6-7 sierpnia 2011 - Wielka Racza czyli ze słońcem jej (tej W
: 08 sierpnia 2011, 16:36
Prognozy straszyły deszczem, Grochu straszył brakiem jagód, co do trasy długo nie umieliśmy się dogadać, pierwszy termin wyjazdu w ogóle padł… ale nic to - na GS-ów nie ma mocnych.
W sobotni poranek, 6 sierpnia, pociągiem i dwoma (a jak się później okazało, nawet trzema) autami, na podbój świata rusza fregata
Skład aut:
Nr I- Sonia + Marta + Łukasz + tknp (+ Humor)
Nr II – Elizz + Eska + Panda + Rafal + Zrzęda
W ręce PKP swój los oddali: Tilia, Aga, Pietrrokov, Flowenol.
Zbiórka zaplanowana była w Rycerce, skąd samochodziarze mieli odebrać pociągowiczów i dostarczyć na miejsce zbiórki właściwej, czyli do Rycerki Kolonii. Ale przecież planuje się tylko po to, żeby mieć poczucie, że się nad wszystkim panuje, a nie żeby faktycznie panować Żeby więc nie było nudno, autko nr II miało "lekki" czasowy poślizg, a autko nr I nie miało już kogo zabierać, bo oto ekipa z pociągu, uprowadzona została tajemniczymi autem nr III, należącym jak się później okazało, do mirrorsa, który zrobił nam taką niespodziewaną niespodziankę .
Kiedy więc wreszcie zebraliśmy się do kupy, pod gospodą w Rycerce Kolonii, ruszyliśmy dzielnie, szlakiem zielonym w kierunku Przegibka. Marsz był tak dzielny, że Przegibek zdobyliśmy nadspodziewanie szybko, zaliczając po drodze (niektórzy nawet dwa razy!) Bendoszkę Wielką.
Po dość długim (szczęśliwi czasu nie liczą) przegibkowym popasie, dziarskim krokiem ruszyliśmy przez Kikulę i Przełęcz Śrubita, ku celowi naszego wypadu, czyli Wielkiej Raczy (z kronikarskiego obowiązku dodam: 1236 m npm). Pogoda wymarzona do wędrówki – ciepło, ale nie gorąco, momentami słonecznie, momentami przyjemny wietrzyk - żyć nie umierać
Grupa i jej podgrupy (w zależności od czasu poświęconego na jedzenie, picie, kontemplowanie widoków, wcinanie jagód czy zwykłe ludzkie byczenie się na halach) późnym popołudniem zameldowała się na miejscu.
Zakwaterowanie, prysznicowanie, uzupełnianie płynów i wspólna biesiada, niestety brutalnie przerwana zbliżającym się zachodem słońca Nie ma to-tamto, najpierw obowiązek, potem przyjemność! W końcu po to tu przyjechaliśmy Wiesołyje riebiata ruszyli więc w kierunku wieży widokowej, "skąd do ziemi dalej niż do gwiazd". Mimo, że dzień był raczej niezbyt słoneczny, nasza Gwiazda nas nie zawiodła i zaprezentowała bardzo malowniczy spektakl na dobranoc:
Wieczór spędziliśmy przy ognisku, tym razem niestety bez skoków przez ogień, bo się Sonia wzięła i zbuntowała Ognisko wprawdzie nie było nasze, ale jako że Gieesowe towarzystwo z natury jest towarzyskie, wbiliśmy się na nie bez problemu .
Rano (czy jak kto woli, w środku nocy) czyli o 4.50, kiedy Indiana Jones w moim telefonie radośnie obwieścił pobudkę, towarzystwo zaczęło się stawiać!! To znaczy nie wstawać . Cieniasy! Że niby weekend, więc trzeba się wyspać, że widzieli zachód, więc po co jeszcze wschód, że 50% procent planu, to też wykonany plan (biedny Pstrowski w grobie się przewraca!!!). Trudno. Na szczęście honor Gieesów został uratowany – ziewając niemiłosiernie, trąc zaspane ślepka i trzęsąc się z zimna w silnym wietrze, bladym świtem, na widokową wieże dotarli: Otylia, Eska, Sonia z Humorem, Zrzęda, Rafal i Pietrokov. Aplaaaaaauz!!!!
Upojeni widokami, z lekka przemarznięci, grzecznie wróciliśmy do łóżek, by wstać dopiero na niedzielne śniadanko i obgadać trasę marszu w dół, no i oczywiście uwiecznić na kliszy, wróć… na matrycy nasze Klubowe Spotkanie:
Pogoda była przepiękna, więc pomysł powrotu, w formie ledwie godzinnego marszu żółtym szlakiem do Rycerki, został od razu storpedowany przez spragnionych włóczęgi wędrowców.
Około 10.00 silna grupa wyruszyła więc czerwonym szlakiem w kierunku Zwardonia, by na wysokości Magury podzielić się na dwie podgrupy – część narodu poszła dalej, czyli do Zwardonia na PKP, druga część, jakimś sobie tylko znanym skrótem, miała się dostać do szlaku niebieskiego, prowadzącego do Rycerki Kolonii.
O efektach wędrówki może opowiedzą sami zainteresowani, ponieważ nie było mnie z nimi – wspólnie z Elizz pozostałyśmy jeszcze jakiś czas na Wielkiej Raczy, gdzie miałyśmy do spełnienia pewną ważną misję (:D) Jaką? Otóż misja owa to nic innego jak chęć pozostawienia czegoś po sobie "ku uciesze żywych, a pamięci potomnych" na tym pięknym górskim szczycie Tak więc pozostawiliśmy po sobie skromny wpis (czy może wrys) w księdze pamiątkowej, umieszczonej na słowackim krzyżu, stojącym na Wielkiej Raczy. Elizz, która poczuła nagły i niepohamowany przypływ twórczego natchnienia, postarała się, by nasz pobyt tam został godnie odnotowany…
Zresztą, co Wam będę pisać – to trzeba zobaczyć!
(PS. wszelkie podobieństwa do prawdziwych członków wyprawy, całkowicie świadome i zamierzone ):
Tak więc, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, mogłyśmy spokojnie ruszyć do Rycerki, na spotkanie z resztą ekipy. Mogłabym dodać, że w trakcie oczekiwania pochłonęłyśmy nieprzyzwoite ilości jedzenia, ale w sumie nie ma się czym chwalić
Droga powrotna do domu, to jeszcze tylko kawa z Markiem Sierockim w miłej kawiarni w Węgierskiej Górce, a potem beztroskie taplanie się w Sole, czy raczej w jednym z jej dopływów
Reasumując: plan wykonany w 100%, następny wschód planowany na Babiej…
Dziękuję wszystkim za wszystko!!!
A szczegółowa fotorelacja, tam gdzie zawsze:
https://picasaweb.google.com/1167047805 ... lkaRacza02
W sobotni poranek, 6 sierpnia, pociągiem i dwoma (a jak się później okazało, nawet trzema) autami, na podbój świata rusza fregata
Skład aut:
Nr I- Sonia + Marta + Łukasz + tknp (+ Humor)
Nr II – Elizz + Eska + Panda + Rafal + Zrzęda
W ręce PKP swój los oddali: Tilia, Aga, Pietrrokov, Flowenol.
Zbiórka zaplanowana była w Rycerce, skąd samochodziarze mieli odebrać pociągowiczów i dostarczyć na miejsce zbiórki właściwej, czyli do Rycerki Kolonii. Ale przecież planuje się tylko po to, żeby mieć poczucie, że się nad wszystkim panuje, a nie żeby faktycznie panować Żeby więc nie było nudno, autko nr II miało "lekki" czasowy poślizg, a autko nr I nie miało już kogo zabierać, bo oto ekipa z pociągu, uprowadzona została tajemniczymi autem nr III, należącym jak się później okazało, do mirrorsa, który zrobił nam taką niespodziewaną niespodziankę .
Kiedy więc wreszcie zebraliśmy się do kupy, pod gospodą w Rycerce Kolonii, ruszyliśmy dzielnie, szlakiem zielonym w kierunku Przegibka. Marsz był tak dzielny, że Przegibek zdobyliśmy nadspodziewanie szybko, zaliczając po drodze (niektórzy nawet dwa razy!) Bendoszkę Wielką.
Po dość długim (szczęśliwi czasu nie liczą) przegibkowym popasie, dziarskim krokiem ruszyliśmy przez Kikulę i Przełęcz Śrubita, ku celowi naszego wypadu, czyli Wielkiej Raczy (z kronikarskiego obowiązku dodam: 1236 m npm). Pogoda wymarzona do wędrówki – ciepło, ale nie gorąco, momentami słonecznie, momentami przyjemny wietrzyk - żyć nie umierać
Grupa i jej podgrupy (w zależności od czasu poświęconego na jedzenie, picie, kontemplowanie widoków, wcinanie jagód czy zwykłe ludzkie byczenie się na halach) późnym popołudniem zameldowała się na miejscu.
Zakwaterowanie, prysznicowanie, uzupełnianie płynów i wspólna biesiada, niestety brutalnie przerwana zbliżającym się zachodem słońca Nie ma to-tamto, najpierw obowiązek, potem przyjemność! W końcu po to tu przyjechaliśmy Wiesołyje riebiata ruszyli więc w kierunku wieży widokowej, "skąd do ziemi dalej niż do gwiazd". Mimo, że dzień był raczej niezbyt słoneczny, nasza Gwiazda nas nie zawiodła i zaprezentowała bardzo malowniczy spektakl na dobranoc:
Wieczór spędziliśmy przy ognisku, tym razem niestety bez skoków przez ogień, bo się Sonia wzięła i zbuntowała Ognisko wprawdzie nie było nasze, ale jako że Gieesowe towarzystwo z natury jest towarzyskie, wbiliśmy się na nie bez problemu .
Rano (czy jak kto woli, w środku nocy) czyli o 4.50, kiedy Indiana Jones w moim telefonie radośnie obwieścił pobudkę, towarzystwo zaczęło się stawiać!! To znaczy nie wstawać . Cieniasy! Że niby weekend, więc trzeba się wyspać, że widzieli zachód, więc po co jeszcze wschód, że 50% procent planu, to też wykonany plan (biedny Pstrowski w grobie się przewraca!!!). Trudno. Na szczęście honor Gieesów został uratowany – ziewając niemiłosiernie, trąc zaspane ślepka i trzęsąc się z zimna w silnym wietrze, bladym świtem, na widokową wieże dotarli: Otylia, Eska, Sonia z Humorem, Zrzęda, Rafal i Pietrokov. Aplaaaaaauz!!!!
Upojeni widokami, z lekka przemarznięci, grzecznie wróciliśmy do łóżek, by wstać dopiero na niedzielne śniadanko i obgadać trasę marszu w dół, no i oczywiście uwiecznić na kliszy, wróć… na matrycy nasze Klubowe Spotkanie:
Pogoda była przepiękna, więc pomysł powrotu, w formie ledwie godzinnego marszu żółtym szlakiem do Rycerki, został od razu storpedowany przez spragnionych włóczęgi wędrowców.
Około 10.00 silna grupa wyruszyła więc czerwonym szlakiem w kierunku Zwardonia, by na wysokości Magury podzielić się na dwie podgrupy – część narodu poszła dalej, czyli do Zwardonia na PKP, druga część, jakimś sobie tylko znanym skrótem, miała się dostać do szlaku niebieskiego, prowadzącego do Rycerki Kolonii.
O efektach wędrówki może opowiedzą sami zainteresowani, ponieważ nie było mnie z nimi – wspólnie z Elizz pozostałyśmy jeszcze jakiś czas na Wielkiej Raczy, gdzie miałyśmy do spełnienia pewną ważną misję (:D) Jaką? Otóż misja owa to nic innego jak chęć pozostawienia czegoś po sobie "ku uciesze żywych, a pamięci potomnych" na tym pięknym górskim szczycie Tak więc pozostawiliśmy po sobie skromny wpis (czy może wrys) w księdze pamiątkowej, umieszczonej na słowackim krzyżu, stojącym na Wielkiej Raczy. Elizz, która poczuła nagły i niepohamowany przypływ twórczego natchnienia, postarała się, by nasz pobyt tam został godnie odnotowany…
Zresztą, co Wam będę pisać – to trzeba zobaczyć!
(PS. wszelkie podobieństwa do prawdziwych członków wyprawy, całkowicie świadome i zamierzone ):
Tak więc, w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, mogłyśmy spokojnie ruszyć do Rycerki, na spotkanie z resztą ekipy. Mogłabym dodać, że w trakcie oczekiwania pochłonęłyśmy nieprzyzwoite ilości jedzenia, ale w sumie nie ma się czym chwalić
Droga powrotna do domu, to jeszcze tylko kawa z Markiem Sierockim w miłej kawiarni w Węgierskiej Górce, a potem beztroskie taplanie się w Sole, czy raczej w jednym z jej dopływów
Reasumując: plan wykonany w 100%, następny wschód planowany na Babiej…
Dziękuję wszystkim za wszystko!!!
A szczegółowa fotorelacja, tam gdzie zawsze:
https://picasaweb.google.com/1167047805 ... lkaRacza02