Karkonosze z Basiulką
: 02 lipca 2023, 12:16
Wreszcie się udało!
Namówiłem średnia wnuczkę na wędrówkę po Karkonoszach. Okupione to jednak zostało obietnicą wizyty w galerii handlowej z tekstem: "Dziadek! Ale ty płacisz!"
Jedziemy w poniedziałek zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Basiulka dodatkowo przyniosła świadectwo z paskiem, więc nagroda się należała jak przysłowiowa ...
Wysiadamy z pociągu w Szklarskiej Porębie Górnej i powolutku zdążamy w kierunku Kamieńczyka. Droga najpierw asfaltowa, potem najeżona kamieniami, ale po około godzinie jesteśmy. Bileciki, kaski na głowę i schodzimy w dodatku w dół po schodach. Na dole ludzi trochę, jeden jak zwykle łazi po kamieniach w strumyku. My popatrujemy, focimy, jeszcze selfie
i wychodzimy w dodatku pod górę. Obok jest schronisko, Basiulka chce loda, no to ma. Odpoczywamy (loda trzeba zjeść) i ruszamy dalej. Tym razem droga asfaltowieje, słońce świeci ostro, ale idzie się lasem więc spoko. Po następnej godzinie dochodzimy do schroniska na Hali Szrenickiej, gdzie mamy zamówiony nocleg.
Basiulka soczek jabłkowy, ja piwo, potem jakieś jedzonko. Wieczorem zaczyna padać i to tak dość zdrowo. Śpimy, pada. Wstajemy, mgła taka, że z okna nie widać leżaków przed schroniskiem. Śniadano o 8. Mgła się powoli rozchodzi, no to komu w d... i tak dalej. Kierujemy się do szczytu, ale zielonym szlakiem przez Końskie Łby.
Pod Szrenicą mgła praktycznie znika.
W schronisku (teraz to już hotel) tylko stempelek i dalej w drogę koło świnek
cdn
Namówiłem średnia wnuczkę na wędrówkę po Karkonoszach. Okupione to jednak zostało obietnicą wizyty w galerii handlowej z tekstem: "Dziadek! Ale ty płacisz!"
Jedziemy w poniedziałek zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Basiulka dodatkowo przyniosła świadectwo z paskiem, więc nagroda się należała jak przysłowiowa ...
Wysiadamy z pociągu w Szklarskiej Porębie Górnej i powolutku zdążamy w kierunku Kamieńczyka. Droga najpierw asfaltowa, potem najeżona kamieniami, ale po około godzinie jesteśmy. Bileciki, kaski na głowę i schodzimy w dodatku w dół po schodach. Na dole ludzi trochę, jeden jak zwykle łazi po kamieniach w strumyku. My popatrujemy, focimy, jeszcze selfie
i wychodzimy w dodatku pod górę. Obok jest schronisko, Basiulka chce loda, no to ma. Odpoczywamy (loda trzeba zjeść) i ruszamy dalej. Tym razem droga asfaltowieje, słońce świeci ostro, ale idzie się lasem więc spoko. Po następnej godzinie dochodzimy do schroniska na Hali Szrenickiej, gdzie mamy zamówiony nocleg.
Basiulka soczek jabłkowy, ja piwo, potem jakieś jedzonko. Wieczorem zaczyna padać i to tak dość zdrowo. Śpimy, pada. Wstajemy, mgła taka, że z okna nie widać leżaków przed schroniskiem. Śniadano o 8. Mgła się powoli rozchodzi, no to komu w d... i tak dalej. Kierujemy się do szczytu, ale zielonym szlakiem przez Końskie Łby.
Pod Szrenicą mgła praktycznie znika.
W schronisku (teraz to już hotel) tylko stempelek i dalej w drogę koło świnek
cdn