Zwardoń-Racza-Przegibek-Rycerka czyli jak mokra trawa potrafi zmienić plany
: 12 sierpnia 2023, 15:12
Deszcze się kończą. Miałem ruszać w poniedziałek 7 sierpnia, ale rozsądek zwyciężył, chociaż jak mawiał tow. Bierut "jesteśmy niezależni od pogody, tylko od naszego planowania". Czekam potulnie ja pozytywną prognozę i postanawiam ruszyć w środę. Ma być pochmurno, ale bez deszczu, a od czwartku to ... Tradycyjnie wstaję o 5, śniadanko, wymarsz na przystanek PKS, docieram do Opola, pogadunek ze ścianą płaczu. Dworzec PKP, bilecik do Zwardonia. IC do Katowic o czasie. W Katowicach 45 minut czekania. Pociąg do Zwardonia i w Zwardoniu jestem o 12.20. Ruszam od razu czerwonym w kierunku Wlk. Raczy. Pochmurno. Po drodze opuszczone dawne schronisko PTTK. Od kilku lat do wydzierżawienia, tak sobie stoi i niszczeje, a jeszcze w latach 70 ubiegłego wieku w nim nocowałem.
Idę dalej - asfaltem pod górę, dochodzę do Beskidka. Po drodze jakiś Chrystus Frasobliwy, a na Beskidku knajpka, więc jest i piwko i ładny widok.
Posilony, a zwłaszcza napojony ruszam dalej w kierunku Skalanki. Najpierw Chatka pod Skalanką, potem Chatka Skalanka. Wchodzę do tej drugiej, pytam o Grocha - on tu teraz rzadko przychodzi, ale szefowa będzie wiedzieć. Wchodzę, siedzą jakieś ludzie, jeden nawet trzyma gitarę, bezceremonialnie mu ją zabieram i zaczynam grać najnowszą piosenkę WB pt. "Piwo", a przez okenko wychyla się ... no nie panienka z okienka tylko Sówka Sówka. Pogadalim chwilkę i ruszam dalej do do Raczy trochę jest, Sówka mówi, że trochę wyasfaltowali drogę koło przejścia granicznego, i że jest błotko, ale mam przecie patyki. Ruszam. Tym razem w dół. Znowu jakaś kapliczka, szary "wyleniały" drogowskaz"
Dochodzę do tego asfaltu, jakiś mokrawy, podchodzę do przejścia granicznego, kropi. A jeszcze po drodze mogiłka z napisem "nieznany"
Przejście graniczne jest na przełęczy, kiedyś wrzeszczowskiej teraz granicznej. Zresztą słowacka nazwa to dalej ma coś wspólnego z wrzeszczeniem.
Pamiętam, że podejście pod tę górkę to strome było ... i tu się nic nie zmieniło. Ale to było krótkie podejście. Dalej już było tylko gorzej. Rozpadało się, niby nic wielkiego,ale zawsze, kondonik na plecak, kurteczka na grzbiet, Telefon zabezpieczyć i w drogę, pod Kikulę. Nie pamiętałem, nie dość, że trochę stromawo, to jeszcze dłużyzna. W sumie ponad 200m przewyższenia do 1087m. Następnie Magura, tu już spoko. Mały i Wielki Przysłop obchodzi się trawersem więc prawie płasko, Wreszcie widać słupy z dostawą prądu, więc raźno pod górę już do celu blisko - tylko około 2km. W czasie tego trawersu na polanach trawa taka, że sięga do piersi, ścieżka wąska, z jednaj strony stromo w dół, z drugiej odwrotnie, Ale dałem radę. Podchodzę wzdłuż granicy jak wiedzie szlak, piękny tuman mgły przesłonił mi cały widok czyli mówiąc po śląsku "g...o widać" .Szlak skręca w lewo więc już końcówka. Jeszcze tylko ostatnia przeszkoda i jestem na miejscu.
Schroniska nie poznałem, jest zrobiona elewacja, pomalowane na biało. Z tyłu jakieś panele fotocośtam. Piwo, pieczątka, nocleg dokładnie w takiej kolejności proszę.
Po drodze spotkałem ale to jeszcze przed Skalanką 4 osoby, widać, że są na wczasach w Zwardoniu i wyszli sobie na spacerek, a tuż przed schroniskiem dogonił mnie facet, który szedł od Soli przez Rachowiec, Zwardoń.
Cóż prysznic i spanko. Dziś 15,1 km ale czas przejścia to prawie 8 godzin, czyli niecałe 2 na godzinę, pod górę 965, a w dół 430. Pada ciągle, w nocy też lało, ale jak wstawałem o trzeciej za potrzebą, to widać było gwiazdy. Nadzieja wróciła.
cdn
Idę dalej - asfaltem pod górę, dochodzę do Beskidka. Po drodze jakiś Chrystus Frasobliwy, a na Beskidku knajpka, więc jest i piwko i ładny widok.
Posilony, a zwłaszcza napojony ruszam dalej w kierunku Skalanki. Najpierw Chatka pod Skalanką, potem Chatka Skalanka. Wchodzę do tej drugiej, pytam o Grocha - on tu teraz rzadko przychodzi, ale szefowa będzie wiedzieć. Wchodzę, siedzą jakieś ludzie, jeden nawet trzyma gitarę, bezceremonialnie mu ją zabieram i zaczynam grać najnowszą piosenkę WB pt. "Piwo", a przez okenko wychyla się ... no nie panienka z okienka tylko Sówka Sówka. Pogadalim chwilkę i ruszam dalej do do Raczy trochę jest, Sówka mówi, że trochę wyasfaltowali drogę koło przejścia granicznego, i że jest błotko, ale mam przecie patyki. Ruszam. Tym razem w dół. Znowu jakaś kapliczka, szary "wyleniały" drogowskaz"
Dochodzę do tego asfaltu, jakiś mokrawy, podchodzę do przejścia granicznego, kropi. A jeszcze po drodze mogiłka z napisem "nieznany"
Przejście graniczne jest na przełęczy, kiedyś wrzeszczowskiej teraz granicznej. Zresztą słowacka nazwa to dalej ma coś wspólnego z wrzeszczeniem.
Pamiętam, że podejście pod tę górkę to strome było ... i tu się nic nie zmieniło. Ale to było krótkie podejście. Dalej już było tylko gorzej. Rozpadało się, niby nic wielkiego,ale zawsze, kondonik na plecak, kurteczka na grzbiet, Telefon zabezpieczyć i w drogę, pod Kikulę. Nie pamiętałem, nie dość, że trochę stromawo, to jeszcze dłużyzna. W sumie ponad 200m przewyższenia do 1087m. Następnie Magura, tu już spoko. Mały i Wielki Przysłop obchodzi się trawersem więc prawie płasko, Wreszcie widać słupy z dostawą prądu, więc raźno pod górę już do celu blisko - tylko około 2km. W czasie tego trawersu na polanach trawa taka, że sięga do piersi, ścieżka wąska, z jednaj strony stromo w dół, z drugiej odwrotnie, Ale dałem radę. Podchodzę wzdłuż granicy jak wiedzie szlak, piękny tuman mgły przesłonił mi cały widok czyli mówiąc po śląsku "g...o widać" .Szlak skręca w lewo więc już końcówka. Jeszcze tylko ostatnia przeszkoda i jestem na miejscu.
Schroniska nie poznałem, jest zrobiona elewacja, pomalowane na biało. Z tyłu jakieś panele fotocośtam. Piwo, pieczątka, nocleg dokładnie w takiej kolejności proszę.
Po drodze spotkałem ale to jeszcze przed Skalanką 4 osoby, widać, że są na wczasach w Zwardoniu i wyszli sobie na spacerek, a tuż przed schroniskiem dogonił mnie facet, który szedł od Soli przez Rachowiec, Zwardoń.
Cóż prysznic i spanko. Dziś 15,1 km ale czas przejścia to prawie 8 godzin, czyli niecałe 2 na godzinę, pod górę 965, a w dół 430. Pada ciągle, w nocy też lało, ale jak wstawałem o trzeciej za potrzebą, to widać było gwiazdy. Nadzieja wróciła.
cdn