13-20.08.2011 r. Ekipa Łódź "+" - Tatry Wysokie
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
13-20.08.2011 r. Ekipa Łódź "+" - Tatry Wysokie
Wyjazd planowany był od dawna – schrony zamówione, częściowo opłacone. Plany trzeba było zweryfikować, z mniej lub bardziej pozytywnych powodów * (tu wielkie gratulacje dla Kasiulki i Roberta za niepokalane poczęcie;) * Wracając do meritum – Robert na szybko skombinował zastępstwo wyjazdowe i powoli to wszystko układało się tak jak powinno…. Ale od początku… urodziłem się w Łodzi o godz. 1 w nocy, kiedy to burza szalała nad miastem …hmmm… może jednak troszkę ominę… A więc skaczemy do daty – 12 sierpień 2011 r. hmmm chociaż nie…nie….to już w sumie było po północy… na dworcu Kaliskim odbieramy zmarzniętą, małą, przerażoną kobietkę – witaj Barburka Jak się okazuje po 14 minutach jazdy – wcale nie taka spokojna i grzeczna na jaką się lansuje Na początku lekko kierowca myli drogę (nie – nie jedziemy w stronę morza) ale wychodzi to i tak na dobre. Deszcz momentami leje tak, że nie wiadomo czy jechać 20 czy 30 km/h. Tak czy inaczej nad ranem docieramy w miarę bezpiecznie na umówione miejsce parkingowe. <<Jak>> Czekamy kilkanaście minut i z za rogu na ręcznym w zakręt wchodzi Sonia z Eską Powiedzmy, że grupa w komplecie – czułe przywitanie, ahh te uściski i piski
Wyruszamy do pierwszego miejsca noclegowego – stary schron w Moku. Po drodze wspomnienia, plany – żarty, żarciki….te kobiety naprawdę nie są poważne Docieramy na miejsce w miarę wcześnie i po mało obfitym śniadanku i kilku łykach Ice Tea z Biedronki (nie wiem do tej pory czyje to było – ale dzięki że mnie uprzedziliście że to nie nasze ) wyruszamy do naszego pierwszego miejsca zdobywcy – Przełęczy pod Chłopkiem. Nad Czarnym ludu mnóstwo, ale oczywiście większość pcha się na Rysy. Spokojnie ruszamy zielonym na przełęcz. Niestety deszcz daje się we znaki, przycupnięci pod skałami przebieramy się w coś mini przeciwdeszczowego (ahh te widoki …Siedzimy dobre 20 min i postanawiamy iść dalej, bo co to takiego deszczyk dla nas…. Cóż jakiż to okazał się błąd… Dochodząc pod Kazelnice dopada nas burza z gradem wielkości 5-7 mm. Wali niesamowicie – jak to było?? Idealny masaż na cellulitis?? Wszystko zamienia się w potok, przemoczeni wracamy do schronu - jak się okazało nie tylko my tego dnia dostaliśmy po tyłkach. Cały schron się suszy – najgorsze że buty nadają się do wyciskania. Niewiele zabrakło – 15 min., ale ze względów bezpieczeństwa lepiej było delektować się wieczorem piwkiem i opowieściami w suchym miejscu.
Niedziela 14.08.2011r.
Pamiętnego dnia roku Pańskiego 2011 postanowione było odbycie wędrówki na górę zwaną Rysami. Skład niezmieniony, odzienie wysuszone. Nasze dziewki gotowe i rozpromienione promieniami słońca skrzętnie ogarniały swój dobytek co by w miarę bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Jak to rzekła iść niewiasta Eska – „nigdy w życiu drogi na czarny staw”… Cóż mogę napisać potomnym? Droga kręta i zawiła, łańcuch też się zdarzył. Ludzi na szlaku jeszcze mało, bo wczesną porą wędrowaliśmy. Na szczycie oczywiście zostawiliśmy pamiątkę w postaci wpisów w księdze wieczystej. Tam nastąpił rozłam w wesołej kompaniji. Ów niewiasta Eska postanowiła z nowo poznanymi damami zejść na Słowację, tam złapać karawan i wrócić do nas niechybnie przed zmrokiem asfaltem MOKOwskim. Jak postanowiła, tak zrobiła – życzenia na drogę co by Ją jakiś zbój nie napadł, ni niedźwiedź nie posiadł w okolicznych borówkach… Wracając do naszej izby wieszcz piszący tą relację miał mały wypadek – lekki spad za metra na boczek - siniorek do tej pory zdobi me szlachetne udo. Odpoczynek na czarnym stawie – w nagości i bezskrepowaniu odbywał się przez godzinę, gdyż nagle na niebie pojawił się czerwony smok ziejący łopatami wirników z napisem TOPR. Nie chcąc go spłoszyć leżeliśmy i podziwialiśmy jak wisiał nieopodal i nawet wypluł z siebie jakiś dwóch ludzi. Okazało się potem, że jakaś nieuważna niewiasta umczknęła kamieniem w głowę… Być może jakiś zbój próbował Ją napaść. Po posiłku i odpoczynku wróciliśmy do naszej izdebki, gdyż Woj. Nad Woje stwierdził że mało jakoś tak dzisiaj chodzenia i zaciągnął nas na oglądanie „ostrego wypasu kozic” na Kępę… Tam posililiśmy się słodyczą i kilkoma gulami Finlandyji Wracając zastanawialiśmy się czy nasza towarzyszka już dotarła. Okazało się że w izdebce 16-osobowej nie ma naszej Eski. Ryszard (prawie Lwie Serce) po cichu postanowił udać się po nasza niezłomną dziewicę w dół asfaltu. Tam bezpiecznie odnaleziona została przyprowadzona do stajenki. Wieczorne zupa chmielowa smakowała wszystkim. Uraczyliśmy się dowcipem i rozmową.
Dzień można było uznać za udany. Cali, zdrowi – jeden poobijany wskoczyli w swe łoża i zasnęli…..
P.S.
Rychu ja serio niechcący się do Ciebie przytulałem w nocy
Poniedziałek 15.08.2011
Yo! Tego dnia ziomki moje postanowili przedostać się do z doliny rozpusty – znaczy się Klapkowego Oka do Doliny Pięciu Staffów by raczyć się widoczkami. Niestety ziooom zabrakło nam kórde japonek, bo opalając się i pręrząc bicepsy zapomnieliśmy się wylansować pod shroniskiem jak nalerzy. W karzdym razie o 4 rano bódzą nas jakieś typy, co kilka godzin wcześniej nawijali co byśmy zamknęli dzioby. Sońka w swoim stylu (yo! Pozdro dla tej laski) ócisza towarzystwo. Niby kultórka ale brzmiało groźnie z Jej usteczek. Wiadomo ziooom – mocna kobieta nie
Koło 9 zawijamy manele na plecy i ruszamy żółtym szlakiem na Szpylass. Po drodze widoczki jak się patrzy nie? Tó lukasz tam lukaż, kilka pstrykuw dla potomnych – wiadomo nie – lans musi być. Gorącą jak w piekle, jeszcze nasze manierki z przodu szły to można było sobie poobczajac ich krągłości nie… nonono…no i docieramy na pszzełęcz Szpyglasową…tam nachy w dół i foty foty ziom….wbijamy na Szpiglas i pełen lans….kóóórde…działo się działo….gdyby nie te dziwne bóty co mi babcia dała to bym zupełnie inaczej się czół…za kostke czy coś… Potem shodzimy do Piątki – wiadomo – łańcuchy, lansik – zrzucamy jakiś ziomów na boki –ekipa idzie nie Barbi mknie po szynach idelanie (pozdro Barburka), Eska tam lódkuff spycha na boki. Sońki ziomy to nawet widać nie było – normalna sarna gurska nie…skok skok i już Jej nie ma ajjjj…czaisz czaisz….nonoo…docieranko na kwaterke, może jakiś browarek, te sprawy…ale szefu Robson mówi – nie no przylansujmy się na Zawracie – tam to nawet dzieci w japoneczkach wpadają…. No to zawijamy mandżury i wbijamy – jakieś 500 m od schronu qcze burza! Ja z Soniaszem wruciliśmy na schron – a Robert i Rych zostali i weszli. Kómasz?? Masakra jakaś damno… Szkoda że Eska musiała wracać bo może coś by się wyrwało, a tó lipa nie… Wieczorem snujemy plany, bro ziom…wiadomo nie,.,,,lansik w tle, japonki są – bicepsiki są…żyć nie umierać yo
Wtorek 16.08.2011
Odyseja kosmiczna roku 2011. Niestety mgławica od rana nie pozwoliła opuścić naszego Schroniska Enterprise Dolina Pięciu Stawów. Na zewnątrz leje, widoczność kilkumetrowa. Kapitan Robert Pikard zarządza przymusowy odpoczynek. Praktycznie cały dzień gramy w Scrable i pijemy piwo z M&Msami Niestety tego dnia opuszcza nas kolejny członek załogi – Barbórka. Odprowadzamy Ja całą załogą. Robert z Sonią biegną przodem, ja z Ryszardem powoli schodzimy z Basią. I teraz prośba do wszystkich chodzących po szlakach – jak was przyciśnie to odchodźcie dalej od szlaku za potrzebą, bo jakiś zbiegający turysta może nie wyrobić na zakręcie i wpaść w to co zostawiliśmy – pozdrowienia dla Roberta Na nasze nieszczęście dochodzi do małego rozłamu – prowadząca dwójka zbiega do Schroniska w Roztoce, a pozostała dwójka z Basią wędruje asfaltem aż do samych busów. Tutaj następuje czułe pożegnanie i wracamy z Rychem na noclego do piątki, gdzie czeka na nas Sonia z Robertem. Sesese klucz do pokoju mieliśmy my Wieczorem zgadujemy się jeszcze z Dominiką co do wspólnego wejścia na Orlą w czwartek – szkoda że jakoś nie wyszło ;/
Środa 17.08.2011
Tego dnia długo nie zapomnę – niby dzień wcześniej mieliśmy odpoczynek z zejściem do busów, jednak słońce i temperatura zrobiły swoje. Pierwotny plan był taki, że idziemy Zawratem do Murowańca. Podkusiło nas lekko i poszliśmy przez Krzyżne. Z całym bagażem na plecach to była niemała męczarnia. O tej drodze szybko chcę zapomnieć, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie muszę jednak wspominać że atmosfera była mega. Pot lał się po…. jak to było Sońka – „już wiem do czego służy przedziałem na tyłku – do odprowadzania potu”. Po dotarciu na miejsce obiadek. Tutaj chciałem zaznaczyć, że nie ma sensu zakładać się o piwo z Rychem że zje dwie porcje spaghetti pod rząd… bo zjadł… i piwko w plecy. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się nad Czarny Staw by pole żakować nieco. Loża szyderców to mało – niektórzy ludzie jednak powinni nas ukatrupić za te śmiechy. Ale musze przyznać, że pozowanie jednego chłopaka na kamieniu przejdzie do historii:)
Wracając spotkaliśmy Gosię B, która już człapała sobie dookoła i tylko wyczekiwała naszego powrotu. Tego samego dnia przyjechał Paweł i ekipa powoli się kompletowała przed „wisienką na torcie” naszego wyjazdu. Wieczorkiem oczywiście Scrable i piwko. Tutaj chciałem nadmienić że na pewno Sonia oszukuje w Scrable albo jedzie na jakiś dopalaczach, bo nie da się wymyślać tylu słów w tak krótkim czasie Spanko w 8 osób w szóstce też przejdzie do historii moich wyjazdów – z góry przepraszam Gosiu za niewyspanie… tak mniej więcej weszliśmy na szlak po 2 godz spania??
Czwartek 18.08.2011
To już ten dzień. Dzień w którym po raz pierwszy przejdę całą Orlą w jeden dzień. Z rana dołącza do nas Adamek. Nie wiem jak Ci nie było zimno idąc do nas W składzie Gosia B, Sonia, Adamek, Paweł, Robert, Rychu i ja ruszamy na Zawrat. Na przełęczy raczymy się mee ega słodką herbatą Pawła – dzięki Ci wielkie bo to pobudziło nas nieziemsko. Niestety wypadkowa godzina nie wypaliła i nie spotkaliśmy Dominiki:) To co się działo na Orlej ciężko opisać – trzeba było tam być. Pragnę nadmienić tylko że:
-Gosia dostała ode mnie kamieniem w oko – na szczęście kość jarzmowa wytrzymała
-męska część wyprawy to wariaci – chodzą przy przepaściach i się śmieją (ja się nie zaliczałem do tego grona)
-lans Gosi na drabince też jest niezły
-nadal mam lęk wysokości i to co mówiłem przy drabince nie jest prawda – wcale was nie nienawidzę
-japonki z goretexu na Vibramie to jest to – szczególnie wersja z Rakami Adamka
Krzyżne… leżeliśmy tam z dobrą godzinę – zasnąłem i Robert uratował mi życie – śniło mi się ze spadam w przepaść i złapałem się jego nogi (to już na żywo)… reakcja wszystkich… bezcenna
Potem miałem tyle energii że z Krzyżnego biegłem aż do Czerwonego Stawu. Robert za mną, Rychu z Sońką też. Paweł zrobił mistrzostwo świata i poszedł na skróty Gosia z Adamkiem na spokojnie sobie gadkowali. I tutaj druga uwaga – nigdy nie zakładajcie się ze mną o piwo że w Murowańcu nie zjem dwóch placków po węgiersku na raz. Gosiu – piwo smakowało wybornie Troszkę poświętowaliśmy. Okazało się że od Murowańca do Murowańca Orlą zrobiliśmy w 11 godzin. Big sukcesss Niestety musieliśmy pożegnać Adamka – dzięki że wpadłeś na ten wypad – dzięki za słowa otuchy na Orlej kiedy nogi mi się trzęsły. Oczywiście kolejna nocka nieprzespana – Gosia nie dała mi pochrapać Strat w postaci siniaków na udzie nie liczę, bo to takie tylko takie takie małe
Piątek 19.08.2011
Dzień wyjazdu, pożegnań, przeprawa …ahh co to był za dzień. Postanowiliśmy jeszcze zaliczyć Kościelec. Doba nam się skończyła więc plecaki zostały w przechowalni i udaliśmy się w strone Czarnego Stawu. Powiem tak –po dwóch nocach niespania nie dałem rady. Poszedłem spać nad Stawem a reszta grupy udała się na Karb, a potem na Kościelec. Obudziła mnie jakaś kolonia młodzieży i strasznie silny wiatr. Szybki namysł i kilkanaście minut później byłem już na Karbie i czekałem na naszych aż zejdą. Wiało niemiłosiernie a mimo to i tak przysnąłem na skale. Nie chce mówić o przebudzeniu, ale myślałem że zabije Sonie i Roberta Miałem ponowny efekt spadania w dół. Schodzimy do Murowańca – Paweł znika – znowu idzie na przestrzał, ale odziwo to my docieramy do schronu a Jego nie ma…hmmm…. Kurde…Paweł ma numerek do przechowalni. Gdy dociera na miejsce widzimy co się stało – kolana pozdzierane, podtopiony – na szczęśćcie świstak suchy i cały Tutaj następuje pożegnanie, uściski i łzy smutku. Gosia, Sonia i Paweł schodzą do Kuźnic, a nasza święta trójca idzie dalej.W planach przeprawa do schronu na Konratowej Niestety prognozy mówią o możliwych burzach z gradobiciem. Nabieramy tempa podchodzenia – na Kasprowym okazuje się ze chmury wyglądają bardzo nieciekawie. Postanawiamy odczekać nieco . Wśród miejscowych kolejkowiczów linowych wyglądamy nieco dziwnie. Postanawiamy ruszać – wiatr jest mega silny. Do tego stopnia że w pewnym momencie Rychu ląduje poza taśmami TPNu rozwieszonymi wszędzie na Kasprowym. Hasło też przejdzie do historii wyjazdów, ale nie mogę go zacytować Lądujemy w schronisku i muszę Wam napisać, że to chyba najbardziej pozytywne miejsce w całych górach. Nie ma chyba drugiego tak klimatycznego schronu z prawdziwego zdarzenia. I mają klimatycznego kota Tutaj siedzimy do wieczora, gadkujemy o wyjeździe – aż żal wracać….
Sobota 20.08.2011
Mimo wczorajszych zapowiedzi darujemy sobie Giewont i od razu schodzimy do Kuźnic. Odwiedziliśmy znajomych – naszych zaprzyjaźnionych górali, oraz polecamy jedzonko w Barze Mlecznym na Krupówkach 1 (to nie reklama – po prostu tanio i dobrze można zjeść),. Potem jeszcze trzeba lansik Kroplówkowy zrobić i można żyć – pamiątki dla rodziny – oscypki znaczy się i w drogę.
Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom wyjazdu. Nie będę po kolei wymieniał komu za co dziękuję, bo sami najlepiej o tym wiecie. Napiszę tylke że że atmosfera i to co sobą reprezentujecie jest nie do przecenienia. Wspólnie tworzyliśmy to wszystko – dzięki za pogaduchy, super chwile i za no wiecie przecież Mam nadzieję, ze nie macie mi za złe tego jak się czasami zachowuje – cóż taki już jestem
Chociaż w sumie można jedną osobę z imienia - wielkie podziękowania należą się Kasiulkowi – wielkiej nieobecnej. W końcu to Ona dzwoniła po schroniskach i kombinowała noclegi, planowała wspólnie z Robertem trasy. A On specjalnie zapłodnił Ją przed wyjazdem – jak mogłeś ?
Dzięki raz jeszcze.
Do zobaczenia na szlaku
Uczestnicy (w kolejności obojętnej): Barburka, Eska, Gosia B., Sonia, Adamek, Paweld, Robert (xVRoBVx), Rychu (dexter1980) , Kurrry
Foto:
https://picasaweb.google.com/1048379383 ... 1320082011
Paweld: https://picasaweb.google.com/1016079829 ... 1819082011
Wyruszamy do pierwszego miejsca noclegowego – stary schron w Moku. Po drodze wspomnienia, plany – żarty, żarciki….te kobiety naprawdę nie są poważne Docieramy na miejsce w miarę wcześnie i po mało obfitym śniadanku i kilku łykach Ice Tea z Biedronki (nie wiem do tej pory czyje to było – ale dzięki że mnie uprzedziliście że to nie nasze ) wyruszamy do naszego pierwszego miejsca zdobywcy – Przełęczy pod Chłopkiem. Nad Czarnym ludu mnóstwo, ale oczywiście większość pcha się na Rysy. Spokojnie ruszamy zielonym na przełęcz. Niestety deszcz daje się we znaki, przycupnięci pod skałami przebieramy się w coś mini przeciwdeszczowego (ahh te widoki …Siedzimy dobre 20 min i postanawiamy iść dalej, bo co to takiego deszczyk dla nas…. Cóż jakiż to okazał się błąd… Dochodząc pod Kazelnice dopada nas burza z gradem wielkości 5-7 mm. Wali niesamowicie – jak to było?? Idealny masaż na cellulitis?? Wszystko zamienia się w potok, przemoczeni wracamy do schronu - jak się okazało nie tylko my tego dnia dostaliśmy po tyłkach. Cały schron się suszy – najgorsze że buty nadają się do wyciskania. Niewiele zabrakło – 15 min., ale ze względów bezpieczeństwa lepiej było delektować się wieczorem piwkiem i opowieściami w suchym miejscu.
Niedziela 14.08.2011r.
Pamiętnego dnia roku Pańskiego 2011 postanowione było odbycie wędrówki na górę zwaną Rysami. Skład niezmieniony, odzienie wysuszone. Nasze dziewki gotowe i rozpromienione promieniami słońca skrzętnie ogarniały swój dobytek co by w miarę bezpiecznie dotrzeć na miejsce. Jak to rzekła iść niewiasta Eska – „nigdy w życiu drogi na czarny staw”… Cóż mogę napisać potomnym? Droga kręta i zawiła, łańcuch też się zdarzył. Ludzi na szlaku jeszcze mało, bo wczesną porą wędrowaliśmy. Na szczycie oczywiście zostawiliśmy pamiątkę w postaci wpisów w księdze wieczystej. Tam nastąpił rozłam w wesołej kompaniji. Ów niewiasta Eska postanowiła z nowo poznanymi damami zejść na Słowację, tam złapać karawan i wrócić do nas niechybnie przed zmrokiem asfaltem MOKOwskim. Jak postanowiła, tak zrobiła – życzenia na drogę co by Ją jakiś zbój nie napadł, ni niedźwiedź nie posiadł w okolicznych borówkach… Wracając do naszej izby wieszcz piszący tą relację miał mały wypadek – lekki spad za metra na boczek - siniorek do tej pory zdobi me szlachetne udo. Odpoczynek na czarnym stawie – w nagości i bezskrepowaniu odbywał się przez godzinę, gdyż nagle na niebie pojawił się czerwony smok ziejący łopatami wirników z napisem TOPR. Nie chcąc go spłoszyć leżeliśmy i podziwialiśmy jak wisiał nieopodal i nawet wypluł z siebie jakiś dwóch ludzi. Okazało się potem, że jakaś nieuważna niewiasta umczknęła kamieniem w głowę… Być może jakiś zbój próbował Ją napaść. Po posiłku i odpoczynku wróciliśmy do naszej izdebki, gdyż Woj. Nad Woje stwierdził że mało jakoś tak dzisiaj chodzenia i zaciągnął nas na oglądanie „ostrego wypasu kozic” na Kępę… Tam posililiśmy się słodyczą i kilkoma gulami Finlandyji Wracając zastanawialiśmy się czy nasza towarzyszka już dotarła. Okazało się że w izdebce 16-osobowej nie ma naszej Eski. Ryszard (prawie Lwie Serce) po cichu postanowił udać się po nasza niezłomną dziewicę w dół asfaltu. Tam bezpiecznie odnaleziona została przyprowadzona do stajenki. Wieczorne zupa chmielowa smakowała wszystkim. Uraczyliśmy się dowcipem i rozmową.
Dzień można było uznać za udany. Cali, zdrowi – jeden poobijany wskoczyli w swe łoża i zasnęli…..
P.S.
Rychu ja serio niechcący się do Ciebie przytulałem w nocy
Poniedziałek 15.08.2011
Yo! Tego dnia ziomki moje postanowili przedostać się do z doliny rozpusty – znaczy się Klapkowego Oka do Doliny Pięciu Staffów by raczyć się widoczkami. Niestety ziooom zabrakło nam kórde japonek, bo opalając się i pręrząc bicepsy zapomnieliśmy się wylansować pod shroniskiem jak nalerzy. W karzdym razie o 4 rano bódzą nas jakieś typy, co kilka godzin wcześniej nawijali co byśmy zamknęli dzioby. Sońka w swoim stylu (yo! Pozdro dla tej laski) ócisza towarzystwo. Niby kultórka ale brzmiało groźnie z Jej usteczek. Wiadomo ziooom – mocna kobieta nie
Koło 9 zawijamy manele na plecy i ruszamy żółtym szlakiem na Szpylass. Po drodze widoczki jak się patrzy nie? Tó lukasz tam lukaż, kilka pstrykuw dla potomnych – wiadomo nie – lans musi być. Gorącą jak w piekle, jeszcze nasze manierki z przodu szły to można było sobie poobczajac ich krągłości nie… nonono…no i docieramy na pszzełęcz Szpyglasową…tam nachy w dół i foty foty ziom….wbijamy na Szpiglas i pełen lans….kóóórde…działo się działo….gdyby nie te dziwne bóty co mi babcia dała to bym zupełnie inaczej się czół…za kostke czy coś… Potem shodzimy do Piątki – wiadomo – łańcuchy, lansik – zrzucamy jakiś ziomów na boki –ekipa idzie nie Barbi mknie po szynach idelanie (pozdro Barburka), Eska tam lódkuff spycha na boki. Sońki ziomy to nawet widać nie było – normalna sarna gurska nie…skok skok i już Jej nie ma ajjjj…czaisz czaisz….nonoo…docieranko na kwaterke, może jakiś browarek, te sprawy…ale szefu Robson mówi – nie no przylansujmy się na Zawracie – tam to nawet dzieci w japoneczkach wpadają…. No to zawijamy mandżury i wbijamy – jakieś 500 m od schronu qcze burza! Ja z Soniaszem wruciliśmy na schron – a Robert i Rych zostali i weszli. Kómasz?? Masakra jakaś damno… Szkoda że Eska musiała wracać bo może coś by się wyrwało, a tó lipa nie… Wieczorem snujemy plany, bro ziom…wiadomo nie,.,,,lansik w tle, japonki są – bicepsiki są…żyć nie umierać yo
Wtorek 16.08.2011
Odyseja kosmiczna roku 2011. Niestety mgławica od rana nie pozwoliła opuścić naszego Schroniska Enterprise Dolina Pięciu Stawów. Na zewnątrz leje, widoczność kilkumetrowa. Kapitan Robert Pikard zarządza przymusowy odpoczynek. Praktycznie cały dzień gramy w Scrable i pijemy piwo z M&Msami Niestety tego dnia opuszcza nas kolejny członek załogi – Barbórka. Odprowadzamy Ja całą załogą. Robert z Sonią biegną przodem, ja z Ryszardem powoli schodzimy z Basią. I teraz prośba do wszystkich chodzących po szlakach – jak was przyciśnie to odchodźcie dalej od szlaku za potrzebą, bo jakiś zbiegający turysta może nie wyrobić na zakręcie i wpaść w to co zostawiliśmy – pozdrowienia dla Roberta Na nasze nieszczęście dochodzi do małego rozłamu – prowadząca dwójka zbiega do Schroniska w Roztoce, a pozostała dwójka z Basią wędruje asfaltem aż do samych busów. Tutaj następuje czułe pożegnanie i wracamy z Rychem na noclego do piątki, gdzie czeka na nas Sonia z Robertem. Sesese klucz do pokoju mieliśmy my Wieczorem zgadujemy się jeszcze z Dominiką co do wspólnego wejścia na Orlą w czwartek – szkoda że jakoś nie wyszło ;/
Środa 17.08.2011
Tego dnia długo nie zapomnę – niby dzień wcześniej mieliśmy odpoczynek z zejściem do busów, jednak słońce i temperatura zrobiły swoje. Pierwotny plan był taki, że idziemy Zawratem do Murowańca. Podkusiło nas lekko i poszliśmy przez Krzyżne. Z całym bagażem na plecach to była niemała męczarnia. O tej drodze szybko chcę zapomnieć, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nie muszę jednak wspominać że atmosfera była mega. Pot lał się po…. jak to było Sońka – „już wiem do czego służy przedziałem na tyłku – do odprowadzania potu”. Po dotarciu na miejsce obiadek. Tutaj chciałem zaznaczyć, że nie ma sensu zakładać się o piwo z Rychem że zje dwie porcje spaghetti pod rząd… bo zjadł… i piwko w plecy. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się nad Czarny Staw by pole żakować nieco. Loża szyderców to mało – niektórzy ludzie jednak powinni nas ukatrupić za te śmiechy. Ale musze przyznać, że pozowanie jednego chłopaka na kamieniu przejdzie do historii:)
Wracając spotkaliśmy Gosię B, która już człapała sobie dookoła i tylko wyczekiwała naszego powrotu. Tego samego dnia przyjechał Paweł i ekipa powoli się kompletowała przed „wisienką na torcie” naszego wyjazdu. Wieczorkiem oczywiście Scrable i piwko. Tutaj chciałem nadmienić że na pewno Sonia oszukuje w Scrable albo jedzie na jakiś dopalaczach, bo nie da się wymyślać tylu słów w tak krótkim czasie Spanko w 8 osób w szóstce też przejdzie do historii moich wyjazdów – z góry przepraszam Gosiu za niewyspanie… tak mniej więcej weszliśmy na szlak po 2 godz spania??
Czwartek 18.08.2011
To już ten dzień. Dzień w którym po raz pierwszy przejdę całą Orlą w jeden dzień. Z rana dołącza do nas Adamek. Nie wiem jak Ci nie było zimno idąc do nas W składzie Gosia B, Sonia, Adamek, Paweł, Robert, Rychu i ja ruszamy na Zawrat. Na przełęczy raczymy się mee ega słodką herbatą Pawła – dzięki Ci wielkie bo to pobudziło nas nieziemsko. Niestety wypadkowa godzina nie wypaliła i nie spotkaliśmy Dominiki:) To co się działo na Orlej ciężko opisać – trzeba było tam być. Pragnę nadmienić tylko że:
-Gosia dostała ode mnie kamieniem w oko – na szczęście kość jarzmowa wytrzymała
-męska część wyprawy to wariaci – chodzą przy przepaściach i się śmieją (ja się nie zaliczałem do tego grona)
-lans Gosi na drabince też jest niezły
-nadal mam lęk wysokości i to co mówiłem przy drabince nie jest prawda – wcale was nie nienawidzę
-japonki z goretexu na Vibramie to jest to – szczególnie wersja z Rakami Adamka
Krzyżne… leżeliśmy tam z dobrą godzinę – zasnąłem i Robert uratował mi życie – śniło mi się ze spadam w przepaść i złapałem się jego nogi (to już na żywo)… reakcja wszystkich… bezcenna
Potem miałem tyle energii że z Krzyżnego biegłem aż do Czerwonego Stawu. Robert za mną, Rychu z Sońką też. Paweł zrobił mistrzostwo świata i poszedł na skróty Gosia z Adamkiem na spokojnie sobie gadkowali. I tutaj druga uwaga – nigdy nie zakładajcie się ze mną o piwo że w Murowańcu nie zjem dwóch placków po węgiersku na raz. Gosiu – piwo smakowało wybornie Troszkę poświętowaliśmy. Okazało się że od Murowańca do Murowańca Orlą zrobiliśmy w 11 godzin. Big sukcesss Niestety musieliśmy pożegnać Adamka – dzięki że wpadłeś na ten wypad – dzięki za słowa otuchy na Orlej kiedy nogi mi się trzęsły. Oczywiście kolejna nocka nieprzespana – Gosia nie dała mi pochrapać Strat w postaci siniaków na udzie nie liczę, bo to takie tylko takie takie małe
Piątek 19.08.2011
Dzień wyjazdu, pożegnań, przeprawa …ahh co to był za dzień. Postanowiliśmy jeszcze zaliczyć Kościelec. Doba nam się skończyła więc plecaki zostały w przechowalni i udaliśmy się w strone Czarnego Stawu. Powiem tak –po dwóch nocach niespania nie dałem rady. Poszedłem spać nad Stawem a reszta grupy udała się na Karb, a potem na Kościelec. Obudziła mnie jakaś kolonia młodzieży i strasznie silny wiatr. Szybki namysł i kilkanaście minut później byłem już na Karbie i czekałem na naszych aż zejdą. Wiało niemiłosiernie a mimo to i tak przysnąłem na skale. Nie chce mówić o przebudzeniu, ale myślałem że zabije Sonie i Roberta Miałem ponowny efekt spadania w dół. Schodzimy do Murowańca – Paweł znika – znowu idzie na przestrzał, ale odziwo to my docieramy do schronu a Jego nie ma…hmmm…. Kurde…Paweł ma numerek do przechowalni. Gdy dociera na miejsce widzimy co się stało – kolana pozdzierane, podtopiony – na szczęśćcie świstak suchy i cały Tutaj następuje pożegnanie, uściski i łzy smutku. Gosia, Sonia i Paweł schodzą do Kuźnic, a nasza święta trójca idzie dalej.W planach przeprawa do schronu na Konratowej Niestety prognozy mówią o możliwych burzach z gradobiciem. Nabieramy tempa podchodzenia – na Kasprowym okazuje się ze chmury wyglądają bardzo nieciekawie. Postanawiamy odczekać nieco . Wśród miejscowych kolejkowiczów linowych wyglądamy nieco dziwnie. Postanawiamy ruszać – wiatr jest mega silny. Do tego stopnia że w pewnym momencie Rychu ląduje poza taśmami TPNu rozwieszonymi wszędzie na Kasprowym. Hasło też przejdzie do historii wyjazdów, ale nie mogę go zacytować Lądujemy w schronisku i muszę Wam napisać, że to chyba najbardziej pozytywne miejsce w całych górach. Nie ma chyba drugiego tak klimatycznego schronu z prawdziwego zdarzenia. I mają klimatycznego kota Tutaj siedzimy do wieczora, gadkujemy o wyjeździe – aż żal wracać….
Sobota 20.08.2011
Mimo wczorajszych zapowiedzi darujemy sobie Giewont i od razu schodzimy do Kuźnic. Odwiedziliśmy znajomych – naszych zaprzyjaźnionych górali, oraz polecamy jedzonko w Barze Mlecznym na Krupówkach 1 (to nie reklama – po prostu tanio i dobrze można zjeść),. Potem jeszcze trzeba lansik Kroplówkowy zrobić i można żyć – pamiątki dla rodziny – oscypki znaczy się i w drogę.
Chciałbym podziękować wszystkim uczestnikom wyjazdu. Nie będę po kolei wymieniał komu za co dziękuję, bo sami najlepiej o tym wiecie. Napiszę tylke że że atmosfera i to co sobą reprezentujecie jest nie do przecenienia. Wspólnie tworzyliśmy to wszystko – dzięki za pogaduchy, super chwile i za no wiecie przecież Mam nadzieję, ze nie macie mi za złe tego jak się czasami zachowuje – cóż taki już jestem
Chociaż w sumie można jedną osobę z imienia - wielkie podziękowania należą się Kasiulkowi – wielkiej nieobecnej. W końcu to Ona dzwoniła po schroniskach i kombinowała noclegi, planowała wspólnie z Robertem trasy. A On specjalnie zapłodnił Ją przed wyjazdem – jak mogłeś ?
Dzięki raz jeszcze.
Do zobaczenia na szlaku
Uczestnicy (w kolejności obojętnej): Barburka, Eska, Gosia B., Sonia, Adamek, Paweld, Robert (xVRoBVx), Rychu (dexter1980) , Kurrry
Foto:
https://picasaweb.google.com/1048379383 ... 1320082011
Paweld: https://picasaweb.google.com/1016079829 ... 1819082011
Ostatnio zmieniony 29 sierpnia 2011, 20:26 przez Anonymous, łącznie zmieniany 3 razy.
Michał świetna relacja, i ten twój humor
Barburka, Eska, Gosia B., Sonia, Adamek, Paweld, Robert xVRoBVx, dexter1980 , Kurrry
Wielkie gratulacje za kawał dobrej roboty, za zdobycie orlej i wiele innych ciekawych miejsc Tylko pozazdrościć.
Muszę się kiedyś ponownie wybrać z grupą Łódź połazikować. Jeszcze raz wielkie
Barburka, Eska, Gosia B., Sonia, Adamek, Paweld, Robert xVRoBVx, dexter1980 , Kurrry
Wielkie gratulacje za kawał dobrej roboty, za zdobycie orlej i wiele innych ciekawych miejsc Tylko pozazdrościć.
Muszę się kiedyś ponownie wybrać z grupą Łódź połazikować. Jeszcze raz wielkie
ten teks mnie niesamowicie rozbawił, Michał jesteś ......Kurrry pisze: A On specjalnie zapłodnił Ją przed wyjazdem – jak mogłeś ?
"Cisza, wszędzie cisza. Jeszcze chwilę temu rozmawialiśmy ze sobą, żartowali. A teraz słyszą już tylko głuchy dźwięk kamieniającego śniegu, pod którym leżą. I czekają na pomoc. "
Michał, myślałam, że Ty tylko śpiewać potrafisz, a tu proszę jaki talent literacki. I te zmiany stylu opowieści - po prostu super.
Wszystkim gratuluję wielu wrażeń i wspólnie spędzonych chwil. Oby jak najwięcej takich wypraw, koniecznie z moim udziałem.
Wszystkim gratuluję wielu wrażeń i wspólnie spędzonych chwil. Oby jak najwięcej takich wypraw, koniecznie z moim udziałem.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
gratulacje dla całej ekipy
(o ... to dla mnie też )
pięknie spędzony tydzień, plan wykonany w całości i to w świetnych humorach
ekipa super, dzięki za wspólne wędrowanie, szkoda tylko że przez jeden dzień
Kurry - relacja
(o ... to dla mnie też )
pięknie spędzony tydzień, plan wykonany w całości i to w świetnych humorach
ekipa super, dzięki za wspólne wędrowanie, szkoda tylko że przez jeden dzień
Kurry - relacja
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
"na dworcu Kaliskim odbieramy zmarzniętą, małą, przerażoną kobietkę – witaj Barburka Jak się okazuje po 14 minutach jazdy – wcale nie taka spokojna i grzeczna na jaką się lansuje.."
ha ha ha;)
nie wiem kto bardziej był przerażony: ja czy Wy;))
DZIĘKI wielkie wszystkim za wędrowanie i towarzystwo jak ta lala:)
superancka relacja!!!moje fotki:
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... vNyb27SXQg
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... dOS0PerpAE
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... dO8_4zljwE
ha ha ha;)
nie wiem kto bardziej był przerażony: ja czy Wy;))
DZIĘKI wielkie wszystkim za wędrowanie i towarzystwo jak ta lala:)
superancka relacja!!!moje fotki:
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... vNyb27SXQg
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... dOS0PerpAE
https://picasaweb.google.com/1165457065 ... dO8_4zljwE
Michał, Twoją relacje czyta się jak dobrą powieść. Momentami można było się uśmiać, chwile grozy też przeplatają się przez linijki tekstu, także jest wszystko co potrzeba. Wielkie brawa za fantastyczny czas spędzony w Tatrach dla całej ekipy.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Michał jesteś Boski relacja uśmiałam się do łez
jeszcze niejedno łazikowanie przed nami :>
widzisz co ja mam z tym RobertemKurrry pisze:wielkie podziękowania należą się Kasiulkowi – wielkiej nieobecnej. W końcu to Ona dzwoniła po schroniskach i kombinowała noclegi, planowała wspólnie z Robertem trasy. A On specjalnie zapłodnił Ją przed wyjazdem – jak mogłeś ?
jeszcze niejedno łazikowanie przed nami :>
W 16-osobowym na górze w starym Moku - zabij mnie nie pamiętam już numerka - chyba 6Dobromił pisze:W którym pokoju spaliście 14 sierpnia ?
Zapomniałem dodać - rozwiązaliśmy problem co zrobić gdy zaatakuje Was niedźwiedź (debata była żmudna i długa, ale zakończyła się sukcesem) - otóż nie uciekamy - niedźwiedzie biegną do 60 km/godz...a więc...podkulamy nogi, głowa przy ziemi i robimy kulkę NAJWAŻNIEJSZE - pupa wysoko - może akurat zajmie się nią - poboli, poszczypie ale będziemy żyć Tak...to była jedno z mniej hardcorowych tematów na szlaku ;P
Pozdrawiam ekipę
EDIT:
fotki już się otwierają
Michał relacja jest - popłakałam się ze śmiechu
Jeszcze raz wielkie dzięki za te 2 super dni spędzone w Waszym towarzystwie
moja zemsta za to była słodkaKurrry pisze:Gosia dostała ode mnie kamieniem w oko
to na zdrówkoKurrry pisze:Gosiu – piwo smakowało wybornie
ja po godzinie więc pewnie dlatego szłam te 30 min dłużejKurrry pisze:z góry przepraszam Gosiu za niewyspanie… tak mniej więcej weszliśmy na szlak po 2 godz spania??
obiecuję że następnym razem pozwolęKurrry pisze:Oczywiście kolejna nocka nieprzespana – Gosia nie dała mi pochrapać
ta moja trauma na Kościelcu to pewnie z powodu niewyspania - po kolejnej godzinie snu nie ma się co dziwićKurrry pisze:Powiem tak –po dwóch nocach niespania nie dałem rady.
już przeprosiłam za toKurrry pisze:-lans Gosi na drabince też jest niezły
siniaki to nie moja zasługaKurrry pisze:Strat w postaci siniaków na udzie nie liczę, bo to takie tylko takie takie małe
Jeszcze raz wielkie dzięki za te 2 super dni spędzone w Waszym towarzystwie
Ostatnio zmieniony 29 sierpnia 2011, 22:25 przez GosiaB, łącznie zmieniany 2 razy.
Nie możesz zatrzymać
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
Michał, znów banan zagościł na moich ustach Relacja zaj.......
Epika zawodowa i czego więcej trzeba. No to kiedy następny wypad?
Aha,.....jak nie zapomnę to za zjazd przywiozę Wam MAŚĆ NA WYMIONA, jak następnym razem potłuczesz sobie boczek albo co tam będziesz chciał to się przesmaruje
Epika zawodowa i czego więcej trzeba. No to kiedy następny wypad?
Aha,.....jak nie zapomnę to za zjazd przywiozę Wam MAŚĆ NA WYMIONA, jak następnym razem potłuczesz sobie boczek albo co tam będziesz chciał to się przesmaruje
Ostatnio zmieniony 29 sierpnia 2011, 21:20 przez eska, łącznie zmieniany 1 raz.
"..błogosławieni, którzy poznali smak przygody, albowiem oni wiedzą co to wolność, i co to radość życia..."