2-4.12 - Barania Góra czeka...
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
2-4.12 - Barania Góra czeka...
Nie jestem fanem polskiego Beskidu Śląskiego. Uważam go za zbyt zabudowany, tłoczny i stosunkowo nudny. Ostatnie w nim wizyty następowały zazwyczaj od czeskiej strony. Tym razem jednak wybór miejsca okazał się trafny - schronisko Przysłop pod Baranią Górą. Jedne ze najszpetniejszych w Beskidach, blokowaty klocek bez klimatu z kiepską obsługą - tak było do niedawna. Od roku się to zmienia - z zewnątrz niewiele można zrobić, ale nowi dzierżawcy intensywnie remontują je w środku, zrobiło się klimatycznie i przytulnie. No i od maja pracuje tam nasza koleżanka
Z racji iż pogoda znów zaskoczyła i kierowców i drogowców do Wisły docieramy z różnych stron. Mi przypadł zatłoczony, śmierdzący, zimny busik z Katowic. Poleciłbym go mojemu znajomemu, zadeklarowanemu korwiniście, który wielokrotnie sugerował, że wszelki transport powszechny dotowany z budżetu należałoby zlikwidować, a pozostawić tylko prywatną inicjatywę. Życzę mu samych takich sympatycznych podróży
Neska dociera na dworzec wiślański z Krakowa chwilę po mnie. Zastanawiamy czy jechać do Czarnego czy na Kubalonkę, ale w końcu wybieramy przełęcz. A tam pełnia zimy!
Obawiałem się trochę warunków - kumpela ze schroniska już mi pisała, że śniegu jest pół metra i ciągle pada. Do tego ostro wiało. Zaplanowałem więc możliwe najbezpieczniejszą trasę z największymi szansami na przetarte szlaki.
Wiatr na szczęście ustał. Ruszamy około 17.30, jest już całkowicie ciemno. Czerwony szlak (nota bene Główny Szlak Beskidzki) do przełęczy Szarcula prowadzi uczęszczaną drogą, więc jest tu wręcz momentami ślisko od podłoża rozjechanego przez często mijające nas samochody.
Na Szarculi pojawia się problem, gdyż interesujący nas kierunek zatarasowany jest powalonymi drzewami. Już się zastanawiam czy nie schodzić w kierunku zapory, ale postanawiamy zajrzeć co jest za barykadą. A tam wyraźne ślady samochodu, po których idzie się jeszcze lepiej niż dotychczas
Później okazało się, że jechał tu Chudy z Przysłopu, który przyjechał właśnie do tych zwalonych drzew. Bardzo ułatwił nam zadanie
Szlak wije się tu jakoś dziwacznie lasem, my korzystamy z drogi. Maszeruje się naprawdę przyjemnie, zwłaszcza, że atmosfera jest bardzo zimowa Gdzieś po lewej widać światła wyciągów na Cienkowie - myślałem, że już jeżdżą, ale to tylko naśnieżanie.
A śniegu faktycznie nasypało już sporo.
Po jakiejś godzinie od wyjścia z Kubalonki docieramy do Stecówki. W prywatnym schronisku widać jakieś słabe światła, ale ewidentnie jest zamknięte. Czy ono jeszcze w ogóle działa?
Kilkaset metrów dalej świeci się kościół MB Fatimskiej. Świeci się nowością - stara świątynia spłonęła w 2013 roku, ale ją odbudowano i ponownie służy wiernym dosłownie od paru dni. Patrząc na nią mam skojarzenia z kaplicą w której po raz pierwszy zaśpiewano "Cichą Noc", choć w ogóle nie są do siebie podobne. Ale ten czar chwili...
Na parkingu zaparkowało kilka samochodów, jednak ludzi przez okna nie widać, nie słychać też żadnej melodii. Podobno wnętrze jest tak szczelne, iż nie przepuszcza żadnych dźwięków. Myśleliśmy, że to może roraty, ale to tylko zwykła msza. Na roraty w tych okolicznościach może i ja bym się skusił
Droga ponownie staje się całkowicie odśnieżona; dojeżdżają tu ludzie, a dzieciaki zjeżdżają właśnie na sankach. Neska z kolei próbuje złapać zająca, lecz tylko tłucze sobie kolano
Czerwony szlak prowadzi przez pola równolegle do przysiółka Pietraszonka, jednak my schodzimy w dół skrótem do kaskad na Czarnej Wisełce. Tak jak przypuszczaliśmy był on doskonale utrzymany.
Przy potoku biegnie szlak czarny od zapory. Widzimy, że jechał tędy pług, wiemy więc że do schroniska dotrzemy bez żadnych kłopotów. Trasa jest dość monotonna, lecz gęby cały czas nam się cieszą - raz, że zima, taka jaką lubimy, a dwa - że u góry już czeka na nas koleżanka
Dwukrotnie mijają nas samochody. Nie machamy, ale też nikomu z kierowców (jednym z nich był Chudy ze schroniska, w drugim siedzieli GOPR-owcy) nie przyszło do głowy aby się zatrzymać i spytać, czy potrzebujemy podwózki. W sumie jednak nawet nie bardzo chcieliśmy, szkoda tego mrozu dookoła
Czarna Wisełka wije się raz z prawej a raz z lewej strony...
Wraca czerwony szlak z którym rozstaliśmy się na Stecówce. Ani z tamtej strony ani jego odcinek przez las w kierunku Przysłopu nie był tknięty ludzką stopą - my kontynuujemy wędrówkę drogą, która jest trochę pod koniec kręci.
Krótko po 20-tej widać już światła schronu. Przyszliśmy szybciej niż sądziłem
W schronisku jest pusto oprócz trzech wspomnianych GOPR-owców, mijających nas na szlaku autem. Siedzą chwilę i się zbierają zaraz na szczyt. Nie chciałbym ich spotkać na swojej drodze, gdybym potrzebował chociażby informacji. Najpierw lekko wyśmiewają nasze plany na dzień następny, które wydawały się im bardzo skromne (chcieliśmy wejść na Baranią a potem np. do Kaskad Rodła i wracać przez Czarne). Proponują trasę ambitniejszą - przez Malinowską Skałę, a następnie to już nie pamiętam, ale nie wiem czy nie wspominał czegoś o Salmopolskiej!
- Taka sympatyczna wycieczka na 20 kilometrów, akurat na cały dzień! - mówi jeden z nich.
- Ale warunki są ciężkie - mówię ja.
- Od Baraniej wszystko będzie poprzecierane! My sami idziemy teraz do góry.
- O, to nam rzeczywiście przetrzecie. A gdzie dalej idziecie?
- A gdzie chcecie żebyśmy przetarli?
- Najlepiej wszędzie, niech każdy idzie w inną stronę - sugeruje Neska .
Więc już wiemy, że będzie poprzecierane, wycieczka na 20 kilometrów i jeszcze na koniec, że stokówka - droga trawersująca całą kopułę Baraniej Góry - jest odśnieżona i można nią szybko chodzić.
Ahaa. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, ale przecież to są profesjonalni GOPR-owcy, a ja szary (dziś to raczej biały) człowiek, to co ja tam się znam...
Wieczór mija nam z Kamką na konsumpcji strawy i napitków i dłuuuugich rozmowach.
Rano pogoda taka jak w prognozach - mgła, chmury, zero słońca. No, ale jest zima, to już coś.
Podczas śniadania jeszcze skracamy nasz dzisiejszy plan - wejdziemy na Baranią i z powrotem. No, chyba, żeby się przejaśniło.
I już na początku szlaku okazuje się iż gówno, a nie jest on przetarty. Tzn. widać, że ktoś nim szedł, ale idzie się baaardzo wolno i baaardzo ciężko, człowiek zapada się przy każdym kroku.
Przejście przez polanę z wyciągiem położonym nad schroniskiem wydaje się trwać wieczność! Gdy w końcu PTTK znika nam z oczu otrąbiamy pierwszy sukces.
Brniemy mozolnie do przodu, metr za metrem.
Po jakiejś godzinie dochodzimy do pnia ze trzema znakami i zerkamy na mapę - przeszliśmy nieco ponad pół kilometra, około 1/4 trasy! Mnie już od pewnego czasu brzmiało w głowie:
"Kiedy powiem sobie dość
A ja wiem, że to już niedługo "...
No i właśnie sobie powiedzieliśmy. Dalsza wędrówka byłaby kompletnie bez sensu. Szczyt w końcu byśmy pewnie osiągnęli, ale za jakieś 3-4 godziny, a jeszcze powrót, to akurat chyba na późną kolację
Zarządzamy odwrót - aby go uczcić wyciągam piwo, które niemal natychmiast porywa George, a któremu Inez urządza sesję zdjęciową.
Powrót w dół zajmuje nam niewiele mniej czasu niż wchodzenie. Już nie czujemy żadnego żalu, że w ten dzień za dużo nie łaziliśmy.
Idziemy jeszcze z ciekawości zobaczyć to "przetartą stokówkę"... a tam śniegu nawalone i tylko pojedynczy ślad nart! No zarąbiście, dziękujemy panom z @#%$& GOPR-u za sprawdzone i cenne informacje! Już widzę lecące w las "kur...y" gdybyśmy zeszli do niej z Baraniej Góry i chcieli nią wracać.
A na razie wracamy do schroniska, pora jeszcze młoda
Z racji iż pogoda znów zaskoczyła i kierowców i drogowców do Wisły docieramy z różnych stron. Mi przypadł zatłoczony, śmierdzący, zimny busik z Katowic. Poleciłbym go mojemu znajomemu, zadeklarowanemu korwiniście, który wielokrotnie sugerował, że wszelki transport powszechny dotowany z budżetu należałoby zlikwidować, a pozostawić tylko prywatną inicjatywę. Życzę mu samych takich sympatycznych podróży
Neska dociera na dworzec wiślański z Krakowa chwilę po mnie. Zastanawiamy czy jechać do Czarnego czy na Kubalonkę, ale w końcu wybieramy przełęcz. A tam pełnia zimy!
Obawiałem się trochę warunków - kumpela ze schroniska już mi pisała, że śniegu jest pół metra i ciągle pada. Do tego ostro wiało. Zaplanowałem więc możliwe najbezpieczniejszą trasę z największymi szansami na przetarte szlaki.
Wiatr na szczęście ustał. Ruszamy około 17.30, jest już całkowicie ciemno. Czerwony szlak (nota bene Główny Szlak Beskidzki) do przełęczy Szarcula prowadzi uczęszczaną drogą, więc jest tu wręcz momentami ślisko od podłoża rozjechanego przez często mijające nas samochody.
Na Szarculi pojawia się problem, gdyż interesujący nas kierunek zatarasowany jest powalonymi drzewami. Już się zastanawiam czy nie schodzić w kierunku zapory, ale postanawiamy zajrzeć co jest za barykadą. A tam wyraźne ślady samochodu, po których idzie się jeszcze lepiej niż dotychczas
Później okazało się, że jechał tu Chudy z Przysłopu, który przyjechał właśnie do tych zwalonych drzew. Bardzo ułatwił nam zadanie
Szlak wije się tu jakoś dziwacznie lasem, my korzystamy z drogi. Maszeruje się naprawdę przyjemnie, zwłaszcza, że atmosfera jest bardzo zimowa Gdzieś po lewej widać światła wyciągów na Cienkowie - myślałem, że już jeżdżą, ale to tylko naśnieżanie.
A śniegu faktycznie nasypało już sporo.
Po jakiejś godzinie od wyjścia z Kubalonki docieramy do Stecówki. W prywatnym schronisku widać jakieś słabe światła, ale ewidentnie jest zamknięte. Czy ono jeszcze w ogóle działa?
Kilkaset metrów dalej świeci się kościół MB Fatimskiej. Świeci się nowością - stara świątynia spłonęła w 2013 roku, ale ją odbudowano i ponownie służy wiernym dosłownie od paru dni. Patrząc na nią mam skojarzenia z kaplicą w której po raz pierwszy zaśpiewano "Cichą Noc", choć w ogóle nie są do siebie podobne. Ale ten czar chwili...
Na parkingu zaparkowało kilka samochodów, jednak ludzi przez okna nie widać, nie słychać też żadnej melodii. Podobno wnętrze jest tak szczelne, iż nie przepuszcza żadnych dźwięków. Myśleliśmy, że to może roraty, ale to tylko zwykła msza. Na roraty w tych okolicznościach może i ja bym się skusił
Droga ponownie staje się całkowicie odśnieżona; dojeżdżają tu ludzie, a dzieciaki zjeżdżają właśnie na sankach. Neska z kolei próbuje złapać zająca, lecz tylko tłucze sobie kolano
Czerwony szlak prowadzi przez pola równolegle do przysiółka Pietraszonka, jednak my schodzimy w dół skrótem do kaskad na Czarnej Wisełce. Tak jak przypuszczaliśmy był on doskonale utrzymany.
Przy potoku biegnie szlak czarny od zapory. Widzimy, że jechał tędy pług, wiemy więc że do schroniska dotrzemy bez żadnych kłopotów. Trasa jest dość monotonna, lecz gęby cały czas nam się cieszą - raz, że zima, taka jaką lubimy, a dwa - że u góry już czeka na nas koleżanka
Dwukrotnie mijają nas samochody. Nie machamy, ale też nikomu z kierowców (jednym z nich był Chudy ze schroniska, w drugim siedzieli GOPR-owcy) nie przyszło do głowy aby się zatrzymać i spytać, czy potrzebujemy podwózki. W sumie jednak nawet nie bardzo chcieliśmy, szkoda tego mrozu dookoła
Czarna Wisełka wije się raz z prawej a raz z lewej strony...
Wraca czerwony szlak z którym rozstaliśmy się na Stecówce. Ani z tamtej strony ani jego odcinek przez las w kierunku Przysłopu nie był tknięty ludzką stopą - my kontynuujemy wędrówkę drogą, która jest trochę pod koniec kręci.
Krótko po 20-tej widać już światła schronu. Przyszliśmy szybciej niż sądziłem
W schronisku jest pusto oprócz trzech wspomnianych GOPR-owców, mijających nas na szlaku autem. Siedzą chwilę i się zbierają zaraz na szczyt. Nie chciałbym ich spotkać na swojej drodze, gdybym potrzebował chociażby informacji. Najpierw lekko wyśmiewają nasze plany na dzień następny, które wydawały się im bardzo skromne (chcieliśmy wejść na Baranią a potem np. do Kaskad Rodła i wracać przez Czarne). Proponują trasę ambitniejszą - przez Malinowską Skałę, a następnie to już nie pamiętam, ale nie wiem czy nie wspominał czegoś o Salmopolskiej!
- Taka sympatyczna wycieczka na 20 kilometrów, akurat na cały dzień! - mówi jeden z nich.
- Ale warunki są ciężkie - mówię ja.
- Od Baraniej wszystko będzie poprzecierane! My sami idziemy teraz do góry.
- O, to nam rzeczywiście przetrzecie. A gdzie dalej idziecie?
- A gdzie chcecie żebyśmy przetarli?
- Najlepiej wszędzie, niech każdy idzie w inną stronę - sugeruje Neska .
Więc już wiemy, że będzie poprzecierane, wycieczka na 20 kilometrów i jeszcze na koniec, że stokówka - droga trawersująca całą kopułę Baraniej Góry - jest odśnieżona i można nią szybko chodzić.
Ahaa. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, ale przecież to są profesjonalni GOPR-owcy, a ja szary (dziś to raczej biały) człowiek, to co ja tam się znam...
Wieczór mija nam z Kamką na konsumpcji strawy i napitków i dłuuuugich rozmowach.
Rano pogoda taka jak w prognozach - mgła, chmury, zero słońca. No, ale jest zima, to już coś.
Podczas śniadania jeszcze skracamy nasz dzisiejszy plan - wejdziemy na Baranią i z powrotem. No, chyba, żeby się przejaśniło.
I już na początku szlaku okazuje się iż gówno, a nie jest on przetarty. Tzn. widać, że ktoś nim szedł, ale idzie się baaardzo wolno i baaardzo ciężko, człowiek zapada się przy każdym kroku.
Przejście przez polanę z wyciągiem położonym nad schroniskiem wydaje się trwać wieczność! Gdy w końcu PTTK znika nam z oczu otrąbiamy pierwszy sukces.
Brniemy mozolnie do przodu, metr za metrem.
Po jakiejś godzinie dochodzimy do pnia ze trzema znakami i zerkamy na mapę - przeszliśmy nieco ponad pół kilometra, około 1/4 trasy! Mnie już od pewnego czasu brzmiało w głowie:
"Kiedy powiem sobie dość
A ja wiem, że to już niedługo "...
No i właśnie sobie powiedzieliśmy. Dalsza wędrówka byłaby kompletnie bez sensu. Szczyt w końcu byśmy pewnie osiągnęli, ale za jakieś 3-4 godziny, a jeszcze powrót, to akurat chyba na późną kolację
Zarządzamy odwrót - aby go uczcić wyciągam piwo, które niemal natychmiast porywa George, a któremu Inez urządza sesję zdjęciową.
Powrót w dół zajmuje nam niewiele mniej czasu niż wchodzenie. Już nie czujemy żadnego żalu, że w ten dzień za dużo nie łaziliśmy.
Idziemy jeszcze z ciekawości zobaczyć to "przetartą stokówkę"... a tam śniegu nawalone i tylko pojedynczy ślad nart! No zarąbiście, dziękujemy panom z @#%$& GOPR-u za sprawdzone i cenne informacje! Już widzę lecące w las "kur...y" gdybyśmy zeszli do niej z Baraniej Góry i chcieli nią wracać.
A na razie wracamy do schroniska, pora jeszcze młoda
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Wiem, że B.Ś. zadeptany, nadmiernie zbudowany i ... już nie taki jak dawniej, ale cóż, lubię go . Szlak, którym szliście to niemal klasyk, a odbudowany kościółek na Stecówce dobrze, że znowu cieszy oczy .
Warunki śniegowe niczego sobie, ale mam nadzieję, że Baranią jednak zdobyliście ? .
A schronisko będę musiał niebawem odwiedzić i doświadczyć tych zmian na lepsze. dla nowych dzierżawców.
Warunki śniegowe niczego sobie, ale mam nadzieję, że Baranią jednak zdobyliście ? .
A schronisko będę musiał niebawem odwiedzić i doświadczyć tych zmian na lepsze. dla nowych dzierżawców.
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Mam podobnie jak Pudelek. Jakoś ten Beskid Śląski zostawiam sobie na samym końcu przy planowaniu wyjazdów. Przyczyny te same.
W Stecówce byliśmy z rok temu i była otwarta.
Co do nowych gospodarzy to mam nadzieję, że będzie lepiej niż było. Spać na Przysłopie nie spałem, ale już same wizyty wystarczyły mi aby w to miejsce raczej nie wracać.
Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić.
W Stecówce byliśmy z rok temu i była otwarta.
Co do nowych gospodarzy to mam nadzieję, że będzie lepiej niż było. Spać na Przysłopie nie spałem, ale już same wizyty wystarczyły mi aby w to miejsce raczej nie wracać.
Trzeba będzie to kiedyś sprawdzić.
Napiszę tak: schronisko w środku wygląda nieporównywanie lepiej niż kiedyś. Mam na myśli jadalnię. Część noclegowa przechodzi kompleksowy remont. Obsługa... pomijając to, że pracuje tam kumpela, to widać, że im się chce. Zwłaszcza, że do remontu muszą dołożyć swoje, bo PTTK niczego w całości nie sponsoruje (to w ogóle jest inna bajka).
Niewątpliwie obiekt już się zmienił, kiedyś to miałem wrażenie, że to stołówka podstawówki Jedzenie jest smaczne (choć nie najtańsze), piwo z Cieszyna (więc też nie najtańsze, ale dla smakoszy coś się znajdzie) i czeskie
Niewątpliwie obiekt już się zmienił, kiedyś to miałem wrażenie, że to stołówka podstawówki Jedzenie jest smaczne (choć nie najtańsze), piwo z Cieszyna (więc też nie najtańsze, ale dla smakoszy coś się znajdzie) i czeskie
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Z twojej foty to wyglada troche jak w McDonaldzie czy innym karmniku przy autostradzie...Pudelek pisze:Napiszę tak: schronisko w środku wygląda nieporównywanie lepiej niż kiedyś. Mam na myśli jadalnię.
Ja tam mam mile wspomnienia i chyba nic nie przebije noclegu w pustym schronisku-widmo w roku 2002 gdy nie bylo nawet obslugiTauzen pisze:Spać na Przysłopie nie spałem, ale już same wizyty wystarczyły mi aby w to miejsce raczej nie wracać.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
bufet jest już zrobiony częściowo w kamieniach, częściowo w drewnie, pojawił się kominek (jeszcze nie podłączony), drewniane rzeźby, za to w przyszłości mają chyba całkowicie wymieniać podłogę i zmieniać ściany, coby nie przypominało stołówkibuba pisze:Z twojej foty to wyglada troche jak w McDonaldzie czy innym karmniku przy autostradzie...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
To nic nowego nie zobaczysz Może więcej wynaturzeń i przemyśleń
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Szedłem tamtędy 2 września ubiegłego roku, kościółek na Stecówce był na ukończeniu, jacyś budowniczowie kręcili się po obejściu, ale schronisko zamknięte na przysłowiowe 4 spusty, choć pora dość wczesna bo około 17
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
o Stecówce to słyszałem różne "ciekawe" opinie i generalnie ani jednej zachęcającej do dłuższej wizyty w tym miejscu W całym swoim górskim życiu to chyba raz się zatrzymałem latem tam na piwie...
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Na niedzielę zapowiadano okno pogodowe. Jego przebłyski widać już w sobotnie popołudnie, kiedy na horyzoncie trochę się przejaśnia.
A w schronisku dziś znacznie tłoczniej. Przede wszystkim zjawiają się harcerze! Nie standardowe ZHP, nie ZHR, tylko Zawiszacy - Skauci Europy. Jeszcze bardziej religijni niż ci z ZHR (co wydawało mi się kiedyś niemożliwe). Grupa piętnastu facetów w wieku zazwyczaj 40+. Ot, panowie już nie najmłodsi, którzy latają po lesie w mundurkach i krótkich galotkach z jakimś proporcem.
Panowie nie spożywają alkoholu, więc kursują po wrzątek z częstotliwością wizyt w toalecie podczas grypy żołądkowej. To chyba rekord schroniska jeśli chodzi o ilość wydanego wrzątku na grupę Może do tych herbatek coś dodają ekstra?
Większa część panów harcerzy posiada też ogony. Tylko tak mogę wyjaśnić dlaczego niemal nikt z nich nie zamykał za sobą drzwi! Siedzieli sobie z tyłu sali, a na nas ciągle dmuchał zimny wiatr. Zdesperowani wywiesiliśmy odpowiednie kartki na drzwiach, do których tekst przygotowała Neska.
Trochę pomogło, ale nie na wszystkich. Najwyraźniej umiejętność modlitwy jest ważniejsza u Zawiszaków niż zdolności czytania ze zrozumieniem, bo kilku nadal z uporem maniaka łaziło jakby zamykanie drzwi było czymś niestosownym...
Oprócz nich pojawiło się m.in. trzech chłopaków, którzy od TRZECH dni próbowali dostać się na Przysłop ze Skrzycznego. Dwukrotnie musieli się cofnąć z powodu ilości śniegu i wiatru, dopiero po wypożyczeniu rakiet im się udało. Jakaś inna para chciała wieczorem pójść do chatki w Pietraszonce, lecz szlak był kompletnie dziewiczy i zdecydowali się zostać.
Inna grupa siedmiu osób z Warszawy podążała do nas z Węgierskiej Górki. Dopiero na Magurce Radziechowskiej zorientowali się chyba, że coś jest nie tak i zadzwonili do GOPR-u, który zalecił odwrót. Całość zajęła im... 13 godzin!
No i wreszcie jeden pan, który szedł do nas samotnie podobną trasą. Około godziny 19-tej skontaktował się telefonicznie, iż sytuacja go przerosła i idzie bardzo wolno, jest na Magurce (nie powiedział której) i dotrze około 22-giej. Hmm...
W międzyczasie my gramy sobie w różne gry
Godzina 22-ga minęła. Jest północ, wszyscy poszli już spać, a faceta nadal nie ma. Włącza nam się czarny humor i różne głupie żarty, ale w sumie zastanawiamy się co robić? Jak na złość nie ma dziś w dyżurce GOPR-owca, chyba pierwszy raz w roku! Ostatecznie Kamila dzwoni do centrali w Szczyrku, gdzie informują nas, iż chłop sam wezwał już pomoc, bo stracił siły i chciało mu się spać. Rano okazało się, że ratownicy jechali do niego skuterami 3 godziny! Od strony Baraniej Góry nie dali rady! Znaleźli go na granicy rezerwatu (a więc przeszedł sporo w tych warunkach) i to był jeden z ostatnich momentów na ratunek. Na szczęście skończyło się tylko wizytą w szpitalu, ale tragedia była o krok...
Czy naprawdę trzeba iść wiele godzin w śniegu po pas aby zorientować się, że to ryzyko?
A rano zgodnie z prognozą - lampa!
Planowaliśmy bezpieczny powrót do Wisły przez Stecówkę i Kubalonkę. Ale przy śniadaniu Saper (obecny dzierżawca) i Chudy informują, że na szczycie są kapitalne warunki i widoczność, a szlak przetarty skuterami GOPR-owców. Szybka burza mózgów z Neską i decyzja: atakujemy!
Jest pięknie - niebieskie niebo i bielutki śnieg. Muzeum PTTK wygląda jak domek z bajki.
Tempo jest znacznie szybsze niż wczoraj. Na tyle szybkie, iż prędko robi się za ciepło. Ciągniemy do góry zachwyceni, aparaty nie przestają robić kolejnych zdjęć. A pierwsze widoki są już na polanie nad schroniskiem!
Do tego pniaka gramoliliśmy się wczoraj prawie godzinę - dziś około dwudziestu minut.
Czasem miałem ochotę się uszczypnąć
Martwy las także nabrał uroku.
Na rozwidleniu przy Wierchu Wisełka widać, że czarny szlak do Kamesznicy używany był tylko przez jakiegoś pojedynczego narciarza. A przed wyjazdem zastanawiałem się czy w sobotę nie zejść sobie tędy i zrobić pętelki?
Oczywiście pojawia się Królowa, wydaje się być na wyciągnięcie ręki. To w sumie niedaleko - niecałe 40 kilometrów.
Widać już wieżę na szczycie. Ale ten fragment strasznie nam się wydłuża - raz, że zdjęcia, dwa, iż śnieg jest tu grząski, kopny i nie tak stabilny, więc co chwilę się zapadamy.
Kiedy ja ostatni raz byłem na Baraniej Górze? Nie pamiętam dokładnie, ale wtedy najwyższy szczyt polskiego Górnego i Cieszyńskiego Śląska był jeszcze ze wszystkich stron otoczony lasem, a więc musiało to być dawno!
Przy wieży kręci się kilka osób, ale tłumów nie ma. Niemal wszyscy przyszli od strony schroniska - z uśmiechami na ustach, jeszcze w lesie mówili, że najlepsze dopiero przed nami . Z przeciwnej strony dotarło tylko dwóch chłopaków - torowali drogę od Kaskad Rodła. Mówią, że śniegu też po pas, bardzo ciężko, szyli ponad trzy godziny.
Po raz kolejny wychodzi, że doskonale obeznani GOPR-owcy z piątku nie mieli pojęcia jakie warunki panują w okolicy!
Pilsko, Romanka, Diablak, Polica.
Wchodzimy na wieżę! Jest cudnie! W tych warunkach nawet Tatry nie wyglądają tak źle
W drugą stronę widać Sudety! A konkretnie to na pewno Jesioniki i wieżę na Pradziadzie. W linii prostej pomiędzy dwiema konstrukcjami jest 138 kilometrów. Pewnie RobertJ by tylko wzruszył na to ramionami, ale ja jestem zachwycony Na prawo trzecia wieża - na Czantorii.
Skrzyczne.
Dobrze wyróżnia się dolina Olzy pomiędzy Beskidem Śląskim a Śląsko-Morawskim z tyłu. Można jak na mapie plastycznej zobaczyć najważniejsze szczyty tego drugiego - z Javorovym i Lysą Horą.
Lysa Hora (Gigula) w zbliżeniu. Na lewo Radhošť (60 kilometrów od nas); bliżej Kiczory i górna stacja kolejki na Stożek.
Z cyklu wyższe góry: oprócz Tatr jest naturalnie cała grań Niżnych Tatr z Chopokiem na czele (około 80 km) i Mała Fatra.
Najładniej to jednak wygląda w tą stronę: od lewej Veľká lúka i sterczący Kľak w Luczańskiej Małej Fatrze oraz Strážov w Górach Strażowskich.
Sama ośnieżona wieża robi wrażenie.
Jeszcze patrzę raz w kierunku Czantorii - kolejka ponoć nie działa...
...i na beskidzki klasyk - w dole niewielka mgiełka.
Robimy sobie zdjęcie z Georgem na tle Skrzycznego...
...i trzeba powoli schodzić . Powinno się tu siedzieć cały dzień z ciepłym termosem, ale że decyzję o zdobyciu szczytu podjęliśmy spontanicznie oraz późno, to nie mamy już za dużo czasu, a i tak zapewne ucieknie nam ostatni autobus z dołu.
Na poziomie gruntu też nadal cykamy...
W dół idzie się nieco gorzej, gdyż śnieg nie jest już tak ubity i częściej się pod nami zapada. Ale tempo i tak mamy niezłe.
Po drodze chłopaki, którzy przyszli do strony Kaskad Rodła, pytają się co to za postrzępione góry na horyzoncie?
Bajka jak z Andersena! Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem tak piękną zimę w górach, ale musiało to być strasznie dawno!
W schronisku wiemy, że o autobusie nie ma co marzyć, zatem nie musimy już pędzić jak szaleni. Zjadamy ciepłą zupę i robimy sobie zdjęcie z cyklu błogosławiony między niewiastami.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na menu - według pewnej pani która zawitała w progi Przysłopu "oprócz schabowego nie ma tu nic do jedzenia .
Przed nami odcinek wzdłuż Czarnej Wisełki do Wisły Czarnego (Czarnej?). Cały czas idziemy drogą, gdyż skrót szlakiem jest ledwo przetarty.
Na parkingu przy zaporze jesteśmy około 15.30. Pomagam wypchnąć samochód jakiejś rodzinki, która ślizga się na lodzie, a oni... pytają się czy nas nie podwieźć Lepiej nie mogło się trafić, błyskawicznie docieramy do centrum Wisły, gdzie zdążymy jeszcze na wcześniejszego busa.
Ogólnie można napisać, że wyjazd z gatunku tych idealnych, bo było wszystko: i nocne, klimatyczne chodzenie z czołówkami, i mgła, i słoneczko z widokami, i doborowe towarzystwo. Chciałoby się takie zawsze!
Gal:
https://flic.kr/s/aHskMGPhze
A w schronisku dziś znacznie tłoczniej. Przede wszystkim zjawiają się harcerze! Nie standardowe ZHP, nie ZHR, tylko Zawiszacy - Skauci Europy. Jeszcze bardziej religijni niż ci z ZHR (co wydawało mi się kiedyś niemożliwe). Grupa piętnastu facetów w wieku zazwyczaj 40+. Ot, panowie już nie najmłodsi, którzy latają po lesie w mundurkach i krótkich galotkach z jakimś proporcem.
Panowie nie spożywają alkoholu, więc kursują po wrzątek z częstotliwością wizyt w toalecie podczas grypy żołądkowej. To chyba rekord schroniska jeśli chodzi o ilość wydanego wrzątku na grupę Może do tych herbatek coś dodają ekstra?
Większa część panów harcerzy posiada też ogony. Tylko tak mogę wyjaśnić dlaczego niemal nikt z nich nie zamykał za sobą drzwi! Siedzieli sobie z tyłu sali, a na nas ciągle dmuchał zimny wiatr. Zdesperowani wywiesiliśmy odpowiednie kartki na drzwiach, do których tekst przygotowała Neska.
Trochę pomogło, ale nie na wszystkich. Najwyraźniej umiejętność modlitwy jest ważniejsza u Zawiszaków niż zdolności czytania ze zrozumieniem, bo kilku nadal z uporem maniaka łaziło jakby zamykanie drzwi było czymś niestosownym...
Oprócz nich pojawiło się m.in. trzech chłopaków, którzy od TRZECH dni próbowali dostać się na Przysłop ze Skrzycznego. Dwukrotnie musieli się cofnąć z powodu ilości śniegu i wiatru, dopiero po wypożyczeniu rakiet im się udało. Jakaś inna para chciała wieczorem pójść do chatki w Pietraszonce, lecz szlak był kompletnie dziewiczy i zdecydowali się zostać.
Inna grupa siedmiu osób z Warszawy podążała do nas z Węgierskiej Górki. Dopiero na Magurce Radziechowskiej zorientowali się chyba, że coś jest nie tak i zadzwonili do GOPR-u, który zalecił odwrót. Całość zajęła im... 13 godzin!
No i wreszcie jeden pan, który szedł do nas samotnie podobną trasą. Około godziny 19-tej skontaktował się telefonicznie, iż sytuacja go przerosła i idzie bardzo wolno, jest na Magurce (nie powiedział której) i dotrze około 22-giej. Hmm...
W międzyczasie my gramy sobie w różne gry
Godzina 22-ga minęła. Jest północ, wszyscy poszli już spać, a faceta nadal nie ma. Włącza nam się czarny humor i różne głupie żarty, ale w sumie zastanawiamy się co robić? Jak na złość nie ma dziś w dyżurce GOPR-owca, chyba pierwszy raz w roku! Ostatecznie Kamila dzwoni do centrali w Szczyrku, gdzie informują nas, iż chłop sam wezwał już pomoc, bo stracił siły i chciało mu się spać. Rano okazało się, że ratownicy jechali do niego skuterami 3 godziny! Od strony Baraniej Góry nie dali rady! Znaleźli go na granicy rezerwatu (a więc przeszedł sporo w tych warunkach) i to był jeden z ostatnich momentów na ratunek. Na szczęście skończyło się tylko wizytą w szpitalu, ale tragedia była o krok...
Czy naprawdę trzeba iść wiele godzin w śniegu po pas aby zorientować się, że to ryzyko?
A rano zgodnie z prognozą - lampa!
Planowaliśmy bezpieczny powrót do Wisły przez Stecówkę i Kubalonkę. Ale przy śniadaniu Saper (obecny dzierżawca) i Chudy informują, że na szczycie są kapitalne warunki i widoczność, a szlak przetarty skuterami GOPR-owców. Szybka burza mózgów z Neską i decyzja: atakujemy!
Jest pięknie - niebieskie niebo i bielutki śnieg. Muzeum PTTK wygląda jak domek z bajki.
Tempo jest znacznie szybsze niż wczoraj. Na tyle szybkie, iż prędko robi się za ciepło. Ciągniemy do góry zachwyceni, aparaty nie przestają robić kolejnych zdjęć. A pierwsze widoki są już na polanie nad schroniskiem!
Do tego pniaka gramoliliśmy się wczoraj prawie godzinę - dziś około dwudziestu minut.
Czasem miałem ochotę się uszczypnąć
Martwy las także nabrał uroku.
Na rozwidleniu przy Wierchu Wisełka widać, że czarny szlak do Kamesznicy używany był tylko przez jakiegoś pojedynczego narciarza. A przed wyjazdem zastanawiałem się czy w sobotę nie zejść sobie tędy i zrobić pętelki?
Oczywiście pojawia się Królowa, wydaje się być na wyciągnięcie ręki. To w sumie niedaleko - niecałe 40 kilometrów.
Widać już wieżę na szczycie. Ale ten fragment strasznie nam się wydłuża - raz, że zdjęcia, dwa, iż śnieg jest tu grząski, kopny i nie tak stabilny, więc co chwilę się zapadamy.
Kiedy ja ostatni raz byłem na Baraniej Górze? Nie pamiętam dokładnie, ale wtedy najwyższy szczyt polskiego Górnego i Cieszyńskiego Śląska był jeszcze ze wszystkich stron otoczony lasem, a więc musiało to być dawno!
Przy wieży kręci się kilka osób, ale tłumów nie ma. Niemal wszyscy przyszli od strony schroniska - z uśmiechami na ustach, jeszcze w lesie mówili, że najlepsze dopiero przed nami . Z przeciwnej strony dotarło tylko dwóch chłopaków - torowali drogę od Kaskad Rodła. Mówią, że śniegu też po pas, bardzo ciężko, szyli ponad trzy godziny.
Po raz kolejny wychodzi, że doskonale obeznani GOPR-owcy z piątku nie mieli pojęcia jakie warunki panują w okolicy!
Pilsko, Romanka, Diablak, Polica.
Wchodzimy na wieżę! Jest cudnie! W tych warunkach nawet Tatry nie wyglądają tak źle
W drugą stronę widać Sudety! A konkretnie to na pewno Jesioniki i wieżę na Pradziadzie. W linii prostej pomiędzy dwiema konstrukcjami jest 138 kilometrów. Pewnie RobertJ by tylko wzruszył na to ramionami, ale ja jestem zachwycony Na prawo trzecia wieża - na Czantorii.
Skrzyczne.
Dobrze wyróżnia się dolina Olzy pomiędzy Beskidem Śląskim a Śląsko-Morawskim z tyłu. Można jak na mapie plastycznej zobaczyć najważniejsze szczyty tego drugiego - z Javorovym i Lysą Horą.
Lysa Hora (Gigula) w zbliżeniu. Na lewo Radhošť (60 kilometrów od nas); bliżej Kiczory i górna stacja kolejki na Stożek.
Z cyklu wyższe góry: oprócz Tatr jest naturalnie cała grań Niżnych Tatr z Chopokiem na czele (około 80 km) i Mała Fatra.
Najładniej to jednak wygląda w tą stronę: od lewej Veľká lúka i sterczący Kľak w Luczańskiej Małej Fatrze oraz Strážov w Górach Strażowskich.
Sama ośnieżona wieża robi wrażenie.
Jeszcze patrzę raz w kierunku Czantorii - kolejka ponoć nie działa...
...i na beskidzki klasyk - w dole niewielka mgiełka.
Robimy sobie zdjęcie z Georgem na tle Skrzycznego...
...i trzeba powoli schodzić . Powinno się tu siedzieć cały dzień z ciepłym termosem, ale że decyzję o zdobyciu szczytu podjęliśmy spontanicznie oraz późno, to nie mamy już za dużo czasu, a i tak zapewne ucieknie nam ostatni autobus z dołu.
Na poziomie gruntu też nadal cykamy...
W dół idzie się nieco gorzej, gdyż śnieg nie jest już tak ubity i częściej się pod nami zapada. Ale tempo i tak mamy niezłe.
Po drodze chłopaki, którzy przyszli do strony Kaskad Rodła, pytają się co to za postrzępione góry na horyzoncie?
Bajka jak z Andersena! Szczerze mówiąc nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem tak piękną zimę w górach, ale musiało to być strasznie dawno!
W schronisku wiemy, że o autobusie nie ma co marzyć, zatem nie musimy już pędzić jak szaleni. Zjadamy ciepłą zupę i robimy sobie zdjęcie z cyklu błogosławiony między niewiastami.
Przy okazji warto zwrócić uwagę na menu - według pewnej pani która zawitała w progi Przysłopu "oprócz schabowego nie ma tu nic do jedzenia .
Przed nami odcinek wzdłuż Czarnej Wisełki do Wisły Czarnego (Czarnej?). Cały czas idziemy drogą, gdyż skrót szlakiem jest ledwo przetarty.
Na parkingu przy zaporze jesteśmy około 15.30. Pomagam wypchnąć samochód jakiejś rodzinki, która ślizga się na lodzie, a oni... pytają się czy nas nie podwieźć Lepiej nie mogło się trafić, błyskawicznie docieramy do centrum Wisły, gdzie zdążymy jeszcze na wcześniejszego busa.
Ogólnie można napisać, że wyjazd z gatunku tych idealnych, bo było wszystko: i nocne, klimatyczne chodzenie z czołówkami, i mgła, i słoneczko z widokami, i doborowe towarzystwo. Chciałoby się takie zawsze!
Gal:
https://flic.kr/s/aHskMGPhze
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Przeczytałem "rzygaliście"
Wiedzieliśmy, że w niedzielę ma być ładnie. Więc liczyłem, że w drodze powrotnej ze Stecówki chociaż coś pofocimy Ale, że będzie aż tak "ładnie" to nie przypuszczaliśmy Dobrze czasem zmienić plany i zaryzykować późniejsze wejście
Wiedzieliśmy, że w niedzielę ma być ładnie. Więc liczyłem, że w drodze powrotnej ze Stecówki chociaż coś pofocimy Ale, że będzie aż tak "ładnie" to nie przypuszczaliśmy Dobrze czasem zmienić plany i zaryzykować późniejsze wejście
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"