Gdzieś na zachodniej Ukrainie (Lwów, Czerwonohrad)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Gdzieś na zachodniej Ukrainie (Lwów, Czerwonohrad)

Post autor: buba » 26 sierpnia 2018, 19:05

Jak zazwyczaj, sunąc w strone Karpat, jedziemy pociagiem Wrocław - Lwów. Zawsze wyjezdzał kolo 17 i wczesnym rankiem był juz we Lwowie. Niestety jednak cos pokręcili w rozkładach i pociag odjezdza kilka godzin pozniej. I jedzie dłuzej - około 16 godzin. Czemu takie durne zmiany? Nie mamy pojecia. Niestety wiąże sie to z tym, ze trudniej wydostac sie ze Lwowa aby jeszcze tego samego wieczora byc w jakiejs gorskiej wiosce.. No ale co zrobic, z przesiadkami szybciej nie bedzie… Jedyny plus z tych dziwnych zmian, ze na granicy jestesmy juz za dnia i mozna sobie co nieco poobserwowac. Po przejechaniu granicy pociag staje i kontynuuje to przez kolejne 3 godziny. W Mosciskach II wymieniają mu podwozie ale to zajmuje tylko jedna godzine. Przez pozostałą czesc czasu juz nic nie dłubią mu pod brzuszkiem. Lokomotywa jest jednak odczepiona i jezdzi radosnie nieopodal. Przejezdza obok chyba ze 4 razy, za kazdym razem innym torem. Albo chlopaki sie bawią, albo ma problem trafic na ten własciwy tor ;) Przez okno ciezko powyglądac bo sa jakies takie uchylne. A byłoby na co popatrzec, bo wszedzie wokol pełno podnosników, kółek, wózków, ktore wsadzają pod wagony.

Obrazek

Obrazek

Jezdzimy tym pociagiem od 2009 roku a pierwszy raz zauwazamy oplombowanie wszelakich złączy! Kaloryfery, ściany, sufity. Czyli jego, mimo wydawałoby sie wysokiej ceny biletu, tez zaczeli rozkręcać, przystosowując do przemytniczych celów? Tak jak dawne pociagi Sanok - Chyrów czy Przemyśl - Czerniowce?

Obrazek

Obrazek

Wspolpasazerowie z naszego wagonu to glownie Ukraincy pracujący w Polsce, ktorzy wracają do domu. Z ich opowiadan wynika, ze Polska jest czesto tylko przystankiem na zachod, bo tam najchetniej widzą pracowanie. Bo po co zapierniczac w Polsce pol roku jak mozna kawałek dalej 2 miesiace i wyjdzie na to samo? Skoro i tak wyjezdzaja ze swojego kraju? Fakt, ze to nielegalne, ale kto by sie pierdołami przejmował. Bardzo chwalą prace w Niemczech. Że tam pracownik zna swoje prawa i nie da sobą pomiatac. Jak urlop to urlop, jak przerwa to przerwa, jak chorobowe to nie ma zmiłuj. A w Polsce czy jeszcze gorzej na Ukrainie to zapierdalaj za miske ryzu a szef to pół- bóg, wszechwładny, na ktorego nie ma bata. Moze cie gnoic i nic mu za to. Sporo sie tez ze sobą spierają - czy lepiej miec karte stałego pobytu, czy tylko zaswiadczenie o pracy - czy moze najwazniejsze jest zameldowanie? Przewija sie tez temat niedawnego strajku Ukrainców w magazynach dostarczajacych towar do jednego z marketów. Zażądali wyzszych płac i zawiesili prace. W sieci sklepów pod Wrocławiem półki zaczely swiecic pustkami. Szefostwo sie ugieło, zarobki poszły do góry, magazyn wznowił prace. Wygrali dzieki temu, ze w magazynie pracowali sami Ukraincy i nikt sie nie wyłamał. Śmiesznie, ze Ukraińcu muszą walczyc o podwyzki płac w Polsce... Skądinad ciekawe czy nasi potrafili by byc tacy solidarni?

Z nami w przedziale jedzie Roman. Jest z Krywego Rogu, wiec do domu ma kawałek. Pracuje w Tesco, w dziale informacji i obsługi klienta. Wszystko by bylo w porzadku, gdyby nie fakt, ze Roman po polsku zna 5 słow na krzyz. Czy uczy sie polskiego? Nie, bo nikt mu nie kazał, nie ma darmowych kursów a swojego wolnego czasu i pieniedzy nie chce mu sie na to poświecac. Jakos mi sie przypomina jak pol roku temu w jednym z takich sklepow szukałam pompki samochodowej. I nikt z krecacych sie po sklepie pracowników nie rozumiał slowa “pompka”. A ja sobie akurat zapomniałam jak to jest po wschodniemu. I trzeba było odgrywac mantomime. Co bywa zabawne w dalekich krajach - ale kurde we wlasnym miescie? Roman sie śmieje jak mu to opowiadam. Woła: “ja tez mam tak w pracy!” i az sie klepie po kolanach z uciechy jakby to byl swietny dowcip.

We Lwowie, mimo zasłyszanych ostatnio mrożących krew w żyłach opowiesci, Cyganów nie widac. A miało sie od nich roić i mieli wyciągac portfele zanim wysiadziesz z pociagu. Nawet koczowisko z poddworcowego parczku zniknelo.

Kupujemy od razu bilety do Worochty na jutro. Jakie to jest fajne we Lwowie, ze jest osobne okienko dla kupujących nie na dzisiaj. Ze wszyscy nudziarze, chcacy pojechac za tydzien na koniec swiata z dziesiatką znajomych w roznym wieku, z roznym stopniem niepelnosprawnosci, ulg rodzinnych i pracowniczych, nie zatykają kolejki, w ktorej stoją ludzie majacy pociag za 15 minut. Ostatnio w Zabrzu 20 osob bylo zmuszonych kupic bilet w pociagu, za dopłatą. Bo dwie babki jechały z cała rodziną do Kołogrzegu za miesiac i nie mogły sie zdecydowac czy lepsza kuszetka przez Warszawe czy moze sypialny przez Poznan? A “moze ja oddam te bilety i sie zastanowie jeszcze? Bo Kundzia spod trojki mi mowila, ze jej wyszło o 1.5 zl taniej?”. Ja wtedy bylam na dworcu godzine przed planowanym odjazdem swojego pociagu. I nie starczylo mi czasu aby kupic bilet w kasie….

Mając juz bilety, suniemy oczywiscie do naszego ulubionego hotelu “Arena”. Wlasnie dopiero dzis odkrywam, ze nigdzie nie jest na nim napisane “hotel” - tylko “budynek artystow cyrku”.

Obrazek

W kibelku. Jak ja lubie takie różne pomysłowe i nowatorskie rozwiązania! A co najwazniejsze - działa! :)

Obrazek

Obrazek

Nastepnym razem musimy sie upomniec o ten pokoj z tarasem! :)

Obrazek

Musząc cos zrobic z popoludniem włoczymy sie po okolicznych podwórkach, acz jest gorzej niz 8 lat temu, gdy uprzednio praktykowalismy ten proceder. Tu tez weszły w mode domofony. Trzeba wiec z niektorych zaułków zrezygnowac lub wspinac sie na wyzyny swojej kreatywnosc i inwencji twórczej ;)

W podwórzach nadal mozna znalezc klimaty ciekawsze niz na zadeptanych przez turystow wakacyjnych ulicach. Są balkoniki i tajne przejscia, kładki wiszące i drzwi prowadzące donikąd. Pranie powiewa pod niebem na sznurach rozciagnietych miedzy balkonami. Nie tylko ubrania fruwaja na wietrze. Suszące sie/wietrzące koce, dywany, poduchy to tez popularny widok miejscowych zaułków... Mniej lub bardziej artystyczne konstrukcje zdobią balkony i podścienne kąty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Koty przeciągają swe grzbiety i majestatycznie kroczą omijąjac rozbryzgniete o beton mirabelki. Gdziekolwiek by nie spojrzec to cos miauczy pod nogami ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

O roslinach, ktore wygrały z asfaltem....

Obrazek

Czasem podwórze to prawdziwy park otoczony murem kamienic.

Obrazek

Nieraz podworko to studnia, do ktorej prawie nie dociera słonce.

Obrazek

Obrazek

Czasem na zewnatrz wylewa sie fragment mieszkań. Obrazy, rzezby, parasolki, ciepłe jeszcze kapcie. Połaczone z odgłosem rozmów zza uchylonych drzwi czy dzwieków telewizora stwarza pozory uczestnictwa we fragmencie czyjegos zycia.

Obrazek

Czasem warto tez spojrzec pod stopy - i nie tylko mirabelki mam na mysli.

Obrazek

Obrazek

Trafiamy w koncu i my na to najbardziej znane z podworek, tłumnie odwiedzane przez turystów. Z daleka wygląda niepozornie i nie przyciąga szczegolnej uwagi.

Obrazek

Ale wyróżnia sie spośród innych dużą iloscią maskotek. Wszedzie stoją, wiszą, leżą pluszowe misiaki i inna zwierzyna wszelaka, ktora z jakis powodow przestała spelnia role przytulanek do spania, talizmanów na szczescie i ozdoby wewnetrznej czesci mieszkan.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z oczu wielu zabawek wieje zadumą i melancholią. Moze wspominają czasy swojej młodosci? Może tęsknią za dziecięcą buzią wtulającą sie w miekki, pluszowy brzuszek? Jednak napewno ich los jest fajniejszy niz tych z TEJ_RELACJI - http://jabolowaballada.blogspot.com/201 ... bawki.html
Ech… gdyby te wszystkie biedactwa tez zebrac do kupy - byłoby im razniej!

Mamy tez chwilowy pomysl odnalezienia knajpy z trabantem na balkonie... ale bardzo szybko rezygnujemy z tego, niezbyt udanego pomysłu. Knajpa okazuje sie znajdowac w rejonie, gdzie spoza tłumu niewiele widac. Jedno z tych miejsc, gdzie traci sie w wiare w przestrzen i jakąkolwiek rozmaitość. Jak świat długi i szeroki to stolice i inne duze miasta mają takie kawałki, gdzie zadeptują cie stada przybyszów, przekonanych, ze odwiedzają wlasnie kolejne, niepowtarzalne miejsce. Ktoś egzaltowanym glosem wymienia ile krajów zaliczył, ktos prawie obrzyguje mi plecak, a szczęk telefonów walących selfi wwiercą sie go głowy. Okolice ulicy Starojewrejskiej to chyba jakis przedsionek piekła. A przynajmniej w wakacyjną sobote… ;) Nic tu po nas… No wiec ten mój trabant mial byc gdzies tutaj. Fajnie wygladał na zdjeciu, pewnie zrobionym w listopadowy wtorek, i to juz po zamknieciu knajpy ;) Moje wyobrazenie tego miejsca napewno nie przystaje do rzeczywistosci. Trabanta - hustawki wiec nie bedzie. Na otarcie łez jest za to kolorowa nyska ;)

Obrazek

Opuszczamy ten niezbyt przyjazny bubom region miasta i uderzamy do lubianej i sprawdzonej knajpy na Chmielnickiego. Do miejsca, gdzie przy jajeczku i śledziku zawsze tchnie spokojem i przeszłoscią.

Obrazek

Obrazek

Nie siedzimy nawet 5 minut gdy przysiada sie dwóch starszych panów z karafką koniaczku w dłoni. Mikołaj i Sieroża. Mikołaj ma polskie pochodzenie i bardzo duża rodzine. I świetnie mówi po polsku. W domu było ich dziesiecioro. 45 rok i nowe powojenne zawirowania przestrzenne podzieliły ich rodzine na rózne kraje. On został we Lwowie. Ma jednak kupe kuzynów, siostrzeńcow, stryjków, swatów, kumów (i innych powinowatych, ktorych pokrewienstwa nigdy nie ogarne) w Jeleniej Gorze, Drawsku, Pucku, Pułtusku i Częstochowie. Rodzina obfituje w profesorow, prawników, generałow i dyplomatów. Jednego nawet Mikołaj ma na zdjeciu - jak prezydent Duda wrecza mu jakies ordery i dyplomy. Tak… rodzina jest dumą Mikołaja, i na ilosc, i na jakosc. A z Sieriożą znają sie ze studiów. Razem uczyli sie mechaniki na jednej ze lwowskich uczelni. Duzo opowiadają o wypadach w góry i nad morze, o stażach, rautach i bankietach albo przydziałowych pracach gdzies na koncu swiata. I o łapówkach, ktore trzeba było dać aby nie dostac 3 lat stażu na jakims Sachalinie czy innej Czukotce. Gadając z nimi mamy wrazenie, ze świat zatrzymał sie w latach 80 tych. 99% ich opowiesci jest osadzonych w tym przedziale czasowym. I wyjazdy do Polski, i znajomosci, i imprezy i rozne intrygi. Pozostale blisko 40 lat zdaje sie nie istniec. Nasza knajpa idealnie pasuje do takich opowiesci. Wszystko sie świetnie komponuje, stając sie prawie wehikułem do podróży w inną czasoprzestrzen. Sporą chwile wedrujemy razem po świecie sprzed lat…

Obrazek

Obrazek

Wieczorem jakos nie chce sie nam spac, mimo planowanej grozy dnia jutrzejszego - pociag mamy o 7. Idziemy jeszcze do knajpy koło hotelu “Arena”. Ona dla odmiany kojarzy mi sie z jakims starym kurortem nadmorskim. Zawsze jest tu jakis wiatr przewalający liście na balkoniku w cieniu starych drzew. O tej godzinie nie wiem czy jest jeszcze oficjalnie otwarta. Przy stolikach glownie siedzi i biesiaduje obsługa. Kuchnie mają jednak jeszcze otwartą. Wieczór jest ciepły i pogodny. I wesoły! Bo zwykle takie są dni, gdy cały wyjazd jest jeszcze przed nami, gdy snujemy plany i oczekujemy kolejnych przygód!

Obrazek

A na koniec krótki przegląd napotkanych tym razem lwowskich tramwajów. Co ciekawe - sporą część z nich prowadziły babuszki! Często dosyc stareńkie, takie ze złotym ząbkiem, w kolorowej chustce na głowie. Jakos prędzej by sie czlowiek spodziewał takiego widoku na przydomowej ławeczce, w kosciele, z krówką na pastwisku. A tu myk! ostry dzwonek tramwaju i roześmiana babcia grożąca palcem z okna, bo jakas buba sie znów rozkojarzyła na srodku ulicy ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Gdzieś na zachodniej Ukrainie (Lwów, Czerwonohrad)

Post autor: buba » 18 września 2018, 11:00

Mielismy pomysł zostac w Jaremczy na jeden dzien, ale jakos nie bardzo nam sie podoba. Bylismy tu 14 lat temu i było fajnie. Teraz przynajmniej pierwsze wrazenie jest odpychajace - tłum, wrzask, ot nadęty kurort. Nic tu po nas... No i znowu leje…

Obrazek

Obrazek

Uderzamy wiec na dworzec. Do kasy biletowej udaje mi sie dobiec przed setką dzieciaków wracajacych wlasnie z kolonii. Jak zawsze na zachodniej Ukrainie staram sie wplatac do swoich wypowiedzi te nieliczne ukrainskie slowa jakie znam oraz część polskich, ktore mi sie wydaje, ze mogą zabrzmiec podobnie. W kasie polskie “na dzisiaj” nie zostalo zrozumiane, a moja druga wersja (juz zdecydowanie zrozumiała) zabrzmiała jednak zbyt rosyjsko.. Babka w kasie walneła wiec focha. Zaczeła mnie pouczac, ze tu jest Ukraina, miotać sie po pokoju, pokazywac tryzuby na scianach, cos mamrotac po angielsku - co słabo ten język przypominało. I twierdzic, ze bilety sa dopiero na pojutrze. Na tym etapie wtrącili sie wychowacy kolonii, która szczelnie wypelniła juz wnetrze dworca. “My jestesmy z Kijowa i Chersona. Nikt na tym dworcu nie zna ukrainskiego. Prosze natychmiast obsłuzyc dziewuszke, a nie cudowac. Bo zaraz poprosimy kierownika… Nam sie tez spieszy.” Bilety sie jakos natychmiast znajdują. Wprawdzie tylko na kupe, ale moze w tym wypadku to i plus, ze bedziemy nieco odizolowani od stada rozwrzeszczanej dzieciarni, ktora wynudziła sie w deszczowym Jaremczu. Babka w kasie nagle stara sie byc dla mnie miła, uczy mnie kilku ukrainskich słow, przeprasza, wykręcając sie złą pogodą i jej wpływem na stan psychiczny ludzi… I nagle jakos wszystko rozumie co do niej mówie... Nie mozna bylo tak od razu? Smutne jest, ze niektorych trzeba opierdolić z góry na dół albo postraszyc, zeby zaczeli byc ludzmi…

Oprocz babki w kasie, w Jaremczu innych patriotycznych oznak rowniez nie brakuje..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pomni na niesprzedawanie żarcia w poprzednich pociagach łapiemy jeszcze pierogi z wiśniami i jagodami w przydworcowej knajpie i pożeramy je w przedziale zapijajac domasznim winem z Tatarowa.

Obrazek

Wał chmur konczy sie równo z górami. Błyska słonce, choc wilgoc w powietrzu jest straszna i nadal burze gdzies chrumkają po horyzontach.

Obrazek

Idąc do kibla wagonowymi korytarzami trzeba uwazac aby sie nie potknąc o tabuny biegających dzieci. Bo one sa wszedzie. Co ciekawe - sa bardzo ciche i nie przeszkadzają innym podroznym. Tylko pod nogi trzeba patrzec ;)

Obrazek

Mawiają, ze ja sie nie umiem spakowac. Mawiają, ze zawsze zabieram za duzo bagażu. Od dzis jednak mam spokojnie sumienie i nie mam kompleksów. Są jednak jednak tacy, ktorzy w sztuce minimalistycznego pakowania zagubili sie jeszcze bardziej! :)

Obrazek

Gdy wjezdzamy do Lwowa rzuca mi sie w oczy pewna kładka nad torami. Nigdy nia nie szlismy. No wiec dzis pojdziemy!

Obrazek

Obrazek

Prowadzi ona w inny swiat - świat wagonów i lokomotyw, zajezdni i terenów przemysłowych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziwne chmury pełzają dzis po niebie. Tornado? Albo statek obcych? ;)

Obrazek

Obrazek

Przypomina mi sie historia opowiadana przez znajomego, ze gdzies we Lwowie poznał maszynistów i zabrali go do swojej noclegowni, bursy kolejarskiej, miejsca z klimatem jakiego buby zawsze szukają. I bylo to gdzies blisko dworca. I bylo to daleko od miejsc rozdeptanych przez setki i tysiace turystycznych stóp. Opowiesc ta, prawie juz zapomniana, nagle staje mi przed oczami - kurde - to musi byc gdzies tu! Rozpytujemy przypadkowych przechodniow. Nie kojarzą. Kierują do bufetu. Zaglądamy wiec… Chyba mamy kolejną ulubioną knajpe we Lwowie. Przekroczenie bramy to jak podroz w czasie. Wysokie stropy, stoliki aby tam zasiąść oraz takie stojące. Solidna kuta krata - obiekt jest całodobowy. Na pietrze jest stołówka kolejarska - obiady sa wydawane na talony dla maszynistów, prowadników, mechaników.. Zamawiamy kawe, herbate, bułeczki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gawędzimy o życiu i o pociagach. W tym miejscu temat ten nasuwa sie sam. Jakos chyba nie w dobrym tonie mówic tu o marszrutkach czy samochodach. Opowiadamy o naszej wycieczce sprzed kilku lat - elektriczkami ze Lwowa do Kercza. O noclegach w dworcowych komnatach i grajacych do snu kołysankach peronowych megafonów. Ktos sie przysiada, wspomina, ze kiedys mial w planach objechac tak Ukraine dookoła, ale sie ożenił i ambitne plany szlag trafił… Pytamy tez o noclegownie. Babeczka bufetowa wie dokladnie o czym mowa. Dzwoni zapytac. Opiekun ma obawy aby przyjąć nieznajomych, bez polecenia i rekomendacji konkretnej osoby, na ktora w razie czego bedzie mozna zwalic odpowiedzialnosc. Jeszcze obcokrajowcy. Niestety. Nie tym razem. Babeczka mówi, ze jak nie mamy gdzie spac to mozemy zostac tu na noc i spac przy stolikach knajpianych. Rozwazamy acz brak dostepnego kibelka troche to miejsce dyskwalifikuje - krzaki sa daleko. Chwile sie jeszcze integrujemy i wracamy za kładke. Co ciekawe - od tej strony wiszą jakies wraże tabliczki o zakazie wstepu..

Jakies stare zarosniete perony.. Musimy tu kiedys wrocic, bez ciezkich plecaków bo z nimi dosc kiepsko skacze sie przez płoty...

Obrazek

Urzekła mnie ta zjezdzalnia! :)

Obrazek

Jutro trzeba bedzie wczesnie wstac.. Bo jest plan sunąć do Czerwonohradu. Elektriczką! Szukac kopalnianych szybów i klimatów przemysłowych miast!

Rano na przydworcowym bazarku nabywam krokodyla Giene, z harmoszką oczywiscie. Babuszka mówi, ze Czeburaszke tez ma ale zostala w domu. Szkoda. Tez bym kupiła, choc jedną juz mam.

Obrazek

Ciekawe jest jak inny zestaw ludzi spotyka sie we Lwowie o 23 wieczorem i o 7 rano. A moze we wszystkich miastach tak jest? Wieczorem kobiety mają wiecej szminki niz twarzy, przechodnie są krzykliwi, pewni siebie, idą na centrum z pełnymi portfelami i minami jakby mieli zawojowac swiat. Mija kilka godzin… Rano tymi samymi ulicami przemykają ludzie o twarzach zmęczonych życiem, śpiesząc sie lub jakby czymś martwiąc. Nie prowadzają sie jak pawie na wybiegu, nie toczą dumnym spojrzeniem naokoło, nie potrącają przechodnia z plecakiem… Moze to inny zestaw ludzkich osobników? Moze tamci wieczorni jeszcze śpią? A moze jednak w odmętach nocy nie udało im sie zawojowac swiata tak jak planowali?


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Gdzieś na zachodniej Ukrainie (Lwów, Czerwonohrad)

Post autor: buba » 21 września 2018, 10:45

O wpół do siódmej stawiamy sie na lwowskim peronie. Ja zawsze lubie byc wczesniej. Nie trzeba sie spieszyc idąc, nigdy nie wiadomo co sie po drodze wydarzy, co nas zatrzyma, kogo sie spotka. Mając zapas czasu zawsze jest tak jakos spokojniej. Lubie tez moment oczekiwania na swoj srodek transportu, moment kiedy mozna totalnie wyrzec sie pośpiechu, zagapic gdzies w dal i totalnie zawiesić. Bo czekasz, nic nie przyspieszysz i juz nic nie zalezy od ciebie. Gdzie indziej zawsze masz cos do zrobienia, do załatwienia, do poprawienia. A tu masz ławke lub kawałek betonu pod dworcową ścianą. Moment dogodny aby byc sam na sam ze swoimi myslami albo zeby poobserwowac swiat wokol. U nas chyba ten zwyczaj zapasu czasowego jest mało popularny. Zwykle siedze na peronie sama i tylko obserwuje jak ludzie przybiegają z wywieszonymi językami, jak przytupują nerwowo przy kasie, jak wskakują do prawie juz odjezdzajacego pociagu. Na wschodzie jest jednak inaczej. Ja chyba w ogole w wielu kwestiach mam jakas wschodnia mentalnosc. Ponad pol godziny przed odjazdem elektriczki na Sokal - peron jest pełen. Wszyscy juz czekaja. Tak jak my.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po innych torach suną inne pociagi. Zawsze w takich momentach zastanawia mnie na ile moje zycie by sie zmienilo, gdybym wsiadła w inny pociag? W ten lub w tamten? Takie rozdroze rownoleglych rzeczowistosci i dróg niewybranych, ktore na zawsze pozostaną juz tajemnicą... Poranne promienie slonca wpadają fragmentarycznie na cieniste lwowskie perony. Kopuła niewiele ich przepuszcza, wszystko tu siedzi jeszcze w nocnym mroku.

Obrazek

Jedziemy dzis w rejony, o ktorych pierwszy raz sie dowiedzialam z przewodnika o Bieszczadach. Bo to je wlasnie objeła w 1951 roku korekta wschodnich granic nowej, powojennej Polski. Polska musiala oddac Sajuzowi Sokalszczyzne a dostała wzamian kawał Bieszczadów - Stalin wolał węgiel od połonin... Wiązało sie to z migracjami ludnosci - wiele w Bieszczdach spotkalismy przesiedlencow i ich potomkow - wlasnie stad.. Dzis jedziemy do Czerwonohradu, miasta, ktorego wtedy jeszcze w takiej formie nie bylo. Przykopalnianym osiedlem robotniczym stał sie duzo pozniej. Szyby, kominy, dymy i blokowiska po wschodniemu. Czyli to co buby lubią.

Podroz elektriczką od poczatku jest ciekawa. Niedaleko nas siedzi czlowiek mumia. Ma ze sobą wiadro a w nim duzo mokrych bandazy. Zaczyna nimi owijac rece, poczynając na nadgarstkach a konczac grubo za łokciami. Potem przychodzi czas na nogi. W wiadrze oprocz bandazy jest duzo śliwek.

Jedzie tez dziadek o zielonych zębach. Widziałam juz zęby białe, zółte, złote, srebrne, zgnite na czarno-brązowo.. ale zielonych - jeszcze nigdy. Przypominają mi nieco kopuły kosciołow albo pokryty porostami kamien. A moze koles chcial ze złota a ktos go oszukał i mu wstawił miedziane?

W wagonie wybucha tez walka o okno. Otworzyc czy zamknac? Zdania sa podzielone. W koncu staje na tym, ze otworzyc. Zwolennicy tej opcji probują po kolei tego dokonac. Cos sie chyba jednak pokrzywiło w wagonach. Okna ani drgną. Pokonac okienny mechanizm udaje sie jedynie małej, zasuszonej babuszce. Chłopy wkurzone. Babuszka sie śmieje: "Ktory sie chce ze mna siłowac na ręke?". Nikt nie chce.. Wygrac to żaden honor, a przegrac.... ;)

W przejsciu do kibla leży kosiarka. Chłopak przede mna ją przekracza, a ona sie włącza. Chłopak nie umie jej wyłączyc. Nie wiemy gdzie jest wlasciciel. Idziemy wiec szukac innego kibla ;)

Z okolic zajmowanych przez rodzine wielodzietną słychac wrzaski, kwiki i szlochy - dzieci pobiły sie o tablet. Dwuletnia dziewczynka nie ma żadnej siły przebicia. Siostry odebrały jej urzadzenie. Ale wzrok malenstwa jest dziwnie dorosły. Wbija w swe towarzyszki niebieskie oczka mówiące: "Takich rzeczy sie nie zapomina. Niech no minie kilka lat, doigracie sie."

Wiekszosc pasazerów to osoby starsze. Jeden dziadek zabrał oprocz koszyka na grzyby - wędke. Kolega sie z niego śmieje po co mu to. "Ostatnio co pojde na ryby to wracam z grzybami, moze w drugą strone wiec tez działa"!

Z okna widoki różne. Jakis robotnik siedzi miedzy wagonami na ich łączeniu. Na obłej rurze rozłozyl serwetke, wyłozył kanapeczki z pomidorem. A moze to nie robotnik? Moze to jeden z tych włóczęgów i milosników wolnosci, ktorzy podrozują skacząc po pociagach towarowych? Tylko dla niepoznaki nałozyl odblaskową kamizelke? Ale przewaznie widok jest monotonny - pola i łąki porosłe wrotyczem i nawłocią. Czasem sosnowe lasy przeplatają sie z bagnami.

Sporo drzew jest martwych. Suche konary, odarte z kory pnie. Czemu tu jest takie ich nagromadzenie? To kwestia zalewania lasu przez bagna? czy moze wyziewów z rejonów kopalnianych, ku ktorym sie ochoczo zblizamy?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Utrwalone "z biodra" klimaty elektriczkowe wokol nas...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od stacji Sosniwka, a glownie w rejonie miejscowosci Girnik zaczynają sie tu i ówdzie pojawiac kopalniane szyby. Kolorowe hałdy, ogromniaste rury, ruiny, rozwaliska i czynne kopalniane szyby. Ich połozenie z dala od miasta i stacji uświadamia nam, ze nie pozwiedzamy sobie zbytnio tego terenu dysponujac jednym dniem i to bez samochodu czy chociazby roweru. Odleglosci sa spore, raczej nie na maszerowanie z plecakiem.

Przemysłowy świat widziany przez brudne szyby wagonu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czesto chyba na szybach kopalnianych byla gwiazda. Tak jak w "Kronikach Filmowych" bylo - ze zapalali ją jak wyrobili norme ;) A tu nie gwiazda a tryzub zatkniety jest na wysokosciach. Ciekawe czy tez podswietlany? Wymieniony niedawno? Czy załozony juz wtedy jak budowali tą kopalnie?

Obrazek

Docieramy do Czerwonohradu. Pierwszym miejscem jakie odwiedzam jest oczywiscie kibel. Pytam o dworcowe komnaty. Niestety nie ma, ale babcia poleca jakis klimatyczny hotelik blisko dworca. Z opisu wyglada na miejsce z bubowych marzen i snow. Idziemy go szukac. Wszystko sie zgadza, babcia tak dokladnie opisala miejsce, ze mozna je znalezc z zamknietymi oczami. Sie zgadza- oprocz jednego. Hotelik zlikwidowano 20 lat temu... Babeczki ze sklepu rysują mi mape jak dojsc do innego miejsca udzielania noclegow. Ciekawa to mapka. Na odwrocie jest dzieciecy rysunek i pieczątka z Panamy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Hotelik jest obrzydliwie nowy ale nie ma ponoc innego w miare blisko dworca. A na tym aspekcie nam bardzo zalezy - jutro mamy elektriczke o 6... Przynajmniej my nie napotkalismy innego hotelu wloczac sie caly dzien po zaułkach miasta. Nasz hotelik jest wklinowany w blokowisko. Jakos tak bach! miedzy wiezowce, wrecz jak wrzucony na srodek zielonego bulwaru przecinajacego osiedle.

Obrazek

Ściana przy hotelowych schodach ma naklejoną poduszke. Toperz oczywiscie walnął w nią głową i było mięciutko. Widac nie byl pierwszy. Ja mieszcze sie pod spodem na styk.

Obrazek

Osiedle przecina szeroka, cienista aleja wykładana wielkimi płytami.

Obrazek

Obrazek

To takie osiedle z innych czasów, gdzie w upalny dzien mozna przysiąść w cieniu drzew... Uchowało sie, bo tu widac jeszcze nie dotarła moda aby kazdemu drzewu wypowiadac walke i karczowac do ziemi wszystko co ma kolor zielony i nie jest tują, gdzie "leniwe popoludnie" gosci czesciej niz "aktywne spedzanie czasu" i inne formy pośpiechu, niepokoju i spiętych pośladków.

U nasady jednego z wieżowców namierzamy knajpke gdzie pożeramy solianke. Jestesmy caly czas obiektami plotek pań barmanek, a nawet jakiejs kłotni miedzy nimi. Czym sobie zasłuzylismy - nie mam pojecia. Rozmowy byly prowadzace ściszonymi głosami i w pseudokonspiracji, ale jednak spojrzenia i gesty zdradzały, ze z niewiadomych przyczyn czyms wzbudzilismy wielkie zaciekawienie i emocje.

Obrazek

Obrazek

Zrzucamy w hoteliku plecaki (bo jak z nimi chodzimy to wszyscy patrza na nas jak na ufo) i idziemy sie powłóczyc po peryferiach miasta - w poszukiwaniu jakis klimatow przemyslowych czy opuszczonych. Za torami majaczyły jakies kominy wiec tam kierujemy nasze kroki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwa wypatrzone zakłady sa niedziałające ale nie są opuszczone. Do czegos są uzywane - w rodzaju magazynów, podstawek pod anteny itp. Zwiedzanie wnętrz wiec odpada - mogłoby spowodowac bliską interakcje z psami ras duzych, a tego zwykle wolimy unikac.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kopalnia widziana za jeziorkami ale zbyt daleko, aby dzis sie do niej wybrac..

Obrazek

Wśrod poprzemyslowych zaułków natrafiamy na knajpe z wodospadem i wiatami, gdzie jeden z klientow puszcza z komórki przeboje zespołu Lube, chyba specjalnie na tyle glosno aby zagłuszyc muzyke z knajpianego glosnika. Obsługa grozi mu policją, ale wyglada na to, ze gosciowi wlasnie o to chodzi. Nie wiem jak sie sprawa rozwineła, bo policja długo nie przyjezdzala wiec poszlismy dalej.

Obrazek

Sa w rejonie pomniki, ktore spotkała akcja dekomunizacyjna, ale dosc pobieżna. Na tyły nie zajrzeli :)

Obrazek

Obrazek

Tu tez cosik zamurowali ;)

Obrazek

Są malowniczo skrzypiace na wietrze suwnice i inne plataniny dzwigów, drutów, kabli i wszelakiego innego żelastwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są cerkwie zamykające horyzont i takowe mieszające sie z blokowiskiem. Skadinad strasznie duzo cerkwi jest w tym miescie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu jeszcze jedna z Ikarusem!

Obrazek

Spotykamy przyfabryczny pociag towarowy, ktory trąbi nam do wiwatu a maszynista prawie wypada z szoferki machając nam czapką. Gdyby taki postanowił nas zabrac na stopa to bysmy nie pytali o kierunek ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są wreszcie puste pola, wygladajace nieco jak tereny po czyms co zostało niedawno rozebrane. Drogi sa tu czerwone.

Obrazek

Obrazek

I są tam dwa stawki o ksztalcie bardzo regularnym, co sugeruje ich sztuczną historie powstania. Woda w nich na oko wygląda na czystą, ale mimo upału nikt sie nie kąpie. Nie ma stad dzieciaków, plażowiczów, pustka... Tylko jakis jeden dziadek dryfuje na srodku a niedaleko brzegu w trzcinach ukrył rower. Nasz widok bardzo go zaniepokoił bo osiągnał chyba predkosc kosmiczną aby byc przy rowerze przed nami. Na bank wygrałby zawody pływackie! Grunt to dobra motywacja ;)

My jednak nie wykazujemy podejrzewanego zainteresowania rowerem (mimo, ze ma przefajny koszyk z przodu - mozna w nim przewiezc chyba szafe!)

Obrazek

Zwykle jak na wschodzie jest zakaz to jest w tym jakis sens.. Nie to co u nas, gdzie dla zasady zabrania sie kąpieli na wiekszosci kąpielisk...

Obrazek

Są tez ogródki działkowe, ale nieco zapomniane, zdziczałe... Jakby ktos je kiedys kochał ale potem stracił do nich serce. Zalewa je? Jest plan zbudowac tu autostrade? Ludzie wiedzą, ze muszą je z jakis powodów niebawem opuscic? Gdzieniegdzie rosnie jakas fasolka czy grządka marchewki. Ale nie ma babć pielących, nie ma ludzi na leżaczkach, nie ma zagonów kartoszki czy kwiatowych rabatek. Nawet w porządnych niegdys domkach zapadaja sie dachy. Okna zabite dechami... Owocowe drzewka zarasta burzan. Jakos wieje z tego miejsca dojmujacym smutkiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy tez dziwne miejsce "teren prywatny - terytorium bojowników ATO" czyli tych co szukają terrorystow w Donbasie. Ale tam gdzie wskazuje tabliczka jest chaszcz i ledwo zaczęta, przerwana budowa jakis podmurówek. Nie wiem jak to rozumiec. Poligon? Albo sluzbowy domek letniskowy, z jakis przyczyn niedoszły?

Obrazek

A poza tym mozna uzyc na kałuzach! Szkoda, ze nie ma w tej chwili z nami kabaka - toz to by bylo szalenstwo! Nie trzeba by pol godziny szukac porzadnej kałuzy do tupania, jak to ostatnio bywało po deszczach w Oławie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mozna tez uzyc na wyboistosci dróg, malowniczosci różnoksztaltych balkonów, białej i rudej cegle bloków i ogólnym snuciu sie bez celu zaułkami, wsrod chaszcza lub betonu blokowisk...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tryzuby w roznej formie - z krzyzem, z mieczem...

Obrazek

Obrazek

Mozna tez usiąść na brzegu niekąpielowych jezior i rozkoszowac sie tym, ze potoki wody nie wlewają sie za kołnierz, ze w butach przestalo chlupac a wzrok moze błądzic gdzies w oddali wyszukując kolejne obiekty, a nie odbijac sie od zbitej tafli mgły 10 metrow dalej. Tak... To bylo 2 dni temu... WodneKarpaty... http://jabolowaballada.blogspot.com/201 ... onina.html Cos nie mamy do gor szczescia w tym roku... ;)

Niestety termin powrotu do domu ściga, wiec nie mozemy spedzic wiecej czasu w Czerwonohradzie... A przydałyby sie jeszcze ze 3 dni....
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ