16-18.10.2017 Sulovski tryptyk jesienny
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
16-18.10.2017 Sulovski tryptyk jesienny
Jesień w tym roku kiepska, ale okna pogodowe się zdarzają. Przed weekendem prognozy były optymistyczne, ale dopiero od poniedziałku. Namówiłem Ukochaną na wzięcie 3 dni urlopu. W sobotę pojechaliśmy w Śląski w większym gronie - nie padało. W niedzielę udzielaliśmy się towarzysko w Krakowie, słońce coś tam nawet świeciło. Wieczorem w domu patrzę - piszą, że będzie żyleta. Trochę szkoda takiej żylety na marne jednodniówki. No to może w Sulowskie Wierchy pojechać? Odkąd tam byliśmy wiosną 2012 zawsze obiecuję sobie, że trzeba wrócić, najlepiej jesienią. Mijają lata i jakoś nic z tego nie wychodzi, więc może taki spontan byłby dobrym pomysłem. Pojechaliśmy
część 1 - Zygfryd i Pyskata Kaczka
Wstaliśmy jak do pracy. Droga minęła szybko. Kwaterę fajną trafiliśmy. Na początek spokojna trasa na Žibrid (867) - najwyższy szczyt Sulowskich Wierchów dostępny znakowanym szlakiem. Idziemy sobie, jest przyjemnie.
Ścieżka na sedlo Patúch (621).
Są kolory
A potem w las i do góry.
Zaczynają się wapienne wychodnie.
I widoki.
Sulowskie Wierchy w całej okazałości.
Las mieszany, tak jak się spodziewałem jesień to dobra pora roku na przyjazd w te strony.
Zbliżamy się do szczytu.
Zdobyty
Podczas poprzedniego pobytu w Sulowskich, mimo, że spędziliśmy tu aż 8 dni, jakoś opuściliśmy Žibrid. Był 2x w planach, ale za każdym razem brakowało czasu. Dlatego teraz od niego zaczęliśmy.
Wyżej już się nie dało wyjść.
Schodzimy.
Wróciliśmy się na sedlo Patúch i zaczęliśmy podchodzić na grzbiet Kečki.
Ostre podejście z początku.
A potem "niekończąca" się seria szczytów o podobnej wysokości z punktami widokowymi.
Zaliczaliśmy je nieśpiesznie po kolei.
Można powiedzieć - nudy
Na przemian w widokami jesienny las i tak ciągle w kółko... to może daruję sobie komentarz
I w ten oto sposób doszliśmy na najwyższy szczyt grzbietu Kečka (822) inaczej nazywany Pyskatá Kačka. Tam postanowiliśmy podziwiać zachód słońca.
A zachód był dość ciekawy taki lekko zamglony.
Dzięki temu kolory zrobiły się całkowicie odjechane.
Słoneczka już dogasa blask.
Na koniec zaszliśmy z najbliższej przełęczy bezszlakowo. Stromizna straszliwa, ale daliśmy radę.
Można powiedzieć, że po jasnemu (bo bez użycia czołówek) wróciliśmy na kwaterę. Patrząc na to co nas czeka kolejnego dnia...
C.D.N.
część 1 - Zygfryd i Pyskata Kaczka
Wstaliśmy jak do pracy. Droga minęła szybko. Kwaterę fajną trafiliśmy. Na początek spokojna trasa na Žibrid (867) - najwyższy szczyt Sulowskich Wierchów dostępny znakowanym szlakiem. Idziemy sobie, jest przyjemnie.
Ścieżka na sedlo Patúch (621).
Są kolory
A potem w las i do góry.
Zaczynają się wapienne wychodnie.
I widoki.
Sulowskie Wierchy w całej okazałości.
Las mieszany, tak jak się spodziewałem jesień to dobra pora roku na przyjazd w te strony.
Zbliżamy się do szczytu.
Zdobyty
Podczas poprzedniego pobytu w Sulowskich, mimo, że spędziliśmy tu aż 8 dni, jakoś opuściliśmy Žibrid. Był 2x w planach, ale za każdym razem brakowało czasu. Dlatego teraz od niego zaczęliśmy.
Wyżej już się nie dało wyjść.
Schodzimy.
Wróciliśmy się na sedlo Patúch i zaczęliśmy podchodzić na grzbiet Kečki.
Ostre podejście z początku.
A potem "niekończąca" się seria szczytów o podobnej wysokości z punktami widokowymi.
Zaliczaliśmy je nieśpiesznie po kolei.
Można powiedzieć - nudy
Na przemian w widokami jesienny las i tak ciągle w kółko... to może daruję sobie komentarz
I w ten oto sposób doszliśmy na najwyższy szczyt grzbietu Kečka (822) inaczej nazywany Pyskatá Kačka. Tam postanowiliśmy podziwiać zachód słońca.
A zachód był dość ciekawy taki lekko zamglony.
Dzięki temu kolory zrobiły się całkowicie odjechane.
Słoneczka już dogasa blask.
Na koniec zaszliśmy z najbliższej przełęczy bezszlakowo. Stromizna straszliwa, ale daliśmy radę.
Można powiedzieć, że po jasnemu (bo bez użycia czołówek) wróciliśmy na kwaterę. Patrząc na to co nas czeka kolejnego dnia...
C.D.N.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: 16-18.10.2017 Sulovski tryptyk jesienny
Drugiego dnia zrobiliśmy klasyczną trasę po Sulowskich Skałach. Odległościowo jest to praktycznie spacer, przystosowany pod niedzielnych turystów. Mieliśmy więc komfort nieograniczonej ilości czasu, spokój ducha. Zapraszam.
część 2 - Sulowskie Skały klasycznie
Wyruszamy w gęstej mgle, w lesie w miarę nabierania wysokości zaczyna się przejaśniać. Mam nadzieję, że wyjdziemy ponad.
W okolicach Gotyckiej Bramy zaczyna się coś dziać.
Siedzimy i czekamy jak się sytuacja rozwinie. Wszystko zmienia się na naszych oczach.
Widmo Brockenu - pierwszy raz je widzę poza Tatrami.
Robimy obowiązkowe kółko wokół Gotyckiej Bramy.
Ruszamy dalej, zaliczając wszystkie punkty widokowe.
Z których widać, że mgły są coraz niżej.
Podchodzimy pod Sulowski Zamek (Súľovský hrad 660).
Znowu te mgiełki. Ale już coraz dalej i niżej.
Na Skały widok już czysty.
Kotlina Sulowska również już bez mgieł.
Jeszcze tylko w Dolinie Wagu się trzymają.
Schodzimy z zamku. Pamiętam, że Strzępek po tej drabinie nie dał rady, trzeba go było znieść... a Tobi sobie poradził.
Idziemy dalej. Czerwonym szlakiem, coraz wyżej.
Odpoczywamy pod okapem skalnym.
Od szlaku co chwilę odbijają oznakowane podejścia na punkty widokowe. Warto je zobaczyć wszystkie.
Poza tym nudy. Okolice południa, czyli światło do bani. Profesjonalni fotografowie robią zdjęcia tylko jak są "złote godziny". ale ja robię non-stop
Kolejny punkt widokowy. Najwyższa skała to Brada (816), kiedyś szukaliśmy na nią wejścia, ale jest to możliwe tylko dla prawdziwych skałkowych wspinaczy.
Grzbiet, który mamy już za sobą.
Inny piękny widok.
Idziemy dalej.
Cała kotlina Sulowska wzdłuż.
Pod tymi skałkami będziemy za chwilę schodzić w dół.
Gigantyczna brama skalna na zejściu żółtym szlakiem.
Kolory powinny być już lepsze... zbliża się "złota godzina"
Idziemy jeszcze do Jaskini Šarkania diera (Smocza Dziura). Ukochana pokazuje Tobiemu inną drogę niż po drabinie. Mógłby sobie nie poradzić, bo metalowa śliska i długa.
Widoki na podejściu do jaskini.
Smocza Dziura jest na tyle duża, że smok mógłby się zmieścić.
Zejścia trochę się obawiałem. Pamiętam, że Strzępek tutaj miał mały wypadek. Schodząc bokiem ześlizgnął się i spadł na dolną cześć drabinki, ale na szczęście nic mu się nie stało. Tobi poradził sobie bez problemu.
Zachód tym razem mieliśmy na dole.
Pyskata Kaczka - tam wczoraj siedzieliśmy o tej porze.
Podsumowując, kiepski dzień. Rano słaba widoczność, trasa zrobiona krótka, w żółwim tempie. W zasadzie żadnych atrakcji po drodze. Nie polecam Sulowskich Skał.
C.D.N.
część 2 - Sulowskie Skały klasycznie
Wyruszamy w gęstej mgle, w lesie w miarę nabierania wysokości zaczyna się przejaśniać. Mam nadzieję, że wyjdziemy ponad.
W okolicach Gotyckiej Bramy zaczyna się coś dziać.
Siedzimy i czekamy jak się sytuacja rozwinie. Wszystko zmienia się na naszych oczach.
Widmo Brockenu - pierwszy raz je widzę poza Tatrami.
Robimy obowiązkowe kółko wokół Gotyckiej Bramy.
Ruszamy dalej, zaliczając wszystkie punkty widokowe.
Z których widać, że mgły są coraz niżej.
Podchodzimy pod Sulowski Zamek (Súľovský hrad 660).
Znowu te mgiełki. Ale już coraz dalej i niżej.
Na Skały widok już czysty.
Kotlina Sulowska również już bez mgieł.
Jeszcze tylko w Dolinie Wagu się trzymają.
Schodzimy z zamku. Pamiętam, że Strzępek po tej drabinie nie dał rady, trzeba go było znieść... a Tobi sobie poradził.
Idziemy dalej. Czerwonym szlakiem, coraz wyżej.
Odpoczywamy pod okapem skalnym.
Od szlaku co chwilę odbijają oznakowane podejścia na punkty widokowe. Warto je zobaczyć wszystkie.
Poza tym nudy. Okolice południa, czyli światło do bani. Profesjonalni fotografowie robią zdjęcia tylko jak są "złote godziny". ale ja robię non-stop
Kolejny punkt widokowy. Najwyższa skała to Brada (816), kiedyś szukaliśmy na nią wejścia, ale jest to możliwe tylko dla prawdziwych skałkowych wspinaczy.
Grzbiet, który mamy już za sobą.
Inny piękny widok.
Idziemy dalej.
Cała kotlina Sulowska wzdłuż.
Pod tymi skałkami będziemy za chwilę schodzić w dół.
Gigantyczna brama skalna na zejściu żółtym szlakiem.
Kolory powinny być już lepsze... zbliża się "złota godzina"
Idziemy jeszcze do Jaskini Šarkania diera (Smocza Dziura). Ukochana pokazuje Tobiemu inną drogę niż po drabinie. Mógłby sobie nie poradzić, bo metalowa śliska i długa.
Widoki na podejściu do jaskini.
Smocza Dziura jest na tyle duża, że smok mógłby się zmieścić.
Zejścia trochę się obawiałem. Pamiętam, że Strzępek tutaj miał mały wypadek. Schodząc bokiem ześlizgnął się i spadł na dolną cześć drabinki, ale na szczęście nic mu się nie stało. Tobi poradził sobie bez problemu.
Zachód tym razem mieliśmy na dole.
Pyskata Kaczka - tam wczoraj siedzieliśmy o tej porze.
Podsumowując, kiepski dzień. Rano słaba widoczność, trasa zrobiona krótka, w żółwim tempie. W zasadzie żadnych atrakcji po drodze. Nie polecam Sulowskich Skał.
C.D.N.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1070
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: 16-18.10.2017 Sulovski tryptyk jesienny
Podjechaliśmy autem do miejscowości Záskalie. Nasz cel to Malý Manín (813) oraz Veľký Manín (891). Ten wyższy to najwyższy szczyt Sulowskich Wierchów. Niestety (a może stety) na oba wierzchołki nie ma szlaku. Przez Masyw Wielkiego Manina przechodzi szlak, ale omija szczyt.
część 3 - sratata Maniny dwa
Zaczynamy jak poprzedniego dnia we mgle. Jakąś drogą wychodzimy na wysoko położone łąki pod Małym Maninem.
Mgiełki opadają i mamy widok ma Wielki Manin.
Mały Manin przed nami. Z boku wygląda niepozornie, ale zbocza strome i straszą nieco widocznymi przez drzewa skałami. Wierzchołek wygląda na zarośnięty, ale pod szczytem widać wielką wychodnię skalną. Obmyślam plan ataku i do boju.
W lesie, tak jak się spodziewałem - stromo, ale są jakieś dzikie pseudo ścieżki.
Znowu mamy jesienne kolory. Bez szlaku smakują lepiej.
Osiągamy grzbiet.
Szczytujemy. Niestety bez widoków.
Na zejściu próbuję nawigować w kierunku tej wielkiej wychodni skalnej.
Trafiamy na nią. Widok w stronę szczytu.
Wielki Manin, a w dole Wąwóz Maniński.
Niestety pogoda nieco się popsuła w porównaniu z poprzednimi dniami.
Tymi łączkami tutaj podchodziliśmy. W oddali po lewej widać Sulowskie Skały.
Nasyciwszy oczy schodzimy, na dziko, bezszlaku.
Tak białych grzybków jeszcze nie widziałem.
Na drzewach pojawiły się żółte krzyż, ciekawe gdzie to prowadzi.
Do wychodni z krzyżem - w sumie logiczne.
Wielki Manin jest już blisko. Maninski Wąwóz w dole - głęboki.
Ostatni etap zejścia, oczywiście nie schodzimy wprost do wąwozu, tylko bokiem dookoła.
Wąwóz przechodzimy drogą.
To normalna asfaltowa droga z ruchem samochodowym. Jedyny możliwy dojazd do 3 miejscowości. Jeżdżą tu autobusy komunikacji publicznej i wielkie autokary wycieczkowe.
W połowie Wąwozu cmentarz symboliczny skałkowych wspinaczy. Dużo ludzi młodych.
Atrakcji dopełniają drewniane mostki.
Pora na ostatnie podejście. Ruszamy na Wielki Manin szlakiem żółtym.
Idziemy i idziemy. Prawie 600 metrów stromego podejścia. W połowie padam, trzeba coś zjeść, bo zwyczajnie skończyła się energia.
Na przełęczy pomiędzy dwoma wierzchołkami Wielkiego Manina porzucamy szlak i podchodzimy szczyt.
Na szczycie jest kamienny kopiec, książka wpisowa. Widoków brak,
Schodzimy.
Po drodze mamy jeszcze punkt widokowy.
Oraz jaskinię - Partizánska jaskyňa.
Na dole podziwiamy jeszcze z daleka największy okap skalny na Słowacji. Widać ścieżkę, która prowadzi na górą. Trzeba tu jeszcze kiedyś wrócić.
W ten oto sposób dobiegł końca nasz 3-dniowy wyjazd w Sulowskie Wierchy. Bardzo się cieszę, że udało się trafić idealnie na jesienne kolory. Ciężko będzie kiedyś pobić to co widzieliśmy. Zdjęcia swoją drogą, będzie pamiątka, ale doświadczyć tego wszystkiego na żywo, czuć zapach liści rozgrzanych słońcem, słyszeć ich szelest... to inna bajka.
Więcej zdjęć w dużej rozdzielczości: https://photos.app.goo.gl/BkOUaZDqycs6w3fQ2
Sulowskie Wierchy oczywiście polecam
część 3 - sratata Maniny dwa
Zaczynamy jak poprzedniego dnia we mgle. Jakąś drogą wychodzimy na wysoko położone łąki pod Małym Maninem.
Mgiełki opadają i mamy widok ma Wielki Manin.
Mały Manin przed nami. Z boku wygląda niepozornie, ale zbocza strome i straszą nieco widocznymi przez drzewa skałami. Wierzchołek wygląda na zarośnięty, ale pod szczytem widać wielką wychodnię skalną. Obmyślam plan ataku i do boju.
W lesie, tak jak się spodziewałem - stromo, ale są jakieś dzikie pseudo ścieżki.
Znowu mamy jesienne kolory. Bez szlaku smakują lepiej.
Osiągamy grzbiet.
Szczytujemy. Niestety bez widoków.
Na zejściu próbuję nawigować w kierunku tej wielkiej wychodni skalnej.
Trafiamy na nią. Widok w stronę szczytu.
Wielki Manin, a w dole Wąwóz Maniński.
Niestety pogoda nieco się popsuła w porównaniu z poprzednimi dniami.
Tymi łączkami tutaj podchodziliśmy. W oddali po lewej widać Sulowskie Skały.
Nasyciwszy oczy schodzimy, na dziko, bezszlaku.
Tak białych grzybków jeszcze nie widziałem.
Na drzewach pojawiły się żółte krzyż, ciekawe gdzie to prowadzi.
Do wychodni z krzyżem - w sumie logiczne.
Wielki Manin jest już blisko. Maninski Wąwóz w dole - głęboki.
Ostatni etap zejścia, oczywiście nie schodzimy wprost do wąwozu, tylko bokiem dookoła.
Wąwóz przechodzimy drogą.
To normalna asfaltowa droga z ruchem samochodowym. Jedyny możliwy dojazd do 3 miejscowości. Jeżdżą tu autobusy komunikacji publicznej i wielkie autokary wycieczkowe.
W połowie Wąwozu cmentarz symboliczny skałkowych wspinaczy. Dużo ludzi młodych.
Atrakcji dopełniają drewniane mostki.
Pora na ostatnie podejście. Ruszamy na Wielki Manin szlakiem żółtym.
Idziemy i idziemy. Prawie 600 metrów stromego podejścia. W połowie padam, trzeba coś zjeść, bo zwyczajnie skończyła się energia.
Na przełęczy pomiędzy dwoma wierzchołkami Wielkiego Manina porzucamy szlak i podchodzimy szczyt.
Na szczycie jest kamienny kopiec, książka wpisowa. Widoków brak,
Schodzimy.
Po drodze mamy jeszcze punkt widokowy.
Oraz jaskinię - Partizánska jaskyňa.
Na dole podziwiamy jeszcze z daleka największy okap skalny na Słowacji. Widać ścieżkę, która prowadzi na górą. Trzeba tu jeszcze kiedyś wrócić.
W ten oto sposób dobiegł końca nasz 3-dniowy wyjazd w Sulowskie Wierchy. Bardzo się cieszę, że udało się trafić idealnie na jesienne kolory. Ciężko będzie kiedyś pobić to co widzieliśmy. Zdjęcia swoją drogą, będzie pamiątka, ale doświadczyć tego wszystkiego na żywo, czuć zapach liści rozgrzanych słońcem, słyszeć ich szelest... to inna bajka.
Więcej zdjęć w dużej rozdzielczości: https://photos.app.goo.gl/BkOUaZDqycs6w3fQ2
Sulowskie Wierchy oczywiście polecam
Re: 16-18.10.2017 Sulovski tryptyk jesienny
Widać jesień już na całego, kolory wspaniałe. Bardzo urokliwe miejsce. Super spędzony czas.