"Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

"Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 05 lipca 2018, 0:19

W tym roku kierunek Estonia.

Zaraz po wjezdzie na Litwe kierujemy sie nad jezioro Dusia w poszukiwaniu jakiegos miejsca na biwak. Brzegi jeziora stwarzają pozory dosyc pustych i dzikich, jednak prawie wszystkie drogi zjazdowe sa zamkniete szlabanikiem z numerem telefonu. Pewnie mozna sie tam osiedlic, ale za opłatą. Nie wiem czy to taki dobry interes bo wszedzie jest pusto. A lato w pelni.

Mamy jednak namiar gdzie szukac drogi bez szlabanu. Wykoszona łąka, miejsce ognisko i nieco nadgryziona zębem czasu wiatka, raczej bardziej dodająca uroku swym wygladem niz chroniaca przed deszczem. Tu sie dzis osiedlamy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pamiątki z Puszczy Augustowskiej.

Obrazek

Po wczorajszym biwaku w tłumie tu sie czujemy nieco dziwnie, tylko my i jezioro. No dobra - mamy odwiedziny. Przychodzi kot. Chyba nawykły do karmienia i czochrania przez turystow. Nie musze mowic kto z naszej trojki najbardziej sie ucieszyl z niespodziewanego, puszystego goscia ;) Kot jest tulony, głaskany a nawet zostaje mu oddany cały podwieczorek. Na pewnym etapie jednak musimy przerwac tą zażyłą przyjazn - kabak planuje zapakowac kota do wiaderka i zaniesc go do jeziora celem dalszej, wspolnej zabawy.

Obrazek

Obrazek

Odwiedzają nas tez łabedzie. Tez sa wyglodniałe ale jest problem bo wszystko juz zjadł kot...

Obrazek

Obrazek

Woda w jeziorze jest lodowata. Gorzej jak w gorskim strumieniu czy kamieniolomie. Tylko toperz zapodaje calkowitą kąpiel - biedaczek jeszcze nie wie, ze nie ostatnią dzisiaj….

Obrazek

Obrazek

Od kiedy przyjechalismy towarzyszy nam ciemny, nisko wiszący wał chmur. Długi czas stoi w miejscu, potem lekko przesuwa sie w naszą strone.

Obrazek

W momencie gdy zjada słonce dostaje jakiegos impetu i szybkosci kosmicznych. Ledwo zdążamy uciec do busia. Pranie w wiacie zostalo i mimo daszku jest do wykrecenia, tak samo jak jedna koszulka, ktora uleciała do jeziora. Wiatr dmuchnął na tyle solidnie, ze kabacze wiaderko zostalo rzucone chyba ze 100 metrow wgłąb jeziora i sie kołysze na falach.. (na szczescie bez kota! Kot czmychnal juz wczesniej do domu). Bohaterski toperz ratuje wiaderko!

Nad brzegiem sa tez dwa słupki kamienne o nieznanym nam przeznaczeniu. Z metalowymi “pięczęciami”, skorodowanymi w stopniu zroznicowanym.

Obrazek

Obrazek

Dzisiejszy plan dnia zaklada przejechac przez Litwe, tak zeby ominąc “via baltike”, Wilno i Kowno. Chocby i szutrami.

Obrazek

Nie wiem czy mają tu teraz jakies manewry wojskowe, czy jakies swieta czy festyny, ale wszedzie włóczy sie strasznie duzo wojska. Drogami jezdza wte i wewte cale kolumny ciezarowek i pojazdow pancernych, udekorowanych siatkami maskujacymi. Na polankach w lesie tez sie kręcą. Ciezko isc do kibla, zeby z krzakow nie wystawala jakas lufa!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Jonavie spodobał mi sie jeden widoczek z wiaduktu - w klimatach industrialno - kolejowych.

Obrazek

Chwile sie tam kręce z aparatem, zoomujac gąsienice utrzworzone z cystern, fajne lokomotywy i dymy z kominow malowniczo rozwiewające sie na wietrze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakis dwoch gosci wyłazi ze strozowki na dole i cos do mnie pokrzykuje, żywo gestykulując. Wiatr jest taki, ze nie ma szans nic zrozumiec. Dobra - brak wiatru nie pomoglby mi w skumaniu litewskiego ;) Usmiecham sie wiec tylko do nich i im macham. Odmachują mi i chowaja sie do kanciapy. Ciekawe o co chodzilo…

W Alytus jedziemy przez ciekawą dzielnice. Osiedle starych, pietrowych domow z drewna. Ni to bloki ni baraki... Wokol leżą stosy porąbanego drewna i kołyszą sie sznury powiewającego prania. Wszedzie jest duzo zieleni i dzieci jezdzacych na rowerkach po czworo naraz. Jakis gosc cos spawa tak, ze snop iskier leci na ulice i musimy przejechac pod tą świetlistą zasłoną. Chce sie zatrzymac i troche powloczyc po tej dzielnicy. Ostatecznie decydujemy zrobic to na powrocie… I to jest kolejny przyklad, ze nigdy nie mozna odkladac niczego na pozniej. Wracalismy tą samą drogą. Tak nam sie przynajmniej wydawalo. Ale tego osiedla juz nie bylo. Albo znikneło w niebycie albo my pomylilismy droge…

Granice z Łotwą chcemy przekroczyc koło Kvetkai, małą pylistą drogą. Jechalismy tak kilka lat temu i bylo bardzo miło. Jednak pamiec jest nieco zawodna. Kvetkai mijamy ale dalej cos sie nam pokiełbasiło.. Wypluwa nas na robaczywej szutrówce, ktora wije sie długimi kilometrami wzdłuz granicy, nie mogąc jej przekroczyc z racji na rzekę, a raczej bagnisty ciek bedacy wylęgarnia wszelakiego latajacego paskudztwa. Zakrecamy szyby, ktore natychmiast zostaja oklejone od zewnatrz czarnym kozuchem, ktory brzeczy i sie miota. Wedrujac w maju drogami polskiego Polesia wydawalo sie nam, ze robactwo pożera nas zywcem. Jedno jest pewne - w porownaniu - to tam nie bylo go wcale. Nie ma opcji wyjsc do kibla! Chyba przyjdzie korzystac z kabaczego nocnika ;) Ciezko sie nam nawet zorientowac gdzie jestesmy - mijamy jakies miejscowosci, ktorych nie ma na mapie - maleńkie, na wpół wyludnione przysiółki.

Obrazek

Obrazek

Ostatecznie zapodajemy odwrot do Kvetkai. Bo ta bagienna droga chyba nigdy sie nie konczy...

Warto bylo wrocic do wioski. Za drugim podejsciem zauwazamy nietypowe budki ptasie. Nieco upiorne ale malownicze w swoim nietypowym pomysle :)

Obrazek

Obrazek



cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 06 lipca 2018, 18:17

Łotwa wita nas kałużastymi drogami i zapachem palonych ziół. Jeden w swoim rodzaju zapach, taki gdy wrzuci sie do pieca stare, zeschniete i zakurzone bukiety.

Dosc długo kluczymy szutrowymi drogami po polach i lasach w poszukiwaniu miejsca na biwak. Cien uszastego busia robi sie coraz bardziej smukły.

Obrazek

A to zdjecie na zyczenie kabaczka. Bo na tablicy jest sowa. A ona tez ma sowe!

Obrazek

Ostatecznie na nocleg zatrzymujemy sie za Lone, nad jeziorem Saukas. Jest zatoczka na skrzyzowaniu drog, ale to nic nie szkodzi - przez cały wieczor nic nie przejechało.

Obrazek

Nadjeziorna plaża zarosła sitowiem, a przebieralnie, ławeczki i ognisko wysoką trawą. Drewno pobutwiało i rozpada sie w rękach. Nawet bylo przygotowane drewno na opał ale porósł je juz mech... Jakies nieco zapomniane to kąpielisko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W oczy rzuca sie dosc nowa, trojkatna wiatka. Planujemy w niej spac.

Obrazek

Ruszamy dziarsko obejrzec jej wnetrza i ocenic przydatnosc dla naszych celow, otwieramy drzwi a to…. Kibel! :D

Obrazek

Wieczor jest chłodny, chrustu na ognicho mało i mokry, wiec szybko ukladamy sie do snu.

Unijne tablice tez sie czasem do czegos mogą przydac! ;)

Obrazek

Okolo 9 na dotychczas puste drogi przyjezdzaja dwie opasłe ciezarowki i jedna osobowka. Jedna z ciezarowek ma wielką łapę dzwigu, druga ogromne kontenery. Łapa zaczyna podnosic gałezie, mielic je, a wióry sie sypią do kontenerow. Kabaczę zachwycone az klaszcze w łapki.

Obrazek

Z osobowki wysiada dwoch nieco podchmielonych jegomosci, z ktorymi nawiązuje sie miła pogawędka, zakrapiana nieco ziołową wódką. Zwykle wódka z rana, na upale, nie jest moim najbardziej upragnionym napojem, ale tu jakos pasuje. Jakos komponuje sie z wonią mielonego drewna, zgrzytem dzwigu i innych maszynerii oraz pokręconymi nieco opowiesciami miejscowych. Zwlaszcza, ze spozywamy ją z gwinta, wiec kazdy moze sobie dawkowac wielkosc łyków wedle upodobania i nie ma presji aby oproznic kieliszek do konca.

Obrazek

Janes i Waldysz sa miejscowi, z wioski obok. Wlasnie sprzedają wióry Estonczykom. Czemu tamtym opłaca sie jechac taki kawał po wióry? Tego chłopaki juz nie wiedzą i niezbyt ich to interesuje - jest kasa, jest ok. Pytają nas czy nie chcemy kupić lasu. Opowiadają tez o jakiejs wycince drzew w okolicy, ktora przerodziła sie w bijatyke z ekologami. Ponoc sprawa była gruba, skonczyla sie jakimis dwoma ofiarami smiertelnymi, ale nie wiem po ktorej stronie. Janes poruszajac ten temat jest wyraznie zdenerwowany, nieco sie mota i zaczyna wplatac tyle łotewskich słow, ze przestaje go momentami rozumiec. Koles tez twierdzi, ze do dzis bardzo nie lubil Polakow. Spotkał sie z nimi kilkakrotnie w Anglii, gdzie pracował, i za kazdym razem go jakos oszukali. Ponoc my nieco ratujemy wizerunek naszych rodakow i Janes obiecuje opowiedziec w calej swojej wiosce, ze nie wszyscy z Polski sa tacy zli ;)

Na kabaczka oczywiscie mówią “łapoczka” jak wszedzie na wschodzie. Acz wreszcie tu udaje mi sie dowiedziec skad to okreslenie. Bo ponoc byla jakas stara bajka “Czterech synow i doczka- łapoczka” i ze tym slowem okresla sie miłe, małe dziewczynki.

Waldysz dla odmiany stawia sobie za punkt honoru wyznaczyc nam najlepszą droge nad morze i nie moze wyjsc ze zdumienia, ze nie mamy nawigacji. A wlasnie mial w planie nam cos w takowej namotac. Bierze sie zatem za mape, cos maze po niej dlugopisem i wychodzi na to, ze aby dojechac nad łotewskie morze musimy sie cofnac do Wilna.

Gdy sie dowiadują, ze jedziemy do Estonii to zostajemy pouczeni, ze kazdemu napotkanemu Estonczykowi mamy mowic, ze w Lone sprzedaja najlepsze na swiecie wióry. Wiec jakby ktos z czytajacych tą relacje zapragnął nagle wywrotki albo dwóch mielonej łoziny - to wie gdzie ma uderzac i o kogo pytac :)

Objezdzamy sobie jeszcze jezioro dookola. Rzadko mozna spotkac same kobiety zainteresowane wedkarstwem ;)

Obrazek

W Sauka wpadamy na opuszczony palac, iscie jak z Dolnego Slaska!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tylko zabudowania przypalacowe przypominaja, ze jednak jestesmy w zupelnie innym rejonie...

Obrazek

Mijamy po drodze klimaty wiejskie

Obrazek

i osiedlowe...

Obrazek

Obrazek

Miedzy Skriveri a Madliena wpadamy w jakies potworne remonty drog! Ryją jakby tunele na dwa metry wgłąb! Ratunku! Moze oni mieli racje? Moze jednak trzeba bylo jechac przez Wilno? Poki co swiatla sa co 100 metrow i na kazdych stoi sie 5 minut. Piechotą byłoby szybciej. Co chwile jest tez efekt jakby ktos na szybe sypnął łopate piachu. 9 km jedziemy ponad poltorej godziny. Nie lubie pospiechu no ale bez jaj!

Obrazek

Obrazek

W okolicy Lobe skrecamy wiec w boczne drogi na Ogre. Gdzies przed Glazkunis trafiamy na super sklepo-knajpe. Mają tu lane piwo i kwas “zolta beczka” - chyba najlepszy kwas butelkowy jaki dotychczas piłam. Mający w sobie cos z aromatu tego beczkowego - kurcze, rdzy dodaja czy co? :)

Obrazek

Obrazek

Sprzedająca babeczka cieszy sie na nasz widok. Opowiada, ze tez ma polskie korzenie. Jej oboje rodzice byli z Polski, acz nie wie z jakich miejscowosci pochodzili. Dziadkow nie znala. Ona urodzila sie juz tutaj, kilka lat po wojnie. W domu nie uczyli jej mowic po polsku. Umie jedynie sie modlic, do dzis pacierz odmawia sobie po polsku. Zna tez jedna polska piosenke, ale nie chce zaspiewac, bo ponoc nie ma talentu muzycznego, a w sklepie za duzo ludzi i sie wstydzi. Na pytanie czy czuje sie Polką, Rosjanką, Łotyszką czy jeszcze kims innym - mowi, ze nie wie. Ze wiele razy sie nad tym zastanawiała ale nie doszła do zadnych wiążących wniosków. Skadinad ciekawe, ze tak mało wie o swoich rodzicach i ich przeszlosci (praktycznie nic), ze nie mowili do niej po polsku, ze nigdy nie opowiadali w jaki sposob sie tu znalezli i dlaczego... Pachnie to jakąś mocno niewesołą historią…

Sporo czasu spedzamy w przysklepowej, cienistej wiatce, z pękastą butelczyną kwasu, co chwile biegając po lody do sklepu, albo do klimatycznego wychodka nieopodal…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem jeszcze gdzies przy drodze przerwa na popas. Przy starym wagonie, w ktorym ktos kiedys mieszkał.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W srodku widac tapety na scianach, zostaly połamane szafki i kuchenka gazowa.

Obrazek

Obrazek

W jednej z szafek sa listy, pisane piórem, ładnym kaligraficznym wręcz pismem. Kilkanascie długich listow. Zapewne po łotewsku. Zawsze cholernie ciekawią mnie listy z opuszczonych miejsc. Szlag mnie trafia jak nie moge ich przeczytac. Wpadam na genialny pomysł - porobie im zdjecia i moze ktos mi pomoze przetłumaczyc? Albo sama podręcze jakis translator? Przy pierwszej probie pierwszego zdjecia fotka totalnie sie rozmazuje. Jakby załączyl sie długi czas naswietlania, mimo ze kartke polozylam w sloncu. Drugie zdjecie jest totalnie zaczernione. Probuje przeniesc kartke do cienia i zrobic zdjecie z błyskiem. Lampa nie chce sie załaczyc. Przełączam tryb aparatu na manualny, kartke przenosze w slonce, ustawiam krotki czas i… w tym momencie pada bateria. Ładowałam ją wczoraj. To jest niemozliwe. Zmieniam baterie, tzn. probuje. Nowa bateria wyskakuje mi z ręki i wpada w rozpadline w podłodze. Szczelina jest wąska, nie moge jej wydłubac. Długo sie męcze. Gdy w koncu sie udaje wyłuskać zgube to paskudnie rozcinam ręke o kawałek zardzewiałek blachy… Na usta pchają sie slowa, ktorych z grzecznosci tu nie zacytuje. Moze jestem przesądna, ale nie mam odwagi dalej próbowac. Wystarczy. Zrozumiałam w koncu aluzje. Chowam aparat a listy odkładam do szuflady. Moze tak ma byc. Niech ich tresc pozostaje tajemnicą na zawsze…

Miałam jeszcze isc zwiedzic majaczący w zaroslach budynek. Ale juz mi sie jakos nie chce. Cos z tym miejscem jest nie tak.. ;)

Obrazek

Wieczorem na biwaku wkładam “rozładowaną” baterie do aparatu. Działa. I robie na niej zdjecia kolejne 4 dni…

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 10 lipca 2018, 0:24

Łotewskie morze podobalo nam sie i w Lipawie, i na Kolce. Tym razem postanowilismy obejrzec polnocną część wybrzeza tego kraju. Mamy namiar na fajne, dzikie biwakowiska miedzy Tują a Kurmrags. Jedziemy wąskimi szutrowymi drogami, mijając kempingi, chaszcze i opuszczone chałupy. Szukamy. W koncu rzuca sie nam w oczy i urzeka nas jedno miejsce. Łąka ze stolikami polozona na samej wydmie. Na skraju łąki drewniany, wiejski domek. W miare pusto. Tylko jakies jedno auto w oddali, jeden namiot i kręci sie jakas parka. Wbijamy. Nagle jak spod ziemi pojawia sie jakas babka. Z tego domku obok. Kasuje nas 5 euro (tęskno mi za łatami, jeszcze ich troche leży w szufladzie) i znika jak sie pojawiła. Jak sie potem okazuje to te polecane, darmowe biwakowiska sa jeszcze z kilometr dalej na polnoc. Acz nie wyszlismy na tym zle - tam bylo bardziej tłoczno.

Obrazek

Obrazek

Rozkladamy sie przy jednym z wielu wypalonych ogniskowych krążków. Gotowaniu pulpy towarzyszy szum fal i wiatru.

Obrazek

Obrazek

Jednak sie da. Mimo, ze to tez eurosajuz ale sie da legalnie rozpalic ognisko na wydmie albo spac w namiocie na nadmorskiej plazy. Da sie nie ująć wszystkiego w sztywne ramy zakazow. Nie tylko w Bułgarii. Tu tez sie da. Tylko u nas nie… Smutne, ze zyjac w kraju mającym dostep do morza trzeba jezdzic za granice by miec to, co bysmy mogli spokojnie miec u siebie - gdyby tylko ludzie nie mieli tak nasrane w głowach...

Ciekawą rzeczą sa wychodki na Łotwie. Bo sa inne. Sławojki z Polski, Ukrainy czy Rumunii mają podobny do siebie ksztalt i kubature. Drzwi zwykle zamyka sie na butach a o rozporostowaniu nóg raczej mowy nie ma. A łotewskie kible sa ogromne! Korzystając mozna zaprosic gosci w charakterze widowni. Tu ów kibel nadmorski.

Obrazek

Tu inne losowo wybrane wychodki łotewskie.

Obrazek

Obrazek

W naszym dzisiejszym kiblu chyba zyje jakis potwór i boją sie aby nie wylazł niespodziewanie ;) Bo “wlot” jest przywalony masywną pokrywą - jedną ręką jej nie przesune.

Obrazek

Na wyposazeniu pola jest rowniez łazienka.

Obrazek

Z drewnem tu dosyc krucho, ale dlugo łażąc po plazy udaje sie pozbierac troche wyrzuconych przez morze bel. Ognicho musi byc! :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kladziemy sie spac po 23 a wciaz nie jest ciemno.

Obrazek

Obrazek

Rano budzi nas kogut, ktory musi akurat piać przed zderzakiem busia. Mam przed oczami rosół z jego udziałem. Albo chociaz skrzydełka skwierczące na grillu!

Obrazek

Koło 7 budzi nas gorsza i skuteczniejsza rzecz - upał i zaduch. Otwieram wiec drzwi busia, ale to nie byl dobry pomysł.. Od razu do srodka wdziera sie 20 komarów i jedna kura.

Obrazek

Obrazek

Plaże mają tu fajne i co najwazniejsze - puste.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Kabaczę nie chce budowac zamków ani babek z piasku. Jedyna zabawa to zakopac w piasku siebie.

Obrazek

Obrazek

I znow jedziemy, znow dalej na polnoc. Mijamy Ainasi. Bardzo przyjemne ciche miasteczko, pełne zieleni i drewnianych domów. Nie ma tu w ogole klimatu nadmorskiego kurortu z plastiku, z watą cukrową w herbie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Drewniany jakby dwór! Oj chcialoby sie pobuszowac po strychach i innych zakamarkach!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez cerkiew wykonana z ciekawego budulca - roznobarwnego kamienia łączonego z cegła.

Obrazek

Obrazek


Mają tez pomnik gierojów, macki dekomunizacji widac tu jeszcze nie dotarły.

Obrazek

Obrazek

Gdzies tu niedaleko zaczyna sie Estonia. Musimy bardzo uwazac, zeby nie przeoczyc. Tak dziwnie sie teraz z tymi granicami porobiło, ze mozna przegapić....

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 10 lipca 2018, 21:51

Przy zachowaniu odpowiedniej czujnosci udaje sie nam nie przegapic wjazdu do Estonii.

Obrazek

Pierwsze wrazenie to jeszcze wieksza przestrzen i spokoj niz na Łotwie. Wioski o drewnianym domkach utopione w zielonosci, nadmorskie osrodki domkow kempingowych w sosnowych lasach, tez jakies takie puste i przestronne. Lasy, lasy, pola czasami. Często sie zatrzymujemy przy drodze, na jakies zdjecie czy siku (efekty wypicia na plaży 2 litrow kwasu sa dotkliwe). I nikt nie trąbi, nikt nie wjezdza nam w zadek. Jakies takie poczucie oprężenia i odpoczynku. Moj ulubiony zapach igliwia wygrzanego słoncem lasu, wiatr szumiący w czubkach sosen i szybko płynące po niebie obłoki na tle błękitu. Czasem jest sie gdzies pare chwil a czuc jakas dobrą energie wyłażącą z kazdego zakątka. Tak… Estonia urzekła nas od pierwszego wejrzenia.

Dominującymi wszedzie kolorami jest niebieski, zielony, czarny i biały. Inne wystepuja niezmiernie rzadko. Ciekawie wyglada na tym tle ich flaga, z ktorej tylko zielen zabrali (moze to wersja zimowa?)

Mijamy zarośniety drewniany dworek. Wyglada na opuszczony. Gdy podchodze jednak blizej nie mam pewnosci. Niby schodki zawalone ale okienko… Okienko mi jakos wyglada podejrzanie.. Nie wchodze do srodka. Nie sprawdzilam jeszcze w rozmówkach jak jest “dzien dobry”. Jak wleze na kogos to bedzie glupio. Co powiem? “Yyyyyyy??”

Obrazek

Obrazek

Malutka cerkiewka gdzies po drodze.

Obrazek

Nie chce sie nam dzis jechac gdzies daleko. W koncu mamy wakacje. Pospiech zawsze to zło, a w wakacje w szczegolnosci. Zajezdzamy na jedno pierwszych od tej strony biwakowisk RMK. Połozone jest wsrod sosen i piachu wydm. Jest tu zakaz palenia ognisk, ale taki zakaz potrafie łyknąć i co najwazniejsze - grzecznie przestrzegac. Sa pobudowane metalowe kominki - i ogien nalezy palic tylko tam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kazdy kominek ma ruchomy ruszt, zachęcający do gotowania i pieczenia na ognisku.

Obrazek

Obrazek

Gdzieniegdzie w lesie czają sie tez wiaty.

Obrazek

Jest hydrant z wodą. Nie omieszkam wiec zrobic prania.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest kibelek, ktory jest jakims dziwnym mixem wychodka i tojtoja.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wyglada jak klasyczna, wiejska, drewniana slawojka, ale jak zajrzec do dziury to wyglada nie jak szambo ale jakis zamkniety zbiornik. Ale bardzo głeboki wiec nie ma problemow jak w tojkach, ze grubsza potrzeba moze oznaczac ochlapanie całych pleców…

Do plazy mamy 5 metrow ;)

Obrazek

Obrazek

Morze jest tu płytkie i ciepłe jak zupa. Tak… Bałtyk mówili, zimne północne kraje, mówili… Wgłab morza mozna iść chyba z kilometr i woda jest w porywach do kupra. Zeby sie wykąpac trzeba sie polozyc na dnie. Toperz sie śmieje, zebym skoczyła do Finlandii po pocztowki. (mniej wiecej w srodku zdjecia widac bube stojącą w wodzie po kolana)

Obrazek

Dno jest całe pomarszczone, uformowane sa z piasku karbowane falki. Sa twarde jak diabli, łażąc dłużej mozna sobie odbic stopy, jakby chodzic po tarce z betonu!

Obrazek

Obrazek


O plazy mozna zdecydowanie powiedziec, ze nie jest monotonna. Wala sie sporo kamulców wielkosci wszelakiej.

Obrazek

Obrazek

Sa rozlewiska, półwyspy, zatoczki, malenkie wysepki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa tez jeziorka, rozlewiska albo ślady po takowych, ktore juz wyschły.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozlewiska sa zarastane przez rozniste glony albo inne podobne żyjątka o barwie czarnej, zielonej lub rdzawej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sporo jest tez glonow czerwonych. Wtedy nawet woda nabiera czerwonego koloru. I w tych miejscach woda jest wręcz gorąca, jak z ciepłego źródła. Malownicze to jest bardzo, ale tez jakies nieziemskie wiec stamtad spierniczam i kolejne czerwone jeziorka staram sie omijać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiele miejsc wyglada jak siatka maskująca! :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Siatka maskująca na moment pierwszych opadów sniegu ;)

Obrazek

Co ciekawe muszelek i bursztynow brak. Do podziwiania sa za to inne rzeczy wyrzucone na brzeg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Piaskowe desenie...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odcisk czegos… jakiegos liscia?

Obrazek

Obrazek

To sie ruszało. Jakby oddychało albo pulsowało? Albo mi sie w oczach juz mieliło od tego patrzenia w fale pląsające na tle karbowanej tarki?

Obrazek

A w tym bylo cos naprawde przerażającego! Jakby zatopiona w piasku mumia, probujaca sie wydostac. A patrzac inaczej moze nora jakiegos pająka?

Obrazek

Takie trzy stopki tu byly!

Obrazek

Wieczor mija nam na napawaniu sie biwakowaniem i błogim lenistwie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracamy jeszcze na plaze na zachod slonca. Jest dziwny. Słonce jakos rozlewa sie po niebie. Jego ksztalt jest jakis pląsający. Wyglada troche jak klepsydra. Chwile pozniej jak hantla. A moze tu sa dwa takowe? Kurde, mozna sobie wrozyc ze słonca jak z wosku na Andrzejki! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Porankiem ide do kibelka. I chyba trace okazje na interes zycia. Mijają mnie Holendrzy w kamperze przerobionym chyba z ziła albo innej brzuchatej, starej ciezarowki. Pytaja czy tu mozna biwakowac i komu trzeba zapłacic. No i powiedzialam prawde… Zamiast wołac za nimi “Mnie! Mnie sie placi! 100 euro!”. Holendrzy podziekowali, ale w bezpłatnosc biwaku nie uwierzyli. Albo uznali, ze nie zrozumialam o co pytali? Pojechali dalej i za chwile znowu o cos rozpytywali przy rozlozonych przy plazy namiotach….

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 13 lipca 2018, 21:44

W Haademeeste mijamy kosciolek. Wykonany z podobnego budulca jak cerkiew z łotewskiej Ainasi - tez taki ceglano-kamienny. W srodku siedzi babeczka sprzedajaca pocztowki ale chowa sie na moj widok. Troche dziwne zachowanie…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Typowe dla okolicy zabudowania.

Obrazek

Na obrzezach Lihuli toperz mowi, ze chyba mamy problem.. Zjezdza na pobocze i jest grozba , ze dalej nie pojedziemy. Juz chwile wczesniej jakos dziwnie trzęsło ale zrzucilismy to na karb nierownej drogi. Wyglada na to, ze szlag trafil skrzynie biegow. Po chwili okazuje sie, ze jedynka i dwojka w miare działają. W takiej sytuacji wracamy do miasteczka, ktore wlasnie ominelismy. Rozważania “ciekawe kiedy poplynie prom na Saareme” schodzą na dalszy plan. W tej chwili bardziej nas interesuje “czy tu jest mechanik i czy sie z nim dogadamy”. Miasteczko jest nieduze, sporo drewnianych domów stoi rowniez przy glownych ulicach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy wielkich rurach w stanie poćwiartowania pytamy o mechanika. Niestety to nie tu. Kawalek dalej faktycznie jest zaklad mechaniczny. Tzn warsztaty sa ukryte gdzies dalej, a klient ma do czynienia glownie z umalowaną pania na recepcjo-sekretariacie. Mechanik, ktory do nas wychodzi jest bardzo mily. Chyba z pol godziny rozmawiają z toperzem. Ale niewiele z tego wynika. Na samochod nawet nie chce popatrzec. Ponoc jest tak zawalony robotą, ze moze nas wcisnąc za 3 tygodnie. Teraz musi skonczyc robote i jedzie z dziewczyną na łikend. Bo w łikendy sie wyjezdza a nie pracuje. To akurat w pelni potrafie zrozumiec. Skadinad ciekawe, czemu samochody na wyjazdach ZAWSZE muszą sie zepsuc w wolne dni albo swieta? Jednak czekac do poniedzialku tez nie ma sensu - nie są tu po prostu zainteresowani. Nie jest to tez kwestia ceny. Raczej podejscie “hmmm.. Co by tu zrobic, zeby sie ich skutecznie pozbyc”. Mechanik poleca nam wrocic do Parnu, bo chyba tam bedzie najblizszy zaklad mechaniczny. Poza tym tam ma kumpla. Moze do niego zadzwonic to tamten w poniedzialek moze łaskawie rzucic okiem na samochod (jak cos ekstra zaplacimy) ale czy podejmie sie naprawy w skonczonym czasie to tez nie wiadomo. Tam tez pewnie mają kupe nagranej wczesniej roboty. No coz… Chyba nie mamy wyjscia. Bierzemy numer telefonu do goscia z Parnu, drugi numer do firmy holującej i mamy plan zabunkrowac sie gdzies na łikend nad morzem, na jakis dzikich plazach. O ile busio tam dojedzie..

Robimy jeszcze rundke po miescie - a nuz jest jeszcze inny mechanik w Lihuli? Jest. Calkiem niedaleko. Zaklad na pierwszy rzut oka duzo sympatyczniejszy. Wyglada jak warsztat a nie jakies przeszklone biura… Widac hale, podnosniki, kupe żelastwa.

Obrazek

Jak widac nie tylko auta tu naprawiają ;)

Obrazek

No i zapach jak nalezy - metalu, smaru, benzyny.. Mechanik ma miła gębe, ale w ząb nie mozna sie z nim porozumiec, gada wyłącznie po estońsku. Niby ludzie mówia “po co znajomosc języka w podrozy, mozna dogadac sie na migi”. No jasne - pokazujemy, ze chodzi o auto. Mechanik kiwa głową. Wiadomo chyba, ze nie przyszlismy z ochwaconą krową.. Na szczescie jeden z klientow pomaga robic za tłumacza. Nie idzie mu to tez najlepiej, ale do drobnego porozumienia wystarczy. Młody chłopaczek jest bardzo przejęty swoją rolą. Przyjechal wlasnie wymienic opony na letnie (w polowie czerwca!!!!!). Nie wiem czy chłopaczek jest nieogarniety, czy to moze raczej swiadczy o długosci zimy w tych okolicach ;)

Mechanik obiecuje obejrzec busia jak skonczy z autem wlasnie stojącym na podnosniku. Czekamy. Kabak biega od mostku na rowie do pokrywy studzienki, na ktorą gdy sie wskoczy to ona robi “dzyń”.

Obrazek

Ide tez na krotki spacer po okolicy. Zaraz obok sa ruiny sporego koscioła. Wykonany jest z wielkich kamieni i cegieł - tak samo jak cerkiew z Ainasi i kosciol z nieśmiałą babka z Haademeeste.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W cieniu ruin jest tez knajpa, gdzie miejscowi popijają popoludniowe browary.

Obrazek

W koncu przychodzi czas na busia, ktory wjezdza na warsztat… Jako ze nasz poprzedni tłumacz gdzies przepadł (najprawdopodobniej pojechal w swoja strone) podają nam telefon z jakims gosciem, ktory tłumaczy. Mamy spore podejrzenia czy to przypadkiem nie jest ten poprzedni mechanik, u ktorego juz bylismy ;) Naprawą skrzyn sie tu nie zajmują. Nowych skrzyn na wymiane nie mają i nie mają pomysłu skad wziać w tej niewielkiej miescinie. Postanawiają busiowi dolac oleju do skrzyni, licząc ze moze spowoduje to jakies pozytywne efekty. Nie wiem czemu ale ani w busiu ani w skodusi nie ma wskaznika poziomu oleju w skrzyni. Nie ma tez w miare dogodnego sposobu na sprawdzenie tego, zajrzenie czy samodzielne dolanie. Zadnej czerwonej lampki, żadnego bagnecika… Nie wiem czy w innych autach tez to jest taki niedorobiony element?

W scianach mają tu solidne piece.

Obrazek

W warsztacie mają podnosnik ale tylko dla aut osobowych. Busio jest nieco za tłusty na jego gabaryty i mozliwosci. W koncu przy wspomaganiu sie beleczką i lewarkiem (takim jak do wymiany kół) udaje sie podniesc przod busia i zawiesic go w powietrzu. Stan ten jest zdecydowanie nietrwały ;) Mechanik włazi pod busia z miną jakby sie własnie żegnal z zyciem. Przed oczy cisną mi sie kadry z pewnego, internetowego filmiku, gdzie podniesiona kabina tira spada na grzebiącego w silniku kierowce, a podrózujący z nim na stopa wędrowiec zostaje w nieco “niekomfortowej” sytuacji..Bo zostaje w srodku tajgi z trupem, plecakiem ukrytym w szoferce i dylematem “spierdalac czy tłumaczyc sie policji”. Probuje wszelkimi siłami odpędzic od siebie te obrazy z filmu, ale jakos wracają jak bumerang… Skadinad ciekawe, ze teraz wiekszosc zakladow ubrało sie w te podnosniki (w Oławie jest to samo) zamiast mieć kanał. Zwykły kanał. Albo wykopana dziura w podłodze, albo betonowe czy metalowe “górki”, na ktore mozna wjechac. Nie wiem. Widac niemodne, za mało nowoczesne, albo unijnych norm nie spełniają???

Okazalo sie, ze oleju zostało pół szklanki… Mechanik znika gdzies na pół godziny i wraca z dwoma butlami, ktorymi poi busia az do dna. Potem robi busiem rundke po miescie, co bardzo niepokoi kabaka. Malenstwo jest bardzo przestraszone gdy auto znika za zakrętem: “Busio jedzie, busio tam, busio nie ma!!!!” Mechanik wraca z miną nietęgą” “Karobka kaput!” Brzmi to bardzo zle… Chwile pozniej przyprowadza jakiegos goscia, zeby nam opisal sytuacje dokladniej. Na tym etapie okazuje sie, ze nie jest az tak bardzo zle. Czwórke szlag trafil i w ogole nie wchodzi. Trzeba ją omijac. Piątka zgrzyta przy prędkosciach powyzej 70-80 km/h. Inne biegi działają. Poki co… Olej jest dolany, wiec powinno byc lepiej. Na ile? Tego nie tylko estoński mechanik ale zapewne i sam Pan Bóg nie wie. Moze objedziemy Estonie i wrocimy do domu, a moze nie uda sie dotrzec do rogatek miasta. Co robic? Jechac do Parnu i szukac skrzyni? Czy kontynuowac wycieczke w strone wysp? W Parnu zmarnujemy kupe czasu, nawet jak sie uda znalezc skrzynie i ją wymienic to pewnie trzeba bedzie akurat zaczac wracac do domu. I gdzie bedziemy spac w czasie naprawy? Jestesmy durni jak but - namiot zostawilismy w domu. No i nikt nie da nam gwarancji, ze “nowa” skrzynia bedzie lepsza. Nowe skrzynie tez sa uzywane. Ale jak sie okaze, ze jestesmy na srodku drugiej wyspy i działa tylko wsteczny? A wokol tylko lasy i bagna? Czy na wstecznym uda sie dojechac gdziekolwiek? A jak i wstecznego nie bedzie?

Kumpel mechanika rozklada rece. “Kto nie ryzykuje szampana nie pije”. On by jechal dalej. "Działa, jedzie? Nie ruszac! Lepsze jest wrogiem dobrego. Po kiego diabła wam do szczescia czwórka? Ale wybór nalezy do was."

Poki co zrobil sie wieczor. Ruszamy wiec w strone plaż biwakowych koło Matsu. Przemykamy przez malenkie, utopione w zieleni wioski, ktorych w wiekszosci moja mapa nie wykazuje. Co chwile jakies skrzyzowanie. Kierujemy sie sloncem. Buś jedzie. Czasem zawyje na trojce, czasem zaświszcze na piątce. Ale grzecznie jedzie w dal...

We wioskach sa glownie drewniane domy, czasem trafi sie jakis stary blok z białej cegiełki.

Obrazek

Obrazek

Jest nawet wrak samolotu na lokalnym placu zabaw. Kabak kwiczy do hustawek, ja do samolotu.

Obrazek

Ale noc za pasem. Jeszcze sie nie nauczylismy, ze tu to slowo oznacza co innego niz u nas i pospiech zdążenia przed zmrokiem nie jest wcale taki wskazany.

Docieramy do nadbrzeznych wiat. Kolejne cudne miejsce!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest kibel strzezony przez niedzwiedzia. Ciekawe czy tu mają prawdziwe?

Obrazek

Obrazek

Wieczorem kabak domaga sie nocnika. Ale nie chce siadac tam gdzie toperz go postawil. Nocnik ma byc w sloncu i z widokiem na morze! :)

Wczesnym porankiem widzielismy ekipe, ktora myła kibel, zbierała smieci po biwakowisku. Zabrali rowniez nasz worek ze smieciami przywiązany pod okapem wiaty. Oprózniali smietniki i uzupelniali porąbane drewno na ognisko. Jak widac sa inne metody zapewniania czystosci w lasach jak usuwanie/zamykanie w klatkach smietnikow czy ciagle narzekanie na brak kultury w narodzie.

Dobrze, ze w nocy nie bylo jakiejs wichury ;) Dopiero dzis zauwazam, ze stanelismy sobie pod najwieksza iloscia zeschłych konarów chyba w promieniu 100 km ;)

Obrazek

Rano morza nie ma. Tzn. mamy podejrzenia, ze wciaz jest niedaleko bo wszedzie roznosi sie intensywny zapach ryby. Mozna isc tylko na węch. Bo wszystko spowija gęsta mgła.. Plaża w takich okolicznosciach ma kupe uroku!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No to dzis kierunek Virtsu, kierunek prom!

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 20 lipca 2018, 15:18

Docieramy do Virtsu. Na brzegu morza rozsiadły sie jakies klimaty przemyslowe - hale, kominy, stare hangary. No i wiatraki, za ktorymi niezbyt przepadam, ale tu jakos w miare sie komponują...

Obrazek

Prom na Saareme plywa co chwile i jest strasznie nowy. Wjazd na niego jest jakis taki szeroki, przestrzenny.. Mimo dosc duzego ruchu samochodow, ciezarowek i kursowych autobusow wzrok gdzies błądzi w przestworzach horyzontu. Jest jakos tak płasko i rozlegle. I bardzo niebiesko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Samochodziki stoją zarówno pod dachem jak i na dziobie. I na balkonikach tez. Pan z chorągiewką pokazuje gdzie kto ma stanąć. Mysmy chcieli na balkoniku ale nas tam nie chcieli ;)

Obrazek

Obrazek

Od razu lece pogapic sie na morze. Sporo ludzi jednak w ogole nie wysiada z aut. Zagłebiają sie w czelusciach swoich smartfonów, zabierają za degustacje przysmakow przewozonych w koszykach albo układaja do snu.

Obrazek

Zakamarki balkoników gdzie udaje mi sie zgubic ;)

Obrazek

Obrazek

Mamy mijanke z promem płynącym z wyspy. Nie wiem co oznaczają motywy na jego boku, ale wygladaja fajnie!

Obrazek

Obrazek

W Angla mijamy drewniane wiatraki. Jest to miejsce bardzo popularne turystycznie, włóczą sie tu tłumy. Jak na Estonie oczywiscie… tzn. jest moze z 50 osob. Nie, nie jest to tłum na miare łikendu majowego w Tatrach czy pogodnej pazdziernikowej niedzieli “na kolorki” w Bieszczadach. Ale i tak nie mamy ochoty w tym tłumie przebywac zbyt długo. Ogladamy wiec tylko zza płotu. Mają tu tez jakies minimuzeum sprzetu rolniczego czy cos w ten desen.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najbardziej podoba mi sie wiatraczek gdzie koles zapycha na rowerku!

Obrazek

Gdzies kawałek dalej przez szose przechodzi dorodny łoś. Niestety ustrzeliłam do dopiero gdy czmychnał na polane.

Obrazek

Od razu suniemy do Triigi sprawdzic jak wyglada sprawa pływadeł na Hiume. Sa tylko (aż?) 3 dziennie. Najblizszy jest wieczorem wiec bylibysmy tam dosyc pozno. Wiec sobie odpuszczamy - pojedziemy jutro w poludnie. Port wyglada jak opuszczony, tylko wiatr wyje w linkach i słupach. Jest dzis prawie upalnie, ale w tym miejscu jest cos zimnego. Brzmi to irracjonalnie i nie umiem okreslic o co chodzi. Ale jakis chłód jest zaklęty w tym nabrzezu, domkach, krajobrazie. Jakby mimo panującego wokol lata widac bylo tchnienie mroznej zimy. Pierwszy raz chyba mam takie dziwne odczucie…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem do czego to sluzy? Moze jak auto chlupnie do morza to sie tym wyciąga? :P

Obrazek

Tymczasem szukamy sobie jakiegos biwakowiska, ktore znajdujemy bardzo nieopodal. Mają tu tez niedaleko cudną chatynke, ktora stoi w sosnowym lesie i z jej okien widac morze. Ma dywan na poddaszu i fajny piec.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponizej jedyne zdjecie pieca, nawet na pierwszy rzut oka ładne ale cos dziwnego zrobilo z perspektywą. Wygląda jakbym jedną ręką pakowała sztangi a druga uschła… jakbym miala garba na plecach i mięsień piwny rozmiar XXXL … Calosci dopelnia kabaczę, ktore widząc aparat zawsze musi wyszczerzyc sie jak pirania. No ale piec jest, wyszedł korzystnie i ratuje sytuacje :) Jakos tu jest moda, aby piece obkładac wielkimi kamulcami. Moze lepiej temperature trzyma jak i głazy sie nagrzeją? Bardzo fajny patent!

Obrazek


Chatynki strzeze stworek z dzidami w rękach, ktore są tak samo zakrzywione jak jego nochal.

Obrazek

Obrazek


Z malowniczego kibelka tez nie omieszkam skorzystac. W drzwiach jest okrągła dziura. Jakby wejscie dla kota. Cos tam nawet napisali acz przypuszczam, ze kot z pisanego estonskiego kuma tyle co ja..

Obrazek

No ale do chatki nie ma dojazdu. Trzeba by gdzies kilometr przeniesc bambetle a nam sie jakos nie chce. Tak skrajny przejaw lenistwa, ze az glowa boli! ;) Gdzie indziej bysmy dymali do takiej chaty 3 dni i jeszcze sobie chwalili. A tu jest taki kołowrót pieknych miejsc na biwaki, ze mozna przebierac, marudzic i wybrzydzac. Wiec dzisiaj pozostajemy przy wiatach. Na chatkach jeszcze sobie uzyjemy w kolejnych dniach!

Pora jest wczesna wiec sobie łazimy troche po nabrzezu i tupiemy w falkach. Do kąpieli znow sie trzeba kłasc na dnie ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takie morza lubie - wiecej krów niz turystow!

Obrazek

Biwakowe klimaty - esencja tego wyjazdu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu kibel przywiatowy. Przestronny i ze stolikiem. Nie wiem czy zeby sobie jednoczesnie kolacje przyrządzic? Ale biorąc pod uwage gabaryty to spokojnie moze sluzyc za chatke na nocleg :)

Obrazek

Obrazek

Specjalnie nastawiamy sobie budzik, zeby zdazyc na prom. Ale na miejscu sie okazuje, ze nam sie pokiełbasilo. Sprawdzalismy jak plywa z Hiumy na Saareme a nie na odwrot. No i mamy jeszcze poltorej godziny czekania…

Juz płynie!

Obrazek

Obrazek

Ten prom dla odmiany jest dosc malutki (w porownaniu do poprzedniego). Troche sie boimy czy sie zmiescimy. Pierwszenstwo w transporcie mają miejscowi mieszkajacy na wyspach (co jest w pelni zrozumiale) i jakos dzisiaj duzo z nich wlasnie postanawia sie przemiescic. Ale jakos udaje sie upchac i busia!

Morze miedzy wyspami jest rownie płytkie jak wszedzie. Prom płynie wykopanym kanałem oznaczonym bojami! Po bokach toru co chwile widac mielizny tworzace wrecz okresowe wysepki i piaszczyste łachy! Szkoda, ze nie ma jak wysiąść i po takowej pospacerowac :)

Obrazek

Obrazek

W promowym kiblu spotykam dziwna turystke. Probuje sie ze mna dogadac po angielsku, co przy mojej znajomosci tego jezyka ( a raczej jej braku) jest mocno utrudnione. Babka od kilku dni nie moze sie dogadac z Estonczykami wiec widok “innych blach” spowodowalo jej nagłą nadzieje i pobiegla za mna do kibla ;) Pyta czy tam gdzie płyniemy bedzie lotnisko. Bo na jej mapie jest. Bo ona musi juz wracac do domu. Widząc moje okragłe ze zdumienia oczy pyta: “Ale to jest ta duza wyspa?”. Mowie, ze ta poprzednia wyspa byla wieksza i ze mi sie wydaje, ze miedzynarodowe samoloty to tylko z Tallina. Dziewczyna prawie wpada w histerie. Ma jakas dziwną mape, gdzie nawet na najmniejszych wysepkach sa znaczki przedstawiajace samolocik. Nie wiem co to oznacza, ale mam spore podejrzenia, ze nie to czego ona oczekuje. Zrezygnowana siada pod scianą, wodzi palcem po mapie i po chwili sie zrywa i pokazuje mi wyspe Ruhnu. Maleńką wysepke, chyba najbardziej na srodku morza, jaką w estonskich okolicach mozna znalezc. Jezeli by szukac najwiekszego zadupia gdzie najtrudniej sie dostac - to chyba tam wlasnie. Ale na Runhu tez jest znaczek samolotu. Pyta z nadzieją czy ja wiem jak sie mozna dostac na Ruhnu. Sytuacja jak widze jest powazna. Ide wiec po toperza. On moze chociaz z nia pogada i jej jakos wytłumaczy, ze samoloty na dalekie trasy latają przewaznie z miast a nie z rybackich wiosek. Ale jak wracamy dziewczyny juz nie ma. Nie widzielismy jej tez przy wysiadaniu z promu. Nie wiem czy rzucila sie w nurty morskie z rozpaczy czy zaszyła w jakims zakamarku promu? ale cały czas nie umiem jakos ogarnąć tej sytuacji.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 29 lipca 2018, 16:45

Na Hiumie mamy namierzone kilka leśnych, bezobsługowych chatek. Wybierzemy na nocleg tą, ktora spodoba sie nam najbardziej. Najlepiej to by bylo w kazdej spedzic jedna nocke i potem porownac - ale cóz, tyle czasu nie mamy. Najpierw jedziemy obejrzec chatki koło Ogru.

Pierwsza stoi w sosnowym lesie, blisko drogi. Obok parking. Normalny leśny parking jakie i u nas wystepują. Tylko droga szutrowa. No i chata kapitalna - okrągła, z paleniskiem w srodku!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejna chata jest zamykana. Bo nie wszystkie estonskie chaty sa otwarte. Sporo z nich jest wieksza i bardziej wypaśna, tzn. cos w stylu naszych dawnych schronisk PTTK czy chatek studenckich (zanim zaczeli je przerabiac na pensjonaty). W srodku solidne piece, wieloosobowe sale z pietrowymi łóżkami, czasem nawet instalacja elektryczna na agregat. Trzeba zadzwonic do RMK, zaplacic i umowic sie na przekazanie kluczy. Cos chyba jak chatki kaczawskie - Marianowka albo Raczyce. Nie nastawialismy sie na takie chaty, nie szukalismy ich ale jedna napotkalismy przypadkiem. Tu dodatkowo jest bania. I jeziorko. Kurde… Zebrac ekipe, przyjechac tu jesienią czy zimą i isc do bani… U nas tak brakuje klimatycznych miejsc noclegowych na zime.. Tylko to tak daleko.. A moze i dobrze, ze tak daleko? Moze dlatego chata moze stac w lesie z oknami bez okiennic, gdzie mozna zajrzec przez szybke? Moze dlatego jeszcze nikt ich nie wygrzmocił a obok nie ma parkingu na 30 aut??

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im dalej w las tym wiecej... chatek. Ta dla odmiany stoi w chaszczu. Wokol jakis dziwny zaduch. W srodku masakra! Chyba osiedliły sie tu wszystkie, z calej wyspy, muchy, komary, meszki, latajace mrówki i inne dziadostwo! Uciekamy! A moze w srodku cos zdechło? Chce sprawdzic jeszcze raz, ale uderza mnie taki rój, jak jakas latająca chmura, wiec sobie odpuszczam.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Najswiezsze powietrze jest w kiblu!

Obrazek

Lasami, chaszczami, pylistymi drogami estońskich wysp!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejna chatynka stoi nad jeziorkiem. Malutkim, pełnym glonow i pływajacych lisci. Woda chłodna jak w kamieniołomie. Zażywamy kąpieli. I jeszcze raz. I kolejny. Nie mozemy sie pozegnac z tym cudnym miejscem. Juz, juz siedzimy w busiu i mamy odjezdzac ale jeziorko znow nas sciaga do siebie jakas niewyobrazalną siłą!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chatynka tez niczego sobie! Cicho, pusto, pachnie igliwie sosnowego lasu pomieszane z dymem zgasłych dawno ognisk i żywicznymi belami chaty... Gdzie dzis spimy? Kurde - klęska urodzaju! :))))

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy jeszcze nad morze. Jest jeszcze jedna chatka. Nad morzem, na północnym wybrzezu. I tu, w tym miejscu, dostajemy jak obuchem w łeb. Sa miejsca, ktore sa tak piekne, ze nie chce sie wierzyc, ze istnieją naprawde. Jak jakis wręcz kiczowaty landszafcik z folderku pewnej grupy religijnej. Jak obrazek gdzie zabraklo tylko zachodu slonca, jelenia na rykowisku i tanczących elfow grających na fujarkach ;)

Wybrzeze. Sosnowy las. Ale nie taki jak na wszystkich innych biwakowiskach. “Tańczący las”. W Obwodzie Kaliningradzkim duzo mniej ciekawie pokrecony las byl mega atrakcją turystyczna - ze stadami turystow, przewodnikami i tym całym komercyjnym chłamem, ktory takie miejsca zalewa. Tu jestesmy sami. Malowniczo powyginane sosny, skałki, drewniana chata, nadrzewna hustawka, paleniska i plaża o krok. Wrecz sie zastanawiamy czy tu nie ma jakiegos skażenia albo poligonu - ze jest tak pusto! A moze to plener jakiegos filmu? Albo jakas inna mistyfikacja, ktorej padlismy ofiarą? Nie ma kogo spytac. Jestesmy sami. Towarzyszy nam tylko spiew ptactwa, szum wiatru i brzeczenie owadów cieplego letniego popoludnia.

Nie ma w ekipie rozbieznosci co do tego, ktorą z dzisiaj odwiedzonych chatek wybieramy na nocleg!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okno pełne morza. I lasu.

Obrazek

Duze ziuuuuuuuu!!!!!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnetrza domku witaja nas usmiechnietym piecem i sową na świece. Jak zwykle w tutejszych chatkach jest tez wpisownik.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorne przygotowania do ognicha!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Brzeg jest kamienisty i mimo, ze tu jest to morze calkowicie otwarte - znow jest płytkie. W celu zanużenia trzeba robic pompki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest sporo glonów. Trafi sie czasem mumia morskiej szczeżui.

Obrazek

Obrazek

Po zachodzie slonca morze ma mleczny kolor. Jakby rózowy i taki mętny. Jak podswietlony od spodu.

Spimy jakos obrzydliwie długo, chyba do 11. Kolo poludnia przez chatke przewija sie dwoch Amerykancow oprowadzanych przez miescowego. Sympatycznie, ze wołają “Tere” a nie “Helloł”. Odziani wszyscy jakos tak po kowbojsku. Miłe wrazenie. Jakos nie są dysonansem, pasują do tego miejsca i tej okolicy.

Piwa "Hiuma" niestety tu chyba nie mają. Ratujemy sie wiec tym co jest ;)

Obrazek

Plaża o poranku tzn. poludniu tez ma swoj urok. Dopiero teraz dostrzegamy liczne krzaczki chyba dzikich różyczek. Przypominają mi sie opowiesci babci o wyjazdach nad polskie morze, do Swarzewa, chyba w latach 50 tych. O plytkiej zatoce, ktorą mozna bylo isc w morze kilometr, o klimatycznych wioskach rybackich, o budowaniu na plazy grajdołow z kamieni i desek wyrzuconych przez morze. I o rózyczkach wlasnie, gęsto porastających wydmy. Opowiesci o morzu marzen, ktorymi bylam raczona od dziecinstwa. Nie ma juz tego Swarzewa. Nie ma juz tego morza. Klimat i czar przepadł gdzies w odmętach dziejów. Byłam w Swarzewie, sprawdzałam. Ale nadbałtyckie rózyczki istnieją naprawde. Tylko ze 1500 km na pólnoc. I je znalazłam. Te rózyczki z opowiesci sprzed lat. Cieszę sie wiec jak dziecko. Tak mało a tak duzo. Pokazuje je tez kabaczkowi. Szlag wie... Moze je zapamieta? Moze kiedys opowie o nich swoim wnukom? I o dawnych czasach - gdy na Hiumie bylo jeszcze pieknie...

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 02 sierpnia 2018, 20:42

Jedziemy na półwysep Tahkuna. Wąski pas asfaltu wije sie wsrod lasu. Z drogi niewiele widac ale im dalej zagłebiamy sie w las tym wiecej betonu wyłazi spomiedzy krzaków i mchu. Wiekszosc lesnych umocnien pochodzi z czasów Sajuza.

Bunkry sa otwarte i pełne wszelakiego żelastwa. Widac, ze złomiarstwo tu nie w modzie. Jakies magazyny amunicji, jakies pokrętła i pancerne drzwi. Po pewnym czasie daje sie zauwazyc, ze wiekszosc podziemi jest dosyc powtarzalna i podobna do siebie nawzajem. Na szczescie dopiero w ostatnim budynku kabaczek odkrywa, ze jest echo ;)))

Przeczesywanie lasów zajęło nam okolo 2 godziny i w tym czasie udało sie nam zgubic i miec problem z odnalezieniem busia ;) Troche jak na grzybach - wszystko jest ładnie pieknie do momentu jak postanowisz wracac ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tu bunkier na bazie półokręgu, otoczony wąskim korytarzem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakies napisy. Juz dosyc nieczytelne.

Obrazek

Sa tez dwie wieże. Jedna malutka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A druga rozmiarów dosc imponujących.

Obrazek

Obrazek

Ta duza wieża wyglada jakby zwykle byla zamknieta, sa drzwi z kłódka. Nam udaje sie wejsc bo jakas dobra dusza je ostatnio wywaliła :) Wejscia strzeze gniazdo os, wiec czas przebywania w drzwiach warto skrocic do minimum.

Obrazek

Na góre wiezy prowadzą metalowe schodki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im wyzej tym schodki bardziej przypominaja drabine. Na gorne piętra wchodze juz sama. Toperz twierdzi, ze jest za ciezki i woli sobie odpuscic.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Spore pomieszczenie w "rozdętej", górnej części wieży. Nadałoby sie na impreze albo nocleg :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na sam wierzchołek ja tez nie docieram. Ostatnia drabinka mi sie urywa spod nóg. Zardzewiałe żelastwo robi chrup i nie ma stopnia. Niemiłe uczucie... To chyba znak. Dalej nie ide.

Obrazek

Zdjecie pomieszczenia z różą wiatrow czy innym kompasem robie wiec tylko z daleka.

Obrazek

Przy drodze stoi tez poradziecki pomnik poświecony marynarzom. Rzezby sa nieco… poćwiartowane… Nie wiem czy sam sie rozpadł w taki specyficzny sposob czy ktos mu pomagał - ale wrazenie robi nieco upiorne!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ta tablica jest chyba calkiem nowa….

Obrazek

W lesie siedzi rowniez muzeum - dzis poniedzialek wiec zamkniete. Przez płot niewiele widac.

Obrazek

Jedynie do stróżówki udaje sie zajrzec.

Obrazek

Obrazek

Poza płotem stoją stare auta.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nieopodal przycupnął tez rdzawy barak z duzym piecem wewnatrz...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest tez wieża, chyba obecnie widokowa i przeznaczona dla turystow. Ma ona chyba skłonność do chybotania sie na wietrze bo jest zamocowania odciągami. Dzis wiatru nie ma.

Obrazek

Jest dosyc ażurowa, przewiewna i w Polsce zapewne bylaby zamknieta na cztery spusty. Albo osiatkowana. O wieze wyraznie ktos dba. Wszystkie deski sa nowe, metal pomalowany i bez śladow rdzy. Na moją ocene jest bezpieczna - acz ludziom z lękiem wysokosci raczej nie polecam ;)

Obrazek

Widoki ze szczytu sa głownie na las.

Obrazek

Obrazek

I na jakies anteno - radary, ktore to z owego lasu wystają.

Obrazek

Obrazek

Przy skrecie na muzeum stoi przy drodze czołg. Taki dosyc zarosniety i pokryty patyną. Na czołgu tablica aby sie nie wspinac na niego. No tak - sobie mysle - jednak i tu bezsensowne zakazy, tak samo jak u nas. Po chwili jednak dostrzegamy drugą tablice z dluzszym opisem. Czołg jest z kartonu. To makieta zrobiona na potrzeby filmu. Macam, pukam. Faktycznie! Ale jaja! Nie zauwazylam! Myslalam ze to pordzewialy metal! Zakaz okazuje sie wiec byc calkiem sensowny!

Obrazek

Obrazek

Na koncu polwyspu jest latarnia morska. To kolejna wieza (czwarta?),na ktora mozna tu wylezc. Tzn. teoretycznie, o ile nie jest poniedzialek, gdy wszystko jest zamkniete.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na samym cypelku jest dzwon. Nie wiem czy z tymi buźkami śpiących (zdechłych?) niemowlaków (lalek?) jest zwiazana jakas historia? Czy po prostu artystyczna wizja?

Obrazek

Obrazek

Nad naszymi glowami lataja samoloty w ksztalcie trójkąta, przełamujace bariere dzwieku. Kabaczę sie panicznie ich boi, płacze, ucieka na rece. Troche sie nie dziwie, az ziemia drży gdy cholerniki przelatują. A wymyslily sobie kołowac akurat nad nami! Co juz szczesliwie znikaja za lasem - to myk i sa spowrotem... Widac to my musimy sie stad ewakuowac ;)

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 06 sierpnia 2018, 12:01

Na nocleg postanawiamy odnalezc kolejna chatke zwaną Kapasto. Polozona jest wsrod lasów i bagien na wyspie Hiuma. Tym razem z dala od morskich wybrzezy. Chyba musiala mi sie spodobac jak kiedys ogladalam jej zdjecia, bo na mapie zaznaczylam ją wykrzyknikiem. Przy skrecie w leśna droge stoi jakas tabliczka przed czyms ostrzegajaca. Moze nie ma juz chatki bo sie spalila? Moze z jakiegos powodu nie jestesmy tam mile widziani? Co robic? Postanawiamy, ze jedziemy sprawdzic ;) Kolejną rzecza, jaka sie nam nasuwa, to fakt rozorania drogi przez zrywke, bo szybko daje sie to zauwazyc. Busio dwa razy sie zakopuje. Wądoły sa takie, ze skodusia to by chyba rozwalila brzuszek z dziesiec razy. A na stronce RMK pisalo, ze do chatki mozna i wolno dojechac. No tak, ale ta tabliczka byla dosc nowa i taka hmmm… uzupelniajaca.. Po powrocie sprawdzam tekst w translatorze. Ostrzezenie i cos zwiazane z chatką i samochodem. Ale co dokladnie to wciaz jest dla mnie tajemnicą...

Obrazek

Mamy tylko nadzieje, ze busio nie jest złosliwy. Bo jesli jest… to ta skrzynia biegów rozpierdzieli sie własnie tu… Na wyspie za drugim promem, w srodku jakis przepascistych lasow, za tabliczką, na ktorej szlag wie co napisali… Zasieg sieci chyba jest, ale mysle, ze koleś z Parnu nie bylby skłonny nas holowac, gdyby sie okazalo gdzie jestesmy ;)

Poki co busio jedzie, dzielnie pokonuje kolejne korzenie i wykroty. Zagłebiamy sie coraz bardziej w gąszcze.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy dosc dlugo. A moze zabłądzilismy? Odchodzily na boki jakies scieżynki, raczej zupelnie dla nas nieprzejezdne. Moze wybieranie zawsze najglowniejszej drogi na skrzyzowaniu niekoniecznie jest wlasciwym rozwiazaniem? Droga rozmieka jeszcze bardziej i staje sie na tyle wąska, ze o zawroceniu nie bedzie mowy. Dobra. Ide zobaczyc do zakretu. Jak dalej bedzie tylko błotnisty las to wracamy szukac szczescia gdzie indziej. Busio, toperz i śpiący kabak zostaja gdzies w tyle. Tuptam sobie przez estonski las. Dziwne miejsce. Co chwile mam zwidy. To tu to tam widze chatke. Albo domy. A nieraz ludzi. Albo traktor. Jednak w mgnieniu oka chaty okazuja sie byc zwalonymi drzewami, traktor wykrotem w ziemi a ludzie znikaja bez sladu. W koncu wychodze na polane. Przypomina mi nieco Bieszczady czy Beskid Niski i tereny dawnej wsi. Chyba nie ma drzewek owocowych czy podmurówek. Ale cos jest w powietrzu, jakas aura czegos co bylo a juz nie ma. Tu tez pokazuje mi sie chatka. Ale ta dla odmiany nie znika. Patrze na nia, krece głowa a ona stoi. Widac musi byc prawdziwa. Wracam po reszte ekipy.

Chatka sie nam podoba. Pachnąca drewnem, żywicą, przyozdobiona rogami nad wejsciem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Patrząc przez pryzmat polskich realiow naprawde nie chce sie nam wierzyc, ze takie miejsca istnieją i nie są utajniane... A moze to wszystko tylko sen?

Obrazek

Wnetrza zaciszne, z szerokim podestem do spania, gdzie mozemy spac wszyscy razem i mozna kabaka przyblokowac przy scianie aby nie spadło, nie uciekło itp. Ideał noclegu! :)

Obrazek

Obrazek

Jest studnia z żurawiem ale straszne bajoro. Naciagam wiadro i nawet rezygnuje z prania. Tak samo moge wrzucic ciuchy do losowo wybranej kałuzy!

Obrazek

Rozsiadamy sie przy ognisku. Ale zwidy zostają. Domy w sadach, biegajace dzieci, ludzie na motorach, rowery, świnie, wiadra. Kurde… Co jest z tym miejscem? Tak silnego wrazenie jak tu nie mielismy jeszcze nigdzie. Poza tym zwykle to ja mam sklonnosc do “mania” omamów, a tu widzimy to wszyscy. Toperz tez co chwile sie obraca, aby cos sprawdzic, czy ktos wlasnie nie idzie. Kabak tez kilka razy woła “mama - ziobać tam!” i cos pokazuje. Tylko ze “tam” nic nie ma.. Tak sobie siedzimy, dokladamy szczapy w ogien, gotujemy herbate i kątem oka widzimy inny swiat. Moze są jednak te rownoległe rzeczywistosci, a łąka w estonskich lasach jest jednym z miejsc, gdzie sie one sie nakładają? Rózne głupie mysli czasem czlowiekowi po glowie chodzą w takich chwilach... ;)

Obrazek

Obrazek

Siedzi sie calkiem przyjemnie tzn. mi… bo toperza i kabaka zaczynaja zjadac meszki. Rozkladamy sie wiec w chatce, rozpalamy swiece. Kabak je co chwile zdmuchuje. W koncu sie cała oblewa woskiem. Radosne zabawy trzylatka sa totalnie nieprzewidywalne! :) Wszystko jest w swieczce. Wydrapujemy wosk ze stołu, z podłogi, z włosow.. Kabak zachwycony! A zwidy nie odpuszczają. Co chwile jakies nieistniejace widmo zagląda do chatki przez okienko. Często slychac gdzies w dali jakby pracująca maszyne, silnik.. A moze to tylko wiatr?

W płomieniu swiec opisuje dzien, wpisujemy sie do wpisownika a kabak rysuje busia, ktory zepsul sie w lesie... Mam nadzieje, ze dzieci nie mają jakis zdolnosci przewidywania przyszlosci albo cholera wie co??? Moze tylko potrafią odczytywac emocje i cudze lęki? Staramy sie wierzyc w tą drugą opcje! :D

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kabaczę wieczorem jest zmartwione. Bo wszyscy jestesmy w zacisznej chatce a busio zostal przed… I pewnie mu zimno w stopki! Idziemy wiec pomacac “stopki”, ze sa ciepłe ;)

W nocy zaczyna lać i zrywa sie wiatr. Dudni w dach i wyje w kominie. A chata taka zaciszna! Śpi sie cudownie. I bardzo nie chce sie wstac! Śpimy chyba do 11!

Obrazek

Obrazek

A w wychodku jest kompost. W takiej jakby skrzynce. I łopatka wycieta ze starej butelki. Czy po załatwieniu potrzeby nalezy szufle tego zapodac do kibla? Na wszelki wypadek tak robimy ;)

Obrazek

Obrazek


P.S. Busio nie jest złosliwy. Nie rozkraczył sie pod chatką Kapasto ;)

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 08 sierpnia 2018, 16:43

Dzis włoczymy sie po Hiumie troche bez celu, to w lewo, to w prawo. Pogoda nie zacheca do wyjscia z auta, leje, wieje i zimno. Ale cos musimy ze sobą zrobic do czasu odjazdu promu.

W Kuri napotykamy ruiny cerkwi. Do srodka niestety wleźć sie nie udaje...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wszedzie maja tu jakas plage ślimaków, ciezko przejsc sciezką i zadnego nie nadepnac. Juz nie mowiac o pojsciu w krzaki. Wiem, ze wiele osób uwaza slimaki za szkodniki i je tępi (co jest w pelni zrozumiale jak zjadają uprawy) ale ja jakos bardzo je lubie. Juz mając kilka lat ratowalam je z drogi albo zbieralam do sloika i probowalam karmic sałatą (co nie zawsze dla owych slimakow dobrze sie konczylo). Wiec ile razy slysze chrup pod butem to chce mi sie płakac. Ale inaczej sie dzis nie da… :(

Obrazek

Obrazek


Trafiamy tez na stary, zapomniany cmentarz, skąpany w kroplach deszczu, omszały i oczywiscie mocno zaślimaczony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wioski w okolicy są malutkie. Czesto nazwie na mapie odpowiadają trzy chałupy utopione w zielonosciach. Domki zazwyczaj sa niewielkie, czesto drewniane. Eternity i dachowe faliste blachy malowniczo porastają grubym kożuchem mchu i innych porostów. Ludzi nie widac. Zreszta nic dziwnego - komu by sie chcialo wylazic z chałupy na taka zdechłą pogode?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Im bardziej zblizamy sie do morza tym niebo staje sie bardziej pogodne, deszcz ustaje ale wzmaga sie wiatr, ktory i tak od rana łeb urywał z korzeniami. Do odjazdu promu mamy jeszcze z poltorej godziny wiec idziemy do portowej knajpy, coby choc troche schowac sie przed wiatrem. Panie twierdzą, ze mowia po angielsku wiec toperz idzie zamawiac. Z frytkami i solianką chyba sie udalo. Gorzej wychodzi z napojem tzn. chodzilo nam o herbate z cytryną. Babka patrzy na toperza nieco podejrzliwie, widac ze “kuleczki wirują” a po dluzszej chwili kiwa głową. Chwile pozniej dostajemy wode na ciepło, w ktorej pływa cytryna. Nie wiem czy nie zrozumieli czy oni tu tak piją? Coz zrobic, wyciagamy wlasne herbaty i wrzucamy do przyniesionego nam specyfiku. Dogadywanie sie z lokalsami w tym kraju jest trudniejsze niz przypuszczalismy ;)

Obrazek

Obrazek


W budynku przy samym porcie, a dokladniej w kibelku gdy robie pranie, zagadują mnie niemieccy rowerzysci. Ponoc przyjechali do Kłajpedy promem i dalej popylali “Via Baltiką” i bardzo im sie nie podobało. Sa niewierzący, ale kilka razy zaczynali sie juz modlic gdy kolejny tir mijal ich na centymetry. Teraz wiec jadą do Tallina i wracaja pociagiem. Na Hiumie jezdzilo im sie lepiej, acz bali sie chyba jeszcze bardziej “bo wszedzie las i tak pusto”. Są zli, ze mieli takie nieudane wakacje.

A wiatr tymczasem sie nasila. Dwa razy gonie kapelusz, mimo ze mocno sciagam go sznurkiem pod szyją az mnie dusi. Zaśmiecamy tez nieco okolice - gdy otwieram drzwi wywiewa z busia reklamówke z trzema drozdzowkami. Gonie ją ale juz pływa 20 metrów od brzegu. No coz, bedzie ze Polacy to syfiarze, oczywiscie musialo wywiac tą reklamówke z polskim napisem.. Jedną taką mielismy, wszystkie inne sa juz lokalne. Coz jak pech to pech, z wiatrem nie wygrasz.. ;) Porywa mi tez bluze z siedzenia i juz, juz niesie w strone reklamówki. Bohaterski toperz w ostatniej chwili ratuje bluze, juz na brzegu morza. Rękaw mokry, ale bluza wciaz jest z nami! Chodzi tez sie trudno, im mniejszą ma sie mase tym gorzej... A jak sie siedzi w busiu to nim buja na boki! I teraz pytanie - czy to busio probuje odleciec czy cale molo, na ktorym stoimy, wpada w takie kołysanie? Powietrze wypełnia wycie linek zaparkowanych łodek a słupy przygina w jedną strone. Jak poprzednio tu bylismy to sie zastanawialam czemu one sa takie krzywe.. A zdjecia przyportowe wyszły takie zaciszne i spokojne... ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


I teraz pytanie - stosy sygnałowe jakby sie latarnia morska zepsuła czy przygotowania do obchodow Nocy Świetojańskiej? :)

Obrazek

Obrazek

Gdy do odjazdu promu jest juz 30 min. kabak domaga sie nocnika. Stoimy juz w kolejce zablokowani innymi autami. Wycieczka z pełnym nocnikiem przy tym wietrze do oddalonego o 100 metrow kibla zapewne skonczy sie natychmiastowym przyklejeniem jego zawartosci do stojących nieopodal niemieckich kamperow ;) Mogą nie byc zachwyceni gdy nieskazitelna biel ich scian nagle stanie sie moro... bo udekoruje je dziecieca kupa. Zapewne specjalnie nie jezdzili szutrami aby nie pobrudzic aut a tu niefart spotka ich w porcie na rownym asfalciku ;) No chyba ze nie niesc nocnika do kibla i bedzie opowiesc o kupie, ktora zwiedzila dwie wyspy? Ale jak prom bedzie tak samo bujał jak molo i zawartosc nocnika wywali sie na dywan - to toperz z kabakiem nie mają gdzie spac! Postanawiam jednak podjac wyzwanie dotarcia z nocnikiem do kibla, tylko owijam go w trzy worki na smieci. Wyłaze z trzęsącego sie busia. Ledwo moge ustac na nogach. Nocnikiem targa jak flagą na maszcie. Zawartosc rownomiernie wypelnia worek od srodka. Ale donioslam do kibla w porcie. I mnie nie ochlapało! Pełny sukces! Wracam dumna do busia z umytym nocnikiem pod pachą a niemieccy rowerzysci patrza na mnie jak na ufo. Czyzby tu nie bylo w zwyczaju wedrowac wietrznym nabrzezem z tak zacnym naczyniem przytulonym do piersi?

Promem buja troche bardziej niz w poprzednia strone. Falki sa niczego sobie i troche chlupie bryzą na zewnetrzne pokladziki. Na tyle, ze wiekszosc ludzi ucieka do wnetrz.

Obrazek

Obrazek

Tylko dwie takie chramsiają solone lody - o smaku morskiej wody! No bo chyba wlasnie dla takich doznan plywa sie promami, nie? :)

Obrazek

Fajne maja stoliki na promie. Na kazdym blacie jest mapa fragmentu tutejszych wysp. Kazda mapa jest inna!

Obrazek

Obrazek

A tak w ogole to tym promem plyniemy za darmo. Toperz idzie zaplacic za przejazd i za lody. Babka podaje kwote bardzo niską, pasującą raczej do samych lodów. Toperz mowi, ze chyba za mało, ze w tamta strone bylo wiecej, ze auto, ze 3 osoby. Babka wybucha oburzeniem i krzyczy na toperza: “Chyba ja lepiej wiem jakie sa tutaj ceny, nie bedzie mnie pan pouczał!”. Ok! Nie ma problema! Placimy wiec w przeliczeniu 10 zl a nie ponad 60 jak w tamta strone.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 15 sierpnia 2018, 11:58

No i lądujemy na Saaremie. Aby nie powtarzac noclegu kolo Triigi jedziemy kawalek dalej. Znow sa sosny, piecyki i cisza. Wiatr zostal na Hiumie. Albo w ogole nieco ucichł. Wyje tylko w koronach drzew. Morze jest znów spokojną taflą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czy wspominałam juz o złudnosci tutejszych wieczorow. Siedzisz, gadasz, dokladasz do ogniska. O nagle oczy zaczynają ci sie kleic ze zmeczenia, kabak tez układa sie juz na ławce. Sprawdzasz godzine… jest po północy… Magia konca czerwca. A zmrok nie zapada tu nigdy. Latarek uzylismy tylko w bunkrach ;) Nawet jak w nocy wstaje do kibla to jest polmrok. Albo to ja nie trafilam w tutejsza czarna noc? Moze takowa jest miedzy 2:07 a 2:19? Szlag wie..

Mam znajomego, ktory lubi dzikie biwaki ale ma jakis lęk przed ciemnoscią. Panicznie boi sie bedac w namiocie gdy jest ciemno. Potrafi co chwile sprawdzac godzine aby obliczac ile zostalo do wschodu slonca. Zwykle dopiero spokojnie zasypia gdy zaczyna świtac. (Jesli czytasz - to pozdrawiam! Estonia czerwcowa to raj dla ciebie! :)

Ale zimy to ja im wspolczuje..

Zabudowa mijanych miasteczek i wiosek jest miła dla oka... Domostwa zauwazone przejazdem przy drogach roznych zakątków Saaremy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wpada w oczy tez opuszczony kosciol. W tej czesci Estonii gdzie bylismy mało napotkalismy opuszczonych budynków. Zwykle nawet gdy pozornie sie takie wydają - to do czegos służą. Najwiecej napotkalismy chyba wlasnie kosciołow/cerkwi, w postaci juz niezadaszonych wydmuszek, zdecydowanie w stanie zapomnienia.

Obrazek

Suniemy dzis szukac poradzieckich baz. Saarema byla ponoc za czasow sajuza niezle zabetonowaną wyspą, gdzies czytalam, ze takowych baz mieli tu kilkadziesiat. Ile zostalo do dzis? Nie wiem. Znalazlam namiary na dwie.. Pierwsza to baza Dejevo w okolicy Karujarve. Niewiele z niej zostalo. Teraz jest tu samoobslugowe pole golfowe i biwakowisko.

W wiatach jeden detal zwraca naszą uwage - u powały ktos podwiesił suszone rybki. Pozostalosc po imprezie? Czy moze tu taki zwyczaj? Skoro w wychodkach zawsze jest srajtasma a w szopie porąbane drewno na ognisko - to moze i zagryche sie zostawia dla zbłąkanych wedrowcow?

Obrazek

Obrazek

Sama baza zostala juz dosc skutecznie zmielona. Zostaly dwa hangary, z czego jeden chyba okresowo wykorzystywany na jakies imprezy. Jest w nim drewniana podloga, osadki na żarowki, kable, ławeczki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Drugi hangar stoi w lesie i sluzy glownie graficiarzom. Czemu akurat jemu darowali a inne sa juz kupka kamieni?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Glownie szukamy murala. Lesnego tematycznego malowidła. Dokladnie w miejscu gdzie mial stac jest kawałek przewroconego betonu. Widac, ze padł “na pysk”.

Obrazek

Przypadek? Nie sądze… Widac komus przeszkadzalo, ze w srodku lasu stoi zarosniete malowidło. Niepojęta jest dla mnie ta chęć i potrzeba aktywnego niszczenia śladow przeszlosci. Spoznilismy sie. Chyba dobrych kilka lat.

A tak wygladalo to czego szukalismy gdy jeszcze bylo..

Obrazek

Kolejnej bazy szukamy kolo Maantee. To na samiuśkim południu, na dlugim półwyspie wyspy siegajacym prawie pod łotewską Kolke. Droga staje sie coraz mniejsza i bardziej wyboista. Docieramy do malutkiej osady gdzies na koncu swiata.

Obrazek

Jest tu jeden hangar/bunkier przerobiony na składzik. Dokladnie pozamykany.

Obrazek

Obrazek

Inne zabudowania, ktorych architektura sugeruje, ze mogly byc niegdys poszukiwaną przez nas bazą - służą obecnie za owczarnie. I mocno sie juz rozsypują. Na tyle, ze troche juz strach wejscia do srodka. Owce wyraznie sie nie boją - nogi rozjezdzają sie na swiezym nawozie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie mamy cos na tym wyjezdzie fazy na bazy ;) Co ktorejs szukamy to albo nie udaje sie trafic albo juz jej prawie nie ma ;) Ale jest faza na chatki! Kolejną, zwaną Sori, odnajdujemy na owym poludniowym polwyspie Saaremy. Bardzo klimatyczna ale ma jedna wade… Ze wzgledu na mocno bagniste polozenie ilosc wszelakiej latającej gadziny jest niewyobrazalna. Chyba trzeba by sie obłozyc kadzidełkami dookoła. Albo wejsc do ogniska...;)

Obrazek

Obrazek

Niesamowite sa te tutejsze chaty - obrusik i kwiatki na stole, kapy na ławach, poroze na scianie, porzadek wiekszy niz u nas w domu…

Obrazek

Obrazek

Niedaleko od chatki na droge wychodza nam dwa sarniątka. Chyba takie swiezo urodzone, bo wielkosci kota. I nozki sie im rozjezdzaja na wszystkie strony.

W okolicy wioski Tehumardi na brzegu morza stoi betonowy pomnik, postawiony w miejscu wielkiej bitwy jaka miala tu miejsce w 1944 roku. W okolicy pomnika sa jakies dziwne wirujące wiatry, jak mini trąby powietrzne. Zrzucona przez kabaka czapka wiruje w powietrzu dobrą minute - jak na karuzeli. Podobnie zachowują sie zeschłe liscie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na nocleg zawijamy klasycznie na jedno z nadmorskich biwakowisk. Dzis na biwaku nie pouzywamy za duzo. Pogoda sie schrzaniła na dobre. Szarość nieba zlewa sie z szaroscia morza. Acz wiaty trzeba przyznac sa rewelacyjnie zrobione - dach jest na tyle długi, ze wystaje z poltora metra za wiate. Mozna siedziec i nie leje sie na plecy. Mozna krzątac sie kolo stolu. Ktos tu naprawde pomyslal, zeby rozne rozwiazania byly funkcjonalne.

W nocy leje. Napiernicza w dach naprawde solidnie. Bardzo lubie stukot kropel deszczu w dach chatki albo tropik namiotu. Ale to napierdzielanie w blache to jakas masakra! Nie wiem jak toperz i kabak sa w stanie spac przy takiej perkusji! A tylko ja mam stopery do uszu! Moze trzeba ten dach wylozyc jakims dywanem? I zmieniac co rok jak calkiem zgnije? Tylko czy razem z dywanem nie zbutwieje blacha? Ciekawe czy na tych wszystkich wypasnych kamperach to kleją na dachach jakies specjalne folie wytłumiające czy do spania w łoskocie trzeba sie po prostu przyzwyczaic?

Wracamy dzis promem na ląd. Kabaczę uwielbia promy. Juz od rana sie cieszy i ciagle nas ponagla, zeby juz jechac na prom. To juz od kilku dni widac - albo wklada swojego ulubionego tygryska do pudełka i sie bawi, ze to jest statek i tygrys płynie. Albo wklada samochodzik na szufelke (w chatkach zawsze tu takie są) i pływa nim od ławki do ławki.

Na promie zaczepia toperza jakis chlopak, chyba inny turysta. Chyba widzial jak wieszałam pranie w busiu. Mowi, ze podoba mu sie nasz “lifestyle” i zebysmy mu cos o nim opowiedzieli. Ale nie wiemy o jakas opowiesc mu chodzi? Ze jak mamy wolne to sobie gdzies jedziemy? Ze spimy w busiu? Ze robimy pranie jak gdzies po drodze trafi sie potok albo umywalka np. w kiblu na promie? Toperz mu cos tam opowiada o naszej wycieczce, ale wyraznie goscia to nie interesuje. Jest wyraznie zawiedziony. Myslal chyba, ze zyjemy w busiu na codzien, zywimy sie tym co znajdziemy w rowie i zarabiamy grając na bałałajce w srodku tajgi. Jedno jest pewne - z gosciem sie dosyc ciezko gadało bo byl strasznym milosnikiem górnolotnych haseł, zadęcia, pozerstwa i szufladkowania calego świata.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 18 sierpnia 2018, 10:47

Po zjechaniu z promu mamy pewien dylemat. Musimy podjąć decyzje co dalej. Biorąc pod uwage czas, wychodzi, ze jeszcze 2-3 dni bysmy mogli jechac na polnoc. Ale moze nie ma co naduzywac swojego szczescia? Zgrzytanie skrzyni biegów z dnia na dzien sie nasila, są juz nieraz problemy z wrzuceniem piątki, trzeba probowac ją wsadzac kilka razy aby wlasciwie zaskoczylo. Po namysle odbijamy jednak na poludnie. Powoli, zakosami, ale w strone domu.

Mijamy opuszczony kosciol kolo Kalli. Myslalam, ze jest posrodku niczego. Wyskakuje zrobic tylko kilka zdjec. W krzakach obok siedzi jednak ukryte gospodarstwo. Słysze psa. On nie jest zadowolony i co gorsza dzwiek jego niezadowolenia zbliza sie w moją strone. Chowam sie w ruinach. Bydle chyba tu nie wlezie. Ujada u bram. Mam odcietą droge powrotu. Wyłaże przez okno z drugiej strony. Do szosy wracam przez chaszcz po szyje. Najgorsze są maliny, ktore sa jakies wyjatkowo dorodne i chca mi wyrwac pół łydki. Ostatnio takie kolce to spotkałam u jeżyn w Kobuleti, ktore porastały opuszczone hotele… Ale zawsze spotkanie z roslinką lepsze niz z tym bydlakiem i jego zębami, ktore tam na mnie czekają przy bramie. Potem sie śmiejemy, ze moze tego psa wcale nie bylo. Moze to bylo szczekanie z głosnika? Bo nie widzialam go, a wszystko bylo oceniane na podstawie dzwieku :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem 30 km horroru Via Baltiki. I te tiry na zderzaku, ktore wyprzedzają na trzeciego pod warunkiem, ze z przeciwka nie jedzie inny tir. Osobowka, terenówka, bus? Niech spierdala do rowu! Bo jemu sie spieszy! W jechaniu na czołówke celują Litwini. Autokary nie sa lepsze. Acz one czują respekt przed tirami. Bo na odwrot to nie… Ciekawe sa tez osoby, ktore probują cie “ukarac” za to, ze śmiałes jechac 80 km/h i nie zjezdzac do rowu aby puscic ścigaczy. Po wyprzedzeniu hamowanie przed samą maską z wyciem klaksonu to norma. Jeden palant (tez Litwin) rzucał w nas plastikowymi kubeczkami! Ta droga to jakis koszmar, tu zawsze jest zle, acz dzisiaj jest zle wyjątkowo. Unikamy tego syfu jak ognia, acz czasem na jakis niewielki kawaleczek trzeba wjechac, aby nie meandrowac 100 km lasami albo nie utonac w lesnych bagnach. Acz nastepnym razem moze rozwazymy jednak bagna…. Cały czas wspominam Niemców z promu.. Jakie trzeba miec samozaparcie aby tą drogą jechac rowerem? Grube setki kilometrów! Jako ze nie mamy podobnych ciągot samobojczych, na wysokosci Massiaru uciekamy w lasy. I znow Estonia jest pieknym miejscem!

Wita nas miła, cicha wioska wsrod zarosli. Drewniane domy i jakas szkola lub urzad utopione w zieleni. Malutki, nieopisany z zewnatrz sklepik, gdzie nie ma opcji porozumienia sie ze sprzedawcą. Ale wpuszcza nas za lade abysmy sobie sami wybrali czego potrzebujemy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem pojedyncze lesne osady, przysiolki otoczone wysokim, półbagiennym chaszczem.

I chatka przydrozna. Czy raczej szczelna wiata otaczająca solidne palenisko. Wypełniona zapachem wędzonki. Robimy karkówki (chyba?) zakupione w malutkim sklepiku i cieszymy sie, ze mamy dach nad głową jak zaczyna lać. Lekko cieknący ale zawsze dach. Niby w busiu tez jest dach - ale nie ma paleniska.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stół z pieczarką

Obrazek

Obrazek

W nocy tak leje, ze mam problem przebiec do oddalonego o 3 metry wychodka. Raz to czynie ale po calej operacji jestem tak mokra, ze musze sie przebrac. A wypiłam litr herbaty!! Ratunku! Juz patrze łasym okiem na nocnik - ale co jak sie przepełni? Decyduje sie jednak warowac u drzwi i czekac na chwilowe zelżenie opadu.

Rano tez popaduje wiec korzystamy z dobrodziejstw chatynki.

Obrazek

Obrazek

Kiedys obok byla wieza widokowa. Tak pisalo na stronce RMK. Ale juz jej nie ma. Tzn. chyba nią palimy.

W niektorych estonskich chatkach na stanie jest ciekawe urzadzenie. Stacjonarna siekiera. Z obrazkow wynika, ze polecane dla kobiet, zeby sobie krzywdy nie zrobily ;) Ostrze wystaje z podloza. Ma sie na nim kłasc pieniek i pierdzielnąc go drugim, albo jakas kłodą. Próbuje. Średnio dziala. Albo sie stępiło albo trzeba do niego miec siły wiecej niz do normalnej siekiery.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na pozegnanie Estonii wylazimy jeszcze na wieze widokową w Kabli. Obiecalismy kabakowi wieze a przy chatce nie bylo. Trzeba bylo wiec znalezc inna. Głupio tak obiecac i nie dotrzymac…

Obrazek

Obrazek

Cóż… Estonia to chyba kraj, ktory zrobił na mnie najlepsze wrazenie w porownaniu do tego, czego sie spodziewałam. Kraj, ktory najbardziej zaszokował mnie pozytywnie. Miejscami biwakowymi, krajobrazami, pustką i spokojem. Chyba pierwszy kraj, ktory mimo ze bardzo uporządkowany to jednak trafil w moje gusta. Poznalismy bardzo niewielki jego skrawek. Pewnie wrocimy tu niejeden raz. Z tego co zaplanowalam (niby na ten rok) ukula sie chyba jeszcze z 3- 4 podobne wyjazdy jak ten. Czy reszta kraju spodoba sie nam tak samo jak ten wyspiarsko nadbrzezny kawałek? Pewnie jak dobrze pojdzie to za rok bede mogla udzielic odpowiedzi.

A póki co przed nami Łotwa. Równiez pelna niespodzianek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 23 sierpnia 2018, 11:23

Dziś przejazdem zaglądamy w rejony gdzie byliśmy już 4 lata temu - relacja z 2014 roku TUTAJ

W Straupe skrecamy na Ligatne, w droge, ktora niegdys jechalismy i mamy fajne wspomnienia. Wtedy byla to miła, leśna, pylista szutrowka. Teraz przeorał ją jakis gigantyczny ratrak! Jest to najgorszy wariant tarki jaki napotkalismy - deski do prania jak ją nazywają miejscowi. Gorszy nawet chyba od tej na Arabatce!

Obrazek

Dziurawa droga i tworzące sie spontanicznie wyboje mi nie przeszkadzają, ale wstrząsy idealnie regularne powodują rozsypywanie sie pryzm bagazu, wyskakiwanie wtyczek, a o czyms takim jak ładowanie baterii w czasie jazdy to mozna calkiem zapomniec. Mamy wrazenie, ze zaraz wypadną nam zęby i gałki oczne. O tym, ze jest wyjątkowo źle moze świadczyc, ze po raz pierwszy w czasie jazdy poodkręcały sie nam słoiki! I wszystko jest w fasolce, soliance i sosie slodko-kwasnym… 14 km jedziemy grubo ponad godzine.. Ciekawe co na to nasza rozdupczona skrzynia biegów… Po kiego diabła ten ratrak tu puscili? Mogla byc zwykla, lesna, blotnisto szutrowa droga i byloby fajnie. Nie, komus sie nudzilo…

Do Ligatne docieramy promem rzecznym typu pływajacy pomost. Plynelismy juz nim skodusia. A teraz nam nieco drogo wychodzi. 5 euro nam przewoznik zaspiewal. Nie wiem czy wpadlismy w przegrodke ciezarowka czy burzuj z niemieckiego kampera?

Obrazek

Obrazek

U nas za takie ozdobienie domu zapewne zaraz byłby dym....

Obrazek

Koło Skalupes szukamy muzeum “stara baza”, ktore kiedys nam ktos polecil. Ale w tym miejscu jest tylko jakies sanatorium i nikt nic nie wie.

Na biwak zatrzymujemy sie nad rzeczką Amata. Sa tu dwie fajne wiatki pomyslane do spania, z podestami z desek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pogoda jest zmienna. Kilkukrotnie chowamy sie do wiaty przed deszczem, ktory zagasza ognisko. Potem znow wychodzi słonce i niesamowicie podswietla czarne chmury. Tęcz naliczylismy z 5. Ciepło nie jest...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są jednak posrod nas tacy, ktorzy ogromnie sie cieszą z duzej ilosci błota i okolicznych kałuż, w ktore rozmięka cala łąka.

Obrazek

Obrazek

Ten weekend to temin gdzie ciezko w tym kraju o biwakową samotnosc, pustke i cisze. Trafiamy w głowne łotewskie świeto - Noc Świetojanską, ktora jest tu niezwykle szumnie obchodzona a świętowanie trwa nieraz kilka dni. Juz rano w sklepie widzialam szał zakupow - wszyscy lokalsi biegali z wózkami wypełnionymi wódką i specyfikami na grila. Na wiatowisku robi sie rojno i gwarno. Odwyklismy od takiego ścisku i kociokwiku.

Obrazek

Wieczorem przyjezdza ekipa - 5 aut i ze 20 osob. Rozstawiaja namioty, w tym jeden biesiadny na wypadek deszczu, ktory stawiaja tak aby sprytnie otaczał tutejszy stacjonarny stol z ławami. Potem szykują ognisko - ale nie bylejakie. Faceci ida w las z piłami spalinowymi i zaczynają znosic bele jakby sie szykowali do budowy mostu a nie pieczenia kielbasek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka osob idzie łowic ryby a jeden gosc targa z rzeki gar wody na zupe o objetosci chyba 100 litrow. Wyglada jakby planowali zalozyc tu stacjonarny oboz na przynajmniej rok ;)

Ekipa spod lasu ma tez na skladzie dzieciaka. Jego ojciec podchodzi do nas i pyta czy kabak by przypadkiem nie chcial pograc z jego synkiem w piłke. Kabak oczywiscie bardzo chce, ale dziwna jest ta gra niespelna trzylatka z osmiolatkiem ;) Kabak sie gubi w grze, czesto nie trafia nóżką w piłke, przewraca sie ale nadrabia ochotą i bojowymi okrzykami. Losza sie nieco nudzi, ale twardo grają chyba ponad pół godziny. A potem piłka ląduje w rzece… Mamy spore przypuszczenia kto jest sprawcą… ;) Na szczescie ojciec Loszy wskakuje w rzeczne odmęty i ratuje piłke. Gra zostaje uznana za zakonczoną ale nas zapraszaja do swojego obozowiska. Przyjechali tu z Rygi. Co roku w tym terminie, czyli okolo Nocy ŚWietojanskiej skrzykują sie nieraz w kilkadziesiat osób i robią tu minifestyn. Zawsze jest ognisko gigant, konkursy, biegi na orientacje, skakanie na głowke ze skały do rzeki. Oczywiscie jedzenia tez nie moze zabraknąc a przede wszystkim picia. Dzisiejsza impreza to tylko rozgrzewka i preludium - Noc Swietojanska bedzie dopiero jutro. Jutro tez zjedzie wiecej zaproszonych ludzi. Kilka osob z ekipy od razu zaczyna wspominac swoje wyjazdy do Polski, z ktorych zostal im w pamieci straszny tłok, mało lasu i duzo ciekawych zabytków. Skadinad ciekawe spostrzezenie bo to chyba głowne trzy rzeczy rzucajace sie w oczy przy porownaniu naszych krajów.

Nasi nowi znajomi sa z Rygi, tam sie urodzili, ale nie są Łotyszami. Kim są? Tu zdania sa podzielone. Wiekszosc z nich nie posiada łotewskiego obywatelstwa. Posiadaja paszporty bez zadnego obywatelstwa, co jest chyba lokalnym fenomenem, gdzie indziej niespotykanym. Takie przedziwne paszporty dostały sie w rece osob, ktore rozpad Sajuza zastał na terytorium Łotwy, a nie byli rdzennymi Łotyszami. Ot ofiary migracji ludnosci z czasów radzieckich… Ci co mieli gdzie indziej swoj kraj, albo pomysł gdzie go szukac - wyjechali. Część jednak zostala - uznali, ze tu sie urodzili, wychowali, wiec tu jest ich ojczyzna i miejsce na ziemi. Wpadli jednak nieco w pułapke historii i polityki - miejsce sie zmieniło i to z ich wspomnien przestało istniec w takiej formie jak go znali. Paszport łotewski przynalezy obecnie takim ludziom tylko po zdaniu egzaminu z języka i lokalnej historii. Łotewskich nieobywateli łączy to, ze są rosyjskojezyczni. Większość z nich jest dziećmi lub wnukami ludzi, którzy osiedlili się (nie zawsze na wlasne zyczenie) na terytorium dzisiejszej Łotwy za czasów ZSRR. Co niekoniecznie znaczy, ze sa Rosjanami - wielu z nich sie nie identyfikuje z Rosją, wiec niekoniecznie chce sie starac o rosyjskie obywatelstwo.

Anna, z ktorą najwiecej gadam jest wnuczką Ukrainki i Fina, ktorzy wylądowali tu w wyniku wojennych i powojennych zawirowan. Anna wyjątkowo paszport łotewski ma. Twierdzi, ze dostala go bez egzaminu, bo miała szczescie urodzic sie juz po 91 roku. Nic nie musiala zdawac. Albo ktos sie pomylił albo co? Bo ma kolezanki w jej wieku, ktore juz automatu takowego nie dostały. Mimo posiadania obywatelstwa Anna nadal uczy sie łotewskiego. Bo chce go znac choc troche. Twierdzi, ze przydaje sie jej w pracy i lubi go uzywac w kontaktach z łotewskimi znajomymi. Jej brat Stas jednak miał mniej szczescia - bo urodził sie kilka lat wczesniej. Wszyscy z ekipy sie z niego śmieją, bo grzecznie sie uczy łotewskiego ale cos mu nie idzie. Juz 5 razy podchodził do egzaminu i zdac nie moze. Nauka nigdy nie była jego mocną stroną a jak twierdzi - do języków jakos w szczegolnosci nie ma głowy. Woli np. podnosic ciezary. Popisuje sie wiec przed kolegami nosząc kolejne bele drewna. Stas by chcial zdobyc paszport. Teraz probuje jakiejs metody na lewo. Jest skuteczna ale dosyc droga. Paszport wedlug Stasa bardzo sie przydaje. Bez niego nie mozna glosowac i kupowac nieruchomosci. np. ziemi. Trzeba ją dzierżawic albo kupowac “na słupa”. Wielu zawodów nie mozna wykonywac bez obywatelstwa. A z normalnym paszportem łatwiej tez znalezc prace i w kraju i za granicą.

A i bez wlasciwego paszportu niektore podroze są niemozliwe. Jedna z dziewczat z ekipy ostatnio nabyła promocyjne bilety lotnicze do Izraela. I nie wpuscili jej - z racji na tą wlasnie kreske w punkcie obywatelstwo. W wielu miejscach na swiecie uwaza sie, ze obywatelstwo mozna jedynie stracic - za kare za jakies przewinienia i machloje a nie po prostu go nie dostac, ze wzgledu na urodzenie w złym miejscu w złym czasie. Wiec w wielu miejscach do ludzi “z kreską” podchodzi sie mocno nieufnie.

Ktos z ekipy porusza temat, ze ponoc problemem jest tez, ze część “nieobywateli” w ogole nie posyła dzieci do łotewskich szkoł. Rodzice sami ucza je w domu. Albo i nie. Nie wyciaga sie wzgledem nich konsekwencji. Im wolno bo oni nie istnieją. Ponoc gdyby Łotysz nie posłal dziecka do szkoly to grozi mu spora grzywna a nawet wsadzenie do paki. I rosnie pokolenie niewyksztalconych, wkurwionych ludzi, mogących zejsc tylko na droge przestepczą. Ponoc w Rydze nie jest to popularny proceder, czesciej jest spotykany w rejonie Daugavpils i Kraslavy. Nie wiem czy to prawda. Nie mam jak zweryfikowac niektorych informacji, na ile sa prawdziwe a na ile to legendy wyssane z palca, opowiadane na postrach czy dla zwiekszenia dramaturgi sytuacji.

Zastanawiam sie jak jest mozliwa taka sytuacja na Łotwie, ktora nalezy do UE. A unia jak wiadomo ma pierdolca na punkcie niedyskryminowania wszelakich mniejszosci - np. mniejszosci narodowych. Tutaj Anna ma tez gotową odpowiedz. “Nie jestesmy mniejszoscią narodową. Mniejszosci narodowe nalicza sie sposrod obywateli danego kraju, ktorzy deklarują inna narodowosc niz obywatelstwo. A my obywatelami nie jestesmy…” "Ponoc w unii tez walczą z rasizmem - zeby w kraju nie było obywateli drugiej kategorii. A wiesz jakie jest rozwiazanie aby to obejsc?"- i sie śmieje.. ;) Żyjac w polskich realiach naprawde jakos ciezko wyzbyc sie poczucia nierealnosci i abstrakcji sluchajac takich rzeczy!

Anna twierdzi, ze w pewnym sensie rozumie Łotyszy i ich decyzje w latach 90 tych. Ponoc zaraz po upadku sajuza, w nowo utworzonym panstwie okolo 50% ludzi to nie byli Łotysze. Danie im wtedy np. mozliwosci glosowania moglo doprowadzic do nieciekawych dla Łotwy zmian i postanowien.. Metoda moze nieco kontrowersyjna, odkladajaca na bok takie rzeczy jak rownosc czy demokracja - ale jak sie okazalo po latach dosyc skuteczna. I chyba o to chodzilo, aby cel - niepodlegla Łotwa zostal osiągniety.

Moja obecnosc i dopytywanie sie o rozne sprawy wywołuje kłótnie i prawie bójke w drużynie. Chyba zwykle rozmawiają na inne tematy a ja wsadziłam kij w mrowisko ;) Aleks jest drugim oprocz Anny posiadaczem łotewskiego obywatelstwa. Nauczył sie języka, zdał egzamin. Co nie zmienia faktu, ze jest bardzo prorosyjski i bezrefleksyjnie łyka tamtejszą propagande. Nawet na koszulce ma podobizne Putina w jakis gangsterskich okularkach i napisem "Nas nie dogoniat". Kupił ją na wczasach w Bułgarii, bo jak mozna przypuszczac takowych na Łotwie nie sprzedają. Paszport zdobywał tylko po to aby móc glosowac na prorosyjskie partie. Wierzy, ze niepodleglosc Łotwy jest tylko kwestią czasową, Rosjanie tu wrócą i "role sie odwrócą". Gdy Aleks probuje włączac sie do rozmowy jedna z dziewczat, Elena, od razu go gasi. "Głupi jestes i naiwny! Ruscy mają nas w dupie! Myslisz, ze tam komus na nas zalezy? Zobacz jak Rosja potraktowała Donbas! Tam tez niby byli "ich" ludzie. I tez niby chcieli sie przyłaczyc. Idioci zaczeli sie wychylac! I co? W ch... ich zrobili w najpiekniejszym stylu. Komu potrzebne takie sieroty po sajuzie? Nie mozna tak zyc jedną nogą w przeszlosci! Czas płynie. W polityce nie ma miejsca na sentymenty! Wierz dalej telewizji to daleko zajdziesz!".

Elenie marzy sie paszport europejski. "Czy jestes z Niemiec, Hiszpanii czy Łotwy - miałbys taki sam. Nikt by cie nie pytał o narodowosc czy jezyk, w ktorym mowisz w domu. I mozna by dostawac taki paszport gdy zdasz angielski. Na blachach na autach juz nie mamy panstwowych flag tylko gwiazdki! Czemu by tego nie rozszerzyc?" Angielski Elena zna, lubi i dalej sie go uczy. Po łotewsku umie kilka słow na krzyz i nie zamierza tego zmieniac. "Po kiego diabła sie uczyc jakiegos poganskiego języka, w ktorym mowi nie wiecej jak milion ludzi? Szkoda czasu! To juz lepiej by sie uczyc chinskiego!" Elena najchetniej by wyjechała gdzies na zachod. Takie ma plany. Poki co jednak nie moze, bo opiekuje sie chorą matką.

Mam wrazenie, ze Elena gdyby byla facetem to juz by zebrała w morde. Aleks slyszac wywody o europejskich paszportach robi sie buraczkowy na twarzy i dziwnie charczy. Na szczescie Stas odciaga go do noszenia drewna.

Robert przysluchuje sie naszym rozmowom z usmiechem. "Po kiego diabła wy w ogole zawracacie sobie glowe pierdołami? Jakimis papierami? Nie mam paszportu to nie mam. Nie znam łotewskiego to nie znam. Mam was, mam sąsiadów w bloku, z ktorymi zawsze sie dogadam. Mam fryzjerke i dentyste na dzielnicy, z ktorymi sie porozumiem. W sklepie mowic nie musze, nakłade do koszyka co mi potrzeba i milczac podejde do kasy. Ze szwagrem mam zakład mechaniczny i obslugujemy tych co rozumiemy. Na wakacje przyjade tu - jest pieknie u nas! Po co pchac sie za granice! Co nam wiecej potrzeba? Bede sie jakis jezykow uczyl, papiery wyrabiał, głupotami sie zajmował. Trzeba pracowac i sie bawic - o to chodzi w zyciu". Robert ma polskie pochodzenie i bardzo polsko brzmiace nazwisko. Ponoc z dziadkami w dziecinstwie rozmawial po polsku i troche ten jezyk zna. Jednak nie na tyle abysmy mogli swobodnie porozmawiac. Probujemy ale Robert szybko sie irytuje, ze mnie nie rozumie. Mimo ze staram sie mowic wolno, wyraznie i najprostszymi slowami jakie potrafie wymyslec. Ale litanie do Matki Boskiej zna cała na pamiec. Po polsku oczywiscie. Musze wysłuchac recytacji i pochwalic :)

Do rozmowy włącza sie Andreas, ktory cały czas łowił ryby i zdawał sie nas nie slyszec albo po prostu ignorowac. Pod pachą niesie flaszke jakiejs pachnacej ziołami cieczy. Mówi, ze to specjalny "napój świetojanski", ktory zawsze robi sie w jego rodzinie. "Nie ma co gadac. Lepiej sie napijmy. To łączy wszystkie narody w tej strefie geograficznej. Nie musimy sie asymilowac z Łotyszami. Mozemy życ obok siebie, kazdy po swojemu. I bedzie dobrze. Grunt, zeby w ludziach nie bylo agresji i nigdy jakas rozpierducha z tego wszystkiego nie wynikneła. Za to sie napijmy!"

Problem łotewskich nieobywateli zawsze mnie bardzo interesowal. Juz podczas poprzednich wyjazdów kilkukrotnie ich spotkalismy, np. w Lipawie czy wioskach koło Vainode. Mam wrazenie, ze jest to grupa najchetniej nawiazująca kontakty w tym regionie i bardziej zainteresowana integracją z przybyszami niz rdzenni Łotysze. Jednak pierwszy raz spotkalam tak duzą ich grupe i to bardzo ciekawą, bo zroznicowaną zarowno pod względem pochodzenia jak i prezentowanych poglądów.

Rano na biwakowisko docierają kolejne ekipy i siadają jedna na drugiej. Nic tu po nas! Dzisiaj to musimy sie gdzies niezle zabunkrowac aby nas nie zadeptali, gdy cały kraj swietuje “na przyrodzie”. Trzeba bedzie wymyslec jakies miejsce, ktore dla wiekszosci ludzi jest nieciekawe. Musi byc chyba z dala od morza, jezior, rzek, parków narodowych, skałek i innych jakichkolwiek ciekawostek. Moze co znajdziemy...

A poki co idziemy sie przejsc kawałek wzdluz rzeki. Fajne czerwonawe skałki tu mają. One sa głowna atrakcją tutejszego parku narodowego.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na rzece są tez fajne buniory do kapieli. Pogoda jednak jakos nie zacheca. Inni sie kąpią ale ja raczej mysle o nalozeniu kolejnego swetra. Toperz tez nie ma ochoty. Kabakowi wiec tez nie proponujemy, bo a nuz by sie wyłamała i co wtedy?

Jedziemy tez zobaczyc klify Zvartec gdzie bylismy 4 lata temu - zeby zobaczyc je w sloncu. Slonce nie staje jednak na wysokosci zadania… Akurat gdy dojezdzamy na miejsce to skutecznie chowa sie za chmure...

Obrazek

Obrazek

Kładka bujana to najlepsza hustawka!

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 25 sierpnia 2018, 23:44

Jedziemy dzis drogą Jurgla - Ergli. Gdzies, kiedys, od kogos, slyszalam, ze mial tu byc szuter i duzo opuszczonych domów. Zabrzmiało jak cos, co idealnie trafia w me gusta, wiec i zostalo zapamietane. Ostatecznie nie znalezlismy tam ani jednego ani drugiego ;) ale droga ogolnie jest miła, pusta, wiedzie przez lasy, pola i malutkie wioski

Obrazek

Wszedzie widac przygotowania do Nocy Świetojanskiej. Przed domami i w centralnych częściach wsi powstają stosy - ogniska giganty, ktore beda odpalane dopiero poznym wieczorem.

Obrazek

Obrazek

Część pojazdow tez jezdzi przystrojona kiściami liśćmi i kwiatami.

Obrazek

Po polach i lasach dziewczęta pozyskują kwiaty i liście na wieńce. Co mnie zdziwiło - najpopularniejsze są wience z lisci dębowych. Kwiaty polne tez, ale rzadziej. Mniej zapobiegliwi, zajęci albo bojący sie kleszczy mogą kupic gotowe wieńce. Przy drodze, przed sklepami duzo osob oferuje takowe za opłatą.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nigdzie po drodze nie trafilismy jednak na festyn. W dwoch miejscach byly wywieszone zapowiedzi ale imprezy rozpoczynajacej sie dopiero po 22. Glownie jednak mam wrazenie, ze ludzie imprezują w gronie rodziny i znajomych, w ogrodkach, nad jeziorami, rzekami czy w lesie. I raczej są to zamkniete imprezy, na ktore ciezko wbijac, bedąc tak zupelnie “z ulicy”.

Fajne zagospodarowanie starego mostu.

Obrazek

Na obrzezach Ergli rzucają sie nam w oczy jakies ruiny. Okazują sie one byc starym cmentarzem wojennym. Liczba nazwisk wypisanych na scianach naprawde robi wrazenie - tysiace ludzi musialo tu zostac ubitych… Nazwiska sa pisane alfabetycznie i kazda litera to ileś metrow zapisanych maczkiem... Do niektorych widac ktos czasem przychodzi i są wyróznieni zdjeciem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Anatolijem czasem ktos walnie kielicha...

Obrazek

a tu ktos zasłuzyl na kwiatek w butelce po żigliwskim.

Obrazek

Głowna tablica z mapą dzialan wojennych jest chyba nowa. Przewija sie tam data 2009. Ale mimo to tablica wygląda na starą i dobrze sie tu komponuje.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Płyty porasta mech, a calosc wypelnia zapach pokrego betonu, pomieszanego z aromatem zeschłych kwiatow. I jakby troche dymu? Jakies takie jesienne wrazenie robi to miejsce, mimo ze wlasnie lato sie dopiero dzis zaczyna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zaraz obok jest cmentarz niewojenny i tam patrza na nas twarze wiejskich ludzi z dawnych lat.

Obrazek

Wieczorem zajezdzamy do wiaty w lasach przed Neretą. Duża, szczelna, bedzie jak znalazl, jako ze dzis co chwile leje.

Obrazek

Na wiacie wisi informacja o terenie monitorowanym a na drzewie naprzeciw wisi takie cuś. Nie wiem czy to faktycznie kamera czy chodzi o to, aby wisialo cos duzego i wszyscy to widzieli.

Obrazek

Ciekawe są tutejsze zachody słonca, ktore trwają chyba 2 godziny. Jakby słonce zabłądzilo na niebie i zawisło niezdecydowane czy isc spac czy nie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem znowu leje wiec rozpalamy pod wiatą “pochodnie drwala” - naciety pieniek, ktory fajnie pali sie od srodka, nie wypala podloza i w razie czego latwo i szybko mozna zagasic. A i gotuje sie na nim znakomicie, duzo szybciej niz na marusi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Akcent ormianski. Wino z granatu. Nie takie dobre jak prosto z winnic w Areni, ale tez niczego sobie! Wszedzie dostepne - i na Łotwie, i w Estonii. I teraz pytanie - czemu u nas tak trudno takie kupic? Do Pribałtiki z Armenii dalej...

Obrazek

Calą noc lało.. Biedni lokalsi, chyba musialo im pozagaszac te świetojanskie ogniska (chyba ze ognisko bylo takich gabarytow jak naszych znajomych "nieobywateli" biwakującyh nad Amatą!)

Kabak niesamowicie sie cieszy z takiej pogody i od kiedy otwiera rano oczka woła chlup chlup i domaga sie wypuszczenia z busia. W ruch idą gumiaczki, kurteczka i co najwazniejsze - parasol! A kałuż jest pod dostatkiem. Nie wiem kto wymyslił taką nieprawdziwą piosenke “W czasie deszczu dzieci sie nudzą”. Ten ktos chyba nigdy nie widział dziecka i deszczu!

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: "Kto nie ryzykuje szampana nie pije" czyli Pribałtika 2018

Post autor: buba » 27 sierpnia 2018, 10:49

Najciekawsze miejsca zwykle napotyka sie przypadkiem... Mozna planowac, namierzać, zaznaczac na mapach. Mozna wertowac ksiazki, przewodniki, internety.. Mozna podązac za planami, odhaczając kolejne atrakcje... Ale i tak jest jedna reguła - najbardziej w pamiec zapadają miejsca, w ktore rzuca nas los i jakis ślepy traf...

Jedziemy sobie gdzies jakimis łotewskimi zadupiami i szukamy miejsca, zeby w przyjemnych okolicznosciach przyrody lub/i architektury wciągnac sobie obiadek. Mijamy jakies ruiny poprzemysłowe, kołchoz, fabryczka, szlag wie co to bylo. W ich strone skręca gliniasta droga. Idealne miejsce dla naszego celu!

Czarne chmury, rysujące sie na niebie i kończące jak ucięcie noża potęgują mroczny klimat okolicy...

Obrazek

Obrazek

Budynki przesiąkniete sa silną wonią benzyny, oleju i smaru. Chyba kiedys musialy tu byc jakies warsztaty..

Obrazek

Kabakowi wyjątkowo udało sie to pomieszczenie. Dopomina sie, ze chce zabrac ze sobą krzesełko i nie chce wyjśc tłumacząc, ze "zaraz bedzie padał deszcz". Ilość zostawionych sprzetow sugeruje, ze z tego budynku czasem ktos jeszcze korzysta..

Obrazek

Tablica, ktora mi spada z nieba! Z budynku trzeba wyjsc bo tutaj dzieci mogą zostac pożarte. "Tutaj grasują krwiożercze skrzynki i trzeba sie trzymac blisko mamy i taty. Żadnego skakania przez stary kanał. Nie wierzysz? To zaraz ci cos pokaże!" Taką argumentacje kabak przyjmuje bez mrugniecia okiem! ;) Skadinad ciekawa i dosc nietypowa tabliczka!

Obrazek

Są tez inne tabliczki, w dwoch językach, mocno obleczone juz rdzą i porostem..

Obrazek

Obrazek

Z daleka rzuca mi sie w oczy jeszcze inna ruina - opuszczony, czesciowo zawalony blok. Wyglada zbyt zle, abym miala odwage wejsc do srodka, ale ide obejrzec choc z zewnatrz.

Obrazek

Ide sama. Toperzowi sie nie chce, dalej goni sie z kabakiem wokół garaży.

Im blizej podchodze do opuszczonego bloku tym bardziej oczy wyskakują mi z orbit. Ten blok jest czesciowo zamieszkaly! Boki budynku stoją i zawieraja uzywane mieszkania - firanki, kwiatki na parapecie, jakas kobita z petem w zębach trzepie scierke... Tylko srodek wyglada jakby wygryzł go jakis gigantyczny potwor! Masakra jakas! Co to jest u licha za miejsce? Meteoryt na niego spadł? Albo ktos leciał gdzies na wojne w dalekie kraje i akurat tu bombe zgubil przypadkiem?

Obrazek

Ze zdziwienia wyrywa mnie glos - "Czegos tu szukasz?" Odwracam sie. Gosc w srednim wieku wierci we mnie oczami. "Eeeeee... jest tu moze sklep?" Nic madrzejszego nie przyszlo mi do glowy. Facet usmiecha sie. "Sklep jest dalej, o tam. Pieszo bedzie kawałek. Lepiej podjechac. Tu jest tylko ta ruina, w ktorej mieszkamy. A tak w ogole co cie sprowadza na Łotwe i do naszej wioski?". Gdy dowiaduje sie, ze jestem turystka z Polski, ze przejazdem w drodze z Estonii, ze zatrzymalismy sie na przekąske wsrod garazy - zaczyna opowiadac niedawną, smutna historie miejscowosci. W 2010 roku byl tam wybuch gazu - na drugim pietrze, pol domu wyrwalo. Cudem nikt nie zginal. Ale kilka rodzin zostalo bez dachu nad glowa. Padło na dość biednych ludzi. Czesc rozjechala sie po rodzinach. Jedni zajeli na dziko jeden pokołchozowy garaz i zyja tam po dzis dzien. Gosc chce mnie do nich prowadzic ale dochodzi do sprzeczki z jego zona, ktora twierdzi, ze ta rodzina swoje juz przezyla i chce przede wszystkim spokoju. Mam uraz gdy ktos mnie zaprasza do cudzego domu, wiec staram sie odwiesc goscia od pomyslu, tlumaczac sie, ze musze szybko wracac do samochodu gdzie zostalo dziecko (co zreszta jest prawda). Poza tym troche sie boje iść z jakims obcym gosciem do cudzych mieszkan. Co innego jakby tu byl ze mną toperz... Zawsze byłam zbyt ostrożna...

Mimo ze minelo juz 8 lat budynek nie zostal odbudowany ani ludzie przesiedleni do innych mieszkan. Blok zostal obwolany przez komisje jako nienadajacy sie do zamieszkania. Niektore rodziny otrzymaly drobne odszkodowania, ktore wystarczyly na zamurowanie dziur w scianach i ich podparcie obelkowaniem. Na tym sprawy sie zakonczyly. Częściowo zerwane schody jednej klatki schodowej zostały zastąpione drabiną. Dom zamieszkiwali ludzie z paszportami drugiej kategorii - czyli ludzie ktorych nie ma. (Albo ich jest tak duzo, albo ja mam jakies dziwne szczescie na nich ciągle wpadac????) Po co wiec nowy blok dla ludzi, ktorzy nie istnieja? Do rozmowy przylacza sie brat Koli, ktory widząc nieznajomą osobe tez skądeś przywędrował. Prosi aby zrobic zdjecia bloku. Dosc nietypowe zachowanie - zwykle proby fotografowania takich miejsc nie ciesza sie poklaskiem miejscowych. Tu jednak jest inaczej. Loszka mowi "Wszyscy o nas zapomnieli, moze dzieki twojemu zdjeciu swiat dowie sie o Upmalas..." Robi mi sie zimno.. Dokladnie tych samych slow uzyl w pazdzierniku 2011 Jura z Siedowa, wioski nad donbaskim morzem... Mam nadzieje, ze ja nie przynosze takim ludziom pecha... bo o Donbasie swiat sobie przypomnial... Ale myśle, ze zdecydowanie nie tego chcial Jura...

Grzecznie robie zdjecia rozwalonego budynku z bialej cegiełki. I obiecuje wrzucic w internet, co niniejszym czynie...

Ze scian wystają dechy, bele i kable. Wyrwe zaczynaja porastac juz krzaki. Miały czas urosnąć, tylko patrzec jak stuknie 10 lat... Zasiedlone boki domu wyraznie odchylaja sie na zewnatrz - jakby chcialy uciec od ziejącej pustką dziury..

Obrazek

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ