Czas nie goni nas czyli skodusia na Kaukaz

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 03 listopada 2016, 9:05

Jezdzac po Gruzji, nawet osobowka i trzymajac sie utwardzonych drog, wiele razy trafilismy na rozne drogowe ciekawostki i lokalne klimaty. Zapewne gdyby sie wbic w gorskie trakty, w bloto, kamienie i glebokie koleiny- pewnie byloby tego jeszcze wiecej :D

Dosc popularne, zwlaszcza w zachodniej czesci Gruzji (ciekawe ze na wschod od tunelu jest tego zdecydowanie mniej) jest jezdzenie bez zderzakow.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nieraz zamiast klasycznego zderzaka sa montowane listwy z metalu, ktore przypominaja mi karnisz. I nie dotyczy to jakis starych, klimatycznych, poradzieckich rzęchów- glownie widzielismy to w samochodach typu merdedes czy BMW i to nie najstarszych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem mozna trafic na duzo bardziej niekompletne auta- bez reflektorow, bez polowy maski, z czarna dziurą z przodu..

Obrazek

Zupelnym hitem byl ten, z Kobuleti. To nie byl samochod ktory sobie gdzies stal czekajac az rozbiora go na czesci. On sobie ochoczo jedzil -ciekawe czy po ciemku rowniez... ;) A moze kierowca przyswiecal sobie wtedy telefonem? co czesto zaobserwowalismy wsrod rowerzystow.

Obrazek

Brak natomiast jednego swiatla jest juz duzo popularniejszy.

Obrazek

Najbardziej przypadly mi do gustu przypadki gdy w miejsce brakujacego reflektora wstawiono innoksztaltny, dosztukowaną samorobke, co najwazniejsze dzialajaca! Sa dwa swiatla? Są. Świecą? Świecą. Ale u nas to zaraz by sie ktos doczepil! (u nas to ludzi nawet dziwi lub oburza jak rozne fragmenty karoserii maja inny kolor ;) )

Obrazek

Wiele razy mijalismy takze pojazdy, ktorych widok sugerowal nam, ze do skodusi na te wakacje moglismy zabrac 3 razy wiecej rzeczy! :D I jeszcze trojke znajomych!

Obrazek

Obrazek

Godna podziwu u miejscowych jest rowniez umiejetnosc ukladania piramidy z siana. Jakim cudem to nie spada, nawet przy wchodzeniu w ostry zakret ze spora predkoscia?

Obrazek

Obrazek

Przy glownej drodze przez Swanetie dwukrotnie spotkalismy nietypowe przyczepki- drewniane sanie, ciagniete po asfalcie. Raz przez woły, drugi raz przez terenowke.

Obrazek

Obrazek

Nieraz tez trafia sie uzytkownik ruchu podrozujacy wierzchem. Skrety sygnalizuje podobnie jak rowerzysci, nie wiem tylko dlaczego zawsze zdejmujac czapke i nia wskazujac kierunek.

Obrazek

Na samochodach policyjnych zauwazylismy wystajacy element z przedniego zderzaka. Wyciągarka? Taran? ;)

Obrazek

Tu natomiast "autokar" angielskich turystow - ktorzy przywiezli wszystko ze soba- wraz z drewnem :)

Obrazek

Wsrod gruzinskich aut zaobserwowalam 4 rodzaje tablic rejestracyjnych- GEO bez flagi, GEO z flagą, GE z flaga na bialym tle i GE z flaga na tle niebieskim. Chyba tez jest taka kolejnosc od najstarszych do najnowszych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie spotkalam sie natomiast nigdzie w Gruzji z czarnymi tablicami jeszcze z radzieckich czasow (na Ukrainie i w Armenii takie mozna niekiedy jeszcze spotkac). Bardzo jestem tez ciekawa czy kiedys w Gruzji byly uzywane blachy samochodowe z literami z gruzinskiego alfabetu? Tak jak np. na Ukrainie starsze rejestracje sa w cyrylicy, dopiero niedawno na fali totalnej unifikacji wszystkiego zastapiono je wyłącznie literami ktore pokrywaja sie z alfabetem łacinskim.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 06 listopada 2016, 22:22

Kolejnego dnia ruszamy do Swanetii. Droga w strone Mestii jest czesciowo asfaltowa (dalej w głąb doliny z betonowych plyt) ale widac ze przyroda zaczyna ją juz gdzieniegdzie podgryzac, tu osuwisko, tu wymyte, tu ¾ jezdni zasypane lawina kamieni. Cala dzisiejsza trase bedzie jechac slalomem miedzy kamieniami i odlupanymi ze zboczy skalami, z ktorych niektore sa wielkosci telewizora. Dokladnie widac, ze gdyby ta droge zostawic bez podprawiania to za 5 lat jej nie bedzie. Przyroda sobie poradzi i szary pas cywilizacji zostanie pozarty przez strumienie, wodospady, splywajace bloto i wedrujace piargi. Wiec ludzie walcza, wygryzaja w skale to co polecialo w przepasc aby dalej dwa auta mogly sie swobodnie mijac. Dosc czesto sa jakies objazdy np. obwalonych, remontowanych wlasnie tuneli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niedaleko Zugdidi, jeszcze w terenie w miare rowninnym zwraca uwage fajny asfalt! Taki gruboziarnisty i dropiaty! :) Jeszcze takiego nie widzialam!

Obrazek

Obrazek

Mijane po drodze wioski sa niewielkie, o luznej zabudowie, czesto jakby na wpol opuszczone. Tylko trzy razy po drodze widzielismy jakies ogloszenia wynajmu kwater dla turystow. Wiekszosc zabudowy lezy ponizej drogi, w dolinach spienionych potokow. Jak na jedyna droge do kurortu zadeptanego przez turystow- to nie jest tak zle! :) Dlugi czas jedzie sie tez wzdluz zbiornika.

Obrazek

Obrazek

Wiekszosc dnia leje, przez co co chwile mozna cieszyc oko imponujacymi wodospadami.

Obrazek

Na obiad zatrzymujemy sie przydroznej knajpie stojacej w cieniu opuszczonych blokow.

Obrazek

Zamawiamy tu chinkali. Po knajpie biega gromadka znudzonych dzieci, ktorych glownym zajeciem jest zagladanie nam do talerzy , gapienie sie jak wol na malowane wrota i komentowanie z chichotem naszych gestow czy zachowan. Jest tez kilka pan w srednim wieku, ktore za wszelka cene probuja nam zabrac kabaka i ją nosic zeby nam nie przeszkadzala w posilku. Niestety nie potrafia zrozumiec, ze dziecko sobie siedzi i nie przeszkadza oraz ze istnieje zwrot: “dziekuje, nie” ktory powinno sie uszanowac. Niestety na tym etapie jeszcze nie wiemy ze jest to regula w gruzinskich lokalach gastronomicznych, ze nie mozna zjesc spokojnie posilku z wlasnym dzieckiem na kolanach lub w wozku bo zaraz stado wszelakiej masci pracownikow i ich pociotkow rzuca sie i probuje to dziecko prawie sila zabierac. Acz tu- nawet jak na gruzinskie warunki jest bardzo zle. Slowa “natrętni”, "upierdliwi" jest najlagodniejszymi i najbardziej cenzuralnymi slowami jakie mi przychodzily na mysl. Biegajace wokol dzieci sa cale usmarowane czyms co wyglada jak zielony tusz. Ciezko ocenic czy bawily sie mazakiem czy jest to jakies lekarstwo ktorym maja zasmarowane ukąszenia lub wysypke. Dziwna regularnosc malunkow sugeruje raczej druga opcje wiec na wszelki wypadek staramy sie trzymac kabaka z dala od nich. Ogolnie pobyt w knajpie jest dosyc nerwowy bo czujemy sie jak krowa na pastwisku, ktora musi sie caly czas odganiac od natretnych much, ktore wracaja jak bumerang… Ostatecznie chyba zostawiamy polowe obiadu bo wszystko staje nam w gardle i zaczynamy marzyc o suchym chlebie zjadanym w srodku lasu- w samotnosci, ciszy i spokoju.

Mijamy tez miejsce ktore jest chyba przelomem rzeki Enguri. Dzis przy wysokim stanie wody jest to cos przerazajacego. Nie przypomina to niczego co mielismy okazje kiedykolwiek wczesniej widziec. Brunatny, spieniony, huczacy zywiol. Ryk jest taki ze musimy do siebie krzyczec. Nurt co chwile rozbryzguje sie o kamienie tworzac gejzery kilkumetrowej wysokosci, nieraz ochlapujac nas, mimo ze jestesmy na wysokim brzegu, bardzo daleko od lustra wody. Stojac na brzegu czuc jak grunt drzy pod nogami. Ciekawe czy ktos potrafilby przeplynac to kajakiem? Ot taki rafting dla zaawansowanych :) Chyba tak musialy wygladac slynne dnieprowskie porohy, a zwlaszcza Nienasytec! Tylko ze tam rzeka duzo wieksza.. Zdjecia oszalalej rzeki Enguri nie oddaja w polowie grozy i klimatu tego miejsca- sa tylko plaskim, nieruchomym obrazem, pozbawionym dynamiki, dzwieku, wibracji ziemi, zapachu i wilgotnego chlodu unoszacego sie wszedzie wokol.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To co widzimy w dole jest ciekawym, pieknym i dla nas egzotycznym zjawiskiem. Ale o dziwo tylko skodusia stoi w przydroznej zatoczce. Mija nas sznur samochodow, z czego pewnie polowa to turysci. Nikt sie nie zatrzymuje, nie robi zdjec, nie filmuje. Pruja przed siebie jakby z klapkami na oczach. Nie bylo w przewodniku? GPS nie pokazuje - skrec w prawo? Albo po prostu- bo trzeba sie dostac do Mestii jak najszybciej? Pytalismy potem ilus ludzi o ta rzeke, wrazenia z nia zwiazane. Patrzyli na nas jak na ufo- jaka rzeka? Byla tam jakas rzeka? Kilka razy w tych okoloswaneckich okolicach bedziemy miec dziwne wrazenie ogladania miejsc pustych, dzikich i rzadko odwiedzanych- mimo ze stanowia fragment “kanału” ktory codziennie przebywaja setki i tysiace turystow z calego swiata. Dziwne jest takie poczucie samotnosci w tlumie.

Dalej jakby pogoda sie poprawia, zaczyna byc widac coraz wiecej gor. Jednolita opona chmur zaczyna pękac, snują sie po szczytach i przeleczach pasma mgly. Gdzieniegdzie pojawiaja sie przeblyski slonca, widac wiszacego juz dosyc nisko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaczyna sie robic wieczor wiec rozgladamy sie za noclegiem. Nie wyglada to na tej trasie zbyt rokujaco. Co chwile na boki odchodza wprawdzie sympatyczne skrety wiejskich lub lesnych drog, ale niestety juz po 5 metrach widac ze nie nadaja sie dla skodusi. Jak nawierzchnia jest nienajgorsza to znowu jest ostre przewyzszenie, ktoremu moze juz nie sprostac lekko zmaraszony i zmeczony zyciem silnik. W rejonie Beczo zagladamy do jakiegos hostelu. Wnetrze jakies takie stylizowane na super nowoczesne, wyglada troche jak nowy dworzec PKP w Krakowie. W holu, za suto zastawionym stolem siedzi grupka zachodnich turystow i idiotycznie rechocze, gdy probuje zadac obsludze jakies pytania. Obsluga tez sprawia wrazenie jakby robila łaske- "jak juz jestescie to zostancie na jedna noc, to przygotujemy wam jakis pokoj juz jak tak trzeba"... i jakies glupie usmieszki do siebie i mruganie oczami. Na wiesc ze jest nas trojka i mamy ze soba niemowle cala sala wybucha wrecz histerycznym smiechem. Co jest k…? Nacpali sie? Co to za chore miejsce? W skodusi na wszelki wypadek zagladam w lusterko- czy nie mam geby umazanej sadza albo dorysowanych markerem kocich wąsow.. Nie mam..

Gdzies dalej właże w kolejna miejsce sugerujaca z napisu ze jest to schronienie dla zbłąkanych turystow. Ogromny, kilkakrotnie załamany korytarz zajmuje chyba ¾ domu. Oprocz korytarza jest niewielki pokoj zajety przez pietrowe lozka, miedzy ktorymi ugania z wrzaskiem kilkoro malych dzieci. Dorosli wyparowali- acz rzad okolo 20 sztuk obuwia stojacego pod sciana sugeruje ze musieli wyparowac boso.

Juz przed sama Mestia zastaje nas zmrok. Zagladam do kolejnego hostelu. Wchodzi sie tam przez ciemna brame w murze. Dalej jest jakby dziedziniec otoczony przez rozne domki i przybudowki. Klimat dosc sympatyczny, kojarzacy sie z komuna hipisowska lub chatka studencka z dawnych lat. Na schodach siedza jacys smagli ludzie w kolorowych powloczystych szatach i łuskaja bób. Jakis albinos w bialych dredach do pasa i mętnym spojrzeniu gra na gitarze smętna, mocno wpadajaco w ucho piesn. Wszedzie stoja bębny, drewniane trąby, kolorowo malowane grzechotki, ktos wyplata cos z lisci palmowych. Wchodze na pietro, zagladam do kuchni gdzie trwa wlasnie kolektywne szykowanie jakiejs strawy ze zboza mielonego napredce w mlynku. Moje pojawienie sie i snucie po pokojach nie zwraca niczyjej uwagi. Jakbym byla niewidzialna. Nikt nie reaguje jak podnosze i ogladam sprzety czy chwile bujam sie na hustawce wiszacej w drzwiach. Glupia jestem ze zostawilam aparat w skodusi.. Miejsce jest potwornie zatloczone- w kazdym kącie czy kamerliku na miotły zalega jakis materac lub karimata a na nim ktos spi, czyta, smsuje lub patrzy w sufit. Albo ostatecznie lezy pies, kot lub plecak. Zaczepiam dwie osoby pytajac o gospodarza. Bardzo chca mi pomoc, ale odpowiedzialnej osoby nie udaje sie nigdzie odnalezc. Zaczepione osoby zajmuja sie wiec wlasnymi sprawami. Ktos sugeruje- olej gospodarza, wez sie gdzies po prostu poloz. Tylko gdzie? Miejsce przypomina chatke lub gorskie schrosnisko w dlugi weekend majowy lub sylwestra.

Wracam w mrok.. Zagaduje grupke mezczyzn stojacych na ciemnej ulicy. Jeden z nich dzwoni do swojej krewnej ktora tez prowadzi schronisko. Wskazane miejsce dla odmiany jest puste, ciche i pelne atmosfery starego domu. Przemykamy przez wilgotny korytarz. Tu chyba kazdą chalupe okala gruby mur a podworko jest dziedzincem otoczonym kamiennymi budynkami. Z kuchni pada na podworze stop swiatla i zapach pieczonego chleba. Gdzies powiewa pranie. Prowadza nas przez ogromna oszklona werande do pokoju przegrodzonego na pol kotara. Na regale stoja jakies rodzinne zdjecia i stare ksiazki. Podlogi skrzypia pod kazdym krokiem. W calym domu za towarzyszy mamy jedynie korniki rozpoczynajace w scianach pozna kolacje. Cala rodzina urzeduje w kuchni i chyba drugim domku. Fajnie tu! W nocy znow zaczyna lac, a okolice spowija mgla tak gesta ze idac w nocy do kibelka prawie wpadam na skodusie bo swiatlo latarki rozmywa mi sie 10 cm przed twarza. Mam nadzieje ze zobaczymy tu jakies gory….

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 09 listopada 2016, 9:29

Rano o dziwo swieci slonce a po mgle nie ma sladu. Mamy wiec okazje obejrzec nasze miejsce noclegowe. Trawiasto betonowy dziedziniec otaczaja dwa domy, mur i przybudowka mieszczaca kuchnie i kibelek. Oprocz gospodyni i jej corki po obejsciu kreci sie jeszcze dziadek patrzacy wilkiem, pies ktory sie do kazdego łasi (glownie do kabaka) oraz dwojka chlopcow w wieku 2-3 lata, ktorzy nadal korzystaja ze smoczkow (zycie smoczka zwykle trwa okolo 2 tygodni bo po tym czasie zostaje odgryziony ;) Juz wiem na co idzie wiekszosc kasy pozyskanej na turystach ;) )

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzis caly dzien łazimy po Mestii. Miasto jest faktycznie mocno napchane turystami i komerchą. Najgorszy jest jej wplyw nie na architekture czy rodzaj oferowanych uslug ale na mentalnosc ludzi. Raczej nikt cie tu nie zaczepi bezinteresownie, zeby pogadac o pogodzie. Jesli ktos sie na ulicy do ciebie usmiecha to zapewne smieje sie wyłącznie do twojego portfela i pragnie zaraz, niby przypadkiem, zaoferowac przejazd, nocleg, wyzywienie czy przewodnika w gory. Czesc miasta jednoczesnie jest wystylizowana na miejsce jakie zazwyczaj podoba sie turystom- znaczy nowoczesne lub/i maksymalnie wypiglowane.

Obrazek

Obrazek

Na pewno wielkim plusem Mestii jest to, ze mozna jednak bez problemu znalezc zaulki mile dla oka- pelne starych wiez obronnych, cielat, brukowanych lub kałużastych drog, kablowisk, baraczkow, skrzypiąch mostkow kostrukcji wszelakiej, starych zelaznych przyczep, obroslych mchem ruin czy wszelakich innych tego typu atrakcji jakich buby szukaja wszedzie na swojej drodze…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i gory. Wyłażące z chmur i mgiel wszedzie dookola.. Wokol gdzie okiem siegnac zamykaja horyzont osniezone iglice skalistych szczytow.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem wracamy na ta sama kwatere. Dzis juz nie bedziemy sami. Przyjechaly dwie rodziny “nowych ruskich”. Przez podworko ciezko sie przecisnac bo stoja dwa ogromniaste RAMy. Sa strasznie halasliwi, apodyktyczni i ciagle wyglaszaja jakies madrosci. Jakos wyjatkowo nie wzbudzaja naszej sympatii wiec nie przylaczamy sie do wspolnej imprezy na werandzie gdzie wlasnie gospodyni przyciagnela stoly. Jednak w pewnym sensie w niej uczestniczymy bo siedzac w pokoju wszystko slyszymy tak drą japy. Najpierw jest przesluchanie gospodarzy- “Ile u was sie zarabia? Np. kierowca, lekarz, w sklepie? A emeryt ile dostaje? Ale mowcie prawde! Czemu sie naradzacie? Odpowiadac! A dom jest wasz czy wynajmowany? Czemu nie macie auta? Za drogie dla was? A zima jest ruch? Ile rocznie wyciagacie na turystach?”. Potem zaczyna sie pouczanie jak nalezy zyc aby bylo tak dobrze i bogato jak w Moskwie. Sa tez pretensje jakim prawem czesc Gruzinow mowi zle o bylym prezydencie Saakaszwilim. “Przeciez on budowal, drogi, mosty kurorty. On rozwinal zapadly kraj i zrobil Europejczykow z ciemnych zacofanych swiniopasow! Takiego czlowieka nalezy czcic. A tu swiniopasy niewdzieczne! Grunt to rozbudowa! I watazkow popedzil! I swoich wrogow w ryzach trzymal. Porzadek zapewnil. Tak jak u nas kiedys Stalin! Trokistow pogonil, nierobow rozstrzelal, wszystko poukladal a potem zajal sie rozbudowa i cywilizowaniem dziczy! I nikt nie smie w Rosji zle o nim mowic. A wy czesto zle mowicie o waszym prezydencie. W dupach sie wam poprzewracalo!”. Gospodarze odpowiadaja na pytanie, potakuja, albo przemilczaja niewygodne kwestie. Widac ze nie chca urazic gosci czy psuc “milej atmosfery” przyjacielskiej wieczornej pogawedki. Mimo ze wczesniej troche sie wahalam to teraz sie ciesze, ze nie uczestnicze czynnie w tej imprezie. Bo raczej bym nie wytrzymala i skomentowala kilka spraw w sposob zdecydowanie mogacy obrazic gosci i zważyc atmosfere… Rano wrzaskliwi milosnicy rzadow twardej reki rozłaża sie po calym domu, wsadzaja nosy we wszystkie kąty, nie przestajac komentowac i udzielac cennych rad w stylu “ja bym to wszystko rozpier****, zrownal z ziemia i postawil tu cos porzadnego”. Potem wsiadaja w swoje auta giganty i… jada spowrotem do Kutaisi. Bo dalej droga na Uszguli i Lenteki jest niebezpieczna dla samochodow i ludzi a oni maja ze soba male dzieci (10-12 lat). A poza tym tam nie ma nic ciekawego wiec po co ryzykowac?

My idziemy do centrum szukac transportu do Uszguli. Poczatkowo chcielismy probowac skodusia ale miejscowi nam to wybili z glowy- ze bylaby to prawdopodobnie pierwsza osobowka ktora tam dojechala. Swego czasu ponoc łady żiguli potrafily przebyc ta droge jak bylo sucho ale zwykle mialy potem cos do solidnej naprawy. No wiec szukamy dzielniejszego pojazdu.. Jako ze marszrutki stoja i czekaja az zbiora pasazerow to idziemy jeszcze do knajpy w centrum. Obiekt jest wybitnie skierowany pod zagranicznych turystow ale ma kilka fajnych cech np. smieszny szyld ;)

Obrazek

Wlasciciele baru wyszli tez naprzeciw potrzebom wielu ludzi i wolno tu, ba! wrecz barman do tego zacheca, aby napisac cos na scianie. Dlugo czytamy wpisy w roznych jezykach, ogladamy obrazki, znajdujemy nawet podpisy kilku znajomych! Jest tez osobna sciana na naklejki, jesli ktos ma ochote taka tu po sobie zostawic. W Gruzji spotkalam sie z tym juz trzykrotnie (W Kutaisi i Tbilisi jeszcze). Bardzo mi sie podoba jak scienne napisy nie sa traktowane jako straszliwe zlo w imie umilowania sterylnych scian a sluza jako wrecz ozdoba i atrakcja miejsca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Marszrutka przez dwie godziny nie uzbierala skladu, znajomy gospodyni tez nie chce sam z nami jechac za ludzkie pieniadze wiec musimy sie rozejrzec za jakims innym transportem…

A kabak znowu lgnie to psow… Ja nie wiem co my zrobimy...

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 11 listopada 2016, 19:03

Poszukujac transportu do Uszguli trafiamy ostatecznie do auta Irakliego, ktory juz jedzie w tamta strone i wiezie jedna turystke- policjantke z Tbilisi, Suzane. Poczatkowo droga jest z betonowych plyt wiec juz zaczynamy zalowac, ze nie ma z nami naszej milej skodusi, jednak pozniej plyty znikaja, znika tez szuter i zaczynamy w pelni rozumiec co miejscowi mieli na mysli mowiac “nie dojedzie” :D Wprawdzie podnieslismy przed tym wyjazdem zawieszenie, wstawilismy wysokie sprezyny z jakiegos dostawczaka czy ciezarowki, w sprezyny gumy ale mimo wszystko chyba “za wysokie progi”… Przypomina sie w tym momencie powiedzenie:, “że ze świni nie zrobisz konia wyscigowego- owszem mozesz zrobic bardzo szybką swinie” :) Nasza droga wije sie blotnista koleina, roznymi wawozami, skalnymi polkami nad szemrzacymi strumieniami a niekiedy tez strumienie odwiedzaja nas na drodze mniejszym lub wiekszym wodospadem!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy po drodze kilka wiosek. We wszystkich prawie przewijaja sie wieze obronne czy kamienne domy z oszklonymi balkonami

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na calej trasie stalym elementem krajobrazu sa drewniane, omszale, chylące sie na wszystkie strony ploty

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Raz po raz odslaniaja sie widoki na różniste osniezone szczyty

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jednej z wiosek zatrzymujemy sie na dluzej niz robienie zdjec. Przystanek kibelek- biegniemy do przydroznej slawojki- poki co jednej z dwoch jakie widzialam w zyciu, gdzie nie ma szamba tylko jest splukiwanie woda :D Wychodki ze “spłuczka” jednak istnieja- ale chyba tylko w Gruzji! Ten drugi byl w Mutso.

Obrazek

Obrazek

Zwykle karmimy kabaka w samochodzie, podczas jazdy. Jednak na tej drodze robimy wyjatek, tu chyba jednak latwiej by trafic lyzka do oka albo prosto do zoladka ;) Cala ekipa chce uczestniczyc w posilku! Zwlaszcza Irakli bardzo sie interesuje wszystkich co jest zwiazane z kabakiem- bo sam ma coreczke kilka miesiecy mlodsza.

Obrazek

Przy drodze stoja dwa dziwne znaki. Ciezko mi jest sobie wyobrazic w tym miejscu auto jadace powyzej 30km/h

Obrazek

Albo ważące wiecej niz 50 ton!

Obrazek

Ta wieza jest szczegolna- nie stoi w wiosce, przy domach, tylko samotnie nad potokiem. Zwą ją wieza milosci. Irakli mowil ze nam o niej cos wiecej opowie ale potem jakos zeszlo na inny temat i wszyscy o tym zapomnielismy… Teren wokol wiezy jest ogrodzony i za oplata mozna ja zwiedzac w srodku.

Czasem na drodze tworzy sie korek tworzony przez rogacizne :)

Obrazek

Obrazek

A tu juz samo Uszguli. Najpierw podziwiamy z daleka panorame na cala miejscowosc.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem wpelzamy w plątanine uliczek, kamiennych sciezek i przejsc miedzy domami, wiezami, plotami, murkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zwracaja uwage wycinankowe ozdoby domostw

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I wszedzie peta sie pod nogami przydomowa wszelaka chudoba. Tu nie ma mody aby zwierzeta przebywaly w klatkach, zagrodkach czy na postrąkach. Biedne kury czy swinie z ferm na zachodzie, siedzac od urodzenia do smierci w ciasnych, ciemnych skrzynkach zapewne w najsmielszych snach nie przypuszczaja, ze ich pobratymcy z Kaukazu moga sie cieszyc az taka nieskrepowana niczym wolnoscia i łazic gdzie popadnie. Tez napewno na koniec skoncza w zupie - ale co sobie pouzywaja zycia to ich!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A najbardziej urzeklo mnie poidło zrobione z opony. Kiedys chyba napisze osobna relacje pt.”drugie zycie opony” - spotkalam juz na swojej drodze dziesiatki wspanialych patentow, pomyslow i ludzkiej kreatywnosci szybujacej wrecz pod niebo :) Ale tym razem moj zachwyt juz po prostu nie ma granic :)

Obrazek

Obrazek

W rejonie zwrocilo tez nasza uwage popularne tu pokrycie dachowe. Wyglada z daleka troche jak gont ale nie jest z drewna. Troche jak dachowka ale nie jest napewno jednolite w ksztalcie i produkowane seryjnie. Jakby plaskie kamienie czy ogolnie wykladanie “bele czym” co ma odpowiedni ksztalt i jest pod reka?

Obrazek

Obrazek

Zauwazamy tez fajny znak drogowy!

Obrazek

I rzezbione drzwi kaplicy! I niestety opatrzone klodka... Od razu widac ze popularna miejscowosc turystyczna...

Obrazek

Wlazimy tez na widokowe wzgorze, obowiazkowe miejsce kazdej wycieczki, gdzie wylaza wszyscy turysci i robia sobie zdjecia. Wiec i my spelniamy ten turystyczny schemat w 100%. Widoczki rzeczywiscie sa stad nienajgorsze i na wioske, i na okoliczne gory.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem co sie stalo dzis kabakowi, czemu akurat dzis ma taki rewelacyjny humor ale od kiedy wjechalismy do Uszguli caly czas podskakuje, fika nozkami, spiewa na caly pyszczek, smieje sie, zaczepia z kwikiem mijanych ludzi. Radosc i szczescie po prostu wylewa sie uszami. Wszyscy spotkani turysci i miejscowi robia sobie z nami zdjecia, kreca filmiki, robimy tu za bialego niedzwiedzia z Krupowek. Wiesc chyba niesie sie szybko bo co chwile mijamy jakies grupy Japonczykow ktore wolaja “Majeczka” i juz ustawiaja sie z nami do zdjec. I juz biegaja w kolko z kamerka na kiju cos tam do niej gdacząc w swoim jezyku. Jakbysmy dzis pobierali oplaty to chyba wyjazd by sie zwrocil!

Obrazek

Odwiedzamy tez knajpe gdzie zjadamy chaczapuri w ktorym zamiast sera jest mieso. Jest to ponoc tradycyjna swańska potrawa. A u Irakliego w samochodzie jest rewelacyjny bajer- pomysl i wykonanie wlasne tzn. jego ojca. Jest przycisk a obok kranik. Z kranika wyplywa czacza. My tez chcemy takie cos w skodusi!

Obrazek

A tu cala dzisiejsza ekipa w komplecie

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Panda
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1691
Rejestracja: 08 maja 2010, 21:16

Post autor: Panda » 11 listopada 2016, 19:54

buba pisze:Kiedys chyba napisze osobna relacje pt.”drugie zycie opony”
Do wątku oponiarskiego:

Całkiem niedawno, jakieś ponad 30-lat temu na suwalszczyźnie urządzaliśmy (dzieciaki) spływy Czarną Hańczą. Kajak to był jakiś nieosiągalny luksus, więc spływ odbywał się na dętkach traktorowych - takich już raczej poklejonych i bez przyszłości w rolnictwie.
Wrzask zachwytu przepływającej dzieciarni było słychać chyba z kilometra. Palące słońce i lekko rwący nurt. Co za wspomnienie.
I never saw a wild thing sorry for itself. A small bird will drop frozen dead from a bough without ever having felt sorry for itself.
W życiu nie trzeba wiele, żeby wy...dolić się na ryj. Wystarczy iść do przodu.
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 12 listopada 2016, 0:19

buba pisze:Najbardziej przypadly mi do gustu przypadki gdy w miejsce brakujacego reflektora wstawiono innoksztaltny, dosztukowaną samorobke, co najwazniejsze dzialajaca! Sa dwa swiatla? Są. Świecą? Świecą. Ale u nas to zaraz by sie ktos doczepil! (u nas to ludzi nawet dziwi lub oburza jak rozne fragmenty karoserii maja inny kolor )
Bo na Zachodzie ludzie już dawno zapomnieli, że samochód to użądzenie służące do transportu, a nie do demonstrowania statusu ekonomicznego! :( :zly:
buba pisze:Niedaleko Zugdidi, jeszcze w terenie w miare rowninnym zwraca uwage fajny asfalt! Taki gruboziarnisty i dropiaty! :) Jeszcze takiego nie widzialam!
Wygląda jak lastriko!
buba pisze:zagrodkach czy na postrąkach
Co Cię buba napadło? Nigdy nie używasz polskich znaków, a akurat tu! :oczynoela:
buba pisze:Kiedys chyba napisze osobna relacje pt.”drugie zycie opony” - spotkalam juz na swojej drodze dziesiatki wspanialych patentow, pomyslow i ludzkiej kreatywnosci szybujacej wrecz pod niebo :)
No, a ja właśnie dziś w swojej kamczackiej opowieści głosiłam chwałę wykorzystania dostępnego budulca!


Ps. 1 Chciałam załączyć to zdjęcie w sposób podpowiadany tu przez kolegów, bo jest ono już opublikowane na blogu i nic z tego - wyświetlał się tylko adres, nie zdjęcie :(

Ps. 2 buba, jesteś dla mnie za płodna! :lol: Nie nadążam czytać. Wychodzi z tego, że Ty szybciej piszesz, niż ja czytam! To chyba jest mój wtórny analfabetyzm :P :D :kukacz:
Załączniki
maly.jpg
maly.jpg (106.04 KiB) Przejrzano 1844 razy
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Post autor: Robert J » 12 listopada 2016, 10:31

Dżola Ry pisze:Ps. 1 Chciałam załączyć to zdjęcie w sposób podpowiadany tu przez kolegów, bo jest ono już opublikowane na blogu i nic z tego - wyświetlał się tylko adres, nie zdjęcie :(
Coś zmieniłaś w publikacji swoich zdjęć w ostatnich dwóch częściach z Kamczatki. Teraz kopiując adres obrazu z bloga adres jest tak samo długaśny jakbyś kopiowała go bezpośrednio z galerii na google photos.

Jeszcze w odcinku "Kamczatka - droga do Esso" adresy zdjęć są krótkie i normalnie można je kopiować i się wyświetlają.
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 12 listopada 2016, 12:14

Dżola Ry pisze:Bo na Zachodzie ludzie już dawno zapomnieli, że samochód to użądzenie służące do transportu, a nie do demonstrowania statusu ekonomicznego!
No wlasnie.. Samochod ma jezdzic, wozic ludzi, dostarczac towar, pokonywac droge... Reflektory maja swiecic a karoseria chronic aby sie deszcz nie wlewal do srodka.. Ci z zachodu tego nie potrafia pojąc - "bo jak to wyglada". Niesamowite jest jak duzo ludzi wiele by dalo by wyglad i blichtr przewazal nad uzytecznoscia. I nie tylko w kwestii samochodow ale tak wogole..

Dżola Ry pisze:Wygląda jak lastriko!
lastriko chyba jest gladkie a to bylo bardzo chropowate

Dżola Ry pisze:na postrąkach
Co Cię buba napadło? Nigdy nie używasz polskich znaków, a akurat tu!
ha ha ha! ale kffiatka walnelam! wiesz- nie pamietam tego momentu jak to pisalam ale musialo mi cos nie grac w tym slowie ze zle wyglada i stad ten polski znak. Czasem wstawiam polskie znaki w slowach gdzie wydaje mi sie ze moga one byc niezrozumiale bez nich albo jest zbitek takich znakow jak np. nazwa gory "Sleza" wyglada dziwnie skoro ponad polowa liter jest tam ogoniasta.. Wiec tu mi cos nie gralo a widac skojarzylo mi sie ze strąkiem fasoli :lol: :lol: :lol: :lol:

Dżola Ry pisze:No, a ja właśnie dziś w swojej kamczackiej opowieści głosiłam chwałę wykorzystania dostępnego budulca!
Pieknie! jak mi sie to podoba! Wymykajac sie w przyszlosc mojej relacji- na Ukrainie trafilismy na plac zabaw, caly zrobiony z opon- to byla rewelacja, jakie zwierzatka mozna zrobic z opon i starych miednic

Dżola Ry pisze: Ps. 2 buba, jesteś dla mnie za płodna! Nie nadążam czytać. Wychodzi z tego, że Ty szybciej piszesz, niż ja czytam! To chyba jest mój wtórny analfabetyzm
A ja jeszcze w polowie nie jestem... a wiosna juz blisko a wraz z nia nowe wyjazdy... Musze zdazyc!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 12 listopada 2016, 13:47

buba pisze:No wlasnie.. Samochod ma jezdzic, wozic ludzi, dostarczac towar, pokonywac droge... Reflektory maja swiecic a karoseria chronic aby sie deszcz nie wlewal do srodka.. Ci z zachodu tego nie potrafia pojąc - "bo jak to wyglada". Niesamowite jest jak duzo ludzi wiele by dalo by wyglad i blichtr przewazal nad uzytecznoscia. I nie tylko w kwestii samochodow ale tak wogole..
:spoko:
Robert J pisze:Coś zmieniłaś w publikacji swoich zdjęć w ostatnich dwóch częściach z Kamczatki. Teraz kopiując adres obrazu z bloga adres jest tak samo długaśny jakbyś kopiowała go bezpośrednio z galerii na google photos.

Jeszcze w odcinku "Kamczatka - droga do Esso" adresy zdjęć są krótkie i normalnie można je kopiować i się wyświetlają.
Robert Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, bo ja nic, ale to nic nie zmieniłam w "technologii produkcji postów" ;) :8)
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 13 listopada 2016, 19:33

Podczas wycieczki do Uszguli bardzo sympatycznie nam sie gadalo z Suzaną, wiec postanawiamy, ze kolejny dzien tez spedzimy razem. Suzana bardzo reklamuje nam jedna z gorek w poblizu Mestii, z ktorej ponoc sa jedne z najpiekniejszych widokow w Swanetii. Wjezdza sie tam kolejka linowa i ona jutro planuje sie tam wybrac i nas zaprasza na wspolna wycieczke. Stawiamy sie wiec rano w umowionym miejscu i jest nam troche glupio bo okazuje sie, ze Suzana za nas placi bo jestesmy jej goscmi i nie da sie jej przetlumaczyc ze to przeciez wspolna wycieczka. Dostajemy bilety na kolejke do łapy i nie ma o czym gadac. Kolejka niestety nie jest taka klimatyczna jak te z okolic Cziatury i Saczkere. Normalna kolejka krzeselkowa taka jak i u nas sa. Pakuje my sie wiec w czworke na jedna ławe i ziuuuuu jedziemy. Kolejka ma w zwyczaju, ze kilkakrotnie sie zatrzymuje i krzeselka bujaja sie na wietrze przez kilka minut a potem nagle rusza i sie jedzie dalej. Nie powiem- za pierwszym razem juz zesmy sie troche wystraszyli gdy kolejka stanela. Wspomnielismy sobie wiesci z przeszlosci kiedy na rosyjskim Kaukazie turysci dyndali chyba kilkanascie godzin zanim nadeszla pomoc. Jak wtedy chodzic do kibelka? W miejscu gdzie dojezdza kolejka jest chyba jakas knajpa albo cos w tym rodzaju, ale nawet tam nie zagladamy bo nie wyglada zbyt sympatycznie, jakas taka za nowa. Idziemy sobie na spacer gorskim grzbietem, z ktorego rozciagaja sie rewelacyjne widoki na wszystkie strony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jęzory lodowcow sa stad jak na wyciagniecie reki. Dokladnie tez czuc chlod ciagnacy od okalajacych nas zamarzlych gor. Co ciekawe lodowce nie sa jednolite w kolorze, przeplata sie tam glownie bialy z zoltym, miejscami wszystko wpada troche jakby w niebieski i fiolet, a nieraz w ciemno szary. Zwaly sniegu sa tez jakby podrapane ogromnymi pazurami. Niektore sa gładkie, inne szczeliniaste a jeszcze inne wygladaja jak wzburzone morze. Jest w tym napewno jakies posępne piekno ale łazic po tym i wlatywac w te szczeliny to bym nie miala ochoty. Milo sie patrzy na taka groze przyrody stojac w sloneczku na wygrzanej łące pelnej kolorowych kwiatow! Choc kiedys bym chciala podejsc do takowego zwalu lodu od dolu i zobaczyc jego koniuszek. Suzana opowiada, ze lodowiec ma szczegolny zapach i potrafi "spiewac" na rozne melodie. Wprawne ucho jest w stanie na podstawie opowiesci lodowca wnioskowac o powodzeniu wyprawy. Za mlodu, jeszcze za czasow sajuza, Suzana byla dwukrotnie na wycieczce z klubu sportowego gdzie wspinali sie na takowe jęzory. Gdzies to bylo na terenie dzisiejszej Osetii ale nie pamieta juz nazwy miejscowosci ani gory. Suzana jest druga osoba jaka spotkalam w zyciu, ktora chyba potrafilaby mnie zainteresowac wysokimi gorami (ten poprzedni to byl poszukiwacz yeti :P )

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu widac dokladnie jak lodowiec zamienia sie w strumien..

Obrazek

Jest tu chyba na tyle wysoko, ze jest inny klimat niz w dolinach. Mimo ze jest koniec lipca tu wciaz trwa wiosna- łąki sa pelne cudnych, kolorowych, swiezych kwiatow! Niektore z nich widze chyba pierwszy raz w zyciu. Inne przypominaja nasze dzwonki- ale sa gigantyczne!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dole, po przeciwleglej stronie zbocza niz Mestia, w bardzo wąskiej dolinie, widac jakis niewielki przysiolek. Wieze obronne oczywiscie tam maja!

Obrazek

Na trasie jest tez jakies miejsce odbiorczo-nadawcze. Stoja zamkniete na cztery spusty baraczki, anteny i dwa spodki, ktore leza w dosc dziwny sposob na trawie. Nie wiemy czy sie przewalily czy taka jest ich uroda.

Obrazek

Nasza towarzyszka ostatnich wycieczek ma jakas magiczna umiejetnosc- chodzenia z omijaniem blota albo wrecz latania nad nim. Chodzi w rażąco zoltych tenisowkach, wczoraj byla w nich tez w Uszguli i buty sa idealnie czysciutkie, nie ma na nim nawet plamki. A my ubloceni po kolana... Chodzimy tymi samymi drogami, czesto gesiego. Nie wiem jak to dziala!

Suzana dzis jest duzo bardziej rozmowna, zwlaszcza gdy schodzi na tematy zwiazane z polityka i problemami spolecznymi. Jest wielka milosniczka Miszy Budowniczego, co nie dziwi nas wogole. W koncu wszyscy spotykani przez nas policjanci zawsze wychwalali pod niebiosa bylego prezydenta, jako ideal wodza w ich kraju. Trzeba przyznac, ze za jego rzadow byli bardzo zaopiekowana grupa- podniosl im pensje, dostali nowe samochody, glownie terenowe pickupy, wyremontowano lub zbudowano wypasne posterunki i komisariaty. Suzana podkresla tez wazna kwestie, jaka jest bezpieczenstwo. Wczesniej idac na impreze w Tbilisi musiala wracac taksowka, gdyz przejscie przez miasto w nocy dla samotnej kobiety bylo samobojstwem. Teraz chodzi i o 3 w nocy a trzeba naprawde miec pecha lub zachowywac sie prowokujaco aby stalo sie cos zlego. Na obecne wladze Suzana narzeka. Twierdzi, ze wiele spraw w Gruzji idzie rozpedem wiec dobrze dzialaja ale rowniez wiele sie posypalo. Od kilku lat np. nie poswieca sie wogole uwagi na remonty drogi do Mestii. Suzana sie obawia, ze za kolejnych dziesiec moze sie okazac, ze Swanetia znow jest odcieta od swiata, bo droga poleci w przepasc i juz tam zostanie. Pytam o Anaklie i Lazike.... Suzana twierdzi, ze za cene bezpieczenstwa jest w stanie zaakceptowac wszystkie takie fanaberie. W Anakli nie byla i nie musi bywac, a na tbiliskiech ulicach czy osiedlach i owszem. Z taka argumentacja ciezko sie nie zgodzic. Suzana rowniez bardzo chwali czasy Sajuza, ze wtedy rowniez zylo sie bezpiecznie i stabilnie. Ze w porownaniu z innymi republikami Gruzja nie doznawala szczegolnych represji, mozna bylo mowic po gruzinsku i przynajniej nikt z jej rodziny czy znajomych sobie nie krzywdowal. Najstraszniejsze nadeszlo pozniej. Za najgorszego przywodce Gruzji uwaza Gamsachurdie - w czym akurat nie jest odosobniona. Kazdy mieszkaniec Gruzji, z ktorym mialam okazje na takie tematy rozmawiac mowil tak samo. Czy to gangster w blyszczacej terenowce, czy ormianski pasterz z Gor Samsarskich. Tu akurat byla zgodnosc, ze koleś nie posiedzial na stolku zbyt dlugo, ale ze swoim haslem “Gruzja dla Gruzinow” zdolal rozpetac dwie wojny, zadrzec z Rosja i wszystkimi mniejszosciami narodowymi i religijnymi na terenie Gruzji. Wedlug Suzany to on, jego chore pomysly i otaczanie sie osobami ze swiata kryminalnego byly winne temu, ze Gruzja na dlugie lata stala sie niebezpiecznym i niestabilnym krajem, a Abchazja i Osetia zostaly stracone. Ponoc cud ze podobny los nie spotkal rowniez Adżarii gdzie ow pierwszy gruzinski prezydent probowal za wszelka cene wytępic isniejacy tam od wiekow islam, meczety zamieniac na cerkwie lub palic. Szewardnadze potem chcial naprawiac, mial dobre zamiary ale byl nieudolny, za stary, wogole patrzyl na swiat wedlug starych zasad. No a potem przyszedl Misza- i znow plyna dlugie hymny pochwalne ku czci ulubionego polityka. Na co obecnie Suzana najbardziej narzeka? Na wysokosc pensji nie, jest zadowolona ze swoich zarobkow i warunkow zycia. Ubolewa jedynie nad zlym traktowaniem pracownikow w Gruzji jesli chodzi o przestrzeganie czasu wolnego przez pracodawcow. Ustawowo jest 40 dni urlopu. Ale Suzanie w tym roku dali tylko 6, a reszta przepada. Bo jest duzo roboty i koniec. Makabra… Drugim problemem dla Suzany sa uchodzcy z Abchazji i Osetii, ktorzy mimo ze minelo 20 lat nie zasymilowali sie na terenach na ktorych przyszlo im zyc, maja roszczeniowe podejscie do wszystkich wokol, nie dbaja o swoje domy a potem maja zal do wladz, ze im sie zawala na łeb. Ponoc w wielu miastach, zwlaszcza na zachodzie kraju, to oni odpowiadaja za wiekszosc przestepstw. Mowi ze jesli chcemy zobaczyc co uchodzcy zrobili z kwitnacym za czasow radzieckich kurortem- to mamy pojechac do Tskaltubo. Z drugiej strony nie bylo opcji aby ich nie przyjac i nie pomoc- w koncu to rodacy, to tez Gruzini, tylko mieli pecha mieszkac w zlym miejscu.. Zazdrosci nam, Polakom, ze nie mamy takich problemow. Pytam Suzane czy by wolala Arabusow z polowy Azji i Afryki tak jak w zachodniej Europie… Suzana krzywi sie.. nieeee, to ja juz wole tych naszych, przynajmniej po gruzinsku gadaja i rozumieja nasze tradycje. Na takie oto tematy gadamy sobie wsrod cudnej przyrody, kwiatow i lodowcow. Bylo tez oczywiscie o polskiej polityce, ale tego juz nie bede mieszac do relacji ze swańskich wzgórz :P

Dziwi nas troche, ze nie spotykamy na trasie zbyt wielu turystow. Doslownie kilka osob. Mijamy tez wiele cudnych miejsc biwakowych, ale namiotow nie widac zadnych. Sa czasem jakies slady dawno zgaslych ognisk. Gdyby nie to ze nie mamy jak tu wtarabanic skodusi to zaraz bysmy tu spali! A tymczasem pusto wokol... Chyba wszyscy co wjechali kolejka zostali w knajpie albo zjechali najblizszym kursem w dol i pognali gdzies w pospiechu, jak to turysci maja w zwyczaju. Po stadach w Mestii i Uszguli tu az dzwoni w uszach cisza.. i tylko hula wiatr wsrod traw i ziół... I czasem rozlegnie sie łopot skrzydel wielgasnego ptaszydla!

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
Lech
Turysta
Turysta
Posty: 422
Rejestracja: 23 września 2007, 10:13
Kontakt:

Post autor: Lech » 13 listopada 2016, 20:26

Obrazek

Archiwalna fotografia przy Skodusi 105, którą jeździłem pod koniec ubiegłego stulecia.
Pozdrawiam

Lech z Poznania
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 13 listopada 2016, 22:12

Lech pisze:Archiwalna fotografia przy Skodusi 105, którą jeździłem pod koniec ubiegłego stulecia.

Ten model byl ponoc najlepszy! znajomi tez go mieli i bardzo chwalili.. pewnie by jezdzili nim do teraz gdyby nie utonal w jeziorze ;)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 16 listopada 2016, 10:29

Glownym celem dzisiejszego dnia jest obejrzenie sztolni/tuneli kolo miejscowosci Kaiszi. Czesc tuneli lezy przy samej drodze, inne za rzeka, na roznych wysokosciach skarpy. Wszystkie sa otwarte, nie ma tu jeszcze obłędu jak u nas, zeby wszystko kratowac, zamykac, zabetonowac - niby w celu chronienia ludzi przed nimi samymi… Od Zugdidi po Uszguli rozpytujemy wszystkich o te sztolnie. I normalnie czeski film. Wiekszosc ludzi tylko wybałusza na nas oczy, kompletnie nie wiedzac o czym mowimy. Ogolnie wywiad srodowiskowy przyniosl takie oto strzepki informacji: “to napewno tunele alternatywnej drogi”, “sztolnie zlota”, “uranu tam szukali albo czegos innego ale nie znalezli”, “elektrownia wodna miala tu byc”, “ruskie tam cos trzymali”. Smsy wysylane do znajomych aby sprawdzili w internecie tez nie przynosza zbyt duzo informacji. Udaje sie wypatrzec 19 tuneli. Czesc jest ocembrowana betonem, inne obetonowane tylko czesciowo. Niektore to sztolnie wykute po prostu w skale. Czesc jest zalana woda od wejscia, inne dopiero po 50 metrach. Ze scian i sufitow czesto plyna wodospady wody. Niezbyt dobry czas nam sie trafil na eksploracje, kiedy codziennie solidnie leje. Moze przy innej pogodzie jest w srodku mniej wody? Z czesci tuneli ciągnie chlodem, tak jakby prowadzily gdzies glebiej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Ciekawe miejsce jest przy samej drodze, gdzie z wyraznie sztucznego progu wsrod skal spada spory wodospad. Pod nim sa dwa otwory czesciowo zalanych tuneli gdzie sufity przeciekaja jak sito.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najdziwniejsze sztolnie znajduja sie za dziurawym mostem. Juz przejscie samego mostu jest dosc interesujacym przezyciem. Dechy pod nogami sa solidne, nawet nie skrzypia, jak to czesto gruzinskie kładki maja w zwyczaju. Ale dla osob z lękiem wysokosci jednak nie polecam ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ci, ktorzy lęku wysokosci nie maja moga wspiac sie na wysokie filary mostu gdzie prowadza prowizoryczne drabinki.

Obrazek

Obrazek

Widac ze most byl kiedys solidny, wyraznie przystosowany pod pojazdy. Teraz prowadzi donikad.. W polowie mostu stoi na barierce cos co przypomina kapliczke. W srodku slady po wypalonych swieczkach.

Obrazek

Jeden z wiekszych otworow zamostowych prowadzi do obetonowanego, kilkakrotnie rozgalezionego tunelu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W podlodze sa dwie solidne studnie

Obrazek

Jeden z korytarzy prowadzi do ogromnej komory o żebrowanym suficie i scianach. W komorze jest taka mgla, ze wykonanie zdjecia zarowno z blyskiem jak i na dlugim czasie jest niemozliwe. W tej jednej sztolni panuje dosc dziwny zapach, nie umiem okreslic czego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy kilku obetonowanych wejsciach sa rosyjskie napisy mowiace ze wstep wzbroniony, a z reszty zatartych przez czas i przyrode liter nie mozemy odcyfrowac zadnego sensu

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W okolicy okolotunelowej jest maly kamieniolomik zalany woda. Szkoda ze nie jest cieplej to bysmy poplywali!

Obrazek

Obrazek

W centrum Kaiszi łażąc w kolko i rozpytujac miejscowych o sztolnie spotykamy trzech polskich rowerzystow z Wegorzewa, z ktorymi ucinamy sobie miła pogawedke.

Obrazek

Potem idziemy sprawdzic dokad prowadzi plytowa droga pnąca sie wzgorzami nad Kaiszi. Plyty pojawiaja sie i znikaja, przechodza w szuter, zarastaja krzakami albo rozszerzaja sie tworzac jakby pas startowy lotniska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po drodze kilka opuszczonych budynkow nieznanego pochodzenia. Widac, ze nie byla to droga prowadzaca do gorskiego przysiolka czy na pastwisko. Czuc tu wyraznie poprzemyslowy charakter. Mijamy fajny wodospad.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dochodzimy tez do "bunkra", do ktorego od gory wplywa woda. Jest to ten dziwny “prog wodny” z wodospanem o ktorym pisalam wczesniej- tylko widziany od gory. Od tej strony tez wchodza do niego dwa tunele, zalane gdzies do ¾ wysokosci.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Droga idzie caly czas wzdluz gorskiego zbocza, powoli sie wznoszac. Widoki coraz lepsze.

Obrazek

Obrazek

Gdzies po poltorej godzinie wedrowki sobie odpuszczamy i zarzadzamy odwrot. Nie zabralismy nic do picia a jezyki przysychaja nam do podniebienia. Woda z potoku do picia sie nie bardzo nadaje, jest strasznie blotnista, widac u gory wciaz leje. Miejsce dokad prowadzi ta trasa pozostaje wiec dla nas wciaz tajemnica.

Nocujemy w domku na skraju miejscowosci, opatrzonym szumną karteczką "hotel" :) Budyneczek jest w budowie, jeszcze go calkiem nie skonczyli. Wlasciciela wyhaczamy na bazarze. Daje nam klucze do calego obiektu i jestesmy tam sami. W nocy huczy nam wzburzona rzeka (nasza noclegownia stoi na skarpie nadrzecznej) a do drzwi dobijaja nam sie krowy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rano gospodarz przychodzi po odbior kluczy. Zauwazajac nasze worki ze smieciami woła corke, ktora łapie za worki, biegnie z nimi na kładke i ziuuuuuu do rzeki. Worki rozpruwaja sie o kamienie a butelki, pieluchy i wypluwki z posilkow plyna ozdobic plaze Anakli. Choc pewnie nie dotra do morza, pewnie zatrzymaja sie gdzies na tamach zbiornika Dżwari.... Pozegnawszy gospodarzy i my idziemy polazic kladka i powgapiac sie w szumiace nurty walącej z gor rzeki.

Obrazek

Zagladamy tez do ruin jakiejs fabryczki, gdzie grupa Gruzinow wlasnie zaczyna impreze. Na stol zagospodarowany z kawalka betonowego kloca, nakryty obrusem w kwiaty, trafiaja dwa upieczone sporych rozmiarow ptaki. Butelek z wodka jest chyba po dwie na osobe. Przypuszczam, ze jeszcze czekaja na jakies “posiłki”, bo sami chyba nie podołaja zgromadzonemu tu jedzeniu i piciu. W jednym z budynkow stoi schowany w sianie bus… Zasypany jest sianem prawie po dach. Uczestnicy biesiady prosza abym tego miejsca nie fotografowala. Po pozostalych budynkach chodze przez nikogo nie niepokojona...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 18 listopada 2016, 10:21

...
Ostatnio zmieniony 18 listopada 2016, 10:22 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2231
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Post autor: buba » 18 listopada 2016, 10:21

Na trasie Mestia- Kaiszi odwiedzamy dwa kamienne koscioly. Niestety oba sa zamkniete. To jest glowna roznica pomiedzy Gruzja a Armenia- w Armenii nigdy nie trafilismy na zamkniety kosciolek, niezaleznie czy stal we wsi czy gdzies na ostatnim zadupiu. Te dwa stoja we wsiach ale w pewnym oddaleniu od domostw, na widokowych pagorkach gdzie kreca sie glownie krowy. Wejsc mozna jedynie do bocznych, połotwartych kaplic otoczonych kolumnada. I tu kolejna dziura w pamieci z tego wyjazdu- nie pamietam jak nazywaly sie wioski gdzie zwiedzalismy te kosciolki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy jednym z nich jest maly cmentarz o grobowcach wykladanych boazeria i zaopatrzonych w elektrycznosc. Jakby zmarly chcial podładowac telefon to nie musi daleko chodzic :P Choc przyznam- nie sprawdzalam czy gniazdko dziala ;)

Obrazek

W jednej z mijanych wiosek wpełzamy miedzy kamienne domy, przeciskajac sie wąskimi sciezkami przy wysokich murach. Jakos tu przez chwile czuje sie jak gdzies na Dolnym Slasku, rzut beretem od domu np. w Dębowym Gaju w Dolinie Bobru... Zawiewa jakis taki swojski zapach, te murki, te ruiny, jakbym wlasnie lazła do kolejnego zruinowanego palacyku w naszych rejonach..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nagle zza węgła wychodzi wół ciagnacy sanie… Tego nie mamy u nas, zaliczam wiec natychmiastowy powrot do Swanetii ;)

Obrazek

Obrazek

Dalej mijamy wioske Ipari. W morzu zielonosci, na zaroslych gestym lasem zboczu, wbija sie w oczy jasny punkcik jakiegos samotnego budynku. Kamienny, z daszkiem, w miare zadbany, nie w ruinie. Kosciolek? Dom pustelnika? Pasowałby.. Chyba stodoly czy skladzika nikt przy zdrowych zmyslach by nie postawil w takim miejscu...

Obrazek

Obrazek

W miejscu gdzie zaczyna sie zbiornik Dżwari wode przykrywa kozuch drewna. Woda niosła i tu jej sie zatrzymalo. O dziwo wogole nie widac wsrod nich smieci. Samo drewno…

Obrazek

Obrazek

Przy drodze stoi tez chatka, chyba sporadycznie zamieszkiwana.. Przypomina leśne chaty uzywane przez drwali, lesnikow, mysliwych czy turystow. Tylko ze ta stoi przy samej asfaltowej drodze. Nie ma przy niej ani ogrodka, ani pastwiska. W srodku lozko, piec, szafka. Narąbane drewno na opał. Czysto, nie ma smieci czy szmat. I zeszyt.. Zapisany. Lubie sobie takie rzeczy czytac.. Ale tu niestety nie dam rady.. Nauka gruzinskiego alfabetu przydaje sie jedynie do czytania tablic na marszrutkach czy nazw ulic. Przy innych tekstach nie bardzo.. Co z tego, ze nawet by sie udalo zlozyc literki? skoro i tak nic z tego nie wynika bo slowa sa niezrozumiale...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem zaczyna lać i w totalnej mgle zajezdzamy w rejon wielkiej tamy zbiornika. Deszcz przeczekujemy w knajpie. Z tą zaporą jest tu dosyc nietypowo. Zwykle (a zwlaszcza na wschodzie) do tam nie mozna podchodzic a szczegolnie nie jest mile widziane ich fotografowanie. Tu owa budowla stanowi wrecz atrakcje turystyczna i kręcacy sie w rejonie panowie w mundurach zachecaja aby isc ją obejrzec z bliska i uwiecznic na zdjeciu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Znad okolicznych gor podnosza sie mgly. Niefajnie jest jak leje, ale plus czesto jest taki, ze na pograniczu brzydkiej i ladnej pogody sa najciekawsze widoki. Łazimy sobie troche wzdluz jeziora, plątanina drog ze starego asfaltu albo i bez. I znow za nami ciagnie sie pies…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy tez do jakis ogromnych metalowych konstrukcji, wieze połaczone sa z betonowymi slupami za pomoca pochylni, upadowych, zsypow? Nadgryzione zębem czasu drabinki kołyszą sie na wietrze ze świstem, nie zachecajac do wspinaczki.

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy sie przed Dżwari, niedaleko samotnej wiezy obronnej stojacej na pagorku, do ktorej nie ma wejscia. Pewnie sie włazilo przez to okno po drabinie.

Obrazek

Początkowo mamy dylemat- czy spac pod wieżą bo dalej od drogi, bardziej zacisznie, no i towarzystwo starych murów. Z łąki przy drodze za to jest piekny widok. Decyzje podejmuje za nas skodusia. Wyje, buksuje kołami, smierdzi sprzęgłem.. i odmawia wjazdu pod wieże. Widac na dole jej lepiej. Rozkładamy sie zatem na łące przy kupie połamanych płyt, ktore kiedys byly chyba podmurówka domu. Teraz wszystko porastaja jeżyny o wyjatkowo aromatycznym smaku.

Obrazek

Obrazek

Kawalek dalej ciekawy most. Podwieszany na wielu stalowych linach, szeroki a obecnie jest jedynie kładka dla pieszych.

Obrazek

Obrazek

Pod mostem robie wieksze pranie. Nurt jest na tyle wartki, ze porywa mi niebieskie spioszki z kroliczkiem i jedna skarpetke.. Wyjatkowo szczesliwie rzeka dobrala swa zdobycz- ukradzione spioszki byly juz przymale a skarpetka dziurawa…

Obrazek

Na mapie, koło Dżwari, mamy znaczona twierdze Gagachi. Postanawiamy jej poszukac ale nasze proby okazuja sie nieskuteczne. Trafiamy na rozlegly widokowy płaskowyz, gdzie niegdys staly jakies fabryki. Obecnie wszystko jest w ruinie, widac ze sporo budynkow bylo czynnie wyburzanych. Drogi sa tu dosyc wyboiste, choc wszedzie noszace slady asfaltu. Chyba nawet wygrywaja nasz prywatny konkurs na najbardziej dziurawa droge :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O twierdzy nikt tu nie slyszal. Wszyscy kieruja nas na Mestie, mowia ze zbładzilismy i wskazuja gdzie jechac. Nawet gdy o nic nie pytamy to miejscowi wyskakuja na droge i pokazuja nam wlasciwy kierunek. Gdy juz udaje sie nam komus wyperswadowac, ze nie chcemy jechac do Mestii bo juz tam bylismy- to wtedy pokazuja kierunek na Zugdidi. Kompletny brak kontaktu. Jak to mawia moja babcia “dziad o krupach a baba o fiołkach”. Ostatnim miejscem gdzie postanawiam zapytac o twierdze jest rząd sklepikow przy wpółopuszczonych blokach. Wchodze do jednego z nich i zagajam o chleb, bo takowego tez potrzebujemy. Sprzedawca akurat naprawia czajnik bezprzewodowy z ktorego wyskoczyl kabel. Widzac mnie zaczyna wiec narzekac na chinskie partactwo. Potem opowiada mi o “posiołku”. Ze byly fabryki, ze zlikwidowano, ze wiekszosc ludzi “ujechało w pizdu”, ze zostali tylko ci ktorzy sa niezaradni a na puste mieszkania zwlokło sie tez jakiegos tałatajstwa nie wiadomo skad. Ze palili w piecach meblami i wyrzucali z okien telewizory. Ze ponoc co miesiac zdarzaja sie pożary w blokach od nieszczelnych piecykow i on to wszystko spod sklepu nagrywa na komorke. Jeden z filmikow mi pokazuje, niestety jakosc nagrania jest taka ze ciezko ocenic czy to pozar w wiezowcu czy ognisko na dzialce. Gaz w blokach tez byl ale po ogromnym wybuchu w 99 roku odłaczyli caly sektor. On sam mieszka kilka wsi dalej, ale tu pracuje bo lepiej płacą niz w jego miejscowosci. Bo tu wieczorami jest niebezpiecznie i nie kazdy chce tu pracowac. A on jest odwazny bo byl na wojnie w Abchazji i od tego czasu juz niczego sie nie boi. Nagle przerywa swoja opowiesc jakby doznał jakiegos olśnienia i zaczyna mi sie przygladac uwaznie- "A ty tak wogole to kim jestes? Skad sie tu wziełaś? Moze jestes z telewizji albo z gazety? A moze szukasz męża, bo tak sama wedrujesz? Ja np. mam dwoch synow na wydaniu. Moze bys chciala poznac- zwlaszcza mlodszy jest bardzo przystojny!" Mowie ze męża mam, z telewizja nie mam nic wspolnego i szukamy tej twierdzy a wogole to chcialam tez kupic chleb. Widze po oczach goscia, ze mi nie wierzy. Dopiero teraz rozgladam sie dokladniej po pomieszczeniu. Jestem w sklepie z garnkami i łopatami… :)))))

W mijanych blokach faktycznie wiekszosc mieszkan stoi pusta, tylko gdzieniegdzie widac zagospodarowane pomieszczenia. Zwraca jednak uwage zupelnie nowy dach wieżowca!

Obrazek

Obrazek

Gdzies kawalek dalej dostrzegamy pomnik upamietniajacy Wielką Wojne Ojczyzniana. Te z Gruzji roznia sie od podobnych tematycznych pomnikow w innych krajach bo zwykle zawieraja zdjecia poleglych. Gdy ide w strone pomnika, z pobliskiego budynku policji wybiega starszy facet i krzyczy, ze nie wolno fotografowac. Na poczatku jest dosc opryskliwy, nie, nie wolno i juz, tu nie ma nic ciekawego a jak mam ochote porobic zdjecia to mam jechac do Mestii. Tlumacze mu, ze robie zdjecia takich pomnikow w roznych krajach, a tu zainteresowalo mnie, ze zamiast sołdata z pepeszką, listy nazwisk czy bezosobowej mozaiki sa zdjecia i mozna zajrzec w oczy konkretnych osob. I ze to jest wlasnie dla mnie ciekawe, moze nawet duzo ciekawsze niz turystyczna Mestia. Gosc zaczyna gadac zupelnie inaczej. Przedstawia sie jako Georgi. Pokazuje mi na pomniku zdjecie swojego ojca, ktorego nigdy nie poznal. Opowiada kilka rodzinnych historii. Ponoc 80% chlopakow z tej wioski nie wrocilo po wojnie do domu. Wies byla malutka a faktycznie zdjec kupa... Pyta mnie jak wygladaja takie pomniki w innych krajach. Skad ten wybuch zlosci na poczatku naszej znajomosci? Chodzilo o to, ze pomnik jest zaniedbany, ze pożera go rdza i zarastaja chwasty. I Georgi nie chcial aby taka informacja poszla w swiat. Że miesiac- dwa i wezma sie do odnawiania pomnika i wtedy mam wrocic i zrobic zdjecia. Ale mnie juz tu nie bedzie!!!!!!!! Georgi stoi, rozmysla, drapie sie za uchem.. Dobra, rob swoje zdjecia- ale obiecaj mi, ze opiszesz je tak: "To nieprawda, ze ludnosc wsi (zapomnialam nazwy, ale lezy gdzies pomiedzy Dżwari a Senaki) nie dba o pamiec o swoich przodkach. To nieprawda, ze olewaja poleglych i wspomnienie swoich dziadow. Ten pomnik teraz tak wyglada, ale za miesiac bedzie pomalowany swieza farba i beda lezec tu kwiaty i znicze". Mysle, ze jesli kiedys bede w rejonie to postaram sie odszukac ta wies i sprawdzic jak sie sprawy mają. Georgi zaprasza nas na kawe na posterunek. Niestety nadjezdza ciezarowka, wyskakuje z niej dwoch zdenerwowanych mlodych policjantow, ktorzy opowiadaja cos podniesionymi glosami i machajac rekami. Georgi widac tez przejął sie ta sprawa, chrząka i bez slowa wsiada z nimi do szoferki i z piskiem paska klinowego odjezdzaja. Pozostaję tylko sam na sam z pordzewialym pomnikiem i siwym dymem- mieszanina pyłu podniesionego z drogi i wyziewow oddalajacej ciezarowki...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A kolo Senaki tankujemy w wyborowym towarzystwie!

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ