24.07-02.08.2015. Rumunia. Trochę gór i trochę morza; czyli: "plany są po to, by je zmieniać" ;)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
24.07-02.08.2015. Rumunia. Trochę gór i trochę morza; czyli:
Bună ziua - "dzień dobry" po rumuńsku
Dobrý deň – "dzień dobry" po słowacku
Otloszpotlosznierozmotlosz - "dzień dobry" po węgiersku; a może nie "dzień dobry" tylko coś innego? Wszystko jedno
Dojazd.
Ostatecznie zrobiło się nas 9 sztuk. Podzieleni na 2 auta: w pierwszym - sonia, eska, mariuszg z Lidą i ja; w drugim: Doris, MarcinK, Greg i Yano. Załoga pierwszego auta miała wolny piątek, więc postanowiliśmy ruszyć przed południem, a z drugim samochodem spotkać się już na węgierskim campingu.
Pierwsze wyzwanie: spakować auto
Droga przez Słowację okazała się koszmarna z powodu niezliczonych robót drogowych – i zajęła nam dużo więcej czasu niż było planowane. Na Węgrzech było już OK, ale i tak do Mako dotarliśmy mocno po ciemku. Reszta ekipy przyjechała po północy. Nazajutrz, już na spokojnie pośniadaliśmy i bez pośpiechu można było ruszać dalej.
Za parę kilometrów była już rumuńska granica. Wraz z dniem mijały długie kilometry. Na całej trasie żadnych robót drogowych czy innych przeszkód. Co jakiś czas potrzebne były przerwy na tankowania i posiłki.
Ostatni etap podróży jechaliśmy wzdłuż imponującego masywu potężnych Fogaraszy, podziwiając i....planując Niektórzy już wiedzą, że chcą tam pojechać w przyszłym roku
A jednak na miejsce dotarliśmy później, niż planowałem. Miało być tego dnia rozpoczęte pasmo Piatra Craiului – po dotarciu na miejsce trzeba było przejść jeszcze 3-godzinną trasę do schroniska Curmatură. A tu już późno, było pewne, że na trasie dosięgnie nas zmrok i możemy się pogubić w nieznanym terenie. Czas więc na zmianę planów: następnego dnia zaczniemy od masywu Bucegów, których piękna panorama ukazała się nam niebawem:
a przenocujemy na "Vampirecamping" w Bran, gdzie znajduje się średniowieczny zamek – przerobiony dla celów komercyjnych na mityczną siedzibę Vlada Palownika.
Bucegi.
W niedzielny poranek czas wreszcie ruszyć w góry. Jeszcze tylko jakieś 40 km do miasteczka Sinaia, a w miarę zbliżania ślinka ciekła coraz bardziej
Sprawy znów się skomplikowały. Sinaia okazała się zapchana turystami do niemożliwości, sporo czasu zajęło nam wyszukanie miejsca, w którym można było bezpiecznie zostawić auta na 2 dni. Następnie znów dużo czasu zmitrężyliśmy, by znaleźć wejście na szlak. W międzyczasie stała się jasna przyczyna tego straszliwego tłoku: trafiliśmy na jakiś rajd samochodowy:
No i znów zrobiło się późnawo, a czekała nas długa trasa. Mieliśmy iść w górę pieszo, ale....czas zmienić plany. Padło więc na to, że do góry wyciągniemy się kolejką linową, żeby przed zmrokiem zdążyć do schroniska.
Na górnej stacji przy schronisku Mioriţa ruszyliśmy wreszcie na szlak. Wkrótce pierwsze szczytowanie: Vârful cu Dor (2029 npm).
a potem już długa droga przez płaskowyż Bucegów.
zaliczając po drodze jeszcze Vf Furnica (2103 npm) szlak doprowadził nas do koszmarnego hotelu Piatra Arsă (1950 npm)
Szybko omijając ten moloch poszliśmy nieco dalej, by na ładnej łączce na skraju kosodrzewiny skonsumować drugie śniadanie.
I dalej przez płaskowyż
Bucegi są zadziwiające: ciągnący się kilometrami płaskowyż, ozdobiony łagodnymi pagórkami załamuje się gwałtownie przechodząc w iście wysokotatrzański pejzaż - pełen przepaścistych otchłani i wielusetmetrowych niemal pionowych ścian:
Po dotarciu do schroniska Caraiman, leżącego na skraju takiego urwiska, znaleźliśmy się więc w zupełnie innej scenerii.
trawersując imponującą ścianę dochodzi się do Pomnika Bohaterów ( Monumentul Eroilor), zwanego popularnie: La Cruce ("Krzyż").
Tam przymusowa przerwa, gdyż dopadła nas burza z solidną ulewą. Schronieni pod lekkim zadaszeniem metalowych drzwi wejściowych zastanawialiśmy się, na ile bezpieczne jest stać tak sobie w czasie burzy pod taką kupą żelastwa
Burza na szczęście w miarę szybo sobie poszła, więc mogliśmy kontynuować wędrówkę. Przez Caraiman (2384 npm)
do Coştila (2498 npm), obciążonej sporą anteną telewizyjną, gdzie nadszedł czas na lunch.
Następnie znów jakiś kawałek idzie się w miarę płaskim terenem
by wkrótce dla odmiany poczuć, że jest się w całkiem wysokich górach.
Po zejściu na przełęcz Şaua Şugărilor (2295 npm) rozpoczął się ostatni etap wędrówki: przez Vf. Obârşia (2484 npm) i Vf. Bucura (2503 npm)
wdrapujemy się prosto na najwyższy szczyt Bucegów: Vf. Omul (2507 npm), na którym stoi najwyżej położone w całych Karpatach schronisko: Cabana Omu
Tam nocleg z nadzieją, że do rana chmury się rozejdą.
Płonną nadzieją Poranek w chmurze, więc bez widoków trzeba było schodzić. Sam płaskowyż też jeszcze w mleku. Po drodze jeszcze popas w schronisku Babele.
i dopiero na skraju płaskowyżu, gdy teren zaczął się obniżać – powoli wynurzaliśmy się z chmury.
Od schroniska Caraiman – gdzie byliśmy już poprzedniego dnia – zaczęło się już ostre schodzenie.
Po drodze sporo łańcuchów i stalowych linek.
Po wejściu w las stromizna złagodniała nieco, jednak tylko nieco – aż do samego dołu.
W końcu – Sonia, Marcin i ja - dotarliśmy na obrzeża Buşteni, gdzie z rozkoszą można było się odświeżyć:
Reszta ekipy została daleko w tyle. Żeby nie tracić czasu - wymyśliliśmy, że Sonia zostanie przy rzeczce pilnować plecaków, a ja i Marcin pojedziemy do Sinaia, aby przyprowadzić na miejsce samochody, gdy w międzyczasie dotrze tu reszta ekipy. Krótki spacer do centrum uzmysłowił nam, że z lokalną komunikacją publiczną nie ma najmniejszego problemu.
Do Sinaia dotarliśmy więc błyskawicznie. Ale potem zaczęły się schody. Nie znając zupełnie topografii miasta błądziliśmy dobrze ponad godzinę różnymi uliczkami, próbując namierzyć auta. W końcu.......postanowiliśmy zacząć od końca czyli:
dotrzeć do dolnej stacji kolejki, którą wjechaliśmy na płaskowyż - a potem po śladach cofać się w kierunku samochodów. Szczęściem w nieszczęściu było to, że Marcin pamiętał jedną rzecz: auta zostawiliśmy w pobliżu remizy strażackiej. Tym sposobem dotarliśmy do miejsca, w którym......byliśmy już przed godziną z dobrym okładem: lokalnej stacji paliw. Zrozpaczeni postanowiliśmy "zasięgnąć języka" by w końcu się dowiedzieć gdzie jest siedziba tutejszej Straży Pożarnej
No fajnie. Ale jak to zrobić, gdy pan z CPN ni chu chu ani po angielsku, ani po niemiecku (o polskim nie wspominając)?
Tjaaaa........
Zaczęło się od wskazania gaśnicy. A potem............za pomocą języka dźwiękowo-migowego udało nam się wyjaśnić, że szukamy czerwonego (jak gaśnica) duuuużeeeeego auta, które jadąc (brrrrbrrrbrrrbrrr) robi głośne "uuuułłłłuuuuułłłłuuułłłuuuiiiijąąąąąiiiijąąąą" i coś mu się straaaaaaaasznie błyska na głowie – a jak już stanie to wyciąga ogrooooooooomną sikawę i robi z niej " Pfffsssssssss....."
Tjaaaa.........
Trochę czasu zeszło, zanim wytłumaczyliśmy, że nie wzywamy do żadnego pożaru, tylko szukamy miejsca w którym to auto śpi, gdy nie jedzie robiąc: "uuuułłłłuuuuułuuuuiiiiijąąąąijjjjjąąą"
Tjaaaa.......
Kilka minut później odpaliliśmy nasze autka
Po godzinie wszyscy jechaliśmy już w kierunku wybrzeża Morza Czarnego.
cdn
Dobrý deň – "dzień dobry" po słowacku
Otloszpotlosznierozmotlosz - "dzień dobry" po węgiersku; a może nie "dzień dobry" tylko coś innego? Wszystko jedno
Dojazd.
Ostatecznie zrobiło się nas 9 sztuk. Podzieleni na 2 auta: w pierwszym - sonia, eska, mariuszg z Lidą i ja; w drugim: Doris, MarcinK, Greg i Yano. Załoga pierwszego auta miała wolny piątek, więc postanowiliśmy ruszyć przed południem, a z drugim samochodem spotkać się już na węgierskim campingu.
Pierwsze wyzwanie: spakować auto
Droga przez Słowację okazała się koszmarna z powodu niezliczonych robót drogowych – i zajęła nam dużo więcej czasu niż było planowane. Na Węgrzech było już OK, ale i tak do Mako dotarliśmy mocno po ciemku. Reszta ekipy przyjechała po północy. Nazajutrz, już na spokojnie pośniadaliśmy i bez pośpiechu można było ruszać dalej.
Za parę kilometrów była już rumuńska granica. Wraz z dniem mijały długie kilometry. Na całej trasie żadnych robót drogowych czy innych przeszkód. Co jakiś czas potrzebne były przerwy na tankowania i posiłki.
Ostatni etap podróży jechaliśmy wzdłuż imponującego masywu potężnych Fogaraszy, podziwiając i....planując Niektórzy już wiedzą, że chcą tam pojechać w przyszłym roku
A jednak na miejsce dotarliśmy później, niż planowałem. Miało być tego dnia rozpoczęte pasmo Piatra Craiului – po dotarciu na miejsce trzeba było przejść jeszcze 3-godzinną trasę do schroniska Curmatură. A tu już późno, było pewne, że na trasie dosięgnie nas zmrok i możemy się pogubić w nieznanym terenie. Czas więc na zmianę planów: następnego dnia zaczniemy od masywu Bucegów, których piękna panorama ukazała się nam niebawem:
a przenocujemy na "Vampirecamping" w Bran, gdzie znajduje się średniowieczny zamek – przerobiony dla celów komercyjnych na mityczną siedzibę Vlada Palownika.
Bucegi.
W niedzielny poranek czas wreszcie ruszyć w góry. Jeszcze tylko jakieś 40 km do miasteczka Sinaia, a w miarę zbliżania ślinka ciekła coraz bardziej
Sprawy znów się skomplikowały. Sinaia okazała się zapchana turystami do niemożliwości, sporo czasu zajęło nam wyszukanie miejsca, w którym można było bezpiecznie zostawić auta na 2 dni. Następnie znów dużo czasu zmitrężyliśmy, by znaleźć wejście na szlak. W międzyczasie stała się jasna przyczyna tego straszliwego tłoku: trafiliśmy na jakiś rajd samochodowy:
No i znów zrobiło się późnawo, a czekała nas długa trasa. Mieliśmy iść w górę pieszo, ale....czas zmienić plany. Padło więc na to, że do góry wyciągniemy się kolejką linową, żeby przed zmrokiem zdążyć do schroniska.
Na górnej stacji przy schronisku Mioriţa ruszyliśmy wreszcie na szlak. Wkrótce pierwsze szczytowanie: Vârful cu Dor (2029 npm).
a potem już długa droga przez płaskowyż Bucegów.
zaliczając po drodze jeszcze Vf Furnica (2103 npm) szlak doprowadził nas do koszmarnego hotelu Piatra Arsă (1950 npm)
Szybko omijając ten moloch poszliśmy nieco dalej, by na ładnej łączce na skraju kosodrzewiny skonsumować drugie śniadanie.
I dalej przez płaskowyż
Bucegi są zadziwiające: ciągnący się kilometrami płaskowyż, ozdobiony łagodnymi pagórkami załamuje się gwałtownie przechodząc w iście wysokotatrzański pejzaż - pełen przepaścistych otchłani i wielusetmetrowych niemal pionowych ścian:
Po dotarciu do schroniska Caraiman, leżącego na skraju takiego urwiska, znaleźliśmy się więc w zupełnie innej scenerii.
trawersując imponującą ścianę dochodzi się do Pomnika Bohaterów ( Monumentul Eroilor), zwanego popularnie: La Cruce ("Krzyż").
Tam przymusowa przerwa, gdyż dopadła nas burza z solidną ulewą. Schronieni pod lekkim zadaszeniem metalowych drzwi wejściowych zastanawialiśmy się, na ile bezpieczne jest stać tak sobie w czasie burzy pod taką kupą żelastwa
Burza na szczęście w miarę szybo sobie poszła, więc mogliśmy kontynuować wędrówkę. Przez Caraiman (2384 npm)
do Coştila (2498 npm), obciążonej sporą anteną telewizyjną, gdzie nadszedł czas na lunch.
Następnie znów jakiś kawałek idzie się w miarę płaskim terenem
by wkrótce dla odmiany poczuć, że jest się w całkiem wysokich górach.
Po zejściu na przełęcz Şaua Şugărilor (2295 npm) rozpoczął się ostatni etap wędrówki: przez Vf. Obârşia (2484 npm) i Vf. Bucura (2503 npm)
wdrapujemy się prosto na najwyższy szczyt Bucegów: Vf. Omul (2507 npm), na którym stoi najwyżej położone w całych Karpatach schronisko: Cabana Omu
Tam nocleg z nadzieją, że do rana chmury się rozejdą.
Płonną nadzieją Poranek w chmurze, więc bez widoków trzeba było schodzić. Sam płaskowyż też jeszcze w mleku. Po drodze jeszcze popas w schronisku Babele.
i dopiero na skraju płaskowyżu, gdy teren zaczął się obniżać – powoli wynurzaliśmy się z chmury.
Od schroniska Caraiman – gdzie byliśmy już poprzedniego dnia – zaczęło się już ostre schodzenie.
Po drodze sporo łańcuchów i stalowych linek.
Po wejściu w las stromizna złagodniała nieco, jednak tylko nieco – aż do samego dołu.
W końcu – Sonia, Marcin i ja - dotarliśmy na obrzeża Buşteni, gdzie z rozkoszą można było się odświeżyć:
Reszta ekipy została daleko w tyle. Żeby nie tracić czasu - wymyśliliśmy, że Sonia zostanie przy rzeczce pilnować plecaków, a ja i Marcin pojedziemy do Sinaia, aby przyprowadzić na miejsce samochody, gdy w międzyczasie dotrze tu reszta ekipy. Krótki spacer do centrum uzmysłowił nam, że z lokalną komunikacją publiczną nie ma najmniejszego problemu.
Do Sinaia dotarliśmy więc błyskawicznie. Ale potem zaczęły się schody. Nie znając zupełnie topografii miasta błądziliśmy dobrze ponad godzinę różnymi uliczkami, próbując namierzyć auta. W końcu.......postanowiliśmy zacząć od końca czyli:
dotrzeć do dolnej stacji kolejki, którą wjechaliśmy na płaskowyż - a potem po śladach cofać się w kierunku samochodów. Szczęściem w nieszczęściu było to, że Marcin pamiętał jedną rzecz: auta zostawiliśmy w pobliżu remizy strażackiej. Tym sposobem dotarliśmy do miejsca, w którym......byliśmy już przed godziną z dobrym okładem: lokalnej stacji paliw. Zrozpaczeni postanowiliśmy "zasięgnąć języka" by w końcu się dowiedzieć gdzie jest siedziba tutejszej Straży Pożarnej
No fajnie. Ale jak to zrobić, gdy pan z CPN ni chu chu ani po angielsku, ani po niemiecku (o polskim nie wspominając)?
Tjaaaa........
Zaczęło się od wskazania gaśnicy. A potem............za pomocą języka dźwiękowo-migowego udało nam się wyjaśnić, że szukamy czerwonego (jak gaśnica) duuuużeeeeego auta, które jadąc (brrrrbrrrbrrrbrrr) robi głośne "uuuułłłłuuuuułłłłuuułłłuuuiiiijąąąąąiiiijąąąą" i coś mu się straaaaaaaasznie błyska na głowie – a jak już stanie to wyciąga ogrooooooooomną sikawę i robi z niej " Pfffsssssssss....."
Tjaaaa.........
Trochę czasu zeszło, zanim wytłumaczyliśmy, że nie wzywamy do żadnego pożaru, tylko szukamy miejsca w którym to auto śpi, gdy nie jedzie robiąc: "uuuułłłłuuuuułuuuuiiiiijąąąąijjjjjąąą"
Tjaaaa.......
Kilka minut później odpaliliśmy nasze autka
Po godzinie wszyscy jechaliśmy już w kierunku wybrzeża Morza Czarnego.
cdn
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Czyli najpierw praktycznieGrochu pisze:Pierwsze wyzwanie: spakować auto
...potem strasznie...Grochu pisze:przenocujemy na "Vampirecamping"
Potem dużo ciekawie...
A na końcu śmiesznie:
Już mi się podoba.Grochu pisze:szukamy czerwonego (jak gaśnica) duuuużeeeeego auta, które jadąc (brrrrbrrrbrrrbrrr) robi głośne "uuuułłłłuuuuułłłłuuułłłuuuiiiijąąąąąiiiijąąąą" i coś mu się straaaaaaaasznie błyska na głowie – a jak już stanie to wyciąga ogrooooooooomną sikawę i robi z niej " Pfffsssssssss....."
Położenie schroniska Caraiman robi wrażenie
Szkoda tylko tych widoków z Cabana Omu.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Nie. W lipcu nie ma tam jeszcze tłumów. Rumuni na wakacje wyjeżdżają w sierpniu.goska pisze:A czy noclegi w schroniskach bukowaliście wcześniej?
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Morze.
Do Constanţy dotarliśmy o zmierzchu. Ale jeszcze zakupy w przydrożnym markecie – i zrobiło się zupełnie ciemno. Ten camping pamiętam sprzed 3 lat, poza tym sporo się tam w międzyczasie zmieniło. W efekcie: gdy go w końcu znaleźliśmy, zrobiło się bardzo późno. Ale nic to. Natychmiast po rozłożeniu namiotów wybyliśmy na plażę, by odetchnąć po tych kilku dniach niemiłosiernych upałów. Obalenie flaszeczki w wodzie po pachy w środku nocy – sama rozkosz
A potem....nastąpiły dwa dni skrajnego lenistwa
Był czas na lans
i inne głupoty
arbuzy....
i chrzest morski klubowej flagi
woda ciepła jak zupa – nie to, co Bałtyk
a na plaży pustki....to zdjęcia w środku dnia, w środku lata
porównajcie to z obrazkami znad Bałtyku
No ale GS-om było tam trochę za płasko. Postanowiliśmy więc zrobić sobie górę....piachu. Ale żeby to nie była taka jakaś tam sobie góra, to trzeba było nadać jej jakiś kształt. Padło, że to będzie góra Syrenki. Przystąpiliśmy więc do dzieła. Męska część artystycznego teamu skupiła się na kształtowaniu damskich pośladków i piersi. Padło w międzyczasie sporo rzeczowych uwag kobiety zajęły się biżuterią i ogólnym design. Wyszło tak:
A potem znów poranne pluskanie...
A że ostatnia noc to była ta magiczna – gdy Barbórka i Kovik slubowali sobie miłość – wysłaliśmy im światełko na szczęście
No i.....tak jakoś nam zeszło
Reszta.
W czwartkowy poranek pożegnaliśmy morze, by wrócić w góry. W planie były jeszcze dwa dni na pasmo Piatra Craiului. W tym celu dotarliśmy do miasteczka Zărneşti, gdzie zaczyna się szlak. Rozważając różne opcje parkingowe dla samochodów zaczęło się wypakowywanie bagażników. W planie był 3-godzinny marsz do schroniska Curmatura i tam nocleg. Po chwili.......zaczęło padać. Bagaże szybko wróciły na swoje miejsce, a my zjechaliśmy trochę w dół, by zatrzymać się przy końcu miasteczka, gdzie znajduje się schronisko-hotelik o nazwie Gura Râului.
W międzyczasie deszcz zamienił się w ulewę. Nie było wyjścia: trzeba zmienić plany. Przenocuje się w tym hoteliku, a w góry pójdziemy następnego dnia.
Siedząc pod parasolami należącej do hoteliku knajpki czekaliśmy aż przestanie padać, by na sucho się zakwaterować. Za ulewą przyszła burza. Po niej....kolejna z silnym deszczem, który nieco zelżał – czas na zakwaterowanie i powrót pod parasole. Następna burza przyniosła dla odmiany istne oberwanie chmury. Po nim znów ulewa – i tak.....do późnego wieczora. Prognozy pogody były mało optymistyczne
W piątkowy poranek nadzieje się rozwiały: leżące blisko ziemi zwały chmur, z których co chwila wylewała się woda.....trzeba zmienić plany.
Z gór nic już nie będzie, bo nawet jak w drugiej połowie dnia się rozpogodzi, to już będzie za mało czasu. I tak w sobotę rano planowaliśmy ruszyć w drogę powrotną, żeby na niedzielę wieczór dotrzeć do domów.
No ale jakąś górę trzeba zdobyć. Padło więc na górę....zamku Răşnov
Nim skończyliśmy zwiedzać – rozpętała się burza z solidną ulewą. Trzeba uciekać wgłąb Siedmiogrodu. Ale wredny front cały czas deptał nam po piętach. Gdy oderwaliśmy się od niego i przestało padać, zaproponowałem przerwę w podróży na zwiedzanie zabytkowej starówki w mieście Sighişoara.
ale wystarczyło 1,5 godziny i jak ruszaliśmy dalej to już deszczowe chmury zdążyły nas dogonić. Większość Wyżyny Transylwańskiej pokryta była grubą warstwą chmur i dopiero pod koniec dnia, gdy zbliżaliśmy się do Wegier, dogoniliśmy przejrzyste niebo. Późnym wieczorem dotarliśmy na znany już nam camping w węgierskim Nyiregyhaza. Trzeba było obmyślić plan na następny dzień. Padło na zwiedzanie krasowej jaskini w Aggtelek, a w niedzielę wejście na Wlk. Chocz.
Jaskinia zaiste piękna:
Potem długa podróż w kierunku domu. Późnym wieczorem dotarliśmy na camping nad Jeziorem Liptowskim i zdążyliśmy się jeszcze załapać na pożegnalną dyskotekę
W niedzielny poranek spakowaliśmy się – po raz kolejny już – na wyjście w góry (w tym doszliśmy do perfekcji), by po drodze do domu wejść jeszcze na Chocza. W czasie jazdy....dogonił nas front i zaczęło padać. Trzeba zmienić plany. Zamiast góry Chocz będzie góra kalorii w cukierni w urokliwym miasteczku Namestovo.
A potem już tylko powrót do domu.
Dziękuję całej ekipie za tą tygodniową włóczęgę
Fotki w relacji są moje i eski.
La revedere munţi româneşti!
Reszta moich zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10202455 ... 8225027409
Foto eska:
https://plus.google.com/107649086383064 ... oin5cjdGak
Foto sonia:
https://photos.google.com/share/AF1QipN ... hqLXhFSmxn
Foto Doris:
https://plus.google.com/u/0/photos/1164 ... 3201693137
Foto mariuszg:
https://plus.google.com/photos/10419847 ... 9Iv36eyYDg
Foto Greg:
1. Mako https://goo.gl/photos/zqBLb2r8GXtZcu2Z6
2. Bucegi https://goo.gl/photos/82vdTep4axUtzC7KA
3. Constanca https://goo.gl/photos/A5UGW6asSj19RryJA
4. Piatra https://goo.gl/photos/H2pdVuW6eLzxYTsf9
5. Rasnov https://goo.gl/photos/41qobd8arwddSv8D9
6. Sighişoara https://goo.gl/photos/gvxAR3m4jPf1MWN37
7. Aggtelek, jaskinia na Węgrzech https://goo.gl/photos/tMAYoJXjBGsezDhCA
8. Słowacja, powrót https://goo.gl/photos/s1qxUsJzzfQzAEgN9
Do Constanţy dotarliśmy o zmierzchu. Ale jeszcze zakupy w przydrożnym markecie – i zrobiło się zupełnie ciemno. Ten camping pamiętam sprzed 3 lat, poza tym sporo się tam w międzyczasie zmieniło. W efekcie: gdy go w końcu znaleźliśmy, zrobiło się bardzo późno. Ale nic to. Natychmiast po rozłożeniu namiotów wybyliśmy na plażę, by odetchnąć po tych kilku dniach niemiłosiernych upałów. Obalenie flaszeczki w wodzie po pachy w środku nocy – sama rozkosz
A potem....nastąpiły dwa dni skrajnego lenistwa
Był czas na lans
i inne głupoty
arbuzy....
i chrzest morski klubowej flagi
woda ciepła jak zupa – nie to, co Bałtyk
a na plaży pustki....to zdjęcia w środku dnia, w środku lata
porównajcie to z obrazkami znad Bałtyku
No ale GS-om było tam trochę za płasko. Postanowiliśmy więc zrobić sobie górę....piachu. Ale żeby to nie była taka jakaś tam sobie góra, to trzeba było nadać jej jakiś kształt. Padło, że to będzie góra Syrenki. Przystąpiliśmy więc do dzieła. Męska część artystycznego teamu skupiła się na kształtowaniu damskich pośladków i piersi. Padło w międzyczasie sporo rzeczowych uwag kobiety zajęły się biżuterią i ogólnym design. Wyszło tak:
A potem znów poranne pluskanie...
A że ostatnia noc to była ta magiczna – gdy Barbórka i Kovik slubowali sobie miłość – wysłaliśmy im światełko na szczęście
No i.....tak jakoś nam zeszło
Reszta.
W czwartkowy poranek pożegnaliśmy morze, by wrócić w góry. W planie były jeszcze dwa dni na pasmo Piatra Craiului. W tym celu dotarliśmy do miasteczka Zărneşti, gdzie zaczyna się szlak. Rozważając różne opcje parkingowe dla samochodów zaczęło się wypakowywanie bagażników. W planie był 3-godzinny marsz do schroniska Curmatura i tam nocleg. Po chwili.......zaczęło padać. Bagaże szybko wróciły na swoje miejsce, a my zjechaliśmy trochę w dół, by zatrzymać się przy końcu miasteczka, gdzie znajduje się schronisko-hotelik o nazwie Gura Râului.
W międzyczasie deszcz zamienił się w ulewę. Nie było wyjścia: trzeba zmienić plany. Przenocuje się w tym hoteliku, a w góry pójdziemy następnego dnia.
Siedząc pod parasolami należącej do hoteliku knajpki czekaliśmy aż przestanie padać, by na sucho się zakwaterować. Za ulewą przyszła burza. Po niej....kolejna z silnym deszczem, który nieco zelżał – czas na zakwaterowanie i powrót pod parasole. Następna burza przyniosła dla odmiany istne oberwanie chmury. Po nim znów ulewa – i tak.....do późnego wieczora. Prognozy pogody były mało optymistyczne
W piątkowy poranek nadzieje się rozwiały: leżące blisko ziemi zwały chmur, z których co chwila wylewała się woda.....trzeba zmienić plany.
Z gór nic już nie będzie, bo nawet jak w drugiej połowie dnia się rozpogodzi, to już będzie za mało czasu. I tak w sobotę rano planowaliśmy ruszyć w drogę powrotną, żeby na niedzielę wieczór dotrzeć do domów.
No ale jakąś górę trzeba zdobyć. Padło więc na górę....zamku Răşnov
Nim skończyliśmy zwiedzać – rozpętała się burza z solidną ulewą. Trzeba uciekać wgłąb Siedmiogrodu. Ale wredny front cały czas deptał nam po piętach. Gdy oderwaliśmy się od niego i przestało padać, zaproponowałem przerwę w podróży na zwiedzanie zabytkowej starówki w mieście Sighişoara.
ale wystarczyło 1,5 godziny i jak ruszaliśmy dalej to już deszczowe chmury zdążyły nas dogonić. Większość Wyżyny Transylwańskiej pokryta była grubą warstwą chmur i dopiero pod koniec dnia, gdy zbliżaliśmy się do Wegier, dogoniliśmy przejrzyste niebo. Późnym wieczorem dotarliśmy na znany już nam camping w węgierskim Nyiregyhaza. Trzeba było obmyślić plan na następny dzień. Padło na zwiedzanie krasowej jaskini w Aggtelek, a w niedzielę wejście na Wlk. Chocz.
Jaskinia zaiste piękna:
Potem długa podróż w kierunku domu. Późnym wieczorem dotarliśmy na camping nad Jeziorem Liptowskim i zdążyliśmy się jeszcze załapać na pożegnalną dyskotekę
W niedzielny poranek spakowaliśmy się – po raz kolejny już – na wyjście w góry (w tym doszliśmy do perfekcji), by po drodze do domu wejść jeszcze na Chocza. W czasie jazdy....dogonił nas front i zaczęło padać. Trzeba zmienić plany. Zamiast góry Chocz będzie góra kalorii w cukierni w urokliwym miasteczku Namestovo.
A potem już tylko powrót do domu.
Dziękuję całej ekipie za tą tygodniową włóczęgę
Fotki w relacji są moje i eski.
La revedere munţi româneşti!
Reszta moich zdjęć:
https://plus.google.com/photos/10202455 ... 8225027409
Foto eska:
https://plus.google.com/107649086383064 ... oin5cjdGak
Foto sonia:
https://photos.google.com/share/AF1QipN ... hqLXhFSmxn
Foto Doris:
https://plus.google.com/u/0/photos/1164 ... 3201693137
Foto mariuszg:
https://plus.google.com/photos/10419847 ... 9Iv36eyYDg
Foto Greg:
1. Mako https://goo.gl/photos/zqBLb2r8GXtZcu2Z6
2. Bucegi https://goo.gl/photos/82vdTep4axUtzC7KA
3. Constanca https://goo.gl/photos/A5UGW6asSj19RryJA
4. Piatra https://goo.gl/photos/H2pdVuW6eLzxYTsf9
5. Rasnov https://goo.gl/photos/41qobd8arwddSv8D9
6. Sighişoara https://goo.gl/photos/gvxAR3m4jPf1MWN37
7. Aggtelek, jaskinia na Węgrzech https://goo.gl/photos/tMAYoJXjBGsezDhCA
8. Słowacja, powrót https://goo.gl/photos/s1qxUsJzzfQzAEgN9
Ostatnio zmieniony 12 sierpnia 2015, 17:00 przez Grochu, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Moje fotki
https://plus.google.com/photos/10419847 ... 9Iv36eyYDg
Zapamiętać sytuację , mieć przy sobie kartkę i długopis , obrazki rysować
Generalnie w Rumunii ciężko się było porozumieć. Angielski szczątkowo , niemiecki zapomnij
Natomiast na Węgrzech to już co innego. Kierownik kampingu w Mako umiał po trochu w każdym chyba języku. Nawet po Polsku nieźle mu wychodziło , nie mniej przeszliśmy od razu na niemiecki. Na koniec konwersacji pocżęstował kielichem śliwowicy własnej roboty z toastem
https://plus.google.com/photos/10419847 ... 9Iv36eyYDg
Najciekawsze jest to , że dokładnie TRZY tomiki rozmówek polsko rumuńskich zostały oczywiście w poszukiwanych samochodachGrochu pisze:Ale jak to zrobić, gdy pan z CPN ni chu chu ani po angielsku, ani po niemiecku (o polskim nie wspominając)?
Zapamiętać sytuację , mieć przy sobie kartkę i długopis , obrazki rysować
Generalnie w Rumunii ciężko się było porozumieć. Angielski szczątkowo , niemiecki zapomnij
Natomiast na Węgrzech to już co innego. Kierownik kampingu w Mako umiał po trochu w każdym chyba języku. Nawet po Polsku nieźle mu wychodziło , nie mniej przeszliśmy od razu na niemiecki. Na koniec konwersacji pocżęstował kielichem śliwowicy własnej roboty z toastem
" Na życiu trzeba się znać..." Feliks Raptus
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Trochę pod dyktando pogody ale co się udało zobaczyć to Wasze
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
to była taka niespodzianka!!!jeszcze raz bardzo WAM dziękujemy za pamięć i magięGrochu pisze:A że ostatnia noc to była ta magiczna – gdy Barbórka i Kovik slubowali sobie miłość – wysłaliśmy im światełko na szczęście
DRUM BUN
Ostatnio zmieniony 10 sierpnia 2015, 10:23 przez Barbórka, łącznie zmieniany 1 raz.
Widać dużą znajomość tematuGrochu pisze:Męska część artystycznego teamu skupiła się na kształtowaniu damskich pośladków i piersi.
Ogólnie wyjazd bardzo fajny, urozmaicony, szkoda trochę pogody, no ale tego nie można w pełni zaplanować. No i nie można tylko w góry i góry W końcu są wakacje
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Dołączonemariuszg pisze:Moje fotki
heathcliff pisze:Trochę pod dyktando pogody ale co się udało zobaczyć to Wasze
PiotrekP pisze:Pogoda nie była zbyt łaskawa, ale coś fajnego zobaczyliście.
Ale ja nie narzekam - w końcu 2/3 planu zostało wykonaneTidżej pisze:szkoda trochę pogody, no ale tego nie można w pełni zaplanować.
Znaczy się: "szerokości"Barbórka pisze:DRUM BUN
Cały jeden dzień. Najgorsze, że w kąpielówkach nie ma kieszeniBarbórka pisze:Grochu a w tych pomalowanych pazurkach chodziłeś potem cały czas?
PiotrekP pisze:Grochu, chyba Ci zmienimy kolor na różowy
No jak nie jak tak? Ale zdradzę, że to Mariusz szczególnie się wykazał na tym poluTidżej pisze:Widać dużą znajomość tematu
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Moje fotki:
1. Mako https://goo.gl/photos/zqBLb2r8GXtZcu2Z6
2. Bucegi https://goo.gl/photos/82vdTep4axUtzC7KA
3. Constanca https://goo.gl/photos/A5UGW6asSj19RryJA
4. Piatra https://goo.gl/photos/H2pdVuW6eLzxYTsf9
5. Rasnov https://goo.gl/photos/41qobd8arwddSv8D9
6. Sighişoara https://goo.gl/photos/gvxAR3m4jPf1MWN37
7. Aggtelek, jaskinia na Węgrzech https://goo.gl/photos/tMAYoJXjBGsezDhCA
8. Słowacja, powrót https://goo.gl/photos/s1qxUsJzzfQzAEgN9
1. Mako https://goo.gl/photos/zqBLb2r8GXtZcu2Z6
2. Bucegi https://goo.gl/photos/82vdTep4axUtzC7KA
3. Constanca https://goo.gl/photos/A5UGW6asSj19RryJA
4. Piatra https://goo.gl/photos/H2pdVuW6eLzxYTsf9
5. Rasnov https://goo.gl/photos/41qobd8arwddSv8D9
6. Sighişoara https://goo.gl/photos/gvxAR3m4jPf1MWN37
7. Aggtelek, jaskinia na Węgrzech https://goo.gl/photos/tMAYoJXjBGsezDhCA
8. Słowacja, powrót https://goo.gl/photos/s1qxUsJzzfQzAEgN9
Ostatnio zmieniony 10 sierpnia 2015, 19:48 przez Greg, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: 24.07-02.08.2015. Rumunia. Trochę gór i trochę morza; cz
Grochu pisze:Tjaaaa........
Zaczęło się od wskazania gaśnicy. A potem............za pomocą języka dźwiękowo-migowego udało nam się wyjaśnić (...)
otóż z ciekawości wpisałam sobie do internetu hasło "język węgierski" i oczywiście internet od razu przyszedł z pomocą. Po prostu nie znaliście przydatnych sformułowań w przedmiotowym języku ... na przykład nonsensopodia wytypowała następujące niezbędne zwroty
Ez a papagáj halott' – Ta papuga jest martwa.
Ez a sorsod. Állj mellém, és mi ketten fogjuk uralni a galaxist, mint apa és fia! – To twoje przeznaczenie. Dołącz do mnie, a razem będziemy rządzić galaktyką jak ojciec i syn.
Nagyon rossz érzés fogott el – Mam złe przeczucia.
Nem eszem csecsemőt – Nie jadam niemowląt
Szerintem az anarcho-kommunizmus a legjobb rendszer – Według mnie, komunizm anarchistyczny jest najlepszym ustrojem.
PS. nie sprawdzałam tłumaczenia
Ostatnio zmieniony 10 sierpnia 2015, 19:41 przez kaśka, łącznie zmieniany 1 raz.
Życie można przeżyć tylko na dwa sposoby: albo tak, jakby nic nie było cudem, albo tak, jakby cudem było wszystko. (A.Einstein)