20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
Kolejna przygoda z Wielką Fatrą zaczęła się w Ružomberku, gdyż tym razem – dla odmiany – plan zakładał przejście od północnego krańca ku południowi. Po całkiem sprawnej podróży i sytym obiedzie w sprawdzonej jadłodajni w Ružomberku odjechaliśmy na darmowy parking w Čutkovskej Dolinie. Tam ekipa przy piwku miło spędziła czas, podczas gdy kierowcy pojechali odstawić 2 auta na parking w Donovalach – po czym tym trzecim autem wrócili na miejsce startu.
Plan bowiem zakadał przejście pasma po całej długości z metą w Donovalach.
No ale cóż….plany są po to, żeby je zmieniać
Ale po kolei.
Czwartek.
Pierwszego dnia zakładałem dojście na nocleg do Smrekovicy. Trochę jednak za długo guzdraliśmy się w dolinach, w efekcie zamiast planowanej 15.00 ruszyliśmy na szlak po 17.00.
Szlak czerwony z Černovej od razu ostro pnie się w górę i po 2 godz. (z hakiem) marszu pozwala osiągnąć wierzchołek Tlstej hory – która rozpoczyna/kończy wschodnią odnogę pasma V.F. Dalej już idzie się grzbietem, choć przewyższeń nie brakuje. Dodatkowo upalny dzień utrudniał podchodzenie, więc po dojściu na szczyt było już jasne, że Smrekovica jest poza zasięgiem. Po odpoczynku uszliśmy jeszcze więc ze trzy kwadranse, by na przyjemnej polance za Vtáčnikom rozłożyć biwak. Idealnie udało się tuż przed zmrokiem. Biwak na dziko, więc ognisko sobie darowaliśmy. Ale i tak wieczór był fajny, robaczki świętojańskie igrały dookoła itepe
Piątek.
W piątek wieczorem mieliśmy nocować w Mandolinie, tudzież w Chacie pod Suchym. Licząc ze Smrekovicy 8 godz. A do Smrekovicy było jeszcze 2 h, więc wyglądało, że do przejścia mamy 10 godz. marszu. No to trza było dość wcześnie się zebrać. Odcinek spokojny, przyjemny, pogoda przyzwoita. W Smrekovicy przerwa na piwko – dla zdrowotności oczywiście
No ale…..w międzyczasie rozpadał się deszczyk. Trza przeczekać. No to…..drugie pifffko.
Przelało. Ruszylim. Ze 200 mertrów uszliśmy, a tu: niebo ciemnieje….czarnieje…..złowrogie pomruki zaczyna wydawać…..nie ma co. Pompka się szykuje, że hej!
No to wrócilim. Trza przeczekać. Słuszna decyzja. Po paru minutach zaczęło się. Ale jak! Oberwanie chmury w formacie XXXL. Piękny był pomysł z tą przerwą na piwko. Inaczej to ta masakra zastałaby nas gdzieś tam hej daleko na szlaku. A tak: siedzielim sobie pod daszkiem podziwiając burzowy spektakl. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że alkohol szkodzi zdrowiu
Pół godziny minęło, a końca nie widać. Godzina – bez zmian: leje i leje. No cóż. Zbyt późno się zrobiło, by dojść na kolejny nocleg. Tym bardziej, że po niebie burza za burzą. Nie ma co. Trza tu zostać na noc. Na szczęście w hotelu były wolne pokoje i udało się zakwaterować całą naszą dziewiątkę. No to co? Czas na pifffko
Sobota.
Prognozy umiarkowanie optymistyczne, ale ruszyliśmy dalej. Trzeba było podkręcić tempo od razu na starcie, bo w czasie gdy mieliśmy przechodzić Rakytov miała tam też przechodzić burza. A Rakytov to jeden z najbardziej wyostrzonych wierzchołków V.F. więc randka z burzą na szczycie przyniosłaby z pewnością nazbyt sporą dawkę adrenaliny. Jeszcze po drodze plan “B”: minąć szczyt obejściówką, zostawić toboły na južnym Rakytovskym sedlu i wdrapać się na szczyt na lekko. Byłoby szybciej. No i lżej. Nie zdążyliśmy. Po dojściu do sedla już grzmiało. Trzeba przeczekać. Z tarpa i tropików zmontowaliśmy w lesie prowizoryczne koczowisko, by nas nie zalało. Po godzinie burza miała przejść. Ale się jej odechciało – zakotwiczyła się w okolicy na dobre. Czas mija, a tu leje i leje. No i pogrzmiewa. I nie zamierza przestać. Trudno, odpuściliśmy więc Rakytov i dalej w drogę, w kierunku Plosky. To, że zmokniemy było pewne, pytanie tylko: jak dogłębnie? Ano…..dość dogłębnie się okazało. Do sedla pod Ploskou lało równo, dopiero tam ustało. Ale Ploske zaczęła okupywać kolejna burza, więc i ją trzeba było odpuścić. Ploska dla odmiany od Rakytova jest płaska – jak sama nazwa wskazuje – ale bez jednego drzewa czy krzaczka. Iść grzbietem w takim odkrytym terenie jak dookoła piorunami wali….też zbyt dużo adrenaliny. Wybraliśmy więc obejściówkę zielonym szlakiem do Chaty pod Borišovom. Tam obiad, piwko. W międzyczasie burze się wyczerpały i wręcz słonko zaczęło przyświecać. No dobrze. Buty przemoczone, ale trzeba iść. Jeszcze 2 godzinki z hakiem do utulni – przez Chyžky i Koniarky . W końcu dotarliśmy do Mandoliny z jednodniowym poślizgiem. Tam już chatkuje sympatyczna parka z sympatycznym pieskiem. Ale widać, że trochę nie za bardzo im nasze towarzystwo. Najwyraźniej mieli w planie pofiglować swobodnie, a tu zgraja Polaków chce im utrudniać sexcesy
No to wicie rozumicie: taktownie przemieściliśmy się do położonej nieopodal Chaty pod Suchym. Tam już było trochę ludzi, więc intymnej atmosfery trudno się było spodziewać. Integracja z braćmi Słowakami zawsze jest udana: choć czasem potem trochę głowa boli, to jednak warto
Niedziela.
Tym to sposobem udało się zrealizować tylko połowę planu: na Ostredok i Križną nie było już czasu. Zostało go tyle, by żółtą zejściówką dotrzeć do Vysnej Revucy, skąd kierowcy stopem podjechali do Donovalów po auta. Potem jeszcze zjazd na startowy parking po trzecie auto, obiadek i powrót, by jak zwykle w niedzielny wieczór o ludzkiej porze dotrzeć do domów.
Reszta fotek:
https://photos.google.com/share/AF1QipO ... kxTDV6VFhB
Plan bowiem zakadał przejście pasma po całej długości z metą w Donovalach.
No ale cóż….plany są po to, żeby je zmieniać
Ale po kolei.
Czwartek.
Pierwszego dnia zakładałem dojście na nocleg do Smrekovicy. Trochę jednak za długo guzdraliśmy się w dolinach, w efekcie zamiast planowanej 15.00 ruszyliśmy na szlak po 17.00.
Szlak czerwony z Černovej od razu ostro pnie się w górę i po 2 godz. (z hakiem) marszu pozwala osiągnąć wierzchołek Tlstej hory – która rozpoczyna/kończy wschodnią odnogę pasma V.F. Dalej już idzie się grzbietem, choć przewyższeń nie brakuje. Dodatkowo upalny dzień utrudniał podchodzenie, więc po dojściu na szczyt było już jasne, że Smrekovica jest poza zasięgiem. Po odpoczynku uszliśmy jeszcze więc ze trzy kwadranse, by na przyjemnej polance za Vtáčnikom rozłożyć biwak. Idealnie udało się tuż przed zmrokiem. Biwak na dziko, więc ognisko sobie darowaliśmy. Ale i tak wieczór był fajny, robaczki świętojańskie igrały dookoła itepe
Piątek.
W piątek wieczorem mieliśmy nocować w Mandolinie, tudzież w Chacie pod Suchym. Licząc ze Smrekovicy 8 godz. A do Smrekovicy było jeszcze 2 h, więc wyglądało, że do przejścia mamy 10 godz. marszu. No to trza było dość wcześnie się zebrać. Odcinek spokojny, przyjemny, pogoda przyzwoita. W Smrekovicy przerwa na piwko – dla zdrowotności oczywiście
No ale…..w międzyczasie rozpadał się deszczyk. Trza przeczekać. No to…..drugie pifffko.
Przelało. Ruszylim. Ze 200 mertrów uszliśmy, a tu: niebo ciemnieje….czarnieje…..złowrogie pomruki zaczyna wydawać…..nie ma co. Pompka się szykuje, że hej!
No to wrócilim. Trza przeczekać. Słuszna decyzja. Po paru minutach zaczęło się. Ale jak! Oberwanie chmury w formacie XXXL. Piękny był pomysł z tą przerwą na piwko. Inaczej to ta masakra zastałaby nas gdzieś tam hej daleko na szlaku. A tak: siedzielim sobie pod daszkiem podziwiając burzowy spektakl. Niech mi ktoś jeszcze raz powie, że alkohol szkodzi zdrowiu
Pół godziny minęło, a końca nie widać. Godzina – bez zmian: leje i leje. No cóż. Zbyt późno się zrobiło, by dojść na kolejny nocleg. Tym bardziej, że po niebie burza za burzą. Nie ma co. Trza tu zostać na noc. Na szczęście w hotelu były wolne pokoje i udało się zakwaterować całą naszą dziewiątkę. No to co? Czas na pifffko
Sobota.
Prognozy umiarkowanie optymistyczne, ale ruszyliśmy dalej. Trzeba było podkręcić tempo od razu na starcie, bo w czasie gdy mieliśmy przechodzić Rakytov miała tam też przechodzić burza. A Rakytov to jeden z najbardziej wyostrzonych wierzchołków V.F. więc randka z burzą na szczycie przyniosłaby z pewnością nazbyt sporą dawkę adrenaliny. Jeszcze po drodze plan “B”: minąć szczyt obejściówką, zostawić toboły na južnym Rakytovskym sedlu i wdrapać się na szczyt na lekko. Byłoby szybciej. No i lżej. Nie zdążyliśmy. Po dojściu do sedla już grzmiało. Trzeba przeczekać. Z tarpa i tropików zmontowaliśmy w lesie prowizoryczne koczowisko, by nas nie zalało. Po godzinie burza miała przejść. Ale się jej odechciało – zakotwiczyła się w okolicy na dobre. Czas mija, a tu leje i leje. No i pogrzmiewa. I nie zamierza przestać. Trudno, odpuściliśmy więc Rakytov i dalej w drogę, w kierunku Plosky. To, że zmokniemy było pewne, pytanie tylko: jak dogłębnie? Ano…..dość dogłębnie się okazało. Do sedla pod Ploskou lało równo, dopiero tam ustało. Ale Ploske zaczęła okupywać kolejna burza, więc i ją trzeba było odpuścić. Ploska dla odmiany od Rakytova jest płaska – jak sama nazwa wskazuje – ale bez jednego drzewa czy krzaczka. Iść grzbietem w takim odkrytym terenie jak dookoła piorunami wali….też zbyt dużo adrenaliny. Wybraliśmy więc obejściówkę zielonym szlakiem do Chaty pod Borišovom. Tam obiad, piwko. W międzyczasie burze się wyczerpały i wręcz słonko zaczęło przyświecać. No dobrze. Buty przemoczone, ale trzeba iść. Jeszcze 2 godzinki z hakiem do utulni – przez Chyžky i Koniarky . W końcu dotarliśmy do Mandoliny z jednodniowym poślizgiem. Tam już chatkuje sympatyczna parka z sympatycznym pieskiem. Ale widać, że trochę nie za bardzo im nasze towarzystwo. Najwyraźniej mieli w planie pofiglować swobodnie, a tu zgraja Polaków chce im utrudniać sexcesy
No to wicie rozumicie: taktownie przemieściliśmy się do położonej nieopodal Chaty pod Suchym. Tam już było trochę ludzi, więc intymnej atmosfery trudno się było spodziewać. Integracja z braćmi Słowakami zawsze jest udana: choć czasem potem trochę głowa boli, to jednak warto
Niedziela.
Tym to sposobem udało się zrealizować tylko połowę planu: na Ostredok i Križną nie było już czasu. Zostało go tyle, by żółtą zejściówką dotrzeć do Vysnej Revucy, skąd kierowcy stopem podjechali do Donovalów po auta. Potem jeszcze zjazd na startowy parking po trzecie auto, obiadek i powrót, by jak zwykle w niedzielny wieczór o ludzkiej porze dotrzeć do domów.
Reszta fotek:
https://photos.google.com/share/AF1QipO ... kxTDV6VFhB
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Re: 20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
Widzę, że jednak Mała Fatra miała wtedy nieco lepszą pogodę. Burze straszyły nas tylko z daleka, a deszcz był co najwyżej w rozmiarze M
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Re: 20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
Dodałem jeszcze 2 linki, bo mi się zapomniało
EDIT: Skasowałem. Bo mi się relacje pomyliły
EDIT: Skasowałem. Bo mi się relacje pomyliły
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Re: 20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
Grochu, dziękuję za przypomnienie tego fajnego czasu z twojej relacji wynika, że tylko tam piliśmy 🤪 a przecież trochę gór było Najlepszy był piknik pod tarpem Czekam na następny, wspólny wyjazd, bo z Tobą się nigdy nie nudzę i twoja elastyczność jest bezcenna
„Jedno jest ogromnie ważne: nie wystarczy patrzeć, aby widzieć” Antoine do Saint - Exupery
Re: 20-23.06.2019 Powitanie lata na Wielkiej Fatrze.
No to.....do zobaczenia w Raju
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )