17-18.04.2010 - Nocą na Ornak, Czerwone Wierchy
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
17-18.04.2010 - Nocą na Ornak, Czerwone Wierchy
Uczestnicy:
Na szlaku:
Rudzielec
Robi
Zbig9
W Domu Turysty:
Colorado
Suonecznik
Miał być świt na Czerwonych Wierchach…. wyszło coś zupełnie innego. Ale od początku. Nie miałem dosyć czasu, żeby porządnie się spakować – stuptuty zostały w domu. (potem wykręcałem skarpetki i wylewałem wodę z butów).
Wyjeżdżam spóźniony, na trasie korek – przewrócony tir – tracę pół godziny. Wyruszamy dwadzieścia minut po północy z parkingu w Kirach. Rudzielec, Robi i ja. W pośpiechu mijamy niezauważony znak. Gdy spostrzegamy błąd, zmieniamy decyzję: kierunek Starorobociański. R. i R jeszcze tam nie byli, więc są zadowoleni. Jest ciepło, chwilami śladowy opad. Po wyjściu z lasu okazuje się, że szlak nie jest przetarty. Nagle ślady urywają się i dalej iść się nie da. Zapadamy się powyżej kolan w miękkim śniegu, jest stromo, nie wiemy jak przebiega szlak. Cofam się, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie zgubiliśmy szlaku. Wracam do lasu, znajduję ostatni znak, sprawdzam: nie, nie ma innej drogi. Postanawiamy walczyć dalej. Najważniejsze: dostać się na górę, potem nie da się pobłądzić i śniegu musi być mniej. Robi toruje drogę. O świcie jesteśmy na Ornaku, jeszcze nic nie widać, przejaśnia się pół godziny później, na Zadnim już sporo widać. Po siedmiu godzinach marszu docieramy na Siwą Przełęcz, zmęczenie po nieprzespanej nocy jest duże. Co dalej? Przez Starorobociański i Trzydniowiański Wierch ? Z powrotem? Czy przez Starorobociańską Dolinę? Trzecia propozycja wydaje mi się mocno ryzykowna – szlak nie jest przetarty, nie znamy tej trasy, nie widomo jak głęboki będzie śnieg. Ale w końcu daję się przekonać. Dalej to już nie był trekking, raczej szkoła przetrwania (za dużo tego pokazują w telewizji). Widzieliśmy cel przed oczami – koniec doliny, odwrotu już nie było. Po pewnym czasie - ze zmęczenia -pojawiają się omamy wzrokowe: widzimy wydeptany szlak, ludzi, budynki, słyszymy głosy. W końcu znajdujemy szlak – przebiegał wyżej. W Dolinie Chochołowskiej tylko ja korzystam z roweru. Jest godzina trzynasta – koniec trekkingu. Nocleg w domu turysty: 146 PLN za ogromny, trzyosobowy pokój z łazienką. Mnóstwo szaf i szafek, telewizor, czajnik i nawet żarówki w nocnych lampkach działają. Budynek prawie pusty. Drzemka, obiad na Krupówkach i wieczorne spotkanie ze Suonecznikem i Colorado. Oczywiście bezalkoholowe. Było miło, myślę, że jeszcze jedna Cola i poszedłbym z nimi na świt (mieli iść na Grzesia). Jednak żegnamy się idziemy spać.
Drugi dzień: pobudka o 5.00 i jedziemy do Kir. Tym razem prosto na Ciemniak. Śnieg zmrożony, idzie się wybornie. Pogoda fantastyczna, wszystkie szczyty wydają się być na wyciągnięcie ręki. Na Kopie Kondrackiej decyzja – Giewont. Mnie ogarnia leń – robię sobie legowisko na przełęczy i czekam. Po godzinie schodzimy przez Kondratową do Kuźnic. Raków nie używaliśmy, czekany dla lansu.
Wycieczka nie przebiegała według planu – tym lepiej, trochę improwizacji i szaleństwa czyni ją ciekawszą. Myślę, że przecieranie szlaku na Ciemniak w środku nocy byłoby bardziej niebezpieczne i niemniej uciążliwe. A słońca i tak w czasie wschodu nie było widać. Pozostawaliśmy w kontakcie telefonicznym z Dzwonkiem i Szarlotką, czekamy na ich relacje pozdrawiamy.
Na koniec dzięki dla ekipy i … do następnego, naprawdę słonecznego wschodu.
Moje zdjęcia:
http://picasaweb.google.pl/zbigniew523/ ... ku17042010#
http://picasaweb.google.pl/zbigniew523/ ... hy18042010#
Zdjęcia Rudzielca:
http://picasaweb.google.pl/Marych.Rudzi ... oneWierchy#
Na szlaku:
Rudzielec
Robi
Zbig9
W Domu Turysty:
Colorado
Suonecznik
Miał być świt na Czerwonych Wierchach…. wyszło coś zupełnie innego. Ale od początku. Nie miałem dosyć czasu, żeby porządnie się spakować – stuptuty zostały w domu. (potem wykręcałem skarpetki i wylewałem wodę z butów).
Wyjeżdżam spóźniony, na trasie korek – przewrócony tir – tracę pół godziny. Wyruszamy dwadzieścia minut po północy z parkingu w Kirach. Rudzielec, Robi i ja. W pośpiechu mijamy niezauważony znak. Gdy spostrzegamy błąd, zmieniamy decyzję: kierunek Starorobociański. R. i R jeszcze tam nie byli, więc są zadowoleni. Jest ciepło, chwilami śladowy opad. Po wyjściu z lasu okazuje się, że szlak nie jest przetarty. Nagle ślady urywają się i dalej iść się nie da. Zapadamy się powyżej kolan w miękkim śniegu, jest stromo, nie wiemy jak przebiega szlak. Cofam się, żeby sprawdzić, czy gdzieś nie zgubiliśmy szlaku. Wracam do lasu, znajduję ostatni znak, sprawdzam: nie, nie ma innej drogi. Postanawiamy walczyć dalej. Najważniejsze: dostać się na górę, potem nie da się pobłądzić i śniegu musi być mniej. Robi toruje drogę. O świcie jesteśmy na Ornaku, jeszcze nic nie widać, przejaśnia się pół godziny później, na Zadnim już sporo widać. Po siedmiu godzinach marszu docieramy na Siwą Przełęcz, zmęczenie po nieprzespanej nocy jest duże. Co dalej? Przez Starorobociański i Trzydniowiański Wierch ? Z powrotem? Czy przez Starorobociańską Dolinę? Trzecia propozycja wydaje mi się mocno ryzykowna – szlak nie jest przetarty, nie znamy tej trasy, nie widomo jak głęboki będzie śnieg. Ale w końcu daję się przekonać. Dalej to już nie był trekking, raczej szkoła przetrwania (za dużo tego pokazują w telewizji). Widzieliśmy cel przed oczami – koniec doliny, odwrotu już nie było. Po pewnym czasie - ze zmęczenia -pojawiają się omamy wzrokowe: widzimy wydeptany szlak, ludzi, budynki, słyszymy głosy. W końcu znajdujemy szlak – przebiegał wyżej. W Dolinie Chochołowskiej tylko ja korzystam z roweru. Jest godzina trzynasta – koniec trekkingu. Nocleg w domu turysty: 146 PLN za ogromny, trzyosobowy pokój z łazienką. Mnóstwo szaf i szafek, telewizor, czajnik i nawet żarówki w nocnych lampkach działają. Budynek prawie pusty. Drzemka, obiad na Krupówkach i wieczorne spotkanie ze Suonecznikem i Colorado. Oczywiście bezalkoholowe. Było miło, myślę, że jeszcze jedna Cola i poszedłbym z nimi na świt (mieli iść na Grzesia). Jednak żegnamy się idziemy spać.
Drugi dzień: pobudka o 5.00 i jedziemy do Kir. Tym razem prosto na Ciemniak. Śnieg zmrożony, idzie się wybornie. Pogoda fantastyczna, wszystkie szczyty wydają się być na wyciągnięcie ręki. Na Kopie Kondrackiej decyzja – Giewont. Mnie ogarnia leń – robię sobie legowisko na przełęczy i czekam. Po godzinie schodzimy przez Kondratową do Kuźnic. Raków nie używaliśmy, czekany dla lansu.
Wycieczka nie przebiegała według planu – tym lepiej, trochę improwizacji i szaleństwa czyni ją ciekawszą. Myślę, że przecieranie szlaku na Ciemniak w środku nocy byłoby bardziej niebezpieczne i niemniej uciążliwe. A słońca i tak w czasie wschodu nie było widać. Pozostawaliśmy w kontakcie telefonicznym z Dzwonkiem i Szarlotką, czekamy na ich relacje pozdrawiamy.
Na koniec dzięki dla ekipy i … do następnego, naprawdę słonecznego wschodu.
Moje zdjęcia:
http://picasaweb.google.pl/zbigniew523/ ... ku17042010#
http://picasaweb.google.pl/zbigniew523/ ... hy18042010#
Zdjęcia Rudzielca:
http://picasaweb.google.pl/Marych.Rudzi ... oneWierchy#
Ostatnio zmieniony 19 kwietnia 2010, 22:34 przez zbig9, łącznie zmieniany 4 razy.
Zbig9 gratulacje z udanego wypadu na tatrzchańskie szczyty. Z kumplem odpuściliśmy sobie świt ze względu na przerażenie związane z warunkami jakie mogą panować na szlaku, ale widzę że nie było tak strasznie.
W ramach zapoznania z Tatrami zrobiliśmy troszkę inną trasę.
Mam nadzieję że przy okazji następnego wypadu uda nam się spotkać.
W ramach zapoznania z Tatrami zrobiliśmy troszkę inną trasę.
Mam nadzieję że przy okazji następnego wypadu uda nam się spotkać.
...no tak... autostrada...zbig9 pisze:Drugi dzień: pobudka o 5.00 i jedziemy do Kir. Tym razem prosto na Ciemniak. Śnieg zmrożony, idzie się wybornie.
w 3 byłoby bardzo ciężko; nas było 6, a potem 9 i się nieźle napracowaliśmy...zbig9 pisze:Myślę, że przecieranie szlaku na Ciemniak w środku nocy byłoby bardziej niebezpieczne i niemniej uciążliwe.
dopiero na Małołączniaku dowiedzieliśmy się o Waszej zmianie planów - wcześniej kombinowałam, że może idziecie w odwrotnym kierunku i gdzieś się miniemy.zbig9 pisze:Pozostawaliśmy w kontakcie telefonicznym z Dzwonkiem
To był cudny weekend