Dlaczego zaczęliście się wspinać? Jak to było na początku?
Moderatorzy: adamek, Moderatorzy
Od dawna chciałem się w końcu wybrać na orlą perć,oglądałem filmy na youtoubie i zdjęcia,czytałem relacje.Pomyślałem,że jak pójdę na panel to będę lepiej przygotowany.Poznałem tu ludzi,którzy już się troszkę wspinali. I cóż, spodobało mi się.
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
Rewelacyjna wypowiedź, wszystkich podziwiam bez względu gdzie znaleźli swoje "Ja".JolaR pisze:I żeby było jasne - każdy ma swoją drogę samorealizacji, żadna nie jest gorsza, ani lepsza. Jest inna po prostu.
Bardzo trafna uwaga. W górach nie zawsze zależy wszystko od Ciebie. Jedni to lubią inni ( jak ja) wolą mieć kontrole nad "większością" tego co robią. Wielu dobrych alpinistów, himalaistów zginęło np. przez lawinę - ale to dlatego że byli kiepscy ? Według mnie po prostu mieli pecha. Ja wole kontrolować los na ile się da.radek83 pisze:Nie posądzam o to, że jest to egoizm tylko większa zależność tego co się wydarz od swojej osoby
Górska wspinaczka i chodzenie po górach to dwie inne sprawy. Ci Panowie używają rąk - więc się wspinają. Może da się tam wejść nie używając rąk - wtedy będziesz miał Igi ładny trekking.igi pisze:Dramatyzujesz, w górach też gdzieniegdzie te ja se można znaleźć w dużych ilościach
Dla mnie na focie poniżej jest dużo tego ja i dla niego tam wejdę :] Jak widzę takie ujęcia, to aż przebieram nogami, kto jeszcze ta ma?
:>
Co do znalezienia wyzwania w górach, to oczywiście, że je znajdę. Wspinając się gdzieś oprócz aspektu trudności i walki z samym sobą dochodzi element "nieprzewidzianych zdarzeń" np. kamień w głowę, kamień przecinający linę, stanowisko które wypadło. Czyli dochodzi to o czym wspomniałem- zmniejszenie poziomu kontroli własnego losu.
No ja wiem? Trudno nazwać wspinaczką chodzenie po Orlej czy inny sztucznie ubezpieczonym szlaku. Może jestem fundamentalistą ale dla mnie wspinaczka górska (przynajmniej ta skalna) to nie korzystanie z "ułatwiaczy".Noel pisze:Górska wspinaczka i chodzenie po górach to dwie inne sprawy. Ci Panowie używają rąk - więc się wspinają.
Podobnie jest z samotną wędrówką po zadupiach. Coś ci się stanie i momentalnie tracisz kontrolę. Wiem że ryzyko jest o wiele mniejsze na wypadek ale chodzi o samą myśl o swoim położeniu. Jednak przy czymś nie przewidzianym we wspinaczce zawsze można liczyć na partnera, zasięg tel., czy jakiś w ogóle istniejący ruch turystyczny. To właśnie z tym "ja" może być różnie.Noel pisze:Wspinając się gdzieś oprócz aspektu trudności i walki z samym sobą dochodzi element "nieprzewidzianych zdarzeń"
Nie przesądzam co jest lepsze itp. Dla każdego z nas góry to pasja którą można uskuteczniać różnymi sposobami
Uprościłem za bardzo opis - Ci Panowie na zdjęciu mają linę, uprzęże, frendy , więc po łańcuchach tam nie wleźli.radek83 pisze:No ja wiem? Trudno nazwać wspinaczką chodzenie po Orlej czy inny sztucznie ubezpieczonym szlaku. Może jestem fundamentalistą ale dla mnie wspinaczka górska (przynajmniej ta skalna) to nie korzystanie z "ułatwiaczy".
Cytuje sam siebie - nie dobrze ze mną.Noel pisze:Co do znalezienia wyzwania w górach, to oczywiście, że je znajdę. Wspinając się gdzieś oprócz aspektu trudności i walki z samym sobą dochodzi element "nieprzewidzianych zdarzeń" np. kamień w głowę, kamień przecinający linę, stanowisko które wypadło. Czyli dochodzi to o czym wspomniałem- zmniejszenie poziomu kontroli własnego losu.
Zacytowany tekst odnosi się do wspinaczki górskiej, a ja wspinam się sportowo - czyli w skałkach.
Jest wiele form uprawiania wspinaczki - zasadnicza różnica to rodzaj trudności (psychiczne, fizyczne, techniczne, klimatyczne, losowe). Napisałem, że w górach nie znajduję dla siebie tego JA bo:
-w trekkingu nie znajduję tego JA (już nie znajduję) ,
-we wspinaczce górskiej oprócz skałkowych wyzwań ( technika, psychika, fizyczne wytrenowanie ) dochodzi niekontrolowany element jakim jest natura - to ona "marnuje" talenty pozbawiając w fikuśny sposób życia ( lawina, kamień na twarz, kamień na linę, wykruszenie się skały) , tak jak napisałem - lubię kontrolować sytuacje - swoją psychiką panuje nad nerwami przed trudnym ruchem wysoko nad przelotem, swoim wytrenowaniem trzymam się tego co inni uważają za stopień, techniką oszukuję samego Newtona , a np. taki kamień oderwany podmuchem wiatru, spadający mi na zęby w górach, pozbawia mnie walki z samym sobą jak ukryty As w rękawie nieuczciwego przeciwnika.
To jest najważniejsze!!radek83 pisze:Dla każdego z nas góry to pasja którą można uskuteczniać różnymi sposobami
Gdyby wszyscy myśleli jak ja byłoby nudno z nimi polemizować
Oczywiście to, że się wspinam nie przeszkadza mi czasem wyskoczyć na trekkindżek odpocząć od wszystkiego. Pytanie było " dlaczego się wspinamy" i tego się trzymajmy. Gdzie się wspinamy i jak się wspinamy - nie ma znaczenia. Igi wrzuconym zdjęciem podał przykład wspinaczki górskiej, a nie trekkingowego spacerku na ten szczyt, więc ładnie wstrzelił się w temat. Jednak nie napisał dlaczego zaczął się wspinać ?
Ostatnio zmieniony 08 grudnia 2013, 10:49 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
No tak, tutaj Aniu jest zasadnicza różnica. Teraz wiem dokładnie dlaczego się wspinam, a zacząłem się wspinać nie wiedząc co mnie czekaMooliczek pisze:Adaś, a myślisz, że jest różnica pomiędzy powodem, dla którego zacząłeś się wspinać a tym, dla którego wspinasz się teraz/nadal?
To może być kolejny subtopik do dyskusji.
Troszkę mnie Aniu zmiażdżyłaś bo temat brzmi "Dlaczego zaczęliście się wspinać", a ja odpowiedziałem bardziej w stronę "Dlaczego się wspinam". No cóż, jako założyciel tego tematu proszę o wyrozumiałość dla mojej zakręconej osoby, a zainteresowanych proszę o odpowiedź na oba te pytania.
Aniu moja głowa zniża się do poziomu, na którym Twoje sumienie znajdzie wybaczenie.
Nie zrobiłam tego, żeby wytknąć Ci niekonsekwencję czy cokolwiek innego - po prostu jak sama zaczęłam o tym rozmyślać, to doszłam do wniosku, że jednak może pojawić się różnica pomiędzy tym, co zachęciło do wspinaczki a tym, co utrzymało zainteresowanie tym rodzajem aktywności.Noel pisze:Troszkę mnie Aniu zmiażdżyłaś bo temat brzmi "Dlaczego zaczęliście się wspinać", a ja odpowiedziałem bardziej w stronę "Dlaczego się wspinam"
Ja się nie wspinam Patrząc np. na to, co robisz Ty, Raf czy Pati, nie mogę powiedzieć, że jestem wspinaczem, bo i taka prawda, że nie jestem. Gdzieś tam czasem dyndam, ale to raczej takie "małpie dyndanie na gałęzi", niż świadome kształtowanie "warsztatu". Ale tak, jak napisałam w pierwszym poście tego tematu: żeby wyjść wyżej w górach - bo to jest celem nadrzędnym - musiałam nauczyć się używać nie tylko nóg, ale i rąk (głowy też by się czasem przydało ) - i ten powód jest w moim przypadku nadal aktualny, tak "przed" jak i "po".
Jest na pewno,bo też wyobrażenie o wspinaniu było inne.Mooliczek pisze:że jednak może pojawić się różnica pomiędzy tym, co zachęciło do wspinaczki a tym, co utrzymało zainteresowanie tym rodzajem aktywności.
Tu się jeszcze pojawia różnica między wspinaniem sportowym nastawionym na trudność,które zdecydowanie preferuje Adam,a wspinaniem wysokogórskim, to drugie nie musi być nastawione na trudność.I wspinasz się może po łatwych drogach,często graniówkach w Tatrach,ale się wspinasz,może nawet częściej niż inni.Wspinanie nie musi być po przewieszonej skale czy pionowym lodzie.Trening wspinaczkowy czyli podnoszenie swoich umiejętności to już inna sprawa,nie musisz trenować,żeby się wspinać,choć ja uważam,że warto.Mooliczek pisze:Ja się nie wspinam Patrząc np. na to, co robisz Ty, Raf czy Pati, nie mogę powiedzieć, że jestem wspinaczem, bo i taka prawda, że nie jestem. Gdzieś tam czasem dyndam, ale to raczej takie "małpie dyndanie na gałęzi", niż świadome kształtowanie "warsztatu".
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
Wszyscy piszą jakoś tak krótko i zwięźle, więc pozwolę sobie skrobnąć coś więcej, choć i tak to za mało skoro to moja pierwsza i najważniejsza pasja w życiu (chyba mogę tak to nazwać).
Dlaczego więc się wspinam? Może dlatego, że mam świra... Coś w tym pewnie jest.
A tak poważniej, to zawsze chciałam to robić, odkąd tylko przyswoiłam sobie tą informację, że coś takiego jest możliwe. To, że chodziłam po górach, głównie Tatrach, nie było u mnie jednoznaczne z tym, że można się po nich wspinać. Chyba taka większa świadomość pojawiła się kilka lat temu, kiedy widziałam taterników na słowackiej ścianie. Otworzyłam papę i gapiłam się na nich chyba kwadrans, zamiast zasuwać do schroniska...
Pytanie raczej dlaczego tak późno zaczęłam przygodę ze wspinem? Pewnie dlatego, że nie było z kim, nie wiedziało się gdzie, tak jakby nie to środowisko, pomimo tego, że tak blisko miałam do niego. A skoro za bulderingiem czasem nie przepadam, to to też nie pomogło. Owszem, można działać samemu, ale są tu pewne ograniczenia, a przy wysokościach większe niebezpieczeństwa. Jakoś jeszcze do tego nie mam psychy.
Czy wiedziałam, że to pokocham? Tego zawsze byłam pewna. Nie kupuje się butów na pierwszy raz o dwa rozmiary mniej, potem się cierpi, ale i tak przyjdzie się na ten panel i krzyczy się, że chce więcej.
W obecnej chwili dlaczego (choć z pewnymi przerwami) dalej się wspinam? Bo to ubóstwiam, bo można sobie dać kopa, bo ten wysiłek wręcz uwielbiam, bo zawsze pytam czemu ktoś tam wszedł, a skoro wszedł to i czemu mnie ma się nie udać, bo mogę (prawie legalnie) 'chodzić' tam gdzie chcę, bo poznaję góry lepiej, bo kocham granit, bo ...
I piszę tu głównie o wspinaczce wysokogórskiej - na razie letniej, tatrzańskiej - wg możliwości sprzętowych, finansowych i jak zawsze ograniczeń czasowych oraz samej wiedzy.
Lubię jednak też wspinaczkę skałkową. Ta jest nastawiona przede wszystkim na cyfrę, ładowanie i ciągły rygor. Trzeba się liczyć z kontuzjami, których nienawidzę i pewnymi własnymi ograniczeniami. Czy się wspinam więc całkiem sportowo - raczej nie bardzo.
Wspinanie tatrzańskie i skałkowe choć podobne to są dwie rożne rzeczy, a odmian samego wspinania jest jeszcze więcej. Tu i tu jest adrenalina, przyroda, kontakt często z niezwykłymi ludźmi, panowanie nad własnym ciałem i słabościami.
Na skałach mogę szukać ulubionych krawędzi, dziurek i nie cierpieć oblaków.
Tatry dają mi jednak coś więcej - od szerszej panoramy, strachu, że pieprzona kostka czy friend zawiedzie (moja w tym głowa, aby go dobrze założyć, choć i tak nie ma nigdy pewności), jest wspinanie zimowe, długie dojścia, tachanie szpeju, jest lufa, ciągła obawa o pogodę, większa niepewność i ta cisza na szczycie, kiedy wokół nikogo nie ma...
Ech, można by wymieniać tysiącami. I czego więc chcieć więcej?
Tam się czuje, że się żyje, choć właśnie tam to życie jest takie kruche.
Dla mnie nie ma różnicy ani na samym starcie, ani teraz. Kwestia tylko pewnych ograniczeń, a chęci to dopiero są i mam nadzieję, że nigdy ich nie zabraknie!
A co najważniejsze w tym wszystkim, żeby zawsze było tyle powrotów ile wyjść.
Przyznajcie się jeszcze Mulik i Igi, to pewnie Wy jesteście na tej fotce, a jck ją pyka
Dlaczego więc się wspinam? Może dlatego, że mam świra... Coś w tym pewnie jest.
A tak poważniej, to zawsze chciałam to robić, odkąd tylko przyswoiłam sobie tą informację, że coś takiego jest możliwe. To, że chodziłam po górach, głównie Tatrach, nie było u mnie jednoznaczne z tym, że można się po nich wspinać. Chyba taka większa świadomość pojawiła się kilka lat temu, kiedy widziałam taterników na słowackiej ścianie. Otworzyłam papę i gapiłam się na nich chyba kwadrans, zamiast zasuwać do schroniska...
Pytanie raczej dlaczego tak późno zaczęłam przygodę ze wspinem? Pewnie dlatego, że nie było z kim, nie wiedziało się gdzie, tak jakby nie to środowisko, pomimo tego, że tak blisko miałam do niego. A skoro za bulderingiem czasem nie przepadam, to to też nie pomogło. Owszem, można działać samemu, ale są tu pewne ograniczenia, a przy wysokościach większe niebezpieczeństwa. Jakoś jeszcze do tego nie mam psychy.
Czy wiedziałam, że to pokocham? Tego zawsze byłam pewna. Nie kupuje się butów na pierwszy raz o dwa rozmiary mniej, potem się cierpi, ale i tak przyjdzie się na ten panel i krzyczy się, że chce więcej.
W obecnej chwili dlaczego (choć z pewnymi przerwami) dalej się wspinam? Bo to ubóstwiam, bo można sobie dać kopa, bo ten wysiłek wręcz uwielbiam, bo zawsze pytam czemu ktoś tam wszedł, a skoro wszedł to i czemu mnie ma się nie udać, bo mogę (prawie legalnie) 'chodzić' tam gdzie chcę, bo poznaję góry lepiej, bo kocham granit, bo ...
I piszę tu głównie o wspinaczce wysokogórskiej - na razie letniej, tatrzańskiej - wg możliwości sprzętowych, finansowych i jak zawsze ograniczeń czasowych oraz samej wiedzy.
Lubię jednak też wspinaczkę skałkową. Ta jest nastawiona przede wszystkim na cyfrę, ładowanie i ciągły rygor. Trzeba się liczyć z kontuzjami, których nienawidzę i pewnymi własnymi ograniczeniami. Czy się wspinam więc całkiem sportowo - raczej nie bardzo.
Wspinanie tatrzańskie i skałkowe choć podobne to są dwie rożne rzeczy, a odmian samego wspinania jest jeszcze więcej. Tu i tu jest adrenalina, przyroda, kontakt często z niezwykłymi ludźmi, panowanie nad własnym ciałem i słabościami.
Na skałach mogę szukać ulubionych krawędzi, dziurek i nie cierpieć oblaków.
Tatry dają mi jednak coś więcej - od szerszej panoramy, strachu, że pieprzona kostka czy friend zawiedzie (moja w tym głowa, aby go dobrze założyć, choć i tak nie ma nigdy pewności), jest wspinanie zimowe, długie dojścia, tachanie szpeju, jest lufa, ciągła obawa o pogodę, większa niepewność i ta cisza na szczycie, kiedy wokół nikogo nie ma...
Ech, można by wymieniać tysiącami. I czego więc chcieć więcej?
Tam się czuje, że się żyje, choć właśnie tam to życie jest takie kruche.
I jak to było na początku? Ano, wielkie emocje właśnie i to 'przebieranie nogami', te upierdliwe myśli, kiedy dam radę wskoczyć na sztuczną ścianę, która miała być dopiero pewnym początkiem.igi pisze:Jak widzę takie ujęcia, to aż przebieram nogami, kto jeszcze ta ma? :>
Dla mnie nie ma różnicy ani na samym starcie, ani teraz. Kwestia tylko pewnych ograniczeń, a chęci to dopiero są i mam nadzieję, że nigdy ich nie zabraknie!
A co najważniejsze w tym wszystkim, żeby zawsze było tyle powrotów ile wyjść.
Przyznajcie się jeszcze Mulik i Igi, to pewnie Wy jesteście na tej fotce, a jck ją pyka
Ostatnio zmieniony 07 lutego 2010, 16:10 przez Pati, łącznie zmieniany 2 razy.
Poprawka, to dwóch chłopa - jck i Radek a fotę pyka Mooliczek. Ja z racji wrodzonego lęku wysokości i zamiłowania do złocistych płynów, siedzę w tym czasie w Zermatt i raczę się porządnym browaremPartycja pisze:Przyznajcie się jeszcze Mulik i Igi, to pewnie Wy jesteście na tej fotce, a jck ją pyka
No baa, ale tak już na serio, to na Zinalrothornie Radek zrobił bardzo piękne ujęcie, jakże inne od tego ze sportowym "okraczaniem" grani, wisi ono na summitpościeMooliczek pisze:a Radek stał za Jackiem i już gotował na kuchence ravioli