Słowacja (Tatry Wysokie)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Słowacja (Tatry Wysokie)
W związku z ogólną porażką tegorocznych planów zapodam coś z historii.
Zaczyna się fatalnie, jedziemy samochodem, od wyjazdu z pseudoautostrady w Krakowie korek, mega korek prawie do New Targu, potem odbijamy na Bukowinę i przez Jurgów trafiamy do Jaworzyny Tatrzańskiej. Szybka zmiana ciuchów i w drogę, mżawka nie opuszcza nas przez całą trasę, widoków zero, klamor na grzbiecie jak zwykle ciężki ale morda się cieszy... 2 tygodnie w słowackich Wysokich
Docieramy do Zelenego Plesa. Rano pogoda bez zmian... leje, plecy bolą więc decyzja - dzisiaj kumplujemy się ze Złotym Bażantem. Krótki spacer po okolicy utwierdza nas w tej decyzji.
Kolejny dzień, pogoda pod psem. Miał być Jagnięcy ale cóż, żeby nie polować ciągle na Bażanta idziemy do Chaty Plesnivec i z powrotem.
No nareszcie, SŁOŃCE widoki przygniatające, pakujemy się i na Przełęcz pod Świstówką, trochę łańcuchów, trawersiki i jesteśmy na górze. Teraz Magistralą na Skalnate Pleso, tu jak na Kasprowym tłumy turystów, idziemy dalej w stronę Hrebienioka, po drodze burza gasi zapał niedzielnych turystów, adidasy się ślizgają, parasolki wyginają od wiatru i rwą się foliowe peleryny
Docieramy do Smokovca i na bazę Pod Lesom.
Teraz Bystry Priehod - elektricką do Strybskego Plesa i w górę. Oczywiście dzień bez deszczu to dzień stracony, nad Capim Plesem grad wali jak wściekły. Szybki przeskok przez wąziutką przełęcz, potem po drodze Chata pod Soliskiem i kolejką krzesełkową w dół.
Jakiś luźny dzień, wycieczka z Tarzańskiej Łomnicy przez Vodopady Studeneho Potoka na Hrebienok i do Smokovca.
Znowu się pakujemy i jesteśmy w Chacie pri Popradskom Plesie. Krótki spacer na cmentarz ofiar gór.
Pogoda nadal piękna, miał być Koprovy ale po drodze decyzja... idziemy na Rysy, rok wcześniej byliśmy tam w chmurach. Tym razem widać wszystko jak na dłoni.
Wieczorem zaczyna padać i pada już cały czas... Teraz właśnie woda leje się hektolitrami po Tatrach, zmywa szlaki, zrywa mosty, armagedon
A my co... idziemy dalej. Cel Śląski Dom przez Osterevę. Szlak wokół stawu kompletnie zalany, brodzimy w wodzie po kostki, buty na starcie straciły swą wodoodporność. Na podejściu na przełęcz zaczyna wiać, robi się niebezpiecznie, boczne podmuchy przy dużym plecaku i pelerynie potrafią dać się we znaki. Na górze "Wind from hell" muszę trzymać się słupa by utrzymać się w pozycji pionowej. W strugach deszczu po Magistrali docieramy nad Batizovske Pleso i tu awaria. Szlak przechodzi przez strumień wypływający ze stawu i zamienia się w wodospad, przy obecnych opadach zamienił się w Amazonkę, nie ma szans, kamienie sporadycznie wystają ponad powierzchnię spienionej wody, przy wiejącym wietrze ryzyko poślizgu i lądowania w nurcie potoku jest za duże żeby próbować tędy. Schodząc w dół wodospadu znalazłem miejsce gdzie po wielkim głazie do połowy zalewanym przez potok da się wspiąć na drugą stronę... Rozcieramy skostniałe dłonie żeby mieć lepsze czucie w palcach i atakujemy potem jeszcze wspin po głazach i jesteśmy znowu na szlaku. Emocji trochę za dużo, w oczach mojej dzielnej towarzyszki pojawiają się łzy ale najgorsze już za nami.
W Śląskim hotelu nabieramy sił ale i tak plan się posypał. Wszystko mokre więc decyzja, zostajemy dzień dłużej (oj zabolało w kieszeni ) rezygnujemy z Rohatki, Małej Vesokiej i noclegu w Zbónickiej.
Następnego dnia pogoda trochę lepsza więc spacer na Polski Grzebień (w chmurach niestety).
I dalej Magistralą u podnóży Sławkowskiego przez Hrebienok do Terinki. Tu ochlaj i wyżerka. Rano zwarci i gotowi wbijamy się na Sedielko czyli po naszemu Lodową Przełęcz. Przez chwilę ładne widoki i znowu chmury i tak już prawie do końca Doliną Javorową.
Po drodze widać efekty ulewy z przed kilku dni, poziom wody był przerażający, jeśli ktoś znalazłby się w tym miejscu o niewłaściwym czasie już nie byłoby go wśród żywych. Na koniec widzimy, że most którym szliśmy pierwszego dnia w stronę Zelenego Plesa przeszedł a raczej spłynął do historii. Umęczeni (szlak był tragiczny) schodzimy do Jaworzyny gdzie czeka już na nas transport.
Było słońce, był deszcz było niesamowicie, ten wyjazd nauczył mnie szacunku dla niewiarygodnej potęgi wody w górskich potokach. Dzisiaj strumyk, nad którym dziecko robi kroczek jutro może zamienić się w rwącą górską rzekę.
Podsumowując... warto było zmoknąć W ten najgorszy dzień na szlaku spotkaliśmy tylko jedną trzy lub czteroosobową grupę niemieckich turystów , samotność w górach to jest to
http://picasaweb.google.pl/bojano74/Lip ... hpanoZa-cw#
Zaczyna się fatalnie, jedziemy samochodem, od wyjazdu z pseudoautostrady w Krakowie korek, mega korek prawie do New Targu, potem odbijamy na Bukowinę i przez Jurgów trafiamy do Jaworzyny Tatrzańskiej. Szybka zmiana ciuchów i w drogę, mżawka nie opuszcza nas przez całą trasę, widoków zero, klamor na grzbiecie jak zwykle ciężki ale morda się cieszy... 2 tygodnie w słowackich Wysokich
Docieramy do Zelenego Plesa. Rano pogoda bez zmian... leje, plecy bolą więc decyzja - dzisiaj kumplujemy się ze Złotym Bażantem. Krótki spacer po okolicy utwierdza nas w tej decyzji.
Kolejny dzień, pogoda pod psem. Miał być Jagnięcy ale cóż, żeby nie polować ciągle na Bażanta idziemy do Chaty Plesnivec i z powrotem.
No nareszcie, SŁOŃCE widoki przygniatające, pakujemy się i na Przełęcz pod Świstówką, trochę łańcuchów, trawersiki i jesteśmy na górze. Teraz Magistralą na Skalnate Pleso, tu jak na Kasprowym tłumy turystów, idziemy dalej w stronę Hrebienioka, po drodze burza gasi zapał niedzielnych turystów, adidasy się ślizgają, parasolki wyginają od wiatru i rwą się foliowe peleryny
Docieramy do Smokovca i na bazę Pod Lesom.
Teraz Bystry Priehod - elektricką do Strybskego Plesa i w górę. Oczywiście dzień bez deszczu to dzień stracony, nad Capim Plesem grad wali jak wściekły. Szybki przeskok przez wąziutką przełęcz, potem po drodze Chata pod Soliskiem i kolejką krzesełkową w dół.
Jakiś luźny dzień, wycieczka z Tarzańskiej Łomnicy przez Vodopady Studeneho Potoka na Hrebienok i do Smokovca.
Znowu się pakujemy i jesteśmy w Chacie pri Popradskom Plesie. Krótki spacer na cmentarz ofiar gór.
Pogoda nadal piękna, miał być Koprovy ale po drodze decyzja... idziemy na Rysy, rok wcześniej byliśmy tam w chmurach. Tym razem widać wszystko jak na dłoni.
Wieczorem zaczyna padać i pada już cały czas... Teraz właśnie woda leje się hektolitrami po Tatrach, zmywa szlaki, zrywa mosty, armagedon
A my co... idziemy dalej. Cel Śląski Dom przez Osterevę. Szlak wokół stawu kompletnie zalany, brodzimy w wodzie po kostki, buty na starcie straciły swą wodoodporność. Na podejściu na przełęcz zaczyna wiać, robi się niebezpiecznie, boczne podmuchy przy dużym plecaku i pelerynie potrafią dać się we znaki. Na górze "Wind from hell" muszę trzymać się słupa by utrzymać się w pozycji pionowej. W strugach deszczu po Magistrali docieramy nad Batizovske Pleso i tu awaria. Szlak przechodzi przez strumień wypływający ze stawu i zamienia się w wodospad, przy obecnych opadach zamienił się w Amazonkę, nie ma szans, kamienie sporadycznie wystają ponad powierzchnię spienionej wody, przy wiejącym wietrze ryzyko poślizgu i lądowania w nurcie potoku jest za duże żeby próbować tędy. Schodząc w dół wodospadu znalazłem miejsce gdzie po wielkim głazie do połowy zalewanym przez potok da się wspiąć na drugą stronę... Rozcieramy skostniałe dłonie żeby mieć lepsze czucie w palcach i atakujemy potem jeszcze wspin po głazach i jesteśmy znowu na szlaku. Emocji trochę za dużo, w oczach mojej dzielnej towarzyszki pojawiają się łzy ale najgorsze już za nami.
W Śląskim hotelu nabieramy sił ale i tak plan się posypał. Wszystko mokre więc decyzja, zostajemy dzień dłużej (oj zabolało w kieszeni ) rezygnujemy z Rohatki, Małej Vesokiej i noclegu w Zbónickiej.
Następnego dnia pogoda trochę lepsza więc spacer na Polski Grzebień (w chmurach niestety).
I dalej Magistralą u podnóży Sławkowskiego przez Hrebienok do Terinki. Tu ochlaj i wyżerka. Rano zwarci i gotowi wbijamy się na Sedielko czyli po naszemu Lodową Przełęcz. Przez chwilę ładne widoki i znowu chmury i tak już prawie do końca Doliną Javorową.
Po drodze widać efekty ulewy z przed kilku dni, poziom wody był przerażający, jeśli ktoś znalazłby się w tym miejscu o niewłaściwym czasie już nie byłoby go wśród żywych. Na koniec widzimy, że most którym szliśmy pierwszego dnia w stronę Zelenego Plesa przeszedł a raczej spłynął do historii. Umęczeni (szlak był tragiczny) schodzimy do Jaworzyny gdzie czeka już na nas transport.
Było słońce, był deszcz było niesamowicie, ten wyjazd nauczył mnie szacunku dla niewiarygodnej potęgi wody w górskich potokach. Dzisiaj strumyk, nad którym dziecko robi kroczek jutro może zamienić się w rwącą górską rzekę.
Podsumowując... warto było zmoknąć W ten najgorszy dzień na szlaku spotkaliśmy tylko jedną trzy lub czteroosobową grupę niemieckich turystów , samotność w górach to jest to
http://picasaweb.google.pl/bojano74/Lip ... hpanoZa-cw#
Ostatnio zmieniony 26 sierpnia 2009, 17:40 przez Anonymous, łącznie zmieniany 6 razy.
Jano pisze:ale morda się cieszy
Podoba mi się Twoje podejście, jakież mi bliskieJano pisze:Teraz właśnie woda leje się hektolitrami po Tatrach [...] A my co... idziemy dalej
Fajna relacja: wartka, szybka, z humorem i właściwym sobie dystansem do tematu. Dobrze się czyta, dzięki za to, że nie zanudziłeś, a zainteresowałeś
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
Dobrze że upałów nie było.
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Pogoda nie odstrasza widac ze dobrze sie bawiles
zdjecia extra
zdjecia extra
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480