Co robią duże dzieci pierwszego września.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Co robią duże dzieci pierwszego września.
Jest pierwszy września, dzieci idą do szkoły. Natomiast te duże dzieci robią co chcą. Na przykład heathcliff jedzie na Słowację i będzie uczył się Wysokich Tatr. Ma być ostatni dzień pogody, która późnym popołudniem według prognoz ma się zepsuć. Pierwsza lekcja bardzo trudna. Jak zaparkować bezpłatnie w Szczyrbskim Plesie. Wygląda na to, że tylko na dnie jeziora. Trzeba więc przyswoić informacje o opłacie, pobrać bilet i szlaban wędruje w górę. Słońce zaczęło wschodzić. Wydaje się, że to dobra pora na wyjście w teren. Obrany cel to Bystra Ławka, wiem dlaczego tak ją nazwano. Przepływa przez nią ogromna ilość dzieci gór. Ja dzisiaj jestem jednym z nich. Chcę "przysiąść w Ławce", by nauczyć się czegoś nowego. To tyle tytułem wstępu, a reszta na rozdaniu świadectw
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
swego czasu za darmo stałem w okolicach kościoła
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
to to to jakiś obłęd Tatrzański dopadł naszego Mareczka:)
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
Jak już wspomniałem, wczesne wyjście wydaje się być dobrą decyzją. W moim przypadku nie do końca tak było, ale tylko dlatego, że góry to miejsce gdzie powinno się chodzić przynajmniej z jednym towarzyszem lub jak kto woli w dwójkę. Przekonałem się na własnej skórze, że taki błąd może kosztować. Ile? Tylko tyle, że można nie wrócić albo wracasz jak cię znajdą. Oczywiście zawsze jest jakieś wyjście i wystarczy poczekać na jakąś grupkę, która będzie szła w tym samym kierunku. Okoliczności w jakich się znalazłem spowodowane były wyłącznie z mojej winy. Przeważnie w sytuacji, gdy idę sam nucę pod nosem, coś głośno się powie, rzucę kamieniem na szlak, daję znak swojej obecności. Tym razem błądziłem myślami gdzieś po grani i o tym zapomniałem. Przez to niedopatrzenie, ja i niedźwiedź weszliśmy sobie w drogę. Nie była to sytuacja stykowa, bo dzieliło nas około dwadzieścia metrów, ale on stanął jak wryty, ja zresztą też. Akurat miałem w ręce aparat i trzęsącym kciukiem naciskałem spust jednocześnie się wycofując. Niedźwiedź zrobił dwa obroty, jeszcze raz na mnie popatrzył przez dobrą chwilę. Gdy zszedł ze szlaku w wysoką kosówkę częściowo odetchnąłem. Nadal wycofując się chowam aparat, rozpinam plecak i po około trzydziestu metrach słyszę łamanie kosówki z coraz większą siłą, a gdy widzę jak chwieją się jej czubki blisko mnie jestem przerażony. Myślę, zachodzi mnie z lewej strony, albo są dwa. Ten wyglądał na wyrośniętego młodziana, a trzask kosówki podpowiada mi, że to jakieś wielkie bydlę. Wiem, że nie mogę biec, ale to jest strasznie trudne do wykonania. Przyszło mi do głowy, że jak ja go nie widzę, to tym bardziej on ze słabym wzrokiem. Zacząłem więc odbiegać na palcach i do teraz nie potrafię tego zrozumieć. Zatrzymałem się, nie słyszę trzasków. Wracam do miejsca obumierającego lasu. To czy był jeden czy dwa pozostaje tajemnicą, ale jak był jeden to darował mi w miejscu pierwszego kontaktu, a potem zmienił zdanie. Przez dobre pół godziny odczuwałem to spotkanie. Ochłonąłem, ale sam dalej się nie ruszę, po prostu się boję. Po chwili słyszę dochodzącą rozmowę. Idzie czwórka osób. Słowacy. Ostrzegam ich o niedźwiedziu i pokazuję zdjęcia. Z tej grupy przejęła się tylko kobieta, faceci jak zawsze myślą, że są ze skały. Ja też tak myślałem, ale przed chwilą byłem jak z waty, tak nogi mi chodziły. Teraz odezwała się znowu chęć zdobywcy i jest na tyle silna, że idę z nimi.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
- Debeściara
- Członek Klubu
- Posty: 59
- Rejestracja: 13 maja 2013, 15:22
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
Barbórka, oj tak. Ten obłęd najbardziej objawia się jak ciągnie go w góry, a te jego spotkanie z misiem, hmm muszę się zastanowić.
W górach jest wszystko co kocham - czyli mój mąż
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
no powiem Wam, że mną ta historia z misiem wstrząsnęła - nic przyjemnego, chociaż ujęć sporo jak na taki moment zagrożenia
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
Proszę państwa, oto miś.
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie państwu łapę poda.
Nie chce podać? A to szkoda.
Miś jest bardzo grzeczny dziś,
Chętnie państwu łapę poda.
Nie chce podać? A to szkoda.
>Nec temere, nec timide. Bez zuchwałości, ale i bez lęku.<
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
>Pielęgnujcie przypadkową życzliwość i piękne czyny pozbawione sensu.<
>Kobiety nie zmienisz-możesz zmienić kobietę ale to nic nie zmieni <
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
wygląda na podnieconego "nastolatka". groziło Ci co najwyżej cudzołóstwo.
I never saw a wild thing sorry for itself. A small bird will drop frozen dead from a bough without ever having felt sorry for itself.
W życiu nie trzeba wiele, żeby wy...dolić się na ryj. Wystarczy iść do przodu.
W życiu nie trzeba wiele, żeby wy...dolić się na ryj. Wystarczy iść do przodu.
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
...tyle, że jeden jego "przytulas" wyciśnie ze mnie więcej, niż ja sam potrafię
post wysłany ze Gniezna
post wysłany ze Gniezna
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: Co robią duże dzieci pierwszego września.
Są takie momenty, kiedy fotograf jest świadom ryzyka, byle mieć dobre ujęcie. Te pięć zdjęć zajęło mi pięć sekund
ciąg dalszy tej wycieczki...
Słońce oświetla granie rodząc myśl o złocie dla zuchwałych, pięknie się mieni nic tylko garściami brać.
Dochodzę do Stawku Pod Skokiem. Słowacka ekipa tutaj zostaje na odpoczynek, a ja idę trochę wyżej pod wodospad Skok. Obecnie ma słabą moc i nie wywołał we mnie szczególnego zachwytu. Szczęście takie, że wcześniej były dwa duże cyce, z których jeden miał wyraźnie pobudzony sutek.
Nabieram wody do butelki, bo w moje poczynania wkradł się chochlik i całe półtora litra zostało w aucie. Gdy już prawie osiągam próg z którego opada wodospad, próbuję coś jeszcze zdjęciowo z niego wycisnąć.
Wychodząc na piętro doliny ponad wodospad mam teraz do czynienia z płytami skalnymi i większą ilością kamlotów, które nie stanowią żadnego problemu. Relaksująco z nogi na nogę wzdłuż strumienia Młynica, krocząc po zanurzonych głzkach dochodzę do Stawku Nad Skokiem.
Mogę powiedzieć, że jet tu sympatycznie ze względu na ujawniające się z każdym krokiem wyrastające granie. Niezwykle ciekawa grań Soliska, ciepła, wyglądająca na złudnie przyjazną, ale też i grań Baszt, której żleby okalane cieniem wyglądają groźnie.
Ciągle przypomina o sobie Szczyrbski Szczyt. Patrzę też na znak wymalowany na kamieniu, ten informuje - tutaj skręć jak chcesz iść do Szatana, ale myślę po co, skoro i tak sam po mnie przyjdzie. Tak przyjemnie już dawno mi się nie chodziło, być może dlatego, że patrzę na atrakcyjne miejsca, a może dlatego, że nie zabawił się ze mną ten misiek
Występują tu Wołowe Stawki, których nie potrafię zlokalizować, skrzętnie się chyba ukryły w śród kamieni albo zanikły okresowo. Zaobserwowałem je dopiero z wyższego pułapu. Mijam Mały Kozi Stawek i jeszcze bardziej przybywa kamlotów po których trzeba przejść, by dostać się pod kolejny próg.
Będąc pod samym progiem z marszu uderzam, o ile można tak to nazwać, nad Capi Staw w celu zaznania odpoczynku, a przy okazji dokonania rekonesansu wzrokowego z nadzieją poprawnego wykonania zamierzonego celu. Nie mniej jednak kusi też wiodąca ścieżka na Szczyrbski Szczyt W odnodze grani Hrubego wyróżnia się Szczyrbska Turniczka, którą zresztą było widać od dłuższego czasu w podejściu - ba, a nawet z okolicy Jeziora Szczyrbskiego. Ciągnę wzrokiem na przełęcze po jej prawej i lewej stronie z myślą obalenia zdania "nie dla psa kiełbasa". Oj chciało by się zostać ogrodnikiem spacerującym po ogrodach i to takim ze złotym zębem* Nic to, muszę przerwać tą szeptaną mantrę i pora wyjść z letargu, szary turysta szlakiem marsz!!!
Ostatnie podejście na grań Soliska w pewnym momencie wymaga uwagi. Nikt przede mną nie idzie, oznaczeń jak na lekarstwo więc kopczyki z kamieni uznałem za punkty orientacyjne. Im wyżej tym widok coraz rozleglejszy i bardziej zajmujący.
Świadom powierzonego mi zadania nie specjalnie przeszkadzają mi wypłowiałe oznaczenia szlaku, zachowuje się więc jak typowy niesforny uczeń Siedzę teraz w jakimś żlebie, a żleb kruchy jak cholera. Wróciłem się z zamiarem znalezienia pewniejszego przejścia i w tym czasie zauważam jak jakiś turysta wściekle idzie w moim kierunku. Grań jest już na wyciągnięcie ręki. Tym razem prosto na górę z pominięciem tego żlebu i osiągam jej krawędz. Obok wzbija się kopuła szczytowa co karze mi sądzić, że jestem na Bystrym Przechodzie. Drałuję jeszcze do góry i zdobywam mój pośredni zamierzony cel, Furkot.
Uderzam teraz na Hruby Wierch za co należy mi się upomnienie porządkowe. Grań ładnie widoczna, jakiś urwany łańcuch, potem trochę skakania po skalnych kamolach. Dogania mnie ten turysta, Słowak. Sądziłem, że mnie ominie i dalej będzie wściekle napierał, ale jednak przystanął. Do tej pory prawdopodobnie kopiował moje poczynania, teraz zastanawia się którędy ma iść i szuka przejść gdzieś bokiem. Ja wychodzę z założenia, że najlepiej ściśle granią, bo do tej pory kamole tak się układają, że daję sobie radę.
Sam Hruby Wierch widokowo wymiata i pierwszy raz w życiu widzę tyle ciekawych dolin za jednym razem. Skutkuje to tym, że siedzę na nim dobrą godzinę. Moje spotkanie z Hrubym nazwałem, z wizytą u szewca, choć ten nie miał dla mnie nic do zaoferowania oprócz widoków z jego warsztatu
Powrót na Furkot i myślę co dalej. Bardzo zależy mi na wejściu w Bystrą Ławkę od Doliny Młynickiej. Ścieżek zejściowych zresztą bardzo kruchych w Dolinę Furkotną widać całe mnóstwo, ale nie o to mi chodzi. Czasu mam okrutnie dużo i decyduję, że najlepiej będzie iść granią po Bystrych Czubach - najwyżej jak gdzieś nie "puści" to zawrócę. Przechodzenia po kamlotach trochę było, aż stanąłem pod dużym blokiem skalnym. Wychylam się zza bloku na dolinę Furkotną i widzę turystów czekających w zejściu na łańcuchach. O wejściu na ten bloczek nie ma mowy i to koniec chodzenia ściśle granią. Przyznaję, że żal mi się żegnać z tym skromnym graniowym chodzeniem. Trawersuję go od Doliny Młynickiej i wychodzę już w kominie, czyli ciut wyżej niż zakładałem. Bystra Ławka, to jeden wielki zator, więc międzyczasie wyskoczyłem jeszcze na Wielką Bystrą Turniczkę . Niby nie daleko, ale widoki już na doliny z innej perspektywy. Furkot i Hruby lepiej się prezentują. Zobaczyłem też Wielkie Solisko, które wydaję się być na wyciągnięcie ręki, ale w grani o bardzo gwałtownym przebiegu, czyli spore trudności. Myślę sobie, że to co nawyprawiałem do tej pory, zasługuje na posadzenie mnie w oślej ławce . Decyduję o odwrocie. Muszę wbić się między grupki turystów, bo ci napływają falami jak plankton. Wyczekuję odpowiedniego momentu i schodzę, by teraz spokojnie opuścić się w dolinę i dołączyć do owego planktonu. Zejście jest przyjemne, gdyż widok na kolorowy Furkotny Wyżni Staw i grań Ostrej oraz cały Kozi Grzbiet z jego wieżami takim go czynią. Po prawej gdy mur Ostrej się kończy, ot tak sobie wyrasta bydlę zwane Krywań. Widzę też przełęcze, które nieustannie mnie kuszą.
Schodząc zatrzymuję się na drzemkę na krawędzi progu na którym znajduje się Wyżni Staw Furkotny. Śni mi się Siodełkowa Kopa i jakiś Zielony Staw Ważecki
Wybudza mnie krzyk jakiegoś dzieciaka. Bardzo dobrze, że dzieci hałasują, zbieram się i schodzę w dolną cześć Furkotnej Doliny.
Odcinek w kosówce ciągnie się niemiłosiernie, w końcu wyprowadza na deptak w stronę jeziora.
*skojarzenia nazw miejsc występujących w tej grani
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480