Na Bieszczady nie ma rady!
Pierwszy raz pojechaliśmy w Bieszczady w 1992, do Bukowca (koło Wołkowyi), który „odkryli” nasi znajomi rok wcześniej. Miejsce było po prostu idealne dla rodzin z dziećmi nie mających wielkich wymagań.
Obszerna łąka (nierzadko musieliśmy kosić trawę pod namiot albo usuwać „miny”
po krowach, które pasły się tam kilka godzin wcześniej
) odgrodzona od niezbyt ruchliwej drogi, rzeka ogólnie płytka dla dzieci, ale mająca obok nas tzw. wannę – miejsce, gdzie bijące w dnie źródła wypłukały skałę, tworząc ok. 15 metrowy basen o głębokości po pachy dorosłego człowieka, piękna okolica i... bardzo tanio!!!
W zakolu rzeki jest nasz raj
Zwierzęta pasły się tu często.
Pływały dzieci...
i pływali dorośli
W 1992 roku płaciliśmy odpowiednik obecnych 2-3 zł za jedno „gospodarstwo” (rodzina, namiot, samochód itp.), potem cena wciąż wzrastała, ale najwyżej wzrosła do 15 zł dla stałych bywalców (dla innych 20 zł) około roku 2006-2007, kiedy nasze pobyty w tym miejscu były coraz rzadsze.
Wyobraźcie sobie nasze pakowanie się i podróż...
Musieliśmy spakować duży brezentowy namiot z oddzielną sypialnią, karimaty, śpiwory poduszki, koce, garnki, talerze, kuchenkę i butlę gazową, stolik i krzesełka turystyczne, ciuchy dla 4 osób na każdą pogodę, która może się zdarzyć, stertę pieluch tetrowych, bo były jeszcze potrzebne, samochodziki, lalki, wiaderka i łopatki, piłki i badmintona i jeszcze tysiąc drobiazgów typu kosmetyki, jedzenie, bajki itp.
A do dyspozycji był... maluch!!!
Mieliśmy jedynie taką dużą torbę, którą montowało się na dachu – wyglądaliśmy jak z reklamy IKEI . Dzieci siedziały na takiej stercie, że głowami o podsufitkę zahaczały!
A sąsiedzi obserwując nasze zmagania pytali – chce Wam się tak? Baaardzo nam się chciało
Na następny wyjazd (jeszcze tego samego roku) kupiliśmy przyczepkę „Błysk”, którą po kilku latach wymieniliśmy na lepszą, z amortyzatorami. I też spakować się nie było łatwo, bo kupiliśmy większy namiot, i zestawy składanych półek, i kolejną butlę gazową do lampy
Potrzeba nam było trochę wygody, bo my też chcieliśmy odpocząć.
Przyczepka "Błysk" za namiotem i nasz maluch
I sąsiedzi rok w rok pytali z niedowierzaniem – naprawdę Wam się chce??
Początkowo (a i potem się zdarzało) w Bukowcu spędzaliśmy całe wakacje. Bywało, że Piotrek musiał wracać do pracy na jakiś czas, wtedy zostawałam sama z dziećmi. A dzieci miewałam pod opieką więcej niż nasza dwójka. Kilka lat z rzędu zabieraliśmy 2 córki kuzynów, którzy w wakacje mieli najwięcej pracy w swoim biznesie, więc dziewczynkom zapewnialiśmy „kolonie”. Bywało, że Kuba, zdominowany przez dziewczyny, zapraszał sobie jakiegoś kolegę.
Ale zazwyczaj na brak towarzystwa nie narzekaliśmy, bo to były wyjazdy w 5-7 rodzin, więc dzieci była gromadka i wciąż wymyślali sobie jakieś zabawy. A dorośli mogli wypocząć.
Dzieci organizowały sobie zabawy:
Na takim wyjeździe każdy, zależnie od wieku i możliwości miał przypisane swoje zadania. Piotrek, potem na spółkę z dziećmi objęli rewir na zmywaku. Piotrek też miał w przydziale czynności dostarczanie wody. O porządek dbali wszyscy, pod rygorem surowych kar
za nieodkładanie rzeczy na swoje miejsce! Do mnie należało wyżywienie całego towarzystwa. Nawet moja mama, która pojechała z nami 2 razy w pierwszym roku załapała się na pranie pieluch
Jedna miednica do prania pieluch i mycia naczyń. Dziś wszyscy by się gorszyli
Obieranie ziemniaków
Miło było patrzeć jak jadły z apetytem
Higiena namiotowa
Nie zawsze było łatwo... Czasem dokuczało zimno...
czasem deszcz zalewał namiot:
Ale zawsze były ogniska (nigdy grill!)
nawet jak padał deszcz
(ale menele, co nie?!
)
Ale bezapelacyjnie najważniejsze w tych wakacjach były wycieczki!
W pierwszych latach łatwiejsze, a z czasem coraz dłuższe i wyżej.
Jednak muszę napisać coś, co może niektórych tutaj zgorszyć
, ale taka jest prawda i nie będę jej ukrywać! Ha ha.
Otóż nigdy nie mieliśmy i nie mamy nadal nabożnego stosunku do gór! Góry są wspaniałe i dają ogrom różnych możliwości, ale wycieczka nie musi być w góry, żeby była udana. Równie ciekawie może być w wąwozie, dokoła jeziora, przez bagna, wzdłuż brzegu morza lub w każde inne miejsce!
Ważna jest otwartość na otoczenie, ciekawość świata i ludzi, przeżywanie przygód.
A o naszych bieszczadzkich wycieczkach napiszę wkrótce