Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 06 października 2023, 20:20

I znów przychodzi ten piękny czas. Późna wiosna, kwitnące krzewy, świergot ptaków i dzielna ekipa sunąca na kolejną, przygraniczną wędrówkę :)

Tym razem przyszła kolej na południowe Roztocze - okolice Horyńca, tereny rozciągające się między Tomaszowem a Lubaczowem. Cerkwie, sosnowe lasy, łagodne pagórki. Teren, gdzie miałam okazję bywać już wielokrotnie i zawsze miło jest tam wracać. Na tegorocznej wycieczce często będą mnie nachodzić różniste reminiscencje z przeszłości, które zapewne też trafią do relacji.

Pociąg wiezie nas do Lublina. Tzn. mnie i Pudelka póki co, bo w takim składzie rozpoczynamy wyprawę. Reszta ekipy gdzieś się pozbiera po drodze i będzie dołączać w kolejnych godzinach lub dniach. Pociąg jak pociąg, jedno co pozostaje mi w pamięci to obecność stolików - chyba po raz pierwszy przy takowym siedzę. Na stole jednak nie bardzo jest co położyć, bo nogi to nie wypada, a jedzenie i picie odpada, bo czeka nas potem jeszcze jazda busem do Tomaszowa więc trzeba suszyć...

W Lublinie musimy dotrzeć z PKP na dworzec autobusowy. Dobrze, że tym razem mój przezorny współtowarzysz pospisywał rozkłady autobusów miejskich. Docieramy więc bardzo szybko i sprawnie. Po drodze rzucił mi się w oczy ciekawy mural. I pociąg na nim taki jak trzeba!

Obrazek

Trylinkowa droga nurkuje gdzieś za kamienice. A tam... czai się dziwna zabudowa.

Obrazek

Na pierwszy rzut oka przypomina kamerliki. Ale z balkonem? Z suszącym się praniem? Naławeczkowe babcie bardzo bacznie mi się przyglądają.

Obrazek

Mamy jakąś godzinę na przesiadkę. Pudel leci pozwiedzać starówkę. Ja zostaję z plecakami pod wiatą i sobie siedzę, chłonąc atmosferę tego miejsca. Lubię bardzo dworce, które są dworcami i nie zostały jeszcze pożarte przez galerie...

Obrazek

Obrazek

Ostatnio byłam tu dwa lata temu, gdy jechaliśmy w stronę Hrubieszowa. Już wtedy dworzec miał zdecydowanie wschodni charakter, co zresztą nie dziwi w tej części Polski. Acz coś się jednak zmieniło i tym razem siedząc tu mam coraz bardziej okragłe ze zdumienia oczy. Gdzie ja jestem?? Co chwilę wjeżdżają lub wyjeżdżają pełne ludzi autobusy, chyba bezpośrednie do wszystkich miast i miasteczek Ukrainy. I to nie jakieś malusie busiki - ogromne, kursowe autokary nabite ludźmi po brzegi. Dosłownie jeden za drugim!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwóch miejscowych widzi, że robię zdjęcia. Zagadują mnie więc: "Ty nie stąd, co? Widzisz tak tu mamy. Kręcą się jakby się wściekli, nie? Wte i wewte! Po pińcet-plusy tak jeżdżą". Z rozmowy z nowo poznanymi kolesiami wychodzi, że przyczyną wzmożonego ruchu jest konieczność comiesięcznego pojawiania się osobiście przez przybyszów ze wschodu, aby odebrać wszelakie zapomogi socjalne, hojnie rozdawane przez naszych rządzących. "Kasa w kieszeń i do domciu, gdzieś tam setki kilometrów na wschód. A za miesiąc z powrotem. Głupi by nie korzystał jak rozdają." - "A do mojej wioski, 30 km stąd, zlikwidowali połączenia - bo nierentowne" - wzdycha drugi mój współrozmówca.

My, nietypowo jak na lokalną modę, jedziemy niedaleko, bo do Tomaszowa. Busik mały, stanowisko na drugim końcu dworca, mamy w ogóle problem go znaleźć.

Aha! Pudel coś opowiadał o upale na starówce. Ja siedząc pod wiatą zmarzłam - musiałam wyciągnąc z plecaka koszulę...

Tomaszów wita nas dużymi, pustymi przestrzeniami i sporą ilością baraczków handlowo-usługowych, z których większość chyba obecnie nie działa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Resztki starej zabudowy zapadają się jakby do wnętrza. Warto też zwrócić uwagę na ścianę, zawierającą na sobie cień dawnych domostw. Ich już nie ma, a wspomnienie odbite w murze się zachowało i przypomina o tym, co dawniej istnialo w przestrzeni.

Obrazek

W Tomaszowie zasiadamy w knajpie. Nie mamy się dokąd śpieszyć. Plan na dzisiejszy dzień praktycznie został już zrealizowany. Pozostaje nam dotrzeć na miejsce biwaku. Nasza jadłodajnia:

Obrazek

Wciągamy kotlety, surówki i przepyszne piwo z mnichami na etykiecie. A może dlatego mi tak smakuje, że tak długo siedziałam o suchym pysku? W Lublinie to już z pożądliwością patrzyłam na błotniste kałuże!

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Pudla)

Na raty idziemy pooglądać miasteczko. Do bólu zabetonowany ryneczek, dawna herbaciarnia (to drewniane), murowana cerkiew zamknięta na cztery spusty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jednej z bocznych uliczek jest też drewniany kościół o dwóch wieżach, gdzie właśnie się kończy majowe nabożeństwo.

Obrazek

Pogasły już światła, ostały się ostatnie, najbardziej rozmodlone babuszki.

Obrazek

Mnie najbardziej interesują boczne, ciche uliczki, pełne kwitnących bzów i wypełnione śpiewem wieczornych ptaków. To taki specyficzny urok majowego późnego popołudnia w małym miasteczku, gdzie w co bardziej zarośniętych ogrodach rozpoczynają się wieczorne trele. Kolory stają się ciepłe, a w człowieka wlewa się spokój. Snuję się więc tymi uliczkami, chłonąc te piękne chwile.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niezmiernie cieszę się, że zaraz wyjdziemy z miasta, rozbijemy namioty gdzieś na skraju lasów i otaczająca nas cisza przerywana ptasim koncertem będzie jeszcze piękniejsza! Ech... Jak bardzo można się pomylić...

Mijamy stary, betonowy pomnik. Toż cud, że się uchował! Łyknęli radzieckich partyzantów i lud pracujący?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na skraju lasu też siedzą pomniki. Te zdecydowanie nowszej produkcji i występują stadami!

Obrazek

Z planem biwaku idziemy na leśny parking na obrzeżach miasteczka. Jedna z wiatek jest już zajęta. Kilku miejscowych robi sobie imprezę, muzyka łupie, oględnie mówiąc jest mało przyjemnie. Wizja spędzenia całego wieczoru (a szlag wie czy i nie nocy) w hałasie nie napawa mnie optymistycznie. Gdyby ode mnie tylko to zależało, to bym od razu, jeszcze za jasności poszła sobie gdzieś dalej, szukać innego miejsca na nocleg. Pudelek jednak nie podziela moich rozterek, twierdzi, że miejsce jest świetne - są wiaty, jest miejsce na ognisko, a odporność na walory dźwiękowe mamy widać inną ;) Póki co czekamy na Szymona i Iwonę, bo to kolejny powód - tu się z nimi mamy spotkać. Pociąg z Krakowa był jakoś znacznie później niż nasz.

Krakusy przyjeżdżają już po zmroku. Szymon nawet znajduje położoną niedaleko miła polankę, gdzie nie dochodzą muzyczne łupanki, ale też nie chcemy zostawiać tu Pudla, który odmawia ewakuacji w inne miejsce.

Rozpalamy drugie ognicho.

Obrazek

Może ostatecznie dobrze, że tu zostaliśmy? Z krótkiej rozmowy z ekipą z sąsiedniego ogniska wynikało, że tam gdzieś dalej mieszka Bożenka. I że tam znikają koty. Może z braku kotów - akurat my byśmy zniknęli?? Może pasztet z kota czy z buby smakuje dla Bożenki podobnie? :P Poza tym melomani odjeżdżają przed północą. W nocy przewija się jeszcze jedna ekipa, która nas częstuje bimbrem z sokiem brzozowym. Niezwykle ciekawy bukiet smaku ma ów trunek, a i ekipa jest bardzo sympatyczna.

W nocy z Pudlem i Iwoną widzimy dziwną rzecz - jakby zielona flara na niebie! Co to u licha? Meteoryt czy rakietę zestrzelili? Niedaleko stąd już rakiety spadały. Całkiem niedaleko...

O 4 rano przeciagam namiot o jakieś 10 metrów. Tym razem przeszkadza mi w spaniu chrapanie z sąsiedniego namiotu! Ech! Że też ludzie nie wykształcili ewolucyjnie jakiś wbudowanych, dobrych zatyczek do uszu! O ile życie byłoby prostsze! ;) W momencie przepychanek z namiotem mam wrażenie, że ktoś siedzi w wiacie, ale nie przywiązuje do tego dużej uwagi. Siedzi to siedzi. Jak się potem okazuje - może powinnam.

Poranek wita nas słoneczny i ciepły. Cudownie! Ognisko dymi, śniadanko na trawie, cały tydzień wędrówki przed nami - czy może być coś piękniejszego? :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po parkingu krążyli jednak jacyś złodzieje. Pudlowi zniknął serek chrzanowy, który zostawił w wiacie. Nie ma również pozostawionego tam pieczywa. Poranek też jest momentem znalezienia pierwszych kleszczy, chyba jednego złapał Pudel, a Szymon dwa. Acz to jeszcze nie te tytułowe ;)

Idziemy w kierunku miasta. Siadamy na chwilę pod sklepem.

Obrazek

Na tle szpitala. Pudel się śmieje, że wybraliśmy dobre miejsce na popas dla Szymona. Że jak pogryzie go pies to będzie miał blisko po pomoc.

Obrazek
(zdjecie z aparatu Pudla)

Był plan podjechania do Bełżca autobusem, ale rozkład okazuje się być jakiś z dupy i autobusu nie ma. Stop nie bierze w ogóle. Trochę nam zeszło na tym przystanku w oczekiwaniach, zdążyliśmy się juz z lekka zadomowić ;)

Obrazek

Ostatecznie zatrzymuje się nam taksiarz i za 10 zł od osoby możemy pojechać z nim. Koleś jest miejscowy, ale w ogóle nie czai gdzie w Bełżcu jest cerkiew, pod którą chcemy jechać. "Aaa pod kościół". I zawozi nas pod jakiś nowy budynek. O zabytkowej, drewnianej cerkiewce nie słyszał, dopytuje ludzi na ulicy i wywraca oczami co za dziwni i wybredni klienci mu wpadli w ręce. Kościół im nie wystarcza! Szukają nie-wiadomo-czego ;)

W końcu i cerkiew udaje się odnaleźć. Tak oto i zaczyna się piesza część naszej wędrówki.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 09 października 2023, 20:52

Udaje się odnaleźć malutką, drewnianą cerkiew w otoczeniu starych sosen. Bardzo miły skwerek, o cudnym zapachu igliwia. Aż by się chciało tu rozbić namioty i zanocować. Jakaś wyjątkowo przyjemna atmosfera panuje w tym miejscu!

Obrazek

Obrazek

Zabawne, że zupełnie inaczej odebrałam to miejsce 20 lat temu. Cerkiew była wtedy chyba świeżo po jakimś remoncie i do bólu ociekała nowością. Miejsce zostało mi też w pamięci jako ruchliwe i ludne. Teraz jest pusto i nawet płot otaczający teren cerkiewny pokrył się patyną tzn. malowniczo obrósł porostami. :)

Obrazek

Idziemy dalej przez miejscowość. Zwraca uwagę taka miła ławeczka wkomponowana w zarośniętą bluszczami siatkę.

Obrazek

Za ławeczką ścieżka skręca gdzieś w cienistości. Idziemy sprawdzić co tam się kryje. Jest tam niewielkie bajorko płynnie przechodzące w bagniska. Woda, mimo zarośnięcia, zdaje się być bardzo czysta. Muszą się tu znajdować jakieś źródła.

Obrazek

Obrazek

Pudel natychmiast przystępuje do ablucji. W taki ciepły, słoneczny dzień to sama radość.

Obrazek

Dobrze, że nie podeszliśmy do sprawy kąpieli bardziej kompleksowo (a były takie plany ;) ) Bo nagle, jak spod ziemi, pojawia się jakiś koleś. Miejscowy. Wdajemy się w dłuższą pogawędkę. Spora jej część dotyczy lokalnych problemów, np. planów budowy kolei dużych prędkości, której miejscowi są przeciwni. I protestują - bo co im pozostaje?

Obrazek

Obrazek

Czasem mi się wydaje, że głównym celem takich inwestycji jest zniszczenie jak najwiekszej powierzchni fajnych terenów i uprzykrzenie życia lokalnym mieszkancom.

W Bełżcu są też ruiny lokomotywowni. Spory ceglany budynek, porośnięty bluszczami.

Obrazek

Obrazek

Nie ma już dachu, acz może nie do końca to dobre sformułowanie. Ma, ale taki mocno ażurowy! Nie do końca możemy sobie wyobrazić jak i którędy miałbyby tu wjeżdżać owe lokomotywy? Byłam już w kilku tego typu obiektach i wyglądały zupełnie inaczej!

Obrazek

Obrazek

Obok stoi drugi opuszczony budynek, który okazuje się być wieżą ciśnień.

Obrazek

Obrazek

Pozornie wszystkie wejścia ma zamurowane, ale odkrywamy jedną szczelinę. Wejście jak dla mnie jest za trudne, ale na szczęście mamy Szymona, który jest bardziej wygimnastykowany! :)

Obrazek

W środku panuje ciemność i dosyć spory bałagan.

Obrazek

Są też schody na górę.

Obrazek

A! Jeszcze nie wspomniałam! Mój aparat wyrusza na eksplorację razem z Szymonem! :)

Pod sufitem jest osadzony duży, metalowy baniak - zapewne ten na wodę (piwa raczej tam nie trzymali ;) )

Obrazek

Obrazek

Kilka ujęć z górnego poziomu, tego z baniakiem. Rury, nitowania, zbutwiały dach. Fajnie! Żal mi, że mnie tam nie było!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Lokomotywownia widziana z wieży.

Obrazek

Dalej wędrujemy wzdłuż torowisk. Tereny przeładunków i występowania starych latarni. Takie okolice mają zawsze przefajną atmosferę. Taką pylistą i przepełnioną aromatem rdzy i starego podkładu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem idziemy zwiedzić muzeum na terenie dawnego obozu zagłady. Moje podejście do muzeów i tym podobnych jest powszechnie znane, no ale skoro wszyscy idą to też se zobaczę. I dobrze zrobiłam. Miejsce robi piorunujące wrażenie. Wizja artystyczna przekazu pomnika jest porażająco trafiona. Ogromne pola wypełnia szlaka. Ni to teren po wybuchu wulkanu czy bomby atomowej, ni to wysypisko odpadów poprzemysłowych. Jak patrzeć na to kątem oka to wygląda trochę jak ogromny cmentarz, pełen rozwalonych nagrobków. A może to wychodzące z ziemi cienie? Napewno nie ma na tym życia, nie rośnie nawet ździebełko. Tylko te stopione upiorne kamienie. Tysiące spalonych kamieni, jak tysiące zniszczonych istnień... (około pół miliona osób zostało zabitych na terenie tego obozu)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przez to lawowe pole prowadzi droga. Najpierw na równi, idziesz jak chodnikiem.

Obrazek

Stopniowo jednak droga się zapada, obniża, coraz mniej widać otoczenie, a mury wokół rosną.

Obrazek

Krocząc drogą przez księżycowy krajobraz - nagle orientujesz się, że jesteś jak w tunelu! Mury sięgające pod niebo, o brzegach ze zbrojonych drutów. Jak w więzieniu. Człowiek idzie - i robi mu się zimno. Zwraca uwagę też cisza. Martwa cisza. Często w miejscach, gdzie jest dużo betonu, jest echo. Słychać np. dudnienie kroków. Tu tego efektu nie ma.

Obrazek

Na koniec ściana z imionami osób, które się przewinęły przez to miejsce...

Obrazek

Naprawdę szacun dla wykonawców - tak oddać atmosferę tego strasznego miejsca - i to tak na wielu poziomach!

Choćby ten napis. Czy to efekt zamierzony czy przypadek? Bo się rozmazało z czasem? Te litery jakby płakały! (albo coś z nich wypływało...)

Obrazek

Zwiedzałam już podobne miejsca - w Oświęcimiu, w Sobiborze. I wrażenie było żadne. Trzeba się było pilnować, żeby ukradkiem nie pogryzać jabłuszka czy nie myśleć o niebieskich migdałach. Tu się po prostu nie dało.... Tu to jak obuchem w łeb!

Głowy nie dam czy to mistrzostwo artystycznego przekazu czy może sama energia tego miejsca była na tyle silna? Jakby coś iskrzyło w powietrzu. Jakieś tysiące mikro wyładowań. Jakby coś wwiercało się w skórę. Cieżko to nawet nazwać słowami. Nawet w nocy, wiele godzin później, mam dziwne sny - że spod tych głazów żużlu wychodzą chude, długie cienie, a ja zgubilam ekipę i nie mogę znalezc wyjścia z muzeum...

Potem nasza trasa nurkuje w lasy. Trochę przypadkiem docieramy nad urokliwe jeziorko z pomostem i wiatą, pełne kwitnących grążeli. Szkoda, że jest jeszcze tak wcześnie, bo miejsce na biwak wymarzone. Pozostaje powygrzewać się trochę do słoneczka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalej tuptamy torami. Torowisko jest omszałe i pełne kwiatów, ale zdecydowanie nieopuszczone. Ponoć popylają tu pociagi towarowe w kierunku Ukrainy. Wędrówka nie jest więc w pełni sielankowa, głowa trochę lata jak na sprężynie, z racji braku oczu z tylnej strony ;)

Obrazek

Obrazek

Coś dzisiaj mamy szczęście do klimatów nieco ponurych... Przy torach stoją dwa pomniki - ku pamięci pasażerow pociągu, którzy zginęli z rąk UPA.

Obrazek

Jeden bardzo ciekawy, zrobiony z torów kolejowych. Niestety szyna nie oryginalna z tamtych czasów, wytłoczoną ma datę kilkanaście lat późniejszą...

Obrazek

Obrazek

Pod krzyżem stoi sobie omszała Madonna. Taka jakaś zamyślona...

Obrazek

Jak już wspominałam, kawałek dalej, przy samych torach, jest drugi pomnik. Kamienny, z napisami, z gębami. Teren wokół wyłożono kostką brukową i otoczono słupkami z łańcuhem. Ciekawe czemu postawili dwa pomniki i to tak kawałek od siebie? Dwie grupy, które się pokłóciły? Nie umiały dojść do ładu, które miejsce chcą uczcić? Mieli różne wizje? Tak mi to jakoś pachnie jakimiś przepychankami potomnych... (ja napewno byłabym w tej grupie od krzyża z szyn :P )

Obrazek

Po wyjściu z lasu mijamy urokliwy przysiółek wioski Zatyle. Nie dociera tu asfalt, domy są przeważnie drewniane, roślinność bujna, płoty takie jak dawniej. Eternit, zrudziała blacha falista, słupy, na które wspina się chmiel. Pogięte ze starości wierzby. Kleiste błoto, z którego na butach rosną "obcasy".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wizytówka adresowa. Taka chyba odręcznie sporządzona? :)

Obrazek

Kilka domów biorę za opuszczone, przedzieram się przez chaszcze, drapiąc sobie gębę (po raz pierwszy w życiu wbiłam sobie drzazgę w... nos!!!!!) Mocno odstaję od grupy, która wyrwała do przodu. Nie dość, że najwolniej chodzę, to jeszcze najbardziej meandruję ;)

Wszystkie domy jednak okazują się być albo zamknięte albo zabezpieczone już wczesniej w sposób, który zniechęca do dalszego poznawania fantazji gospodarzy. Przy jednym np. w najgęstszy krzak jeżyn ktoś wmotał drut żyletkowy. Rewelacyjny patent na wszelakich włamywaczy. Dobrze, że noszę wysokie, mocarne buty...

Stawy rybacze.

Obrazek

Z lekka zmasakrowana stara lipa z ukrytą pod konarami kapliczką.

Obrazek

Strasznie lubię takie "odręczne napisy" na krzyżach!

Obrazek

Przystanek PKS typu konserwa. Nie wiem tylko po co ten słupek. Żeby ktoś nie wjechał?

Obrazek

Tuptamy wzdłuż Sołokiji i jej rozlewisk, a widok silosa w oddali cały czas nam towarzyszy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiosna! Widoczna i w świecie zwierząt, i roślin. I w świecie wędrowców! Widać wzmożone migracje z pękastymi plecakami! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieramy do Lubyczy, gdzie zasiadamy pod miłym drewnianym sklepikiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drugi sklepik w rejonie też niczego sobie! Ma jednak pewne wady np. jest zamknięty ;)

Obrazek

Dziś do ekipy dołącza kolejny uczestnik - Piotrek. Przyjeżdża stopem prosto pod nasz drewniany sklepik. Całą piątką ruszamy dalej, a przed oczami przesuwają się obrazki pt. "Wieczór na Roztoczu".

Obrazek

Na nocleg idziemy w stronę ruin cerkwi w Kniaziach. Nocowałam tam 20 lat temu. W środku cerkwi, wraz z ekipą miejscowych, paliliśmy ognisko. Trochę poniżej były dogodne łączki. Teraz wszystko wygląda mocno inaczej. Rozumiem, że zarosło, ale żeby ukształtowanie terenu się zmieniło? Górka urosła? Albo mi się już coś pomieszało we wspomnieniach?

Sama cerkiew praktycznie się nic nie zmieniła. Budynek siedzi już w wieczornym cieniu, tylko same czubki dawnej kopuły muśnięte są jeszcze blaskiem zachodzącego słońca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kicamy po wnętrzach. Coniektórzy wspinają się również na "wyższe piętra".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Całkiem nieźle zachowały się ścienne malowidła. Biorąc pod uwagę brak dachu i lejącą się wszędzie wodę - to wręcz rewelacyjnie. Jak widać najmocniejsza farba była ta niebieska!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ciekawa struktura muru. Do kory się skubany upodobnił? Albo do zrolowanego papieru?

Obrazek

A wracając do kwestii naszego noclegu. Nie jest dobrze. Moje wspomnieniowe miejsca można wsadzić w kubeł, a wokół cerkwi wszędzie już kwatery zajęte. I to od lat... No a tylko patrzeć jak się ściemni...

Obrazek

Obrazek

Rozdzielamy się więc. Każdy leci w inną stronę na przeszpiegi. Szczęście (albo zmysł poszukiwawczy) najbardziej sprzyja Szymonowi. Znajduje bardzo ciekawe miejsce i to niedaleko - zaraz za cmentarzem. Jest tam potworny chaszcz (co początkowo skutkuje częściowym sceptycyzmem w ekipie). Gdy odgarnąć skłębione burzany, oczom ukazuje się miejsce ogniskowe i ławeczki. Ciężko na obecnym etapie powiedzieć czy to ogólnodostępne miejsce piknikowe z dawnych lat? Czy może ktoś kupił ten teren i planował tam daczę postawić? Jedno jest pewne - dawne plany zostały z niewiadomych przyczyn porzucone, a miejsce jest idealne dla nas. Choćby dlatego, że właśnie się ściemnia a my nie mamy innego ;)

Ekipa rzuca się w poszukiwaniu miejsca pod namioty. Każdy obczaja jakąś łączkę (która jest mniej nierówna od drugiej) i próbuje ugnieść chwasty. Tylko Piotrek nurkuje w największe zarośla i wciska namiot pomiędzy drzewa. Póki co jeszcze nie znamy przyczyn tej niecodziennej taktyki ;)

Zmierzch nadchodzi, gdy namioty już stoją, a ognisko dymi solidnie.

Obrazek

Piotrek ma nieduży plecak, a w środku wszystko - nawet patelnię! To pierwsza patelnia, która pojawiła się na naszej przygranicznej wędrówce. Będąc już w posiadaniu tak zacnego naczynia powstaje i ciekawa potrawa - kasza, której aromatu dodaje dżem porzeczkowy.

Obrazek

Atmosferę wieczoru ubarwiają nam też opowieści o duchach. Najbardziej zapadły mi w pamięć dwie - o złej dziupli w Zyndranowej i nawiedzonej stacji benzynowej gdzieś pod Opolem.

Obrazek

Teren gdzie śpimy upodobały sobie też sowy. W nocy dają nam niesamowity koncert! Odzywa się ich chyba 5 sztuk - jak nie więcej. Niektóre uchają dosłownie nad naszymi głowami!

Później w nocy budzą mnie dziwne dźwięki. Chyba psy. Część ujada a reszta wyje jak wilki.

Rano okolica też jest pełna odgłosów. W gęstych krzaczorach mieszka tysiące różnych gatunków ptaków. Śpiewy jak z ptaszarni! Do tego roje pszczół, stołujących się gdzieś wysoko w koronach kwitnących drzew.

Od czasu do czasu od strony wsi dochodzi gdakanie kur. Nosz całe spektrum wszelakiego ptactwa!

I nasze domki utopione w zielonościach.

Obrazek

Nieprawdaż, że wszystkie się świetnie maskują?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Śniadanko upichcone na żywym ogniu smakuje najlepiej!

Obrazek

Ktoś nawet flaszkę wyciągnął i poszła do rozpijania w krąg :P

Obrazek

Iwona i czterech krasnoludków!

Obrazek

O poranku przed cerkiewną bramą. Naszym poranku, więc pewnie było koło południa ;)

Obrazek

Pobliski cmentarz w słońcu już nie wygląda tak mrocznie jak nocną porą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I znów przemierzamy Lubyczę. Dziś zaglądamy też na drugi cmentarz. Oprócz nagrobków stoi tu drewniana dzwonnica.

Obrazek

W razie deszczu mogłaby robić za wiatę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Otaczający nas cmentarz jest dosyć duży i ciekawy. Dominują nagrobki kamienne, ale zdarzają się również metalowe. Są krzyże z rytymi napisami i rzeźby. Wszystko tonie w roślinności - trawach, bzach, a gdzieś wysyoko ponad głowami szumią stare sosny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Napisy na pomniczkach są w różnych językach, zarówno takie cyrylicą, jak i po niemiecku. Jakiś polski też chyba się trafił.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kamienne kobity mierzą nas dziwnym wzrokiem, takim hmmm... dość przenikliwym ;)

Obrazek

Zasiadamy na chwilę pod sklepem w Lubyczy. Lokalny żulik pije Harnasia zero. Nietypowe zachowanie dla tej nacji.

Obrazek

Obrazek

Piotrek postanawia odesłać do domu patelnię. Cóż... Krótko z nami była, ale trwale się wpisała w historię przygranicznych wędrówek! :)

Obrazek

Przy drodze wykładanej trylinką szukamy cmentarza żydowskiego, który figuruje na niektórych mapach.

Obrazek

Nic tam jednak nie ma. Teren zajmuje dość gęsta zabudowa domków jednorodzinnych. Musieli się chyba pomylić rysując te mapy. No bo przecież nie mają cmentarza w ogrodzie?

Jak się okazuje (uświadamia nas jeden z miejscowych) owszem, mają... Obecnie stojące tu domki zbudowano na dawnych mogiłach, kości użyźniają grządki a fundamenty niektórych budynków są wzmocnione przez dawne pomniki i nagrobki. Masakra nie? Ciekawe czy w którymś z domów straszy? Nie byłoby to dziwne, gdyby istoty z zaświatów próbowały choć tak zwrócić na siebie uwagę...

A nasze drogi znów stają się coraz bardziej wyboiste i nurkują w lasy... Pewnie tam czekają nas kolejne przygody! :)

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 16 października 2023, 17:28

Między Lubyczą a Teniatyskami trafiamy w miejsce, gdzie ponoć jeszcze po wojnie stała drewniana cerkiew. Obecnie nie ma po niej żadnych śladów. Jest tylko leśny cmentarz. Większość nagrobków mają tu kamiennych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre wyglądają jakby ktoś je właśnie wykopał z ziemi - ot odgarnął darń po latach i wylazło spomiędzy bluszczu.

Obrazek

Jest też drewno, podrzeźbiane, bujnie pokryte porostem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu nie wiem czemu tak zwalone na kupę? Chrust na ognisko ktoś zbierał??

Obrazek

Nieraz przygląda się nam jakaś babeczka w koralach.

Obrazek

Najciekawszy wydał mi się grób z krzyżem zespawanym z rur. 11 letni chłopiec, zmarły w czasie wojny. Dwie rurki, prosta tabliczka i nic więcej...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakoś bardzo dobrze tu rośnie mech!

Obrazek

Obrazek

Po zwiedzaniu cmentarza moje buty zzieleniały!

Obrazek

Zmierzamy w kierunku wioski Mosty Małe. Tu asfalt wylali chyba przedwczoraj - taki brrrr...równiusi i wypolerowany. Gdzieś tu minęła nas straż graniczna, ale nawet nie chcieli nas legitymować. Widać mieli inne, ciekawsze sprawy.

Obrazek

Nieraz nasze drogi szumią malowniczym zielskiem.

Obrazek

Czasem po drodze wpadnie w oczy jakiś miły obrazek. Jakiś wycinek czasoprzestrzeni jak przeniesiony z dawniejszych czasów. Drewniana chałupka, omszały eternit, pochylone sztachety płotu czy inny detal np. skrzypiąca studnia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten domek był opuszczony.

Obrazek

Udało mi się zajrzeć do środka.

Obrazek

Obrazek

Z wejściem była już sprawa trudniejsza, bo trzeba by tego dokonać przez okno, a przy innym domu (w zasięgu wzroku) kręcił się jakiś koleś i bacznie obserwował okolicę.

Z pól miedzy Teniatyskami a Mostami Małymi wystaje jeden z bunkrów linii Mołotowa. Idziemy go odwiedzić. Pudel zostaje przy drodze, aby zapodać kąpiel i mycie włosów.

Obrazek

Możemy więc iść na lekko. Gdy po kilku dniach chodzenia z 20 kg na plecach ciężar nagle zniknie - to sie po prostu płynie w powietrzu. Jak to moja babcia mawiała: "jakby anieli nieśli".

Kępa krzaków na polu uprawnym zazwyczaj sugeruje, że jest tam coś ciekawego - bunkier, ruinka, wyrobisko itp.

Obrazek

Nasz polny bunkierek ma kilka ogromnych zalet. Po pierwsze jest otwarty.

Obrazek

Obrazek

Oo! Ktos mnie obserwuje!

Obrazek

Fajną rzeczą jest też to, że wewnątrz zachowalo sie sporo elementów metalowych. A beton w połączeniu z barwami rdzy prezentuje się dużo fajniej niż sam! Jest tu więcej niż jeden poziom, można się powspinac po drabinkach albo powisieć nad bezdennymi szczelinami :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Można też wyleźć na górę, usadzić kuper na wygrzanym betonie i poobserwować jak szumią na wietrze okoliczne zasiewy. Kiedyś na dachu jednego takowego (też z linii Mołotowa) to nawet ognisko paliliśmy! :)

Obrazek

Wszyscy coraz częściej zaczynają myśleć o kąpieli. Najpierw w tym celu podchodzimy do stawków. Stawki sprawiają wrażenie bardzo błotnistych, woda jest mętna i pełna takiego gliniastego osadu. Mam wrażenie, że po takiej kąpieli będę brudniejsza niż przed

Obrazek

Stawki są zasilane z rzeki Sołokija za pomocą przerewelacyjnego patentu! Jest to takie koło jak diabelski młyn, które obraca prąd wody. Na każdym skrzydle to koło ma miseczki, które nabierają wodę i chlup do rury prowadzącej do stawu. Szacun dla owego wynalazcy! Tak idealnie proste i tak nie ma się co w tym zepsuć. No chyba, że powódź porwie całe koło ;) Jednocześnie to miejsce ma wybitne działanie relaksujące - można by się gapić godzinami i medytować! A miseczki "chlup chlup", "chlup chlup" :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tuptamy przez kolejne wioski.

Obrazek

Obrazek
(zdjęcie zrobione przez Piotrka)

Mijamy różniste okazy architektury drewnianej.

Obrazek

Obrazek

Dzielna ferajna przysiadła pod płotem.

Obrazek

Wreszcie schodzimy na normalne drogi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Udaje się też znaleźć takie miejsce nad Sołokiją, gdzie rzeka wydaje się być najmniej bagnista, a brzegi mają jakieś rokowania jeśli chodzi o wygodne zejście do toni wodnej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Piotrek początkowo postanawia umyć głowę. W tym celu kładzie się na brzuchu na lekko spadzistym brzegu (nogi są lekko do góry) i kilkakrotnie zanurza głowę w wodzie. Wpadłam na pomysł, żeby zrobić zdjęcie, bo tak fajnie to wygląda - jak sama głowa jest w rzece a reszta wystaje. I nie wiem dlaczego zrezygnowałam z tego pomysłu. Gdybym wtedy miała w rękach aparat - to byłoby zdjęcie wyjazdu!!! Bowiem kilka sekund później nogi jednak przeważają i wraz z resztą dolnej części tułowia przelatują nad głową. Cały Piotrek, w pełnym ubraniu, wpada do rzeki z ogromnym chlupotem. No to kąpiel była kompleksowa! Łacznie z praniem! Wcześniej przeszło mi też przez głowę, aby zabrać zmydło z samego brzegu rzeki, że ktoś może je np. potrącić - wpadnie i go nie wyłowie. Przy okazji wpadania Piotrka moje mydło też wybrało wolność i skończyło gdzieś w wodnych odmętach. Piotrek się więc wykręca a ja ide pożyczyć mydło ;)

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Pudla)

W Hrebennym pierwszym napotkanym sklepem jest Biedronka, więc pod nią zasiadamy. Wydawałoby się, że co jak co, ale takie miejsce nie będzie grzeszyć klimatem. Piknik pod marketem brzmi jak jakiś koszmar! A w tym przypadku jest akurat inaczej! Po pierwsze jest dosyć pusto. Siedzimy sobie na betonie, wcinamy parówki i ogórki, a o nogi ocierają się nam miauczące futra. Wiatr przerzuca piachem, jaskółki latają a atmosfera jest miła i sielska jak pod jakimś zapomnianym wiejskim sklepikiem.

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Pudla)

I mamy sałatę! :) Piotrek dba o nasze zdrowe odżywianie! A miejscowy kot patrzy na nas z dużą dozą dezaprobaty ;)

Obrazek

Obrazek

W zasięgu wzroku są również dowody na niemiecko - chińską przyjaźń.

Obrazek

Obrazek

Na podmarketowym parkingu stoi sporo porzuconych aut. Część z nich służy za śmietniki. Inne wrosły w ziemię w oczekiwaniu na pasażerów. Niektóre mają jeszcze koła czy rejestracje, inne już nie. Kradzione jakieś?? i przez granice nie puścili, że akurat tu taka wystawka?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny głos lokalnej społeczności. Już nie budowa kolei, a nieco inny temat mają tu na topie.

Obrazek

Coby nie było, że tylko markety zwiedzamy - drewniana cerkiew też zostaje odwiedzona.

Obrazek

Obrazek

Bardzo ładnie się prezentuje w promieniach zachodzącego słońca.

Obrazek

Najbardziej chyba podoba mi się w tym rzucie - zza torów, wystając nieśmiało z zielonych gęstwin.

Obrazek

Jest tu też pień. Ale nie jest to zwykły pień - bo zalęgł się w nim krokodyl! Maskuje się skubany! Udaje, że go nie ma! ;)

Obrazek

Pień należał do starej, wypróchniałej lipy. Teraz rośnie tu młody dąb - jak w doniczce. Ot wymiana pokoleń, przemijanie i jednak triumf życia.

Obrazek

Hrebenne opuszczamy juz po zachodzie słońca, w powoli zapadającym zmierzchu. Na naszych przygranicznych wyjazdach wyjątkowo późno (jak na moje przyzwyczajenia) rozbijamy się na noclegi. No ale taka jest wola większości. I jak wszystko ma to swoje plusy i minusy.

Obrazek

Obrazek

Moje ulubione druty! Takie w dużych kiściach, z porcelanowymi izolatorami!

Obrazek

Obrazek

Przez stawy widać przejście graniczne i dostojnie snujące się po wodzie łabędzie.

Obrazek

Dziś mamy pierwsze prawdziwe spotkanie ze strażą graniczną. Zdjęcie robione z daleka, na dużym zoomie, więc kompletnie nie wiem czego oni tam szukają w tym telefonie. Ale widać na załączonym obrazku, że to jakaś intrygująca i wciągająca sprawa!

Obrazek

Straż graniczna sporo wie o naszej grupie. Częściowo nawet więcej niż my sami ;) Np. oni już wiedzą, że kilka kilometrów za nami tupta Krwawy, ciągnąc swój wózeczek. Najdziwniejsze okazuje się, że wiedzą, że poznaliśmy się w wiekszości przypadków w internetach, na różnych forach - a tego (jak potem wychodzi) nikt z nas im nie mówił. Tak... więcej wiedzą o nas niż o okolicznych sklepach, bo o takowym w Werchracie nie wiedzieli. A przynajmniej nie podzielili się z nami tą informacją.

Nasze dane spisują z dokumentów chyba pół godziny, a my stoimy, wrastamy w pobocze, a komary chcą nas pożreć żywcem.

Kolejna wioska to Siedliska. Siedliska krokodyli! To zdecydowanie jakiś rejon ich występowania!

Obrazek

Na nocleg zatrzymujemy się w wiacie na polanie przy leśniczówce. Stoi tu też kapliczka - w cieniu starego dębu, sama też wykonana na bazie dawnego drzewa, z jego pnia.

Obrazek
(zdjęcie z googlemaps, w moje niestety wleciał jakiś owad :(

Jak nic był to kiedyś święty dąb! :) Ech szkoda, że takie drzewa nie potrafią opowiedzieć co widziały w swoim życiu (albo to my nie potrafimy zrozumieć ich opowieści? ;)

Obrazek

Miły leśniczy nie dość, że nie miał nic przeciwko naszemu biwakowi w tym miejscu - to jeszcze przywiózł nam drewno!

Obrazek

Wiata jest ogromna, z paleniskiem, z ławami i stołami. Na ruszcie więc powstaje wieczorna wyżerka - a jako że sklep był niedaleko to aprowizacja w drużynie jest całkiem pokaźna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W czasie biwaku dochodzi też do jednego nieszczęścia! Jedna z bel włożonych do ogniska była zamiemieszkana! Nie było tego widać, maskowały sie skubane! A teraz dziesiątki mrówek uciekają w popłochu. Konar zostaje wyjęty z ognia, no ale zawsze trochę smutno, że taka sytuacja w ogóle zaistniała...

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Dziś dociera Krwawy. Przywozi ze sobą udoskonalony wehikuł dwukołowy i różne fajne fanty np. kubek tematyczny. To wspaniałe podkreślenie ciągłości naszych wędrowek - odniesienie do ważnych historii z dziejów poprzednich wypraw :)

Obrazek

Poranek wstaje wybitnie sielankowy - słoneczny, ciepły, pełen majowych zapachów i odgłosów przyrody. Soczysta zieleń przywiatowych okolic skąpana jest w słońcu i radują serce każdego wędrowca! Namioty schną szybko z porannej rosy, a świeżo rozpalone palenisko zaczyna roztaczać po wiacie aromat dymu i rychłego śniadania!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nad pobliskim stawem stoi kapliczka św. Antoniego. A przy niej jest źródełko z bardzo smaczną wodą. Pranie, mycie, nabieranie wody. Ten wyjazd będzie mega źródełkowy! A czy może być coś piekniejszego niż chłodne, cudowne zdroje, obrosłe w lokalne legendy? :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy wiacie stoi bramka. Zastanawiałam się - po kiego diabła ją tu postawili? Ale mnie w końcu olśniło! To suszarka na pranie! Idealna :)

Obrazek

Pudel z rana wraca się do Biedronki, aby uzupełnić prowiant. I znów spotyka pograniczników. Zdecydowanie wkroczyliśmy w teren ich występowania i wzmożonej aktywności.

Gdy wcinamy śniadanko zawija tutaj też pewien motocyklista, który ma trasę podobną jak my - wokół granic. Tylko jak można przypuszczać - przemierzanie jej idzie mu nieco szybciej ;) Wspólna fotka na pamiątkę - nasza szóstka i nasz nowy znajomy.

Obrazek

Kawałek dalej, w trójkącie u zbiegu dróg, pod starymi dębami, wisi sobie kapliczka. Na wygląd nie jest jakaś szczególnie spektakularna - ot obrazek. Ma jednak ciekawą historię - upamiętnia miejsce wygranej bitwy z Tatarami. Obraz ocalał też kiedyś z pożaru - drzewo, na którym wisiał się zjarało a on nie. Wtedy tym bardziej okoliczna ludność okrzyknęła go wyjątkowym i zaczęła otaczać szczególną czcią.

Obrazek

Obrazek

A przed nami dalsza część Siedlisk. Murowana cerkiew z drewnianą dzwonnicą, stare auta wystające z traw czy coś na dachu przypominające strzechę :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pudlowi udaje się złapać stopa. W trójkę - Pudel, ja i Piotrek pakujemy się do auta i jedziemy do Prusiów. Gdzieś tam będziemy czekać na resztę ekipy.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 17 października 2023, 19:57

Stop dowozi nas do wioski Prusie. Odwiedzamy cerkiew siedzącą w rzepaku.

Obrazek

Obrazek

W Prusiu (Prusiach?) byłam już około 20 lat temu. Jak widać cerkiew mało się zmieniła - nieco ściemniała. Tak się prezentowała w roku 2001 (albo 2002?)

Obrazek

Wyłazimy na dzwonnicę.

Obrazek

Można tu napotkać różne dziwne stworzenia - to chyba jakiś lokalny endemit, bytujący w starych dzwonnicach.

Obrazek

Tutejsza ludność jest (a raczej była) bardzo hojna! Taki dzwoneczek to chyba trochę musi kosztować!

Obrazek

Przy cerkwi są też wyeksponowane dwie podobizny papieża. Obie o dość szczególnych walorach artystycznych. Na jednej wygląda zupełnie jak górnik z Donbasu ;) Wiele razy tam spotykaliśmy podobne płaskorzeźby. Jedynie lampki karbidowej mu na bereciku brakuje!

Obrazek

Na drugim wygląda nieco jak ofiara przemocy domowej. Oko podbite jest ewidentnie. Poza tym ten rodzaj rzeźb (typu kadłubek) zawsze jest dla mnie nieco przerażający.

Obrazek

W okolicy przewija się też mały chłopiec, informując nas, że za jakiś czas będzie można zajrzeć do wnętrza cerkwi. Nie czekamy jednak na otwarcie, a to wszystko za sprawą kierowcy, który nas tu podwoził. Powiedział, że w Werchracie jest sklep, ale otwarty tylko do 14. Postanawiamy więc spróbować dotrzeć tam i na cienistym podsklepiu poczekać na resztę ekipy.

Reszta ekipy załapała się na zwiedzanie cerkwi. Cztery poniższe zdjęcia są autorstwa Szymona.

Obrazek

Można tu napotkać nietypowe obrazy. Na jednym mamy Maryję na łożu z baldachimem, dwie kobity myją Jezuska, a trzecia coś podgrzewa w kominku.

Obrazek

Na drugim obrazie są scenki chyba z sądu ostatecznego. Zmarli sami wyłażą z ziemi lub są wyciągani z trumny przez anioły bądź diabły. Nie jest wprost pokazane dokąd anioły zabierają pozyskanych towarzyszy - z diabłami wątpliwości nie ma. Spora grupka smaży się już w ognisku, acz ich twarze wykazują duża dozę obojętności na zaistniałą sytuację.

Obrazek

Obrazek

Na obrzeżach Werchraty spotykamy dziwne miasteczko wagonowe. Nie mam pojęcia dla kogo miało być przeznaczone. Czy to hotel robotniczy albo ośrodek dla uchodźców? A może osiedle dacz czy domki na wynajem dla turystów? Jedno co jest pewne - na chwilę obecną to coś nie jest zamieszkane.

Obrazek

W Werchracie sadowimy sie pod sklepem "U Basi".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na raty zwiedzamy najbliższe okolice. Zaraz naprzeciw stoi duża, murowana cerkiew. Tu czas się zatrzymał.

Werchrata 2002
Obrazek

Werchrata 2023
Obrazek

I co ciekawe - obecnie jest otwarta (wtedy chyba była zamknięta). Można zajrzeć od spodu do wielkiej kopuły.

Obrazek

A nawet wejść na balkonik, ktorym się wędruje dookoła budynku.

Obrazek

Obrazek

Takie schodki to zawsze prowadzą w ciekawe miejsca.

Obrazek

Mają tam składzik różnych szopek i świętych obrazów. Być może potrzebnych przy okazji konkretnych świąt.

Obrazek

Obrazek

Niektóre posągi są w znacznym stadium zdekompletowania, np. anioł nożycoręki. Jest w nim coś z lekka upiornego. Przy chodzeniu wywołujemy drgania podłogi, a one przenoszą się na aniołka, który kiwa głową i porusza drucianą ręką. A co będzie jak on tą głowę odwróci i spojrzy mi prosto w oczy?

Obrazek

Najbardziej podobają mi się miniaturowe cerkwie czy kościółki.

Obrazek

Obrazek

Lokalny przystanek ma siedziska pozyskane zapewne z jakiegoś kina.

Obrazek

Obrazek

Bocian elektryczny.

Obrazek

Okazuje się jednak, że nie ma tu co czekać na resztę, bo oni zdecydowali się iść inną drogą i ominąć Werchratę. Podjeżdżamy więc w okolice cmentarza w przysiółku Dziewięcierz - Moczary. Tam ostatecznie ma być punkt zborny.

Tutejszy cmentarz zajmuje dosyć duży obszar. Przestronne, słoneczne łąki pokrywają bezładnie rozrzucone krzyże, malowniczo chylące się we wszystkich kierunkach. Ktoś tu wyraźnie jednak bywa i opiekuje się tym miejscem i np. kosi czasem trawę (albo coś wypasa ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oprócz cmentarza są tu różne ruiny np. pozostałości cerkwi. Początkowo cerkwiska szukamy gdzieś w krzakach, w chaszczu po szyję i wyżej. Są tam jakieś góreczki, wykroty i rozpadliny, ale czy któreś było kiedyś miejscem religijnego kultu to nigdy nie rozkminimy. Potem znajdujemy bardziej spektakularne zgromadzenia starych kamieni na tyłach cmentarza. Coś jakby mury, bramy, wejścia do podziemi.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Największa atrakcja tej okolicy okazuje się być ukryta kawałek za cmentarzem, wśród bagien, prawie przy samej granicy. Nie powiem - klimacik jest, nawet w sam środek pięknego, słonecznego dnia. Prowadzi tam nikła ścieżynka wijąca się pomiędzy oparzeliskami. Jeżeli gdzieś występują utopce albo bagienne potwory - to zdecydowanie właśnie tutaj. Przynajmniej ja, będąc kimś takim, chciałabym się tu przeprowadzić :P Część trasy jest wyłożona zbutwiałymi pniakami - coś jakby dawne mostki?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ścieżynka meandruje, kluczy aż w końcu mi się gubi. A poszukiwanego obiektu ni widu ni słychu. Ciekawe czy pierwsza ja znajdę co szukam czy pogranicznicy znajdą mnie? Granica ponoć jest blisko, a ja idę i idę - dokładnie w tamtą stronę. W końcu ukazuje się mym oczom upragniona kapliczka.

Obrazek

Miejsce jest zwane "kapliczką na bagnach", "kapliczką na wodzie" lub "kapliczką z basenem". Faktycznie od innych obiektów tego typu różni ją obecność bajorka pokrytego zielonym kożuchem. Oczyma wyobraźni już widzę zapadający zmierzch, podnoszące się znad bagien mgły i taką szponiastą rękę wynurzającą się spomiędzy tej rzęsy. Basenik zasilają źródła i prawdopodobnie służył wiernym wschodnich obrządków podczas święta Jordanu, gdy nabiera się do kubełków świętą wodę, zabiera ją do chałupy, a niektórzy dokonują bardziej kompleksowych ablucji na miejscu.

Obrazek

Krzyż stojący w środku bardzo przypomina te na pobliskim cmentarzu. Ciekawe czy ktoś kompleksowo takie robił dla wszystkich miejsc czy może któryś cmentarny pomnik "dostał nóżek" i wybrał pustelnicze życie z dala swoich pobratymców?

Obrazek

Pozostała część ekipy zwiedzając okolice cmentarza widziała chyba dwie (albo 3) fotopułapki porozwieszane na drzewach. Ciekawe czy straż graniczna tak poluje na nielegalnych imigrantów ze wschodu, ktoś podgląda zwierzęta albo chce sfilmować utopce wyłaniające się z bagien? Ja żadnej nie zauważyłam, więc być może jestem bohaterką jakiegoś filmiku. Mam nadzieję, że nie w kibelku ;)

Obrazek
(zdjęcie zrobione przez Szymona)

Pozwiedzalim, zebralim się do kupy - czas ruszać dalej. Porzucamy bagna na granicy na rzecz błota na drogach meandrujących polami :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozważamy czy do Nowin iść drogą czy szlakiem. Pamiętam, że nie było zgodności w ekipie na ten temat. I nie wiem na czym stanęło. Ale wszystko na to wskazuje, że ostatecznie podjęliśmy właściwą decyzję. Bo znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Na skrzyżowaniu spod nóg czmycha nam ogromna sowa - widać to na dobrą wróżbę! Chwilę później zatrzymuje się nam stop! I bierze nas na pakę!!!! Może to głupio zabrzmi i dla kogoś będzie śmieszne, ale to było jedno z moich największych marzeń odnośnie tych przygranicznych wyjazdów! Ostatni raz tak jechaliśmy 12 lat temu na Podlasiu, na pierwszej przygranicznej wycieczce. Najpierw na pace wywrotki jadącej po piasek do żwirowni, potem na wozie z sianem za traktorem.

Dublany 2011
Obrazek

Mostowlany 2011
Obrazek

A potem przez kolejnych kilkanaście lat jakoś się nie złożyło, niezależnie czy wędrowaliśmy na północ czy południe... I teraz, nagle, dziś, na wąskich drogach wijących się przez lasy w rejonach Nowin Horynieckich, znów otwiera się przed nami taka możliwość!

Pośpiesznie wsiadamy! Coby się kierowca nie rozmyślił!

Obrazek

Suniemy z wiatrem we włosach, piachem chrzęszczącym w zębach, podskakując na wybojach! Jak gdzieś hen daleko, przez zakarpackie doliny czy kaukaskie przełęcze! I to u nas, w Polsce! I to nie sen! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy utopione w zieleni drewniane domostwa, płowe pola i nawet jakby cykady odzywały się wśród traw??

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i płytówka! Płytówka ZAWSZE prowadzi w ciekawe miejsca i ku przygodzie!

Obrazek

Mijamy malutką cerkiew w Słotwinie - kolejnym przysiółku Dziewięcierza.

Obrazek

Obrazek

W Słotwinie mamy też okazję dłuższej rozmowy z przemiłymi ludźmi, którzy prowadzą tu agroturystykę. Niedawno ją założyli. Miejsce na uboczu, ustronne, wokół rozległe łąki i sosnowe lasy. Teren ziejący spokojem i sielanką. Jak ktoś jest miłośnikiem tego rodzaju noclegów - to miejsce zdaje się być idealne!

Obrazek

Obrazek

Jeśli ktoś by się wybierał - pozdrówcie gospodarzy od ekipy z wietrznego stopa! :) Może pamiętają jeszcze wesołą bandę z przerośniętymi plecakami!

Dowiadujemy się, że Dziewięcierz miał kiedyś 9 przysiółków. Teraz część z nich jest już na Ukrainie, ale wciąż jest miejscowością dosyć rozwleczoną.

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, tak i nasza przejażdżka. Znów trzeba ładować wory na plecy i tuptać o własnych siłach... Ale jak widać po gębach - ociekają radością :) Brakuje tylko Krwawego. Szedł spory kawałek za nami i biedak się nie załapał.

Obrazek

Na powyższym zdjęciu widzimy ciekawy patent - ujęty na koszulce Piotrka. Uniwersalny słownik obrazkowy do porozumiewania się za granicą, gdzie ni cholery nie czaisz języka. Pokazujesz palcem co ci potrzeba. Nawet papier toaletowy tam ujęli - wiedzą co jest ważne w życiu prawdziwego podróżnika ;)

Mijamy też świątynię kultu słońca. Są tu dwa kamulce. Kamulce mają dziurki na wylot. Jakiś olbrzym mógłby sobie z nich zrobić wisiorek. Zorac Karer to nie jest, ale miejsce całkiem sympatyczne. Zawsze coś innego.

Obrazek

Obrazek

Wędrówka w ciepłych barwach zbliżającego się nieubłagalnie wieczoru.

Obrazek

Obrazek

Nowiny Horynieckie są tak samo klimatyczne jak kiedyś. Chyba jestem tu już czwarty raz i wciąż to miejsce zachwyca mnie tak samo. Cienisty wąwóz, drewniany kościółek i ciurkające źródełko o ponoć leczniczej wodzie. Miejsce z wyjątkową pozytywną energią! Wybitnie sprzyjającą wyciszeniu, zadumie i otwarciu umysłu na inne wymiary. Jak tylko będę mieć taką możliwość zawitam tu jeszcze nie raz!

Obrazek

Obrazek

Tak to miejsce wyglądało w roku 2002.

Obrazek

A tu mamy maj 2023 (zdjęcie Szymona). Kościółek był bardziej żółty, teraz poszło nieco w brązy. No i pojawiło się okrągłe okienko i ganeczek.

Obrazek

Wchodzę do kaplicy. Pachnie drewnem, zgasłymi świecami i świeżością górskiego potoku.

Obrazek

Jest pusto, dość ciemno i wszystkie odgłosy świata są gdzieś daleko stąd. Słychać tylko ciurkanie wody w omurowanej studni znajdującej się wewnątrz kaplicy.

Obrazek

Oprócz klasycznych obrazów wieszanych w kościołach - tutaj ze ścian patrzą na nas też malunki, przypominające o lokalnych wydarzeniach z dalekiej bądź bliższej przeszłości. Mamy tu wyobrażony sam początek historii tego miejsca czyli objawienie z XVII wieku, a na drugim - ściągające tu później tłumy pielgrzymów. Nie wiem z którego roku pochodzi drugi obraz. Ale co ciekawe - na nim kaplica wygląda tak jak teraz a nie 20 lat temu. Ma ganek i okragłe okienko!

Obrazek

Obrazek

Przeglądamy też księgę wpisów. Ludzie wpisują tu intencje swoich modlitw, albo podziękowania jeśli jakieś zostały wysłuchane. O dziwo nie dominują prośby dotyczące kwestii zdrowotnych, acz głównie takie związane z walką z nałogami czy rozterki rodzin, których potomkowie porzucili wiarę i przywiązanie do spraw duchowych.

Rozbijamy się kawałek dalej, na pograniczu łąk i lasów. Miejsce jest suche, pachnące ziołami i igliwiem, osłonięte od przypadkowych oczu. Cieniste na tyle, że rano nas nie obudzi słońce o świcie. Po prostu ideał!

Obrazek

Obrazek

To ogromny plus, że kolejny nocleg spędzamy w pobliżu źródła i nie ma konieczności oszczędzania wody, którą trzeba dymać od sklepu. Można pić herbaty do woli! Zarówno z wieczora jak i z rana!

Wieczór mija nam przy ogniu i różnych ciekawych opowieściach, zarówno o przygodach w pracy jak i wyprawach do jaskiń czy sztolni.

Obrazek

Obrazek

Poranek wstaje ciepły i suchy! Ech... żeby to zawsze maj wyglądał tak wspaniale jak w tym roku!

Obrazek

Całą noc szczekała mi za namiotem sarna. Nawet próbowałam ją odstraszyć, tłukąc w namiot i szeleszcząc, ale niewiele sobie z tego robiła.

Zbieramy się w dalszą drogą.

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Pudla)

I znów mijamy kaplicę nad źródełkiem. Jest więc okazja, aby uzupełnić zapasy wody, jak również umyć się i zrobić przepierki w pobliskim potoczku. Cieszę się ogromnie, że spaliśmy nieopodal i możemy dwukrotnie odwiedzić to miejsce :)

W ruch idą też mapy i rozkmina nad dalszym przebiegiem trasy wycieczki. Pudel decyduje się iść od razu do Horyńca. Plan reszty ekipy zakłada cofnąć się do Dziewięcierza i powęszyć w tamtejszych lasach za bunkrami.

A! I jeszcze nie wspominałam o jednej rzeczy. Rok temu, wędrując przez Mazury, jakoś tak wyszło, że sporo czasu spędziliśmy w miejscowości Wydminy ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... dminy.html ) Jaka więc była moja radość, gdy w jednym z bytomskich lumpeksów znalazłam koszulkę z Wydmin! I jeszcze taką ładną - z czaplą i zarysem wydmińskich jezior:) Oczywiście wziełam ją na tegoroczny wyjazd! I skądinąd kolejna ciekawa sprawa - był to szmateks sprowadzający ponoć ciuchy ze Skandynawii. No ja wiem, że Mazury są na północy, jak wiem, że tam pizga - no ale bez jaj??? ;)

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 20 października 2023, 21:18

Wyruszamy w stronę Dziewięcierza. Najpierw idziemy przez tunel.

Obrazek

Potem nasypem dawnych torów.

Obrazek

Na koniec odbijamy w polno-leśne ścieżki pełne niezapominajek.

Obrazek

Obrazek

Docieramy do typowego popegieerowskiego osiedla. Zagubione wśród lasów niewielkie bloki. Omszały eternit, składy rosochatego opału, słupy, kable, budy, kamerliki - patyna lat i ten cały malowniczy chaos, który spędza sen z powiek wszystkim miłośnikom świata z klocków Lego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zwraca uwagę kolekcja złotych płyt :)

Obrazek

Burza dorwała nas nieopodal przystanku PKS. Trochę opadu przeczekujemy, a żaden piorun szczęśliwie nie przygrzmocił w blaszaną wiatę ani równie metalowy kosz na śmieci.

Obrazek

Obrazek

Droga zdaje się być idealnie dobrana do atmosfery tego miejsca, a zapach wygryzionego asfaltu po burzy nie ma sobie równych. Dla mnie to nieodłączny aromat wędrówki i wszelakich letnich wojaży. Woń rozgrzanej dziury w drodze, zmoczonej ciepłym deszczem - rozpoznam wszędzie i zawsze będzie mi sie do niego cieszyć gęba!

Obrazek

Bunkry znajdujemy dwa, jeden otwarty, drugi zamknięty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dwóch nie udaje się odnaleźć, mimo że szukamy ich po dokładnych namiarach. Wygląda jakby zapadły się pod ziemię, po jednym nawet została głęboka dziura ;)

Obrazek

Poszukiwania więc średnio owocne, no ale co się wyczochralismy po krzakach to nasze! :) Miejscami tutejsze lasy przypominają jakąś dżunglę!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I jeszcze rzut oka na pozostałości po PGRach. Tam wcześniej były mieszkalne - tu mamy zabudowania takie bardziej gospodarcze.

Obrazek

Nie mogę odżałować, że jakoś nie było czasu na ich dokładniejszą eksplorację, a i zapał w ekipie dla takowego przedsięwzięcia nie był zbyt rozbudowany. Cóż... zwiedzanie starych PGRów jest pasją na tyle niszową, że zazwyczaj muszę to robić samotnie ;)

Widać, że zostało tutaj sporo żelastwa, a budynki są w całkiem niezłym stanie. Pewnie i w środku byłoby gdzie pobuszować. Trochę wręcz żałuje, że może trzeba było iśc tu zamiast na bunkry? No ale takie rzeczy zawsze się wie dopiero po fakcie. A może siedział tu np. jakiś cieć, który tego pilnuje? Albo część budynków jest wciąż do czegoś używana? I byłaby jedna wielka dupa ze zwiedzania? Zawsze owa "droga niewybrana" pozostawia pewien niedosyt.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przyczepa do tira załadowana ogromniastymi korzeniami. Ktoś kiedyś gdzieś chciał przewozić. Na opał? Do ozdoby? Tego się już nie dowiemy.

Obrazek

Do Horyńca jedziemy stopem - busem dla niepełnosprawnych. Wysiadamy w samym centrum, gdzie rozłozyły się obiekty handlowo - usługowe :)

Obrazek

Obrazek

Już wcześniej dostajemy sms od Pudla, że jest w Horyńcu i znalazł fajną knajpę. Okazuje się rzeczywiście przyjemna - taki drewniany barakobar otoczony ogródkiem piwnym.

Obrazek
(zdjęcie zrobione przez Pudla)

Przytyka do niego plac z trylinki, na którym rozłożył się bazarek. Sprzedają tu głównie używane ciuchy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kupiłam sobie krótkie spodenki, za 7 zł. Nie były specjalnie ładne ani wygodne, ale dzięki ich posiadaniu mogłam ubrać coś na zadek i w tym czasie wyprać swoje długie spodnie, które stały się już po tych kilku dniach niemiło sztywne. Potem mogłam ze spokojem w sercu te krótkie wywalić ;) Co ciekawe - w ekipie 4 osoby robiły zdjęcia. I jakoś tak przedziwnie wyszło, że nikt nie uwiecznił tego kilkugodzinnego momentu, gdy byłam posiadaczką krótkich spodni. Cóż... szare, kraciaste i z lekka przyduże, wiszące jak worek, gacie, pozostaną tylko w mojej pamięci.
A Piotrek znalazł tu fajną czerwoną koszulę w kratę, też za jakieś grosze. Ale niestety przy bliższych oględzinach okazała się zjedzona przez mole.

Barakobar ma tylko jedną wadę - nie ma w nim nic do jedzenia. Podają jedynie piwo i jakieś popierdółki do pogryzania pokroju czipsów, orzeszków czy paluszków. A my byśmy przede wszystkim coś zjedli. Piwo też miło wypić, ale jest raczej opcjonalne, gdy człowiek jest głodny. Na tych naszych przygranicznych wędrówkach żywię się głównie chlebem z żółtym serem (bo więcej nie jestem w stanie unieść), więc jeśli mijamy miasteczko to warto nieco rozszerzyć swój asortyment z zakresu jadła. Zostało mi w pamięci z poprzedniego pobytu w Horyńcu (w 2015 roku), że gdzieś obok musi być jeszcze jedna knajpa. Taka restauracja jak z dawnych lat. Na górnym piętrze odbywał się dansing dla kuracjuszy, którzy przyjechali do okolicznych sanatoriów. Grała więc spokojna muzyka w jakiej gustują emeryci, bo przypomina im młode lata. Klimacik był więc zacny i zdecydowanie bubowy! Knajpa zwała się "Piwnica".

Horyniec 2015
Obrazek

Nie musimy daleko szukać - od barakobaru dzieli ją chyba 50 metrów! Wciąż działa! No i tutaj mają i jedzenie, i piwo. Mają też kibel, gdzie udaje mi się wyprać spodnie, dużo gniazdek, gdzie wszyscy się rzucają podładować zdychające bateryjki. Miła babeczka z obsługi pozwala nam również wykorzystać lokal jako przechowalnię plecaków. Dzieki temu do Radruża możemy pójść na lekko.

Knajpa obecnie nazywa się "Piwnica 2", co ma podkreślać, że zmienił się właściciel.

Obrazek

Wygłodniała ekipa rzuciła się na smaczną strawę.

Obrazek
(zdjęcie zrobione przez Pudla)

Do Radruża lecimy jak na skrzydłach. Jednak te 20 kg mniej robi mega róznicę!

Po drodze można odpocząć na dobrze wyposażonych przystankach PKS! :)

Obrazek

Cerkiew w Radużu stoi jak stała. Bez zmian. Fajnie, bo to miłe miejsce. Kolory chmurek sugerują, że coś się kroi w pogodzie.

Obrazek

Obrazek

Dziś udaje się wejść do środka. Byłam tu już kilka razy, ale zawsze oglądaliśmy ją tylko z zewnątrz. A tu ci taka niespodzianka! Wleźliśmy akurat na miłego pana, który ma klucze i może nas oprowadzić.

Wnętrze od razu uderza atmosferą dawnych lat. Cudny zapach - drewna i starej bejcy. Nie ma w środku zbyt dużo sprzętów. Są tylko ławki. Ścienne malowidła i ikonostas są ciemne, o przygaszonych kolorach. Nie ma wątpliwości, że fragmenty wyposażenia są bardzo wiekowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy jesteśmy w środku rozpętuje się burza. Leje jak z wodospadu.

Obrazek

Obrazek

Wysiada prąd, co powoduje, że wnętrza stają się jeszcze bardziej ciemne i nastrojowe. Wali piorunami jak szlag gdzieś całkiem blisko, gdy przewodnik deklamuje wiersz o ścianach świątyni, które niejedno widziały i mają dużo do opowiedzenia. Czasem tworzy się taka atmosfera, że ciężko to oddać słowami. Po prostu trzeba tam być na miejscu i to przeżyć, aby zrozumieć. Właśnie tam, wtedy, gdy patrzymy w oczy ikon w czasie nawałnicy - tworzy się to coś. Taka kompilacja widoku, zapachu, dźwięków i jeszcze czegoś unoszącego się w powietrzu, co tworzy miejsce wyjątkowym tylko w tym wyłącznie kawałku czasoprzestrzeni.

Obrazek

Zaraz przy cerkwi znajdują się groby. Należą ponoć do wójta i wójtowej z XVII wieku. Jest z nimi związana bardzo malownicza legenda - o tatarskiej brance i powrocie do domu po 30 latach. Jak ktoś jest ciekawy szczegółów to bardzo fajnie jest to opisane na stronie: tutaj: http://naszepogorze.blogspot.com/2018/0 ... czyli.html

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po deszczu unoszą się wszędzie mgły a powietrze jest przepełnione świeżością.

Obrazek

Tam gdzieś jest granica. Jak widać bobry współpracują ze strażą graniczną, aby utrudnić ewentualne wycieczki na przełaj.

Obrazek

Bardzo mocno się też ochłodziło. Gdy wychodziliśmy z knajpy wszyscy się śmiali, że ja jak zwykle nie rozstaję się z tobołami. Że albo taszczę największy w ekipie plecak albo chociaż pękastą reklamówkę z kurtką od deszczu i dwoma polarami. Teraz nic nie mówią - bo jak zwykle moje tłumoki się przydały.

I jeszcze raz rzut oka na cerkiew, tym razem w klimatach szaro - mglistych i bardziej uwodnionych.

Obrazek

Dla porównania etapy ciemnienia lub jaśnienia elewacji oraz pojawiania się i znikania drzew:

Rok 2001 (lub 2002)
Obrazek

2008
Obrazek

2023
Obrazek

2001(2002?)
Obrazek

2015
Obrazek

2023
Obrazek

Zaglądamy też do dzwonnicy.

Obrazek

Mamy w domu taką grę, która nazywa się Jenga. Coś jakby bierki z drewnianych klocków. Nie wiem czemu tutaj mi się przypomniała ;)

Obrazek

Zaglądamy też na cmentarz, gdzie można się nacieszyć dużą ilością ciekawych, kamiennych nagrobków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mech to najpiękniejsza dekoracja!

Obrazek

Obrazek

Radruż to obecnie mała wieś (była spora, ale po wojnie przecięła ją granica). Cerkwie mają tu dwie, jako przypomnienie o minionych czasach.

I znów porównanie:

2001(2002?)
Obrazek

2007
Obrazek

2023
Obrazek


Wracamy stopem. W Horyńcu dołącza do nas Kasia z Podlasia - siódma uczestniczka naszej wędrówki. Kaśka jak zwykle nie przybywa z pustymi rękoma. W tym roku przywiozła chyba 2 litry płynnych wyrobów regionalnych i "podlaskie czipsy". Jest to jakaś część świni, chyba wędzone skórki.

Obrazek

Już po ciemku idziemy nad pobliski zalew i tam rozbijamy nasz obóz nieopodal wiat i miejsc grillowych.

Obrazek

Na nadwodną imprezę przychodzą też lokalsi, przynoszą różne dobrości, którymi nas częstują. W blasku ogniska płyną wszelakie opowieści.

Obrazek

Obrazek

Niektórzy zażywają wieczornej kąpieli. Woda w zalewie jest niesamowicie ciepła jak na maj. Aż taka za ciepła. Ja sobie więc wkręcam, że pewnie spuszczają do niej jakieś paskudztwa - tak jak do naszego "patysiowego potoczka" i przez to tracę ochotę na kąpiel. Naszym nocnym pływakom skóra nie zeszła, więc widać moja wyobraźnia jest zbyt bujna.

Coś z tą ciepłą wodą jednak było na rzeczy - w zalewie żyją takie ogromne małże!

Obrazek

Obrazek
(zdjęcia zrobione przez Szymona)

Rzut oka na obozowisko kolejnego poranka.

Obrazek

Obrazek

Wędrując przez Horyniec przy jednym z bloków podziwiamy współczesną twórczość lokalną.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedzamy też ruiny jakiegoś kołchozu czy innego zakładziku. Elewacja wygląda na ostrzelaną...

Obrazek

Wnętrza jak widać wciąż ktoś wykorzystuje na magazyn.

Obrazek

Sialala! Widać szamańscy imprezowicze się tu kręcili!

Obrazek

Najbardziej przypada mi do gustu dawna stacja benzynowa. Wszystko tu jest - dystrybutory, znaki a nawet samochody! :) Posiedzieć sobie na wartburgu to fajna rzecz! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na drugie śniadanie idziemy do "Piwnicy" na naleśniki. Szymon z Iwoną rozkładają się tu z całym majdanem i biorą się za pisanie. Mają zarąbistą zajawkę - wysyłają pocztówek do znajomych! Takie normalne, papierowe, wypisane długopisem. Potem oblizują znaczki i je przyklejają! I wysyłają pocztą. Jak za dawnych, dobrych lat! Łza w oku się kręci! Dobrze mieć takich znajomych jak nasze miłe Krakusy! :)

Potem idziemy do spelunki - barakobaru, gdzie Pudel urzęduje od dawna. Jest już chyba w dobrej komitywie ze wszystkimi lokalnymi dżentelmenami.

Obrazek

Obrazek

Też tu na chwilę zasiadamy. Ktoś piwko, ktoś dwa, ktoś leci jeszcze na pobliskie ciuchy obczaić asortyment i rozważyć uzupełnienie ekwipunku. To chyba pierwsza knajpa, gdzie w tle powiewają koszule, kurtki i gacie! :D

Obrazek

A! I niektórzy twierdzą, że to ja noszę na rękach dużo koralików! Jak widać - mam jeszcze sporo do nadrobienia i zacny wzór do naśladowania! :)

Obrazek

Czas płynie przyjemnie, ale brzuchy są już pełne jadła i napitku, więc warto by się gdzieś ruszyć i powędrować w dal. Wertujemy mapy, uprawiamy burze mózgów - czy dalej sę trzymać granicy? Czy może odbić od niej i poszukać roztoczańskich skarbów w innych miejscach? Stare Brusno ostatecznie wygrywa z Hutą Kryształową.

Obrazek

I znów się na chwilę rozdzielamy. Pudel, Krwawy i Kasia zostają jeszcze nad kufelkami złocistego napoju, wśród gawęd lokalsów. Ja, Krakusy i Piotrek ruszamy w stronę Brusna. Zespół niespokojnych nóg tym razem wygrał z magią barakobaru :)

Relacja kończy się tak, jak się zaczęła. Tunelem ruszamy ku naszemu dalszemu przeznaczeniu!

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 27 października 2023, 17:54

Na drodze do Brusna bardzo szybko łapiemy stopa. Zatrzymują się dwie miłe starsze panie, kuracjuszki lokalnego sanatorium. Okazuje się, że jedna z nich w młodości dużo się wspinała w Himalajach i dobrze wie jak smakuje tuptanie drogą z wielkim plecakiem. Babeczki uwielbiają Roztocze i bardzo dobrze je znają. Są miejsca, do których wracają co rok, ale również chętnie wynajdują coraz to nowe zakamarki. Podwożą nas na obrzeża wioski. Suniemy do naszego pierwszego celu - do cerkwi.

Obrazek

Świątynia w Nowym Bruśnie jest budynkiem, który w ciągu ostatnich 20 lat zmienił się totalnie nie do poznania. Tak prezentuje się teraz:

Obrazek

Obrazek

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Wychodzi, że na bazie dawnej wydmuszki postawili zupełnie nowy budynek. Zmieniła się jakby cała bryła - zyskała podcienia i "krużganek" na pierwszym piętrze.

Dla porównania:

2001
Obrazek

2007 - stan praktycznie bez zmian. No może tyle, że okienka dechami zabili.
Obrazek

2008 - rok później widać jedynie, że krzaczki urosły.
Obrazek

2015 - początek dużych zmian, remont cerkiewki w toku.
Obrazek

2023
Obrazek


Tył w różnych odsłonach.

2007
Obrazek

2023
Obrazek

Zmieniło się też zagospodarowanie placyku za cerkwią.

2007
Obrazek

2023
Obrazek

2015 - "bułeczka" wieżowa leżała w trawie nieopodal.

Obrazek

Teraz chyba ta sama "bułeczka" spoczywa wciśnięta pod daszek.

Obrazek

Wnętrza (z lat 2007-2008). Teraz niestety było zamknięte. Nie udało się nawet zajrzeć przez dziurkę od klucza.

Obrazek

Obrazek

Ławki występowały piętrowo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pobliski cmentarz.

Obrazek

O! niemieckie napisy! zupełnie jak nagła teleportacja na Dolny Śląsk!

Obrazek

Zostawiamy plecaki przy jednym z domostw i postanawiamy odwiedzić pobliski wodospad. Podwozi nas miejscowy leśniczy. Nie, niestety nie udało się jechać w przyczepce...

Obrazek

Jakby się ktoś nudził po drodze - może w szachy zagrać!

Obrazek

Wodospad przechodzi nasze oczekiwania! Myślałam, że to jakaś popierdółka, a to kaskada jak byk!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wodospad jest ponoć pozostałością po istniejącym tu niegdyś młynie. Faktycznie jakieś podmurówki w okolicy występują. Więc wychodzi, że to wodospad sztuczny. I taki nieco... postindustrialny? Czyli coś wybitnie dla bub! :) Cała nasza czwórka ochoczo zażywa kąpieli. Krwawy i Kasia przybyli tam z godzinę później i niestety mieli mniej szczęścia - wodospad obsiadła wycieczka emerytów, więc z pluskania na waleta już raczej nici.

Wszystkie pobliskie bunkry niestety są pokratowane, bo podobno są tu nietoperze i pewnikiem byśmy je zjedli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaglądamy na leśny cmentarz na terenach dawnej wsi Brusno Stare. Jak wieść gminna niesie - kiedyś było jedno Brusno. Teraz jest Stare i Nowe (choć Stare jest obecnie zamieszkane jedynie przez nieboszczyków z leśnego cmentarza). I jeszcze w środek wsadzili Polankę Horyniecką. Idzie się pogubić z tymi nazwami...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Byłam tu już 8 lat temu. Ale wtedy zawróciliśmy za wcześnie - zaraz po obejrzeniu kamiennych krzyży i pomników. Nie podeszliśmy do ruin kapliczki św. Mikołaja, w ogóle nie wiedząc o jej istnieniu. Teraz jest szansa naprawić ten błąd! Miejsce jest niezwykle urokliwe! Ruiny z ikoną na desce, źródełko, potoczek o wdzięcznej nazwie Brusienka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I zaraz obok mała, sucha łączka między drzewami, z wyraźnie używanym, okopanym miejscem ogniskowym i prowizorycznymi acz wygodnymi ławeczkami. Urzekło nas to miejsce, wiec postanawiamy właśnie tu zatrzymać się na biwak.

W tym celu wracamy pod cerkiew po plecaki, no i musimy pozbierać całą ekipę do kupy.

Rozkmina pod cerkwią nad dalszym przebiegiem naszych tras.

Obrazek

Wracamy i osiedlamy się w tym przepięknym zakątku przy kapliczce.

Obrazek

Dziś wreszcie zatrzymujemy się na biwak wcześniej, więc na spokojnie rozkładamy namioty. Wymieniamy się spostrzeżeniami o biwakowym sprzęcie, dzielimy różnymi ciekawostkami i dziwnymi patentami odnośnie przydatnych na wyjazdach rzeczy - np. świetny patent Szymona, aby zamiast wody utlenionej wozić nasączone odkażaczem maluteńkie chusteczki. O niebo lżej! Macamy nawzajem swoje śpiwory, oceniając ich grubość i zużycie po latach czy chwalimy się zdobyczami z ciucholandów. Mnie wyjątkowo urzekł namiot Piotrka, który waży poniżej kilograma a jest szczelny i przestronny. Jak to możliwe? Ano dlatego, bo nie ma stelaża. Jego stelaż tworzą drzewa! No i wreszcie się wyjaśnia czemu Piotrek od początku wyjazdu zawsze idzie spać w największy chaszcz! Będąc posiadaczem takiego namiotu zawsze są pod ręką sznurki na pranie! Warto też zwrócić uwagę, że kolor został idealnie dobrany, aby maskował się na na leśnym poszyciu a nie wśród łąk i pól!

Obrazek

Są też przymierzanki! :) Wyjątkowo twarzowa czapeczka!

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Szybko zaczyna płonąc ognisko i jego blask rozświetla okolicę do późnej nocy.

Obrazek

W stanie schyłkowym ognisko jest świadkiem różnych dyskusji geopolitycznych, co oczywiście budzi spore emocje, zwłaszcza gdy zdania w ekipie są podzielone a trunków nie brakuje. Obywa się na szczęście bez rękoczynów ;) Zwłok utopionych w rzece też nie stwierdzono ;)

Poranek utwierdza nas, że to jeden z najpiękniejszych noclegów. Cienisty na tyle, aby słońce nas nie budziło, ale na tyle jasny by cieszyć się jego promieniami, które przebijają się przez splątane gałęzie. Idziemy odwiedzić Mikołaja, nabrać wody ze źródełka, wypluskać się w potoku.

Obrazek

Obrazek

Pranie powiewa...

Obrazek

Dziewczęta myją włosy.

Obrazek

Leniwie się zbieramy, gotujemy wszelakie kawy i herbaty. Mistrz kuchni Szymon tworzy smakowite kanapki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tworzą się też plany na kolejne godziny tego, jakże przemiło rozpoczętego dzionka. Jedyne co nas trochę martwi to odgłosy zbliżającej się burzy. Solidnie coś tam mruczy po horyzontach...

Pudel decyduje się iść do cerkwi i na balkoniku przeczekać burzę. Ja, Iwona, Kasia, Piotrek i Szymon planujemy przeczesać okoliczne lasy na obecność bunkrów. Krwawy zostaje w obozie na straży ognia i plecaków.

Bunkier znajdujemy jeden, cały otoczony fotopułapkami (pomachaliśmy!) Sama przyroda nieźle go zamaskowała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okienko z iście jaskiniowymi naciekami. Ile kolorów!

Obrazek

Obrazek

Rdzawe okienko widziane od środka.

Obrazek

Obrazek

Idziemy też do kamieniołomu. Nie wiem czy to ten słynny kamieniołom, gdzie pozyskiwano surowiec do sporządzania bruśnieńskich krzyży? Obecnie wyrobisko chyba wciąż działa, stoją jakieś maszyny. Zaczyna coraz solidniej lać i grzmieć. Rozważamy czy nie próbować wbić do wnętrz jakiejś koparki i tam przeczekać burze? Acz chyba jest nas za dużo, a poza tym może starczy na dziś tego nagrywania się na kamery ;)

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Szymona)

Deszcz się nasila. Tylko ja wzięłam kurtkę (jako miłośniczka wędrówek z pękastymi reklamówkami ;) Chłopaki rozdziewają się więc z koszulek, aby ich nie moczyć. Zabawnie więc wyglądamy wędrując razem - dwa golasy jak na plażę, dziewczęta w bluzach i ja w pałatce jak na wojne ;) Idziemy sobie więc w deszczu i jemy czipsy! Jeszcze nam nie rozmokły i całkiem fajnie chrupią!

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Szymona)

Sprytny Krwawy schował nasze plecaki (i siebie) pod folię. Chowamy się i my! Siedzimy tak z pół godziny bo nie chce przestać lać. Czas umilamy sobie wylewaniem wody z "dachu", herbatą z termosa i resztką bimbru. Jakoś takowy z samego dna butelki jest zazwyczaj najmniej smaczny. Dobrze więc, że spożywany w takich klimatycznych i wyjątkowych okolicznościach czasoprzestrzeni, bo w innych byłby raczej mało przyswajalny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdy nieco się przejaśnia ruszamy ku Nowemu Brusnu. Jest tu spora różnica wysokości (Stare Brusno leży na górce), więc jest dosyć przestrzennie i nieco górsko jak na równiny!

Obrazek

Przez długi czas nie może do mnie dotrzeć, że to ta sama droga, którą jechaliśmy 8 lat temu skodusią - wądolasta, kamienista, pełna rozpadlin wyrwanych w gruncie po niedawnych opadach. Teraz asfalcik z rolki... Niestety nie mam identycznego kadru, ale zdecydowanie jest to ta sama droga - z Brusna Nowego do Starego, przez Polankę Horyniecką.

2015
Obrazek

2023
Obrazek

Przy drodze stoi dziwna instalacja artystyczna. Plakat? Obraz? Kto to postawił? Po co? Co to przedstawia? Jaka jest tego wymowa? Póki co jest to dla nas tajemnicą. Pytaliśmy różnych ludzi, w tym miejscowych - i oni również nie wiedzą. "No faktycznie stoi. Ktoś postawił".

Obrazek

Pamiątka wyzdrowienia sprzed ponad 100 lat temu. Człowieka już dawno nie ma, a ślad pozostał. Ciekawe co mu było?

Obrazek

Pudla już nie ma pod cerkwią. Pojechał stopem do Chotyluba i odkrył tam sklep. Zapodajemy więc popas pod cerkwią i zjadamy resztki naszych zapasów. Skoro będzie okazja zaraz je uzupełnić?

Obrazek

Wypoczywamy :)

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Szymona)

Kiedyś to nawet tu, w Bruśnie Nowym był sklep. Ale to dawne dzieje...

Obrazek

Ruszamy w stronę następnej wioski zwanej Chotylub. Towarzyszą nam widoki na drewniane chałupki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czarne blachy zawsze cieszą!

Obrazek

Gorzej z czarnymi chmurami, które znów zaczynają do nas podpełzać i ciągłym mruczeniem informować o swojej obecności...

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2227
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Kleszcze na bengajach czyli Roztocze Południowe (2023)

Post autor: buba » 06 listopada 2023, 20:47

Podwozi nas autobus szkolny i wysadza w centrum wioski Chotylub, pod cerkwią. Cerkiew jest zamknięta i widać, że dosyć rzadko odwiedzana. Przynajmniej schody tak sugerują.

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Pudla)

Dla porównania zdjęcia tego miejsca z moich wycieczek w różnych latach.

2002
Obrazek

2007 - zniknęły wszystkie drzewa rosnące za cerkwią! :(
Obrazek

2008 - wychodzi, że część drzew nie było wycięte równo z ziemią - tylko totalnie "ogłowione" i coś tam odrosło...
Obrazek

2023 - jednak wyrżneli wszystko do ziemi...
Obrazek

I nie jest to odosobniony przypadek. Tak się właśnie zmieniły polskie wsie na przestrzeni ostatnich 20 lat. Niegdyś widziane z daleka przez pola były kępą zieloności - teraz gołym, łysym stepem. Co się stało, że ludzie tak nagle zaczęli nienawidzieć przyrody?? Jednocześnie wznosząc różne okrzyki o ekologii. Jakieś rozdwojenie jaźni albo totalna hipokryzja...

Jeszcze obecny wygląd cerkwi z innych nieco rzutów.

Obrazek

Obrazek

Stary, drewniany artefakt przytulony do kątka cerkwi. Ciekawe co to było?

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Piotrka)

Na murku okalającym świątynie wyhodował się skalniaczek. Sam. Widocznie mu szczęśliwie nie przeszkadzali.

Obrazek

Dom. Opuszczony oczywiście. Obecność ludzi nie szła by w parze z bujnym rozrostem pachnących bzów. Dwa tygodnie temu musiała tu być bajka!

Obrazek

Rozsiadamy się pod sklepem z piwem, lodami i paczką chrupek Szymona, która jest większa od niego ;)

Obrazek

Obrazek

Parasol nad stolikiem jest dość mały. Kiedy przychodzi zlewa to nie chroni przed deszczem. Miła sprzedawczyni zaprasza nas na zaplecze, które okazuje się, że kiedyś było knajpą, a teraz pełni rolę magazynu.

Obrazek

Bardzo sympatyczne miejsce. Knajpa się nie uchowała ponoć nie z braku klientów, ale zabiły ją kwestie prawno - podatkowe. Jak to jest, że różne rzeczy kiedyś działały i dawały radę, a potem nagle się okazało, że już nie ma opcji - bo jakiś nadgorliwy urzędnik wypierdział w stołek wspaniałe zmiany.

Burza trwa dość długo. Przeczekujemy i przeczekujemy.

Obrazek

Obrazek

W końcu los okazuje się łaskawy - przejaśnia się! Wyruszamy w dalszą drogę. Grunt to maskowanie stosowne do sytuacji! :)

Obrazek

Zmierzamy w kierunku Gorajca, gdzie planujemy dzisiejszy nocleg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ostatni rzut oka na zabudowę wsi Chotylub.

Obrazek

Obrazek

Kolejna miejscowość to Dąbrówka.

Obrazek

Spotykamy tam dwie babuszki, które właśnie ukończyły odprawianie majówki (buuuuuu! trzeba było jednak iśc w deszczu! buuuuu!) Co ciekawe - spotkały się na ową majówkę nie przy pobliskiej kapliczce, a przy świetlicy wiejskiej, gdzie wisi tablica pamiątkowa wspominająca zesłanych na Sybir w 1940 roku. Widnieje tam kilkadziesiąt nazwisk, z których 1/3 niestety już nie wróciła z zesłania. Wyraźnie widać regułę, że źle kończyły osoby starsze i małe dzieci. Babcie (jak i większosć mieszkańców wsi) miały w rodzinie osoby z tej listy.

Obrazek

Po drugiej stronie drogi stoi kapliczka, ale na oko jest dość dziwna. Taka jakaś ... pusta... Tylko kwiatki są. Postawił ją facet, który wrócił z zesłania i tak chciał wyrazić swoją radość i podziekowanie opatrzności, która nad nim czuwała. Kapliczka stoi więc na prywatnym terenie, ale przez lata nie stanowiło to problemu. Po śmierci zesłańca wszystko się zmieniło, gdy jedynym gospodarzem stał się jego syn. Koleś usunął wszystkie krzyże, figurki czy napisy.

Obrazek

Nie pozwala też nikomu modlić się przy drodze patrząc na kapliczkę - staje się wtedy agresywny i wszczyna dzikie awantury. Babcie twierdzą, że zalęgły się w nim demony, nakręciły fanatyzm i odebrały poczytalność. Babcie więc modlą się w innym miejscu. Na spokojnie, w ciszy i bez strachu o swoje bezpieczeństwo.

Na przeciwnym krańcu wioski jest druga kapliczka. Idealne miejsce na majówki, ale babciom chyba za daleko tam chodzić...

Obrazek

Za Dąbrówką droga wchodzi w las.

Obrazek

Za lasem wkraczamy jakby w inny świat i wszyscy zbieramy szczęki z podłoża. Nagle, bez uprzedzenia, zaczyna się świat mgieł! Gęstych mgieł, w których tonie cała okolica. W lesie ich nie było. Ba! nic nawet nie zapowiadało, że mogą się pojawić!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nawet na zachód słońca się załapaliśmy! :)

Obrazek

Obrazek

Świat po majowej burzy pachnie oszałamiająco - świeżością, kwiatami, milionem ziół i moim ulubionym aromatem pokruszonego asfaltu.

W Gorajcu jesteśmy już o zmierzchu. Rzut oka na drewnianą cerkiew, której wnętrza przechodzą właśnie proces rekonstrukcji. Dwie babeczki hycają po rusztowaniach. Jedna jest z Polski, druga z Ukrainy - i coś się kłócą o szorowanie jakiejś deski czy ramy. Każda oczywiscie pokrzykuje w swoim języku.

Obrazek

Rozważaliśmy nocleg w przycerkiewnym domku (ktoś mi go kiedyś polecał).

Obrazek

Rezygnujemy jednak z tej opcji. Domek pełni rolę czegoś na kształt muzeum. W środku pełno jest eksponatów, które by trzeba poprzesuwać. Pewnie ma właściciela, który może nie był by zadowolony, że ktoś się w środku panoszy. No a poza tym toto stoi przy szosie, więc ani ogniska ani imprezy.

Obrazek

Obrazek

Bierzemy wodę w agroturystyce zwanej "Chutor", ktora zasłynęła z organizacji festiwalu "Folkowisko". Sława tego festiwalu dosyć szeroko się rozlała po Roztoczu i nie tylko. Kilka razy w różnych miejscach o nim słyszeliśmy i zdania co do klimatu tam panującego były mocno podzielone.

Obrazek

Nawet PKS mają tu tematyczny!

Obrazek

Wiele budynków, eksponatów czy malowideł przylegajacych do "Chutoru" jest bardzo przyjemnych dla oka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cerkiew widziana z terenów festiwalowych.

Obrazek

I bardzo dobrze wyszło, że nie zostaliśmy w tym domku. Byśmy tą decyzję przeklinali do końca świata! W agroturystyce odbywa się dziś impreza - muzykę, okrzyki słychać do 4 rano. Ich odległe echo niesie się nawet kilometr dalej, pod wieżę widokową na bagnach, gdzie ostatecznie decydujemy się osiedlić na nocleg.

Obrazek

Był też pomysł noclegu w tym domku, ale też został porzucony - chyba ze względu na bagniste dojście i brak miejsca na ognisko.

Obrazek
(zdjęcie z aparatu Szymona)

Wieczorem odwiedza nas ekipa lokalnych chłopaków. Pochodzą z okolicznych wiosek i połączyła ich wspólna pasja - biwakowanie, ogniska, bunkry i wyprawy w góry. Okazuje się, że to oni zaaranżowali miejsce biwakowe, gdzie wczoraj spaliśmy! Jaki ciekawy zbieg okoliczności! Integracja trwa do 2 w nocy, przy miodowym aromacie Burbona i gapiąc się w pełgające światło ogniska. Gada się rewelacyjnie, na różniste tematy. W ogóle nie czuć, że chłopaki (tegoroczni maturzyści) są młodsi od nas o ponad 20 lat!

Obrazek

Różne rodzaje mięs opiekają się na ognisku. Wyraźnie to na pierwszym planie jest jeszcze surowe i wymaga dłuższej obróbki cieplnej i podwędzania!

Obrazek

Mamy też ziemniaki! Nasi nowi znajomi je przynieśli! :)

Obrazek

Zdjęcie grupowe na pamiątkę :)

Obrazek

Dziś znów kilka osób złapało kleszcze. To dosłownie plaga na tym wyjeździe! Szymon to miał ich chyba łącznie ze 20! Reszta po kilka. Kleszcze bardzo upodobały sobie wgryzanie w różne mocno schowane części ciała i ponoć niektórzy musieli się wręcz zwrócić do lekarza po powrocie by pomógł je wyciągać. Przy okazji kleszczy podszkoliliśmy się nieco z gwar. Np. Kasia nas uświadomiła, że po podlasku "bengaje" mówi się na pewne części męskiego ciała, które kleszcze (i mrówki) szczególnie lubią. Ot! Jak to podróże kształcą! :)

Tylko mnie szczęśliwie żaden kleszcz nie upalił. Być może dlatego, że łaziłam w najbardziej grubym ubraniu i do tego codziennie spryskiwałam go sprejem na odzież, który zabija to robactwo (a na skórę raczej nie powinno się go stosować). Od 6 lat kiedy się tym zlewamy nie ugryzł nas żaden kleszcz!

Poranek jest pogodny, a cały świat skąpany w rosie! Jak to cudnie się skrzy w promieniach słońca! W świetle możemy się też dokładniej przyjrzeć miejscu, gdzie przyszło nam spędzić tą noc.

Obrazek

Bagienna rzeczka wije się przez rozległe pola.

Obrazek

Obrazek

U wejścia do lasu czai się strażnik!

Obrazek

Tylko ja zdecydowałam się postawić namiot na ziemi. Pozostali spali w wieży - w namiocie albo luzem. Wieża była napewno najsuchszym miejscem - wokół wszędzie są mokradła, no i jeszcze wieczorem dopiero co zakończyła się solidna zlewa. Tylko, że wieża ma schody. A te schody po deszczu były niesamowicie mokre i śliskie. Za którymś wyjściem do kibla na bank bym sobie roztrzasła pysk. Co na ziemi to na ziemi ;) Długo szukałam odpowiedniego miejsca. Tylko trawiasta droga nie robiła umpfff, gdy się po niej chodziło. I nie sikała kaskadą wody po kolano. Pewnie i tak by nic tą drogą nie jechało, ale i tak zabezpieczam się starym koszem i gałęziami. Taka mini zeriba. Pomyślałam, że potencjalne auto najpierw walnie w kosz i konary, więc może się opamięta, wyhamuje i dostrzeże namiot. A przynajmniej straci nieco impet ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziś od rana niestety pewien smutek unosi się w powietrzu - to już ostatni poranek tej wędrówki.

Pierwszy opuszcza nas Pudel zmierzając na poranny autobus do Jarosławia. My jeszcze kręcimy sie do 9, zjadamy śniadanie i też zmierzamy w stronę powrotnych pojazdów. Znów mijamy cerkiew w Gorajcu.

Poniżej jej zmiany na przestrzeni lat:

2001 albo 2002
Obrazek

2008
Obrazek

2023
Obrazek

Od strony bagien:

2007
Obrazek

2023
Obrazek

Jeszcze na naszej trasie jest cerkiew w Kowalówce, ostatnia cerkiew tegorocznego Roztocza...

2002
Obrazek

2023
Obrazek

Ostatni sklep na trasie...

Obrazek

Tu, przy głównej, ruchliwej drodze, żegnamy Kasię, która jako mieszkanka północnych krain sunie na Narol. Stopem oczywiście, jak to Kasia! Reszta dzielnej ferajny tupta na pobliski przystanek!

Obrazek

A potem wsiadamy we wspólny pociąg sunący ku zachodowi.

I znów przygraniczna majówka, wędrówka w cudny, późnowiosenny czas, przeszła do annałów, zmieniając się w kolejny kalejdoskop radosnych wspomnień.

KONIEC
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ