Przez Polske ku północy...

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 20 czerwca 2017, 17:33

Naszą wycieczkę na północ zaczynamy od piątkowego biwaku na Końcu Świata. Jest to dla nas troche zaskoczenie ale takie wlasnie miejsce mozna znalezc nie na Podlasiu czy w Beskidzie Niskim ale... w Wielkopolsce. Tą wdzieczna nazwe nosi mały przysiółek wsi Głuszyna.

Obrazek

Prowadzi tu sympatyczna piaszczysta droga wsrod sosnowych lasow.

Obrazek

I stoi wiata. Chatka w Łupkowie zatem nie jest tą jedyną Chatą na Koncu Swiata. Widac owych koncow jest kilka ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest to wiata de lux bo wyposazona w wychodek pod lasem a nawet bieżącą wode.

Obrazek

Wieczorem palimy ognicho a gdzies niedaleko w lesie padaja trzy strzaly. Do kibelka zatem nie bedziemy sie oddalac w gęste zarośla...

W nocy, gdy juz spimy, przyjezdza jakies dziwne auto. Jezdzi pod wiata tam i spowrotem, jakby sie kto szaleju najadł. Jedzie, zawraca, hamuje, kręci sie, swieci nam po oczach długimi. Nikt nie wysiada nawet na chwile. W koncu gasi swiatla i odjezdza w sina dal.

Rano idziemy połazic po przysiółku, ktory tworza trzy domy, z ktorych chyba tylko jeden jest zamieszkany na stałe. Miejsce jest spokojne, urokliwe i sielskie, jak przeniesione gdzies z nadgranicznych terenow sciany wschodniej. Pod okna domow podchodzi zboże. Kabaczek ma nową zabawe. Ciagnie za soba kijek. Kijek musi byc koniecznie duzy i rosochaty. Droga musi byc pylista i w wyniku ciągnięcia musi sie kurzyc :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy niektorych domach w okolicy sa fajne piwniczki- bunkierki

Obrazek

Takie miejsca sa piekne, ale tak latwo je zniszczyc. Wystarczy, ze ktos by postawil tu nowy dom płaszczak, z tujami od linijki i betonowymi lwami na cokołach, podciagneliby asfalt. I juz bedzie to tylko zadupie bez sklepu, bez dojazdu PKSu i bez najmniejszego uroku. Pozostaje wiec sie cieszyc chwilą i tym, ze zdążylismy to miejsce jeszcze zobaczyc i spędzic tu mily wieczor i poranek...

Uprzedzajac fakty- dwa tygodnie pozniej, wracając, rowniez tutaj wypada nam nocleg. Tym razem z ogniska nici bo leje. Temperatury tez iście nieczerwcowe. Gotujemy w wiacie pulpe i tym razem nikt nas nie odwiedza. Widac wszyscy pojechali w gory na dlugi weekend ;)

Obrazek

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 21 czerwca 2017, 9:15

W koncu i my trafiamy do okrąglaków, opuszczonych domow wczasowych w ksztalcie pustych w srodku walców, zagubionych w podwłocławskich lasach. Chyba juz wiekszosc znajomych tam byla i obfocila kazdy zaułek. Nam jakos nigdy nie bylo po drodze- az do dzisiaj. Wkraczamy wiec na teren mając przed oczami dziesiatki zdjec, relacji i filmow, ktorych sie naogladalam w necie- zdjec w pelni wyposazonych pokoi rodem z PRLu, miejsc gdzie jakby zatrzymal sie czas, pelnej dokumentacji, imprez na dachu, wisniowki pitej z klasycznych kubków jak z moich przedszkolnych wspomnien, czy darmowych noclegow w zacisznych pokojach na miękkich łozeczkach gdy za oknem szaleje sniezna zamiec. Czasem sie wrecz zastanawiam czy warto jechac osobiscie w miejsce, ktore sie juz tak dobrze zna… Czas jednak tez jest wymiarem… Miejsce, ktore odwiedzamy jest jednak zupelnie inne i w niczym nie przypomina juz tego ze zdjec sprzed roku czy dwoch…

Nie wiem tez czemu- wyobrazalam sobie, ze to stoi gdzies na uboczu, wsrod lasow i połamanego asfaltu dawno nieuzywanych drog. Pomyłka i glupia wyobraznia. Obiekty sa wcisniete pomiedzy czynną zabudowe, a cala miejscowosc wrecz roi sie od snujących wczasowiczow. Jeszcze w tym momencie łudzimy sie, ze za plotami ktore gryzie rdza- bedzie inaczej. Nie jest…

Budynkow jest kilka. W ksztaltach sa bardzo ciekawe i nietypowe. Wszystkie sa zbudowane jako walce, roznia sie tylko iloscia pieter. Łączyły je oszklone przejscia. W okraglych scianach kazdego walca sa umiejscowione pokoje. Wnetrze tulei jest puste, z widokiem na okrągłe niebo… Ot sen zwariowanego architekta :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Swiat tapet...

Obrazek

Obrazek


Wnetrza hoteli przedstawiaja juz obraz totalnego rozpiździelu. Widac, ze bywajace tu ekipy cieszyl brzęk tłuczonego szkła a wypruwanie puchu z poduszek czy wyrzucanie mebli z okien jest wsrod mlodziezy sposobem na okazanie swojej męskosci (jednego fruwajacego fotela jestesmy swiadkami). Trudno znalezc cala szybe w oknie, pod butami ciagle chrzęsci szkło. Gdy przestaje chrzęścic- nie jest to powod do radosci- bo moze akurat wdepnelismy w kupe. Ludzką lub psią, bo eksploracja wraz z czworonoznymi przyjaciolmi jest tu w zdecydowanej modzie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Wiem, że plagą miejsc opuszczonych sa np. złomiarze- nie pochwalam w zadnym razie tego procederu, ale jestem w stanie zrozumiem motywacje- wypruje taki kable ze sciany, sprzeda, kupi jabola, zaleje se łeb. Ale nie zabrac, nie sprzedac- tylko zniszczyc dla samego zniszczenia? Dla wyładowania nadmiaru złej energii? Dla radosci z brzęku tłuczonego szkła?? Z jakies furii- połamac, wypruc, porozbijac w amoku? Po co? Czy nie milej na imprezie siąść sobie w fotelu a w zimowy wieczor schronic sie z flaszką w zacisznych pomieszczeniach bez przeciągow? Masakra normalnie.. Jakby ktos szedl krok po kroku i dokladnie wszystko niszczyl, przewracal, rozbebeszał. Jakby to byla jego misja zyciowa albo ciezka praca, ktora musi wykonac dokladnie, porządnie i bez fuszerki…

Opuszczone miejsca zwykle kojarza mi sie z pustką, ciszą, odosobnieniem i spokojem. Z oderwaniem od zagonionego swiata i przejsciem do innej rzeczywistosci. Z odglosami przyrody, ktora wkracza na dawne ludzkie terytorium. Z dziwnymi dzwiekami nie-wiadomo-czego, potegujacymi wspomnienia o dawnych mieszkancach czy uzytkownikach… Ale nie tu.. Mijamy chyba z 5 ekip. Sa jakies starsze babki z pieskiem w podomkach, kojarzące sie z paniami sprzatajacymi w mojej podstawowce. Sa hordy motocyklistow drących mordy w sposob calkowicie nieludzki. Sa grupki gimnazjalistow wyrzucajacych z okien meble ku uciesze swoich pobratymców. Jest jakas parka komentujaca co chwile “ale syf, opuszcone miejsca powinno sie wyburzac natychmiast bo straszą” ale brnacych dalej i dalej w kolejne pokoje. Nad budynkami lataja trzy drony. Ciekawe kiedy sie zderzą…

Takie Krupówki wsrod opuszczonych… Ot cena internetowej popularnosci… Najsmutniejsze, ze rowniez pomnik najgorszych ludzkich instynktów…

Oddalamy sie od tego tłoku, jazgotu i brzęku, marząc po cichu aby znalezc na biwak miejsce puste zupelnie. Jakos na dzis mamy dosc ludzi. Udaje sie to za Lipnem. Ludzi nie ma… ale za to sa tłumy… komarów… ;)

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
WAR
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 366
Rejestracja: 24 marca 2012, 19:35

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: WAR » 21 czerwca 2017, 13:04

Tak, tak jak na północ to już na Koniec Świata :) Jednak mimo wszystko to dość smutna relacja, bo jak już dotarłaś na koniec świata, to co Ci pozostało do zwiedzania? :D
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 22 czerwca 2017, 9:42

WAR pisze:
21 czerwca 2017, 13:04
Tak, tak jak na północ to już na Koniec Świata :) Jednak mimo wszystko to dość smutna relacja, bo jak już dotarłaś na koniec świata, to co Ci pozostało do zwiedzania? :D
Kazdy kij ma dwa konce- to moze swiat tez? albo ma ich jeszcze wiecej? Teraz musze znalezc pozostale! :D
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 22 czerwca 2017, 9:42

Na trasie odwiedzamy tez opuszczony kosciol w Starych Prażuchach. Wyzamykany na cztery spusty ale mozna do srodka zajrzec przez zakratowane okna, lekko wspinajac sie po murze. Przezywam tu lekkie chwile grozy bo wsadzam łape z aparatem miedzy kraty i robie zdjecia. A jako że jest ze mnie straszna fajtłapa to ow aparat mi wypada i koziołkujac upada na koscielna podloge.. Juz mam wizje, ze bede musiala albo rozbic glowa mur albo poruszyc niebo i ziemie w poszukiwaniu osoby majacej klucz. Na szczescie trzecie wyjscie okazuje sie tez skuteczne- znajduje dlugaśna gałąź i udaje sie nia chwycic za aparatowy sznureczek i przyciagnac do siebie. Ufffff…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzies w rejonie przysiadamy pod sklepem. Lody i cos dla ochłody. Sklep niby nieszczegolnie klimatyczny ale cieniste miejsca biesiadne nieopodal zadowolilyby kazdego konesera gatunku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu kolejny przybytek- nie zjedzony jeszcze przez zadne sieci i nie opleciony ich mackami...

Obrazek

Za Lipnem, miedzy Chrostkowem a Sarnowem, wsrod plątaniny gruntowych drog, rozbijamy sie na biwak nad jeziorkiem. Jest ono zbyt małe aby zasluzyc na nazwe w ogolnopolskim atlasie samochodowym. Miejsce mile, ale ukochały go rowniez komary, ktore chca nas zywcem zjesc. Przypominaja mi sie rozne filmy i relacje z Syberii gdzie ręka potrafi byc czarna od tych gadzin a do oczu czy uszu pchaja sie calymi stadami. Nawet 95% DEET nie bardzo je rusza... Zanim pojdziemy spac czeka nas jeszcze w busiu dlugie polowanie aby pozbyc sie wscieklego bzyku, łaskotania malych odnóży w nos i smutnych kwikow upalonego po raz kolejny dziecięcia. Po godzinnych łowach busio uzyskuje kolejne kilkadziesiat plam na suficie a my mozemy spokojnie zapaść w sen, sluchajac tylko spiewu nocnego ptactwa i plusku ryb w jeziorze…

Obrazek

Obrazek

Ulubione zajecie kabaczka w tym tygodniu- zamiatanie.

Obrazek

Drogi wsrod okolicznych lasow i pol. Pył zaczyna chrzęścic w zębach! Wlasnie takie drogi lubie najbardziej! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I teraz pytanie- czy to jest nazwa jakiegos przysiółka (po Koncu Swiata juz mnie nic nie zdziwi) czy tylko tak ktos sobie postawil...

Obrazek

A my jedziemy sobie dalej. W Suszu wpadamy na ciekawy pomnik. Odkrylismy go przypadkiem, przy cmentarzu.

Obrazek

Skadinad ostatnio cmentarze to ostatnie miejsca gdzie mozna legalnie wyrzucic worek smieci do kubła. Bo osiedlowe smietniki sa czesto pokratowe a w oknach blokow czaja sie kapusie. Przyalejkowe kubły w parkach, na przystankach autobusowych, przy sklepach czy stacjach benzynowych nadaja sie aby wrzucic do nich puszke po coli (o ile jest zgnieciona).. Na wielu lesnych parkingach kubłow nie ma i sa tablice aby smieci zabierac ze soba- tylko gdzie??? A potem jest płacz, ze smieci ląduja w lesie lub w rowie… Codziennie wiec szukamy jakiegos cmentarza ;)

W Kamieńcu stajemy przed palacem. Na teren nie da sie wejsc- pogrodzone.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale naprzeciw jest za to sympatyczny sklep. W srodku jest stolik biesiadny, za ktorym siedza lokalni żule i brzowa postac. Przed kukłą tez stoi piwo. Pytam jakie trunki łaciaty kolega lubi najbardziej. Ktos odpowiada ze tatre bo jest w promocji. Wszyscy wybuchaja smiechem. Brzozowy koneser piwnych smakow ponoc ma na imie Heniek. Zaluje ze nie zrobiłam zdjecia tego wnetrza, ale jakos czasem jestem zbyt nieśmiała…

Obrazek

W Kwietniewie wpada nam w oczy kosciół jak zamek krzyzacki a jego wnetrza własnie sa przystrajane zielonymi krzewami. Fajnie to wyglada ale troche mi zal… chyba pół lasu wyrżneli... :(

Obrazek

Obrazek

A czy wspominalam, ze maja tu w rejonie fajne nawierzchnie dróg? Tu np. droga trzycyfrowa z kolorowych kocich łbów! :D

Obrazek

Obrazek

Od rana pada. Im dalej to opad przybiera na intensywnosci. Plany ogniskowe na wieczor coraz bardziej biorą w łeb.. Kurde w taka pogode to i żarcie ciezko ugotowac bo sie leje za kołnierz, a jak sie kabaka wypusci to potem trzeba wykręcac. Pewne miejsce kolo Zaporowa spada nam jak z nieba- wiata mysliwska! Wlasnie to czego dzis potrzebowalismy najbardziej! A znalezione zupelnym przypadkiem- ot pojechalismy zobaczyc dokad prowadzi boczna, nieoznaczona droga… Jest i pulpa na marusi i radosny kabak biegajacy miedzy ławkami.

Obrazek

Obrazek

Lesna wiata to najlepszy plac zabaw!

Obrazek

I maja tu bardzo klimatyczna sławojke pod wielkim starym drzewem. Mozna sobie siedziec, patrzec na swiat przez uchylone drzwi i kontemplowac padajacy deszcz :)

Obrazek

Obrazek

Szkoda ze nie ma wewnetrznego paleniska ogniskowego- ale coz, nie mozna miec wszystkiego!

A tu nasze spanko

Obrazek

Busio ma jeden minus do spania w stosunku do namiotu- blaszany dach strasznie potęguje odgłos padającego deszczu. Bez stoperow nie zasne! Nie mowiac juz o szyszkach! Szyszka to jest jak granat!!! ;)

Poranne suszenie mokrych kurtek.

Obrazek

Rano zawijamy jeszcze zobaczyc drugie ewentualne miejsce na biwak w rejonie, polecone przez kogos znajomego- plaże nad jez. Pierzchalskim, ktore jest zbiornikiem na rzece Pasłęka. Tez ładne, puste miejsce, przynajmniej poza weekendem i wakacjami. I nawet wczoraj bysmy mieli dach nad glowa- zruinowany budyneczek jakby dawnej knajpki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A potem jeszcze Braniewo i poszukiwanie kantoru z rublami (bo o dziwo nie w kazdym są). Najlepsza jest babka w jednym z nich i jej pytanie- “ a po co wam ruble??” W BRANIEWIE!!!- nie w Katowicach czy Honolulu. Zaproponowalam, ze jej pokaze mape ale nie chciala...

A potem juz kierunek - granica. Ku nieznanemu i kolejnym przygodom! :)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 04 lipca 2018, 22:27

W tym roku znow wyruszamy na polnocny wschod wiec mamy do przejechania całą Polske na ukos. Ostatnio bardzo nie lubimy dlugich tras po naszym kraju. Wszedzie na drogach tłum, rójka jakby wsadzic kij w mrowisko... Jadac przepisowo co chwile ma sie tira w zderzaku, ktory pufa, miga swiatłami a nieraz i trąbi aby podkreslic, ze mu sie spieszy i ma w dupie, ze jedziemy przez wies, ze stały ograniczenia do 40km/h a my śmiemy jechac niecałą szescdziesiatką… Szkoda, ze nie ma takiej opcji, zeby nadac auto na bagaz kolejowy np. do Suwałk czy Przemyśla a samemu siedziec sobie w przedziale, pic piwko, albo sie zdrzemnąc… A za kilka/kilkanscie godzin wysiasc z pociagu wraz z autem w miejscu docelowym. Jedynie slyszalam o takowych rozwiazaniach w Serbii… No coz.. marzenia marzeniami a rzeczywistosc jaka jest sie nie zmieni. Układamy wiec trase bocznymi, spokojniejszymi drogami. Dojazd do litewskiej granicy zajmuje wiec nam 3 dni.

Obrazek

Za Grabowem nad Prosną napotykamy miły sklep.

Obrazek

Obrazek

Zaopatrujemy sie tu w bułki z rabarbarem. Uwielbiam rabarbar! Jest zawsze dla mnie symbolem wczesnego lata, momentu rozpoczynających sie wakacji, biwakow i kąpieli we wszelakich bajorach. Siadamy na lekko nadpróchniałych ławach na zasklepiu. Przy innym stoliku obok zasiadło przy żubrze i harnasiu dwoch młodych miejscowych, ktorzy nad piwopodobnym trunkiem snują opowiesci z zagranicznych wojaży. Kazdy z nich kilka razy wyjazdzał na saksy gdzies na zachod. Jakas Anglia, Niemcy, Holandia przewijają sie we wspomnieniach chłopaków. Pierwszy z nich prawie zarykuje sie ze śmiechu na wspomnienie betoniarki, ktorą przewrócił bo sie o nią oparł odpalając papierosa. Naczynie było chyba dosc pojemne bo jak chlusneło na stojących/siedzących nieopodał kumpli to zalało ich totalnie. Reszte dnia juz nie pracowali, tylko czyscili z betonu podłoge i siebie. Niektorzy z włosow wydrapywali zaprawe jeszcze miesiac pozniej, albo musieli je obciąc. Drugi za to miał sukcesy przy wprawianiu okien. Nigdy tego nie robil ale wpisał sobie w CV - zeby ladnie wygladalo. Dobrze, ze nie doszlo do montazu tych okien w budynkach - przynajmniej nikt postronny nie ucierpiał. Koleś wiózł okna na przyczepce za swoim autem i na zakrecie zapomnial, ze ma przyczepke…. Nigdy nie jezdzil z przyczepą to i z glowy wypadło. A tam był słup… Ale i tak obydwaj z szacunkiem kiwają głowami nad Leszkiem. Nie dorastają mu do pięt. Leszek jest bohaterem ich wsi. Jest na ustach wszystkich. Leszek wypierdzielił dzwig. Do wody. Cos nim wyciągał z morza i stracił rownowage. Nic mu sie nie stało ale nie wrocil do domu. Ponoc za swoje wyczyny siedzi w zagranicznym pierdlu…

Troche smutno słuchac tych opowiesci, zwlaszcza opowiadanych z taką dumą i samozadowoleniem… Jakos od razu przypomniał mi sie pewien dowcip.. A moze to nie dowcip? Moze historia oparta na faktach?

“Diabeł złapał Polaka, Niemca i Francuza. Dał im po dwie metalowe kule i zamknal na dobe w kamiennej celi 2 na 2 metry. Obiecał, że ich wypuści, jeśli zrobią z tymi kulkami coś, co go zadziwi.
Niemiec za pomocą swojej skarpetki tak wypucował obie kulki, ze lśniły jak lustro.
Francuz nauczyl nimi żonglowac.
Polak jedną kulę zgubił, a drugą zepsuł…”

Na nocleg zatrzymujemy sie w znalezionym w zeszlym roku miłym miejscu biwakowym nad jeziorem Sarnowskim.

Obrazek

Od rana dzis mamy cieżki upał, opone chmur na niebie i jakby przedburzową przyduche. Ale burzy nie ma.. Ani dzis ani jutro.. Komary wypełzają ze swoich nor rozochocone widokiem niespodziewanej kolacji. Slychac ich narastający brzękot, ktorym daja znac kolejnym kumplom i kuzynom, ze dzis bedzie uczta. Otoz nie! Nie bedzie! Pobyt na tegorocznym Polesiu czegos nas nauczyl! Obkupilismy sie w kadzidełka. Zatykamy ich wiec kilka wokol naszego koczowiska tworzac zasłone dymną. Komary kwiczą z zalu ale nie mają odwagi sforsowac aromatycznego muru. Pewnie zgrzytają zębami (czy co one tam mają ;) ) ze złosci!

Jak upał i jezioro to i kąpiel bylaby wskazana. Jezioro Sarnowskie ma jednak od tej strony niezbyt dogodne ku temu brzegi - gęsty wał trzcin. No ale to przeciez nas nie powstrzyma przed szukaniem ochłody. Ide pierwsza próbujac wyłamac mały tunel. Dochodze do miejsca gdzie woda jest po szyje, a jestem w polowie trzcinowiska. Chyba jednak dzis nie popływamy. Taplamy sie wiec w tatarakowej zupie, bo taką i temperature ma jeziorko, nagrzewajace sie zapewne od poczatkow kwietnia. Kabak nie wie co zrobic z tą trzcinową kapielą, nie moze sie zdecydowac czy jej sie to podoba czy nie. Wsadzona w wode troche popłakuje, a chwile potem rechota i śpiewa. Ucieka na ręce i natychmiast zaraz domaga sie znowu brodzenia w lisciach w swoich nowych wodnych butach, zakupionych z myslą o kamienistych plazach Estonii. Chyba to bylo ciekawe doswiadczenie dla malenstwa bo jeszcze dwa dni pozniej opowiada, ze kąpała sie w jeziorze “a las kąpał sie razem z nią”...

Jest tez oczywiscie ognicho i dlugi sloneczny wieczor… Przynajmniej narazie wydaje sie nam, ze jasno do 22 to jest długo ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Budzimy sie wczesnie bo kolo 7:30. Z goraca i duchoty. Busio dziala jak szklarnia! Jestesmy ugotowani! Znow trzeba sie wykąpac w trzcinach… ;)

W wiosce Rabież Gruduski (a moze to byl Wiksin?) znow zasiadamy pod sklepem. Miejscowe żuliki znoszą kabakowi podarki. Jeden caluje ją w reke i opowiada, ze chcialby z nia ożenic swojego wnuka (wnuk ma 8 miesiecy). Zostajemy obdarowani lizakami, obrzydliwie niebiesko - fluoryzujacymi cukierkami i chrupkami z kartonu… A kabak oczywiscie wszystko chce od razu zjesc - no bo przeciez dostała! Co tu zrobic?? Na poczatek lody. No bo sie stopią. Ten argument kabak rozumie. Dla mnie tu jest wyraj! Mają moje ulubione lody Panda!!!!!!! Wokol gdakają kury i zazywaja piaskowych kąpieli. Jest bardzo przyjemnie.

Obrazek

Obrazek

Za Myszyncem znow zapodajemy przekąpke w bajorze.

Obrazek

Mała ta sadzawka, na mapie nawet nieznaczona ale w oczy wlazła. Zejscie jest piaszczyste, woda płytka, wreszcie kabak moze pobuszowac samodzielnie co z ochotą czyni.

Nasz cyganski tabor! Brakuje tylko nadprutej pierzyny, z ktorej lecą pióra gdy jedziemy. I zeby wokol plecaka łaziły dwie kury i jedna gęś. Moze kiedys udoskonalimy nasz dobytek?

Obrazek

Pylistosc okolicznych drog... Jakby mielona cegła?

Obrazek

W Radziłowie rzuca sie nam w oczy ryneczek. Wygląda jak po jakiejs klęsce zywiołowej. Poczatkowo wydaje sie nam, ze musiał tu szalec jaks huragan. A moze pożar? Rozmowa z miejscowymi szybko sprowadza nas na ziemie. To sie nazywa “remont rynku”. Kiedys byl tu normalny, cienisty park. Ale wedlug obecnej mody i standardow zdrowe drzewa w parku świadczą o “zdziczeniu”, “zaniedbaniu”, “zacofaniu”. Ladny, zadbany, nowoczesny park wyglada tak:

Obrazek

Obrazek

Naprawde nie potrafie tego pojąć, ze isnieją ludzie, ktorym sie to podoba. Ktorzy teraz patrzą z dumą i zadowoleniem na to miejsce? Moze wydaje sie im, ze to palmy i sa w tropikach?

Ale dzis jakos nikt nie chce rozkoszowac sie tą zadbaną patelnią. Mimo nowych ławeczek i wybetonowanych alejek. Kilku żuli, para staruszków i matka z niemowlakiem w wózku okupują dwie ławeczki w jedynym cieniu. Bo jedno drzewo w rogu cudem przetrwalo. Pewnie juz niedługo. Pewnie mu zrobią kęsim bo śmieci, zacienia i psuje wizerunek miasta….

Koło wsi Mścichy jest drogowskaz do punktu obserwacji ptaków. Czatownie na Stawach Milickich dały nam do zrozumienia nie raz, ze nasze preferencje sa czesto zgodne z upodobaniami zapalonych ornitologow. A godzina zbliza sie 18 wiec czas najwyzszy szukac miejsca na biwak.

Wyboista, pylista droga kluczy wsrod bagien. Gdyby nie fakt, ze cos jedzie przed nami, za nami i co chwile z przeciwka, bysmy byli pewni, ze za chwile wlepią nam mandat. Ta droga wyglada za dobrze!

Obrazek

Docieramy po 3 km pod niewysoką wieże widokową. Biały Grąd. Jestesmy w Biebrzanskim Parku Narodowym. Jak na razie to chyba moj ulubiony PN. Pierwsze spotkanie z nim to byla totalna wolnosc na tratwach. A dzis tez jest niezle. Wokol chodza stada krów i poją sie w Biebrzy. Na zakrecie rzeki miejscowi zrobili sobie kąpielisko. Ktos łowi ryby i sie za bardzo z tym nie kryje. Pod wieżą jest krążek po ogniskach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nieopodal w zagajniku wychodek.

Obrazek

Jakby kto lubił wygody i miekko w dupke to nawet na kanapie moze kimnąć! :)

Obrazek

Zostajemy! Informacja przyklejona do wiezy o koniecznosci zakupu parkowych biletow jest nieco niejasna. Czy dotyczy tylko dalszych szlakow spacerowo- kajakowych czy tego miejsca rowniez? Bilety kupuje sie przez internet przez jakas aplikacje, ktora nie działa. Toperz, jako ze jest osobnikiem o naturze bardziej praworzadnej ode mnie, dzwoni do rodziny aby sprobowala nam kupic te bilety. Ze stacjonarnego komputera we Wrocławiu dziala. Od razu przypomina mi sie Świerzowa w Beskidzie Niskim i “kup bilet przez sms”. Tylko zasiegu ni ma… Wot technika.. ;)

Idziemy popływac. Wszyscy kąpią sie przy wysokiej skarpie nie bez powodu. Na niskich brzegach jest zbyt duzo min krowich, a jako ze nurty rzeki je omywają to pewnie tez przechodza aromatem. Skarpy sa wczesniej no i krowy sa mądre, nog polamac nie chca.. Nurt jest bardzo silny. Ani sie zorientowalam jak mnie porwal i musze szukac powrotu w nieco innym miejscu niz wlazłam.

Obrazek

Obrazek

Gdy jestem w wychodku to przychodzi do mnie bocian. A potem drugi. Oswojone jakies?

Miejsce jest śliczne ale ciezko go nazwac ustronnym. Pod wieżą kręci sie wiecej osob niz przypuszczalismy. Zakochane parki, młodziez, piknikowicze, amatorzy kąpieli, rolnicy w traktorach, nawet pontoniarze. Rzeka zostaje wrecz zasypana zarciem przez wędkarzy, chyba celem nęcenia. Ryby chyba sa tu tak przeżarte, ze za cholere nie chwyca haczyka. Moze jednak pęcznieją od tej kukurydzy i same wypływają na powierzchnie, skad zbiera sie je rękoma? I trafiaja na talerz od razu w stanie faszerowanym? Troche sie czujemy jakbysmy koczowali w miejskim parku. No tak… Zapomnielismy, ze dzis niedziela… Od jutra bedzie juz chyba lepiej. Koniec weekendu a i wjezdzamy w tereny o ponad trzy razy mniejszej gestosci zaludnienia..

Obserwują nas nawet z powietrza - nad glowami lata jeden dron i dwa balony ;)

Obrazek

Wieczorem teren pustoszeje.

Obrazek

Zostajemy tylko my i komary. Ptactwa nawet tez jest troche.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zrobienie zdjecia kabaka na czasie dluzszym niz 1 sekunda jest zupelnie nierealne. Juz wiem skad ta opcja w niektorych aparatach pt. “dzieci i zwierzeta” ;)

Obrazek

Przed snem mamy jeszcze wielkie polowanie w busiu. 15 much i dziesiatki bzykadeł mniejszych i bardziej krwiopijnych. Dla kabaka to swietna zabawa. Gdy juz wszystkie “tufy” (tłum. tufa = mucha tzn. wszystko co lata, gryzie i sie to ubija) zostaja odlowione, kabak domaga sie otwarcia drzwi i wpuszczenia kolejnych. Zeby jeszcze mozna bylo pobiegac w kółko, poprzewracac starannie ulozone przez mame bagaze, popacac łapką krzycząc “bam bam!” ;) Ale co trzeba przyznac - komarow złapala chyba wiecej niz ja!

Gdy w poniedzalkowy poranek sune do wychodka, o 7 rano juz nieopodal stoi auto. Obok niego walają sie dziesiatki statywow, obiektywow gigantow do polowan na ptaki i jakis innych ustrojstw, ktorych przeznaczenia nie odkryłam. Poranni fotografowie chodzą wokol auta wkurzeni. Mimo tony sprzetu ptaki nie chca wspolpracowac. Jak tylko przymierzaja sie do fotki to ptaki spierniczają. No to wyjazd zmarnowany, nie bedzie cud - fotek! Na koncu języka mam sugestie, ze moze by odeszli gdzies dalej od parkingu, to moze wybor i ilosc ptactwa bedzie wieksza? W koncu sami na to wpadają, po dwoch godzinach biegania wokol rozstawionego przy samochodzie studia filmowego. Z podsluchanych rozmow wynika, ze wcale im sie tu nie podoba. Komary gryzą, do ptakow tez nie czuja specjalnej sympatii, kapiel w rzece ich nie pociaga. Liczy sie tylko “złoty strzał” (zwykle to okreslenie kojarzylo mi sie z czyms zupelnie innym niz fotografia ;) ) “nietypowy kadr”, ktory spowoduje odpowiednio profesjonalne i rozpoznawalne zdjecie. Nie wiem czy sa w pracy czy moze wymyslili sobie to jako hobby i spedzanie wolnego czasu? W koncu ubieraja gumiaki, zabieraja krzesełka i reszte 50 kg oprzyrzadowania filmowego - i ruszaja gdzies w bagna, zastanawiac sie caly czas “czy od wilgoci aparat sie nie zniszczy? Ostatecznie stawiają namiot maskujący kilkanascie metrow od auta. Ptaki dalej nie wspolpracują. Acz na krowy plener jest swietny!

Obrazek

Obrazek

W Osowcu wylazimy na jeszcze jedna podobna wieże, z ktorej widac niewiele wiecej niz z jej podnoza. Taka cecha wiekszosci nizinnych wiez.. Obok jest wysadzony bunkier.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Augustow i upiorną droge nr 8 omijamy przez wioski Puszczy Augustowskiej. W Rubcowie rzuca sie w oczy przystanek autobusowy. To juz nie wiata. To domek pełną gębą! W srodku drewnaina podloga, ławy, stoł, zamykane drzwi. Nawet jest komin, jakby dla pieca, ale paleniska nie zrobiono. Rokowałoby noclegowo! Jakbysmy taki znalezli w tym roku na Polesiu w czasie burzy - to pewnie bysmy zostali!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawałek przed granicą zjezdzamy na znaną juz sprzed dwóch lat szesnastke. Droge, którą walilismy pieszo nie mogac złapac zadnego stopa. Mijamy skret na Półkoty, ciepłe jezioro, w ktorym pływalismy z eco, knajpe, w ktorej czekał na nas Grześ, opuszczone przejscie graniczne.... Pół niegdysiejszego dnia, a dzis wszystko miga nam w oczach zbyt szybko by pozbierac mysli i przywolac wszystkie wspomnienia… Przed nami Litwa…

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 20 września 2018, 10:26

Wracając z Pribałtiki trasę przez Polske oczywiscie kontynuujemy bocznymi drogami. A jedna z nich wiedzie przez Gruszki. Kilka lat temu bylismy tu ekipą podczas naszych corocznych pieszych wędrowek dookola Polski. I jakims cudem przeoczylismy wtedy sklep. Jest on bardzo klimatyczny! A zwlaszcza stoliki na podsklepiu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A naprzeciw sklepu tez miłe, sielskie widoczki!

Obrazek

Obrazek

W jednej z kolejnych mijanych miejscowosci rowniez odwiedzam sklep, juz nie tak sympatyczny jak poprzedni, ale za to zapadający w pamiec nietypowym spotkaniem. Babeczka, która robi zakupy przede mną, zaczyna chwalic paznokcie sprzedawczyni. Że takie ladne, ze to jest wspaniale jak kobieta ma takie zadbane dłonie, ze jej nigdy jeszcze nie udało sie tak rowno pomalowac i tak dobrac koloru lakieru. Paznokcie sa oględnie mowiac średnie, nie brzydkie ale szału nie ma. Ale oczy sprzedawczyni zaczynają sie śmiać a jej zmęczona i ponura twarz natychmiast sie rozpromienia. Bardzo dziekuje za miłe slowa, chwile rozmawiają o roznych aspektach “manikirów”. Sprzedająca dziewczyna jest niezbyt ładna, chyba rzadko ludzie prawią jej komplementy.

Historia tego paznokciowego komplementu jakos nie daje mi spokoju. Coś mi nie gra... Juz dobry kawałek od sklepu zagaduje babke, ktora, tak sie złozylo, idzie w tą samą strone co ja. “Przepraszam bardzo, ale z tymi paznokciami to bylo tak na serio?”. Tamta lekko sie uśmiecha. “Nie do konca. Należe do Świadków Jehowy. Od pół roku mamy takie postanowienie na naszych zgromadzeniach, ze przynajmniej dwa razy dziennie musimy komuś powiedziec cos miłego i sprawic mu radość. A jak widziałaś ta sprzedawczyni bardzo sie ucieszyła”. I dodaje patrząc na mnie wymownie” “A ty chyba bardzo znasz sie na ludziach?”. Pytam wiec czy to realizacja postanowienia dziennego nr 2?? Tamta zaczyna sie juz śmiać porzadnie. “Wiesz, najlepsze jest to, ze jak robisz cos codziennie od pol roku to zaczyna ci to wchodzic w krew i potem przestajesz juz o tym myslec, przestajesz rozwazac to w kategoriach spelnienia postanowienia”.

Nie znałam takiego aspektu działalnosci tego religijnego odłamu. Na pewno to lepsze niz chodzenie po domach, smędzenie i nagabywanie.

Długo jeszcze potem myśle o tym spotkaniu, wpatrując sie w meandrującą polami szose. Czy lepsza szczerosc i brutalna prawda czy fałszywy i lekko naciągany komplement? Czy moze świat bylby fajniejszy gdyby wiekszość ludzi rowniez zrobilo sobie takie postanowienie? Czy moze warto jakies aspekty takich zachowan wcielic i we własne zycie? I jakos nie znajduje jednoznacznej odpowiedzi i rozwiazania…

Tabliczka z dawnych lat, w zakątku gdzie zatrzymał sie czas...

Obrazek

Obrazek

Zmierzamy w strone Jedwabnego. Niektorym kojarzy sie ono z gąsienicami, morwami i zwiewnym materiałem, innym z aspektem zgoła odmiennym. A nam sie kojarzy z promami! Bo w okolicy mam na mapie znaczone trzy dziwne promy na Biebrzy. Są zaznaczone na atlasie samochodowym, połozone są dosyc blisko siebie, a do dwóch z trzech nie dochodzi zadna droga - przynajmniej taka, ktorej głownosc zauwazyłby ogolnopolski atlas. Czy one w ogole istnieją? A moze ktos sie pomylił znakując je akurat tutaj? Jedziemy obczaić pierwszy z nich, połozony na obrzezach wioski Rutkowskie. Prom jest. I przypomina raczej tratwe. Rzeka jest tutaj bardzo wąska. Nie ma na promie nikogo z obsługi. Za nim tylko równa połać bagien. Chyba pływadło słuzy jedynie do transportu krów na pastwisko. My zwykle tez lubimy sie paść na bagnach, ale chyba akurat w tej sytuacji nie bardzo bysmy mieli pomysł co tam ze sobą zrobic. Nawet jakby ktos zgodził sie nas tam przewiezc. Węgierska metoda pt. “Fajne noclegi są zawsze koło promu” - tu akurat postanowiła nie zadziałac. Dwa pozostałe promy sobie odpuszczamy - zapewne wyglądają podobnie i mają zasieg oględnie mówiac - bardzo lokalny.

Obrazek

Obrazek

Mijanka. Nie wiem czemu przypomniał mi sie dowcip “Rzeka jest tak wąska, ze jak mijają sie dwie ryby to jedna musi wyjść na brzeg”.

Obrazek

Wpadamy tez na opuszczony autobus zarosły juz wysoką trawą... Przegubowy PKS, to chyba nie zdarzało sie tak czesto?

Obrazek

Noclegu szukamy koło Myszyńca. Planujemy rozłozyc sie gdzies nad jeziorkiem gdzie pluskalismy sie ponad 2 tygodnie temu. Ale zupelnym przypadkiem odkrywamy wiate myśliwską w cieniu wielkiego dębu. Miejsce odsuniete od drogi i z zadaszeniem, co przy obecnej pogodzie moze sie w kazdej chwili przydac.

Obrazek

Obrazek

Ognisko mamy malutkie. Drewno jest tak mokre, ze jedynie sie tli i dymi na potęge.

Obrazek

Kolektywne dmuchanie w ogien :)

Obrazek

Gdy idziemy juz spac w lesie migneły świecące oczy. Kabaczę bardzo to zafascynowało. Potem świeci w oczy wszystkim swoim maskotkom i smuci sie, ze ich oczka nie błyskają odpowiednio w ciemnosci.

Kolejny biwak wypada nam w okolicach Sarnowa. W lesie mozna znalezc ciekawe rzeczy - jedni trafiaja na grzyby, inni na maliny, a jeszcze inni na przyrząd do puszczania baniek. I to jakis taki wypaśny - wygląda jak miecz! Szybko sie wprawdzie zepsuł, ale troche radosci bylo!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem są inne atrakcje. Na szczescie te uciekły a nie “zepsuły sie” ;)

Obrazek

A to juz klimaty klasycznie dolnoslaskie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Busio dojechał grzecznie do domu. Skrzynia wytrzymała. Gdzies na wysokosci Bierutowa szlag trafił piątke. Ale to juz wtedy, gdy dwucyfrowa ilosc kilometrów dzieliła nas od domu :)
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 12 sierpnia 2019, 19:11

Gdy znów nadchodzi czerwiec, a przed nami 3 tygodnie wolnego, podobnie jak rok temu, obieramy kierunek na Estonie. Urzekł nas ten kraj wiecznego dnia, gdzie latarki zabieramy tylko z myślą o zwiedzaniu bunkrów i podziemi. Teren pełen klimatycznych biwakowisk, otwartych chatek, bagiennych jezior i poradzieckich ruin. Pewnie wrócimy tam jeszcze niejeden raz. Jako że pospiech jest tym, czego nie lubimy najbardziej, droga do Estonii zajmie nam pewnie koło tygodnia. Sam przejazd przez Polske to pewnie bedzie 2-3 dni, wiec staramy sie obczaić po drodze conieco do pozwiedzania, a i jakies miłe miejsca, aby wieczorem zasiąść przy ognichu.

Pierwszy nocleg tegorocznej wyprawy w północne kraje, jako że piątkowy, to wypada niedaleko - jakos w rejonie Kalisza. Nad Prosną, wśród pól, znajdujemy miłą trawiastą zatoczkę położoną przy zakolu rzeki. Jest stroma skarpa, jest mini plaża z piachu o barwie błotnistej, w którym kabaczę już w 5 minut daje rade sie utytłać od stóp do głow. A myślalam, ze pierwszego biwaku nie bede zaczynac od prania ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Roślinność jest tu strasznie bujna, zejscie z drogi skutkuje zapadnięciem sie w chaszcz po szyje lub wyżej, wiec kazde wyjscie na “grubszy” kibelek powoduje bąble po pokrzywach również w okolicach uszu. Zarośla często gdzieś na swym spodzie kryją bagienko lub inne wodniste rozlewiska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Początkowo nad rzeką kręci sie jakas obłapiająca sie mocno parka, ale nasze pojawienie sie chyba krzyżuje im plany, bo zaraz sie zmywają, rzucając w naszą stronę nieco nienawistne spojrzenia. Kilkukrotnie juz zauważyłam, że na wszelakie zakochane parki, mające plany plenerowego baraszkowania po krzakach czy wiatach, nic nie działa tak irytująco i odstraszająco - jak taka urocza rodzinka z dzieciaczkiem jak my! Czemu? Nie wiem czy oczyma wyobraźni zaczynają w taki moment widziec swoją przyszłość - a z jakis przyczyn wolą jej nie widziec - czy widziec ją zupelnie inaczej?

Zachód słonca obserwujemy wiec już tylko w składzie trzyosobowym.

Obrazek

Chociaz nie - pomyliłam się. Cały czas towarzyszy nam wędkarz, tkwiący w chaszczu po drugiej stronie rzeki. Facet z siwą brodą, w moro kapeluszu. Na zielonym krzesełku, z wędką na stojaczku i puszką piwa w dłoni. Klasyczny element letniego krajobrazu krain nadwodnych w naszej szerokosci geograficznej. Początkowo wiec nie poświecamy temu zjawisku zbyt duzej uwagi. Jednak im czas bardziej pełznie do przodu, tym bardziej przykuwa wzrok niezmienność obrazka za rzeką. Po kilku godzinach zaczynam sie juz poważnie zastanawiać, czy obserwowany obiekt nie jest jakąś atrapą, jakąś artystyczną konstrukcją wyciętą z plastiku lub kartonu? Rano, gdy wstajemy, strażnik nabrzeża wciąż tkwi na swym posterunku. Czy siedział tam również nieruchomo w nocy? Czy jest prawdziwy czy wypchany? (Kabaczek proponował rzucic kamieniem w omawiany obiekt ;) no nie można odmówić temu pomysłowi sensowności - dużo niewiadomych mogłoby sie szybko wyjaśnić ;) ) Czy może powinniśmy jednak przedostac sie jakoś na drugą stronę rzeki i sprawdzić czy koleś np. nie zasłabł? Rożne myśli chodzą po głowie... Choć po kilkunastu godzinach to chyba i tak już nie miało znaczenia...

Początkowo plan jest dojechac do wieży nad Biebrze. Ale zarówno nasz styl jazdy, jak i mozliwosci busia tego nie umożliwiają. Śpimy wiec w znanym i lubianym miejscu koło Myszyńca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Biebrze odwiedzamy dnia kolejnego. Obok jest most kolejowy z malowniczymi kratownicami i ścieżką wijącą sie w jego cieniu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jeszcze rzut oka na moje ulubione słupy!

Obrazek

Wieża, wiatka, miejsce na kąpiel, ognisko i wyboista droga. Cóż chcieć wiecej! No ale wczoraj bylibyśmy tu juz grubo po zmroku.. Wiec zjawiamy sie tu na obiad i przekąpke! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A w ogole to miejsce znalazłam przypadkiem. Siedząc w powrotnym pociągu z tegorocznej Suwalszczyzny, gapiłam sie w deszczowy świat za oknem i nagle migneło mi to… Wiatowe daszki, rozlewiska rzeki. Zbyt krótki moment aby dokładnie przeanalizowac i obejrzec, ale wystarczająco długi - by zapamiętac i postanowic, ze tu trzeba niebawem wrócic!

Na obrzeżach Lipska oceniamy przydatność noclegową opuszczonej stacji benzynowej, która wypada całkiem wysoko! Duzo zadaszen, osłonieta od drogi, między starymi płytami są nawet ślady po ogniskach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W razie deszczu - obok stoi budyneczek z pustaków.

Obrazek

Obrazek

W dali majaczą bunkry!

Obrazek

Na stacji benzynowej jeszcze nie spałam! Ale póki co godzina jest młoda - wiec suniemy ku Litwie.

Na ostatniej stacji benzynowej przed granicą kłębi się straszny tłum. Okazuje sie, ze sprzedają tam nawet ryby w puszcze, chleb i kabanosy! Kupują głownie Litwini. Albo oni tez mają niehandlowe niedziele, albo u nas jest na tyle taniej?

Sam poczatek wyjazdu to zawsze czas najwiekszej radości, bo jeszcze wszystko przed nami! Gęby sie więc cieszą do przygód, ktore na nas czekają gdzieś w tej sinej dali, ku której zmierza dzielny busio! :)

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
jedrek4
Turysta
Turysta
Posty: 157
Rejestracja: 26 września 2018, 19:27

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: jedrek4 » 13 sierpnia 2019, 8:35

Pomysł z sprawieniem przynajmniej dwóch komplementów/dobrych uczynków dziennie uważam za genialny!
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 13 sierpnia 2019, 11:03

jedrek4 pisze:
13 sierpnia 2019, 8:35
Pomysł z sprawieniem przynajmniej dwóch komplementów/dobrych uczynków dziennie uważam za genialny!
No nie? Na mnie to tez zrobilo wrazenie!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Przez Polske ku północy...

Post autor: buba » 19 listopada 2019, 19:59

Na nocleg zajeżdżamy już do Polski. Do Wiżajn. Co jest największym błędem wszechczasów. Myślałam, że będzie w porządku. Środa, więc nie weekend.. Ciche, spokojne biwakowisko za wsią.. Byliśmy tu w połowie maja, wędrując po Suwalszczyźnie na naszej corocznej wycieczce wzdłuż polskich granic. Tylko my, wiata z kominkiem i żywej duszy… Miejsce wydawało się piękne - tylko dopizgało nam masakrycznie. Całą noc spędziłam na bieganiu w kółko, grzaniu sie nad palnikiem i piciu wrzątku. Butla się prawie wyczerpała, wypierniczyłam sie na na korzeniach przy plaży i poparzyłam język, a nie udało sie rozgrzać na tyle aby móc zasnąć.. ;) Patrzyłam wtedy w lodowatą ciemność zalegającą wszędzie wokół, w równą tafle jeziora, okoliczne zagajniki i rozmyślałam - jak tu cudownie musi być jak jest ciepło.. Myliłam się.. W ciepły czerwcowy dzień wspominałam z rozrzewnieniem ten niezwykły klimat majowej pustki.. Ech.. człowiekowi to nie dogodzi.. ;) Ciągle mu źle ;)

Wracając do naszego czerwcowego biwaku. I środy.. Zapomniałam, że jutro jest Boże Ciało.. Zaczyna się więc jeden z gorszych długich weekendów i związana z tym rujka jak Polska długa i szeroka… Trza było zostac na Litwie (i np. dalej szukać naklejek! :P )

Dziś na biwakowisku sa trzy kampery, motocyklista z namiotem, co chwile ktoś biega z psem w kółko polanki (koniecznie tak, żeby pies ocierał sie za każdym razem wszystkim o nogi). Jakiś koleś buduje minisiłownie i się na niej pręży, przechadzają sie dziewczęta prezentując swe wdzięki. Dwóch facetów oblizuje się na pomoście. Ekipa młodzieży szykuje jakieś urodziny i nie przejmując sie, że siedzimy w wiacie, zaczyna nam ustawiać dyskotekowe głośniki prawie na głowie. Atmosfera gęstnieje stopniowo.. I gdy jest już odpowiednio zgęstniała aby podjąć akcje “ewakuacja gdziekolwiek” - jesteśmy uziemieni. Wypiliśmy wino.. A tymczasem młodzież załącza bumboksy. Dziadki z kamperów chowają leżaczki i barykadują sie w swoich domkach, opuszczają żaluzje, a jeden załącza silnik, na którym będzie stał cała noc (może ma zagłuszacz??) Obmacujący sie na pomoście kolesie zaczynają się drzeć jakby ich ktoś obdzierał ze skóry (może obdzierał? nie szłam sprawdzać ;) ) Bawiąca się młodzież rusza w trase autem, w kółko po łące, prawie rozjeżdzając namiot motocyklisty. Motocyklista przenosi namiot w inne miejsce. Klinuje go tak, że z jednej strony przytyka do skarpy, z drugiej do ławki, a pozostałą część osłania swoim motorem. On też chyba jest zły, że wybrał na biwak to miejsce.. I myśle, że gdyby nie ten czteropak Żubra to też by stąd spierdzielał w siną dal...

Impreza młodzieży od początku się nie klei. Od razu pokazuje się rozłam na dwie ekipy. Jedna chce pokazać drugiej, że dobrze się bawi (tzn. głośno). Druga część jakby miała misje im tą impreze rozwalić. Do drugiej ekipy przyjeżdzają posiłki. Stawiają swoje głośniki. Techno kontra ruskie dicho….

A tam gdzieś, nie tak bardzo daleko na północ stąd, są ciche i klimatyczne biwakowiska RMK… Są leśne chatki, gdzie przy wychodku biegają gęsiego kuny i w ścianach szurają myszy.. Gdzieś tam w cieniu wiatraka giganta leżą w morzu bunkry, wstrząsane bijącymi o nie falami.. Mamy to w oczach, mamy to w głowach, mamy to w duszy.. Dopiero co tam byliśmy… Czemu powroty ze wschodu zawsze muszą być takie traumatyczne? Czemu wjeżdżając do ojczyzny przeważnie musimy dostać z samego poczatku tak solidnie w łeb, że ciężko sie pozbierać?

Można więc powiedzieć, że składnik ludzki dziś z lekka nie dopisał. Jak zawsze widać musi być równowaga - przyroda stara się zrekompensować niedogodności. Zachód słonca jest dziś wyjatkowo malowniczy. Dobre i to... na pocieszenie i otarcie łez ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rano dopisują też zające!

Obrazek

Obrazek

Jadąc w strone domu odwiedzamy jeszcze opuszczoną szkołę niedaleko wsi Wojtokiemie...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzieś przy drodze napotykamy taki krzyż, czy to może kapliczka? Nie wiem jak toto nazwać.. Ale jakoś rzuca się nam w oczy.. Ciekawe, czy wiąże się z nia specjalna jakaś historia?

Obrazek

Obrazek

Kolejnego wieczora dojeżdżamy w rejony gdzieś pod Augustowem. Nie wiem jak my to zrobiliśmy, że jechaliśmy cały dzień - a patrząc na mape prawie się nie przemieściliśmy ;) Ale widać tak czasem bywa. Czasem jakoś “droga nie idzie” ;) Wiec dziś śpimy nad jeziorem Paniewo.

Obrazek

Limit hałasu wyczerpaliśmy widać już wczoraj - kolejne noclegi będą przyjemne, przepełnione jedynie dźwiękami lasu..

Na biwakowisku znajdujemy poziomkową skarpę. Od dawna mam wrażenie, że poziomki jakoś zanikają. Coraz trudniej je znaleźć. A tu nagle bum! Jakby przyszedł z wiadrem to by napełnił. Żremy garściami. Najbardziej używa kabaczek. Zastanawiamy się czy nie pęknie ;)

Obrazek

Biwakowe klimaty...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz dzisiaj nastąpiły też “atrakcje dodatkowe” o wydźwięku... hmmmm... jakby to powiedzieć? nie do końca pozytywnym... ;) A było to tak: na którymś etapie wieczora zaczęły straszliwie kąsać komary. Pojawiły się ich, nie wiedzieć skąd, całe chmury. Postanowiliśmy odpalić kadzidełka. Przyniosłam je z busia, ale zapomniałam zapalniczki. Planuje więc odpalić od ogniska. Ale ognisko przygasło. Próbuje go rozdmuchać, ale trzeba by chyba coś dorzucić. W ręce trzymam kadzidełka. Ręce są mi potrzebne do zbierania chrustu. Swoim głupim przyzwyczajeniem wkładam więc kadziedełka do gęby - trzymam zębami za drewniane patyczki. Zbieram patyki, wrzucam do żaru. Pewnie zaraz się zajmie… Ale chce wrzucić jeszcze jakiś grubszą gałąź. Znajduje jedną, planuje ją złamać na pół. Łamie na kolanie.. Gałąź jest gruba, ciężko idzie to łamanie. Natężam się z całej siły, pochylam do przodu. Gałąź pęka, kolano leci do góry i… uderza w trzymane w gębie kadzidła z takim impetem i siłą, że trzymane w zębach drewienka wbijają mi sie w podniebienie… Jest to taki moment, że naprawde mi sie wydaje, że to już jest koniec.. Że wybiła moja ostatnia minuta na tym padole, a kadzidełka wbiły sie do mózgu albo gdzieś w oczy od środka.. Bo widze tylko jakieś światło i przesypujące się jakby drobinki brokatu.. Wszystko jakby zwolniło, zastygło, a świat zewnętrzny przestał mieć znaczenie.. Nie wiem jak długo to trwa.. Po chwili obraz wraca i widze zaniepokojonego toperza i kabaka pytających “buba żyjesz?”, “co się stało??”. Ostatecznie sprawa potoczyła sie dużo pomyślniej niż się początkowo wydawało. Kadzidełka nie wbiły sie prostopadle, tylko z lekka ukośnie i po prostu przejechały przez całe podniebienie dosyć głeboko, ale nie wbiły się, teraz leżą na trawie. Jak to dobrze, że kupiłam te osadzone na drewnie, a nie na metalu! Też takie były, miałam je w ręce ale odłożyłam… Nie chce w ogole myśleć co by było, gdybym kupiła wtedy te drugie… Wciąż, nawet teraz, gdy pisze tą relacje po kilku miesiącach, nawet teraz robi sie słabo na samą myśl… Czochrające drewienka odcieły 3 kawałki skóry, takie chyba na 5 cm długie, które teraz mi wiszą i wchodzą do gardła.. Łaskoczą mnie w gardło i lekko niedobrze mi sie od tego robi. Toperz mi je (te płaty skóry) ostatecznie odcina nożyczkami do paznokci. Ciężko jest uciąć coś komuś prawie na głębokości migdałków - więc proces trochę trwa.. Jakby ktoś obserwował to z boku, nie znając kontekstu - to ja naprawde nie wiem co by sobie pomyślał. Kabaczę cały czas biega wokół wznosząc okrzyki: “ja też, utnij też mnie!” i otwiera buzie. Sytuacja jest tak absurdalna, że zaczynam się śmiać, co powoduje, że toperz prawie wbija mi nożyczki w policzek od środka… Uffff, płaty skóry odcięte.. Ide wypłukać gębe łotewską wódką. Coby sie w to jakie zakażenie nie wdało.. Te kadzidełka leżały 3 tygodnie pierdzielnięte na podłodze w busiu, a tam czysto to nie jest… Płukam, pali żywym ogniem.. Marnotrastwo robie straszliwe bo raz po raz cały wielki łyk wódki wypluwam. Ale na tym etapie to już raczej nie wódka, ale nalewka “wampirówka”, a na takową niezbyt mam ochotę.. Ale będę żyć! To najważniejsze! Bo już miałam bardzo poważne wątpliwości... Naprawde mam poczucie jakbym się narodziła na nowo. Jakby ktoś dał mi drugą szanse! Jakby było naprawde blisko do czegoś bardzo złego.. Gdyby to wbiło sie 2 cm głebiej, tam gdzie podniebienie zaczyna być miękkie… Mogłoby być znacznie mniej wesoło.. Z jedzeniem mam problemy jeszcze przez około 3 tygodnie. Ciągle mi się to rozłazi, sączy nieprzyjemnym smakiem. Płukam szałwią, dentoseptem i wodą utlenioną.. Acz to pierwsze, ogniste płukanie wódką nad jeziorem najbardziej zapada mi w pamięć…

Dobrze, że się przynajmniej nażarłam jak bączek tych poziomek.. Apetycznie pachnący boczek zje toperz i kabak ;) Wypiją też mój przydział herbatki i wina.. Ja poprzestane przez jakiś czas na wodzie.. Nie żeby picie wody nie bolało, ale dużo mniej niż inne trunki ;)

W nocy słabo śpie. Mam lodowaty nos. Dziwne uczucie. Nigdy takiego nosa nie miałam. Nawet w mroźną zime... Jakby cała gęba mnie paliła z gorąca, jakbym miała solidną goraczke, a nos był lodowaty i zaraz miał odpaść z tego zimna. Potem takie zimne robią mi sie oczy od środka. Ale tylko jak mam zamknięte. Jak otwieram to się ogrzewają. Potem zaczynają mnie boleć wszystkie zęby. Wszystkie naraz.. Kurde, co mi sie stało??? Masakra jakaś! Ostatecznie udaje się w końcu zasnąć… ale sny męczą nieco dziwne.. tzn. jeden sen. Zaczyna się różnie, ale kończy zawsze tak samo - że dostaje w twarz meduzą.. Dużą, oślizgłą meduzą.. Budze się dość wcześnie… Chyba przestała działać tabletka przeciwbólowa, bo chce mi rozerwać pysk.. Ale jest ok, bo te meduzy to już mnie nieco wkurzać zaczęły ;)

Szramy na podniebieniu w postaci gór i dolin juz zostaną mi chyba na całe życie.. Ot.. pamiątka podaugustowskich wieczorów.. ;) I dobra przypominajka, że gęba to jednak nie trzecia ręka...

Kolejny biwak zapodajemy nad ulubionym jeziorem Sarnowskim.

Obrazek

Jest akurat po solidnej burzy, wszędzie ziemia jest nasiąkła wodą, a powietrze taką typową, poburzową świeżością. Na całym biwakowisku widać ślady bytności ludzi, których chyba owa burza przepędziła - bo znikneli bez śladu. Musieli uciekać chyba w niezłej panice.. A może nie przed burzą uciekali? Może goniło ich coś innego? Bardziej przerażającego? ;) Jest naciągnięte sporo drewna na opał. W krzakach leżą dwa krzesełka wędkarskie. A wokół zagasłego ogniska (po osmoleniu dużych bel widać, że paliło się spore) leży dużo jedzenia. Ziemniaki, kaszanki, kiełbaski, rzodkiewki, ogórki, pomidory.. Kilka puszek niedopitego piwa marki Piast… Jedzenie wygląda na całkiem świeże, kiełbaski pachną apatycznie. Mamy jednak pewne opory aby je zjeść.. Może jest zatrute? Albo chociaż obsikane? ;) To co leży rozwłoczone wokół ogniska zbieramy w znaleziony karton i odkładamy nieopodal. Może jaka zwierzyna sie pożywi, a my nie będziemy musieli siedzieć w takim kompostowniku. Drugie tyle żarcia leży wywalone na skarpie.. Wyrzucone dobre jedzenie to zawsze dla mnie taki smutny widok.. Czemu ktoś to wywalił? Jeśli było tak jak przypuszczamy - ekipa przyjechała na impreze, ale przegoniła ich burza - to dlaczego nie zabrali jedzenia? Mogli je przecież zjeść w domu, tego albo kolejnego dnia???

Obrazek

Dzięki suchemu drewnu z busia rozpalamy ognisko. Wśród parującego lasu pachnącego wilgocią snują sie dymy… Tak spędzamy ostatni terenowy wieczór naszej czerwcowej wycieczki ku Pribałtice...

Obrazek

Obrazek

Ciemna, polska noc... nie to co w Estonii bywało! ;)

Obrazek

Obrazek

Wieczorem zaczyna padać, ale jednocześnie temperatura jakoś irracjonalnie się podwyższa. Nabieramy ochoty na kąpiel… Nie wiem czemu, ale uwielbiam się kąpać w deszczu. Wtedy woda jakoś inaczej (lepiej?) pachnie. Teraz jeszcze otacza nas noc. Czasem przeleci jakiś zdezorientowany, zmokły świetlik… Tak… Nie ma nic piękniejszego jak czerwcowa noc.. To chyba pierwsza kabacza kapiel w ciemnościach. No i w deszczu. Maleństwo jest zachwycone, patrzy w wode ślepkami okrągłymi z zachwytu. Nie hałasuje, nie kwiczy, nie pluszcze - jak zwykle ma w zwyczaju podczas jeziornych kąpieli. Jakoś chyba wciąż nie wierzy, że dostąpiła takiego zaszczytu - kąpieli de lux, dawniej zarezerwowanej tylko dla dorosłych. Gdy już ją wycieram w ręcznik mówi: “mamuś, ja to jezioro zapamiętam na zawsze”. Cóż… Zapytam za 20 lat ;)

Ranek wita nas pogodny i ciepły. Po burzach nie ma śladu. Znów się kąpiemy. Ale ta kąpiel jest taka normalna, taka nijaka.. No my, woda, słonce.. Nie ma tej wczorajszej magii, którą wciąż mamy w pamięci..

Obrazek

Obrazek

A! I dopiero teraz zauważyłam jakieś dziwne konstrukcje na drzewach! Co to jest? Dosyć wysoko. Zrobione starannie. Patyki, beleczki i wyplatane coś ze sznurka. Domek na drzewie? Hamak? Jakby posadzić na tym kuper to na bank by sie urwało.. Taki cienki, plastikowy sznurek.. Ki diabeł? Widać, że ktoś się napracował!

Obrazek

Obrazek

Po drodze zawijamy jeszcze nad jedno jeziorko, do jednej leśnej wiaty - koło Bogdałowa. Ale juz tu nie nocujemy… Może innym razem?

Obrazek

Obrazek

Obrazek
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ