8.10 - Bílý Kříž - między dwoma Sulovami

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Pudelek
Turysta
Turysta
Posty: 3055
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 17:43

8.10 - Bílý Kříž - między dwoma Sulovami

Post autor: Pudelek » 21 grudnia 2016, 19:33

Na początku października postanowiłem w końcu wyskoczyć z tatą w góry - jakoś przez wszystkie poprzednie miesiące tego roku nie umieliśmy się razem zebrać.

Tradycyjnie padło na Republikę Czeską - często przez nas odwiedzany Beskid Śląsko-Morawski. Prognozy wskazywały na niezłą pogodę, co w październiku wcale nie było normą.

Samochodem docieramy do osady Visalaje, administracyjnie części Krásnej. Na płatnym parkingu znajdującym się w końcu doliny sporo samochodów, jakieś autokary - słowem, pusto nie ma. Dominują wycieczki rodzinne, grupowe, z dziećmi, rodzice targają ze sobą różne zabawki i pojazdy.
Obrazek

Tłum jednak urywa się już po kilkuset metrach, gdzie na skrzyżowaniu Ježánky wszyscy cisną szlakiem w górę. A my, dla odmiany, w dół ;)
Obrazek

Wkrótce od następnego rozcestníka też będziemy się spokojnie wspinać. Na polance mijamy samotne gospodarstwo, gdzie mieszka facet jako żywo przypominającego Ducha Gór ze swoimi długimi siwymi włosami i zarostem.
Obrazek

Dzięki wycince odsłoniły się pierwsze widoki w kierunku północno-zachodnim: na lewo Travný, na prawo wyrównana rzeźba ze szczytami Ropica i Slavíč. Między nimi dolina Moravki.
Obrazek

Niezależnie jak wolno byśmy szli to odległość jest na tyle mała, że po niecałej godzinie osiągamy Bílý Kříž (słow. Biely Kríž, niem. Weisses Kreuz). To dawna górska, a dziś turystyczna osada położona na granicy czesko-słowackiej. Na jej straży stoją dwie góry - czeski Sulov (943 metry) oraz położony naprzeciwko słowacki Súľov (903). Zabudowania ciągną się po obu stronach linii granicznej.

Bílý Kříž był wykorzystywany turystycznie już od końca XIX wieku. W 1897 Beskidenverein wydzierżawiło od czeskiego właściciela gospodę i otwarło schronisko "Beskidenheim". W 1907 roku inna sekcja tego stowarzyszenia otwarło willę letnią "Josefinenheim". Te dwa budynki nie przetrwały próby czasu w 20 stuleciu.

W okresie międzywojennym ruch turystyczny nie zmalał, a rosły potrzeby. Niemcy kupili nowe grunty i w 1924 uruchomili dwupiętrowy hotel "Weisse Kreuz". Drewniany obiekt padł ofiarą pożaru dwanaście lat później. Był solidnie ubezpieczony, więc już w następnym roku świętowano otwarcie luksusowego "Berghotelu", który dotrwał do dnia dzisiejszego.
Obrazek

Spod dawnego hotelu słabe widoki na zachód, gdzie będziemy później szli. W przeszłości było w tym miejscu znacznie bardziej widokowo.
Obrazek

Poniżej "Bergotelu" stoi "Chata Sulov", jedno z pierwszych czeskich schronisk w tej części Beskidów. Daty budowy nie znam, ale prawdopodobnie były to lata 20..
Dzieciaki pod wiekowymi ścianami bawią się pierwszymi kupkami śniegu.
Obrazek

Ofertę turystyczną uzupełnił "hotel Baron", wybudowany w 1932 przez... kelnera "Berghotelu" Adolfa Barona. Zarobki nie były jednak tak wysokie, aby mógł sobie na to pozwolić z własnej kieszeni, więc wykorzystał spory majątek żony ;). "Baron" zwie się obecnie "Kysuca" i stoi kilkaset metrów od drzwi schroniska, ale już na Słowacji.
Obrazek

W schronisku tłoczno, co nie dziwi, skoro cały parking z dołu przyszedł tu na obiad. Znajdujemy jednak wolny stolik i to przy widokowym oknie. Ja tradycyjnie zamawiam piwo, tata tradycyjnie coś mocniejszego ;)
Obrazek

Niektórzy goście przy barze są trochę nieociosani!
Obrazek

Widok na "Sulov" i "Berghotel" w tle.
Obrazek

A tak to miejsce wyglądało przed wojną.
Obrazek

Za schroniskiem znajduje się kilka domów letniskowych. Dojechać można do nich i do "Sulova" wąską, boczną drogą od strony zbiornika Šance, aczkolwiek nie wiem, czy jest ona ogólnie dostępna. Zaraz przy drodze stoją słupki graniczne - niewielki stary wyciąg biegnie właściwie po niej.
Obrazek

Spojrzenie na główne budynki turystyczne ze słowackiej strony.
Obrazek

Gdy budowano hotel "Baron" granica wewnątrzczechosłowacka nie miała większego znaczenia, podobnie jak w okresie socjalizmu. Nie wiem jak radzono sobie w czasie wojny, gdy jeden budynek leżał w Protektoracie, a drugi w Słowacji księdza Tiso. No i co się tu działo od 1993 do 2007 roku? Jedyna droga dla transportu i ludzi to wspomniana czeska szosa od zbiornika. Czy dowożono nią towary do "Kysucy"? Jak docierali tu turyści? Tylko piechotą? Wątpliwe. Po słowackiej stronie jest także niewielkie osiedle domów. Były specjalne pozwolenia? A może funkcjonowało w tym miejscu jakieś przejście graniczne?
Obrazek

Jak dla mnie tak zamknięta granica po pokojowym podziale zaprzyjaźnionych narodów była głupotą. Nie był to zresztą jedyny przypadek w Europie po 1989...

Jeszcze odnośnie granic - kąsek na południe w okolicach źródła potoku Černá Ostravice znajduje się trójstyk - Moraw, Śląska i Słowacji. Jakoś go jednak przeoczyliśmy :|

Podeszliśmy kawałek do góry słowacką stroną; między drzewami widać niepozorną kapliczkę.
Obrazek

Tata zabrał się za poszukiwanie grzybów w soczyście zielonej trawie...
Obrazek

...ale znaleźliśmy tylko grób porucznika bezpieki, który zginął w 1947 roku z rąk "banderowców". Daleko się zapuścili, niechybnie próbowali zwiewać na zachód.
Obrazek

Do szlaku wracamy przez "Berghotel". Podobnie jak "Baron" został ukradziony przez państwo w 1945 roku. Przekazano go związkom zawodowym, ale okres kiedy odpoczywał tu lud pracujący już dawno się skończył. Ostatnio przeszedł kompleksowy remont i pełni funkcję apartamentowca.
Obrazek

Osada Bílý Kříž nazywała się kiedyś Karlovice. Tereny te były doskonałe dla przemytników kursujących miedzy Węgrami a krajami Korony Czeskiej. Według legendy zabili oni tutaj jednego z jegrów strzegącego górskich traktów, a w miejscu śmierci stanął biały krzyż. Było to koło 1830 roku, ten stary dawno się rozsypał, przy ścieżce stoi współczesna kopia.
Obrazek

Żółty szlak prowadzi na zachód. Po odcinku w lesie dochodzimy do rozległej polany, gdzie imprezuje spora grupa dorosłych i dzieci. Chyba też widzieliśmy ich na parkingu. Są jakieś zabawy, gonitwy. A jeszcze kilkadziesiąt lat temu stało tu kilka domów, tworząc przysiółek Muroňka. Mieszkańcy pracowali w lesie, ale warunki bytowania były tak ciężkie (m. in. nie było tu studni, wodę trzeba było nosić z daleka), że w 1946 odeszli w poszukiwaniu lepszego życia.
Obrazek

Po wyjściu z lasu zaczyna się najładniejsza część szlaku - polany z rzadką zabudową. To jednak Czechy, cywilizacja, rychło więc szutrówka zmienia się w asfalt, a przy niektórych domach stoją całkiem wypasione wozy łącznie z białymi BMW.
Obrazek

Mimo całkiem niezłej pogody widoczność nie powala - Mała Fatra to jedynie słabe zarysy.
Obrazek

Jeden z wielu sympatycznych domków przy drodze.
Obrazek

Słowacja na talerzu.
Obrazek

O ile Bílý Kříž był przez długi czas mekką turystyczną Niemców, o tyle Gruň, osada rozłożona na grzbiecie Gruň, była królestwem Czechów. Stara chałupa kupiona przez małżeństwo Pichov została w pierwszych latach XX wieku przekształcona w schronisko "Švarná Hanka". Nazwa pochodziła od gospodyni, którą nazywano także "mamuśką czeskiej turystyki" ;).

Schronisko istnieje do dziś, ale działa raczej jako bufet z noclegami, w dodatku tego dnia było zamknięte z powodu jakiejś imprezy.
Obrazek

Na stokach pasą się krowy. Zbliżamy się do chyży...
Obrazek

Wybudowano ją zapewne jeszcze w XIX wieku, w 1911 została kupiona przez spółdzielnię góralską aby służyć jako mieszkanie i gospodarstwo bacy.
Za komuny włączono ją do PGR-u. Teraz wyglądała na opuszczoną, choć z boku sterczała satelita i ponoć jeszcze całkiem niedawno służyła turystom.
Obrazek

Turyści przemierzali ten szlak już sto lat temu, o czym świadczą stare pocztówki. Kroczymy i my, nawet asfalt i mijające grupy nie przeszkadzają.
Obrazek

Za bacówką postawiono pomnik owcy wołoskiej. Zwierzęta te znakomicie radziły sobie w trudnych warunkach górskich, miały bardzo małe wymagania. Jak to jednak bywało, człowiek zaczął kombinować i krzyżować z innymi odmianami, które dawały miększą wełnę i w większych ilościach. Doszło do tego, że w 1980 roku gatunek była na skraju wyginięcia. W ostatnim momencie udało się ocalić kilka stad, żyjących m.in. w tutejszym PGR-ze i dziś owca wołoska może z optymizmem patrzeć na przyszłość swego rodu.
Obrazek

Gdy spojrzymy w tył to świetnie widać białą sylwetkę "Berghotelu" na Bílým Křížu, wcześniej też odsłonięte były inne budynki.
Obrazek

Z kolei w drugą stronę dostojnie wychyla się Gigula (Lysa Hora). Szczyt jest lekko przyprószony.
Obrazek
Obrazek

Obok asfaltu ktoś wyznaczył "chodnik bosych stóp". Nie wiem czemu akurat tutaj, bo z umieszczonej obok tablicy wyczytałem jedynie, że miejsce to nazywano kiedyś "Hranice" i celnicy kontrolowali towary noszone do Węgier. No i że miejscowe dzieciaki łaziły boso do szkoły, a że chodzenie bez butów jest zdrowe, to skorzystałem :D
Obrazek

Schodzimy do niedużej przełęczy Kozlena. W dole widać spore zabudowania gospodarcze, kiedyś na pewno część JZD (PGR-u w czeskiej części Czechosłowacji). Jest też kilka budynków noclegowych, mają one długie tradycje, bo tak jak wyżej działała Švarná Hanka, tak tutaj przed wiekiem Czesi mieli hotel górski Charbulák.
Obrazek

Latawce, dmuchawce, wiatr...
Obrazek

Lysa Hora i znów Travný. Oraz piękna linia z prądem.
Obrazek

Między drzewami przycupnęłał drewniana kaplica Maryi Panny z 1890 roku.
Obrazek

Tu kończy się nasze wędrowanie grzbietem. Odbijamy na północ, cały czas mając przed sobą Gigulę.
Obrazek
Obrazek

Następnie wchodzimy do lasu i przez pewien czas idziemy wzdłuż potoku Říčky. Przy okazji wypada mi z kieszeni mapa, ale odnajdują ją Czesi idący za nami.
Obrazek

Na skrzyżowaniu Těšiňoky mogliśmy już pójść prosto w kierunku auta, ale postanawiamy jeszcze wdrapać się do przysiółka Vyšní Mohelnice, rozłożonego znów na polanie. Tamtędy biegnie jedna z popularnych tras w kierunku Lysej Hory.
Obrazek
Obrazek

Niektóre mijane domki są naprawdę urocze.
Obrazek

Na parkingu już znacznie luźniej... Chcieliśmy coś zjeść w niedalekim hotelu z 1932 roku, lecz tam już nie szło szpilki wcisnąć, więc tradycyjnie uderzyliśmy do Czeskiego Cieszyna.

Po drodze mieliśmy ciągle widoki na najwyższy szczyt Śląska Cieszyńskiego. A złota jesień dopiero się zaczynała...
Obrazek
Obrazek


------
https://flic.kr/s/aHskNX3fiG" onclick="window.open(this.href);return false;
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
ODPOWIEDZ