To dość indywidualna kwestia więc takimi zestawieniami się ma co sugerować.
Przede wszystkim: lubię dania proste, a na większej wysokości, zwłaszcza przy słabszej aklimatyzacji, wszelkie udziwnienia stają mi kością w gardle.
Zatem Lyo:
Przede wszystkim bigos i farfalle ze szpinakiem i gorgonzolą. Zazwyczaj te dania zostawiam 'na ostatnie dni, gdy będę najwyżej i chęć jedzenia będzie najmniejsza. Z Lyo lubię jeszcze beef-strogonoff i schab w sosie koperkowym (aczkolwiek trzeba uważać, bo kawałki mięsa są dość duże i ciężko je dobrze uwodnić). Dodatkowo zupy: grzybowa i paprykowo-pomidorowa.
Kiedyś lubiłem też bolognese, ostatnio jednak coś mi już nie pasowało, wolę to z travellunch.
Nie lubię: kurczaka tikka-masala (bo jest zwyczajnie za ostry) i zupy: krem cebulowo-porowy oraz szpinakowo-brokułowy. W domu lubię takie smaki, na wyjazdach nie.
Reszta dań jest mi z grubsza obojętna. Owocki są dobre, ale nie za często, owsianek nie lubię w ogóle więc się nie wypowiem.
Odkrycie z ostatniego wyjazdu: krem kataloński - naprawdę smaczny.
Trek'n'eat:
Do trek'n'eat trudno mi podejść obiektywnie: parę lat temu mieliśmy tylko ich menu przez 3 tygodnie, a z racji, że i wyjazd nieudany to podwójnie negatywne doświadczenia
Ale z plusów: chili con carne - nie lubię za bardzo pikantnych dań, ale to jest ok. Dodatkowo smaczne było ragout makaron + grzyby leśne. Obleci też jajecznica. Na plus też desery, które u mnie często pełnią rolę śniadań: legumina ryżowa czy mus czekoladowy, są jednak dość drogie.
Od czasów tego wyjazdu nie mogę patrzeć na kurczaka curry (właśnie dzięki trek'n'eat'). Niezbyt dobrze wspominam też danie z ryżu po bałkańsku.
Aczkolwiek, tak jak pisałem na wstępie: moja ocena jest mocno nacechowana negatywnymi wspomnieniami.
Travellunch:
Przede wszystkim - zupa pomidorowa. Gładki krem, idealny na brak apetytu. Lubię też ich dania z makaronami: carbonarę, bolognese, w sosie śmietanowym.
Rozczarowujące ziemniaczki hot-pot z wołowiną i risotto z warzywami.
Małe odkrycie: paella krewetkowa.
Voyager:
Na Aconcagua testowałem parę dań od nich.
Ogólnie szału nie ma, ani w jedną, ani w drugą stronę. Taki średniak. Jako plus zapamiętałem: ryż z wołowiną i cebulą i łosoś z makaronem i warzywami.
Z pozostałymi markami moje doświadczenia są zbyt wąskie, by coś sensownego napisać.
Na koniec powtórzę: przy dłuższych wyjazdach naprawdę polecam wybierać dania od różnych producentów. Ulubione dania najlepiej na początek (by zaraz w pierwszym dniu się nie zrazić) i na kluczowe dni (atak szczytowy). To jednakże tylko moje przemyślenia, więc przede wszystkim kierujcie się swoimi smakami i preferencjami kulinarnymi.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...