Zawodowych im. Heleny Modrzejewskiej w Zakopanem. Podobno pytana o tajemnicę śmierci męża zmieniała temat. Jest pochowana na Pęksowym Brzyzku.

W roku 1957 ginie podczas stosunkowo nietrudnej wspinaczki w południowym żlebie Młynarza jeden z dwóch synów Adama Karpińskiego, Marek. Lawina kamienna dopadła go 17 lipca czyli w przeddzień 18 rocznicy śmierci ojca w Himalajach. I jak tu nie wierzyć w fatum! Marek był chyba jednym z najmłodszych zdobywców Mnicha bo był na nim w 1938 roku wraz z ojcem i starszym bratem Jackiem jako 8 letni chłopiec.
Oscar

Post autor: Oscar » 25 listopada 2008, 14:50

Odnaleziono cenny film z polskiej wyprawy w Himalaje z 1939

15-02-2008

Film nakręcony podczas polskiej wyprawy w Himalaje w 1939 został odnaleziony po 69 latach w Londynie - poinformowała Anna T. Pietraszek z Biura Edukacji Publicznej IPN.

To właśnie Pietraszek - alpinistka, dokumentalistka TVP i filmowiec pracujący w IPN - po 17 latach wytrwałych poszukiwań odnalazła ten film w archiwach Brytyjskiego Instytutu Filmowego (British Film Institute - BFI) w Londynie.

Jak przypomniała w piątkowej rozmowie z PAP, celem polskiej ekspedycji himalajskiej w 1939 była Nanda Devi East (7434 m n.p.m.) w Indiach. Wyprawa ta stanowiła rekonesans, przygotowanie do planowanej już wtedy ekspedycji Polaków - na Mount Everest.

W skład wyprawy wchodzili: Adam Karpiński, Jakub Bujak, Stefan Bernadzikiewicz i Janusz Klarner. Losy uczestników tej ekspedycji były dramatyczne; po latach pojawiło się nawet określenie "klątwa Nandy".

Nanda Devi East (7434 m n.p.m.) została zdobyta w lipcu 1939 r. - przez Jakuba Bujaka i Janusza Klarnera. Adam Karpiński i Stefan Bernadzikiewicz zginęli niestety w lawinie.

Po zdobyciu Nanda Devi East, Klarner i Bujak postanowili wracać do Polski. W Bombaju dotarła do nich wiadomość o wybuchu II wojny światowej, o ataku Niemców na Polskę. Wówczas himalaiści rozdzielili się.

Klarner dotarł do Warszawy, walczył w Powstaniu Warszawskim. W 1949 zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Bujak dotarł przez Palestynę do Londynu, gdzie podjął pracę jako konstruktor silników lotniczych na rzecz brytyjskiego przemysłu zbrojeniowego. W 1945 zaginął w tajemniczych okolicznościach.

Pietraszek uważa, że odnaleziony w Londynie film mógł dotrzeć do Wielkiej Brytanii właśnie z Jakubem Bujakiem.

W piątek 15 lutego w warszawskim mieszkaniu Pietraszek odbędzie się pierwsza projekcja odnalezionego filmu. Obejrzą go m.in.: Aneta Haseler - producentka filmowa z Wielkiej Brytanii współpracująca z IPN, córka jednego ze zdobywców Nanda Devi Magdalena Bujak i wnuk himalaisty, Jakub Bujak.

Pietraszek powiedziała, że wspólnie z Anetą Haseler chce zrealizować film dokumentalny o uczestnikach wyprawy na Nanda Devi. Będzie on zawierał m.in. fragment odnalezionego filmu z 1939 r. Autorki będą szukać informacji na temat zagadkowej śmierci Janusza Klarnera i Jakuba Bujaka - mogących wyjaśnić, dlaczego i w jaki sposób himalaiści zaginęli.
Oscar

Post autor: Oscar » 25 listopada 2008, 14:53

Jacek Papis 28.05.2008.

Klątwa Nandy zabija Polaków

Po 69 latach odnalazł się film z pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje, której bohaterowie zaginęli w tajemniczych okolicznościach...

Nanda Devi to święta góra Hindusów. Wierzą oni, że ktokolwiek odważy się postawić stopę na jej szczycie, niechybnie ściągnie na siebie nieszczęście.

Tę właśnie górę, niemal w przeddzień II wojny światowej, zdobyło dwóch polskich alpinistów - Jakub Bujak i Janusz Klarner. Pomimo, że wojenne wydarzenia nadały ich losom różne kierunki, wykazują one jednak zadziwiającą zbieżność: obaj niedługo po wojnie zaginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. To, co naprawdę się z nimi stało, pozostaje tajemnicą do dziś.

Jedną z osób, które próbują tę tajemnicę rozwikłać jest Anna Pietraszek z Instytutu Pamięci Narodowej – alpinistka i wybitny filmowiec. Wierzyła ona przez lata, że musi istnieć film z wyprawy na Nanda Devi. Poszukiwania tego filmu zajęły jej 17 lat.

Zaginieni

Wyprawa na Nandę miała być przygotowaniem do kolejnej ekspedycji na K2. Jej kierownikiem był 34-letni Jakub Bujak. Oprócz najmłodszego i najmniej doświadczonego Klarnera (29), towarzyszyli mu Adam Karpiński (42) i Stefan Bernadzikiewicz (32).

Dwóch ostatnich "klątwa Nandy" dotknęła jeszcze na stoku: zginęli w lawinie, podczas próby zdobycia pobliskiej Trisuli. Na dół zeszli tylko Bujak z Klarnerem. Wiadomość o wybuchu wojny zastała ich w czasie powrotu w Bombaju. Wówczas rozdzielili się: Bujak dotarł do Anglii, a Klarner (przez Rumunię) do Warszawy.

Podczas okupacji Klarner walczył w AK i brał udział w powstaniu warszawskim. Jeszcze podczas wojny zaczął jeździć z odczytami o wyprawie na Nandę. Napisał też o niej książkę, którą bezskutecznie próbował wydać. Ukazała się dopiero podczas odwilży 1956 roku, ale on zapewne nigdy się o tym nie dowiedział. 17 września 1949 roku wyszedł ze swojego mieszkania w Warszawie i zaginął bez wieści. Jego rodzina daremnie próbowała się czegoś dowiedzieć, a siostra 2 lata szukała informacji, odwiedzając różne więzienia – wszystko na próżno: przepadł jak kamień w wodę.

Z kolei Bujak, który dotarł do Londynu przez Palestynę, jako wybitny inżynier i konstruktor pracował nad projektami prototypowych silników dla armii brytyjskiej. W lipcu 1945 roku, wraz z zaprzyjaźnioną Angielką, udał się w góry Kornwalii. Oboje zaginęli. Mimo poszukiwań policji oraz wyprawy zorganizowanej przez kolegów nie udało się ich nigdy odnaleźć. Przyjęto więc wersję, że utonęli w morzu – choć dzień był zimny i nie nadający się do kąpieli.

Cudem ocalały

Anna Pietraszek twierdzi, że kiedy dostała w 1989 roku propozycję zrobienia filmu o wyprawie na Nanda Devi – to było dla niej jak "bajka z Hollywood". O przedwojennej ekspedycji słyszała od małego. Nazwiska czterech polskich himalaistów znał każdy, kto w ówczesnej Polsce interesował się alpinizmem. Ten niesamowity wyczyn nie był jednak powszechnie znany, gdyż w latach komunizmu, "przedwojenni bohaterowie" z założenia nie cieszyli się uznaniem.

Film nakręciła w ciągu miesiąca, bo tyle dostała na to czasu. Potem zaczęła odkrywać tę historię dalej – dla siebie. Na jednym ze zdjęć w książce Klarnera zobaczyła, że Bernadzikiewicz ma ze sobą kamerę. Na tej podstawie wysnuła wniosek, że podczas wyprawy musiał być nagrywany film. Uczestnicząc wielokrotnie w wyprawach górskich wiedziała, co to znaczy dźwigać filmowe rolki. Była przekonana, że takiej taśmy nie bierze się na szczyt, więc Karpiński i Bernadzikiewicz, idąc na Trisuli, musieli zostawić ją w bazie. W istnienie filmu wierzyła też wielka amatorka polskiego alpinizmu – Wanda Rutkiewicz. Próbowała go odnaleźć podczas swojego pobytu w Londynie, ale znalazła tylko pudełka. Pietraszek miała więcej szczęścia: zaangażowała do pomocy dwóch brytyjskich archiwistów z British Film Institute, którzy niczym dwóch Sherlocków Holmesów rozpoczęli poszukiwania według jej telefonicznych wskazówek – i udało się. Tak naprawdę gdzie znajduje się bezcenny film, Pietraszek wiedziała już od 15 lat.

Do pomysłu przywiezienia go do Polski próbowała namówić kolegów z Klubu Wysokogórskiego, ale tam do pomysłu tego odnoszono się z rezerwą. Szukała też, jak mówi, mądrego, niezależnego producenta, któremu mogłaby zaufać. Takiego znalazła dopiero w zeszłym roku – w osobie Anety Naszyńskiej. To właśnie Naszyńskiej udało się ostatecznie sprowadzić film do Polski. Zadzwoniła z Londynu i powiedziała: "Ania, mamy film!". Na przywiezienie go musiała wyrazić zgodę córka i spadkobierczyni jednego z himalaistów – Małgorzata Bujak-Lenczowska. Wreszcie 15 lutego 2008 roku w mieszkaniu Anny Pietraszek odbyła się pierwsza projekcja filmu. Na tym zamkniętym pokazie znalazły się wszystkie trzy kobiety, a towarzyszył im historyk z IPN - Leszek Rysak. Dziwnym wydaje się fakt, że Aneta Naszyńska nie obejrzała wcześniej filmu. Mówiła, że bała się, co zawiera i jakiej jest jakości. - Jeśli miałybyśmy się rozczarować – oznajmiła – to we trzy.

Oddajcie nam bohaterów

Na filmie, który trwa 11 i pół minuty Magdalena Bujak–Lenczowska po raz pierwszy zobaczyła swojego ojca (wyjechał on z Polski, kiedy miała 3 lata). Fakt, że kopia jest doskonała zawdzięczać należy ogromnemu wysiłkowi brytyjskich techników. Na filmie widać całą czwórkę himalaistów podczas kolejnych etapów wyprawy. Odnalezienie filmu rozbudziło tylko ambicje, by przywrócić zaginionym bohaterom należną im historycznie rangę.

Pietraszek zamierza nakręcić o nich kolejny dokument. Dosłownie parę dni temu została specjalnie w tym celu zarejestrowana polsko-brytyjska firma producencka o nazwie Heroes Production Ltd. Patronat nad tym projektem objął IPN. Znalazła się też niewielka na razie grupa osób, które próbują dociec, co stało się z zaginionymi himalaistami. Pietraszek twierdzi, że jej zdaniem Bujak zginął z rąk wywiadu – pytanie tylko którego. Znał zbyt wiele tajemnic brytyjskiego przemysłu zbrojeniowego, opuszczenie przez niego Anglii nie wchodziło w grę, tymczasem jest prawdopodobne, że zamierzał wrócić do Polski. Być może odpowiedzi należy szukać w tajnych brytyjskich archiwach. Aby do niej dotrzeć, poszukiwacze prawdy gotowi są zabiegać nawet u królowej.

W czasach żelaznej kurtyny nagłe zniknięcia wybitnych naukowców nie były wcale ewenementem. Niektórzy z nich znajdowali się po wielu latach np. w mieście Gorki, gdzie pracowali na rzecz Związku Radzieckiego... Z Klarnerem rzecz ma się podobnie. Być może, zabiegając o rozsławienie wyprawy, sam nieświadomie wydawał na siebie wyrok. Po wojnie łatwo było zresztą zniknąć w ten sposób, szczególnie jeśli było się w AK.

Ta czarna karta historii do dziś nie została należycie wyjaśniona. A w "klątwę Nandy" można wierzyć lub nie. Bill Tielman i Noel Odell, którzy w 1936 roku zdobyli główny wierzchołek jako pierwsi, jakimś cudem dożyli siedemdziesiątki...
Oscar

Post autor: Oscar » 25 listopada 2008, 14:57

Klątwa Nanda Devi

Agnieszka Rybak 30-05-2008

Był kwiecień roku 1939, gdy wyruszyli na szczyt. Dwóch zmiotła lawina. Dwaj zaginęli kilka lat później. Nigdy nie odnaleziono ich ciał. Teraz, po prawie siedemdziesięciu latach, odnaleziono film z wyprawy. Przypomina tamtą historię i jej bohaterów.

Magdalena Lenczowska nie pamięta ojca. W domu, w którym go zabrakło, po wyprawie pozostała tylko wiatrówka z kapturem, stary prymus i aparat fotograficzny. Dlatego film, który w cudowny sposób odnalazł się po prawie 70 latach, jest jak pocztówka z przeszłości. Czarno-białe góry. Obładowani bagażami ludzie kroczący po wąskiej ścieżce. Stada owiec. Obóz, a nim pochylony pod namiotem przy maszynie do pisania mężczyzna. Lenczowska, gdy go ujrzała, powtarzała: – Tato! Mój tato! Rusza się!

Miała trzy lata, gdy w kwietniu 1939 r. z willi na warszawskiej Saskiej Kępie wyruszyła wyprawa: Adam Karpiński, Janusz Klarner, Stefan Bernadzikiewicz i Jakub Bujak, jej ojciec. Czuć było już nadchodzącą wojnę, ale ich celem było zdobycie Nanda Devi East, szczytu o wysokości 7430 m. Żaden Polak nie stanął w Himalajach przed nimi. A oni, idąc na siedmiotysięcznik, mieli już w planach zdobycie Mount Everestu.

Hindusi wierzą, że leżące w Himalajach szczyty są siedzibami bogów. Każdy zamieszkuje jeden z nich. Nanda to imię, a właściwie jeden z siedemnastu przydomków bogini śmierci Kali. Legenda głosi, że nikt, kto wejdzie na Nanda Devi, nie umrze naturalną śmiercią, a jego ciało nie zostanie znalezione. W przypadku polskiej wyprawy proroctwo się spełniło. Choć tuż po zdobyciu szczytu Janusz Klarner zapisał: „Bogini Śmierci uznała nas widać za pątników, pobożnie odbywających pielgrzymkę, a nie świętokradców wdzierających się do jej siedziby”. Jego optymizm był przedwczesny. Późniejsze losy uczestników wyprawy mogłyby nas skłonić do mówienia o nadzwyczajnym zbiegu okoliczności. Hindusi powiedzieliby, że „klątwa bogini Kali” się spełniła.

Zarażeni bakcylem wspinaczki

Na filmie widać, jak Adam Karpiński, z mocną opalenizną i przerzedzoną już czupryną, pali fajkę. 42-letni kierownik wyprawy był z nich najstarszy. Za kampanię w 1920 r. dostał krzyż Virtuti Militari. Jako inżynier wyróżnił się projektem szybowca „Akar 1”. W wytwórni samolotów w Białej Podlaskiej kierował szkołą pilotażu. Był fanatykiem gór. Wymyślał coraz to nowy sprzęt wspinaczkowy. Sprawdzał na sobie w Tatrach to nowe namioty, to rakobuty. Testował także żonę. Gorliwy wyznawca filozofii Nietzschego zdecydował, że syn urodzi mu się na Mont Blanc. W tym celu z ciężarną małżonką wyprawił się w Alpy. Zamieszkał w schronisku liczącym kilka metrów kwadratowych – z drewnianą pryczą i kilkoma kocami, bez wody. Po paru dniach żona jednak zdezerterowała i syn urodził się w Turynie.

Karpiński marzył o zdobyciu Mount Everestu. W 1924 r. pisał do przyjaciela: „Może w czasach naszego wojowania pod Rawą Ruską wspominałem Ci o moich aspiracjach himalajskich?”. I donosił, że dzięki zainteresowaniu ludzi ustosunkowanych w świecie finansowym wyprawa ma szansę się urzeczywistnić. Nieustannie pisał listy do angielskich ekip wyprawiających się w Himalaje z prośbą, by zatrudniono go choćby w charakterze tragarza. Spotykał się z odmową, ale się nie poddawał. Skończyło się na Andach, dokąd dotarł w roku 1934. Niepoprawnego marzyciela i optymistę koledzy nazywali tak, jak on swój szybowiec – „Akar”.

Jakub Bujak, syn Franciszka Bujaka, zaprzyjaźnionego z Witosem profesora Uniwersytetu Lwowskiego, wyróżniał się już jako student Politechniki Lwowskiej. Po studiach ojciec zafundował mu staż w fabrykach samochodów – w Czechosłowacji, Niemczech i Wielkiej Brytanii. Wrócił na uczelnię, gdzie opracował metodę zwiększenia mocy silników wysokoprężnych i obronił doktorat. Pracował w zakładach parowozowych, by wreszcie osiąść w Warszawie w sławnej fabryce Lilpopa. Już jako student złapał bakcyla wspinaczki. Chodził po Tatrach, szukał wciąż nowych wyzwań. Będąc na stażu w Niemczech, wymyślił sobie, że na nartach pozna góry Norwegii. Wyruszył sam, ale – by uspokoić rodziców – w listach pisał o towarzystwie dwóch Norweżek. Dopiero po powrocie z wyprawy przyznał się, że je wymyślił. Dla wyprawy na Kaukaz zostawił ciężarną żonę. Gdy urodziła się córka, nazywali ją Burdżula, od szczytu, którym się zachwycił.

Janusz Klarner, wówczas 29-letni, najmłodszy i najmniej doświadczony z uczestników wyprawy, był kolegą Bujaka z pracy. Syn Czesława Klarnera, współpracownika Władysława Grabskiego podczas reformy walutowej, a potem ministra w jego rządzie, wspinaczki uczył się w Tatrach. Rok przed wyprawą himalajską Bujak zaprosił go w Tatry. I, jak mówi siostra Klarnera, przetestował jego możliwości, dzięki czemu Janusz mógł dołączyć do wyprawy.

Na filmie nie ma żadnego ujęcia ze Stefanem Bernardzikiewiczem. To on prawdopodobnie trzymał w ręku kamerę. Łysiejący na skroniach blondyn o ujmującym uśmiechu był asystentem w Zakładzie Metalurgii Politechniki Warszawskiej. Pod jego kierownictwem w 1934 r. Polacy zawędrowali na Spitzbergen i porobili dokładne mapy rozległego terenu, na których umieścili polskie nazwy. Grupy górskie, szczyty i lodowce dostały polskie nazwy: Piłsudski i Curie-Skłodowska, Staszic, Warszawa. Angielscy wspinacze nazwali jego nazwiskiem szczyt w południowych Andach. Norwegowie uhonorowali go medalem św. Olafa. Bernadzikiewicz jako jedyny ze wspinaczy nie miał żony i dzieci.

Wszyscy czterej mieszkali w Warszawie. Byli dobrze sytuowanymi ludźmi, inżynierami, z wysoką pozycją społeczną i należnymi jej przywilejami. Czego szukali w surowych warunkach górskich, gdzie każdy błąd, każdy fałszywie postawiony krok, może kosztować życie? Większości ludzi trudno to zrozumieć. Klarner pisał: „W gruncie rzeczy nie sam cel jest w tym wypadku głównym motorem działania, lecz raczej pasja szukania Wielkiej Przygody oraz głębokie przeżycia wewnętrzne”.

Wyszli pełni wiary we własne siły i przychylność losu. Liczyli, że szczyt uda im się zdobyć przed nadejściem pory monsunowej. Janusz Klarner musiał nawet przyrzec ojcu, że wróci i to jak najszybciej. Zbliżała się wojna, starszy pan był wyprawie przeciwny: – Uważał, że to nieprzyzwoite, gdy inżynierowie, oficerowie rezerwy wyjeżdżają z Polski w tym momencie – wspomina Jadwiga Klarner-Szymanowska, siostra Janusza.

Po wielu komplikacjach, w warunkach nieustannie odczuwanej choroby górskiej i ostrej rywalizacji, kto wejdzie na szczyt, 2 lipca 1939 Nanda Devi zdobyli Jakub Bujak i Janusz Klarner. Zostawili kartkę w termosie. W kilka dni później Bernardzikiewicz i Karpiński postanowili zaatakować inny szczyt – Tirsuli. 18 lipca odprawili Szerpów, przekazując przez nich wiadomość, że znaleźli dobre, bezpieczne i osłonięte od lawin miejsce na obozowisko. Gdy następnego dnia dotarli tam Bujak z Karpińskim, zobaczyli zwały śniegu oraz wystający spod nich but, pokrywę aparatu filmowego, kilka tabliczek czekolady, kawałek namiotowego kija, nóż, puszkę z kiełbaskami.

Śmierć przyjaciół nimi wstrząsnęła. Przeszukiwali lawinisko wiele godzin. Jakub Bujak odnotował w swoim dzienniku: „… choć teoretycznie zdawaliśmy sobie sprawę z ryzyka, jakie ponosimy, idąc w góry, to jednak w gruncie rzeczy nie wierzyliśmy w możliwość wypadku i to uderzyło nas tak nagle”.– Jest takie zdjęcie z tej wyprawy. Lawinisko i dwie postacie uchwycone z tyłu: Janusza i Kuby. Widać w nich całą rozpacz załamanych ludzi – opowiada Jadwiga Klarner-Szymanowska.

Trudny powrót

Do Polski wracali we dwóch. Na statku w Bombaju dowiedzieli się, że wybuchła wojna. Po powrocie do Polski Klarner wyruszył na poszukiwania swej jednostki – I Dywizji Artylerii Konnej. Bujak chciał odnaleźć rodzinę. Udało mu się dotrzeć do Lwowa, gdzie spotkał się z rodzicami. Ale żona z dziećmi nie zdołała jeszcze do nich dotrzeć, a on musiał wyjeżdżać. 14 października przez Karpaty Wschodnie dotarł na Węgry, stamtąd zaś do Francji, gdzie zaciągnął się do polskiej armii. Z nią przedostał się do Wielkiej Brytanii. Do rodziców i żony docierały od niego sporadycznie listy, podpisane raz jako Jadzia, raz jako Zygmunt. Pozdrawiał też „synową i wnuki”, znaczy żonę z dziećmi.

W Wielkiej Brytanii z wojska został zwolniony już we wrześniu 1940 r. – postanowiono, że przyda się gdzie indziej: w fabryce silników Diesla pod Londynem. Bujak był członkiem prestiżowego Institution of Mechanical Engineers. Następnie przeszedł do zakładów Rolls Royce, najpierw do biura konstrukcyjnego, a potem do wydziału opracowującego wyniki doświadczeń. O swej pracy nie opowiadał. Dotyczyła odkryć technologicznych objętych najściślejszą tajemnicą. Pracował przy nowym typie napędu samolotów, tzw. napędzie strumieniowym. – Przypuszczam, że przy osiągniętym obecnie przez brytyjski samolot rekordzie prędkości jest też cząstka pracy Kuby – pisał jeden z kolegów.

Mieszkał w Derby. Na bieżąco śledził wydarzenia w Polsce i wobec faktów wykazywał daleko posunięty pragmatyzm. „Nie wiem, jak dalece można wierzyć słowu naszego wschodniego alianta. Ale wydaje mi się, że jednak dadzą nam coś, a reszta zależeć będzie w dużej mierze od nas” – pisał do kolegi. Czy planował powrót? Jeśli tak było, Brytyjczykom nie mogło się to podobać. Stopień wtajemniczenia Bujaka w badania był znaczny. Czy mogli chcieć pokrzyżować mu plany? Znajomi relacjonowali potem rodzinie, że przez pewien czas był śledzony przez angielski wywiad, prawdopodobnie z powodu licznej korespondencji ze studentami. Pracował na polskim wydziale Politechniki Londyńskiej. Jednocześnie spisywał „dziennik himalajski” z myślą o druku. Udzielał się w Alpine Clubie. Pisał, że nadal wierny jest skale, a ona odpłaca mu się wzajemnością.

Ciała nie odnaleziono

O jego zaginięciu wiadomo tyle, ile przyjaciele napisali potem w listach do rodziny. 30 czerwca 1945 r. wybrał się na kempingowy urlop do Kornwalii. Gdy w poniedziałek, 11 lipca, nie stawił się w pracy, znajomi z Rolls Royce’a powiadomili policję. Po tygodniu, niezadowoleni z opieszałych poszukiwań, sami przystąpili do akcji poszukiwawczej. W okolicach St. Ives na północnym brzegu półwyspu znaleźli namiot i plecak. Przeszukali pobliskie klify i opuszczone kopalnie, ale nic więcej nie znaleźli. Ostatni ślad to kartki wysłane na poczcie w Penzance. Policja doszła do wniosku, że Bujak mógł utonąć lub ulec wypadkowi podczas wspinaczki na klifie. Tego dnia wieczorem był odpływ, mógł zabrać ciało w głąb morza. Ale część znajomych z Alpine Clubu uznała to za nieprawdopodobne.

Niewyjaśniona pozostała także sprawa jego towarzyszki. W listach do ojca Jakuba Bujaka kilku znajomych pisało o niej „friend”, ukrywając płeć. Chodziło jednak o Lornę Wilkinson – pielęgniarkę, która zaginęła wraz z Bujakiem. Lokalne gazety podawały ich rysopisy. Posmaku sensacji dodawał fakt, że tuż po zaginięciu Lorny zmarł jej ojciec.

Wśród pliku fotografii, które rodzinie Bujaków przesłano z Anglii, oprócz zdjęć z wypraw, a także z pracy na tle silników i samochodów, znajduje się niepodpisana fotografia młodej kobiety o wyglądzie pensjonarki, w przyciętych do ucha włosach i rogowych okularach – być może Lorny. Jedni sugerowali, że była kochanką Jakuba Bujaka, inni widzieli w niej szpiega. Pojawiały się spekulacje, że to wywiad brytyjski pozbył się wtajemniczonego w badania wojskowe polskiego inżyniera – w obawie przed jego powrotem do pozostającego w sowieckiej strefie wpływu kraju.

Przyjaciel Bujaka, który odwiedził go na obozowisku w Kornwalii w przeddzień zaginięcia, pisał: „Miałem możliwość obserwacji stosunku pomiędzy J. Bujakiem i panną Wilkinson. I w mojej opinii była to tylko przyjaźń między nimi. W każdym razie nie był to afekt, uczucie po stronie jednego z nich. Panna Wilkinson była bardziej zainteresowana panem Bujakiem niż on był nią”.

Gdy po latach Maria Bujak wystąpiła do sądu o uznanie męża za zmarłego, spekulacje na temat okoliczności śmierci nie ustały. W polskiej prasie pisano, że Rolls Royce wszczął śledztwo na własną rękę, gdyż bał się, że zdolnego konstruktora podkupiła konkurencja. Przypominano także, że w okolicach, w których zaginął, przypływ zabił wiele osób. Pewnego dnia na skalistym brzegu znaleziono puste auto i wózek z dzieckiem. Po kilku dniach morze wyrzuciło na brzeg zwłoki rodziców. Sugerowano także, że mógł zginąć w znajdującej się w pobliżu średniowiecznej starej kopalni. Maria Bujakowa nigdy nie opowiadała dzieciom o śmierci ich ojca. Dorastając, domyślały się same.

Nikt nie widział go więcej

Klarner wziął udział w kampanii wrześniowej. Miał sporo szczęścia. Szukając swojego oddziału na południu Polski, w ciemnej karczmie żydowskiej po głosie rozpoznał brata w żołnierzu upominającym się o jajecznicę. Dalej wojowali już razem. Brali udział w bitwie pod Kamionką Strumiłową, jedną z niewielu zwycięskich w 1939 r. W Powstaniu Warszawskim był poważnie ranny. Jego oddział wycofał się w lasy kabackie. Podczas akcji dostał postrzał przez skroń, kula wyszła u podstawy mózgu, przeżył cudem. Uratowały Klarnera siostry skrytki z Piaseczna, których dobrodziejem przez wiele lat był jego ojciec. Ściągnęły lekarza i ułożyły rannego w kaplicy pod ołtarzem. Jedna z sióstr grała na fisharmonii, druga zaś śpiewała, co skutecznie zagłuszało jęki. Ktoś bowiem doniósł, że ukrywają rannego. Siostry opowiadały potem, że żołnierze, którzy go przynieśli do Piaseczna, zjawili się w kilka tygodni potem z kwiatami na grób. Nie chcieli wierzyć, że Klarner udał się właśnie po śliwki.

Po wojnie Klarner prowdził warsztat samochodowy na Konopackiej. Rok 1945 był dla niego szczególny, bo urodził się oczekiwany syn. – Studiowałam w Poznaniu, gdy z Gdańska otrzymałam depeszę: „Cioci rączki całuje i w kumy prosi X”. Janusz był w nim absolutnie zakochany – opowiada Jadwiga Klarner-Szymanowska. Gdy we wrześniu 1949 r. wyjdzie z domu i przepadnie bez wieści, właśnie miłość do syna i kompletne w niego zapatrzenie będzie argumentem przeciw przypuszczeniom, że popełnił samobójstwo.

Okoliczności tego zaginięcia nigdy nie zostały wyjaśnione. Po południu wyszedł z mieszkania przy ul. Lipskiej na Saskiej Kępie. Lekko ubrany, w koszuli z krótkim rękawem, mówił, że idzie do rodzinnego domu. Od willi na Francuskiej dzieliło go zaledwie kilkaset metrów, jednak nigdy nie dotarł do celu. W tym okresie trwały aresztowania, więc część rodziny przypuszczała, że za działalność w podziemiu mógł trafić do więzienia.

Siostry nosiły więc do kolejnych więzień dyżurną paczkę i stały w wielogodzinnych kolejkach na mrozie i deszczu, by dowiedzieć, się czy przyjmą przesyłkę – bo tylko tak można było się dowiedzieć, czy ktoś został aresztowany. Paczki dla Janusza Klarnera nie przyjęto nigdzie. Czesław Klarner próbował wykorzystać własne kontakty. W końcu rodzina dostała odpowiedź od Spychalskiego, że w polskich więzieniach Janusza Klarnera nie ma.

Ogłoszeniami obklejona była siedziba PCK, przez którą wtedy przewijały się tłumy. Jadwiga Klarner-Szymanowska jeździła szukać brata wśród wiślanych topielców. Część rodziny przypuszczała, że mógł się targnąć na własne życie. Był to okres, gdy jego małżeństwo się rozlatywało. Żona, którą kochał, związała się z duńskim lekarzem, którzy przyjechał do Polski w ramach akcji WHO. Klarner był załamany. – Jeżeli chciałby popełnić samobójstwo, żeby go nie znaleźli, to by go nie znaleźli. Gdzieś w górach, bez dokumentów. On wszystko robił solidnie – mówi siostra. Choć czasem myśli: czy on nie chciał przekroczyć zielonej granicy? Mógł zostać zastrzelony, był bez dokumentów.

Jeszcze podczas okupacji zachęcony przez siostrę Klarner napisał książkę o wspinaczce na Nanda Devi. Potem, za komuny, wydawnictwo robiło mu trudności, stawiając coraz to nowe żądania. Choćby takie, by we wstępie więcej było o wyprawach „towarzyszy radzieckich”. Trudność polegała na tym, że akurat towarzysze radzieccy w Himalaje się przed wojną nie wyprawiali. W końcu w serii „Biblioteka Romansów i Powieści” udało mu się umieścić skróconą wersję zapisków. Pełne książkowe wydanie ukazało się dopiero w 1957 r. – w osiem lat po jego zaginięciu.

Toksyczna bogini

Wiele lat później region na pograniczu Chin i Pakistanu zostanie uznany za strategiczny. A Nanda Devi okaże się wymarzonym celem także dla szpiegów. W połowie lat 60., po przeprowadzeniu przez Chiny pierwszych prób z bronią jądrową, CIA próbowało umieścić na północnej stronie góry urządzenie do monitorowania lotu chińskich pocisków. Jednak operacja o kryptonimie „Kapelusz” zakończyła się fiaskiem. Kilkaset metrów przed szczytem ukryto sprzęt, by czekał na bardziej sprzyjające warunki pogodowe. Gdy jednak po kilku miesiącach ekspedycja powróciła, odkryła, że zmiotła go lawina. Istniało zagrożenie skażenia Gangesu. Choć Stany Zjednoczone nigdy nie przyznały się do tej akcji, w latach 70. po artykułach prasowych ujawniających sprawę, tłumaczył się z niej przed parlamentem ówczesny premier Indii.

Szczyt Nanda Devi był także miejscem innej, rodzinnej tragedii. Znany alpinista Willi Unsoeld, zachwycony pięknem góry, nadał córce jej imię. Po latach, w 1976 r. Nanda Devi Unsoeld jako młoda dziewczyna wyruszyła z nim w góry, by zdobyć szczyt. Podczas wspinaczki przeżyła wielką miłość, a następnie tragicznie zmarła, nie osiągając celu. Ojciec zdecydował, by ciało „oddać górze”.

Każda historia ma swój czas. Polscy zdobywcy Nanda Devi o swojej nie zdążyli opowiedzieć. Przeszkodziła im wojna. Potem komunizm. Ludzie wierni zasadzie – sformułowanej przez jednego z najwybitniejszych polskich taterników Wawrzyńca Żuławskiego – iż nie opuszcza się przyjaciela, nawet kiedy jest już zmarzniętą bryłą, nie nadawali się na wzorce w epoce kultu Stalina i wszechobecnego donosu. Pierwsza polska wyprawa w Himalaje odeszła w zapomnienie, choć są o niej wzmianki w kilku publikacjach, a po wielu trudach ukazały się w końcu wspomnienia Janusza Klarnera.

Pamięć o wyprawie przywróciła dopiero w 1989 r. – w 50. rocznicę wspinaczki – Anna Pietraszek, taterniczka i reportażystka, dziś pracownik IPN. Nakręciła wtedy film o wyprawie „Nanda Devi, bogini zwycięstwa”. Wczytując się w teksty Klarnera, doszła do wniosku, że w trakcie wyprawy kręcony był film. I to ona po latach poszukiwań odkryła go w końcu w Brytyjskim Instytucie Filmowym. Oddał go tam na przechowanie Jakub Bujak. Odnalezienie taśmy nie przesądzało o sukcesie. Wymagała ona renowacji, a to wiązało się z ryzykiem, że klisza po prostu się rozpadnie. W końcu film trafił do Polski. Pierwsza zamknięta projekcja, podczas której telewizja mogła filmować tylko przez 50 sekund, odbyła się w mieszkaniu Anny Pietraszek. Historia ponownie ożyła.
Oscar

Post autor: Oscar » 12 kwietnia 2009, 19:54

20 kwietnia rusza polska wyprawa na Nandę

http://nandadevi.pl/index.php
ODPOWIEDZ