16-17.11.2013. Bieszczady listopadowe
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
16-17.11.2013. Bieszczady listopadowe
Przez te wszystkie lata w różnych miesiącach byliśmy w Bieszczadach, ale w listopadzie jeszcze nigdy. Teraz przyszedł taki czas, trudny czas, że postanowiliśmy się zaszyć właśnie tam, na końcu świata. A za Mucznem właśnie ten koniec się zaczyna.
Na kwaterę w Stuposianach dojeżdżamy w piątek wieczorem. Przyjemne, nowe dla nas miejsce, na pewno zostanie na liście do wykorzystania w przyszłości.
Sobotni ranek nie wyrywa nas z łóżka na nogi swoim wyglądem. Szare niebo, kilka stopni na plusie. Nie pokrywa się to za grosz z zapowiadaną prognozą. Trudno, słowo się rzekło, kobyłka u płota. A w zasadzie, to czemu nie zobaczyć paru kobyłek? Ściślej – żubrów. Aparaty spakowane i można ruszać na polowanie. Król puszczy w wydaniu pół dzikim w zagrodzie pod Mucznym to całkiem dobra propozycja na drugie śniadanie. W prawdzie steki wolę jadać później, tym niemniej w tych okolicznościach pogody żubry smakują równie dobrze.
Następnie udajemy się na koniec świata, w górę Sanu. Auto zostawiamy tam, gdzie wrony zawracają, a dalej jechać się już nie da – w Bukowcu. Stąd znaną drogą maszerujemy do Beniowej. Po lewej granica, Ukraina zerka zza żółto-niebieskich słupków. Po prawej polany, las, stoki Połoniny Bukowskiej, kuszące a tak niedostępne. Bliżej drogi liczne bobrowe żeremie.
Beniowa. Pusto. Lipa stoi jak kiedyś. Cmentarz nie zarośnięty po pas więc widać każdy pozostały w nim nagrobek. Cisza nachyla się uszu, wiatr szepce słowa w nieznanym języku.
Idziemy dalej, za niebieskim znakiem w zarośla, a potem w gęsty las.
Po lewej stornie cały czas trzyma się nogi San. W końcu znika gdzieś w krzakach, a my wychodzimy na drogę. Tu stoi były schron Negrylów. Do Sianek jeszcze kawałek, ale dziś nie odwiedzimy hrabiny. Pora późnawa, siły nie te, wracamy drogą na parking.
Tego dnia zwiedzamy jeszcze fragment torfowiska,
retorty przy drodze do Stuposian,
cerkiew w Smolniku
i bar w Lutowiskach. Jak na listopadowy, krótki dzień to całkiem sporo atrakcji.
Na kwaterę w Stuposianach dojeżdżamy w piątek wieczorem. Przyjemne, nowe dla nas miejsce, na pewno zostanie na liście do wykorzystania w przyszłości.
Sobotni ranek nie wyrywa nas z łóżka na nogi swoim wyglądem. Szare niebo, kilka stopni na plusie. Nie pokrywa się to za grosz z zapowiadaną prognozą. Trudno, słowo się rzekło, kobyłka u płota. A w zasadzie, to czemu nie zobaczyć paru kobyłek? Ściślej – żubrów. Aparaty spakowane i można ruszać na polowanie. Król puszczy w wydaniu pół dzikim w zagrodzie pod Mucznym to całkiem dobra propozycja na drugie śniadanie. W prawdzie steki wolę jadać później, tym niemniej w tych okolicznościach pogody żubry smakują równie dobrze.
Następnie udajemy się na koniec świata, w górę Sanu. Auto zostawiamy tam, gdzie wrony zawracają, a dalej jechać się już nie da – w Bukowcu. Stąd znaną drogą maszerujemy do Beniowej. Po lewej granica, Ukraina zerka zza żółto-niebieskich słupków. Po prawej polany, las, stoki Połoniny Bukowskiej, kuszące a tak niedostępne. Bliżej drogi liczne bobrowe żeremie.
Beniowa. Pusto. Lipa stoi jak kiedyś. Cmentarz nie zarośnięty po pas więc widać każdy pozostały w nim nagrobek. Cisza nachyla się uszu, wiatr szepce słowa w nieznanym języku.
Idziemy dalej, za niebieskim znakiem w zarośla, a potem w gęsty las.
Po lewej stornie cały czas trzyma się nogi San. W końcu znika gdzieś w krzakach, a my wychodzimy na drogę. Tu stoi były schron Negrylów. Do Sianek jeszcze kawałek, ale dziś nie odwiedzimy hrabiny. Pora późnawa, siły nie te, wracamy drogą na parking.
Tego dnia zwiedzamy jeszcze fragment torfowiska,
retorty przy drodze do Stuposian,
cerkiew w Smolniku
i bar w Lutowiskach. Jak na listopadowy, krótki dzień to całkiem sporo atrakcji.
Poranek niedzielny wyglądał z twarzy o niebo (bo błękitne) lepiej.
Tym sprawniej też zebraliśmy się do drogi. Na dziś zaplanowaliśmy kilka nie odwiedzanych dotąd miejsc.
Na śniadanie: Przełęcz Nasiczniańska. Leżąca między wsią Nasiczne a doliną Caryńskie. Bardzo szybkie i łatwe wyjście ze wsi, a w zamian: piękny widok na Caryńskie, Bukowe Berdo od południa, oraz Dwernik Kamień z Połoniną Wetlinską od północy.
Drugie śniadanie: Przełęcz Wyżniańska, klasyczne widoki na Połoninę Caryńską, Tarnicę.
Następnie przejazd do Dołżycy. Po drodze ktoś łapie stopa. Hamulec i po chwili gość ląduje na tylnym siedzeniu w drodze do Smereka. Znów ktoś macha. Hamulec. Niestety para chce udać się w innym niż my kierunku.
Dojeżdżamy na obiad: zupa składała się z Sinych Wirów. Wygodna droga prowadzi wgłąb doliny Wetlinki, choć do samego końca nie udało się dojść.
Drugie danie: Łopienka. Tu robię szybki wypad solo do cerkwi i z powrotem na parking. 5 km plus zdjęcia w niecałą godzinkę. Teraz na prawdę zgłodniałem.
Jadamy w Cisnej i po 15.00 ruszamy w drogę powrotną do Komańczy. W okolicy Łupkowa ktoś macha. Hamulec. Gość z plecakiem ląduje z tyłu. Do Warszawy przez Komańczę nie damy rady, ale Dukla pasuje w sam raz. I tam też kończymy przygody. Z Dukli grzecznie kierunek na dom. :-o
foty
https://picasaweb.google.com/1014740746 ... yDoOpienki#
Tym sprawniej też zebraliśmy się do drogi. Na dziś zaplanowaliśmy kilka nie odwiedzanych dotąd miejsc.
Na śniadanie: Przełęcz Nasiczniańska. Leżąca między wsią Nasiczne a doliną Caryńskie. Bardzo szybkie i łatwe wyjście ze wsi, a w zamian: piękny widok na Caryńskie, Bukowe Berdo od południa, oraz Dwernik Kamień z Połoniną Wetlinską od północy.
Drugie śniadanie: Przełęcz Wyżniańska, klasyczne widoki na Połoninę Caryńską, Tarnicę.
Następnie przejazd do Dołżycy. Po drodze ktoś łapie stopa. Hamulec i po chwili gość ląduje na tylnym siedzeniu w drodze do Smereka. Znów ktoś macha. Hamulec. Niestety para chce udać się w innym niż my kierunku.
Dojeżdżamy na obiad: zupa składała się z Sinych Wirów. Wygodna droga prowadzi wgłąb doliny Wetlinki, choć do samego końca nie udało się dojść.
Drugie danie: Łopienka. Tu robię szybki wypad solo do cerkwi i z powrotem na parking. 5 km plus zdjęcia w niecałą godzinkę. Teraz na prawdę zgłodniałem.
Jadamy w Cisnej i po 15.00 ruszamy w drogę powrotną do Komańczy. W okolicy Łupkowa ktoś macha. Hamulec. Gość z plecakiem ląduje z tyłu. Do Warszawy przez Komańczę nie damy rady, ale Dukla pasuje w sam raz. I tam też kończymy przygody. Z Dukli grzecznie kierunek na dom. :-o
foty
https://picasaweb.google.com/1014740746 ... yDoOpienki#
Piękna wyprawa, tylko te Bieszczady jakieś smutne, szare, ponure, ale fotki mają swój klimat,
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Miło, Macieju, gdy się odzywasz
Byłam w zeszłym roku - pierwszy raz Bieszczady w listopadzie - na Smerku.
Zdziwiona byłam, że było tak pięknie!
Twoje zdjęcia również to pokazują!
Od tamtej pory przychodziliśmy co roku i patrzyliśmy na zmiany.
U Ciebie na zdjęciach znów je widzę - jakiś budyneczek nowy postawili. Co to jest, dzwonnica może?
Ten tynk i dach z blachy nie podoba mi się, niestety
Byłam w zeszłym roku - pierwszy raz Bieszczady w listopadzie - na Smerku.
Zdziwiona byłam, że było tak pięknie!
Twoje zdjęcia również to pokazują!
Ostało się jeszcze chociaż odrobinę jeziorka osuwiskowego, czy już całkiem zanikło?Maciej pisze:Dojeżdżamy na obiad: zupa składała się z Sinych Wirów.
Pierwszy raz byliśmy w Łopience w 1993 lub 1994. Cerkiew składała się jedynie z niepełnych, kamiennych ścian z pustymi oczodołami okien. Nie było dachu.Maciej pisze:Drugie danie: Łopienka.
Od tamtej pory przychodziliśmy co roku i patrzyliśmy na zmiany.
U Ciebie na zdjęciach znów je widzę - jakiś budyneczek nowy postawili. Co to jest, dzwonnica może?
Ten tynk i dach z blachy nie podoba mi się, niestety
Dzięki za dobre słowo.
Bieszczady zawsze są ładne. Czasem inaczej. Kwestia szukania tego, na co ma się akurat ochotę.
Co do jeziorka przy Sinych Wirach - nic takiego nie widziałem, ale czytałem w literaturze, że zanikło ona już lata temu.
Nigdy nie widziałem wcześniej cerkwi w Łopience więc nie mogę nic ocenić, ten nowy budynek to na oko dzwonnica, ale nie przyglądałem się zbyt dokładnie...
Bieszczady zawsze są ładne. Czasem inaczej. Kwestia szukania tego, na co ma się akurat ochotę.
Co do jeziorka przy Sinych Wirach - nic takiego nie widziałem, ale czytałem w literaturze, że zanikło ona już lata temu.
Nigdy nie widziałem wcześniej cerkwi w Łopience więc nie mogę nic ocenić, ten nowy budynek to na oko dzwonnica, ale nie przyglądałem się zbyt dokładnie...
I za to właśnie kocham Bieszczady...za klimat o każdej porze roku...
Maciej piękną mieliście wędrówkę... w spokoju i ciszy, niespiesznie delektując się otaczającą przyrodą...
Zdjęcia jak zawsze...piękne...
Maciej piękną mieliście wędrówkę... w spokoju i ciszy, niespiesznie delektując się otaczającą przyrodą...
Zdjęcia jak zawsze...piękne...
"I wciąż w pamięci miej te słowa, gdy tak niemrawo w pejzaż idziesz, że można wszystko zaplanować, ale nie można nic przewidzieć." - K.C.Buszman
Fakt, ale jeśli chodzi o odległe Zjazdy, to bardziej żyję jednak tym bieszczadzkimMaciej pisze:Jeszcze bliżej będą mieli na wiosenny
Jest kilka pomysłów i sporo czasu, żeby okrzepłyMaciej pisze:Ale ciekaw jestem co zaplanujesz na Biesy, to może być ciekawe wyzwanie
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Nostalgicznie i klimatycznie przedstawiłeś Bieszczady. Przekonujesz swoimi zdjęciami, że góry późną jesienią wcale nie muszą być nudne, smutne i szare.
To mi się podoba!
To mi się podoba!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl