Beskidzkie wspomnienie.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Beskidzkie wspomnienie.
wspomnienie z września 2016.
Gdy jest przyjemnie i po chwili ogarnia cię błogie lenistwo, a czas jakby przystanął, wówczas miejsca w których jesteś zdają się być wyjątkowe nawet wtedy, gdy już wcześniej w nich byłeś. Tak powstało to beskidzkie wspomnienie.
Po szpitalnych zaleceniach lekarzy, coby wysiłku żadnego nie wykonywać, udałem się w pobliski Beskid Śląski. Do tego celu potrzebowałem kogoś, kto w razie problemów służył by mi pomocą. Do tego zadania chętnie zgłosiła się Debeściara. Wyruszyliśmy więc w ukryciu przed pracownikami instytucji kontrolujących chorego czy aby nie leci w wała, przemierzać umiłowane od dawna tereny. Byłem pewny, że w górskim klimacie najszybciej uda mi się dojść do siebie, a tym samym doświadczać tego, co okrutni lekarze odebrać chcieli.
Wędrówkę rozpoczynamy w Brennej. Łąkami nieznanego mi pochodzenia kierujemy się na Bukowy Groń. Na Bukowy Groń można też dojść "szlakiem wspomnień", choć nie do końca, ponieważ wcześniej odbija on robiąc pętlę powrotną. Na Bukowym Groniu spotykamy bace wypasającego owieczki. Swoimi opowieściami nasyca nasze serducha, tym samym leczy stopniowo podupadłego na zdrowiu chorego. Wysłaliśmy panu Józefowi w podzięce wywołane zdjęcia na papier z jego miejsca pracy.
Skierowaliśmy swoje kroki ku Błatniej. Zahaczyliśmy o miejsce gdzie można wynająć całą chałupę, miejsca obfitujące w jagody. Pojawiały się też klimaty leżakowe za sprawą chmurek działających na wyobraźnię.
Osiągnęliśmy cel pośredni i przysiedliśmy na ławkach zewnątrz schroniska. Podczas posiłku przyplątał się jakiś nachalny kociak, który domagał się karmienia i to tylko wybranymi przysmakami. Gdy dostrzegliśmy, że nadchodzi drugi postanawiamy się zwijać. Przed nami wyłonił się Stołów z początkowo łagodnym podejściem. Przed samą kumulacją można już je odczuć. Góra ma ponad tysiąc metrów i pomimo ubogich walorów widokowych spełniło oczekiwania pacjenta.
Teraz skrótem omijamy Trzy Kpoce i Klimczok, dochodząc trawersem do domostwa Wuja Toma. Tam u schyłku dnia meldujemy się w pokoju zwanym gniazdo kukułki. Obiadek, kawka, pogaduchy i nyny.
Obudziły nas promienie słońca wdzierające się przez kukułcze okno. Ogrzewały nasze twarze i zachęcały do dalszej drogi. Posiliwszy się i zaznawszy wszelakich dobroci chaty wyruszyliśmy leśną ścieżką oświetlaną przebłyskami słońca. Czasem ów las zanikał, a ścieżka wtedy okalana była wysokimi trawami i nikt nie był wstanie nas dostrzec. Jakieś ogromne ptaszysko wysoko latało nad naszymi głowami, ale dzięki otoczeniu, i one nie było wstanie nas wypatrzyć.
Doszliśmy do miejsca, gdzie niejaka Hyrca postanowiła zrobić psikusa i wyrosła niespodziane na naszej drodze. Nie zważając na jej moce ruszyliśmy w jej kierunku, wspominając smak świeżo upieczonej jagodzianki do porannej kawy.
Zdobywszy Hyrcę postanawiamy odpocząć. Spoglądamy na przemierzane dzień wcześniej polany. Przyszła mi myśl o polanie Jaworowej, o której rozmawialiśmy z właścicielem chaty. Wredni inwestorzy mają wobec niej złe zamiary. Oj, nie raz na niej się bywało i jako poza szlakowy smaczek postanowiłem ją pokazać Debeściarze zanim ją rozjadą. Wyraziła chęć zejścia ze szlaku.
Ruszyliśmy z nadzieją o rychłym dotarciu do niej i do drzewa na niej wyrosłego mającego "magiczne właściwości" . Minęliśmy sprawnie Kotarz, który był oblegany turystycznie, albowiem przyrządzano tam przeróżne potrawy i napitki. Zaraz za wiatą jest ścieżka łagodnie opadająca w dół. Ona to wyprowadza nas prosto na Halę Jaworową. Teraz w promieniach słońca można się zregenerować i odzyskać siły.
Tutaj można czuć się od razu zdrowszym. Do głowy przychodzą różne pomysły, wspomnienia z dawnych lat. Bliskie obcowanie z drzewem sprawiało przyjemność i chyba nawet "leczyło" chore członki .
Pełen radości z pokazania fajnej miejscówki, za którą zresztą otrzymałem pochwałę , zacząłem snuć plany dalszego przebiegu wędrówki i zaślepiony pięknem okolicy wpakowałem nas z Małego Kotarza w jakieś krzaki. Bardzo szybko doszły do mnie oznaki niezadowolenia Debeściary. Zaniechałem szybko owego czynu, bo groził mi szybki powrót do szpitala . Wracamy na wcześniej wyznaczony szlak zdrowotny i schodzimy w dolinę Bukową.
Była to piękna regenerująca wycieczka.
Gdy jest przyjemnie i po chwili ogarnia cię błogie lenistwo, a czas jakby przystanął, wówczas miejsca w których jesteś zdają się być wyjątkowe nawet wtedy, gdy już wcześniej w nich byłeś. Tak powstało to beskidzkie wspomnienie.
Po szpitalnych zaleceniach lekarzy, coby wysiłku żadnego nie wykonywać, udałem się w pobliski Beskid Śląski. Do tego celu potrzebowałem kogoś, kto w razie problemów służył by mi pomocą. Do tego zadania chętnie zgłosiła się Debeściara. Wyruszyliśmy więc w ukryciu przed pracownikami instytucji kontrolujących chorego czy aby nie leci w wała, przemierzać umiłowane od dawna tereny. Byłem pewny, że w górskim klimacie najszybciej uda mi się dojść do siebie, a tym samym doświadczać tego, co okrutni lekarze odebrać chcieli.
Wędrówkę rozpoczynamy w Brennej. Łąkami nieznanego mi pochodzenia kierujemy się na Bukowy Groń. Na Bukowy Groń można też dojść "szlakiem wspomnień", choć nie do końca, ponieważ wcześniej odbija on robiąc pętlę powrotną. Na Bukowym Groniu spotykamy bace wypasającego owieczki. Swoimi opowieściami nasyca nasze serducha, tym samym leczy stopniowo podupadłego na zdrowiu chorego. Wysłaliśmy panu Józefowi w podzięce wywołane zdjęcia na papier z jego miejsca pracy.
Skierowaliśmy swoje kroki ku Błatniej. Zahaczyliśmy o miejsce gdzie można wynająć całą chałupę, miejsca obfitujące w jagody. Pojawiały się też klimaty leżakowe za sprawą chmurek działających na wyobraźnię.
Osiągnęliśmy cel pośredni i przysiedliśmy na ławkach zewnątrz schroniska. Podczas posiłku przyplątał się jakiś nachalny kociak, który domagał się karmienia i to tylko wybranymi przysmakami. Gdy dostrzegliśmy, że nadchodzi drugi postanawiamy się zwijać. Przed nami wyłonił się Stołów z początkowo łagodnym podejściem. Przed samą kumulacją można już je odczuć. Góra ma ponad tysiąc metrów i pomimo ubogich walorów widokowych spełniło oczekiwania pacjenta.
Teraz skrótem omijamy Trzy Kpoce i Klimczok, dochodząc trawersem do domostwa Wuja Toma. Tam u schyłku dnia meldujemy się w pokoju zwanym gniazdo kukułki. Obiadek, kawka, pogaduchy i nyny.
Obudziły nas promienie słońca wdzierające się przez kukułcze okno. Ogrzewały nasze twarze i zachęcały do dalszej drogi. Posiliwszy się i zaznawszy wszelakich dobroci chaty wyruszyliśmy leśną ścieżką oświetlaną przebłyskami słońca. Czasem ów las zanikał, a ścieżka wtedy okalana była wysokimi trawami i nikt nie był wstanie nas dostrzec. Jakieś ogromne ptaszysko wysoko latało nad naszymi głowami, ale dzięki otoczeniu, i one nie było wstanie nas wypatrzyć.
Doszliśmy do miejsca, gdzie niejaka Hyrca postanowiła zrobić psikusa i wyrosła niespodziane na naszej drodze. Nie zważając na jej moce ruszyliśmy w jej kierunku, wspominając smak świeżo upieczonej jagodzianki do porannej kawy.
Zdobywszy Hyrcę postanawiamy odpocząć. Spoglądamy na przemierzane dzień wcześniej polany. Przyszła mi myśl o polanie Jaworowej, o której rozmawialiśmy z właścicielem chaty. Wredni inwestorzy mają wobec niej złe zamiary. Oj, nie raz na niej się bywało i jako poza szlakowy smaczek postanowiłem ją pokazać Debeściarze zanim ją rozjadą. Wyraziła chęć zejścia ze szlaku.
Ruszyliśmy z nadzieją o rychłym dotarciu do niej i do drzewa na niej wyrosłego mającego "magiczne właściwości" . Minęliśmy sprawnie Kotarz, który był oblegany turystycznie, albowiem przyrządzano tam przeróżne potrawy i napitki. Zaraz za wiatą jest ścieżka łagodnie opadająca w dół. Ona to wyprowadza nas prosto na Halę Jaworową. Teraz w promieniach słońca można się zregenerować i odzyskać siły.
Tutaj można czuć się od razu zdrowszym. Do głowy przychodzą różne pomysły, wspomnienia z dawnych lat. Bliskie obcowanie z drzewem sprawiało przyjemność i chyba nawet "leczyło" chore członki .
Pełen radości z pokazania fajnej miejscówki, za którą zresztą otrzymałem pochwałę , zacząłem snuć plany dalszego przebiegu wędrówki i zaślepiony pięknem okolicy wpakowałem nas z Małego Kotarza w jakieś krzaki. Bardzo szybko doszły do mnie oznaki niezadowolenia Debeściary. Zaniechałem szybko owego czynu, bo groził mi szybki powrót do szpitala . Wracamy na wcześniej wyznaczony szlak zdrowotny i schodzimy w dolinę Bukową.
Była to piękna regenerująca wycieczka.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Re: Beskidzkie wspomnienie.
I w Beskidzie Śląskim można znaleźć mało uczęszczane szlaki. Gratulacje dla wędrowców i szybkiej rekonwalescencji.
Re: Beskidzkie wspomnienie.
Dzięki Marku, że przypomniałeś mi tymi zdjęciami piękno Beskidu Śląskiego, bo łapię się na tym, że zanudzając moich współpracowników opowieściami o wspaniałościach Dolomitów zacząłem coś przebąkiwać o kapuścianym charakterze innych grup górskich . Dzięki Twoim fotkom wróciłem do źródeł. Magiczny element w postaci pana Józefa i jego owiec tylko wzmocnił mój zachwyt .
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: Beskidzkie wspomnienie.
DziękujePiotrekP pisze:Gratulacje dla wędrowców i szybkiej rekonwalescencji.
Dzięki panu Józefowi wiem o ścieżkach, które w celach edukacyjnych należałoby sprawdzićDarek pisze: Dzięki Marku, że przypomniałeś mi tymi zdjęciami piękno Beskidu Śląskiego
post wysłany ze Kołbaskowa
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480