Rowerowe wycieczki Roberta J
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Posledni kilometr - 2016.10.22
Posledni kilometr to impreza kolarska kończąca sezon startowy. Startowy bo oczywiście większość i tak będzie korzystać z dwóch kółek gdy tylko pogoda na to pozwoli Tradycyjnie start jest zaplanowany na rynku w Jeseniku.
Już od wielu lat trasa, którą jedzie liczna grupa cyklistów wiedzie z Jesenika do Mikulovic i dalej przez Zlate Hory na Rejviz gdzie jest główna impreza. Do tej pory zawsze jechałem z całą grupą, ale tym razem zostałem namówiony na zupełnie inną trasę dojazdu na Rejviz. I dobrze bo dziś pogodny dzień pierwszy taki od ponad 2 tygodni
Oczywiście zapisuję się jako uczestnik imprezy. I tu niemiła zmiana względem poprzednich lat. Organizator podniósł opłatę startową o 100 %
Wspólnie z grupą znajomych wyruszamy w kierunku Adolfovic gdzie odbijamy na leśną drogę asfaltową. Przemierzymy Masyw Orlika trasą rowerową koloru niebieskiego oraz zielonego. Pogoda dopisuje, nie śpieszymy się, więc mam czas na zdjęcia.
Robimy częste i dość długie przerwy. Ja zatrzymuję się znacznie częściej. Później muszę gonić resztę
Podjeżdżamy w tunelu drzew w ładnych jesiennych barwach. Czasami jest jakaś przecinka i widać jak przez grań Wysokiego Jesionika przewalają się chmury.
Czasem trafia się bardziej otwarta przestrzeń skąd widać znacznie więcej. Jednak większość trasy pod górę jest w gęstym lesie.
Najwyższy punkt trasy znajduje przy wiatce Kristovo loučení. Tu pora uzupełnić kalorie. Przerwa trwa dość długo. Odczuwalny jest jednak chłód bo termometr wskazuje zaledwie 2,5 stopnia powyżej zera.
Teraz pozostaje nam szybki zjazd na Rejviz. Gdzie ostatni rowerzyści docierają na metę od strony Zlatych Hor. Zajmujemy jeden ze stolików w restauracji i czekamy na losowanie nagród. Ja oczywiście nie liczę, że coś wygram bo nigdy nie wygrywam...
Na koniec wspólne foto nad basenem i zjeżdżamy trochę asfaltem, a trochę leśnymi drogami do skansenu Zlatorudne mlyny.
Jedziemy wśród pastwisk. Kopa ładnie się prezentuje...
... i tu część ekipy postanawia wjechać na szczyt bo szkoda nam szybko kończyć tak ładny dzień
Na koniec szybki zjazd terenem do miasta i obiad w knajpie
Galeria: https://goo.gl/photos/ouwG35GdUSRgi8dy8
Posledni kilometr to impreza kolarska kończąca sezon startowy. Startowy bo oczywiście większość i tak będzie korzystać z dwóch kółek gdy tylko pogoda na to pozwoli Tradycyjnie start jest zaplanowany na rynku w Jeseniku.
Już od wielu lat trasa, którą jedzie liczna grupa cyklistów wiedzie z Jesenika do Mikulovic i dalej przez Zlate Hory na Rejviz gdzie jest główna impreza. Do tej pory zawsze jechałem z całą grupą, ale tym razem zostałem namówiony na zupełnie inną trasę dojazdu na Rejviz. I dobrze bo dziś pogodny dzień pierwszy taki od ponad 2 tygodni
Oczywiście zapisuję się jako uczestnik imprezy. I tu niemiła zmiana względem poprzednich lat. Organizator podniósł opłatę startową o 100 %
Wspólnie z grupą znajomych wyruszamy w kierunku Adolfovic gdzie odbijamy na leśną drogę asfaltową. Przemierzymy Masyw Orlika trasą rowerową koloru niebieskiego oraz zielonego. Pogoda dopisuje, nie śpieszymy się, więc mam czas na zdjęcia.
Robimy częste i dość długie przerwy. Ja zatrzymuję się znacznie częściej. Później muszę gonić resztę
Podjeżdżamy w tunelu drzew w ładnych jesiennych barwach. Czasami jest jakaś przecinka i widać jak przez grań Wysokiego Jesionika przewalają się chmury.
Czasem trafia się bardziej otwarta przestrzeń skąd widać znacznie więcej. Jednak większość trasy pod górę jest w gęstym lesie.
Najwyższy punkt trasy znajduje przy wiatce Kristovo loučení. Tu pora uzupełnić kalorie. Przerwa trwa dość długo. Odczuwalny jest jednak chłód bo termometr wskazuje zaledwie 2,5 stopnia powyżej zera.
Teraz pozostaje nam szybki zjazd na Rejviz. Gdzie ostatni rowerzyści docierają na metę od strony Zlatych Hor. Zajmujemy jeden ze stolików w restauracji i czekamy na losowanie nagród. Ja oczywiście nie liczę, że coś wygram bo nigdy nie wygrywam...
Na koniec wspólne foto nad basenem i zjeżdżamy trochę asfaltem, a trochę leśnymi drogami do skansenu Zlatorudne mlyny.
Jedziemy wśród pastwisk. Kopa ładnie się prezentuje...
... i tu część ekipy postanawia wjechać na szczyt bo szkoda nam szybko kończyć tak ładny dzień
Na koniec szybki zjazd terenem do miasta i obiad w knajpie
Galeria: https://goo.gl/photos/ouwG35GdUSRgi8dy8
Rowerowy Eurotrip 2016 - day 15 - Krems, Horn, Retz i Czechy... - 06.08.2016
To już przedostatni dzień wyprawy. Trochę już tęskno nam do domu i będziemy się starać jechać możliwie najkrótszą trasą. Dzień według prognoz ma być pogodny i tak jest w rzeczywistości. Już od samego rana wita nas ładne słońce, choć powietrze bardzo mętne od parującej ziemi po ostatnich opadach.
Jednak miniona noc była najgorszą podczas całego wypadu. Burza i przemoczony śpiwór pod Udine było niczym w porównaniu do tego co się działo tej nocy. Ciągle się budziłem i walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy. Z mojej strony walka była zwycięska, ale Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Dziś plan jest prosty zresztą jak przez ostatnie kilka dni. Będziemy się w dalszym ciągu poruszać ścieżkami rowerowymi wzdłuż rzeki. Kilka lat temu pokonywałem ten odcinek, ale jechałem wówczas w przeciwnym kierunku i po drugiej stronie Dunaju. Pierwsze miasteczko przez które przejeżdżamy to Spitz, ale znacznie ciekawsza jest kolejna malutka miejscowość. St. Michael. Była to w przeszłości twierdza z późnogotyckim kościołem.
Przez Weißenkirchen in der Wachau jedziemy do Dürnstein. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że odwiedzę to ciekawe miasto wpisane w 2000 roku na listę UNESCO. Dürnstein słynie przede wszystkim z ruin średniowiecznego zamku na skalistym wzgórzu ponad miastem. To właśnie te ruiny przyciągają największą rzeszę turystów...
...W drugiej połowie XII wieku w murach twierdzy austriacki cesarz Leopold V więził pojmanego w czasie powrotu z III Wyprawy Krzyżowej ówczesnego króla Anglii - Ryszarda Lwie Serce...
... i podjeżdżamy do centrum. Turystów jest tam tak wielu jak podają przewodniki. Tłum jest tak duży, że jest ciężko przejechać rowerem. Szybko stamtąd uciekamy na nabrzeże gdzie robimy przerwę śniadaniową.
Widać jak Dunaj przybrał po ostatnich opadach deszczu. Rosnące na brzegu topole mają zakryte pnie do wysokości jednego metra. Tu też jest ogromny parking gdzie właśnie dociera nowa grupa turystów. Stoi tam kilkanaście autokarów.
A my jemy spokojnie śniadanie nad brzegiem rzeki i jedziemy dalej trasą rowerową na wschód. Po drodze mijamy okazały pomnik bitwy z 1805 roku.
Docieramy do Stein an der Donau. Obecnie jest częścią Krems. Ostatnio trochę kręciłem się po tym mieście dlatego teraz w planach przejazd i kilka fotek w centrum. Ruch turystów znikomy zupełnie inaczej jak było w Dürnstein
Symbolem Krems jest Steiner Tor. Została wzniesiona pod koniec XV wieku jako część fortyfikacji miejskich. Przebudowana kilka wieków później w stylu barokowym.
W najwyższej części miasta stoi gotycki kościół Pijarów.
Ciekawym obiektem jest późnorenesansowy pałac Gozzo(Gozzoburg).
Miasto bardzo rozkopane(szczególnie najstarsza jego część). Trochę kluczymy by się wydostać z miasta. Tutaj też opuszczamy nurt Dunaju i zmieniany kierunek jazdy na północny ku granicy z Czechami.
Zanim jednak dotrzemy do naszych południowych sąsiadów przejeżdżamy przez kilka miasteczek. Wszędzie już tu kiedyś byłem. Dlatego tylko jakaś fotka dokumentująca i lecimy dalej.
Langenlois
Horn
Teraz już ostatnia prosta do granicy..., no prawie. Musimy pokonać kilka sporych wzniesień. Ostatnie miasto po stronie austriackiej to Retz. Tutaj ostatnie zakupy, a potem kilka zdjęć na rynku.
Na przejściu granicznym przerwa na uzupełnienie płynów i uderzamy na Znojmo. Jest już późno i odpuszczam sobie tym razem miasto. Na dziś zaplanowane mamy jeszcze sporo kilometrów, a z Grzesiem nie ma jazdy po nocy
Na przedmieściach przerwa na posiłek przy ogródkach działkowych. Grzesiu mówi 15 minut i jedziemy. Mija 15 minut i ja jestem po posiłku, a on nie jest nawet w połowie...., a po posiłku będzie jeszcze długo popijać. Decyduje, że na niego nie czekam i ruszam w drogę. Grześ ma znacznie lepsze tempo i na pewno mnie gdzieś dogoni gdy na przykład zatrzymam się by zrobić jakieś zdjęcie Zbieram się do drogi i widzę jak w naszym kierunku idzie jakiś działkowiec i niesie świeżo zerwane warzywa. Grzesiu wszystko zainkasował bo ja już byłem w drodze
A krajówką jechało mi się bardzo fajnie. Prędkość bardzo wysoka i Grzechu dogania mnie dopiero po kilku kilometrach pod jakiś pałacem gdzie robię zdjęcia.
No ale żeby nie było tak łatwo dla nas to ktoś zdecydował, że w tym terminie będzie remont drogi i spory odcinek jest wyłączony z ruchu. Objazd to dodatkowe kilka kilometrów, a my przecież chcemy dzisiaj dotrzeć w okolice Brna. Próbujemy przebijać się przez mniejsze wioski. I tak przebijamy się do momentu aż kończy się droga asfaltowa i jedziemy dalej polną. W ten sposób docieramy do tej samej drogi, z której niedawno zjechaliśmy, ale zaledwie 200 metrów dalej od miejsca gdzie ją opuściliśmy
Droga zamknięta, ale decydujemy, że nią jedziemy. A sama droga jest ukończona i bez żadnych utrudnień tylko obowiązuje tu ruch lewostronny
Tuż przed zachodem słońca jesteśmy w Pohořelicach. Dalsza trasa jest mi znana z poprzedniej majówki.
Docieramy do Újezdu u Brna. Tutaj ostatnia dzisiaj przerwa na piwo. Robię obchód okolicy. Jest tu fajna ogólnodostępna czytelnia na świeżym powietrzu.
Szybki przejazd przez Slavkov. Stromy i wymagający podjazd na końcu którego zjeżdżamy na polną drogę ku widocznym masztom telekomunikacyjnym. Pod jednym z nich rozbijamy się na noc.
Statystyki
Piwo x 5, inne płyny 4 litry
Galeria: https://goo.gl/photos/oHwoYmYnyzePPk9s9
cdn...
To już przedostatni dzień wyprawy. Trochę już tęskno nam do domu i będziemy się starać jechać możliwie najkrótszą trasą. Dzień według prognoz ma być pogodny i tak jest w rzeczywistości. Już od samego rana wita nas ładne słońce, choć powietrze bardzo mętne od parującej ziemi po ostatnich opadach.
Jednak miniona noc była najgorszą podczas całego wypadu. Burza i przemoczony śpiwór pod Udine było niczym w porównaniu do tego co się działo tej nocy. Ciągle się budziłem i walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy. Z mojej strony walka była zwycięska, ale Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Dziś plan jest prosty zresztą jak przez ostatnie kilka dni. Będziemy się w dalszym ciągu poruszać ścieżkami rowerowymi wzdłuż rzeki. Kilka lat temu pokonywałem ten odcinek, ale jechałem wówczas w przeciwnym kierunku i po drugiej stronie Dunaju. Pierwsze miasteczko przez które przejeżdżamy to Spitz, ale znacznie ciekawsza jest kolejna malutka miejscowość. St. Michael. Była to w przeszłości twierdza z późnogotyckim kościołem.
Przez Weißenkirchen in der Wachau jedziemy do Dürnstein. Ostatnim razem powiedziałem sobie, że odwiedzę to ciekawe miasto wpisane w 2000 roku na listę UNESCO. Dürnstein słynie przede wszystkim z ruin średniowiecznego zamku na skalistym wzgórzu ponad miastem. To właśnie te ruiny przyciągają największą rzeszę turystów...
...W drugiej połowie XII wieku w murach twierdzy austriacki cesarz Leopold V więził pojmanego w czasie powrotu z III Wyprawy Krzyżowej ówczesnego króla Anglii - Ryszarda Lwie Serce...
... i podjeżdżamy do centrum. Turystów jest tam tak wielu jak podają przewodniki. Tłum jest tak duży, że jest ciężko przejechać rowerem. Szybko stamtąd uciekamy na nabrzeże gdzie robimy przerwę śniadaniową.
Widać jak Dunaj przybrał po ostatnich opadach deszczu. Rosnące na brzegu topole mają zakryte pnie do wysokości jednego metra. Tu też jest ogromny parking gdzie właśnie dociera nowa grupa turystów. Stoi tam kilkanaście autokarów.
A my jemy spokojnie śniadanie nad brzegiem rzeki i jedziemy dalej trasą rowerową na wschód. Po drodze mijamy okazały pomnik bitwy z 1805 roku.
Docieramy do Stein an der Donau. Obecnie jest częścią Krems. Ostatnio trochę kręciłem się po tym mieście dlatego teraz w planach przejazd i kilka fotek w centrum. Ruch turystów znikomy zupełnie inaczej jak było w Dürnstein
Symbolem Krems jest Steiner Tor. Została wzniesiona pod koniec XV wieku jako część fortyfikacji miejskich. Przebudowana kilka wieków później w stylu barokowym.
W najwyższej części miasta stoi gotycki kościół Pijarów.
Ciekawym obiektem jest późnorenesansowy pałac Gozzo(Gozzoburg).
Miasto bardzo rozkopane(szczególnie najstarsza jego część). Trochę kluczymy by się wydostać z miasta. Tutaj też opuszczamy nurt Dunaju i zmieniany kierunek jazdy na północny ku granicy z Czechami.
Zanim jednak dotrzemy do naszych południowych sąsiadów przejeżdżamy przez kilka miasteczek. Wszędzie już tu kiedyś byłem. Dlatego tylko jakaś fotka dokumentująca i lecimy dalej.
Langenlois
Horn
Teraz już ostatnia prosta do granicy..., no prawie. Musimy pokonać kilka sporych wzniesień. Ostatnie miasto po stronie austriackiej to Retz. Tutaj ostatnie zakupy, a potem kilka zdjęć na rynku.
Na przejściu granicznym przerwa na uzupełnienie płynów i uderzamy na Znojmo. Jest już późno i odpuszczam sobie tym razem miasto. Na dziś zaplanowane mamy jeszcze sporo kilometrów, a z Grzesiem nie ma jazdy po nocy
Na przedmieściach przerwa na posiłek przy ogródkach działkowych. Grzesiu mówi 15 minut i jedziemy. Mija 15 minut i ja jestem po posiłku, a on nie jest nawet w połowie...., a po posiłku będzie jeszcze długo popijać. Decyduje, że na niego nie czekam i ruszam w drogę. Grześ ma znacznie lepsze tempo i na pewno mnie gdzieś dogoni gdy na przykład zatrzymam się by zrobić jakieś zdjęcie Zbieram się do drogi i widzę jak w naszym kierunku idzie jakiś działkowiec i niesie świeżo zerwane warzywa. Grzesiu wszystko zainkasował bo ja już byłem w drodze
A krajówką jechało mi się bardzo fajnie. Prędkość bardzo wysoka i Grzechu dogania mnie dopiero po kilku kilometrach pod jakiś pałacem gdzie robię zdjęcia.
No ale żeby nie było tak łatwo dla nas to ktoś zdecydował, że w tym terminie będzie remont drogi i spory odcinek jest wyłączony z ruchu. Objazd to dodatkowe kilka kilometrów, a my przecież chcemy dzisiaj dotrzeć w okolice Brna. Próbujemy przebijać się przez mniejsze wioski. I tak przebijamy się do momentu aż kończy się droga asfaltowa i jedziemy dalej polną. W ten sposób docieramy do tej samej drogi, z której niedawno zjechaliśmy, ale zaledwie 200 metrów dalej od miejsca gdzie ją opuściliśmy
Droga zamknięta, ale decydujemy, że nią jedziemy. A sama droga jest ukończona i bez żadnych utrudnień tylko obowiązuje tu ruch lewostronny
Tuż przed zachodem słońca jesteśmy w Pohořelicach. Dalsza trasa jest mi znana z poprzedniej majówki.
Docieramy do Újezdu u Brna. Tutaj ostatnia dzisiaj przerwa na piwo. Robię obchód okolicy. Jest tu fajna ogólnodostępna czytelnia na świeżym powietrzu.
Szybki przejazd przez Slavkov. Stromy i wymagający podjazd na końcu którego zjeżdżamy na polną drogę ku widocznym masztom telekomunikacyjnym. Pod jednym z nich rozbijamy się na noc.
Statystyki
Piwo x 5, inne płyny 4 litry
Galeria: https://goo.gl/photos/oHwoYmYnyzePPk9s9
cdn...
Rowerowy Eurotrip 2016 - day 16 - To już jest koniec... - 07.08.2016
I nastał ostatni dzień wypadu. Dziś chcemy dotrzeć do domów, a ja wręcz muszę bo następnego dnia trzeba już iść do pracy Budzimy się o wschodzie słońca i chyba było to najwcześniej podczas całego wypadu. Oczywiście zanim ruszyliśmy w drogę mija sporo czasu bo ponad godzina
Zawsze staram się jadąc z okolic Brna wyszukiwać trasę, którą jeszcze nie jechałem. Sęk w tym iż kończą się już alternatywy. Ciągle sobie powtarzam, że przez Vyškov już kiedyś jechałem, ale to kiedyś było już niemal 5 lat temu, więc dlaczego by nie powtórzyć tej trasy ? W końcu nigdy nie podjechałem na tamtejszy rynek
Kilka strzałów na okolicę i ruszamy ku autostradzie. Następnie z Rousinova na Vyškov. W mieście pierwszy punkt to zakupy i solidne śniadanie.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli zadbany i cały wybrukowany. Przebiega przez niego 17-sty południk.
O tej godzinie jest tu pusto i stoi zaledwie kilka samochodów. Dominującym nad okolicą obiektem jest renesansowy ratusz.
Teraz dłuższy odcinek bez postojów wzdłuż autostrady. Jedziemy raz po prawej, a raz po lewej stronie. Jest też kilka niewielkich, ale wymagających podjazdów. Ogólnie odcinek Vyškov-Prostějov pokonujemy dość szybko. W Prostějovie jesteśmy o 10-tej. Zaglądamy tylko na rynek i przejeżdżamy obok pałacu.
Następnie kolejny etap do Ołomuńca. W zasadzie chciałem ominąć miasto, ale od 6 lat je omijam. Inna sprawa, że trochę pochrzaniliśmy trasę i wjechaliśmy do ścisłego centrum ;p
Rynek odpuszczam za to na moment podjeżdżamy pod katedrę św. Wacława. Początki katedry datowane są na lata 1104-1107. Jej obecny neogotycki charakter pochodzi z lat 1883-1892. Najwyższa wieża mierzy 100,65 m i jest drugą pod względem wysokości wieżą kościelną w Czechach.
Jedna prosta przez miasto, jedno skrzyżowanie, na którym odbijamy w lewo i po chwili opuszczamy miasto. Po prawej Svaty Kopeček z widoczną barokową bazyliką i klasztorem.
A my wyjątkowo ruchliwą drogą jedziemy na Šternberk gdzie robimy ostatnie dziś zakupy. Jedzie się szybko i przyjemnie. Później podrzędnymi drogami przez Komarov. Na wzniesieniu za miejscowością ładne widoki na okolicę. Wykorzystujemy okazję i robimy przerwę na piwo
Przed nami największe dziś wyzwanie. Musimy przebić się przez dobrze nam znane Jesioniki. Tu też przypomniałem sobie o łożyskach suportu. Wytrzymają jeszcze ten etap czy nie? Wytrzymały !
Rozpoczynamy długi podjazd do Rýmařova. Końcówka jest bardzo stroma i jak zawsze Grzesiu mi odjeżdża, ale nie za daleko. Jedzie mi się bardzo fajnie i powoli go doganiam, a później wyprzedzam ! ale zonk !
Szybko śmigamy przez Rýmařov i zamiast jechać najłatwiejszą trasą to wybieramy najkrótszą po kolejnych wzniesieniach. Przed 17-stą jesteśmy w Karlovej Studance. Uzupełniamy zapasy wody i pozostaje jeszcze 35 km do domu. To dla mnie bo Grzesiek musi jeszcze dostać się do Opola. Jakby tak robić trochę krótsze przerwy pod koniec to jeszcze by zdążył na pociąg z Głuchołaz
Grzesiu odbija w Hermanovicach na Jindrichov i dalej przez Prudnik do Opola. Co stracił na samym początku wyprawy to teraz nadrobi
Statystyki - dzień 16
Cała galeria: https://goo.gl/photos/9ggv7Mccz39vMKKq5
Krótkie podsumowanie...
Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu. Podczas wybijania tych wyeksploatowanych wszystko rozleciało się w drobny mak Po raz pierwszy jechałem na tak długi wypad w towarzystwie. Po raz pierwszy Grzesiu jechał na tak długi wypad rowerowy
Mimo, że czasami aura dawała nam nieźle popalić(tak sobie wyliczyłem, że w ciągu tych 16-stu dni było 11-ście takich kiedy zmokliśmy ), mimo że czasami były różnice zdań to jednak całokształt wyprawy należy zaliczyć jak najbardziej do tych udanych ! Oprócz dwóch miejsc, które chciałem odwiedzić były jeszcze inne, ale związane ze statystykami. Jednym celem było osiąganie minimum 200 km dziennie, drugim to zaliczenie rekordowej wysokości rowerem, trzecim
pokonanie rekordowej liczby kilometrów podczas jednego wypadu. Niestety udało się zrealizować tylko trzeci punkt...
Trochę liczb...
W ciągu 16 dni pokonałem dystans 3123,42 km ze średnią prędkością 20,02 km/h.
Średni dystans dzienny wyszedł 195,21 km, a całkowity czas spędzony z tyłkiem przyklejonym do siodełka to 155 godz. 59 min. 28 sek.
Maksymalna zanotowana prędkość: 74,82 km/h
Najniższa zanotowana temp. 8,4 Stopnia Celsjusza
Najwyższa zanotowana temp. 37,7 stopnia Celsjusza
Wykonałem 2139 zdjęcia
Przewyższenia z całej wyprawy to: 22625 m
Przekroczyliśmy granicę państwową 12 razy.
Wypite płyny łącznie 107,5 litra
W tym:
81 piw i wychodzi, że było to 1,3l na 100 km, a więc prawdą jest że z wiekiem spalanie wzrasta
Inne płyny 67 l
Szacunkowy koszt ~ 220 euro + 4000 forintów + 700 koron czeskich + zapasy na drogę
Podczas tych 16 dni wpadło nam do głowy kilka ciekawych pomysłów na kolejne wypady rowerowe, a co z tego wyjdzie, czas pokaże...
Koniec
I nastał ostatni dzień wypadu. Dziś chcemy dotrzeć do domów, a ja wręcz muszę bo następnego dnia trzeba już iść do pracy Budzimy się o wschodzie słońca i chyba było to najwcześniej podczas całego wypadu. Oczywiście zanim ruszyliśmy w drogę mija sporo czasu bo ponad godzina
Zawsze staram się jadąc z okolic Brna wyszukiwać trasę, którą jeszcze nie jechałem. Sęk w tym iż kończą się już alternatywy. Ciągle sobie powtarzam, że przez Vyškov już kiedyś jechałem, ale to kiedyś było już niemal 5 lat temu, więc dlaczego by nie powtórzyć tej trasy ? W końcu nigdy nie podjechałem na tamtejszy rynek
Kilka strzałów na okolicę i ruszamy ku autostradzie. Następnie z Rousinova na Vyškov. W mieście pierwszy punkt to zakupy i solidne śniadanie.
Rynek w "czeskim standardzie" czyli zadbany i cały wybrukowany. Przebiega przez niego 17-sty południk.
O tej godzinie jest tu pusto i stoi zaledwie kilka samochodów. Dominującym nad okolicą obiektem jest renesansowy ratusz.
Teraz dłuższy odcinek bez postojów wzdłuż autostrady. Jedziemy raz po prawej, a raz po lewej stronie. Jest też kilka niewielkich, ale wymagających podjazdów. Ogólnie odcinek Vyškov-Prostějov pokonujemy dość szybko. W Prostějovie jesteśmy o 10-tej. Zaglądamy tylko na rynek i przejeżdżamy obok pałacu.
Następnie kolejny etap do Ołomuńca. W zasadzie chciałem ominąć miasto, ale od 6 lat je omijam. Inna sprawa, że trochę pochrzaniliśmy trasę i wjechaliśmy do ścisłego centrum ;p
Rynek odpuszczam za to na moment podjeżdżamy pod katedrę św. Wacława. Początki katedry datowane są na lata 1104-1107. Jej obecny neogotycki charakter pochodzi z lat 1883-1892. Najwyższa wieża mierzy 100,65 m i jest drugą pod względem wysokości wieżą kościelną w Czechach.
Jedna prosta przez miasto, jedno skrzyżowanie, na którym odbijamy w lewo i po chwili opuszczamy miasto. Po prawej Svaty Kopeček z widoczną barokową bazyliką i klasztorem.
A my wyjątkowo ruchliwą drogą jedziemy na Šternberk gdzie robimy ostatnie dziś zakupy. Jedzie się szybko i przyjemnie. Później podrzędnymi drogami przez Komarov. Na wzniesieniu za miejscowością ładne widoki na okolicę. Wykorzystujemy okazję i robimy przerwę na piwo
Przed nami największe dziś wyzwanie. Musimy przebić się przez dobrze nam znane Jesioniki. Tu też przypomniałem sobie o łożyskach suportu. Wytrzymają jeszcze ten etap czy nie? Wytrzymały !
Rozpoczynamy długi podjazd do Rýmařova. Końcówka jest bardzo stroma i jak zawsze Grzesiu mi odjeżdża, ale nie za daleko. Jedzie mi się bardzo fajnie i powoli go doganiam, a później wyprzedzam ! ale zonk !
Szybko śmigamy przez Rýmařov i zamiast jechać najłatwiejszą trasą to wybieramy najkrótszą po kolejnych wzniesieniach. Przed 17-stą jesteśmy w Karlovej Studance. Uzupełniamy zapasy wody i pozostaje jeszcze 35 km do domu. To dla mnie bo Grzesiek musi jeszcze dostać się do Opola. Jakby tak robić trochę krótsze przerwy pod koniec to jeszcze by zdążył na pociąg z Głuchołaz
Grzesiu odbija w Hermanovicach na Jindrichov i dalej przez Prudnik do Opola. Co stracił na samym początku wyprawy to teraz nadrobi
Statystyki - dzień 16
Cała galeria: https://goo.gl/photos/9ggv7Mccz39vMKKq5
Krótkie podsumowanie...
Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu. Podczas wybijania tych wyeksploatowanych wszystko rozleciało się w drobny mak Po raz pierwszy jechałem na tak długi wypad w towarzystwie. Po raz pierwszy Grzesiu jechał na tak długi wypad rowerowy
Mimo, że czasami aura dawała nam nieźle popalić(tak sobie wyliczyłem, że w ciągu tych 16-stu dni było 11-ście takich kiedy zmokliśmy ), mimo że czasami były różnice zdań to jednak całokształt wyprawy należy zaliczyć jak najbardziej do tych udanych ! Oprócz dwóch miejsc, które chciałem odwiedzić były jeszcze inne, ale związane ze statystykami. Jednym celem było osiąganie minimum 200 km dziennie, drugim to zaliczenie rekordowej wysokości rowerem, trzecim
pokonanie rekordowej liczby kilometrów podczas jednego wypadu. Niestety udało się zrealizować tylko trzeci punkt...
Trochę liczb...
W ciągu 16 dni pokonałem dystans 3123,42 km ze średnią prędkością 20,02 km/h.
Średni dystans dzienny wyszedł 195,21 km, a całkowity czas spędzony z tyłkiem przyklejonym do siodełka to 155 godz. 59 min. 28 sek.
Maksymalna zanotowana prędkość: 74,82 km/h
Najniższa zanotowana temp. 8,4 Stopnia Celsjusza
Najwyższa zanotowana temp. 37,7 stopnia Celsjusza
Wykonałem 2139 zdjęcia
Przewyższenia z całej wyprawy to: 22625 m
Przekroczyliśmy granicę państwową 12 razy.
Wypite płyny łącznie 107,5 litra
W tym:
81 piw i wychodzi, że było to 1,3l na 100 km, a więc prawdą jest że z wiekiem spalanie wzrasta
Inne płyny 67 l
Szacunkowy koszt ~ 220 euro + 4000 forintów + 700 koron czeskich + zapasy na drogę
Podczas tych 16 dni wpadło nam do głowy kilka ciekawych pomysłów na kolejne wypady rowerowe, a co z tego wyjdzie, czas pokaże...
Koniec
Właśnie z powodu różnego robactwa, nie mówiąc o ślimakach brrrr, chyba nie mogłabym spać w otwartej pałatce... Oczywiście z wyboru, bo jak inaczej nie ma szans, to co innego.Robert J pisze:walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy.
Fuj!!!Robert J pisze: Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Robert, co tu dużo gadać - Wy to jakaś kosmiczna liga jesteście
A to ostatnie Wasze zdjęcie rewelacyjne! Ile prób było zanim tak świetnie wyszło?
Płachta jest ok. Robactwo mi niestraszne, ale te brązowe ślimaki to tragedia ! Wówczas w tym starym kamieniołomie złaziły się zewsząd do nas gdy inne gatunki nie były tym zainteresowane, a tych innych też było sporo. Po całodniowym deszczu wszystko było zawilgocone i miały bardzo ułatwione zadanie w przemieszczaniu się. Najlepszy sposób na nie to zwykła sól kuchenna, ale nie pomyślałem wtedy o tymDżola Ry pisze:Właśnie z powodu różnego robactwa, nie mówiąc o ślimakach brrrr, chyba nie mogłabym spać w otwartej pałatce... Oczywiście z wyboru, bo jak inaczej nie ma szans, to co innego.Robert J pisze:walczyłem ze ślimakami, które jak wojsko maszerowały z całej okolicy w rzędach jeden za drugim pod płachtę gdzie spaliśmy.
Fuj!!!Robert J pisze: Grzesia niemal żywcem zjadły i śmiesznie to wyglądało z rana jak ma wszystko pokryte śluzem ;p
Robert, co tu dużo gadać - Wy to jakaś kosmiczna liga jesteście
A to ostatnie Wasze zdjęcie rewelacyjne! Ile prób było zanim tak świetnie wyszło?
To ostatnie zdjęcie było pierwszym z serii trzech. Wszystkie był udane. W takim przypadku ważne jest by ustawić ostrość w tryb śledzenia obiektu.
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
jest moc
aż kusi aby się tam pokręcić
Robert J pisze:Za to na wieść, że jesteśmy z Polski stwierdza: "Tour de France ! Rafał Majka !" A ja na to "Kolumbia, Nairo Quintana !"
jak to sport łączy ludzi
Super widoczki i jeszcze ten akcent zdobywcyRobert J pisze:Timmelsjoch zdobyta !
Robert J pisze:Po drodze trafiamy jeszcze na czynną stację paliw. Korzystamy z okazji i kupujemy po piwie.
Tak zwane tankowanie roweru
most jest super, w ciemnościach prezentuje się świetnie.Robert J pisze:Mijamy rozświetlony na drugim brzegu Obernzell
Robert J pisze:Podjeżdżamy w tunelu drzew w ładnych jesiennych barwach.
nagle piękna jesień
No, no w ten sposób dotrzeć do domu przez tyle wzniesień to majstersztyk dobrego rowerzystyRobert J pisze:Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu.
Objazdy na trasie to jakaś zmora. Dla kierowcy strata czasu, ale w waszym przypadku rzutuje nie tylko na czas, bo dochodzi większe zmęczenie mięśni tym samym ogólna strata sił.
Robert J wielkie gratulacje za kolejną rowerową wyprawę. Na tę okoliczność posłużę się Twoim zdjęciem
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Źle nie było, ale pozostał po tamtym dniu pewien niedosyt. Chciałem wjechać na ponad 3 tyś. Jednak było już trochę późno. Ja bym spokojnie wjechał jednak bałem się o kumpla. Jeszcze gotów był mi się gdzieś rozwalić po zmrokuheathcliff pisze:Robert J powiedział/-a:
Timmelsjoch zdobyta !
Super widoczki i jeszcze ten akcent zdobywcy
Może być i takheathcliff pisze:Robert J powiedział/-a:
Po drodze trafiamy jeszcze na czynną stację paliw. Korzystamy z okazji i kupujemy po piwie.
Tak zwane tankowanie roweru
To była reklamaheathcliff pisze:nagle piękna jesień
Wiedząc, że się mi rower rozlatuje starałem się oszczędzać sprzęt na podjazdach. Oczywiście gdyby nie dało się już jechać to obowiązkowo odwiedziłbym serwis poświęcając nawet pół dnia. Nie byłoby wyjścia.heathcliff pisze:Robert J powiedział/-a:
Po powrocie natychmiast udałem się do serwisu rowerowego gdzie na miejscu wymieniliśmy łożyska suportu.
No, no w ten sposób dotrzeć do domu przez tyle wzniesień to majstersztyk dobrego rowerzysty
Ja wiem, że sporo energii którą wkładałem w pedałowanie nie była przenoszona na łańcuch tylko szło to na boki. Luz był taki na pedałach, że korby odchylały się na 2 cm.
Dzięki !heathcliff pisze:Robert J wielkie gratulacje za kolejną rowerową wyprawę. Na tę okoliczność posłużę się Twoim zdjęciem
Ale jakoś i tak nikt nie zauważył, że na tym zdjęciu jest byk !
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
o przepraszam ja zauważyłem każde dzieło ma w sobie jakieś niedoskonałości to cechuje mistrzów w każdej dziedzinie tworzenia, a nawet one czynią z niego unikatRobert J pisze:Ale jakoś i tak nikt nie zauważył, że na tym zdjęciu jest byk !
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Góry, potoki i cmentarze - 05/11.11.2016
Jaką mamy ostatnio pogodę za oknem wszyscy widzą. Człowiekowi nigdzie się nie chce wybierać w taką aurę. Jednak usiedzieć na czterech literach też nie potrafi Tak sobie pomyślałem, że chociaż podskoczę gdzieś w górki pofocić strumyki. Ta relacja będzie składać się z dwóch dni bo w sumie i rejon ten sam i miejsca odwiedzane przeze mnie podobne
Pierwszy taki wypad miał miejsce 5 listopada. Nawet pogoda trafiła się jako taka. Moim celem był Masyw Keprnika, ale bez zdobywania jakiegokolwiek szczytu. Chciałem pofocić kaskady na Keprnickim potoku. Jadę z Belej pod Pradziadem trasą rowerową w kierunku Seraka.
Tu po jakichś trzech kilometrach docieram do Rudohoří. Wiele razy tędy przejeżdżałem, wiele razy sobie mówiłem, że się tu zatrzymam i nigdy tego nie zrobiłem, aż do dzisiaj... W tym miejscu podczas II wojny światowej znajdował się niewielki obóz jeniecki. Przetrzymywani tu jeńcy(Rosjanie) byli wykorzystywani do prac w okolicznych lasach. Zostali oni tu przewiezieni z Lamsdorf VIII F (318) - obecnie Łambinowice.
Obecnie po istniejących tu obiektach pozostały ledwo widoczne fundamenty po prawej stronie drogi. Okres jesień-wiosna to najlepszy moment by odwiedzić to miejsce. Widać wówczas znacznie więcej aniżeli latem gdy wszystko zrośnięte jest bujną roślinnością
W latach 1941-42 na wskutek niedożywienia, ciężkiej pracy w lesie i złych warunków sanitarnych zmarło tu na tyfus 36 więźniów. Pochówków dokonywano niedaleko obozu w lesie. Cmentarz powstał dopiero w latach 60-tych. Kilka lat temu został wyremontowany.
Dla niektórych nie starczyło miejsca na cmentarzu czy może to stara tabliczka z nazwiskiem i datą odnaleziona w okolicy ? W każdym bądź razie wbita jest po zewnętrznej stronie ogrodzenia cmentarza.
Oprócz Rosjan pochowano tu 9 obywateli narodowości niemieckiej.
Po krótkiej lekcji historii podjeżdżam jeszcze kawałek w okolice chaty "Vyrovka". Tutaj w pobliżu przepływa Keprnicki potok. Znajdują się na nim ciekawe kaskady w sam raz by skomponować ładny kadr.
Dodatkowo wąwóz, którym płynie potok jest cały zasypany liśćmi. Wieje dość mocny wiatr i liście te są unoszone w powietrze, a część z nich ląduje w potoku. Fajnie bo niosąca je woda sprawia, że na zdjęciach jest fajny efekt
Kilkadziesiąt zdjęć i zjeżdżam do Belej. Tam po przeciwnej stronie głównej drogi Jesenik-Sumperk jest już Pasmo Orlika. Postanawiam odbić tam kawałek. Po kilkuset metrach docieram do niewielkiej drewnianej kapliczki wybudowanej w 1938 roku. Niedawno została odnowiona.
Tuż obok fajne miejsce odpoczynku.
Do domu postanawiam wracać zadupiami. Najpierw przez Jesenik. Na wzniesieniu wiatr taki, że mało głowy nie urwie !
Później z Jesenika zadupiami wzdłuż rzeki Białej po trasie rowerowej ku granicy...
Dystans dnia to 76 km
11.11.2016 - Dzień Niepodległości czyli początek długiego weekendu. Plany były inne tylko ta pogoda.... No cóż, w domu siedzieć nie mam zamiaru to może chociaż pokręcę trochę po okolicy. Tak przeglądam kamerki internetowe i nagle jest promyk nadziei. Szybko się zwijam i jadę na Seraka. Gdy dotarłem do początku podjazdu przybywa niestety chmur i szczyty zaczynają się już w nich skrywać
Nic to, przynajmniej wstąpię do schroniska na piwo
Gdy docieram do granicy lasu to trafiam na pierwsze płaty śniegu. Im bardziej się zagłębiam i zyskuję wysokości tym tego białego jest więcej. Temperatura też niższa i miejscami droga jest oblodzona. Postanawiam upuścić powietrza w kołach do minimum dla lepszej przyczepności. I tu zonk. Okazuje się, że na przednim kole mam założonego semislicka. Oj będzie ubaw na zjeździe !
Tak od około 900 m n.p.m. jest już kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Tutaj już nic nie topnieje bo temperatura jest poniżej zera. Wjeżdżam w gęstą chmurę.
W końcu docieram pod chatę Jiřího, a tam kolejny zonk... chata "mimo provoz" czyli nieczynne ! Karteczka za oknem informuje, że w listopadzie schronisko jest zamknięte. Łapię jednak za klamkę. Drzwi są otwarte, wchodzę więc. Okazuje się, że jest czynne tylko menu bardzo okrojone. Najważniejsze, że jest piwo !
Siedzę tak z pól godziny. Wypijam dwa piwa i rozpoczynam ostrożny zjazd tą samą drogą. Pogoda bardzo się zmieniła przez te dwie godziny.
Po dotarciu do głównej drogi Jesenik-Šumperk postanawiam podjechać do kolejnego leśnego cmentarza w tej okolicy. Po odbiciu w kierunku przełęczy Videlský kříž jadę jeszcze kawałek do momentu gdy natrafiam na drogę wiodącą na Zajęczą Górę. Tabliczka informuje mnie, że to właściwy kierunek.
Po kilkuset metrach znajduje się źródełko, a kawałek dalej mała leśna chatka.
Kolejne kilkaset metrów i docieram do miejsca gdzie podczas II wojny światowej znajdował się obóz jeniecki. Obóz Borek był filią tego w Rudohoří. Tu również do prac w lesie byli wykorzystywani radzieccy żołnierze. I tu wybuchła epidemia tyfusu. W wyniku tego zmarło 18 osób, którzy są pochowani na niewielkim cmentarzyku jakiś 400 metrów od drogi.
Z samego obozu pozostało trochę więcej bo oprócz fundamentów zachował się jeden budynek w całości. W przeszłości był to magazyn amunicji, a obecnie jest to skład zarządu lasu.
W jednym z pomieszczeń składowane jest siano. Drzwi są otwarte. W drugim pomieszczeniu jest skład dyspenserów i pułapek feromonowych.
Na sam koniec jeszcze krótka sesyjka na Zajęczym potoku. Już jadąc pod górę moją uwagę zwróciła niewielka kaskada na strumyku.
I po nocy powrót do domu.
Dystans dnia 112 km
Galeria z 05.11.2016: https://goo.gl/photos/CBGU8PXsk4GtoqNS8
Galeria z 11.11.2016: https://goo.gl/photos/JzGxmS8vFg7fRdKf7
Jaką mamy ostatnio pogodę za oknem wszyscy widzą. Człowiekowi nigdzie się nie chce wybierać w taką aurę. Jednak usiedzieć na czterech literach też nie potrafi Tak sobie pomyślałem, że chociaż podskoczę gdzieś w górki pofocić strumyki. Ta relacja będzie składać się z dwóch dni bo w sumie i rejon ten sam i miejsca odwiedzane przeze mnie podobne
Pierwszy taki wypad miał miejsce 5 listopada. Nawet pogoda trafiła się jako taka. Moim celem był Masyw Keprnika, ale bez zdobywania jakiegokolwiek szczytu. Chciałem pofocić kaskady na Keprnickim potoku. Jadę z Belej pod Pradziadem trasą rowerową w kierunku Seraka.
Tu po jakichś trzech kilometrach docieram do Rudohoří. Wiele razy tędy przejeżdżałem, wiele razy sobie mówiłem, że się tu zatrzymam i nigdy tego nie zrobiłem, aż do dzisiaj... W tym miejscu podczas II wojny światowej znajdował się niewielki obóz jeniecki. Przetrzymywani tu jeńcy(Rosjanie) byli wykorzystywani do prac w okolicznych lasach. Zostali oni tu przewiezieni z Lamsdorf VIII F (318) - obecnie Łambinowice.
Obecnie po istniejących tu obiektach pozostały ledwo widoczne fundamenty po prawej stronie drogi. Okres jesień-wiosna to najlepszy moment by odwiedzić to miejsce. Widać wówczas znacznie więcej aniżeli latem gdy wszystko zrośnięte jest bujną roślinnością
W latach 1941-42 na wskutek niedożywienia, ciężkiej pracy w lesie i złych warunków sanitarnych zmarło tu na tyfus 36 więźniów. Pochówków dokonywano niedaleko obozu w lesie. Cmentarz powstał dopiero w latach 60-tych. Kilka lat temu został wyremontowany.
Dla niektórych nie starczyło miejsca na cmentarzu czy może to stara tabliczka z nazwiskiem i datą odnaleziona w okolicy ? W każdym bądź razie wbita jest po zewnętrznej stronie ogrodzenia cmentarza.
Oprócz Rosjan pochowano tu 9 obywateli narodowości niemieckiej.
Po krótkiej lekcji historii podjeżdżam jeszcze kawałek w okolice chaty "Vyrovka". Tutaj w pobliżu przepływa Keprnicki potok. Znajdują się na nim ciekawe kaskady w sam raz by skomponować ładny kadr.
Dodatkowo wąwóz, którym płynie potok jest cały zasypany liśćmi. Wieje dość mocny wiatr i liście te są unoszone w powietrze, a część z nich ląduje w potoku. Fajnie bo niosąca je woda sprawia, że na zdjęciach jest fajny efekt
Kilkadziesiąt zdjęć i zjeżdżam do Belej. Tam po przeciwnej stronie głównej drogi Jesenik-Sumperk jest już Pasmo Orlika. Postanawiam odbić tam kawałek. Po kilkuset metrach docieram do niewielkiej drewnianej kapliczki wybudowanej w 1938 roku. Niedawno została odnowiona.
Tuż obok fajne miejsce odpoczynku.
Do domu postanawiam wracać zadupiami. Najpierw przez Jesenik. Na wzniesieniu wiatr taki, że mało głowy nie urwie !
Później z Jesenika zadupiami wzdłuż rzeki Białej po trasie rowerowej ku granicy...
Dystans dnia to 76 km
11.11.2016 - Dzień Niepodległości czyli początek długiego weekendu. Plany były inne tylko ta pogoda.... No cóż, w domu siedzieć nie mam zamiaru to może chociaż pokręcę trochę po okolicy. Tak przeglądam kamerki internetowe i nagle jest promyk nadziei. Szybko się zwijam i jadę na Seraka. Gdy dotarłem do początku podjazdu przybywa niestety chmur i szczyty zaczynają się już w nich skrywać
Nic to, przynajmniej wstąpię do schroniska na piwo
Gdy docieram do granicy lasu to trafiam na pierwsze płaty śniegu. Im bardziej się zagłębiam i zyskuję wysokości tym tego białego jest więcej. Temperatura też niższa i miejscami droga jest oblodzona. Postanawiam upuścić powietrza w kołach do minimum dla lepszej przyczepności. I tu zonk. Okazuje się, że na przednim kole mam założonego semislicka. Oj będzie ubaw na zjeździe !
Tak od około 900 m n.p.m. jest już kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Tutaj już nic nie topnieje bo temperatura jest poniżej zera. Wjeżdżam w gęstą chmurę.
W końcu docieram pod chatę Jiřího, a tam kolejny zonk... chata "mimo provoz" czyli nieczynne ! Karteczka za oknem informuje, że w listopadzie schronisko jest zamknięte. Łapię jednak za klamkę. Drzwi są otwarte, wchodzę więc. Okazuje się, że jest czynne tylko menu bardzo okrojone. Najważniejsze, że jest piwo !
Siedzę tak z pól godziny. Wypijam dwa piwa i rozpoczynam ostrożny zjazd tą samą drogą. Pogoda bardzo się zmieniła przez te dwie godziny.
Po dotarciu do głównej drogi Jesenik-Šumperk postanawiam podjechać do kolejnego leśnego cmentarza w tej okolicy. Po odbiciu w kierunku przełęczy Videlský kříž jadę jeszcze kawałek do momentu gdy natrafiam na drogę wiodącą na Zajęczą Górę. Tabliczka informuje mnie, że to właściwy kierunek.
Po kilkuset metrach znajduje się źródełko, a kawałek dalej mała leśna chatka.
Kolejne kilkaset metrów i docieram do miejsca gdzie podczas II wojny światowej znajdował się obóz jeniecki. Obóz Borek był filią tego w Rudohoří. Tu również do prac w lesie byli wykorzystywani radzieccy żołnierze. I tu wybuchła epidemia tyfusu. W wyniku tego zmarło 18 osób, którzy są pochowani na niewielkim cmentarzyku jakiś 400 metrów od drogi.
Z samego obozu pozostało trochę więcej bo oprócz fundamentów zachował się jeden budynek w całości. W przeszłości był to magazyn amunicji, a obecnie jest to skład zarządu lasu.
W jednym z pomieszczeń składowane jest siano. Drzwi są otwarte. W drugim pomieszczeniu jest skład dyspenserów i pułapek feromonowych.
Na sam koniec jeszcze krótka sesyjka na Zajęczym potoku. Już jadąc pod górę moją uwagę zwróciła niewielka kaskada na strumyku.
I po nocy powrót do domu.
Dystans dnia 112 km
Galeria z 05.11.2016: https://goo.gl/photos/CBGU8PXsk4GtoqNS8
Galeria z 11.11.2016: https://goo.gl/photos/JzGxmS8vFg7fRdKf7
Bez celu.... - 26.11.2016
Jak to jest, że w ciągu tygodnia pogoda jest znośna, a gdy przychodzi wolny weekend to akurat aura jest najgorsza na przestrzeni całego tygodnia ? Jeszcze nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie...
Niemniej jednak trzeba się trochę poruszać. Nie wymyśliłem tym razem nic nowego ot wyskoczę na najbliższy szczyt czyli na Biskupią Kopę. Nie widzieli mnie tam już ponad miesiąc Kamerki pokazują, że jest inwersja. U mnie gęsta mgła, a wyżej świeci słońce. Podjazd klasyczny czyli od Jarnołtówka. Chcę udokumentować postępy w wycince drzewostanu...
Nasza Kopa zmienia się coraz bardziej. Okolice schroniska zupełnie łyse. Powstała tu też zupełnie nowa droga...
Ponad schroniskiem powstaje właśnie nowa platforma widokowa. W dniu, w którym tam byłem jeszcze niedokończona.
Z myślą o inwersyjnych widokach płacę 6 zeta i wchodzę na wieżę. Tam niestety rozczarowanie. Mgły zanikły, a widoczność spadła do 10 km
No cóż..., wypijam piwo i zjeżdżam na Petrovy boudy. Droga po czeskiej stronie tak samo zniszczona jak u nas. Drzewa też są wycinane....
Zjeżdżam do Zlatych Hor i odbijam na Rejviz. Jednak tam nie docieram bo mnie pogoda zniechęciła, choć przez moment przyświeciło nawet słońce....
Tak w połowie podjazdu postanawiam odwiedzić miejsce katastrofy samolotu.
Trochę historii...
W dniu 15 września 1953 roku w godzinach popołudniowych w lesie pomiędzy miejscowościami Dolní Údolí i Rejviz doszło do katastrofy samolotu. Był to wojskowy samolot odrzutowy Jak-23 z 3 pułku lotnictwa stacjonującego w Strachowicach koło Wrocławia. Myśliwiec pilotowany przez por. Franciszka Burka miał wraz z innymi myśliwcem w parze wykonać lot treningowy wzdłuż linii Wrocław - Syców - Ostrów Wielkopolski –Wrocław. W trudnych warunkach atmosferycznych na wysokości około 7000 m , gdy oba samoloty osiągnęły wyznaczony cel pilot pierwszego samolotu rozpoczął powrót, ale porucznik F. Burek kontynuował lot w linii prostej i zaczął spadać pod kątem 15-20 stopni. Z kokpitu nie było żadnej odpowiedzi na wezwania z wieży kontrolnej. Wkrótce samolot przeleciał z hukiem nad Prudnikiem i tuż po przekroczeniu granicy polsko-czechosłwackiej runął na ziemię...
W wyniku uderzenia powstał krater o wymiarach 6 x 4 x 6 metrów. Silnik wbił się na głębokość 8 metrów . Kadłub samolotu został rozerwany w wyniku wybuchu. Małe elementy zostały rozrzucone w promieniu 100 metrów.
Komisja stwierdziła jako prawdopodobną przyczynę wypadku utratę przytomności pilota z powodu braku tlenu(Jak-23 nie miał hermetyzowanej kabiny) oraz innych przyczyn fizjologicznych. Po zakończeniu badania katastrofy, szczątki pilota zostały przekazane stronie polskiej. F. Burek został pochowany na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
Polskie źródła twierdziły, że przyczyną wypadku mógł być problem techniczny samolotu. Jak-23 miał wadę konstrukcyjną. Do kokpitu dostawały się spaliny z silnika(to również mogło być przyczyną utraty przytomności przez pilota). Spekulowano również na temat próby ucieczki F. Burka z kraju.
Jak-23 to jeden z pierwszych samolotów odrzutowych na wyposażeniu Polskiego lotnictwa. Polska posiadała najwięcej egzemplarzy tych samolotów zaraz po Rosji.
Jak - 23
W 2012 roku strona czeska postawiła pomnik upamiętniający tą katastrofę. Po jednej stronie znajduje się tablica poświęcona Franciszkowi Burkowi, a po drugiej stronie ta upamiętniająca żołnierzy czechosłowackich stacjonujących w tej okolicy w 1938 roku.
Samo miejsce upadku samolotu znajduje się około 200-300 metrów na południe od pomnika. Krater został zasypany, ale łatwo rozpoznać to miejsce po skarłowaciałych drzewach. Ktoś pamięta i zapalił znicz....
Jak się dobrze rozejrzeć to w okolicy znajdziemy wiele drobnych szczątków maszyny. Ktoś nawet całkiem niedawno prowadził tu eksploatację o czym świadczą świeżo wykopane dołki w ziemi...
Ok, ale dalej mi się nie chce jechać. Tym bardziej że zrobiło się chłodno i znowu napłynęła gęsta mgła. Nie powiem, zamglony las ma swój klimat
Postanawiam zjechać do miasta zadupiami i przy granicy zjeść obiad
Więcej zdjęć w galerii: https://goo.gl/photos/VqLveBiJhtxWXzCD6
Jak to jest, że w ciągu tygodnia pogoda jest znośna, a gdy przychodzi wolny weekend to akurat aura jest najgorsza na przestrzeni całego tygodnia ? Jeszcze nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie...
Niemniej jednak trzeba się trochę poruszać. Nie wymyśliłem tym razem nic nowego ot wyskoczę na najbliższy szczyt czyli na Biskupią Kopę. Nie widzieli mnie tam już ponad miesiąc Kamerki pokazują, że jest inwersja. U mnie gęsta mgła, a wyżej świeci słońce. Podjazd klasyczny czyli od Jarnołtówka. Chcę udokumentować postępy w wycince drzewostanu...
Nasza Kopa zmienia się coraz bardziej. Okolice schroniska zupełnie łyse. Powstała tu też zupełnie nowa droga...
Ponad schroniskiem powstaje właśnie nowa platforma widokowa. W dniu, w którym tam byłem jeszcze niedokończona.
Z myślą o inwersyjnych widokach płacę 6 zeta i wchodzę na wieżę. Tam niestety rozczarowanie. Mgły zanikły, a widoczność spadła do 10 km
No cóż..., wypijam piwo i zjeżdżam na Petrovy boudy. Droga po czeskiej stronie tak samo zniszczona jak u nas. Drzewa też są wycinane....
Zjeżdżam do Zlatych Hor i odbijam na Rejviz. Jednak tam nie docieram bo mnie pogoda zniechęciła, choć przez moment przyświeciło nawet słońce....
Tak w połowie podjazdu postanawiam odwiedzić miejsce katastrofy samolotu.
Trochę historii...
W dniu 15 września 1953 roku w godzinach popołudniowych w lesie pomiędzy miejscowościami Dolní Údolí i Rejviz doszło do katastrofy samolotu. Był to wojskowy samolot odrzutowy Jak-23 z 3 pułku lotnictwa stacjonującego w Strachowicach koło Wrocławia. Myśliwiec pilotowany przez por. Franciszka Burka miał wraz z innymi myśliwcem w parze wykonać lot treningowy wzdłuż linii Wrocław - Syców - Ostrów Wielkopolski –Wrocław. W trudnych warunkach atmosferycznych na wysokości około 7000 m , gdy oba samoloty osiągnęły wyznaczony cel pilot pierwszego samolotu rozpoczął powrót, ale porucznik F. Burek kontynuował lot w linii prostej i zaczął spadać pod kątem 15-20 stopni. Z kokpitu nie było żadnej odpowiedzi na wezwania z wieży kontrolnej. Wkrótce samolot przeleciał z hukiem nad Prudnikiem i tuż po przekroczeniu granicy polsko-czechosłwackiej runął na ziemię...
W wyniku uderzenia powstał krater o wymiarach 6 x 4 x 6 metrów. Silnik wbił się na głębokość 8 metrów . Kadłub samolotu został rozerwany w wyniku wybuchu. Małe elementy zostały rozrzucone w promieniu 100 metrów.
Komisja stwierdziła jako prawdopodobną przyczynę wypadku utratę przytomności pilota z powodu braku tlenu(Jak-23 nie miał hermetyzowanej kabiny) oraz innych przyczyn fizjologicznych. Po zakończeniu badania katastrofy, szczątki pilota zostały przekazane stronie polskiej. F. Burek został pochowany na cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu.
Polskie źródła twierdziły, że przyczyną wypadku mógł być problem techniczny samolotu. Jak-23 miał wadę konstrukcyjną. Do kokpitu dostawały się spaliny z silnika(to również mogło być przyczyną utraty przytomności przez pilota). Spekulowano również na temat próby ucieczki F. Burka z kraju.
Jak-23 to jeden z pierwszych samolotów odrzutowych na wyposażeniu Polskiego lotnictwa. Polska posiadała najwięcej egzemplarzy tych samolotów zaraz po Rosji.
Jak - 23
W 2012 roku strona czeska postawiła pomnik upamiętniający tą katastrofę. Po jednej stronie znajduje się tablica poświęcona Franciszkowi Burkowi, a po drugiej stronie ta upamiętniająca żołnierzy czechosłowackich stacjonujących w tej okolicy w 1938 roku.
Samo miejsce upadku samolotu znajduje się około 200-300 metrów na południe od pomnika. Krater został zasypany, ale łatwo rozpoznać to miejsce po skarłowaciałych drzewach. Ktoś pamięta i zapalił znicz....
Jak się dobrze rozejrzeć to w okolicy znajdziemy wiele drobnych szczątków maszyny. Ktoś nawet całkiem niedawno prowadził tu eksploatację o czym świadczą świeżo wykopane dołki w ziemi...
Ok, ale dalej mi się nie chce jechać. Tym bardziej że zrobiło się chłodno i znowu napłynęła gęsta mgła. Nie powiem, zamglony las ma swój klimat
Postanawiam zjechać do miasta zadupiami i przy granicy zjeść obiad
Więcej zdjęć w galerii: https://goo.gl/photos/VqLveBiJhtxWXzCD6
Zeszłoroczna susza spowodowała, że drzewa zaczęły chorować, a chory drzewostan zaatakował kornik drukarz. Osłabione drzewo nie jest w stanie obronić się przed szkodnikiem i w bardzo krótkim czasie drzewa stały się zupełnie łyse bez kory. Dlatego wszystko iglaste będzie wycięte. W tej części Sudetów taki stan jest na bardzo dużym obszarze. Do Polski należy bardzo niewielki skrawek, ale Czesi to dopiero mają z tym problem. Codziennie przez Głuchołazy tranzytem leci trzy składy z drewnem w kierunku Krnova i dalej do Opavy. Czasami taki skład ciągnie cztery lokomotywy.PiotrekP pisze:Robert co się stało, że wycinają drzewa na Kopie. Nie mogłem poznać, że to schronisko. Golo i wesoło.
Już jakiś czas temu podjęto decyzję o zastąpieniu obecnego drzewostanu liściastym. Dąb, buk, jawor z domieszką jodły.
Co prawda teraz bardzo brzydko wyglądają stoki poniszczone przez ciężki sprzęt, ale jak skończą to to przyroda szybko zatrze ślady. Dodatkowo przez kilka lat będziemy mieć genialne widoki. Powstały kilka dni temu dwie nowe platformy widokowe. Jedna ponad schroniskiem, a druga pod szczytem Srebrnej Kopy
U mnie w okolicy rozbiło się wiele samolotów. Znam lokalizacje kilkunastu katastrof.Tauzen pisze:Ciekawa historia z katastrofą. My ostatnio z dzieciakami byliśmy w Gorcach i odwiedziliśmy miejsce katastrofy amerykańskiego Liberatora.
Niestety zdjęć z gór nie będzie. Szlag mnie trafia, że nie mogłem, a i tak ta najlepsza pogoda była w poniedziałek z rana gdy byłem już w pracyTauzen pisze:Ja tam czekam na zdjęcia z okresu 2-4 grudzień. Myślę że nie odpuściłeś takiej okazji i to uwieczniłeś.