Taaa....Grochu pisze:No dobra. To ja się poddaję, bo w życiu nie będę miał czasu na zabawy fotkami x10adamek pisze:Wreszcie się uporałem z fotkami. Ale trwało to 10 razy dłużej niż normalnie.
Zrobię tą rumuńską relację po staremu: osobno tekst i osobno linki do zdjęć. A jak się pojawi nowy silnik, to wtedy może ją przerobię
Dojazd: 6-7 sierpnia.
Wyruszyło się w sobotni poranek: dwie załogi środkiem nocy ( Tidżej, Sonia, MarcinK oraz Roberto, DżolaRy, Katarynka, Irena ), by tego samego dnia dotrzeć na miejsce, trzecia załoga ( Spacerowicz, Ula, Grochu, Gosia ) normalnym rankiem z planowanym po drodze noclegiem w Mako.
Pogoda piękna, buźki uśmiechnięte aż tu.......gdy mijaliśmy Żlinę telefon: zepsuło się auto Tidżeja i stoją na Węgrzech na parkingu za Gyor......ale klops
Nim tam dotarliśmy było już wiadomo, że Tidżej dalej nie pojedzie. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy upakować Sonię i Marcina w 2 pozostałych samochodach i w ten sposób "straty w ludziach" zminimalizować do 1 sztuki. Pożegnaliśmy Tomka, któremu się łezka w oku zakręciła i ruszyliśmy już spokojnym tempem do Mako.
Pierwsza połowa niedzieli upłynęła na pokonaniu pozostałego dystansu, z małymi odpoczynkami tu i tam, by popołudniu zameldować się na campingu w Carta. Z właścicielką campingu udało się ustalić transport dla nas do Balea Lac. Mogliśmy też na terenie campingu zostawić nasze auta – co było cennym ułatwieniem.
Poniedziałek 8 sierpnia.
O 10.00 cała ekipa załadowała się do umówionego busa - ciekawa słynnej Drogi Transfogaraskiej i tego, co nas spotka w górach. Przejażdżka minęła szybko, bo pan kierowca śmigał na zakrętach, aż opony jęczały. Czas pokazał, że na solidne obfocenie tej trasy była okazja kilka dni później.
Po śniadaniu w hotelowej restauracji czas przyszedł, by wreszcie ruszyć w góry.
Na "dzień dobry" solidne podejście na Curmatura Balei, by po krótkim odsapnięciu dojść już do graniowego czerwonego szlaku, gdzie urządziliśmy już sobie nieco dłuższy popas. Niestety – pogoda zaczęła się kisić, zewsząd napływały coraz gęstsze chmury i docierała wraz z nimi coraz wyraźniej świadomość, że widokami to się raczej tego dnia nie nacieszymy
Po dojściu do pierwszego ołańcuchowanego odcinka Jola podjęła decyzję o wycofie, gdyż jak dla niej zrobiło się zbyt przepaściście. Zawróciła więc i na pewno w ramach suplementu do tej relacji opisze jak jej minął ten czas bez nas
Reszta ruszyła dalej. Ukształtowanie terenu bardzo podobne do tego co znamy z Wysokich Tatr, więc tym bardziej szkoda było tych niewidzianych widoków, które po drodze mijaliśmy.
W końcu z oparów mgły wyłonił się schron przy jeziorku Caltun, gdzie zaplanowałem pierwszy nocleg. Sam schron jest dość nowy, bardzo przyjemny, czysty i schludny. Zapewne dlatego, że mieszkają tam goprowcy i pilnują porządku.
Wtorek 9 sierpnia.
Poranek był bardzo obiecujący.
Ale dość szybko znów napłynęły chmury
Z nadzieją, że może nie będzie tak źle ruszyliśmy w drogę.
Tu pierwsza zmiana planów, bo ścieżka przez słynny źleb Strunga Dracului jest zamknięta z powodu zagrożenia spadających kamieni.
Faktycznie: wracała stamtąd grupka, która wyszła wcześniej by spróbować, ale warunki zmusiły ich do wycofu. Trzeba było pójść żółtą obejściówką, która łączyła się znów z czerwonym szlakiem już bezpośrednio przed podejściem na Negoiu.
Ku naszemu niezadowoleniu warunki pogodowe zmieniały się nie w tą stronę, którą życzylibyśmy sobie: zaczął siąpić deszcz, potem padać, w końcu nawet przez chwilę sypnęło gradem. Ohyda........
No co robić? Trza iść dalej.
........... ( tu miało być zdjęcie z Negoiu
Niewątpliwie piękne stąd są widoki, więc zapewne wrócę tam kiedyś przy lepszej pogodzie
Na Negoiu druga zmiana planów: miało być przejście najbardziej wyostrzonym fragmentem grani przez Serbotę, porównywanym do naszej Orlej Perci. No ale w takich warunkach pogodowych to było niewykonalne na ciężko. Poza tym wszyscy już solidnie przemokli, więc zapadła decyzja, by zejść w doliny. Samo zejście też dało w kość, bo jest mocna stromizna i piargi, więc do schroniska Cabana Negoiu wszyscy doszli solidnie wymęczeni.
Potrzeba noclegu w schronisku była oczywista, więc zaraz po zakwaterowaniu trzeba było się zabrać za suszenie choć z grubsza przemoczonych rzeczy.
A pod wieczór rozpogodziło się ładnie.
Środa 10 sierpnia.
Po zejściu do schroniska traci się do grani 1000 m, więc wszyscy zgodnie postanowili wracać do naszej bazy w Carta, by dosuszyć się konkretnie przed następnym wyjściem w góry.
Udało się załatwić transport, którym po zejściu z góry dotarliśmy do naszego campingu.
Na campingu grzecznie czekała na nas DżolaRy Był czas na relaks i biesiady przy lokalnych gatunkach piwa.
Czwartek 11 sierpnia.
Część ekipy wybrała się na jednodniówkę w góry – więc proszę uczestników o podzielenie się wrażeniami
Inni postanowili pobiwakować w Carta.
Spacerowicze stwierdzili, że szkoda im tracić czas na miejscu i poszukają pogody w innych górach. Spotkaliśmy się ponownie dopiero przed wyjazdem, więc też poproszę Jacka i Ulę o dopisanie swoich przygód w międzyczasie.
Piątek 12 sierpnia.
Ten dzień minął nam na wycieczce do Sibiu: pięknego zabytkowego miasta z ładnym kawałkiem historii w swoich dziejach.
A wieczorem tradycyjna sklepo-knajpka nieopodal campingu.
Na szczęście przez te dni front zdążył się przewalić i rokowania pogodowe stawały się optymistyczne
Sobota 13 sierpnia.
Rankiem pożegnaliśmy 1 turnus, który musiał wracać do domu ( Roberto, Katarynka, DżolaRy i Irena ). Nie było sensu ruszać w góry, bo w drodze do nas był drugi turnus ( Agu, Beitry, Konrad i Greg oraz Kobi z Kaśką ). Oczekiwanie na drugi turnus mijało nam między campingiem, sklepiko-knajpką a zwiedzaniem Carty.
W końcu przed zmierzchem dojechała załoga Konrada, a Kobiki już późniejszym wieczorem. Wieczór powitalny i spanko, bo rano trza w góry
Niedziela 14 sierpnia.
Zamiast busa była osobówka, więc musieliśmy podzielić się na 2 tury. Wkrótce okazało się, że tym razem dojazd do Balea Lac będzie dużo dłuższy, bo to był długi weekend ( 15 sierpnia w Rumunii też jest święto ). Pierwszy kurs był jeszcze znośny, ale tym drugim jechaliśmy 3 godziny. Drogę Transfogaraską można było więc zwiedzić tym razem bardzo dokładnie Ale obsuwa czasowa zmusiła do zmiany planów i skrócenia niedzielnego odcinka. Ostatecznie jednak wyszło to nam na dobre
Najpierw – jak za pierwszym razem – ostre podejście na przełęcz Saua Caprei, gdzie chwyta się główny czerwony szlak.
Tam już z góry widać urokliwe jeziorko Capra.
Wreszcie widoki
Spokojnym marszem pokonujemy kolejne odcinki rozglądając się na wszystkie strony – a jest na co patrzeć
W końcu dochodzimy do schronu Fereastra na nocleg.
Poniedziałek 15 sierpnia.
Słoneczny poranek napawa optymizmem
Najpierw trzeba wrócić na grań, ale to kawałeczek: pół godziny marszu, po czym podejmujemy wędrówkę głównym szlakiem graniowym. Pięknie dookoła
W pewnym momencie dochodzi się do krótkiego wyostrzonego fragmentu, zaopatrzonego w łańcuszki. Tu Kasia stawiła opór, twierdząc, że ona przez to nie przejdzie. Perswazje Grzesia na nic się zdały i obydwoje zawrócili. Kręcili się dwa dni po okolicy, po czym wybrali się na zwiedzanie innych rejonów Rumunii, by w końcu dotrzeć nad Morze Czarne na plażing i wrócić do Polski tydzień po nas. Też więc oczekuję ich dopisku do tej relacji, bo dużo fajnych rzeczy się naoglądali
Reszta drużyny dzielnie pokonała łańcuszki i poszła dalej.
Dłuższy odpoczynek z przerwą śniadaniową zrobiliśmy sobie na szczycie Vf. Mircii, skąd widać już w całej krasie nasz główny cel tego dnia: Vf. Moldoveanu.
Mając już cel "na widelcu" można było z nowym entuzjazmem podjąć dalszą wędrówkę. A spory kawałek jeszcze był do przejścia.
Przed samym atakiem szczytowym konieczna była jeszcze przerwa obiadowa, bo trochę czasu nam zeszło, a tu jeszcze 300 m przewyższenia.
Ale w końcu jest Vf. Vistea Mare, z którego na najwyższy szczyt Rumunii już rzut kamieniem.
Tam już idziemy na lekko, dzieląc się na dwie grupy, by ktoś pilnował dobytku. Ja w drugiej turze wraz z Agu.
A po drodze trafiło mi się pierwszy raz w życiu Widmo Brockenu. Ale za to jakie
No super! A teraz już czas szczytować.
........ ( no to wyobraźcie sobie, że tu są zdjęcia ze szczytu
Pięknie, pięknie Ale dzień się kończy, a od noclegu dzieli nas jeszcze karkołomne zejście. Czas więc wracać do plecaków i w dół.
Tym razem schron pod Vistea Mare pełny, więc rozstawiliśmy namioty na biwakowisku – urokliwie położonym tuż nad sporym urwiskiem.
Piękny wieczór zakończył się wichurą, która duła prawie do rana i przyniosła zmianę pogody.
Wtorek 16 sierpnia.
Znów się zachmurzyło. Nic to. Idziemy dalej na wschód ile się da.
W końcu dopadł nas deszcz, grad i zrobiła się taka mała powtórka z Negoiu. W pomrukach nadciągającej burzy dotarliśmy do schronu Fer. Mica na przełęczy przed Vf. Slanina.
Znów przemoczeni, podjęliśmy w schronie dzielną próbę suszenia z grubsza tego, co najbardziej przemokło. W połączeniu z przerwą obiadową. A za oknem pada i pada.......
W końcu przestało. Ale mleko dookoła. Tak czy siak – odechciało nam się dalszej wędrówki na mokro. Czas schodzić w dół. Chłopaki poszli mimo mleka, ja z dziewczynami przeczekałem jeszcze około godziny, aż chmury na tyle się podniosły, że zaczęło być coś widać. Z tej przełęczy prowadzi taki żółty nieoficjalny skrót, ale ten źleb jest tak stromy, że nie za bardzo byłem przekonany czy to na pewno to. Dopiero tubylczy turyści zapewnili, że tak. Zaczęło się więc mozolne schodzenie czymś takim.
Ścieżka prowadzi w Dolinę Sambaty, bardzo piękną.
Na dole jeszcze pół godziny marszu i wita nas schronisko Cabana Valea Sambetei. Świadomi, że to ostatni nocleg w Fogaraszach wykorzystaliśmy ten wieczór do syta
Środa 17 sierpnia.
Po śniadaniu czeka nas 2,5 godzinny spacer Doliną Sambaty do knajpki o wdzięcznej nazwie: Popasul Turistic Sambata
Tam dogadujemy się z naszym busem ( choć nie od razu
W oczekiwaniu na busa – piwko, papu....
W końcu pojawił się busik, który dowiózł nas do bazy w Carta.
Wieczór pożegnalny................
Dojechali też Spacerowicze.
Wieczór pożegnalny...............
Powrót: 18-20 sierpnia.
Agu ma jeszcze tydzień wolnego. Wybiera się więc pociągiem nad morze. Tam za tydzień spotka się z Kobikami i razem wrócą do Polski. Reszta rusza już teraz. Po drodze.....psuje się auto Konrada. Wrrrr........
Ale tym razem sytuację udało się opanować. Nocleg na campingu pod Debreczynem. W piątek dalsza podróż. Załoga Konrada dotarła wieczorem do domu. My jeszcze przenocowaliśmy na campingu nad Liptovkim Jeziorem, by do domu dotrzeć w sobotnie wczesne popołudnie.
.................
Uffff.....to chyba był najbardziej rotacyjny personalnie wyjazd w historii naszego Klubu
Dziękuję wszystkim uczestnikom za wspólnie spędzone chwile
Czekam na zdjęcia i dokończenie relacji przez tych, którzy w międzyczasie chodzili swoimi ścieżkami.
A kiedyś może przerobię tą relację na "normalną" - ze zdjęciami w tekście. Stąd tyle tych akapitów
Moje fotki:
1. Rejon Negoiu
https://photos.google.com/share/AF1QipO ... lXR19nMjJ3
2. Sibiu i Carta
https://photos.google.com/share/AF1QipO ... N4dEgtcmlR
3. Droga Transfogaraska
https://photos.google.com/share/AF1QipM ... V2NlJFU0dB
4. Widmo Brockenu
https://photos.google.com/share/AF1QipN ... NkbGJUZXhn
5. Rejon Moldoveanu
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... lkTlNkaUxR
Fotki Konrada:
https://www.dropbox.com/sh/7hv42cid5sot ... 5hv_a?dl=0
https://www.dropbox.com/sh/27f8ktah95mq ... gxnta?dl=0
https://www.dropbox.com/sh/t1nu0l356cml ... tg7ha?dl=0
Fotki Agu:
https://www.dropbox.com/sh/hvbbl8qw8thy ... TLNya?dl=0