11-23.07.2015 - Rowerowy Eurotrip 2015
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Widać po awatarzegobo pisze:Wątek piwny niezmiernie mnie zaciekawił, ponieważ jako początkujący rowerzysta muszę, po prostu muszę, po każdych 30-40 km nawodnić się przynajmniej dwoma browarkami. I waga mi spada
Z napięciem czekam na ciąg dalszy
Spoko, będzie wątek piwny kontynuowany. O ile dobrze pamiętam to był jeden dzień kiedy wchłonąłem 8
Dzień 2/13 - 12.07.2015 - Ciągle przed siebie...
W nocy często się budzę. Choroba się nasila. Z rana zupełnie nie mogę oddychać tak mam zatkany nos. Myślałem, że jak położę się wcześniej spać, to i wcześniej wstanę, a figa z makiem ! Dziś najlepiej to bym w ogóle się nie ruszał z miejsca. Niestety dla mnie tuż obok na lotnisku już od wczesnych godzin rannych jest wzmożony ruch. Szybowce są wyciągane na dobre 100-150 metrów w górę za pomocą wyciągarki. Świst powietrza nie daje mi spać.
Zmuszam się i w końcu się zbieram przed 8. Dopiero po pokonaniu kilku kilometrów zatrzymuję się na śniadanie.
Organizm mam bardzo osłabiony i ciężko rozgrzewają mi się mięśnie. Na szczęście znam trasę bardzo dobrze i wiem, że wcześniej czy później mi się to uda
Dziś ponownie mam do pokonywania raz mniejsze, a raz większe wzniesienia. Podobnie trasa wyglądała wczoraj. Ja jednak wolałbym jakiś jeden konkretny podjazd
Po godzinie jazdy docieram do miasta Humpolec. Zawsze do tej pory mijałem to miasto. Tym razem postanawiam podjechać do centrum.
Humpolec
Miasto nie robi na mnie jakiegoś większego wrażenia. Posiada dwa rynki, górny i dolny. Po środku stoi kościół św. Mikołaja.
Z racji, że jest niedziela i dość wczesna pora, atmosfera w mieście bardzo senna. Nie spotkałem żywej duszy, a ulicami przemknęło może ze 2-3 samochody.
Dolny rynek
Następnie dość długi odcinek bez postoju. Mijam Pelhřimov obierając kierunek na Tabor. Ciężki to był kawałek. Ciągłe podjazdy i remont drogi na bardzo długim odcinku. Ruch odbywa się wahadłowo i na takim dłuższym odcinku nie ma szans bym zdążył przemknąć przed zmianą świateł.
Čížkov
Przejeżdżam przez Kámen. Na skale w centrum wsi stoi zamek. Pierwotnie gotycki, ale jak to z reguły bywa kilkukrotnie był przebudowywany.
Kámen
Przy zamku spotykam sporą grupę czeskich cyklistów. Jadą w tym samym kierunku co ja. Zamieniam z nimi kilka słów i jadę już swoim tempem.
W Chýnovie robię zapasy wody bo tej ubywa bardzo szybko w tak wysokiej temperaturze.
Chýnov
O 14-tej docieram do Taboru. Miasto bardzo ciekawe. Założone zostało w XIII w. przez Przemysława Ottokara II jako Hradiste. Nową nazwę nadali husyci, którzy przybyli tu po ucieczce z Pragi w 1420. Nazwa Tabor nawiązuje do biblijnej góry Przemienienia Pańskiego.
Tabor
Stare miasto z unikalnym labiryntowym planem. W rynku wiele cennych kamienic, późnogotycki kościół Przemienienia Pańskiego no i chyba najcenniejszy zabytek miasta - stary ratusz, który jest jednym z najważniejszych zabytków późnogotyckich w Czechach.
W rynku stoi pomnik przywódcy i stratega taborytów w czasie wojen husyckich. Czeski bohater narodowy - Jan Žižka.
Późnogotycki kościół Przemienienia Pańskiego
Stary ratusz
Jan Žižka
Freski z husyckimi motywami
By rozwiązać problemy z wodą pitną w mieście już w 1492 roku wybudowano zbiornik retencyjny "Jordan". Najstarszy tego typu obiekt w tej części Europy.
Renesansowa wieża ciśnień
Zbiornik retencyjny "Jordan"
Opuszczam miasto obierając kierunek na Pisek. Po drodze przejeżdżam przez kilka mniejszych miejscowości, Opařany, Bernartice czy Záhoří.
Opařany
Bernartice
Záhoří
W Pisku jestem dość późno bo o 18-tej. Miasto pozytywnie mnie zaskoczyło. Sporo tutaj ciekawych obiektów. Na uwagę zasługuje gotycki kościół Narodzenia NMP. Innym obiektem jest najstarszy kamienny most w Czechach, a drugi najstarszy most w Europie na północ od Alp, wybudowany został w XIII wieku.
Gotycki kościół Narodzenia NMP
Ratusz
Zabytkowy kamienny most w Pisku
Na nabrzeżu rzeźby z piasku m. in. Jana Žižki.
Jan Žižka
Im później tym pogoda bardziej się psuła. Rezygnuje ze zwiedzania Strakonic i jadę na południe. Dziś chciałem dotrzeć do Vimperka, ale w powietrzu czuć deszcz. No i to cholerne osłabienie organizmu
Było już dość późno gdy docieram do miejscowości Volyně. Droga główna przebiega przez centrum. Jest brukowana. Znajduje się tutaj zaliczany do najstarszych w kraju, wybudowany w 1521 roku ratusz - perła czeskiego renesansu.
Volyně
Za miastem jest bardzo wymagający i długi podjazd. Załadowane tiry miały problem z podjazdem. Odbiera mi on resztę sił. Tuż przed miastem Čkyně znajduję odpowiednią miejscówkę na nocleg.
Statystyki dnia 2
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 5086040513
cdn...
W nocy często się budzę. Choroba się nasila. Z rana zupełnie nie mogę oddychać tak mam zatkany nos. Myślałem, że jak położę się wcześniej spać, to i wcześniej wstanę, a figa z makiem ! Dziś najlepiej to bym w ogóle się nie ruszał z miejsca. Niestety dla mnie tuż obok na lotnisku już od wczesnych godzin rannych jest wzmożony ruch. Szybowce są wyciągane na dobre 100-150 metrów w górę za pomocą wyciągarki. Świst powietrza nie daje mi spać.
Zmuszam się i w końcu się zbieram przed 8. Dopiero po pokonaniu kilku kilometrów zatrzymuję się na śniadanie.
Organizm mam bardzo osłabiony i ciężko rozgrzewają mi się mięśnie. Na szczęście znam trasę bardzo dobrze i wiem, że wcześniej czy później mi się to uda
Dziś ponownie mam do pokonywania raz mniejsze, a raz większe wzniesienia. Podobnie trasa wyglądała wczoraj. Ja jednak wolałbym jakiś jeden konkretny podjazd
Po godzinie jazdy docieram do miasta Humpolec. Zawsze do tej pory mijałem to miasto. Tym razem postanawiam podjechać do centrum.
Humpolec
Miasto nie robi na mnie jakiegoś większego wrażenia. Posiada dwa rynki, górny i dolny. Po środku stoi kościół św. Mikołaja.
Z racji, że jest niedziela i dość wczesna pora, atmosfera w mieście bardzo senna. Nie spotkałem żywej duszy, a ulicami przemknęło może ze 2-3 samochody.
Dolny rynek
Następnie dość długi odcinek bez postoju. Mijam Pelhřimov obierając kierunek na Tabor. Ciężki to był kawałek. Ciągłe podjazdy i remont drogi na bardzo długim odcinku. Ruch odbywa się wahadłowo i na takim dłuższym odcinku nie ma szans bym zdążył przemknąć przed zmianą świateł.
Čížkov
Przejeżdżam przez Kámen. Na skale w centrum wsi stoi zamek. Pierwotnie gotycki, ale jak to z reguły bywa kilkukrotnie był przebudowywany.
Kámen
Przy zamku spotykam sporą grupę czeskich cyklistów. Jadą w tym samym kierunku co ja. Zamieniam z nimi kilka słów i jadę już swoim tempem.
W Chýnovie robię zapasy wody bo tej ubywa bardzo szybko w tak wysokiej temperaturze.
Chýnov
O 14-tej docieram do Taboru. Miasto bardzo ciekawe. Założone zostało w XIII w. przez Przemysława Ottokara II jako Hradiste. Nową nazwę nadali husyci, którzy przybyli tu po ucieczce z Pragi w 1420. Nazwa Tabor nawiązuje do biblijnej góry Przemienienia Pańskiego.
Tabor
Stare miasto z unikalnym labiryntowym planem. W rynku wiele cennych kamienic, późnogotycki kościół Przemienienia Pańskiego no i chyba najcenniejszy zabytek miasta - stary ratusz, który jest jednym z najważniejszych zabytków późnogotyckich w Czechach.
W rynku stoi pomnik przywódcy i stratega taborytów w czasie wojen husyckich. Czeski bohater narodowy - Jan Žižka.
Późnogotycki kościół Przemienienia Pańskiego
Stary ratusz
Jan Žižka
Freski z husyckimi motywami
By rozwiązać problemy z wodą pitną w mieście już w 1492 roku wybudowano zbiornik retencyjny "Jordan". Najstarszy tego typu obiekt w tej części Europy.
Renesansowa wieża ciśnień
Zbiornik retencyjny "Jordan"
Opuszczam miasto obierając kierunek na Pisek. Po drodze przejeżdżam przez kilka mniejszych miejscowości, Opařany, Bernartice czy Záhoří.
Opařany
Bernartice
Záhoří
W Pisku jestem dość późno bo o 18-tej. Miasto pozytywnie mnie zaskoczyło. Sporo tutaj ciekawych obiektów. Na uwagę zasługuje gotycki kościół Narodzenia NMP. Innym obiektem jest najstarszy kamienny most w Czechach, a drugi najstarszy most w Europie na północ od Alp, wybudowany został w XIII wieku.
Gotycki kościół Narodzenia NMP
Ratusz
Zabytkowy kamienny most w Pisku
Na nabrzeżu rzeźby z piasku m. in. Jana Žižki.
Jan Žižka
Im później tym pogoda bardziej się psuła. Rezygnuje ze zwiedzania Strakonic i jadę na południe. Dziś chciałem dotrzeć do Vimperka, ale w powietrzu czuć deszcz. No i to cholerne osłabienie organizmu
Było już dość późno gdy docieram do miejscowości Volyně. Droga główna przebiega przez centrum. Jest brukowana. Znajduje się tutaj zaliczany do najstarszych w kraju, wybudowany w 1521 roku ratusz - perła czeskiego renesansu.
Volyně
Za miastem jest bardzo wymagający i długi podjazd. Załadowane tiry miały problem z podjazdem. Odbiera mi on resztę sił. Tuż przed miastem Čkyně znajduję odpowiednią miejscówkę na nocleg.
Statystyki dnia 2
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 5086040513
cdn...
Dzień 3/13 - 13.07.2015 - Pasawa "Bawarska Wenecja"
W nocy przechodzi front atmosferyczny. Trochę spadło deszczu, na szczęście o poranku opady ustają. Nie pada, ale temperatura znacznie spada. Przeziębienie jeszcze mnie trzyma, jednak jest już znacznie lepiej. Dziś postanowiłem się zebrać do dalszej drogi zdecydowanie szybciej niż to miało miejsce dzień wcześniej.
Jak postanowiłem tak też zrobiłem. W dalszą trasę ruszam kilka minut po szóstej standardowo bez śniadania. Przerwę robię po kilkunastu kilometrach. Kąpiel w lodowatym strumieniu i solidny posiłek.
Docieram do Vimperka. Pierwsze co to podjeżdżam pod pałac górujący nad miastem. Niestety na dziedziniec tego dawnego zamku dzisiaj nie można wejść. Jest poniedziałek, a w poniedziałek w Czechach wszystko co związane z turystyką jest zamknięte. Pozostaje mi tylko dziedziniec otoczony zabudowaniami gospodarczymi.
Pałac w Vimperku
Obiekt od zewnątrz wygląda na zaniedbany. Nie wiem jak to wygląda na głównym dziedzińcu, ale elewacja z zabudowań w koło po
prostu odpada.
Zjeżdżam do miasta przez "Czarną bramę". Robię zakupy w pierwszym otwartym sklepie i jadę na rynek. Rynek ładny, ale jak na standardy czeskie jest dość zaniedbany. Podobnie jak w przypadku zabudowań przypałacowych elewacja z większości kamienic obdrapana.
Czarna brama
Rynek jest nachylony pod dość dużym kątem. W jego dolnej części stoi wież miejska(aktualnie w remoncie), a tuż obok niepozornie wyglądający kościół Nawiedzenia NMP. Tuż poniżej stoi kilka domów z bali, przykład architektury ludowej na Szumawie. Wydaje się trochę dziwne, ale takich przykładów powinniśmy szukać raczej gdzieś na wsi, a nie w samym centrum miasta
Opuszczam miasto kierując się na granicę w miejscowości Strážný. Na tym odcinku osiągam po raz pierwszy poziomicę 1000 m n.p.m. podczas tej wyprawy.
Przy przejściu granicznym po czeskiej stronie wszystko tętni życiem. Zupełnie inaczej to wygląda po niemieckiej stronie. Wszystkie obiekty opuszczone, a cały teren zarasta. Na granicy pamiątkowa fota i jadę dalej. Po godzinie docieram do Freyung. Przez miasto przejeżdżam bez zatrzymywania się.
Na granicy
Freyung
W powietrzu ciągle czuć deszcz. Na szczęście jeszcze nie pada. Za to robi się dość chłodno i wzmaga się silny wiatr.
Po kilku godzinach jazdy docieram do Pasawy. Pięknie położone miasto w miejscu gdzie łączą się trzy rzeki - Dunaj, Inn oraz Ilz. Malownicze położenie, a także cenna zabytkowa architektura w stylu śródziemnomorskim sprawiły, że Pasawa nazywana jest "miastem trzech rzek" oraz "bawarską Wenecją". To drugie określenie jest trochę na wyrost według mnie
Pasawa
Z grubsza obecny wygląd miasta został nadany przez włoskich architektów po tym jak niemal całe miasto strawił wielki pożar w 1662 roku.
W 1225 roku Pasawa staje się miastem po tym jak nadano jej prawa miejskie. Jednak historia osadnictwa na tych terenach sięga okresu mezolitu(środkowy okres epoki kamienia).
Dominującym obiektem starego miasta jest Katedra św. Stefana. Pozostałe ważne zabytki Pasawy to m.in. renesansowy Pałac Herberstein, nowy i stary pałac Biskupi, wczesnoklasycystyczny pałac Freudenhai, XIV wieczny budynek Ratusza, XVII wieczny kościół św. Michała oraz pozostałości średniowiecznych umocnień miejskich z bramą św. Seweryna i basztą Schaiblingsturm.
Katedra św. Stefana
Residenzplatz
Baszta Schaiblingsturm nad brzegiem Inn.
Miasto otoczone jest zielonymi wzniesieniami. Po północnej stronie dominuje twierdza Oberhaus. Warownia ta wzniesiona została w pierwszej połowie XIII wieku, a jej rozbudowa trwała nieprzerwanie aż do XIX wieku. Obiekt zaliczany do największych tego typu w europie.
Twierdza Oberhaus
Po południowej stronie na wzniesieniu znajduje się XVII wieczne Sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki(Maria Hilf).
Opuszczając miasto po kilku godzinach zwiedzania kieruję się na południe. Przejeżdżam obok wyżej wymienionego sanktuarium. Podjazd jest strasznie stromy. Na jednym z zakrętów(naprzeciw sanktuarium) samochody, które go pokonują zbyt małym łukiem szorują podwoziem o asfalt. Widziałem kilka takich przypadków bo akurat zrobiłem sobie przerwę z widokiem na miasto
Sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki.
Kawałek dalej ponownie przekraczam granicę państwową tego dnia, tym razem z Austrią. Nie wiem dlaczego wybrałem akurat tą trasę do dalszej jazdy. Jest ona bardzo wymagająca dla rowerzysty. Ciągle do pokonywania są jakieś wzniesienia. Gdybym wiedział wcześniej, że okolica będzie tak mało atrakcyjna to pojechałbym wzdłuż Inu. Z góry widać było, że jest tam znacznie ciekawiej.
O 17-tej docieram do Schärding - barokowej perły nad zielonym Inn. Obecny wygląd miastu nadano po pożarze w 1809 roku. W mieście dominuje kościół św. Jerzego.
Schärding
Po raz kolejny tego dnia przekraczam granicę państwową. Niestety pogoda znacznie się psuje. Zaczyna padać deszcz. Nie jest on może obfity, ale strasznie denerwujący. Jadę w kierunku Braunau am Inn. Gdy mocniej pada to robię przerwy. Jadę wzdłuż drogi krajowej nr. 12 przejeżdżając przez kilka mniejszych miejscowości.
Malching
Erlach
W Braunau am Inn jestem w okolicy zachodu słońca.
Do zabytków Braunau am Inn należy XV-wieczny kościół z 99-metrową wieżą, ruiny zamku mieszczące muzeum, a także częściowo zachowane mury miejskie.
Braunau am Inn
Z racji późnej pory i kiepskiej aury nie za bardzo mam ochotę na zwiedzanie miasta. Kręcę się tylko chwilę w okolicy centrum i ruszam dalej.
Jako ciekawostkę należy podać, że W 1889 roku urodził się i mieszkał tu do 3. roku życia Adolf Hitler.
Altes Stadttor
Opuszczając miasto ponownie zaczyna padać. Zaczynam się rozglądać za dogodną miejscówką na spędzenie kolejnej nocy.
Późną porą docieram do Mattighofen.
Mattighofen
Kilka kilometrów dalej kończę ten dzień w okolicy Aug.
Statystyki dnia 3
Galeria: LINK
https://plus.google.com/photos/11790176 ... ZvowIHQ5gE
cdn...
W nocy przechodzi front atmosferyczny. Trochę spadło deszczu, na szczęście o poranku opady ustają. Nie pada, ale temperatura znacznie spada. Przeziębienie jeszcze mnie trzyma, jednak jest już znacznie lepiej. Dziś postanowiłem się zebrać do dalszej drogi zdecydowanie szybciej niż to miało miejsce dzień wcześniej.
Jak postanowiłem tak też zrobiłem. W dalszą trasę ruszam kilka minut po szóstej standardowo bez śniadania. Przerwę robię po kilkunastu kilometrach. Kąpiel w lodowatym strumieniu i solidny posiłek.
Docieram do Vimperka. Pierwsze co to podjeżdżam pod pałac górujący nad miastem. Niestety na dziedziniec tego dawnego zamku dzisiaj nie można wejść. Jest poniedziałek, a w poniedziałek w Czechach wszystko co związane z turystyką jest zamknięte. Pozostaje mi tylko dziedziniec otoczony zabudowaniami gospodarczymi.
Pałac w Vimperku
Obiekt od zewnątrz wygląda na zaniedbany. Nie wiem jak to wygląda na głównym dziedzińcu, ale elewacja z zabudowań w koło po
prostu odpada.
Zjeżdżam do miasta przez "Czarną bramę". Robię zakupy w pierwszym otwartym sklepie i jadę na rynek. Rynek ładny, ale jak na standardy czeskie jest dość zaniedbany. Podobnie jak w przypadku zabudowań przypałacowych elewacja z większości kamienic obdrapana.
Czarna brama
Rynek jest nachylony pod dość dużym kątem. W jego dolnej części stoi wież miejska(aktualnie w remoncie), a tuż obok niepozornie wyglądający kościół Nawiedzenia NMP. Tuż poniżej stoi kilka domów z bali, przykład architektury ludowej na Szumawie. Wydaje się trochę dziwne, ale takich przykładów powinniśmy szukać raczej gdzieś na wsi, a nie w samym centrum miasta
Opuszczam miasto kierując się na granicę w miejscowości Strážný. Na tym odcinku osiągam po raz pierwszy poziomicę 1000 m n.p.m. podczas tej wyprawy.
Przy przejściu granicznym po czeskiej stronie wszystko tętni życiem. Zupełnie inaczej to wygląda po niemieckiej stronie. Wszystkie obiekty opuszczone, a cały teren zarasta. Na granicy pamiątkowa fota i jadę dalej. Po godzinie docieram do Freyung. Przez miasto przejeżdżam bez zatrzymywania się.
Na granicy
Freyung
W powietrzu ciągle czuć deszcz. Na szczęście jeszcze nie pada. Za to robi się dość chłodno i wzmaga się silny wiatr.
Po kilku godzinach jazdy docieram do Pasawy. Pięknie położone miasto w miejscu gdzie łączą się trzy rzeki - Dunaj, Inn oraz Ilz. Malownicze położenie, a także cenna zabytkowa architektura w stylu śródziemnomorskim sprawiły, że Pasawa nazywana jest "miastem trzech rzek" oraz "bawarską Wenecją". To drugie określenie jest trochę na wyrost według mnie
Pasawa
Z grubsza obecny wygląd miasta został nadany przez włoskich architektów po tym jak niemal całe miasto strawił wielki pożar w 1662 roku.
W 1225 roku Pasawa staje się miastem po tym jak nadano jej prawa miejskie. Jednak historia osadnictwa na tych terenach sięga okresu mezolitu(środkowy okres epoki kamienia).
Dominującym obiektem starego miasta jest Katedra św. Stefana. Pozostałe ważne zabytki Pasawy to m.in. renesansowy Pałac Herberstein, nowy i stary pałac Biskupi, wczesnoklasycystyczny pałac Freudenhai, XIV wieczny budynek Ratusza, XVII wieczny kościół św. Michała oraz pozostałości średniowiecznych umocnień miejskich z bramą św. Seweryna i basztą Schaiblingsturm.
Katedra św. Stefana
Residenzplatz
Baszta Schaiblingsturm nad brzegiem Inn.
Miasto otoczone jest zielonymi wzniesieniami. Po północnej stronie dominuje twierdza Oberhaus. Warownia ta wzniesiona została w pierwszej połowie XIII wieku, a jej rozbudowa trwała nieprzerwanie aż do XIX wieku. Obiekt zaliczany do największych tego typu w europie.
Twierdza Oberhaus
Po południowej stronie na wzniesieniu znajduje się XVII wieczne Sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki(Maria Hilf).
Opuszczając miasto po kilku godzinach zwiedzania kieruję się na południe. Przejeżdżam obok wyżej wymienionego sanktuarium. Podjazd jest strasznie stromy. Na jednym z zakrętów(naprzeciw sanktuarium) samochody, które go pokonują zbyt małym łukiem szorują podwoziem o asfalt. Widziałem kilka takich przypadków bo akurat zrobiłem sobie przerwę z widokiem na miasto
Sanktuarium Matki Bożej Wspomożycielki.
Kawałek dalej ponownie przekraczam granicę państwową tego dnia, tym razem z Austrią. Nie wiem dlaczego wybrałem akurat tą trasę do dalszej jazdy. Jest ona bardzo wymagająca dla rowerzysty. Ciągle do pokonywania są jakieś wzniesienia. Gdybym wiedział wcześniej, że okolica będzie tak mało atrakcyjna to pojechałbym wzdłuż Inu. Z góry widać było, że jest tam znacznie ciekawiej.
O 17-tej docieram do Schärding - barokowej perły nad zielonym Inn. Obecny wygląd miastu nadano po pożarze w 1809 roku. W mieście dominuje kościół św. Jerzego.
Schärding
Po raz kolejny tego dnia przekraczam granicę państwową. Niestety pogoda znacznie się psuje. Zaczyna padać deszcz. Nie jest on może obfity, ale strasznie denerwujący. Jadę w kierunku Braunau am Inn. Gdy mocniej pada to robię przerwy. Jadę wzdłuż drogi krajowej nr. 12 przejeżdżając przez kilka mniejszych miejscowości.
Malching
Erlach
W Braunau am Inn jestem w okolicy zachodu słońca.
Do zabytków Braunau am Inn należy XV-wieczny kościół z 99-metrową wieżą, ruiny zamku mieszczące muzeum, a także częściowo zachowane mury miejskie.
Braunau am Inn
Z racji późnej pory i kiepskiej aury nie za bardzo mam ochotę na zwiedzanie miasta. Kręcę się tylko chwilę w okolicy centrum i ruszam dalej.
Jako ciekawostkę należy podać, że W 1889 roku urodził się i mieszkał tu do 3. roku życia Adolf Hitler.
Altes Stadttor
Opuszczając miasto ponownie zaczyna padać. Zaczynam się rozglądać za dogodną miejscówką na spędzenie kolejnej nocy.
Późną porą docieram do Mattighofen.
Mattighofen
Kilka kilometrów dalej kończę ten dzień w okolicy Aug.
Statystyki dnia 3
Galeria: LINK
https://plus.google.com/photos/11790176 ... ZvowIHQ5gE
cdn...
Dzień 4/13 - 14.07.2015 - Salzburg
Noc jest niezbyt ciepła. Dodatkowo pada przez całą noc deszcz. Rozłożenie płachty biwakowej było bardzo dobrym posunięciem. Niestety rower stał na deszczu i pewnie dlatego się na mnie później zemścił, ale o tym będzie w dalszej części. Na szczęście po przeziębieniu nie ma już śladu
Przez tą pogodę nie chce mi się wstawać. Dopadł mnie dzisiaj ogromny leń. W trasę wyruszam dopiero po 9-tej. Na szczęście przestaje padać, ale jest trochę chłodno jak na tą porę roku. Termometr pokazuje 10 stopni Celsjusza.
Do Salzburga mam około 40 km. Docieram tam mniej więcej w południe po fajnych ścieżkach rowerowych. Mimo kiepskiej pogody spotykam sporo rowerzystów. Aura się poprawia. Wychodzi nawet zza chmur słońce i temperatura wzrasta
Dość długo się kręcę po rodzinnym mieście mojej babci, ale jest ono warte by poświęcić na zwiedzanie trochę więcej czasu. Oczywiście piszę tu o sobie i swoim stylu zwiedzania bo by poznać dobrze to ciekawe miasto należałoby poświęcić na zwiedzanie minimum dwa dni
Historia Salzburga sięga VI w. p.n.e., kiedy powstała tu pierwsza celtycka osada. Później Rzymianie założyli tu miasto Municipium Claudium Iuvavum, będące ważnym ośrodkiem rzymskiej prowincji Noricum. W VII w. przybył tu z misją św. Rupert, uważany za założyciela miasta, który w 696 r., w miejscu dzisiejszej katedry, założył klasztor pw. św. Piotra, uważany za najstarszy w Austrii. Był także twórcą klasztoru Nonnberg – najstarszego żeńskiego zakonu chrześcijańskiego na obszarze niemieckojęzycznym. Św. Rupert został pierwszym biskupem miasta nadając mu nazwę Salzburg (Solny Gród).
Władcy Salzburga wznieśli u stóp Alp, "niemiecki Rzym". W mieście dominuje barok. Niemal wszystkie dawne romańskie czy gotyckie budowle na przełomie XVII i XVIII wieku zostały przebudowane zgodnie z ówczesnym dominującym nurtem architektury. Stare miasto Salzburga o dużych walorach historycznych zostało wpisane w 1996 na Listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Przy zwiedzaniu miasta skupiam się jedynie na starówce. Docieram tam przez most zakochanych(Makarsteg) przerzucony nad rzeką Salzach. Ilość zawieszonych tam przez zakochane pary kłódek jest imponująca.
Centralnym zabytkiem Salzburga jest oczywiście monumentalna, górująca nad miastem twierdza Hohensalzburg. Jej powstanie datuje się na XI wiek, a ciągła rozbudowa trwała przez kilka kolejnych stuleci. Jest jednym z największych zamków średniowiecznych zachowanych w całości w Europie.
XIII-wieczny Stary Rynek (Alter Markt ), najstarszy plac Salzburga. Stoi tutaj fontanna z 1488 r. ze statuą św. Floriana. Znajduje się także osobliwy dom. Wciśnięty między dostojne kamienice budynek ma zaledwie 1,42 metra szerokości! (widać go po lewej stronie).
Plac Mozarta z pomnikiem najsłynniejszego mieszkańca miasta.
Największą świątynią Salzburga jest wczesnobarokowa katedra św. Ruperta i Wirgiliusza. Była to pierwsza barokowa świątynia poza Włochami. Katedrę zaprojektowano na 10 tyś. osób, co przekraczało ówczesną liczbę mieszkańców.
Objeździłem z grubsza starówkę i teraz przyszła pora by się wydostać z miasta. Na szczęście nie miałem z tym problemów. Niestety jeżdżąc po mieście czuję i przede wszystkim słyszę, że coś niedobrego dzieje się z rowerem, a konkretnie z tylnym kołem, które wydaje dziwne dźwięki Jeszcze się tym specjalnie nie przejmuję i kontynuuję jazdę.
Ponownie wjeżdżam tego dnia do Niemiec. Chwilę później odwiedzam Bad Reichenhall. Miasto uzdrowiskowe otoczone z każdej strony górami, jest historycznym miejscem produkcji soli, znajdowała się tu warzelnia ze źródeł zawierających stężoną solankę (obecnie muzeum).
Niestety spod tężni zostaję wyproszony bo to nie miejsce dla turystów tylko dla kuracjuszy Jadę więc do centrum. Miasto to typowe uzdrowisko. Niemal wszystkie uliczki są wybrukowane łącznie z rynkiem.
Za miastem robię przerwę. Robi się coraz cieplej, a pogoda znacznie się poprawia. Pułap chmur powoli się podnosi odsłaniając najwyższe okoliczne szczyty.
Ponownie wjeżdżam do Austrii i kawałek za miastem Lofer przekraczam granicę landu Salzburg/Tirol.
Dziwne dźwięki w tylnym kole się nasilają. Przyglądam się bliżej co też takiego się tam dzieje. Oliwię szprychy bo te zaczynają strzelać. Okazuje się, że w jednym miejscu wydęło odrobinę rafkę. Upuszczam odrobinę powietrza i jadę dalej. Jednak moje zabiegi na nic się nie zdają. Jutro za dnia ponownie przyjrzę się temu lepiej...
Pogoda późnym popołudniem robi się coraz ładniejsza. Zdecydowanie przyjemniej się pokonuje kolejne kilometry mając takie widoki Szkoda tylko, że dzień już się kończy
W późnopopołudniowym słońcu odwiedzam jeszcze kilka mniejszych miejscowości. St. Johann in Tirol czy Going am Wilden Kaiser. Za tą drugą miejscowością zastaje mnie zachód słońca.
Od Wörgl jadę już wzdłuż rzeki Inn. Przejeżdżam obok kilku ciekawie wyglądających zamków. Szkoda, że jest już zupełnie ciemno Uznałem, że dzisiaj nie chce mi się jechać po nocy i kończę dzień w okolicy Jenbach.
Statystyki dnia 4.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 9802295777
cdn...
Noc jest niezbyt ciepła. Dodatkowo pada przez całą noc deszcz. Rozłożenie płachty biwakowej było bardzo dobrym posunięciem. Niestety rower stał na deszczu i pewnie dlatego się na mnie później zemścił, ale o tym będzie w dalszej części. Na szczęście po przeziębieniu nie ma już śladu
Przez tą pogodę nie chce mi się wstawać. Dopadł mnie dzisiaj ogromny leń. W trasę wyruszam dopiero po 9-tej. Na szczęście przestaje padać, ale jest trochę chłodno jak na tą porę roku. Termometr pokazuje 10 stopni Celsjusza.
Do Salzburga mam około 40 km. Docieram tam mniej więcej w południe po fajnych ścieżkach rowerowych. Mimo kiepskiej pogody spotykam sporo rowerzystów. Aura się poprawia. Wychodzi nawet zza chmur słońce i temperatura wzrasta
Dość długo się kręcę po rodzinnym mieście mojej babci, ale jest ono warte by poświęcić na zwiedzanie trochę więcej czasu. Oczywiście piszę tu o sobie i swoim stylu zwiedzania bo by poznać dobrze to ciekawe miasto należałoby poświęcić na zwiedzanie minimum dwa dni
Historia Salzburga sięga VI w. p.n.e., kiedy powstała tu pierwsza celtycka osada. Później Rzymianie założyli tu miasto Municipium Claudium Iuvavum, będące ważnym ośrodkiem rzymskiej prowincji Noricum. W VII w. przybył tu z misją św. Rupert, uważany za założyciela miasta, który w 696 r., w miejscu dzisiejszej katedry, założył klasztor pw. św. Piotra, uważany za najstarszy w Austrii. Był także twórcą klasztoru Nonnberg – najstarszego żeńskiego zakonu chrześcijańskiego na obszarze niemieckojęzycznym. Św. Rupert został pierwszym biskupem miasta nadając mu nazwę Salzburg (Solny Gród).
Władcy Salzburga wznieśli u stóp Alp, "niemiecki Rzym". W mieście dominuje barok. Niemal wszystkie dawne romańskie czy gotyckie budowle na przełomie XVII i XVIII wieku zostały przebudowane zgodnie z ówczesnym dominującym nurtem architektury. Stare miasto Salzburga o dużych walorach historycznych zostało wpisane w 1996 na Listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Przy zwiedzaniu miasta skupiam się jedynie na starówce. Docieram tam przez most zakochanych(Makarsteg) przerzucony nad rzeką Salzach. Ilość zawieszonych tam przez zakochane pary kłódek jest imponująca.
Centralnym zabytkiem Salzburga jest oczywiście monumentalna, górująca nad miastem twierdza Hohensalzburg. Jej powstanie datuje się na XI wiek, a ciągła rozbudowa trwała przez kilka kolejnych stuleci. Jest jednym z największych zamków średniowiecznych zachowanych w całości w Europie.
XIII-wieczny Stary Rynek (Alter Markt ), najstarszy plac Salzburga. Stoi tutaj fontanna z 1488 r. ze statuą św. Floriana. Znajduje się także osobliwy dom. Wciśnięty między dostojne kamienice budynek ma zaledwie 1,42 metra szerokości! (widać go po lewej stronie).
Plac Mozarta z pomnikiem najsłynniejszego mieszkańca miasta.
Największą świątynią Salzburga jest wczesnobarokowa katedra św. Ruperta i Wirgiliusza. Była to pierwsza barokowa świątynia poza Włochami. Katedrę zaprojektowano na 10 tyś. osób, co przekraczało ówczesną liczbę mieszkańców.
Objeździłem z grubsza starówkę i teraz przyszła pora by się wydostać z miasta. Na szczęście nie miałem z tym problemów. Niestety jeżdżąc po mieście czuję i przede wszystkim słyszę, że coś niedobrego dzieje się z rowerem, a konkretnie z tylnym kołem, które wydaje dziwne dźwięki Jeszcze się tym specjalnie nie przejmuję i kontynuuję jazdę.
Ponownie wjeżdżam tego dnia do Niemiec. Chwilę później odwiedzam Bad Reichenhall. Miasto uzdrowiskowe otoczone z każdej strony górami, jest historycznym miejscem produkcji soli, znajdowała się tu warzelnia ze źródeł zawierających stężoną solankę (obecnie muzeum).
Niestety spod tężni zostaję wyproszony bo to nie miejsce dla turystów tylko dla kuracjuszy Jadę więc do centrum. Miasto to typowe uzdrowisko. Niemal wszystkie uliczki są wybrukowane łącznie z rynkiem.
Za miastem robię przerwę. Robi się coraz cieplej, a pogoda znacznie się poprawia. Pułap chmur powoli się podnosi odsłaniając najwyższe okoliczne szczyty.
Ponownie wjeżdżam do Austrii i kawałek za miastem Lofer przekraczam granicę landu Salzburg/Tirol.
Dziwne dźwięki w tylnym kole się nasilają. Przyglądam się bliżej co też takiego się tam dzieje. Oliwię szprychy bo te zaczynają strzelać. Okazuje się, że w jednym miejscu wydęło odrobinę rafkę. Upuszczam odrobinę powietrza i jadę dalej. Jednak moje zabiegi na nic się nie zdają. Jutro za dnia ponownie przyjrzę się temu lepiej...
Pogoda późnym popołudniem robi się coraz ładniejsza. Zdecydowanie przyjemniej się pokonuje kolejne kilometry mając takie widoki Szkoda tylko, że dzień już się kończy
W późnopopołudniowym słońcu odwiedzam jeszcze kilka mniejszych miejscowości. St. Johann in Tirol czy Going am Wilden Kaiser. Za tą drugą miejscowością zastaje mnie zachód słońca.
Od Wörgl jadę już wzdłuż rzeki Inn. Przejeżdżam obok kilku ciekawie wyglądających zamków. Szkoda, że jest już zupełnie ciemno Uznałem, że dzisiaj nie chce mi się jechać po nocy i kończę dzień w okolicy Jenbach.
Statystyki dnia 4.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 9802295777
cdn...
Z tego, co piszesz, to wnioskuję, że większe miejscowości zwiedzasz z rowerem. Czy zdarza Ci się zapuścić gdzieś dalej i na dłużej, tak, że musisz go przypinać, czy starasz się zawsze mieć go ze sobą?
Górskie widoki przy pogodzie pierwsza klasa .
Górskie widoki przy pogodzie pierwsza klasa .
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Rower mam zawsze przy sobie. Wszędzie go ze sobą prowadzam. Nigdzie na dłużej nie pozostawiam. Zapinam tylko gdy idę np. do marketu na zakupy. Nigdy nie zwiedzam muzeów, wnętrz kościołów itp. bo raz: nie mam za bardzo na to czasu, a dwa: to niestety kosztuje. Jednak najgorsze jest dla mnie pozostawienie roweru. Owszem mógłbym go zapiąć, ale co z bagażami. Sakwy niestety nie są zamykane na kłódkę, a nie mam zamiaru taszczyć ze sobą sakw ważących 20-30 kgWiolcia pisze:Z tego, co piszesz, to wnioskuję, że większe miejscowości zwiedzasz z rowerem. Czy zdarza Ci się zapuścić gdzieś dalej i na dłużej, tak, że musisz go przypinać, czy starasz się zawsze mieć go ze sobą?
Górskie widoki przy pogodzie pierwsza klasa .
Co do tych kłódek na mostach: w Paryżu usunęli razem z siatką i założyli przezroczyste panele, ważyły one ponoć 45 ton!!!Robert J pisze:Dzień 4/13 - 14.07.2015 - Salzburg
Docieram tam przez most zakochanych(Makarsteg) przerzucony nad rzeką Salzach. Ilość zawieszonych tam przez zakochane pary kłódek jest imponująca.
cdn...
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/francja ... ych/45d3e8
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Dzień 5/13 - 15.07.2015 - Insbruck, dwie przełęcze i Włochy !
Dzień piąty wyprawy wita mnie piękną pogodą, choć przyznam szczerze iż wolałbym aby widoczność była odrobinę lepsza. Zanosi się na bardzo upalny dzień. Powietrze jest bardzo zapylone i widzialność sięga ledwo kilkunastu kilometrów.
W trasę ruszam przed godziną siódmą. Standardowo po kilku kilometrach robię przerwę na pierwszy posiłek. Podczas tej przerwy dostrzegam to czego nie zauważyłem w dniu wczorajszym, mianowicie pękniętą obręcz w tylnym kole! No takiego defektu to się zupełnie nie spodziewałem.
Spożywając śniadanie podziwiam widoki na okoliczne szczyty jednocześnie zastanawiając się co począć. Dochodzę do wniosku, ze trzeba po prostu poszukać dobrego serwisu rowerowego.
W Hall in Tirol miejscowy chłopaczek prowadzi mnie uliczkami do serwisu. Jednak okazuje się, że do otwarcia pozostaje jeszcze godzina czasu. Za namową wracam kilka kilometrów do Wattens gdzie jest ponoć najlepszy serwis rowerowy w okolicy. Nie marnując czasu zwiedzam jeszcze Hall in Tirol.
Pasmo Karwendel
Kościół św. Mikołaja w Hall in Tirol
Hall in Tirol
W Wattens jest całkiem dobrze wyposażony serwis rowerowy jednak rozmiaru obręczy, którą potrzebuję akurat nie mają. Za samo zamówienie żądają więcej niż kosztuje obręcz w Polsce. Spokojnie sam bym sobie wymienił obręcz, ale zamówienie wiąże się z obowiązkiem świadczenia usługi wymiany w serwisie, a całkowity koszt za wszystko wyniesie niemal tyle ile mam pieniędzy w kieszeni. Nie dziękuję. Będę szukać gdzie indziej.
Szybko zmierzam do Innsbrucku gdzie mam nadzieję znaleźć serwis ewentualnie sklep gdzie kupię odpowiednią obręcz. Klucz do szprych mam i spokojnie w dwie godzinki bym sobie przeplótł koło. Niestety Innsbruck to duże miasto i nikt za bardzo nie potrafi mi wskazać tego czego szukam. Zresztą więcej w mieście turystów jak tubylców
Rzeka Inn
Zrezygnowany oglądam miasto "po łebkach" i jadę dalej na zachód z myślą, że może uda mi się jeszcze znaleźć jakiś sklep/serwis po drodze.
Innsbruck
Innsbruck - Kościół św. Jana Nepomucena
Tym czasem widoki stają się coraz bardziej przyjemne dla oka. Staram się omijać główną drogę. Czasami jadę ścieżką rowerową. Przejeżdżam przez kilka mniejszych miejscowości.
Flaurling, Gasthof Goldener Adler
Docieram do Stams. Z daleka widoczny jest tamtejszy klasztor cysterski z XIII wieku. Po przebudowie w XVIII wieku nadano mu wygląd w stylu baroku. Za klasztorem widoczna miejscowa skocznia narciarska. Warto tutaj nadmienić, że w Stams znajduje się słynna szkoła Skigymnasium, do którego uczęszczają młodzi austriaccy sportowcy. Jej wychowankami są m. in. znani skoczkowie narciarscy Toni Innauer, Andreas Goldberger, Martin Höllwarth, Ernst Vettori, Gregor Schlierenzauer, Heinz Kuttin, Andreas Widhölzl czy Andreas Kofler.
Stams
Klasztor cysterski.
W mieście przy drodze trafiam w końcu na serwis, ale facet mówi mi, że nie może mi pomóc bo musi coś zjeść i się przespać! Normalnie szok !
Odniosłem wrażenie, że gościu chce mnie po prostu spławić i nic więcej. Nie dał żadnej propozycji bym np. poczekał lub podjechał później Odsyła mnie za to do miasta Imst. Nic to, jadę więc. W końcu i tak podążam w tamtym kierunku.
Przed Imst zaczynają się już konkretne górki. Przejeżdżam miasto i na wylocie na stacji paliw wypijam regionalne piwo. I wiecie co ? Zapomniałem, że miałem szukać serwisu ! ha ha.
Roppen
Z Imst mam zjazd ponownie nad rzekę Inn. Robi się na prawdę gorąco. Postanawiam zażyć kąpieli w rzece. Nurt jest dość silny, ale woda bardzo przyjemnie chłodna. Widząc to miejscowy idzie w moje ślady. Dodatkowo zabiera ze sobą małego pieska i gdyby nie był na smyczy to pewnie ten silny nurt by go porwał
Schönwies
Kronburg
Szybko przejeżdżam przez Landeck. Za miastem już konkretny podjazd. Dolina, którą płynie Inn znacznie się zwęża. Od teraz podążam najwyższym tyrolskim odcinkiem doliny rzeki Inn czyli dawną rzymską drogą Via Claudia Augusta, która prowadziła z Wenecji do Augsburga.
Landeck
Odwiedzam leżące przy drodze miejscowości: Ried im Oberinntal, Tösens czy Pfunds. Mieszkańcy tych miejscowości wzbogacali się dzięki kupcom przemierzającym tą historyczną drogę. Obecnie główne dochody pochodzą z turystyki oraz rolnictwa.
W przeszłości powstało przy tej trasie wiele obiektów strzegących szlaku.
Ried im Oberinntal - Siegmundsried
Pfunds
Za Pfunds jestem zmuszony opuścić tą drogę ze względu na zakaz poruszania się nią na rowerze. Droga zaczyna się bardzo ostro piąć do góry trawersując urwiste ściany okolicznych szczytów. Wiele tam tuneli. Muszę znaleźć alternatywę by dotrzeć do Nauders. Podążam, więc dalej wzdłuż Innu do niewielkiej miejscowości Martina. To już w Szwajcarii. Na początku miejscowości pytam szwajcarskiego strażnika granicznego o dalszą drogę bo nie mam do końca pewności jak jechać.
Szwajcaria !
Wskazuje mi on właściwy kierunek i mina mi trochę zrzedła widząc ten ostry podjazd Mam do pokonania sporo przewyższenia i kilkanaście ostrych zakrętów zanim dotrę na przełęcz, z której będzie zjazd do miasta. Wspinam się mozolnie na wysokość ponad 1400 m n.p.m. Słońce już schowało się za górami, ale jeszcze oświetla najwyższe okoliczne szczyty.
Zjeżdżam do Nauders wytracając niepotrzebnie wysokość. Miasto leży już bezpośrednio przy granicy z Włochami. Muszę jednak podjechać jeszcze na przełęcz Resia. Tyle dobrze, że nie ma już takiego dużego nachylenia.
Nauders
Zamek Naudersberg
Robię zakupy w sklepie przy granicy, którą chwilę później przekraczam. Ścieżką rowerową docieram do najwyższego punktu gdzie pod tablicą z nazwą przełęczy robię pamiątkowe zdjęcie. Resia to również nazwa miasteczka przy przełęczy. Zresztą nawet miejscowe jezioro nosi nazwę pochodzącą od nazwy miejscowości.
Włochy !
Robię kilka nocnych zdjęć miasta i jadę po drugiej stronie jeziora ścieżką rowerową. Znajduję przyjemną miejscówkę na nocleg przy szałasie z widokiem na jezioro. Dystans dnia ledwo przekroczył 150 km. Dużo straciłem przez awarię sprzętu. I niestety problem ten będzie się już tylko powiększał w kolejnych dniach...
Resia nocą.
Statystyki dnia 5.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 7225407073
cdn...
Dzień piąty wyprawy wita mnie piękną pogodą, choć przyznam szczerze iż wolałbym aby widoczność była odrobinę lepsza. Zanosi się na bardzo upalny dzień. Powietrze jest bardzo zapylone i widzialność sięga ledwo kilkunastu kilometrów.
W trasę ruszam przed godziną siódmą. Standardowo po kilku kilometrach robię przerwę na pierwszy posiłek. Podczas tej przerwy dostrzegam to czego nie zauważyłem w dniu wczorajszym, mianowicie pękniętą obręcz w tylnym kole! No takiego defektu to się zupełnie nie spodziewałem.
Spożywając śniadanie podziwiam widoki na okoliczne szczyty jednocześnie zastanawiając się co począć. Dochodzę do wniosku, ze trzeba po prostu poszukać dobrego serwisu rowerowego.
W Hall in Tirol miejscowy chłopaczek prowadzi mnie uliczkami do serwisu. Jednak okazuje się, że do otwarcia pozostaje jeszcze godzina czasu. Za namową wracam kilka kilometrów do Wattens gdzie jest ponoć najlepszy serwis rowerowy w okolicy. Nie marnując czasu zwiedzam jeszcze Hall in Tirol.
Pasmo Karwendel
Kościół św. Mikołaja w Hall in Tirol
Hall in Tirol
W Wattens jest całkiem dobrze wyposażony serwis rowerowy jednak rozmiaru obręczy, którą potrzebuję akurat nie mają. Za samo zamówienie żądają więcej niż kosztuje obręcz w Polsce. Spokojnie sam bym sobie wymienił obręcz, ale zamówienie wiąże się z obowiązkiem świadczenia usługi wymiany w serwisie, a całkowity koszt za wszystko wyniesie niemal tyle ile mam pieniędzy w kieszeni. Nie dziękuję. Będę szukać gdzie indziej.
Szybko zmierzam do Innsbrucku gdzie mam nadzieję znaleźć serwis ewentualnie sklep gdzie kupię odpowiednią obręcz. Klucz do szprych mam i spokojnie w dwie godzinki bym sobie przeplótł koło. Niestety Innsbruck to duże miasto i nikt za bardzo nie potrafi mi wskazać tego czego szukam. Zresztą więcej w mieście turystów jak tubylców
Rzeka Inn
Zrezygnowany oglądam miasto "po łebkach" i jadę dalej na zachód z myślą, że może uda mi się jeszcze znaleźć jakiś sklep/serwis po drodze.
Innsbruck
Innsbruck - Kościół św. Jana Nepomucena
Tym czasem widoki stają się coraz bardziej przyjemne dla oka. Staram się omijać główną drogę. Czasami jadę ścieżką rowerową. Przejeżdżam przez kilka mniejszych miejscowości.
Flaurling, Gasthof Goldener Adler
Docieram do Stams. Z daleka widoczny jest tamtejszy klasztor cysterski z XIII wieku. Po przebudowie w XVIII wieku nadano mu wygląd w stylu baroku. Za klasztorem widoczna miejscowa skocznia narciarska. Warto tutaj nadmienić, że w Stams znajduje się słynna szkoła Skigymnasium, do którego uczęszczają młodzi austriaccy sportowcy. Jej wychowankami są m. in. znani skoczkowie narciarscy Toni Innauer, Andreas Goldberger, Martin Höllwarth, Ernst Vettori, Gregor Schlierenzauer, Heinz Kuttin, Andreas Widhölzl czy Andreas Kofler.
Stams
Klasztor cysterski.
W mieście przy drodze trafiam w końcu na serwis, ale facet mówi mi, że nie może mi pomóc bo musi coś zjeść i się przespać! Normalnie szok !
Odniosłem wrażenie, że gościu chce mnie po prostu spławić i nic więcej. Nie dał żadnej propozycji bym np. poczekał lub podjechał później Odsyła mnie za to do miasta Imst. Nic to, jadę więc. W końcu i tak podążam w tamtym kierunku.
Przed Imst zaczynają się już konkretne górki. Przejeżdżam miasto i na wylocie na stacji paliw wypijam regionalne piwo. I wiecie co ? Zapomniałem, że miałem szukać serwisu ! ha ha.
Roppen
Z Imst mam zjazd ponownie nad rzekę Inn. Robi się na prawdę gorąco. Postanawiam zażyć kąpieli w rzece. Nurt jest dość silny, ale woda bardzo przyjemnie chłodna. Widząc to miejscowy idzie w moje ślady. Dodatkowo zabiera ze sobą małego pieska i gdyby nie był na smyczy to pewnie ten silny nurt by go porwał
Schönwies
Kronburg
Szybko przejeżdżam przez Landeck. Za miastem już konkretny podjazd. Dolina, którą płynie Inn znacznie się zwęża. Od teraz podążam najwyższym tyrolskim odcinkiem doliny rzeki Inn czyli dawną rzymską drogą Via Claudia Augusta, która prowadziła z Wenecji do Augsburga.
Landeck
Odwiedzam leżące przy drodze miejscowości: Ried im Oberinntal, Tösens czy Pfunds. Mieszkańcy tych miejscowości wzbogacali się dzięki kupcom przemierzającym tą historyczną drogę. Obecnie główne dochody pochodzą z turystyki oraz rolnictwa.
W przeszłości powstało przy tej trasie wiele obiektów strzegących szlaku.
Ried im Oberinntal - Siegmundsried
Pfunds
Za Pfunds jestem zmuszony opuścić tą drogę ze względu na zakaz poruszania się nią na rowerze. Droga zaczyna się bardzo ostro piąć do góry trawersując urwiste ściany okolicznych szczytów. Wiele tam tuneli. Muszę znaleźć alternatywę by dotrzeć do Nauders. Podążam, więc dalej wzdłuż Innu do niewielkiej miejscowości Martina. To już w Szwajcarii. Na początku miejscowości pytam szwajcarskiego strażnika granicznego o dalszą drogę bo nie mam do końca pewności jak jechać.
Szwajcaria !
Wskazuje mi on właściwy kierunek i mina mi trochę zrzedła widząc ten ostry podjazd Mam do pokonania sporo przewyższenia i kilkanaście ostrych zakrętów zanim dotrę na przełęcz, z której będzie zjazd do miasta. Wspinam się mozolnie na wysokość ponad 1400 m n.p.m. Słońce już schowało się za górami, ale jeszcze oświetla najwyższe okoliczne szczyty.
Zjeżdżam do Nauders wytracając niepotrzebnie wysokość. Miasto leży już bezpośrednio przy granicy z Włochami. Muszę jednak podjechać jeszcze na przełęcz Resia. Tyle dobrze, że nie ma już takiego dużego nachylenia.
Nauders
Zamek Naudersberg
Robię zakupy w sklepie przy granicy, którą chwilę później przekraczam. Ścieżką rowerową docieram do najwyższego punktu gdzie pod tablicą z nazwą przełęczy robię pamiątkowe zdjęcie. Resia to również nazwa miasteczka przy przełęczy. Zresztą nawet miejscowe jezioro nosi nazwę pochodzącą od nazwy miejscowości.
Włochy !
Robię kilka nocnych zdjęć miasta i jadę po drugiej stronie jeziora ścieżką rowerową. Znajduję przyjemną miejscówkę na nocleg przy szałasie z widokiem na jezioro. Dystans dnia ledwo przekroczył 150 km. Dużo straciłem przez awarię sprzętu. I niestety problem ten będzie się już tylko powiększał w kolejnych dniach...
Resia nocą.
Statystyki dnia 5.
Galeria:
https://plus.google.com/photos/11790176 ... 7225407073
cdn...
Hmm, zapomniałeś o awarii po złocistym trunku, więc piwo jest chyba dobrym sposobem na zepsutą obręcz? Skoro w kolejnych dniach problem się nasilał, to chyba mniej piwa wypiłeś .
Coraz bardziej widoki mi się podobają. Na tej skale w Kronburg stoi jakaś kaplica?
Coraz bardziej widoki mi się podobają. Na tej skale w Kronburg stoi jakaś kaplica?
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl