Tatrzańskie przejście z 2009 na 2010 ;-)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Tatrzańskie przejście z 2009 na 2010 ;-)
Tatrzańskie przejście z 2009 na 2010 ;-)
Wyjazd pewny, jednak ciągle pojawiają się u mnie jakieś kłody pod nogami, to termin, to choroba, czy zwykłe lenistwo. Ten dzień jednak nadchodzi...
28 grudzień
AniaŻ z Danielem docierają przed nami do Zakopanego, natomiast ja z RafałemS jesteśmy na miejscu po około 2-óch kolejnych godzinach. W PKS-ie miałam swoje ‘małe przygody’, jadę więc nie tylko na paracetamolu, a kolejna zaliczka na poczet wyjazdu została pobrana :-P Dopiero po zakopiańskiej pizzy hut człowiek może odżyć i ruszyć w trasę.
By Ania
Już na miejscu ukazuje się nam Betlejemka. W środku zimno straszy jak cholera i to nie tylko wodą. Chatara nie ma, robimy jednak szybki telefon i już możemy rozpakować graty, a następnie umilić sobie wieczór grą w karty ;-)
29 grudnia
Pobudka bez ciśnienia - idziemy w stronę Krzyżnego. Śniegu mało, to co jest to beton, lampa dopisuje. Idzie się dobrze, choć pod samą przełęczą zdrowie daje trochę znać o sobie i robi mi się z deka słabo. Przerwa pomaga, składam się do kupy i idę dalej. Na miejscu jesteśmy sami, dopiero później pojawiają się inne grupy osób. Trochę zestresowani (przynajmniej ja na pewno), ale jednak wspólną decyzją postanawiamy zwiedzić zakazany wierzchołek obok. Widoki z tego miejsca były zdecydowanie pełniejsze.
Schodzę już z Krzyżnego szybko, aż w końcu przestaje mi zależeć na wczesnym powrocie na Halę. Widać wyraźnie, że pogoda nie ma zamiaru się załamać, wracam więc wolniej i cieszę się z przebywania w górach.
W Betlejemce po wczorajszej krioterapii łamiemy się i jako burżuje zmierzamy do Murowańca na ostatnią w tym roku znośną kąpiel za 8zł od głowy.
30 grudnia
Daniel zszedł wczorajszego dnia do Murzasichle, umawiamy się z nim na wyjście godzinę po świcie. Wycinam jednak grupie numer i wychodzi jak pięknie można nie nastawić sobie budzika 30 minut idzie w plecy, ale wiara moich towarzyszy we mnie jest 100% - do końca są zdania, że na pewno tak miałam zaplanowane - zawsze chodzę jak szwajcarski zegarek.
W końcu ruszamy... pogoda do dupy, plusowo, następuje weryfikacja planu i idziemy na Żółtą Turnię. Idzie się betonem, co jakiś czas przerywanym wystającym granitem. Na grani rześko powiewa i czy to chmury, czy to mgła, to i tak nic nie widać.
Do dupy to wszystko, trzeba schodzić! Na dole męczy mnie przejście po nie do końca zamarzniętym stawie. Inni dali radę, to ja chyba też przeżyję? Po debacie wracam do rzeczywistości i rezygnuję z dawki adrenaliny - nie mam ochoty pływać między rybami.
W schronie mniej przyjemne wiadomości – zeszła lawina spod Rysów. Cowboy dzwoni, że jemu i Brianowi nic nie jest, jednak cała sytuacja wygląda bardzo źle. W Murowańcu dowiadujemy się, że z pogoda na tyle się spartoliła, że z Krzyżnego też zeszła deska.
Dopiero po wieczór nastrój się poprawia - spotykamy Limonkę, Zjawę i Bodzio z Andżeliką. Towarzysko choć 'gorzkie żołądkowo', to jednak wyborne Aż dobrze było ich tam spotkać! Dowiadujemy się też, że na Hali byli Mosorczyk, Tess i Tatromaniak - pechowo pojawiła się godzina różnicy i żeśmy się minęli.
31 grudnia
Opuszczamy nasz jak to w myślach nazywam (betlejemkowy) dom i z całym majdanem ruszamy do piątki przez Zawrat. Staw znów obchodzimy szlakiem.
By Ania
Na przełęczy mamy ekstremalnie hardcorowe przejścia między skałami. Takiego haczenia piętą nigdy się nie zapomina! Na szczęście wszyscy przeżyli, nikt nie odpadł. Pojawia się jeszcze pomysł wejścia na Mały Kozi Wierch, jednak podejrzane odgłosy dupnięcia i nawis przed samym szczytem skutecznie nas odstraszają. Schodzimy do schroniska, a tam czeka już na nas Noel z siostrą Ewą.
Teraz można rozpocząć powitanie Nowego Roku i pożegnać ten Stary :] Ludzi kupa (szczególnie tych od Liberatora 2000), decybele powalają, niektórzy nawet obchodzą urodziny, inni śpią już na schodach, sala zabija smrodem, kolejki pod kiblem na 2 godziny... A i tak podobno było grzeczniej, niż rok temu. To był chyba najdziwniejszy Sylwester jaki udało mi się przeżyć, z nocą oświetloną księżycem, czołówki mogą poczuć się zbędne.
1 stycznia
Schronisko nie spłonęło... Na podłodze w pokoju dogorywają jacyś ludzie...
Lenistwo totalne. Tylko Ania miała siłę, ruszyć się na spacer po okolicy - wróciła stamtąd dziwnie mokra Chłopaki dopiero po południu mieli dość nieróbstwa i poszli na Łysą Polanę. Wrócili z słowacko-czesko-francuskimi kartami Między czasie pokazywałam Ewie podstawy obsługi raków i czekana.
Noworoczne życzenia jakoś marnie mi się składało, zasięg beznadziejny, a dokładniej jak to moja familia określiła - siedzę w jakiejś ‘dziurze’ i nawet dodzwonić się nie idzie.
2 stycznia
Tego dnia ruszamy na Kozi Wierch, idzie się dobrze, śniegu trochę napadało, stopnie wielgachne. Szczyt zaskakuje nas krótką inwersją, ale to by było na tyle widoków, chmury zaraz potem wszystko zakrywają... Schodzimy przy małej widoczności.
Już w schronisku widać, że ludzi coraz mniej, spokój i cisza Wieczór zleciał na Kentach, Tysiącach i innych Blefach ;-)
By Ania
3 stycznia
Mam zaplanowane ostatnie wyjście jednak warunki wszystko chrzanią. Sypie śnieg, minus 15, chmury od pewnej wysokości... Nie ma co gdybać i wracamy już wszyscy do Zakopanego. Do Krakowa dojeżdżamy nadprogramowym pociągiem, a tam dzielimy się na dwie grupy. Pociąg TLK do Katowic okazuje się spóźniony, natomiast do DG docieram z RafałemS planowo. Więcej niespodzianek tego dnia już chyba nie było.
By Noel
Dziękuję wszystkim za towarzystwo i spotkania w tym wyjeździe, oby takich dni było jak najwięcej
Reszta zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/PartycjaS2/T ... 0902012010#
Wyjazd pewny, jednak ciągle pojawiają się u mnie jakieś kłody pod nogami, to termin, to choroba, czy zwykłe lenistwo. Ten dzień jednak nadchodzi...
28 grudzień
AniaŻ z Danielem docierają przed nami do Zakopanego, natomiast ja z RafałemS jesteśmy na miejscu po około 2-óch kolejnych godzinach. W PKS-ie miałam swoje ‘małe przygody’, jadę więc nie tylko na paracetamolu, a kolejna zaliczka na poczet wyjazdu została pobrana :-P Dopiero po zakopiańskiej pizzy hut człowiek może odżyć i ruszyć w trasę.
By Ania
Już na miejscu ukazuje się nam Betlejemka. W środku zimno straszy jak cholera i to nie tylko wodą. Chatara nie ma, robimy jednak szybki telefon i już możemy rozpakować graty, a następnie umilić sobie wieczór grą w karty ;-)
29 grudnia
Pobudka bez ciśnienia - idziemy w stronę Krzyżnego. Śniegu mało, to co jest to beton, lampa dopisuje. Idzie się dobrze, choć pod samą przełęczą zdrowie daje trochę znać o sobie i robi mi się z deka słabo. Przerwa pomaga, składam się do kupy i idę dalej. Na miejscu jesteśmy sami, dopiero później pojawiają się inne grupy osób. Trochę zestresowani (przynajmniej ja na pewno), ale jednak wspólną decyzją postanawiamy zwiedzić zakazany wierzchołek obok. Widoki z tego miejsca były zdecydowanie pełniejsze.
Schodzę już z Krzyżnego szybko, aż w końcu przestaje mi zależeć na wczesnym powrocie na Halę. Widać wyraźnie, że pogoda nie ma zamiaru się załamać, wracam więc wolniej i cieszę się z przebywania w górach.
W Betlejemce po wczorajszej krioterapii łamiemy się i jako burżuje zmierzamy do Murowańca na ostatnią w tym roku znośną kąpiel za 8zł od głowy.
30 grudnia
Daniel zszedł wczorajszego dnia do Murzasichle, umawiamy się z nim na wyjście godzinę po świcie. Wycinam jednak grupie numer i wychodzi jak pięknie można nie nastawić sobie budzika 30 minut idzie w plecy, ale wiara moich towarzyszy we mnie jest 100% - do końca są zdania, że na pewno tak miałam zaplanowane - zawsze chodzę jak szwajcarski zegarek.
W końcu ruszamy... pogoda do dupy, plusowo, następuje weryfikacja planu i idziemy na Żółtą Turnię. Idzie się betonem, co jakiś czas przerywanym wystającym granitem. Na grani rześko powiewa i czy to chmury, czy to mgła, to i tak nic nie widać.
Do dupy to wszystko, trzeba schodzić! Na dole męczy mnie przejście po nie do końca zamarzniętym stawie. Inni dali radę, to ja chyba też przeżyję? Po debacie wracam do rzeczywistości i rezygnuję z dawki adrenaliny - nie mam ochoty pływać między rybami.
W schronie mniej przyjemne wiadomości – zeszła lawina spod Rysów. Cowboy dzwoni, że jemu i Brianowi nic nie jest, jednak cała sytuacja wygląda bardzo źle. W Murowańcu dowiadujemy się, że z pogoda na tyle się spartoliła, że z Krzyżnego też zeszła deska.
Dopiero po wieczór nastrój się poprawia - spotykamy Limonkę, Zjawę i Bodzio z Andżeliką. Towarzysko choć 'gorzkie żołądkowo', to jednak wyborne Aż dobrze było ich tam spotkać! Dowiadujemy się też, że na Hali byli Mosorczyk, Tess i Tatromaniak - pechowo pojawiła się godzina różnicy i żeśmy się minęli.
31 grudnia
Opuszczamy nasz jak to w myślach nazywam (betlejemkowy) dom i z całym majdanem ruszamy do piątki przez Zawrat. Staw znów obchodzimy szlakiem.
By Ania
Na przełęczy mamy ekstremalnie hardcorowe przejścia między skałami. Takiego haczenia piętą nigdy się nie zapomina! Na szczęście wszyscy przeżyli, nikt nie odpadł. Pojawia się jeszcze pomysł wejścia na Mały Kozi Wierch, jednak podejrzane odgłosy dupnięcia i nawis przed samym szczytem skutecznie nas odstraszają. Schodzimy do schroniska, a tam czeka już na nas Noel z siostrą Ewą.
Teraz można rozpocząć powitanie Nowego Roku i pożegnać ten Stary :] Ludzi kupa (szczególnie tych od Liberatora 2000), decybele powalają, niektórzy nawet obchodzą urodziny, inni śpią już na schodach, sala zabija smrodem, kolejki pod kiblem na 2 godziny... A i tak podobno było grzeczniej, niż rok temu. To był chyba najdziwniejszy Sylwester jaki udało mi się przeżyć, z nocą oświetloną księżycem, czołówki mogą poczuć się zbędne.
1 stycznia
Schronisko nie spłonęło... Na podłodze w pokoju dogorywają jacyś ludzie...
Lenistwo totalne. Tylko Ania miała siłę, ruszyć się na spacer po okolicy - wróciła stamtąd dziwnie mokra Chłopaki dopiero po południu mieli dość nieróbstwa i poszli na Łysą Polanę. Wrócili z słowacko-czesko-francuskimi kartami Między czasie pokazywałam Ewie podstawy obsługi raków i czekana.
Noworoczne życzenia jakoś marnie mi się składało, zasięg beznadziejny, a dokładniej jak to moja familia określiła - siedzę w jakiejś ‘dziurze’ i nawet dodzwonić się nie idzie.
2 stycznia
Tego dnia ruszamy na Kozi Wierch, idzie się dobrze, śniegu trochę napadało, stopnie wielgachne. Szczyt zaskakuje nas krótką inwersją, ale to by było na tyle widoków, chmury zaraz potem wszystko zakrywają... Schodzimy przy małej widoczności.
Już w schronisku widać, że ludzi coraz mniej, spokój i cisza Wieczór zleciał na Kentach, Tysiącach i innych Blefach ;-)
By Ania
3 stycznia
Mam zaplanowane ostatnie wyjście jednak warunki wszystko chrzanią. Sypie śnieg, minus 15, chmury od pewnej wysokości... Nie ma co gdybać i wracamy już wszyscy do Zakopanego. Do Krakowa dojeżdżamy nadprogramowym pociągiem, a tam dzielimy się na dwie grupy. Pociąg TLK do Katowic okazuje się spóźniony, natomiast do DG docieram z RafałemS planowo. Więcej niespodzianek tego dnia już chyba nie było.
By Noel
Dziękuję wszystkim za towarzystwo i spotkania w tym wyjeździe, oby takich dni było jak najwięcej
Reszta zdjęć:
http://picasaweb.google.pl/PartycjaS2/T ... 0902012010#
Ostatnio zmieniony 04 stycznia 2010, 22:14 przez Pati, łącznie zmieniany 1 raz.
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
Przyjemna wycieczka:)))
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
No ba, mam nadzieję, że następnym razem, oj spotkań było by wiele w tych dniachtom-pi4 pisze:To 2 stycznia minęliśmy się w Piątce, wy byliście na Kozim a my z Madziulką siedzieliśmy w schronie, do jakiejś 13. Szkoda, no ale może innym razem
Już poprawiłam, zgubiło mi sięJolaR pisze:brakuje linka do zdjęć
Pati, wreszcie coś Twojego autorstwa, już zaczynałam tęsknić
Widzę, że Kozi tym razem padł - fajnie Gratuluję zakazanego wierzchołka Zastanawia mnie tylko ta Żółta nazwana po imieniu - ona nie zakazana? A, sorki, ona "troszkę mniej"
Fajnie, że połaziliście, mimo dupianych warunków
Widzę, że Kozi tym razem padł - fajnie Gratuluję zakazanego wierzchołka Zastanawia mnie tylko ta Żółta nazwana po imieniu - ona nie zakazana? A, sorki, ona "troszkę mniej"
Fajnie, że połaziliście, mimo dupianych warunków
Właśnie, aż mnie ciarki przeszły na samą myśl o tym, wszak byliśmy niedaleko. Dobrze, że chłopakom nic się nie stało, bo i takie myśli przyszły do głowy.Partycja pisze:W schronie mniej przyjemne wiadomości – zeszła lawina spod Rysów.
To była fajna wycieczka,w końcu mogłem połazić parę dni zimą po Tatrach,c odwiedziłem miejsca,gdzie mnie jeszcze zimą nie było. Dzięki wszystkim za miłe towarzystwo,Pati za napisanie relacji. Czasami bywało zabawnie -konsternacja Pati gdy zaspała - bezcenne, Byki z topografii,winko w schronisku,pokerowe twarze czyli gra w kenta.pokój koło toalety,zimne prysznice.Szkoda tylko,ze pogoda nie do końca nie dopisała.Do następnego razu!
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
Widze że ostro podziałaliście
Pogaduchy do poduchy były zjeb****
Miło było was poznać i spedzić miłe chwile
Przy okazji, zaspokajam ciekawość.
Kurs był interesujący i mocno pouczający, Krzysztof Treter tak nas wykończył że dziś wyszystko Dżelke i mnie boli. Odezwały sie mięśnie i ścięgna o których istenieniu dawno zapomnieliśmy. Krzysiek ma ogromną wiedzę. Szczegóły jak sie spotkamy, chyba że sie wcześniej pokusze na krótką relację.
Pogaduchy do poduchy były zjeb****
Miło było was poznać i spedzić miłe chwile
Przy okazji, zaspokajam ciekawość.
Kurs był interesujący i mocno pouczający, Krzysztof Treter tak nas wykończył że dziś wyszystko Dżelke i mnie boli. Odezwały sie mięśnie i ścięgna o których istenieniu dawno zapomnieliśmy. Krzysiek ma ogromną wiedzę. Szczegóły jak sie spotkamy, chyba że sie wcześniej pokusze na krótką relację.
Motto Legii Cudzoziemskiej "maszeruj albo giń"
- tatromaniak
- Członek Klubu
- Posty: 1120
- Rejestracja: 20 czerwca 2009, 15:53
Wasza wyprawa to jest to o czym marzy po cichu każdy górołaz bez względu na wiek i stopień zaprawienia w górach.
Szkoda że nie spotkaliśmy się wtedy na Hali Gąsienicowej, bo nie wie wiem czy musieli byście znosić mojego towarzystwa w Sylwestrowy poranek przy przeskakiwaniu przez Orlą Perć?
Z Wami na pewno dałbym radę
Szkoda że nie spotkaliśmy się wtedy na Hali Gąsienicowej, bo nie wie wiem czy musieli byście znosić mojego towarzystwa w Sylwestrowy poranek przy przeskakiwaniu przez Orlą Perć?
Z Wami na pewno dałbym radę
Można pomyśleć, że zapadłam w sen zimowyMooliczek pisze:wreszcie coś Twojego autorstwa, już zaczynałam tęsknić
Tak, teraz nie brakło tych kilku metrów.Mooliczek pisze:Widzę, że Kozi tym razem padł - fajnie
Ano troszkę mniej ;-)Mooliczek pisze:Żółta nazwana po imieniu - ona nie zakazana? A, sorki, ona "troszkę mniej"
I chrapanie :D:D Drzwi koło kibla się ruszały :]RafalS pisze:pokój koło toalety,zimne prysznice
Tak jest! I dużo zdjęćMooliczek pisze:Jano powiedział/-a:
Miałem coś napisać o jakichś Bieszczadach
Pisz, nie marudź!
Ciszy mnie, że kurs Wam się udał, jestem bardzo ciekawa co robiliście,Bodzio pisze:Kurs był interesujący i mocno pouczający, Krzysztof Treter tak nas wykończył że dziś wyszystko Dżelke i mnie boli. Odezwały sie mięśnie i ścięgna o których istenieniu dawno zapomnieliśmy. Krzysiek ma ogromną wiedzę. Szczegóły jak sie spotkamy, chyba że sie wcześniej pokusze na krótką relację.
z chęcią poczytam relację, a i wymęczę jak się zobaczymy live