29.04-03.05.2016 Wielka Majówka na Wielkiej Fatrze.

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5030
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

29.04-03.05.2016 Wielka Majówka na Wielkiej Fatrze.

Post autor: Grochu » 07 maja 2016, 11:27

Piątek-sobota

Do Starych Hor dojechaliśmy już dobrze po zmroku, więc przy świetle czołówek trzeba było szukać zaplanowanego miejsca na nocleg: pomnika przy czerwonym szlaku na Rychtarową. Pomnik okazał się na tyle mało okazały, żeśmy go minęli nie zauważywszy. Ale za to niewiele dalej ( co rano było widać ) trafiła się fajna miejscówka na nocleg: ze żródełkiem, stołami i ławkami. Full wypas :)
Po rozstawieniu namiotów nadszedł czas na wieczór integracyjny ;) A rano śniadanie prawie jak w Hiltonie. Tym, że "prawie" czyni różnicę nikt się nie przejmował :D

Obrazek

W sobotni ranek trzeba było wrócić do miasteczka – ok. pół godziny spaceru, by ruszyć we właściwym kierunku: masywu Velkej Fatry.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zaczęliśmy od wysokiego "C", bo niebieski szlak wychodzący ze Starych Hor na Majerovą skale jest dość stromy i daje 800 m przewyższenia. Dla idących "na ciężko" to niezła rozgrzewka :twisted: Na szczęście pogoda była bardzo przyjazna, więc daliśmy sobie podczas podejścia kilka odpoczynków – że to niby na robienie zdjęć ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Właściwy odpoczynek nastąpił jednak dopiero po osiągnięciu pierwszego celu:

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ale nie trwało to więcej niż pół godziny, bo jeszcze sporo drogi było do przejścia. Po zregenerowaniu sił i drugim śniadaniu czas więc był ruszyć dalej - w kierunku Kriżnej:

Obrazek
Obrazek

Podejście dużo łagodniejsze od tego pierwszego etapu, ale bardzo monotonne, co było chyba jeszcze bardziej męczące. Do tego doszły łachy mokrego śniegu, które spowalniały tempo.

Obrazek
Obrazek

W każdym razie człowiek idzie, idzie, idzie i wydaje mu się, ze nic się nie przybliża. Brrr.........
No ale w końcu udało się zmęczyć ten kawałek. Przed wierzchołkiem czekała na nas dość długi już czas grupka GS-ów: Limonka, Darek Z, Kobi i Kasia. Dość długi czas, bo wstępnie optymistycznie planowałem wyjście o 8.00 najpóźniej, ale trochę się rano guzdraliśmy ;) i zrobiło się 1,5 godziny obsuwy na starcie :lol: Ale......przecie to dopiero początek długieeeeeego weekendu, więc nigdzie nam się nie spieszyło :)

Obrazek
Obrazek

a chwilę potem spotkaliśmy się z grupą Pro-Activy pod przewodnictwem Nic-Rama i Pawła. Ale nasze drogi tylko się skrzyżowały i po odpoczynku każda grupa ruszyła w swoim kierunku.
Sama Kriżna ( 1574 npm ) nieco się zmieniła: wysoka kiedyś wieża wyraźnie "zmalała" ;) ale poza tym wszystko inne po staremu.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Najbardziej wysiłkowa część była już za nami, bo teraz już czekała nas wędrówka granią – prawie po równym, bo na Ostredok zostało raptem ok. 100 metrów w górę. Ale mimo dwóch posiłków plecaki jakoś nie zelżały :twisted:
Ostredok to ostatni – i najwyższy na Velkej Fatrze ( 1595 npm ) - szczyt zaplanowany na ten dzień, po nim już tylko w dół. Toteż od Kriżnej szło się już na sporym luzie :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Widokowy ten kopczyk, ale zrobił się dość chłodny wiatr, więc po małym "co nieco" zaczął się ostatni sobotni etap: zejście pod Suchym do chaty – po równo 7 godzinach wędrówki.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

W tej chacie urzęduje teraz chatar, jednak miał jakąś prywatną ekipę, która zapewne balowała już od piątku bez ustanku - więc życzliwie zaproponował nam zejście nieco niżej do utulni "Mandolina". Co uczynilim oczywiście. Tam zagnieździła się już czwórka Słowaków, ale całe "pięterko" było puste :D
Relaks....obiadek....piwko.....ognisko.....smażone kiełbaski.....piwko......spać :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Niedziela

Poranek równie wymarzony jak dnia poprzedniego :hura:

Obrazek
Obrazek

Posilona sutym śniadaniem ekipa ruszyła więc raźno w drogę, wypatrując kolejnych ścieżek do przejścia. A na tych ścieżkach dwa szczyty: Borisov i Ploska:

Obrazek
Obrazek

W Chacie pod Borisovom czas się nawodnić :piwo:

Obrazek

A potem zostawiliśmy plecaki pod okiem Konrada, który wybrał leniuchowanie i wyskoczyliśmy luzakiem na szczyt Borisova.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po zejściu czas na lunch – i w drogę. Ploska niby łagodna góra i stoi niecałe 300 m wyżej od schronu, ale to czerwone podejście odbiera jednak trochę sił.

Obrazek

Do tego po tej północnej stronie leżała jeszcze dość gruba warstwa mokrego śniegu i ścieżka była wydeptana zimowym szlakiem – trochę na okrętkę, ale z wypchanymi plecakami i tak trzeba się było nasapać. A na górze.......

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na grani tego ramienia Velkej Fatry nie da się uwolnić od panoramy Starohorskych Vrchów i Nizkych Tater. Chłodny wiatr dość szybko zgonił nas ze szczytu. Czas było ruszać w kierunku kolejnego celu:
Rakytova. Zejście na przełęcz poszło gładko, ale potem długa ścieżka przez las trawersująca Ćierny kameń wypełniona była na przemian to śniegiem, to błotem. Choć po równym ( mniej więcej ) to ślisko było okrutnie i zwolnienie tempa stało się koniecznością, by uniknąć jakiegoś urazu. To okazał się nie mniej męczący odcinek jak podejścia, więc widok rozległej polany wywołał westchnienie ulgi i zaraz na jej skraju zafundowaliśmy sobie popas :)

Dalej teren zaczął się lekko podnosić, by za Minćolem wyrównać, a w końcu raptownie opaść 100 metrów w dół na południowe Rakytovske sedlo. Te błota i śniegi po drodze wydłużyły nam znacznie planowany czas przejścia, poza tym: sam Rakytov widziany z przełęczy robi takie wrażenie, że myśl o wchodzeniu tam z całym majdanem jest lekko zniechęcająca. Nie tylko wysokością ( ze sedla 280 metrów w górę ), ale i solidną stromizną.

Obrazek

Dość już zmęczeni zaczęliśmy więc szukać wymówek, by sobie ten cel zostawić na kolejny dzień :lol: lbo wejść na lekko a plecaki przetransportować szlakiem obejściowym. Ogląd mapy wykazał potencjalne istnienie w okolicy jakichś szałasów – gaza i Konrad ruszyli na poszukiwania, Danuśka zapadła w konsumpcję a ja w błogą bezczynność :)
Po jakimś tam czasie – może pół godziny – chłopcy wrócili "na tarczy". Budy nie znaleźli żadnej. Źródła w okolicy też, a my z premedytacją od Borisova nie objuczyliśmy się większym zapasem wody - tylko tak, żeby wystarczyło na popołudnie.

Na nic więc wymówki – woda jest po drugiej stronie góry, więc trza było założyć wciąż nic wiele lżejsze plecaki i mozolić się na ten cały Rakytov. Ale jasne już było, że do zaplanowanego przed wyjazdem miejsca noclegowego nie dojdziemy, więc padło na najbliższą "metę": utulnię "Limba".

Po drodze były powody do psioczenia, bo znów trzeba było brnąć przez śnieg przeplatany błotem – nie wiadomo co bardziej śliskie :zly:
Za to na szczycie nikt nie żałował tej decyzji :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Świadomi, że to już prawie koniec na ten dzień posiedzieliśmy sobie trochę dłużej, po czym zaczęło się trochę ( ale tylko trochę ) łagodniejsze zejście na północne sedlo. Stamtąd już blisko do "Limby" – niecałe 1,5 km, ale trzeba stracić od grani 200 metrów wysokości.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Chatar w Limbie był bardzo przyjazny ( jak i jego kot ) i dysponował niezmierzonymi zapasami piwa - a poza nami nikogo nie było - więc nastał miły długi wieczór ;)
Przy kominku wyschły przemoczone śniegiem buty, stuptuty i inne "...uty", a w kominkowym cieple doznały skutecznej obróbki termicznej pozostałe zapasy kiełbasek, które nie załapały się na ognisko w Mandolinie :D

Poniedziałek

No.......tośmy se pospali....... ;)
Pogoda się zmieniła, więc wysłuchawszy w radiu prognozy na ten dzień bacznie przy sniadaniu obserwowaliśmy taniec chmur. Nawet ze śniadaniem trzeba było uciec pod dach, bo zaczęło padać; na szczęście niedługo – ale tamtego poranka to o niczym nie przesądzało.

Obrazek

Wracać na grań czy schodzić? Uleje nas czy nie uleje? Przy tak dynamicznej pogodzie to zbędne pytania. Nie sposób przewidzieć czy za godzinę, dwie rozpada się na dobre czy nie. Trzeba zdecydować "w ciemno". No to....w górę :)
No i..........rozpadało się. Wiem dlaczego nie gram w totka :lol:

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na szlaku spotkaliśmy znów grupę Pro-Activy zmierzającą w kierunku "przeciwpołożnym", na ubłocono – uśnieżonym szlaku, a jakże ;) Po krótkiej pogawędce i pożegnaniu podreptaliśmy dalej w kierunku Smrekovicy.

Obrazek

Przez deszcz zrobiło się zimno – mimo, że zanikł w międzyczasie. Rozbłysło słoneczko. Na Smrekovicy czas na posiłek.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ale po chwili znów się rozpadało :(

Obrazek

Już zmoczeni znów musieliśmy "zalosować": dalej granią czy w dół?
Tym razem zdecydowałem, że "w dół". 9 km asfaltingu do Podsuchej dało popalić piętom, a w górze.......coraz pogodniej. Wrrrrr......... serio – dobrze, że nie gram w totka :kukacz:
Wyszło więc, że zejście z grani nastąpiło dzień wcześniej. Trzeba było wymyślić "plan B", bo szkoda wtorku.

Po drodze sam się wymyślił :D
Jeśli pogoda pozwoli, to będzie Velky Choć. Tylko, że on jest na północy – po drodze do domu, więc nie ma sensu powtarzać pierwszego noclegu w Starych Horach. Lepiej wyekspediować tam tylko gazę po auto, a przenocować już gdzieś w okolicach Rużomberoka. Zaraz przypomniała mi się ładna polanka za Vlkolincem :)

Na końcu szlaku przy skrzyżowaniu z drogą Rużomberok-Stare Hory wyłoniła się knajpka - a pora była już dobrze obiadowa, więc wyłoniła się w sam raz :obiad: :piwo:
Na autobus trzeba było długo czekać, więc w spokoju zjedliśmy obiad, by potem pójść na przystanek spróbować złapać stopa dla gazy metodą "na Danusię".
Poszło gładko :D
Po paru krótkich chwilach ( przypomniało mi się wtedy, jak swego czasu na autostardzie pod Lyonem łapałem stopa do Paryża........8 godzin. Ehhhhh..........kobiety to się jednak mają fajnie ;) ) Danuśka z uśmiechem wsadziła gazę do złapanego auta i pomachała radośnie na "do widzenia". Pan kierowca z nieco zawiedzioną miną podrzucił gazę do Starych Hor całkiem gratis – nawet buzi nie chciał :twisted:

Wkrótce potem byliśmy już wszyscy w "żywym skansenie" o nazwie Vlkolinec – po drodze zaliczając oczywiście przydrożny dyskont w celu odnowienia zapasu boskich płynów :10:

Obrazek
Obrazek

Na polanie za skansenem napatoczyła się całkiem fajna wiata. Tym fajniejsza, że parę kroków obok pulsowało dość wydajne źródełko. Czegóż chcieć więcej? :)
Woda – no limit. Piwo – no limit. Spanie – no limit......jakieś pytania? ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wtorek

Klarowałem wieczorem ekipie, żeby nawet nie myśleli o wchodzeniu na Sidorovo "na ciężko". Lepiej już znieść toboły na dół do auta zostawionego na parkingu pod skansenem i ruszyć stamtąd bez obciążenia, bo podejście jest masakrycznie strome. Nie wierzyli – i groził poranny kataklizm. Na szczęście Konrad obudził się o nieludzkiej porze :D
Pośniadał, spakował toboły i zanim wysadziłem nos ze śpiwora oświadczył, że śmiga na wierzchołek samopas. Jak już wrócił to potwierdził, że wchodzenie tam "na ciężko" można porównać z próbą samobójczą ;) W międzyczasie śpiochy zdążyły ogarnąć całą poranną krzątaninę i wkrótce po powrocie Konrada powierzyli mu pieczę nad dobytkiem, by ruszyć na ogarnięcie tej urokliwej skałki :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A potem powrót, spakowanie auta i po pół godzinie byliśmy już w Valasce Dubovej – gdzie zaczyna się szybki szlak na Velkeho Choća. Stredna polana jest prawie 600 m wyżej, więc mimo braku obciążenia ( nie licząc paru drobiazgów "na wszelki wypadek" w plecaku ) trzeba się trochę nadyszeć by tam wejść. Chwilę odpoczynku wykorzystała Danuśka, by zwiedzić legendarny "Hotel Choć". Sądząc po minie: standard chyba ją nieco rozczarował :P

Obrazek
Obrazek

Zostało wejście na szczyt. Velky Chć powala na kolana widokami – przy odpowiedniej pogodze. Ta nam jednak nie dopisała. Nad Velką Fatrą rozłożyła się potężna burza zdająca się zmierzać w naszym kierunku. Danuśka aż myślała o zawróceniu, gdy "dupnęło" ze dwa razy całkiem niedaleko. Przed wejściem na grań pod szczytem zaciągnęło się od strony północnej i też solidnie grzmotnęło. Ciężka "ołowiana" chmura opanowała okolicę....zawiało zimnym wiatrem....sypnęło gradem.

Obrazek

Osłonięci ( raczej symbolicznie ) skałą i kosówką czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Do szczytu zostało raptem kilka metrów dosłownie, ale grad zamienił się po pewnym czasie w deszcz. Zrobiło się zimno i mokro.

Obrazek

Po paru chwilach rozterki Konrad postanowił schodzić. Reszta wzięła na przeczekanie. Opłaciło się :) Po kilkunastu minutach nadeszło "okno pogodowe" – choć w tym wypadku to mocno nadużyty termin. Raczej można mówić o lufciku ;) Kilkanaście minut przerwy w deszczu i chmurach wykorzystaliśmy na szybki wyskok na szczyt i parę fotek. Widok zbliżających się z dwóch stron burz nie zachęcał do dłuższego piknikowania - szybka ewakuacja była jak najbardziej na miejscu.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

W "Hotelu Choć" nadszedł czas na przekąskę. Tym smaczniejszą, że opadły emocje związane z groźbą bliskiego spotkania z mocno energetycznym zjawiskiem atmosferycznym ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Potem już wyluzowane zejście do wioski

Obrazek

i obiadek w Janosikowej knajpie - bo innej tam nie ma ;)

No i.....powrót do domu.
Ale nic to. Następna Wielka Majówka niebawem :jupi:
Dziękuję ekipie za wspólną przygodę – oby tak częściej :spoko:

W relacji wykorzystałem zdjęcia gazy i moje.

Reszta fotek:
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... 5346264433

Foto Konrad:
https://www.dropbox.com/sh/4exadi2uv5ua ... 3nN6a?dl=0

Foto gaza:
https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

https://picasaweb.google.com/1030915209 ... directlink

Foto Danuśka:
https://picasaweb.google.com/1183043769 ... filePhotos#
Ostatnio zmieniony 08 maja 2016, 10:12 przez Grochu, łącznie zmieniany 1 raz.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3058
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 07 maja 2016, 12:59

Pogodę mieliście trochę gorszą niż my w Veporskich - no, poza ostatnim dniem, bo we wtorek jechaliśmy z Rużomberka i widzieliśmy czające się chmury.

Ostredok chodzi mi w głowie od 5 lat - wtedy go odpuściliśmy bo cały był w chmurach. Natomiast zasmuciłeś mnie informacją, że w chacie pod Suchym jest chatar - kiedyś to była fajna samoobsługowa miejscówka, z chatarem to jednak nie to samo :( On wam zasugerował inny szałas życzliwie czy kazał spadać? :kukacz: Za to o tej Mandolinie nie wiedziałem, wygląda fajnie.

A ta Limba jest płatna? Bo na hiking.sk pisze o dobrowolnych datkach.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
gaza
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1641
Rejestracja: 21 marca 2010, 19:27

Post autor: gaza » 07 maja 2016, 13:42

Pudelek pisze:Natomiast zasmuciłeś mnie informacją, że w chacie pod Suchym jest chatar
Nie ma,oni mieli tam jakieś spotkanie
Pudelek pisze:A ta Limba jest płatna?
Płatna 5 euro
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3058
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

Post autor: Pudelek » 07 maja 2016, 14:32

gaza pisze: Nie ma,oni mieli tam jakieś spotkanie
aha. Myslałem, że skoro "chatar" to stała obsada

gaza pisze:Płatna 5 euro
czyli już nie dobrowolne datki :D
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Awatar użytkownika
gaza
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1641
Rejestracja: 21 marca 2010, 19:27

Post autor: gaza » 07 maja 2016, 16:42

Pudelek pisze:czyli już nie dobrowolne datki
Nie :D ale można kupić piwo :D
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5030
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 07 maja 2016, 16:53

Pudelek pisze:gaza powiedział/-a:
Nie ma,oni mieli tam jakieś spotkanie

aha. Myslałem, że skoro "chatar" to stała obsada
Bo ja go tak zrozumiałem: Chata jest teraz prywatna a on w niej rządzi. Ale może jestem w błędzie.
Pudelek pisze:On wam zasugerował inny szałas życzliwie czy kazał spadać?
Wyobraź sobie: dwa w jednym :lol:
A konkretnie - powiedział, że ostatecznie na górze są wolne miejsca, że niby jak się uprzemy to OK. Ale radził iść do Mandoliny. Pewnie chodziło o to, że jego ekipa rozgrzewała już kolejny pijacki wieczór i z pewnością nie było szans na spokojny sen. Równocześnie widać było, że woli aby nikt poza jego ekipą tam nie nocował, by nie zakłócał "intymnej" atmosfery ;)
Z resztą, na drzwiach była karteczka z napisem, że jest pełna rezerwacja do 1 maja.
Pudelek pisze:Za to o tej Mandolinie nie wiedziałem, wygląda fajnie.
No i jest spoko, a stoi raptem 5 minut marszu dalej.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Danuśka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 11
Rejestracja: 08 lipca 2012, 14:38

Fotki

Post autor: Danuśka » 07 maja 2016, 21:24

spacerowicz
Turysta
Turysta
Posty: 547
Rejestracja: 24 lipca 2010, 21:38
Kontakt:

Post autor: spacerowicz » 07 maja 2016, 23:19

Grochu pisze:Woda – no limit. Piwo – no limit. Spanie – no limit......jakieś pytania?
Jak to się ma do totolotka?
"... jak sie czujecie w ogóle...? ... świetnie... w kolorowe światła wszystko jest... ... Balada!..." [John Porter]
Awatar użytkownika
zbig9
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1946
Rejestracja: 24 sierpnia 2009, 22:36

Post autor: zbig9 » 08 maja 2016, 8:34

Podziwiam. Przy takiej pogodzie z pełnym bagażem trzeba mieć zdrowie. Mam w planie VF w następny długi weekend albo i inny ale przy b. dobrej pogodzie. Pewnie utulne będą wtedy zapchane. :brawo:
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5030
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 08 maja 2016, 10:09

spacerowicz pisze:Jak to się ma do totolotka?
100% nieskuteczność typowań - pogodowych ;)
zbig9 pisze:Przy takiej pogodzie z pełnym bagażem trzeba mieć zdrowie.
Niekoniecznie. Mój zdemolowany kręgosłup i kolano z tym sobie radzą ( jeszcze ). Problemem było tylko śliskie podłoże. Po suchym to można dreptać od wschodu do zachodu, byle się nie schylać ;) Najgorsze to ten plecak założyć na garb, potem już idzie :D
zbig9 pisze:Pewnie utulne będą wtedy zapchane.
No raczej :lol:
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8714
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Post autor: PiotrekP » 08 maja 2016, 20:20

Piękna klasyczna wycieczka z pełnym ekwipunkiem. Można tylko pozazdrościć pogody, humoru i wytrwałości.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Marshal23
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 568
Rejestracja: 20 stycznia 2014, 12:57

Post autor: Marshal23 » 11 maja 2016, 16:46

Piękna Wyrypa aż miło popatrzeć na fotki,pozazdrościć tych chwil,przeżyć,wolnego czasu,towarzystwa.Gratuluje
Awatar użytkownika
heathcliff
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2738
Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
Kontakt:

Post autor: heathcliff » 14 maja 2016, 15:10

Po przeczytaniu relacji pozostaje mi tylko pogratulować całej Ekipie i pozdrowić osoby, których dawno nie widziałem :D
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff

https://plus.google.com/117458080979094658480
ODPOWIEDZ