Sobota. Cały dzień pełne zachmurzenie, ani promyka słońca.
W niedzielę dla odmiany cały dzień pełne słońce.
Plany na wyjazd były różne, ale w końcu padło na Jurę. Ukochana chciała się wygrzać w słońcu, a w Beskidach miało być 5 stopni mniej i większe zachmurzenie. Pojechaliśmy do Domaniewic. Na miejscu lekkie zdziwienie, bo Wiele drzew jeszcze nie ma liści... w połowie maja
-o
Część jeszcze nie wypuściła, a inne, np. brzozy przemarzły i z bliska wyglądają tak:
A na to wszystko z góry spogląda Papież zatroskanym wzrokiem.
Ogólnie jednak nie jest źle
Łazimy po skałkach. Po pionowych tylko Tobi.
Ukochana również szczytuje
Kwiatki oglądamy.
Pieńki zaliczmy (ten był trudny, bo wysoki i chudy).
Zamek Smoleń zwiedzamy.
Ostatnio byliśmy tu jeszcze przed remontem. Teraz wszystko wygląda bardzo porządnie.
Co prawda kasują po 9 zł... a mogliby np. po 5, ale i tak nie marudzimy. Pozwolili wejść z piesem
Opaliło nas i wygrzało. Sielankowa niedziela.