Zaułkami Bytomia
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Zaułkami Bytomia
O dzieki! Pasuje - ksztalt okien zdaje sie zgadzac!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Na tą rowerową wycieczkę wyruszam całkowicie bez planu. Początkowo jadę w stronę centrum, z zamiarem zwiedzania podwórek w rejonie ul. Katowickiej. Jednak już w połowie drogi wizja przebijania się praktycznie przez całe miasto, trochę mnie zniechęca. Dlatego przed Karbiem odbijam na lewo, wzdłuż nowej, ruchliwej szosy. Moja droga biegnie równolegle, jest szutrowa, pylista i jestem jej jedynym użytkownikiem. Tak blisko, a całkiem inny wymiar. Dwie drogi, dwa światy. Na stromych zjazdach wiatr rozwiewa włosy, a wzrok pada na dziwne bilbordy. Zawsze się zastanawiam kto takowe wiesza, w jakim celu i co nim kieruje. Czy jest to wyraz sympatii do religii czy właśnie wręcz przeciwnie? Bo jakoś to budzi niesmak... Tutaj mamy “Jezu ufam tobie”, a sto metrów wcześniej, na takim samym plakacie, była kiełbasa z Lidla za 6.99.
Zawijam nad Brandkę od strony zatopionego lasu.
Hmmm… I gdzie by tu dalej pojechać? Wspinam się na żużlowe skarpy (chyba dawnych hałd) nad rozlewiskiem. Dość długo kluczę różnymi większymi i mniejszymi ścieżkami wśród brzozowych zagajników. Jak to jest, że brzoza lubi hałdy? A ja lubię i hałdy i brzozy!
W końcu wyrzuca mnie w znanym miejscu. W tym rejonie wszystkie drogi prowadzą do “Wójcika”, czyli zajazdu “Pod Dębem”. Wszystko jest zamknięte na głucho. I drewniany domek, i nowsza knajpa. I zarosłe cudnym bluszczem Hotello!
Pobliska latarnia to już całkowicie przyrodnicze dzieło sztuki!
Dalej postanawiam pojechać wzdłuż toru wąskotorówki, ale nie w lewo jak zazwyczaj to robiłam - ale w prawo.
Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, bo spotykam kolejkę! I to nie zwyczajny kurs turystyczny, ale jakiś taki towarowo - remontowy? Lokomotywka ciągnie jeden wagon bagażowy, skrywający w swych wnętrzach różne ciekawe rzeczy np. żelazny piecyk z wystającym z dachu kominkiem. Drugi wagon jest odkrytą platformą, na którą ładują ścięte krzaki.
Kolejka porusza się, ale bardzo powoli. Co chwilę przystaje dla dalszego załadunku. Kręcący się przy niej ludzie również zachowują się nieśpiesznie i w całej sytuacji panuje atmosfera sielskiego pikniku.
Wąski tor wije się wśród drewnianych podkładów i zieloności lasu. Falistość torowiska (zwłaszcza widoczna na dużym zoomie) niezwykle dobrze komponuje się z drgającym powietrzem upalnego, lipcowego dnia.
A zaraz potem niespodziewanie wjeżdżam na osiedle. Nigdy tu jeszcze nie byłam! Chyba najspokojniejsza i najzaciszniej położona dzielnica w Bytomiu. Jako osoba wiele lat mieszkająca w Miechowicach, dokładnie wiem, ze las przy bloku to mega skarb. Ale Miechowice są nieporównywalnie bardziej rojne i gwarne! Osiedle to dodatkowo ma niezwykle intrygującą nazwę - Osiedle Awaryjne. Od razu ponosi mnie fantazja! Jaka to u licha tajemnicza awaria miała tu miejsce? A może to teren jest w “awaryjnym stanie” i może np. zapaść się pod ziemię (co w Bytomiu miało już swoje przypadki). Potem, kupę już czasu po powrocie, próbuję się popytać w internecie i takowe znaczenia znajduję:
- osiedle przeznaczone początkowo dla specjalistów likwidujących awarie na kopalniach, w razie takowej awarii ratownicy byli na miejscu.
- było budowane dla kadry kierowniczej kopalni. W przypadku potrzeby miało wokół siebie tereny zielone i mogło się "awaryjnie" rozrosnąć.
- bloki były budowane dla rodzin, których mieszkania uległy zniszczeniu przez szkody górnicze, mieli tam mieszkać czasowo, ale jakoś tak wyszło, że zostali na stałe.
Osiedle jest przemiłe, a przede wszystkim malutkie - bloków i kamienic jest kilka. Ponoć fajnie się tu mieszka właśnie ze względu na położenie na uboczu, spokój i bliski kontakt z przyrodą. Acz niektórzy narzekają na niedziałające latarnie czy brak sklepu w pobliżu.
A kiedyś mieli tu nawet basen! Jego ślady zarósł młody las. Jedynym namacalnym śladem tego akcentu z przeszłości jest mały budyneczek o nietypowym kształcie - dawna kasa biletowa. Ale tego wszystkiego dowiedziałam się dopiero po powrocie. Będąc TAM nie wiedziałam nic o basenowej przeszłości skarpy na brzegu osiedla. Obchodzę więc budyneczek cmokając i zastanawiając się - ki czort? Ni to garaż? (bo sporo takowych jest w pobliżu). Ni to budka piwna? (prawdopodobieństwo tego rozwiązania sugerowała obecność okienka/lady na jednej ze ścian.
Tu np. przedstawiciel gatunku garaży. Też już od lat nieużywany i przykuwający wzrok feerią rudości i łanami kołyszących się na wietrze pokrzyw.
Wyjeżdżając kawałek dalej doznaję szoku! Szeroka nowa szosa, z jeszcze szerszymi chodniko - ścieżkami rowerowymi. Rząd latarni, stojących prawie jedna przy drugiej, niknie na horyzoncie. Z takiego zacisznego miejsca nagle wpadam w sam środek ruchliwej i nowoczesnej okolicy! Czekaj…. Ale tutaj nie ma nikogo. Sunę wymalowaną ścieżką rowerową. Mijają mnie chyba 2 auta. Gdzieś w tle furkoczą jakieś maszyny - coś się tam buduje.
Jadę do końca drogi. Kończy się ona rondem. Takim donikąd. Można je objechać i zawrócić albo skręcić w takową, boczną drogę o nawierzchni szutrowo - ceglastej, która po chwili nurkuje w las.
W tle majaczą bloki kolejnych osiedli.
Widać stąd też nowy kościół wyglądający bardziej jak hala fabryczna niż obiekt sakralny.
Można się też wyłożyć na równiusim asfalcie, dzisiaj jednocześnie niesamowicie ciepłym, bo wygrzanym przez palące słońce. Fajnie tak poleżeć na rondzie, popatrzeć na płynące po niebie obłoki i nie być przez nikogo niepokojonym.
Miło jest, ale nie będe leżeć na rondzie cały dzień Poza tym ciągnie mnie w okolice kopalni, aby tam trochę powęszyć. Najpierw zjeżdżam w rejon zaraz przy rondzie. Coś tu stawiają. Stoi już szkielet i zwałowane pryzmy materiałów budowlanych. Turkocząca pod kołami betonowa płyta i ukryte w krzakach stróżówki, sugerują, że niegdyś już tutaj zaczynały się kopalniane tereny i jakieś zapewne już rozburzone zabudowania.
Obecnie po kopalni Powstańców Śląskich został tylko Szyb Kopernik.
Reszta zabudowań została rozebrana. Teren jest dość mocno ogrodzony i to nie tylko zwykłym płotem, za który można dogodnie zapuścić żurawia. Ogrodzenie jest z wysokiej blachy falistej, więc sporo czasu zajmuje mi budowanie piramid ze śmieci, aby być w stanie wystawić nad ogrodzenie rękę z aparatem albo szukanie dziur, szczelin czy osuniętej ziemi, by móc wpełznąć od spodu. W takich sytuacjach bardzo ubolewam z racji “niemania” drona, bo wtedy już żaden głupi płot by mnie nie zatrzymał!
Przy szybie wala się dużo żelastwa, więc raczej wygląda to jakby tą kopalnie rozbierali na części pierwsze niż prowadziłaby jeszcze jakieś wydobycie.
Pryzmy żwiru, pokruszonego asfaltu.
Taśmociągi i inne mielarki zdecydowanie są na chodzie. Cały czas turkoczą i rozsiewają wokół siebie pył.
Człowiek wpełza pod nadkruszony mur i co widzi? Drugi płot!
Boczna uliczka. Nieco upiorne miejsce. Jadący rower podnosi takie tumany drobniusiego i czarnego jak węgiel kurzu, że od razu to zalepia nos, oczy, już nie wspominając o rowerze. Pył jest gęsty, lepki i sporo czasu mi zajmuje, aby się potem jakoś z tego odczyścić. Wszystko tu pachnie jakby topioną smołą... Skrzypiące, martwe drzewa dodają wrażenia terenów niezbyt przyjaznych dla dłuższego bytowania.
A tu miałam bardzo dziwne skojarzenie. Patrząc na tą latarnię zobaczyłam but, z dziurą na przodzie, z której wystaje palec. Fioletowy, jakby dziecinny but i też na tle nieba, tak jakby ktoś leżał na plecach na trawie i wystawiał nogi do góry. Przedziwna migawka, która trwała chyba sekundę lub dwie. I nie wiem skąd się wzięła, skąd pojawiła i dokąd odleciała….
Spotkany później miejscowy koleś opowiadał mi, że od 2011 roku (od kiedy jest nowy właściciel kopalni) szyb znów działa i są prowadzone zjazdy na dół. Czy celem wydobywania czegoś czy raczej konserwacji lub demontażu - nie był mi już w stanie powiedzieć. Biorąc pod uwagę, że gość chciał mi też pokazać jakiś schron, którego nie było, to też nie wiem na ile był osobą godną zaufania, a jego opowieści prawdziwe.
Przy kopalni, już na terenie ogólnodostępnym, leżą zwałowane podkłady kolejowe i wagoniki. Jak to metal i drewno po długim czasie stają się do siebie podobne - i w kolorze, i w fakturze!
Ciekawe jaki jest plan odnośnie przyszłości tych wagoników. Czy trafią na złom czy skończą tak:
Chciałam przejechać rowerem tym chodniczkiem, acz napis mnie nieco zniechęcił
Jak to szybko na takie miejsca wkracza przyroda… Rury porastają pnączami, a ceglany budynek małymi drzewkami. Skubane! Jak one biedne rosną? Tak bez ziemi, bez wody, gdzieś w szczelinie muru…
Ten budynek jest wciąż używany, ale drzewka już się czają za kominem!
Zarastają też chodniki.
A i maszyny!
W łopacie panują chyba najlepsze warunki dla ziół - bo mokro i ziemi dużo!
Już oczyma wyobraźni widzę siebie wpełzającą tam na górę! Schodki, drabiny, wszystko jest! Gdyby tylko tak móc na chwilę stać się niewidzialną!
Sam czubeczek szybu.
Boczna, wyboista uliczka, gdzie asfalt przypomina mozaikę albo inne puzzle w różnych odcieniach szarości. Jest też kolorowa mozaika przy dawnym wejściu.
Tablica ogłoszeń? Przystanek autobusowy? Pomnik? Ciekawa i fikuśna betonowa budowla, o nieznanym pierwotnym przeznaczeniu.
Taki napis na niej wisi.
Stare tabliczki. Chyba tych wypadków w zakładach pracy musiało być sporo, bo tak wszędzie o nich wspominają…
Wejścia pod ziemię, chyba jakieś schrony. Niestety wszystkie pozamykane..
Kawałek dalej mijam chyba jakieś dawne warsztaty mechaniczne czy inne garaże. Oprócz tabliczki o silnikach są też na stróżówce megafony albo inne syreny?
Zawijam nad Brandkę od strony zatopionego lasu.
Hmmm… I gdzie by tu dalej pojechać? Wspinam się na żużlowe skarpy (chyba dawnych hałd) nad rozlewiskiem. Dość długo kluczę różnymi większymi i mniejszymi ścieżkami wśród brzozowych zagajników. Jak to jest, że brzoza lubi hałdy? A ja lubię i hałdy i brzozy!
W końcu wyrzuca mnie w znanym miejscu. W tym rejonie wszystkie drogi prowadzą do “Wójcika”, czyli zajazdu “Pod Dębem”. Wszystko jest zamknięte na głucho. I drewniany domek, i nowsza knajpa. I zarosłe cudnym bluszczem Hotello!
Pobliska latarnia to już całkowicie przyrodnicze dzieło sztuki!
Dalej postanawiam pojechać wzdłuż toru wąskotorówki, ale nie w lewo jak zazwyczaj to robiłam - ale w prawo.
Mam dzisiaj wyjątkowe szczęście, bo spotykam kolejkę! I to nie zwyczajny kurs turystyczny, ale jakiś taki towarowo - remontowy? Lokomotywka ciągnie jeden wagon bagażowy, skrywający w swych wnętrzach różne ciekawe rzeczy np. żelazny piecyk z wystającym z dachu kominkiem. Drugi wagon jest odkrytą platformą, na którą ładują ścięte krzaki.
Kolejka porusza się, ale bardzo powoli. Co chwilę przystaje dla dalszego załadunku. Kręcący się przy niej ludzie również zachowują się nieśpiesznie i w całej sytuacji panuje atmosfera sielskiego pikniku.
Wąski tor wije się wśród drewnianych podkładów i zieloności lasu. Falistość torowiska (zwłaszcza widoczna na dużym zoomie) niezwykle dobrze komponuje się z drgającym powietrzem upalnego, lipcowego dnia.
A zaraz potem niespodziewanie wjeżdżam na osiedle. Nigdy tu jeszcze nie byłam! Chyba najspokojniejsza i najzaciszniej położona dzielnica w Bytomiu. Jako osoba wiele lat mieszkająca w Miechowicach, dokładnie wiem, ze las przy bloku to mega skarb. Ale Miechowice są nieporównywalnie bardziej rojne i gwarne! Osiedle to dodatkowo ma niezwykle intrygującą nazwę - Osiedle Awaryjne. Od razu ponosi mnie fantazja! Jaka to u licha tajemnicza awaria miała tu miejsce? A może to teren jest w “awaryjnym stanie” i może np. zapaść się pod ziemię (co w Bytomiu miało już swoje przypadki). Potem, kupę już czasu po powrocie, próbuję się popytać w internecie i takowe znaczenia znajduję:
- osiedle przeznaczone początkowo dla specjalistów likwidujących awarie na kopalniach, w razie takowej awarii ratownicy byli na miejscu.
- było budowane dla kadry kierowniczej kopalni. W przypadku potrzeby miało wokół siebie tereny zielone i mogło się "awaryjnie" rozrosnąć.
- bloki były budowane dla rodzin, których mieszkania uległy zniszczeniu przez szkody górnicze, mieli tam mieszkać czasowo, ale jakoś tak wyszło, że zostali na stałe.
Osiedle jest przemiłe, a przede wszystkim malutkie - bloków i kamienic jest kilka. Ponoć fajnie się tu mieszka właśnie ze względu na położenie na uboczu, spokój i bliski kontakt z przyrodą. Acz niektórzy narzekają na niedziałające latarnie czy brak sklepu w pobliżu.
A kiedyś mieli tu nawet basen! Jego ślady zarósł młody las. Jedynym namacalnym śladem tego akcentu z przeszłości jest mały budyneczek o nietypowym kształcie - dawna kasa biletowa. Ale tego wszystkiego dowiedziałam się dopiero po powrocie. Będąc TAM nie wiedziałam nic o basenowej przeszłości skarpy na brzegu osiedla. Obchodzę więc budyneczek cmokając i zastanawiając się - ki czort? Ni to garaż? (bo sporo takowych jest w pobliżu). Ni to budka piwna? (prawdopodobieństwo tego rozwiązania sugerowała obecność okienka/lady na jednej ze ścian.
Tu np. przedstawiciel gatunku garaży. Też już od lat nieużywany i przykuwający wzrok feerią rudości i łanami kołyszących się na wietrze pokrzyw.
Wyjeżdżając kawałek dalej doznaję szoku! Szeroka nowa szosa, z jeszcze szerszymi chodniko - ścieżkami rowerowymi. Rząd latarni, stojących prawie jedna przy drugiej, niknie na horyzoncie. Z takiego zacisznego miejsca nagle wpadam w sam środek ruchliwej i nowoczesnej okolicy! Czekaj…. Ale tutaj nie ma nikogo. Sunę wymalowaną ścieżką rowerową. Mijają mnie chyba 2 auta. Gdzieś w tle furkoczą jakieś maszyny - coś się tam buduje.
Jadę do końca drogi. Kończy się ona rondem. Takim donikąd. Można je objechać i zawrócić albo skręcić w takową, boczną drogę o nawierzchni szutrowo - ceglastej, która po chwili nurkuje w las.
W tle majaczą bloki kolejnych osiedli.
Widać stąd też nowy kościół wyglądający bardziej jak hala fabryczna niż obiekt sakralny.
Można się też wyłożyć na równiusim asfalcie, dzisiaj jednocześnie niesamowicie ciepłym, bo wygrzanym przez palące słońce. Fajnie tak poleżeć na rondzie, popatrzeć na płynące po niebie obłoki i nie być przez nikogo niepokojonym.
Miło jest, ale nie będe leżeć na rondzie cały dzień Poza tym ciągnie mnie w okolice kopalni, aby tam trochę powęszyć. Najpierw zjeżdżam w rejon zaraz przy rondzie. Coś tu stawiają. Stoi już szkielet i zwałowane pryzmy materiałów budowlanych. Turkocząca pod kołami betonowa płyta i ukryte w krzakach stróżówki, sugerują, że niegdyś już tutaj zaczynały się kopalniane tereny i jakieś zapewne już rozburzone zabudowania.
Obecnie po kopalni Powstańców Śląskich został tylko Szyb Kopernik.
Reszta zabudowań została rozebrana. Teren jest dość mocno ogrodzony i to nie tylko zwykłym płotem, za który można dogodnie zapuścić żurawia. Ogrodzenie jest z wysokiej blachy falistej, więc sporo czasu zajmuje mi budowanie piramid ze śmieci, aby być w stanie wystawić nad ogrodzenie rękę z aparatem albo szukanie dziur, szczelin czy osuniętej ziemi, by móc wpełznąć od spodu. W takich sytuacjach bardzo ubolewam z racji “niemania” drona, bo wtedy już żaden głupi płot by mnie nie zatrzymał!
Przy szybie wala się dużo żelastwa, więc raczej wygląda to jakby tą kopalnie rozbierali na części pierwsze niż prowadziłaby jeszcze jakieś wydobycie.
Pryzmy żwiru, pokruszonego asfaltu.
Taśmociągi i inne mielarki zdecydowanie są na chodzie. Cały czas turkoczą i rozsiewają wokół siebie pył.
Człowiek wpełza pod nadkruszony mur i co widzi? Drugi płot!
Boczna uliczka. Nieco upiorne miejsce. Jadący rower podnosi takie tumany drobniusiego i czarnego jak węgiel kurzu, że od razu to zalepia nos, oczy, już nie wspominając o rowerze. Pył jest gęsty, lepki i sporo czasu mi zajmuje, aby się potem jakoś z tego odczyścić. Wszystko tu pachnie jakby topioną smołą... Skrzypiące, martwe drzewa dodają wrażenia terenów niezbyt przyjaznych dla dłuższego bytowania.
A tu miałam bardzo dziwne skojarzenie. Patrząc na tą latarnię zobaczyłam but, z dziurą na przodzie, z której wystaje palec. Fioletowy, jakby dziecinny but i też na tle nieba, tak jakby ktoś leżał na plecach na trawie i wystawiał nogi do góry. Przedziwna migawka, która trwała chyba sekundę lub dwie. I nie wiem skąd się wzięła, skąd pojawiła i dokąd odleciała….
Spotkany później miejscowy koleś opowiadał mi, że od 2011 roku (od kiedy jest nowy właściciel kopalni) szyb znów działa i są prowadzone zjazdy na dół. Czy celem wydobywania czegoś czy raczej konserwacji lub demontażu - nie był mi już w stanie powiedzieć. Biorąc pod uwagę, że gość chciał mi też pokazać jakiś schron, którego nie było, to też nie wiem na ile był osobą godną zaufania, a jego opowieści prawdziwe.
Przy kopalni, już na terenie ogólnodostępnym, leżą zwałowane podkłady kolejowe i wagoniki. Jak to metal i drewno po długim czasie stają się do siebie podobne - i w kolorze, i w fakturze!
Ciekawe jaki jest plan odnośnie przyszłości tych wagoników. Czy trafią na złom czy skończą tak:
Chciałam przejechać rowerem tym chodniczkiem, acz napis mnie nieco zniechęcił
Jak to szybko na takie miejsca wkracza przyroda… Rury porastają pnączami, a ceglany budynek małymi drzewkami. Skubane! Jak one biedne rosną? Tak bez ziemi, bez wody, gdzieś w szczelinie muru…
Ten budynek jest wciąż używany, ale drzewka już się czają za kominem!
Zarastają też chodniki.
A i maszyny!
W łopacie panują chyba najlepsze warunki dla ziół - bo mokro i ziemi dużo!
Już oczyma wyobraźni widzę siebie wpełzającą tam na górę! Schodki, drabiny, wszystko jest! Gdyby tylko tak móc na chwilę stać się niewidzialną!
Sam czubeczek szybu.
Boczna, wyboista uliczka, gdzie asfalt przypomina mozaikę albo inne puzzle w różnych odcieniach szarości. Jest też kolorowa mozaika przy dawnym wejściu.
Tablica ogłoszeń? Przystanek autobusowy? Pomnik? Ciekawa i fikuśna betonowa budowla, o nieznanym pierwotnym przeznaczeniu.
Taki napis na niej wisi.
Stare tabliczki. Chyba tych wypadków w zakładach pracy musiało być sporo, bo tak wszędzie o nich wspominają…
Wejścia pod ziemię, chyba jakieś schrony. Niestety wszystkie pozamykane..
Kawałek dalej mijam chyba jakieś dawne warsztaty mechaniczne czy inne garaże. Oprócz tabliczki o silnikach są też na stróżówce megafony albo inne syreny?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Powłóczywszy się po Osiedlu Awaryjnym i przy szybie Kopernik, jadę też w okolice stacji kolejowej Bytom Północny.
Przy torach wije się fajna, zarośnięta droga. Dalej widać całkiem solidne ruiny, wyraźnie o rodowodzie poprzemysłowym.
Mijam też miłe mostki, przepusty.
Zawijam też na osiedle szukając sklepu, bo skończyło mi się picie. Wpadają mi tu w oczy dwa budynki: kwiaciarnia z luksferami i bar piwny - szkoda, że już nieczynny
Odwiedzam też opuszczony wiadukcik przecinający drogę zwaną Dąbrowa Miejska, zaraz obok drugiego wiaduktu, którym przebiega czynna linia kolejowa. Teraz już na oko ciężko rozszyfrować czy była to droga czy druga nitka kolei… Wiadukt gęsto porasta trawa. Skądinąd ciekawe miejsce na rozbicie namiotu (tam na górze!) Chyba mało kto tu zagląda, bo raczej nie ma po co.
A potem skręcam w ulicę, która nie wiem jak się nazywa. Na mapie nie ma opisanej nazwy. Odbija w miejscu, gdzie jest skrzyżowanie Dąbrowy Miejskiej z ul. Celną. Pokrywa ją trylinka i stoi tu samotny blok. Dziwne, że taki jeden, w zupełnym odosobnieniu. Zawsze wydawało mi się, że bloki stawiano stadami.
Dalej trylinkowa droga mija jakiś poprzemysłowy budynek. Nie można zajrzeć do środka bo jest zabity na głucho.
W 2013 roku chyba jeszcze do czegoś był używany, miał szyby w oknach i kolesi wyglądających na ochronę. Zdjęcie ze “Street View”.
Tego czegoś z fajnymi kręconymi schodkami już nie ma…
Kawałek dalej stoi jeszcze takowy szkieletor.
Za szkieletorem rozciągają się juz tylko asfaltowe place, gęsto porosłe roślinnością. Widać, że to tereny, gdzie coś stało, ale zostało już dawno wyburzone.
Mam tutaj dziwne spotkanie. Krążę sobie rowerkiem tu i tam. Dojeżdżam aż do Strzelców Bytomskich i nie znalazłszy niczego - wracam. I zauważam idące placem samotne dziecko. Takie na oko 5 lat. Idzie nieśpiesznie tymi placami i się rozgląda. Zupełnie samo. Zabłądziło? Podjeżdżam, aby zapytać czy wszystko w porządku i czy się nie zgubiło, a dzieciątko na mój widok daje drapaka w krzaki. W momencie gdy jego postać znika w zaroślach - z owych krzaków wyskakuje wilczur i rzuca się na mnie z charkotem szczerząc zęby. Niesamowite zjawisko! Wygląda to zupełnie jakby to dziecko zmieniło się w tego psa! Niewiele myśląc osiągam na rowerze chyba prędkość światła. Nawet nie wiem kiedy mijam szkielet i zabity dyktą budynek... Zatrzymuje się dopiero przy samotnym bloku niedaleko skrzyżowania. Psa nie ma. Dziecka też nie. Grupka żulików siedzących na krawężniku pyta mnie co się stało, bo widzieli mój szaleńczy pęd i blady, spocony pysk…. Najpierw muszę się wysapać. Jak już udaje się odzyskać normalny oddech, to im opowiadam. Patrzą na mnie jakby chcieli powiedzieć: “Ta to wypiła dzisiaj więcej niż my razem wzięci…”
A w ogóle to ja przyjechałam w te rejony szukać wspomnień sprzed 20 lat. Właśnie gdzieś tu, naprzeciwko M1 byłam z miechowickimi harcerzami jesienią 2001. Wchodziliśmy na komin i zjeżdżaliśmy na linach z betonowych szkieletów budynków. Chciałam dzisiaj znaleźć to miejsce i zobaczyć co z niego zostało. A chyba nie zostało za wiele. Bo wychodzi, że to było gdzieś w rejonie tych placów z dziecko-psem. Chyba już wszystko zburzyli, zmielili i pozostało tylko na starych zdjęciach i we wspomnieniach tego ciepłego jesiennego popołudnia
Jedynie się zastanawiam czy mijany szkieletor (ten od skupu palet) nie jest tym budynkiem z poniższego zdjęcia? Zdjęcie zrobione z komina. Co by potwierdzało, że zostały tylko place...
Wracając z wojaży zawijam jeszcze na ulicę Owocową. Stoi przy niej chyba tylko jeden, drewniany domek. Niegdyś w środku lasu - teraz przyklejony do samej autostrady, rozjazdów i ekranów...
Z tego co kojarzę, to w bytomskich lasach były trzy osady takich domków - na Chłopskiej, leśniczówka niedaleko knajpy “Pod Dębem”, no i ta Owocowa. O pozostałych pisałam już kiedyś w RELACJI: ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html )
Domek na Owocowej na pierwszy rzut oka wydaje mi się opuszczony. Ogród porastają wysokie zioła.
Podchodzę do płotu.. Stoją nowe śmietniki… Chyba jednak zamieszkany? Chwilę później widzę jak z domu wychodzi jakiś koleś. W jednej ręce niesie dwa kubeczki (chyba z kawą) a w drugiej talerzyk pełen ciasteczek. Mija mnie z obojętną miną, nie odpowiada na “dzień dobry” i wbija na przełaj w las...
Wracam drogą przytykającą do autostrady. Dziwne takie uczucie - słyszysz wizg aut, popierdzielasz nowiusim asfaltem a wokół nikogusieńko…
Przepust. Bardzo mnie ciekawi czym grozi? Jakim wypadkiem? Że się autostrada zawali na głowę? Czy że można się potknąć i nogę skręcić?
Przy torach wije się fajna, zarośnięta droga. Dalej widać całkiem solidne ruiny, wyraźnie o rodowodzie poprzemysłowym.
Mijam też miłe mostki, przepusty.
Zawijam też na osiedle szukając sklepu, bo skończyło mi się picie. Wpadają mi tu w oczy dwa budynki: kwiaciarnia z luksferami i bar piwny - szkoda, że już nieczynny
Odwiedzam też opuszczony wiadukcik przecinający drogę zwaną Dąbrowa Miejska, zaraz obok drugiego wiaduktu, którym przebiega czynna linia kolejowa. Teraz już na oko ciężko rozszyfrować czy była to droga czy druga nitka kolei… Wiadukt gęsto porasta trawa. Skądinąd ciekawe miejsce na rozbicie namiotu (tam na górze!) Chyba mało kto tu zagląda, bo raczej nie ma po co.
A potem skręcam w ulicę, która nie wiem jak się nazywa. Na mapie nie ma opisanej nazwy. Odbija w miejscu, gdzie jest skrzyżowanie Dąbrowy Miejskiej z ul. Celną. Pokrywa ją trylinka i stoi tu samotny blok. Dziwne, że taki jeden, w zupełnym odosobnieniu. Zawsze wydawało mi się, że bloki stawiano stadami.
Dalej trylinkowa droga mija jakiś poprzemysłowy budynek. Nie można zajrzeć do środka bo jest zabity na głucho.
W 2013 roku chyba jeszcze do czegoś był używany, miał szyby w oknach i kolesi wyglądających na ochronę. Zdjęcie ze “Street View”.
Tego czegoś z fajnymi kręconymi schodkami już nie ma…
Kawałek dalej stoi jeszcze takowy szkieletor.
Za szkieletorem rozciągają się juz tylko asfaltowe place, gęsto porosłe roślinnością. Widać, że to tereny, gdzie coś stało, ale zostało już dawno wyburzone.
Mam tutaj dziwne spotkanie. Krążę sobie rowerkiem tu i tam. Dojeżdżam aż do Strzelców Bytomskich i nie znalazłszy niczego - wracam. I zauważam idące placem samotne dziecko. Takie na oko 5 lat. Idzie nieśpiesznie tymi placami i się rozgląda. Zupełnie samo. Zabłądziło? Podjeżdżam, aby zapytać czy wszystko w porządku i czy się nie zgubiło, a dzieciątko na mój widok daje drapaka w krzaki. W momencie gdy jego postać znika w zaroślach - z owych krzaków wyskakuje wilczur i rzuca się na mnie z charkotem szczerząc zęby. Niesamowite zjawisko! Wygląda to zupełnie jakby to dziecko zmieniło się w tego psa! Niewiele myśląc osiągam na rowerze chyba prędkość światła. Nawet nie wiem kiedy mijam szkielet i zabity dyktą budynek... Zatrzymuje się dopiero przy samotnym bloku niedaleko skrzyżowania. Psa nie ma. Dziecka też nie. Grupka żulików siedzących na krawężniku pyta mnie co się stało, bo widzieli mój szaleńczy pęd i blady, spocony pysk…. Najpierw muszę się wysapać. Jak już udaje się odzyskać normalny oddech, to im opowiadam. Patrzą na mnie jakby chcieli powiedzieć: “Ta to wypiła dzisiaj więcej niż my razem wzięci…”
A w ogóle to ja przyjechałam w te rejony szukać wspomnień sprzed 20 lat. Właśnie gdzieś tu, naprzeciwko M1 byłam z miechowickimi harcerzami jesienią 2001. Wchodziliśmy na komin i zjeżdżaliśmy na linach z betonowych szkieletów budynków. Chciałam dzisiaj znaleźć to miejsce i zobaczyć co z niego zostało. A chyba nie zostało za wiele. Bo wychodzi, że to było gdzieś w rejonie tych placów z dziecko-psem. Chyba już wszystko zburzyli, zmielili i pozostało tylko na starych zdjęciach i we wspomnieniach tego ciepłego jesiennego popołudnia
Jedynie się zastanawiam czy mijany szkieletor (ten od skupu palet) nie jest tym budynkiem z poniższego zdjęcia? Zdjęcie zrobione z komina. Co by potwierdzało, że zostały tylko place...
Wracając z wojaży zawijam jeszcze na ulicę Owocową. Stoi przy niej chyba tylko jeden, drewniany domek. Niegdyś w środku lasu - teraz przyklejony do samej autostrady, rozjazdów i ekranów...
Z tego co kojarzę, to w bytomskich lasach były trzy osady takich domków - na Chłopskiej, leśniczówka niedaleko knajpy “Pod Dębem”, no i ta Owocowa. O pozostałych pisałam już kiedyś w RELACJI: ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html )
Domek na Owocowej na pierwszy rzut oka wydaje mi się opuszczony. Ogród porastają wysokie zioła.
Podchodzę do płotu.. Stoją nowe śmietniki… Chyba jednak zamieszkany? Chwilę później widzę jak z domu wychodzi jakiś koleś. W jednej ręce niesie dwa kubeczki (chyba z kawą) a w drugiej talerzyk pełen ciasteczek. Mija mnie z obojętną miną, nie odpowiada na “dzień dobry” i wbija na przełaj w las...
Wracam drogą przytykającą do autostrady. Dziwne takie uczucie - słyszysz wizg aut, popierdzielasz nowiusim asfaltem a wokół nikogusieńko…
Przepust. Bardzo mnie ciekawi czym grozi? Jakim wypadkiem? Że się autostrada zawali na głowę? Czy że można się potknąć i nogę skręcić?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Na tą wycieczkę wybieram się z koleżanką. Wypady z Karoliną charakteryzują się tym, że mają tempo zwiedzania chyba dziesięciokrotnie wyższe, niż gdy włóczę się gdziekolwiek samodzielnie. Powoduje to więc efekt, że po jakiejś godzinie czy dwóch zaczynają mi się "palić styki", rejestrowanie otaczającego mnie świata przechodzi w jakiś tryb awaryjny, a wspomnienia zmieniają się w mocno wymieszaną kolorową pulpę Po powrocie do domu zazwyczaj mam totalny kołowrót w głowie, wszystko faluje, a przed oczami przesypuje się kalejdoskop obrazów. Gdy położę się spać to nawiedzają mnie sny iście artystyczno - psychodeliczne! Tak, tak... Uwielbiam wycieczki z Karoliną, bo nadają one moim wędrówkom zupełnie inny wymiar! Acz istnieje potem spory problem, gdy chcę przelać wspomnienia do relacji - bo natrafiam na rozsypane jakby puzzle z tysięcy elementów, których za nic nie potrafie logicznie poskładać do kupy.
Taka więc będzie i ta relacja - zakręcona, chaotyczna, niespójna i być może totalnie myląca miejsca, w których byłam. Jeśli zatem jakieś obrazy są niezgodne z opisem - z góry przepraszam! Takie były realia!
Sporą część wycieczki spędzamy w okolicach ulicy Brzezińskiej, gdzie już miałam kilka podejść do zwiedzania ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... inska.html ), ale zawsze coś pokrzyżowało plany i odkładało je na później. Dziś właśnie nadszedł ten dzień, by tej ulicy przyjrzeć się dłużej i dokładniej!
Rozpoczynamy od remiz strażackich, gdzie młodzież współtworzy przyszłość miasta i jest dobrze od początku Obecnie teren pełni funkcję chyba składu złomu, ale też takiego z gatunku nieco zapomnianych.
W okolicach można natrafić na ślady bytności pojazdu szynowego. Na początku skojarzyło mi się z tramwajem... Acz nigdy nie miałam okazji przyjechać w ten rejon na takowym transporcie. Nie wiem więc jaka linia tu jeździła i kiedy została ona zlikwidowana.
A może to nie tramwaj był? Niedaleko znów napotykamy kawałki pofragmentowanego torowiska, ale wbijające w bramę Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Nie udało mi się niestety póki co pozwiedzać tego miejsca. Kilka osób sugerowało różne sposoby, ale zawsze one okazywały się "już nieaktualne".
Obchodzimy zabudowania z czerwonej cegły - wspomniane wyżej zakłady. Pozamykane, można jedynie kuknąć przez płot (albo pod nim
Z wyglądu przypominają mi one jakieś forty! Ale o “Twierdzy Bytom” póki co nie słyszałam!
Mieli tu kapliczkę, mural z flagą (nie widać już czy były jakieś napisy), cegły z Gliwic i potencjalnie bezpieczne manewry.
Rzut oka na Brzezińską… Droga pnie się w górę. Jesienne liście szeleszczą na wietrze, a te opadłe chrupią pod nogami. I jakiś taki spokój, cisza, jakby zawieszenie w niebycie… Czasem są takie miejsca, gdzie ma się wrażenie, że czas nie płynie. A przynajmniej nie płynie normalnie, tylko wiruje po jakimś okręgu. Jak te mini wiry porywające zeschłe liście na chodniku przy podmuchach wiatru...
Dach zawalony, ale okna to musieli pomurować aż po trzecie piętro… Coby jaki batman przypadkiem nie osiedlił się ani nie pozwiedzał…
Jakiś chyba ważny parking, że do niego tak naprowadzają!
Zaglądamy do losowo wybranych bram. Tu ktoś wpadł w szał malowania, ale zapał go nagle opuścił.
Taki napis to wręcz jak zaproszenie!
Pustostan jest rzeczywiście jak nazwa wskazuje - prawie zupełnie pusty. Tylko koszyk ktoś skitrał.
Czasem ze ściennych opisów można się dowiedzieć conieco o mieszkańcach i ich najskrytszych upodobaniach.
Tu poręcze zostały wzmocnione domorosłą, ale skuteczną metodą.
Widać, że te drzwi były nieraz otwierane w sposób nie do końca konwencjonalny.
Prosty sposób renowacji drzwi (być może miały podobną przeszłość jak te powżej?)
Te jeszcze przed renowacją - w formie przewiewnej.
A te drzwi to już całkowicie wymykają się ogarnięciu umysłem! Jaka historia jest wpisana w ich strukturę - to już tylko one same wiedzą!
Zawijamy też pod zabawkową kamienicę. W piaskownicy piasku już wprawdzie nie ma, ale jest za to sporo innych gadżetów przyciągających zapewne dziecięcą uwagę (jak widać po zdjęciach tych nieco starszych też
Chodniczek, plac zabaw, kamerliki. I wszystko z lekka muśnięte atmosferą zapomnienia.
Nie wiem czy tylko moje odczucie jest takie, ale ta panda wygląda na bardzo zadowoloną z siebie.
Tak jakby siadła w cieniu, po sutym i mocno zakrapianym posiłku i rzekła: “No! A teraz sobie odpocznę i poobserwuje co się tu odwala na dzielnicy!”
Kaktusiki wygrzewają do słońca swe igiełki.
Jakaś szeroko zakrojona akcja wymiany okien tu była?
Ludzie chyba jednak mają za dużo pustaków. Choćby najmniejsza, najbardziej niepozorna dziurka - od razu trzeba zamurować!
A to jest miejsce przedziwne! We wnękę w murze jest wmurowana… szafa??
Podwórko przechodzi w brukowaną drogę…
… która zaprowadza do jakiś opuszczonych warsztatów.
Na innym podwórku zwraca uwagę zagospodarowanie biesiadne. Jest ceglany grill.
I kącik wypoczynkowy, wyposażony w miękkie fotele i kanapy.
Gdzie indziej inny aspekt życia człowieka wysuwa się na pierwszy plan…
Kamerliki zawsze cieszą oko! Nawet takie z lekka wybebeszone...
Kolejne podwóreczko to Bytomska Riwiera! Baseny, namioty, palmy i egzotyczne zwierzęta.
Zebra urzekła mnie najbardziej! Opona oponą - to częsty patent! Ale ta szyja z rury! Rewelacja!
Dobra żaba nie jest zła!
Cegła w wersji moro!
I w wersji lakierowanej!
Ceglane moro wzbogacone sztucznym kwiatem, nieśmiało wyglądającym przez parterowe okna. Co ciekawe - coś obgryzło zewnętrzne parapety. A zazwyczaj ta część elewacji trzyma się nadpodziw dobrze, nawet w domach zupełnie opuszczonych.
Nieoczywiste okienka… Jakieś takie jakby niepasujące… Jakby za małe? Jakby nie z tej strony, gdzie by się ich człowiek spodziewał?
Zelektryfikowane garaże i zagraniczni goście.
Brzezińska to oczywiście też kupa starych napisów. Chyba to najbogatsza w tego typu atrakcję ulica w Bytomiu. Część z nich już kiedyś fociłam, ale nie zaszkodzi zrobić powtórki. Teraz nie ma tu ani jednego sklepiku. Ni mleka, ni sera, ni cygareta nie uświadczysz. No chyba, że jakiś ziomal poczęstuje!
Tu już kiedyś byłam. Ba! Trafiłam tu we właściwym momencie, gdy czasoprzestrzeń była sprzyjająca. Akurat wtedy, gdy jakaś dobra dusza rozkuła wejście i miałam okazję zobaczyć to miejsce również od środka. No ale potem zaś ktoś miał za dużo pustaków, zaprawy i wolnego czasu… Oczywiście krzaczkom też się oberwało...
Tego dnia...
Kilka miesięcy wcześniej...
A ten napis jest zdecydowanie nowszy, ale taki prawdziwy!
W różnych innych miejscach Bytomia też dziś wpadamy na wyłażące spod oblazłych tynków stare napisy. Te przedwojenne zazwyczaj trzymają się najlepiej.
Są i takie nieco nowsze, po polsku, ale utrzymane w podobnej, oblazłej konwencji.
To już chyba nie Brzezińska? Ale gdzieś blisko...
Zaglądamy do jakiegoś opuszczonego już mieszkania. Jak widać na załączonym obrazku kable są cenniejsze od foteli
A to już ul. Witczaka z kamienicą z klinkierową cegiełką.
A potem już dokładnie nie wiem jak szłyśmy. Jakoś w stronę rynku? Przebieg trasy całkowicie wymazał mi się z pamięci. Po drodze zapuszczaliśmy oczywisćie żurawia w ciemne otchłanie bram, o zapachu zbutwiałego drewna, starego, rzeźbionego metalu i smakowitej zupy ogórkowej.
Jedno z odwiedzonych podwórek, gdzie balkony chyba miały w planach odpadać (albo przynajmniej ktoś je o takowy zamiar podejrzewał) bo wsparto je drewnianymi palami.
Zwraca uwagę ciekawy, zabudowany balkonik. Z mocno niekompletnymi schodkami i drabiną znikąd donikąd…
Zaciekawił mnie też ten duży balkon. Czy powstał razem z kamienicą czy może został dobudowany później, bo któryś z mieszkańców miał fantazję?
Kamienica przy ul. Webera. Z przodu wygląda zupełnie normalnie…
A z boku to już nie… Wchodząc do pokoju trzeba wciągać brzuch
Fajny ten taras u góry! Nawet chwilę zastanawiamy się czy nie popróbować się tam jakoś dostać!
Ślepy tor…
Dwa widoczki różnych zaułków - już kompletnie nie pamiętam gdzie…
Zawinęłyśmy też na PKP. Dworzec jak dworzec, peron jak peron - przecież nieraz się tu bywało!
Ale dopiero Karolina zasugerowała podniesienie głowy. Ten wgięty element to ponoć ślad ostrzału jeszcze z czasów wojny. Solidnie coś musiało pierdyknąć.
Supersam jeszcze z napisami. Miesiąc temu odkryłam, że już ich nie ma.. Ukradli? Wywieźli na złom??
Na obrzeżach parku zerkamy na schrony. Wejść by się dało, ale mam obawy, że mogę nie wyjść o własnych siłach, więc jednak odpuszczam… Trochę za wysoko…
Rzeźba udaje, że na nas nie patrzy…
U styku ulic Wrocławskiej i Obrońców Warszawy mijamy krzyż - taki jak to zazwyczaj stoją na rozdrożach. Tutaj krzyż prawie opiera się o kamienicę i przytula do rynny. Mijałam to miejsce dziesiątki, jak nie setki razy. I dopiero dziś dowiedziałam się jego historii. Że nazywany jest "Wieszadłem" i upamiętnia miejsce dawnej, miejskiej szubienicy, gdzie kończyli swe życie lokalni rozbójnicy (tzn. ci nierozważni i pechowi, których udało się schwytać
Gdzieś w okolicach Wrocławskiej zaglądamy do różnych bram. Ot takie ciekawe kafle, podłogowe płytki i mozaiki…
Podwóreczko - studnia. Z niesamowitą akustyką i ogromną ilością gołębi. Donośne “gruu grrruuu” aż dudniło w tym miejscu. I chyba miejsce dosyć wilgotne, bo wszystkie pęknięcia tynku ozieleniałe od mchów.
Tak powinny wyglądać wszystkie elewacje kamienic!
Kable próbują naśladować przyrodniczych pobratymców i podobnie piąć się po murach! Jeszcze im daleko do ideału, ale widać, że się starają!
W dolną część jednej z kamienic jest wmurowana płyta, zwana "Trupi Kamień" ( http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic.php?t=891 ) Niestety (a może na szczęście?) nie jesteśmy w tym miejscu w okolicach północy. Bo wtedy ponoć tu straszy - pojawia się "duch w postaci małego, szarego człowieka o odrażającym wyglądzie".
Podwórko z chodnikiem z solidnych płyt.
I takie, gdzie podobne płyty wybrały jednak entropię.
Ciekawe kominy, sądząc po obecności drabinki mogące pełnić funkcję punktów widokowych…
Otoczenie wysokich ścian, takich zupełnie bez okien, ma w sobie coś przerażającego. Czy te kilka jaśniejszych plam sugeruje, że jakieś okna tutaj kiedyś były?
Ciąg bram… Z tunelu w tunel...
Jedna kamienica za mało jadła i nie urosła…
Różne pojazdy bądź ich fragmenty. W kompozycji z rurami.
Kamienica na pierwszy rzut oka jakby opuszczona. Acz może parkujące obok auto sugeruje coś innego?
A na sam koniec mamy okazję odwiedzić fajny sklepik. Chyba po raz pierwszy napotkany w Bytomiu sklep z pamiątkami. Można kupić koszulki z dymiącymi kominami, sylwetką elektrowni albo tramwajkiem z Piekarskiej. Jak ktoś lubi klimaty Górnego Śląska - to rewelacyjna sprawa! Mało jest takich miejsc i takiego zaopatrzenia!
Wszystkie koszulki wiszą na zabytkowych wieszakach!
Sa też szaliki, proporczyki, magnesiki. I bardzo sympatyczna obsługa, z którą ocinamy sobie dłuższą pogawędkę. Sklepik nazywa się Lokalny Patriota ( https://www.lokalnypatriota.pl/ ) i jakby ktoś szukał to mieści się na ulicy Józefczaka 37, ale kupować można też wysyłkowo.
I to wszystko wyżej opisane - zajęło jedno popołudnie... Nie wiem ile dokładnie... 3 godziny? Może 4 albo 5? MAGIA!!!! Pisząc tą relację sama nie mogłam w to uwierzyć! Bo wrażeń, odczuć, wspomnień jak z tygodnia Czas widać nieraz jest czymś z gumy. Można upchać kilkukrotnie większą objętość niż by się w najśmielszych snach oczekiwało, że się zmieści. Wiele razy się zastanawiałam - jak by to było, jakby cały czas żyć na takich obrotach? Non stop. Czy wreszcie by się wszystko zdążyło, nie miało poczucia, że życie przecieka między palcami, a moc wrażeń satysfakcjonowała duszę? Czy raczej bym zdechła po tygodniu... Ot takie myśli wirują mi w głowie, gdy po udanej wycieczce autobus linii 623 wiezie mnie do domu. Nie znam póki co odpowiedzi na owo nurtujace mnie podówczas pytanie - i chyba nie chce jej poznać...
Taka więc będzie i ta relacja - zakręcona, chaotyczna, niespójna i być może totalnie myląca miejsca, w których byłam. Jeśli zatem jakieś obrazy są niezgodne z opisem - z góry przepraszam! Takie były realia!
Sporą część wycieczki spędzamy w okolicach ulicy Brzezińskiej, gdzie już miałam kilka podejść do zwiedzania ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... inska.html ), ale zawsze coś pokrzyżowało plany i odkładało je na później. Dziś właśnie nadszedł ten dzień, by tej ulicy przyjrzeć się dłużej i dokładniej!
Rozpoczynamy od remiz strażackich, gdzie młodzież współtworzy przyszłość miasta i jest dobrze od początku Obecnie teren pełni funkcję chyba składu złomu, ale też takiego z gatunku nieco zapomnianych.
W okolicach można natrafić na ślady bytności pojazdu szynowego. Na początku skojarzyło mi się z tramwajem... Acz nigdy nie miałam okazji przyjechać w ten rejon na takowym transporcie. Nie wiem więc jaka linia tu jeździła i kiedy została ona zlikwidowana.
A może to nie tramwaj był? Niedaleko znów napotykamy kawałki pofragmentowanego torowiska, ale wbijające w bramę Warsztatów Naprawczych Górnośląskich Kolei Wąskotorowych. Nie udało mi się niestety póki co pozwiedzać tego miejsca. Kilka osób sugerowało różne sposoby, ale zawsze one okazywały się "już nieaktualne".
Obchodzimy zabudowania z czerwonej cegły - wspomniane wyżej zakłady. Pozamykane, można jedynie kuknąć przez płot (albo pod nim
Z wyglądu przypominają mi one jakieś forty! Ale o “Twierdzy Bytom” póki co nie słyszałam!
Mieli tu kapliczkę, mural z flagą (nie widać już czy były jakieś napisy), cegły z Gliwic i potencjalnie bezpieczne manewry.
Rzut oka na Brzezińską… Droga pnie się w górę. Jesienne liście szeleszczą na wietrze, a te opadłe chrupią pod nogami. I jakiś taki spokój, cisza, jakby zawieszenie w niebycie… Czasem są takie miejsca, gdzie ma się wrażenie, że czas nie płynie. A przynajmniej nie płynie normalnie, tylko wiruje po jakimś okręgu. Jak te mini wiry porywające zeschłe liście na chodniku przy podmuchach wiatru...
Dach zawalony, ale okna to musieli pomurować aż po trzecie piętro… Coby jaki batman przypadkiem nie osiedlił się ani nie pozwiedzał…
Jakiś chyba ważny parking, że do niego tak naprowadzają!
Zaglądamy do losowo wybranych bram. Tu ktoś wpadł w szał malowania, ale zapał go nagle opuścił.
Taki napis to wręcz jak zaproszenie!
Pustostan jest rzeczywiście jak nazwa wskazuje - prawie zupełnie pusty. Tylko koszyk ktoś skitrał.
Czasem ze ściennych opisów można się dowiedzieć conieco o mieszkańcach i ich najskrytszych upodobaniach.
Tu poręcze zostały wzmocnione domorosłą, ale skuteczną metodą.
Widać, że te drzwi były nieraz otwierane w sposób nie do końca konwencjonalny.
Prosty sposób renowacji drzwi (być może miały podobną przeszłość jak te powżej?)
Te jeszcze przed renowacją - w formie przewiewnej.
A te drzwi to już całkowicie wymykają się ogarnięciu umysłem! Jaka historia jest wpisana w ich strukturę - to już tylko one same wiedzą!
Zawijamy też pod zabawkową kamienicę. W piaskownicy piasku już wprawdzie nie ma, ale jest za to sporo innych gadżetów przyciągających zapewne dziecięcą uwagę (jak widać po zdjęciach tych nieco starszych też
Chodniczek, plac zabaw, kamerliki. I wszystko z lekka muśnięte atmosferą zapomnienia.
Nie wiem czy tylko moje odczucie jest takie, ale ta panda wygląda na bardzo zadowoloną z siebie.
Tak jakby siadła w cieniu, po sutym i mocno zakrapianym posiłku i rzekła: “No! A teraz sobie odpocznę i poobserwuje co się tu odwala na dzielnicy!”
Kaktusiki wygrzewają do słońca swe igiełki.
Jakaś szeroko zakrojona akcja wymiany okien tu była?
Ludzie chyba jednak mają za dużo pustaków. Choćby najmniejsza, najbardziej niepozorna dziurka - od razu trzeba zamurować!
A to jest miejsce przedziwne! We wnękę w murze jest wmurowana… szafa??
Podwórko przechodzi w brukowaną drogę…
… która zaprowadza do jakiś opuszczonych warsztatów.
Na innym podwórku zwraca uwagę zagospodarowanie biesiadne. Jest ceglany grill.
I kącik wypoczynkowy, wyposażony w miękkie fotele i kanapy.
Gdzie indziej inny aspekt życia człowieka wysuwa się na pierwszy plan…
Kamerliki zawsze cieszą oko! Nawet takie z lekka wybebeszone...
Kolejne podwóreczko to Bytomska Riwiera! Baseny, namioty, palmy i egzotyczne zwierzęta.
Zebra urzekła mnie najbardziej! Opona oponą - to częsty patent! Ale ta szyja z rury! Rewelacja!
Dobra żaba nie jest zła!
Cegła w wersji moro!
I w wersji lakierowanej!
Ceglane moro wzbogacone sztucznym kwiatem, nieśmiało wyglądającym przez parterowe okna. Co ciekawe - coś obgryzło zewnętrzne parapety. A zazwyczaj ta część elewacji trzyma się nadpodziw dobrze, nawet w domach zupełnie opuszczonych.
Nieoczywiste okienka… Jakieś takie jakby niepasujące… Jakby za małe? Jakby nie z tej strony, gdzie by się ich człowiek spodziewał?
Zelektryfikowane garaże i zagraniczni goście.
Brzezińska to oczywiście też kupa starych napisów. Chyba to najbogatsza w tego typu atrakcję ulica w Bytomiu. Część z nich już kiedyś fociłam, ale nie zaszkodzi zrobić powtórki. Teraz nie ma tu ani jednego sklepiku. Ni mleka, ni sera, ni cygareta nie uświadczysz. No chyba, że jakiś ziomal poczęstuje!
Tu już kiedyś byłam. Ba! Trafiłam tu we właściwym momencie, gdy czasoprzestrzeń była sprzyjająca. Akurat wtedy, gdy jakaś dobra dusza rozkuła wejście i miałam okazję zobaczyć to miejsce również od środka. No ale potem zaś ktoś miał za dużo pustaków, zaprawy i wolnego czasu… Oczywiście krzaczkom też się oberwało...
Tego dnia...
Kilka miesięcy wcześniej...
A ten napis jest zdecydowanie nowszy, ale taki prawdziwy!
W różnych innych miejscach Bytomia też dziś wpadamy na wyłażące spod oblazłych tynków stare napisy. Te przedwojenne zazwyczaj trzymają się najlepiej.
Są i takie nieco nowsze, po polsku, ale utrzymane w podobnej, oblazłej konwencji.
To już chyba nie Brzezińska? Ale gdzieś blisko...
Zaglądamy do jakiegoś opuszczonego już mieszkania. Jak widać na załączonym obrazku kable są cenniejsze od foteli
A to już ul. Witczaka z kamienicą z klinkierową cegiełką.
A potem już dokładnie nie wiem jak szłyśmy. Jakoś w stronę rynku? Przebieg trasy całkowicie wymazał mi się z pamięci. Po drodze zapuszczaliśmy oczywisćie żurawia w ciemne otchłanie bram, o zapachu zbutwiałego drewna, starego, rzeźbionego metalu i smakowitej zupy ogórkowej.
Jedno z odwiedzonych podwórek, gdzie balkony chyba miały w planach odpadać (albo przynajmniej ktoś je o takowy zamiar podejrzewał) bo wsparto je drewnianymi palami.
Zwraca uwagę ciekawy, zabudowany balkonik. Z mocno niekompletnymi schodkami i drabiną znikąd donikąd…
Zaciekawił mnie też ten duży balkon. Czy powstał razem z kamienicą czy może został dobudowany później, bo któryś z mieszkańców miał fantazję?
Kamienica przy ul. Webera. Z przodu wygląda zupełnie normalnie…
A z boku to już nie… Wchodząc do pokoju trzeba wciągać brzuch
Fajny ten taras u góry! Nawet chwilę zastanawiamy się czy nie popróbować się tam jakoś dostać!
Ślepy tor…
Dwa widoczki różnych zaułków - już kompletnie nie pamiętam gdzie…
Zawinęłyśmy też na PKP. Dworzec jak dworzec, peron jak peron - przecież nieraz się tu bywało!
Ale dopiero Karolina zasugerowała podniesienie głowy. Ten wgięty element to ponoć ślad ostrzału jeszcze z czasów wojny. Solidnie coś musiało pierdyknąć.
Supersam jeszcze z napisami. Miesiąc temu odkryłam, że już ich nie ma.. Ukradli? Wywieźli na złom??
Na obrzeżach parku zerkamy na schrony. Wejść by się dało, ale mam obawy, że mogę nie wyjść o własnych siłach, więc jednak odpuszczam… Trochę za wysoko…
Rzeźba udaje, że na nas nie patrzy…
U styku ulic Wrocławskiej i Obrońców Warszawy mijamy krzyż - taki jak to zazwyczaj stoją na rozdrożach. Tutaj krzyż prawie opiera się o kamienicę i przytula do rynny. Mijałam to miejsce dziesiątki, jak nie setki razy. I dopiero dziś dowiedziałam się jego historii. Że nazywany jest "Wieszadłem" i upamiętnia miejsce dawnej, miejskiej szubienicy, gdzie kończyli swe życie lokalni rozbójnicy (tzn. ci nierozważni i pechowi, których udało się schwytać
Gdzieś w okolicach Wrocławskiej zaglądamy do różnych bram. Ot takie ciekawe kafle, podłogowe płytki i mozaiki…
Podwóreczko - studnia. Z niesamowitą akustyką i ogromną ilością gołębi. Donośne “gruu grrruuu” aż dudniło w tym miejscu. I chyba miejsce dosyć wilgotne, bo wszystkie pęknięcia tynku ozieleniałe od mchów.
Tak powinny wyglądać wszystkie elewacje kamienic!
Kable próbują naśladować przyrodniczych pobratymców i podobnie piąć się po murach! Jeszcze im daleko do ideału, ale widać, że się starają!
W dolną część jednej z kamienic jest wmurowana płyta, zwana "Trupi Kamień" ( http://www.straznicyczasu.pl/viewtopic.php?t=891 ) Niestety (a może na szczęście?) nie jesteśmy w tym miejscu w okolicach północy. Bo wtedy ponoć tu straszy - pojawia się "duch w postaci małego, szarego człowieka o odrażającym wyglądzie".
Podwórko z chodnikiem z solidnych płyt.
I takie, gdzie podobne płyty wybrały jednak entropię.
Ciekawe kominy, sądząc po obecności drabinki mogące pełnić funkcję punktów widokowych…
Otoczenie wysokich ścian, takich zupełnie bez okien, ma w sobie coś przerażającego. Czy te kilka jaśniejszych plam sugeruje, że jakieś okna tutaj kiedyś były?
Ciąg bram… Z tunelu w tunel...
Jedna kamienica za mało jadła i nie urosła…
Różne pojazdy bądź ich fragmenty. W kompozycji z rurami.
Kamienica na pierwszy rzut oka jakby opuszczona. Acz może parkujące obok auto sugeruje coś innego?
A na sam koniec mamy okazję odwiedzić fajny sklepik. Chyba po raz pierwszy napotkany w Bytomiu sklep z pamiątkami. Można kupić koszulki z dymiącymi kominami, sylwetką elektrowni albo tramwajkiem z Piekarskiej. Jak ktoś lubi klimaty Górnego Śląska - to rewelacyjna sprawa! Mało jest takich miejsc i takiego zaopatrzenia!
Wszystkie koszulki wiszą na zabytkowych wieszakach!
Sa też szaliki, proporczyki, magnesiki. I bardzo sympatyczna obsługa, z którą ocinamy sobie dłuższą pogawędkę. Sklepik nazywa się Lokalny Patriota ( https://www.lokalnypatriota.pl/ ) i jakby ktoś szukał to mieści się na ulicy Józefczaka 37, ale kupować można też wysyłkowo.
I to wszystko wyżej opisane - zajęło jedno popołudnie... Nie wiem ile dokładnie... 3 godziny? Może 4 albo 5? MAGIA!!!! Pisząc tą relację sama nie mogłam w to uwierzyć! Bo wrażeń, odczuć, wspomnień jak z tygodnia Czas widać nieraz jest czymś z gumy. Można upchać kilkukrotnie większą objętość niż by się w najśmielszych snach oczekiwało, że się zmieści. Wiele razy się zastanawiałam - jak by to było, jakby cały czas żyć na takich obrotach? Non stop. Czy wreszcie by się wszystko zdążyło, nie miało poczucia, że życie przecieka między palcami, a moc wrażeń satysfakcjonowała duszę? Czy raczej bym zdechła po tygodniu... Ot takie myśli wirują mi w głowie, gdy po udanej wycieczce autobus linii 623 wiezie mnie do domu. Nie znam póki co odpowiedzi na owo nurtujace mnie podówczas pytanie - i chyba nie chce jej poznać...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
“Bytomskie murale” to taki trochę temat zbiorczy - jak gdzieś zobaczę jakieś nowe fajne - to będę dorzucać do tej relacji. Jeśli ktoś zna jakieś ciekawe takowe - dawajcie znać!
Sporo fajnych malunków jest w przejściu podziemnym pod torami kolejowymi przy dworcu PKP. Od razu milej się tam wędruje, gdy wokół jest kolorowo!
Powstały one jakoś jesienią 2020 w ramach akcji zwanej “400ml Graffiti Festival”. Wszystkie malunki łączy podobna tematyka - nawiązanie do starych, śląskich legend.
A tu chyba coś w stylu podpisów czy autoportretów?
W innym przejściu podziemnym, pod główną ulicą na Karbiu, też są kolorowe ściany. Acz tam to raczej głównie przejaw patriotyzmu lokalnego!
Kolejny tunel. Pod torami, ale o zastosowaniu jedynie pieszym. Rejony ul. Siennej, Kopalnianej. Mural może nie jakiś wybitny, ale mi się skojarzył z taką śląską odmianą Hatifnatów (nieco przypyloną i okopconą)
Najdłuższy malunek napotkaliśmy w dzielnicy Pogoda. Powstał na betonowym murze i jest dziełem kibiców. Niknie na horyzoncie!
W tejże samej dzielnicy są też takowe giganty na bocznych ścianach kamienic.
Podwórko z Brzezińskiej chyba też zasłuzyło na miano ciekawego muralu???
W Miechowicach na garażach pod lasem (w rejonie ul. Dalekiej)
Na tyłach stadionu Polonii.
Fajny malunek na garażach w Szombierkach. Autobus? Tramwaj? Pociąg?
Oczywiście nie można zapomnieć o tych kolejowych ślicznościach na stacyjce Bytom Karb Wąskotorowy!
Reklamy "Industriady"
Specyficzną odmianą murali są też odezwy i przesłania samozwańczego proroka pragnącego ocalić Polskę i wszechświat, wypisane starannie na strzelnicach w miechowickim lesie - relacja TUTAJ: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html
Wyznania, wiersze i “złote myśli” na murach. Jakoś mnie urzekły...
Sporo fajnych malunków jest w przejściu podziemnym pod torami kolejowymi przy dworcu PKP. Od razu milej się tam wędruje, gdy wokół jest kolorowo!
Powstały one jakoś jesienią 2020 w ramach akcji zwanej “400ml Graffiti Festival”. Wszystkie malunki łączy podobna tematyka - nawiązanie do starych, śląskich legend.
A tu chyba coś w stylu podpisów czy autoportretów?
W innym przejściu podziemnym, pod główną ulicą na Karbiu, też są kolorowe ściany. Acz tam to raczej głównie przejaw patriotyzmu lokalnego!
Kolejny tunel. Pod torami, ale o zastosowaniu jedynie pieszym. Rejony ul. Siennej, Kopalnianej. Mural może nie jakiś wybitny, ale mi się skojarzył z taką śląską odmianą Hatifnatów (nieco przypyloną i okopconą)
Najdłuższy malunek napotkaliśmy w dzielnicy Pogoda. Powstał na betonowym murze i jest dziełem kibiców. Niknie na horyzoncie!
W tejże samej dzielnicy są też takowe giganty na bocznych ścianach kamienic.
Podwórko z Brzezińskiej chyba też zasłuzyło na miano ciekawego muralu???
W Miechowicach na garażach pod lasem (w rejonie ul. Dalekiej)
Na tyłach stadionu Polonii.
Fajny malunek na garażach w Szombierkach. Autobus? Tramwaj? Pociąg?
Oczywiście nie można zapomnieć o tych kolejowych ślicznościach na stacyjce Bytom Karb Wąskotorowy!
Reklamy "Industriady"
Specyficzną odmianą murali są też odezwy i przesłania samozwańczego proroka pragnącego ocalić Polskę i wszechświat, wypisane starannie na strzelnicach w miechowickim lesie - relacja TUTAJ: https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... mnice.html
Wyznania, wiersze i “złote myśli” na murach. Jakoś mnie urzekły...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Są miejsca, które istnieją tylko chwilowo. Które, aby je zobaczyć, trzeba wdepnąć w odpowiednie okienko czasoprzestrzeni. W innym terminie są one zupełnie odmiennym terenem, nie mającym kompletnie nic wspólnego z tym poprzednim. Właśnie jedno z takich miejsc odkrywam na powrocie z kolejnej rowerowej wycieczki po Bytomiu.
Jakoś nie chce mi się wracać do domu. Wieczór jest cudny, ciepły i przepełniony śpiewem ptaków.
W powietrzu roztacza się zapach kwiatów w połączeniu ze snującymi się dymami z grilli.
Krąże więc uliczkami zupełnie bezładnie, aby jak najbardziej oddalić od siebie moment, gdy znajdę się w czterech zamkniętych ścianach i znów otoczą mnie obowiązki i codzienna rutyna. Jeszcze jedno kółeczko, jeszcze jedna uliczka, jeszcze jeden zjazd z górki. Taka chęć jakby wyciśnięcia cytryny, wykręcenia jej na jakiejś wyżymarce, aby nawet ze skórki wypłynęła choć kropla soku…
Krzywa kamieniczka z różnych perspektyw.
Zatem tak bezsensownie klucząc, zupełnym przypadkiem i nic nie podejrzewając, zawijam nad jeziorko położone koło Brandki. Polna droga wbijająca w pustocie miała w sobie mocną magię przyciągania - jako miejsce, z którego długo się wraca Nie wiem czy to bajoro ma jakąś nazwę. Może ma, acz ja jakoś nigdy się z nią nie spotkałam. Jest położone na południe od Brandki i dużo od niej mniejsze. Jest również bardziej bagniste, o mniej oczywistych brzegach i zmiennym, zależnym od pogody kształcie. Dotrzeć tam można np. od ulicy Szyb Pilgera, choć ja tym razem jadę chyba przedłużeniem Pogodnej.
Dojeżdzam do miejsca, gdzie bagno zaczyna sięgać do ⅓ koła i staję z rozdziawioną gębą. Nie ma szans jechać dalej, więc zsiadam i taszczę rower po mlaskającym gruncie, a miejsce zasysa mnie coraz bardziej. Teren w tej chwili jest we władaniu ptaków. Dziesiątek ptaków, które gniazdują, latają, pływają, biją się, kłócą, gonią i szlag wie co jeszcze! Nie docierają tu odgłosy miasta. Wszystko, totalnie wszystko (nawet moje myśli) są zagłuszane kwakaniem, kląskaniem, kwikaniem, gulganiem i wszelakimi innymi odgłosami jakie mogą wydostać się z dziobów wodnych pierzastych stworów! I to wszystko się cały czas kotłuje, zmienia miejsca pobytu. Robiąc zdjęcie, wycelowując aparat w jedno - za każdym razem uzyskujesz obraz już kompletnie czego innego. Tu nie ma mowy o czymś takim jak powtórka - nic dwa razy się nie zdarza!
Wracamy w to miejsce też kolejnego dnia z mamą. Zabieramy krzesełka, piwo i jakąś zagrychę. Siedzimy chyba z godzinę czy dwie słuchając otaczających nas koncertów i wręcz nie wierząc w nierealność świata, który nas otoczył. Szukałam takich “ptasich rajów” na Stawach Milickich i nad Biebrzą. Szukałam ich w delcie Dunaju czy na poleskich bagnach, zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy. Czasem coś zakląskało czy jaka czapla zamiotła ogonem. Ale w najśmielszych snach bym nie przypuściła, że najlepsze w tej kategorii miejsce znajdę właśnie w Bytomiu! Świat nie przestaje zaskakiwać!
Kilka zdjęć na potwierdzenie, że to jednak na pewno Bytom
Wspominałam, że nie tylko wodne ptactwo spotykaliśmy w okolicy?
Mam też krótki zapis ścieżki dźwiękowej ptasio - żabiej, nagrany telefonem przez moja mamę Niestety nie wiem jak wrzucić na forum filmik, więc jakby ktoś chciał zobaczyć to jest w relacji - na samym końcu:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... siego.html
Jakoś nie chce mi się wracać do domu. Wieczór jest cudny, ciepły i przepełniony śpiewem ptaków.
W powietrzu roztacza się zapach kwiatów w połączeniu ze snującymi się dymami z grilli.
Krąże więc uliczkami zupełnie bezładnie, aby jak najbardziej oddalić od siebie moment, gdy znajdę się w czterech zamkniętych ścianach i znów otoczą mnie obowiązki i codzienna rutyna. Jeszcze jedno kółeczko, jeszcze jedna uliczka, jeszcze jeden zjazd z górki. Taka chęć jakby wyciśnięcia cytryny, wykręcenia jej na jakiejś wyżymarce, aby nawet ze skórki wypłynęła choć kropla soku…
Krzywa kamieniczka z różnych perspektyw.
Zatem tak bezsensownie klucząc, zupełnym przypadkiem i nic nie podejrzewając, zawijam nad jeziorko położone koło Brandki. Polna droga wbijająca w pustocie miała w sobie mocną magię przyciągania - jako miejsce, z którego długo się wraca Nie wiem czy to bajoro ma jakąś nazwę. Może ma, acz ja jakoś nigdy się z nią nie spotkałam. Jest położone na południe od Brandki i dużo od niej mniejsze. Jest również bardziej bagniste, o mniej oczywistych brzegach i zmiennym, zależnym od pogody kształcie. Dotrzeć tam można np. od ulicy Szyb Pilgera, choć ja tym razem jadę chyba przedłużeniem Pogodnej.
Dojeżdzam do miejsca, gdzie bagno zaczyna sięgać do ⅓ koła i staję z rozdziawioną gębą. Nie ma szans jechać dalej, więc zsiadam i taszczę rower po mlaskającym gruncie, a miejsce zasysa mnie coraz bardziej. Teren w tej chwili jest we władaniu ptaków. Dziesiątek ptaków, które gniazdują, latają, pływają, biją się, kłócą, gonią i szlag wie co jeszcze! Nie docierają tu odgłosy miasta. Wszystko, totalnie wszystko (nawet moje myśli) są zagłuszane kwakaniem, kląskaniem, kwikaniem, gulganiem i wszelakimi innymi odgłosami jakie mogą wydostać się z dziobów wodnych pierzastych stworów! I to wszystko się cały czas kotłuje, zmienia miejsca pobytu. Robiąc zdjęcie, wycelowując aparat w jedno - za każdym razem uzyskujesz obraz już kompletnie czego innego. Tu nie ma mowy o czymś takim jak powtórka - nic dwa razy się nie zdarza!
Wracamy w to miejsce też kolejnego dnia z mamą. Zabieramy krzesełka, piwo i jakąś zagrychę. Siedzimy chyba z godzinę czy dwie słuchając otaczających nas koncertów i wręcz nie wierząc w nierealność świata, który nas otoczył. Szukałam takich “ptasich rajów” na Stawach Milickich i nad Biebrzą. Szukałam ich w delcie Dunaju czy na poleskich bagnach, zarówno po polskiej jak i ukraińskiej stronie granicy. Czasem coś zakląskało czy jaka czapla zamiotła ogonem. Ale w najśmielszych snach bym nie przypuściła, że najlepsze w tej kategorii miejsce znajdę właśnie w Bytomiu! Świat nie przestaje zaskakiwać!
Kilka zdjęć na potwierdzenie, że to jednak na pewno Bytom
Wspominałam, że nie tylko wodne ptactwo spotykaliśmy w okolicy?
Mam też krótki zapis ścieżki dźwiękowej ptasio - żabiej, nagrany telefonem przez moja mamę Niestety nie wiem jak wrzucić na forum filmik, więc jakby ktoś chciał zobaczyć to jest w relacji - na samym końcu:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... siego.html
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Tym razem wybieramy się w okolice ulicy Wałowej i Józefczaka. Kiedyś bywały tu uliczne targi różnych rupieci - może i dziś na takowy trafimy? Dziś jednak niczym nie handlują. Nawet w takiej zorganizowanej hali targowej hula tylko wiatr.
Zasady obowiązujące w dni targowe.
Różne tutejsze napisy reklamowe mają już chyba swoje lata.
Zakładzik się przeniósł, bo i chyba wszystko inne się przeniosło z tego budynku. Została tylko ciekawa lampa.
Znajdujemy też kolejną opuszczoną kamienicę, z dokładnie pozatykanymi oknami.
Jedno z niesamowitych miejsc odnalezionych w bytomskich zaułkach - taka jakby wnęka. Miejsce, gdzie kamienica zakręca albo patrząc inaczej - stykają się dwa budynki. I załom nie jest pod kątem prostym - tylko tworzy się malutkie podwórko, zupełnie jak studnia! Bardzo mało światła tutaj dociera, a są okna. Ci z parteru to chyba w ogóle słońca nie oglądali.
Obecnie wejście na owo "podwórko" zagradza dykta, ale daje radę ją sforsować.
Udaje mi się wejśc do wnętrza budynku, ale nie ma tam już kompletnych schodów. Trzeba by się wspinać. Nie chcę polecieć na ryj, wiec nie zdobywam górnych pięter.
Przyjemna, wąska uliczka wykładana kostką brukową.
Zaglądamy w kolejne wysprejowane bramy oświetlone przyćmioną, jakby okopconą żarówka. Kabak twierdzi, że te wszystkie żarówki śpiewają - jakby popiskują? Ja niestety tego nie słyszę.
Poręcze klatek schodowych są często wzmacniane nowymi deskami - już nie tak ozdobnymi jak niegdyś były te oryginalne.
Okienka. W różnych formach i ujęciach.
Jedno z podwórek. Kiedyś betonowa studnia - teraz już przyjemnie się zazieleniło. Smutne jest to, że jakikolwiek remont, jakiekolwiek "zagospodarowanie" tego miejsca na bank łączyłoby się z wydarciem tych roślin do ziemi. Jak to jest, że szum liści i kwitnące zioła mogą nie obawiać się o swój los tylko w miejscach opuszczonych albo takich mocno zaniedbanych? Pamiętam, że kiedyś ktoś mnie pytał: "buba, czemu ty tak lubisz te swoje ruiny i ogólny rozpiździel?". I chyba właśnie jednym z ważnych powodów jest to, że w tych miejscach pozwala się żyć roślinom...
Na rogu. I każde okienko inne
Od podwórka. Kamieniczka moro. Jakby tak zmrużyć oczy - to wychodzi mozaika szarych, rudych i białych plam.
Różniste balkoniki.
Grasują tu jacyś skubańcy!
Wygodne drzwi. Nie trzeba otwierać z klamki, aby wejść do środka.
Jedna z ciekawszych, odwiedzonych tego dnia klatek schodowych, znajduje się na ul. Józefczaka 38. Schody idą naokoło, z dużym prześwitem pośrodku. A w dachu na samym środku jest okienko! Zwraca też uwagę ilość rodzajów linoleum, którymi są wyłożone schody. Wielość deseni zapewne jest wspomnieniem wielu lat, różnych osób, niezliczonych sytuacji. Pewnie kolejne pojawiały się w różnych czasach i odmiennych okolicznościach. Teraz mamy przed sobą całą mozaikę tej przeszłości.
Bardzo nietypowe jest tutaj najwyższe piętro. Klatka schodowa robi się wysoka, jakby miała dwa poziomy naraz - no i są tu okna. Wewnętrzne. Wychodzą z mieszkań na korytarz!
Zapukaliśmy. Nikt nie otwarł. Ale może i dobrze, bo nie mieliśmy ze sobą owego browara
W korytarzu jest też sporo rur. Niektóre takie znikąd donikąd, jakby pozostałości dawnych, już nieużywanych konstrukcji.
Odkrywamy dzisiaj kościół, o którego istnieniu nie widzieliśmy! Serio! Tyle lat mieszkać w Bytomiu i taka niespodzianka! Kościół jest przy placu Klasztornym.
Dwa fajne obrazy. Na jednym przedstawiono dusze potępieńcze, na drugim chyba anioły.
Jeden z tutejszych obrazów ma dość długą i ciekawą historię. Jeśli kogoś interesuje - to tu jest opis:
cdn
Zasady obowiązujące w dni targowe.
Różne tutejsze napisy reklamowe mają już chyba swoje lata.
Zakładzik się przeniósł, bo i chyba wszystko inne się przeniosło z tego budynku. Została tylko ciekawa lampa.
Znajdujemy też kolejną opuszczoną kamienicę, z dokładnie pozatykanymi oknami.
Jedno z niesamowitych miejsc odnalezionych w bytomskich zaułkach - taka jakby wnęka. Miejsce, gdzie kamienica zakręca albo patrząc inaczej - stykają się dwa budynki. I załom nie jest pod kątem prostym - tylko tworzy się malutkie podwórko, zupełnie jak studnia! Bardzo mało światła tutaj dociera, a są okna. Ci z parteru to chyba w ogóle słońca nie oglądali.
Obecnie wejście na owo "podwórko" zagradza dykta, ale daje radę ją sforsować.
Udaje mi się wejśc do wnętrza budynku, ale nie ma tam już kompletnych schodów. Trzeba by się wspinać. Nie chcę polecieć na ryj, wiec nie zdobywam górnych pięter.
Przyjemna, wąska uliczka wykładana kostką brukową.
Zaglądamy w kolejne wysprejowane bramy oświetlone przyćmioną, jakby okopconą żarówka. Kabak twierdzi, że te wszystkie żarówki śpiewają - jakby popiskują? Ja niestety tego nie słyszę.
Poręcze klatek schodowych są często wzmacniane nowymi deskami - już nie tak ozdobnymi jak niegdyś były te oryginalne.
Okienka. W różnych formach i ujęciach.
Jedno z podwórek. Kiedyś betonowa studnia - teraz już przyjemnie się zazieleniło. Smutne jest to, że jakikolwiek remont, jakiekolwiek "zagospodarowanie" tego miejsca na bank łączyłoby się z wydarciem tych roślin do ziemi. Jak to jest, że szum liści i kwitnące zioła mogą nie obawiać się o swój los tylko w miejscach opuszczonych albo takich mocno zaniedbanych? Pamiętam, że kiedyś ktoś mnie pytał: "buba, czemu ty tak lubisz te swoje ruiny i ogólny rozpiździel?". I chyba właśnie jednym z ważnych powodów jest to, że w tych miejscach pozwala się żyć roślinom...
Na rogu. I każde okienko inne
Od podwórka. Kamieniczka moro. Jakby tak zmrużyć oczy - to wychodzi mozaika szarych, rudych i białych plam.
Różniste balkoniki.
Grasują tu jacyś skubańcy!
Wygodne drzwi. Nie trzeba otwierać z klamki, aby wejść do środka.
Jedna z ciekawszych, odwiedzonych tego dnia klatek schodowych, znajduje się na ul. Józefczaka 38. Schody idą naokoło, z dużym prześwitem pośrodku. A w dachu na samym środku jest okienko! Zwraca też uwagę ilość rodzajów linoleum, którymi są wyłożone schody. Wielość deseni zapewne jest wspomnieniem wielu lat, różnych osób, niezliczonych sytuacji. Pewnie kolejne pojawiały się w różnych czasach i odmiennych okolicznościach. Teraz mamy przed sobą całą mozaikę tej przeszłości.
Bardzo nietypowe jest tutaj najwyższe piętro. Klatka schodowa robi się wysoka, jakby miała dwa poziomy naraz - no i są tu okna. Wewnętrzne. Wychodzą z mieszkań na korytarz!
Zapukaliśmy. Nikt nie otwarł. Ale może i dobrze, bo nie mieliśmy ze sobą owego browara
W korytarzu jest też sporo rur. Niektóre takie znikąd donikąd, jakby pozostałości dawnych, już nieużywanych konstrukcji.
Odkrywamy dzisiaj kościół, o którego istnieniu nie widzieliśmy! Serio! Tyle lat mieszkać w Bytomiu i taka niespodzianka! Kościół jest przy placu Klasztornym.
Dwa fajne obrazy. Na jednym przedstawiono dusze potępieńcze, na drugim chyba anioły.
Jeden z tutejszych obrazów ma dość długą i ciekawą historię. Jeśli kogoś interesuje - to tu jest opis:
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Re: Zaułkami Bytomia
Wędrujemy dalej. Nagle wyłania się z muru jakiś stary napis!
Powoli podążamy w stronę ul. Katowickiej, Karola Miarki. Niestety nie pamiętam dokładnie, który budynek gdzie stał. Jest to chyba niemożliwe ogarnąć przy naszych chaotycznych wycieczkach - zwiedzając zaułki podwórek i wychodząc innymi wejściami niż sie wchodziło, nieraz zupełnie na innych nazwach ulic i kilkaset metrów dalej.
Kamienica z ciekawym takim jakby - kominem? Częściowo w remoncie.
Auto. Uwięzione w bramie. Pandy pilnują, żeby nie uciekło
Fajna witryna sklepowa...
i z lekka przerażający kot...
Kolejne bramy, podwórka, zaułki - gdzieś w rejonie ul. Katowickiej.
Tu jednak nie przejdziemy dalej. Jest mur...
Podwórka zagospodarowane wypoczynkowo - biesiadnie.
Tu widać, że mieszkańcy kochają kwiaty!
Kamienica, która wygląda jakby pączkowała! Jakby kolejne piętra pojawiały się na poprzednich, każde w nieco innej formie. A wszystko utopione w malowniczej asymetrii. Acz może to tylko jakiś defekt mojego aparatu, że tak zakrzywia boki?
Rejony bardziej opuszczone, o oknach pustych albo właśnie bardzo zatkanych...
Różne stare tabliczki przyuważone w różnych miejscach. Łączy je to, że nie są nowe, literki są już nieco zatarte i co najważniejsze - dziś wpadły nam w oczy!
Udaje się też zawędrować w pewien ciekawy rejon. Sektor kilku kamienic przynależących chyba do ul. Rostka - wklinowanych pomiędzy Miarki, Rostka i tory kolejowe. Nie wiem czemu, ale jest tu jakoś inaczej, jakby to była osobna dzielnica. Robi się nagle jakby bardziej pyliście, upalnie, jakby słońce mocniej dogrzewało. Wszystko wokoł staje się płaskie, przestronne, takie uczucie jakby miasto się rozjechało na boki. Kamienice są bardziej podługowate i stoją ustawione osobno, bardziej jak bloki niż zwarta zabudowa ulicznych labiryntów. Wokół rozciągają się szutrowe place pełne dokazującej dzieciarni. Budynki są zamieszkane częściowo. Niektóre okna pozabijano dyktą, w innych widać stojące na parapecie garnki, kwiatki doniczkowe czy gębę z papierosem. Jest jakaś zasada, że opuszczone są partery - życie utrzymuje się na wyższych piętrach.
Ankry, anteny, kable - a nawet kamera się tu zabłąkała!
Sklepik niestety nie był czynny.
Towarzystwo mają tu między narodowe! 2 na 4 auta mają zdecydowanie zamiejscowe blachy.
Kamienica na skraju dżungli.
Widać, że blisko stąd do kolei - nawet schodki mają z podkładów.
Wieżowiec, o ponoć dość mocno pękających ścianach.
Fajne balkony tu mają - z kratkami jak plastry miodu.
W przybudówce mieści się jeden z moich ulubionych ciucholandów.
Kolejna wycieczka. Przenosimy się w inny kawałek miasta. Wejście do jakiegoś tunelu. Niedaleko basenu, po drugiej stronie głównej szosy. Za podwójną kratą. Zaglądając tam nie miałam pojęcia co to za cudo. Tunel? Schron?
Zapytałam o to na fejsbukowej grupie o Bytomiu i udało mi się dowiedzieć ciekawych rzeczy!
"Adolf Ritter i dr Wilhelm Danielsen - tak nazywali się dwaj właściciele willi przy ul. Wrocławskiej, położonych dokładnie vis a vis słynnej modernistycznej pływalni. Pierwszy był budowlańcem, drugi znanym lekarzem. Ich stuletnie dziś domy łączy podziemny tunel, którego łączna długość korytarzy przekracza 300 metrów"
"Podobno tych tuneli nie ma na żadnych planach. No i jeszcze taka ciekawostka, że Ritter był członkiem bytomskiej loży masońskiej."
A tu wiecej informacji o tym miejscu.
OPIS - http://www.tajemniczybytom.pl/2015/09/r ... ctCOAyG_tA
FILM - https://www.youtube.com/watch?v=OdkDHbyDLWY
Kamienica o ciekawym kształcie. Już zupełnie nie pamiętam gdzie...
Tu zwracają uwagę ładne, ozdobne balkony.
Brama. Wydaje mi się, że było to gdzieś w rejonie sądu.
Na ścianach takowe płaskorzeźby.
Jedna się komuś spodobała...
Na koniec jeszcze rzut oka na wiadukcik nad wąskotorówką...
i konno przez Miechowice
Powoli podążamy w stronę ul. Katowickiej, Karola Miarki. Niestety nie pamiętam dokładnie, który budynek gdzie stał. Jest to chyba niemożliwe ogarnąć przy naszych chaotycznych wycieczkach - zwiedzając zaułki podwórek i wychodząc innymi wejściami niż sie wchodziło, nieraz zupełnie na innych nazwach ulic i kilkaset metrów dalej.
Kamienica z ciekawym takim jakby - kominem? Częściowo w remoncie.
Auto. Uwięzione w bramie. Pandy pilnują, żeby nie uciekło
Fajna witryna sklepowa...
i z lekka przerażający kot...
Kolejne bramy, podwórka, zaułki - gdzieś w rejonie ul. Katowickiej.
Tu jednak nie przejdziemy dalej. Jest mur...
Podwórka zagospodarowane wypoczynkowo - biesiadnie.
Tu widać, że mieszkańcy kochają kwiaty!
Kamienica, która wygląda jakby pączkowała! Jakby kolejne piętra pojawiały się na poprzednich, każde w nieco innej formie. A wszystko utopione w malowniczej asymetrii. Acz może to tylko jakiś defekt mojego aparatu, że tak zakrzywia boki?
Rejony bardziej opuszczone, o oknach pustych albo właśnie bardzo zatkanych...
Różne stare tabliczki przyuważone w różnych miejscach. Łączy je to, że nie są nowe, literki są już nieco zatarte i co najważniejsze - dziś wpadły nam w oczy!
Udaje się też zawędrować w pewien ciekawy rejon. Sektor kilku kamienic przynależących chyba do ul. Rostka - wklinowanych pomiędzy Miarki, Rostka i tory kolejowe. Nie wiem czemu, ale jest tu jakoś inaczej, jakby to była osobna dzielnica. Robi się nagle jakby bardziej pyliście, upalnie, jakby słońce mocniej dogrzewało. Wszystko wokoł staje się płaskie, przestronne, takie uczucie jakby miasto się rozjechało na boki. Kamienice są bardziej podługowate i stoją ustawione osobno, bardziej jak bloki niż zwarta zabudowa ulicznych labiryntów. Wokół rozciągają się szutrowe place pełne dokazującej dzieciarni. Budynki są zamieszkane częściowo. Niektóre okna pozabijano dyktą, w innych widać stojące na parapecie garnki, kwiatki doniczkowe czy gębę z papierosem. Jest jakaś zasada, że opuszczone są partery - życie utrzymuje się na wyższych piętrach.
Ankry, anteny, kable - a nawet kamera się tu zabłąkała!
Sklepik niestety nie był czynny.
Towarzystwo mają tu między narodowe! 2 na 4 auta mają zdecydowanie zamiejscowe blachy.
Kamienica na skraju dżungli.
Widać, że blisko stąd do kolei - nawet schodki mają z podkładów.
Wieżowiec, o ponoć dość mocno pękających ścianach.
Fajne balkony tu mają - z kratkami jak plastry miodu.
W przybudówce mieści się jeden z moich ulubionych ciucholandów.
Kolejna wycieczka. Przenosimy się w inny kawałek miasta. Wejście do jakiegoś tunelu. Niedaleko basenu, po drugiej stronie głównej szosy. Za podwójną kratą. Zaglądając tam nie miałam pojęcia co to za cudo. Tunel? Schron?
Zapytałam o to na fejsbukowej grupie o Bytomiu i udało mi się dowiedzieć ciekawych rzeczy!
"Adolf Ritter i dr Wilhelm Danielsen - tak nazywali się dwaj właściciele willi przy ul. Wrocławskiej, położonych dokładnie vis a vis słynnej modernistycznej pływalni. Pierwszy był budowlańcem, drugi znanym lekarzem. Ich stuletnie dziś domy łączy podziemny tunel, którego łączna długość korytarzy przekracza 300 metrów"
"Podobno tych tuneli nie ma na żadnych planach. No i jeszcze taka ciekawostka, że Ritter był członkiem bytomskiej loży masońskiej."
A tu wiecej informacji o tym miejscu.
OPIS - http://www.tajemniczybytom.pl/2015/09/r ... ctCOAyG_tA
FILM - https://www.youtube.com/watch?v=OdkDHbyDLWY
Kamienica o ciekawym kształcie. Już zupełnie nie pamiętam gdzie...
Tu zwracają uwagę ładne, ozdobne balkony.
Brama. Wydaje mi się, że było to gdzieś w rejonie sądu.
Na ścianach takowe płaskorzeźby.
Jedna się komuś spodobała...
Na koniec jeszcze rzut oka na wiadukcik nad wąskotorówką...
i konno przez Miechowice
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..